Biblioteka Arkanii
Biblioteka Arkanii
Ten artykuł dotyczy ery Republiki GalaktycznejTen artykuł dotyczy ery upadku RepublikiTen artykuł dotyczy ery ImperiumTen artykuł dotyczy ery Nowej RepublikiTen artykuł dotyczy ery Najwyższego PorządkuTen artykuł dotyczy ery Nowego ImperiumTen artykuł dotyczy tematu zawartego w obecnie obowiązującym kanonie Gwiezdnych wojen.

Wszystko jest tak jak przewidziałem.
Autor tego artykułu pracuje obecnie nad jego udoskonaleniem i obiecuje wkrótce udostępnić nowe informacje.

Xanous profile-1.webp

Xanous Skywalker – arystokrata z planety Serenno, dziedzic rodu, wychowanek Hrabiego Dooku oraz potomek rodu Skywalkerów. Od najmłodszych lat rozdarty między obowiązkami dziedzica a powołaniem Jedi. Obdarzony niezwykłą wrażliwością na Moc i ciemną charyzmą, przeszedł szkolenie w Świątyni Jedi, gdzie odznaczał się niepokornością i głęboką empatią. Jako padawan był bliski zarówno naukom Zakonu, jak i filozofii Konfederacji Niezależnych Systemów, w której odegrał kluczową rolę jako senator, negocjator i strateg.

Znany z umiejętności łączenia medytacji z walką, dyplomacji z przeczuciem, flirtu z honorem – Xanous to postać balansująca między światłem a cieniem, między lojalnością wobec Republiki a własnym, niezależnym sumieniem. Często widywany w towarzystwie oficerów, lordów i istot z półświatka galaktycznego, był również związany z tajemniczymi strukturami Szkarłatnego Świtu. Jego los spleciony jest z dawnymi proroctwami i nowymi buntami – a jego serce bije mocą, której nie da się ujarzmić.


📖 Biografia[]

Xanous Skywalker: Początki Mocy i Przeznaczenia[]


🪐 Miejsce Urodzenia: Serenno[]

Xanous Skywalker urodził się na planecie Serenno – świecie arystokracji, starożytnych bibliotek i dumnych rodów. Jego narodziny w posiadłości Skywalkerów były wydarzeniem, które przeszło do lokalnych legend. W dniu jego przyjścia na świat, niebo nad Serenno przysłoniły chmury, a powietrze zgęstniało od niewidzialnej energii Mocy. Astrologowie i mistrzowie holokronów nazwali to znakiem przebudzenia dawnych przeznaczeń.


👤 Przodkowie:[]

Hrabia Dooku – Cień i Światło[]

Wśród jego przodków znajdował się nie kto inny, jak sam Hrabia Dooku, dawny Jedi i mistrz wielu pokoleń. Choć Dooku został później znany jako Darth Tyranus, niegdyś był cenionym uczniem Mistrza Yody oraz filarem Rady Jedi. Jego dziedzictwo było zarówno ciężarem, jak i inspiracją dla Xanousa.

Darth tyranus

„To, kim był twój dziadek, nie musi określać, kim ty się staniesz – ale nie zapominaj, że jego Moc płynie w twoich żyłach.” – Mistrz Yoda


🧒 Wczesne Lata i Sensytywność na Moc[]

Odkrycie Mocy[]

Już jako dziecko, Xanous potrafił wyczuwać emocje innych, przewidywać wydarzenia i poruszać drobne przedmioty bez dotyku. Dla jego rodziny nie było wątpliwości – Moc była z nim silna. Obawiając się zarówno ciemności, jak i odpowiedzialności, postanowiono go chronić… i jednocześnie przygotować na wielką przyszłość.

Decyzja o Wysłaniu do Zakonu Jedi[]

Po wielu naradach rodzinnych, w których głos zabrała nawet Lady Jocasta Nu, opiekunka Archiwum Jedi i bliska przyjaciółka rodu, postanowiono wysłać młodego Xanousa na Coruscant, aby rozpoczął życie jako Jedi. To był wybór między dziedzictwem krwi a przeznaczeniem Mocy.


🏰 Życie na Serenno[]

Luksus i Dyscyplina[]

Wychowywany w salach z marmuru, pod czujnym okiem nauczycieli i opiekunów, Xanous znał sztukę, historię i etykietę, zanim jeszcze sięgnął po miecz świetlny. Jednak każda jego zabawa była przeplatana nauką odpowiedzialności – jego imię było znane na całej planecie i niosło za sobą ciężar oczekiwań.

Rodzice: Miłość i Wymagania[]

Jego rodzice kochali go, ale wychowywali twardą ręką. Uczyli, że dziedzictwo bez dyscypliny to tylko pycha, a Moc bez samokontroli prowadzi do upadku. Byli dumni, ale surowi – wiedzieli, że ich syn musi być kimś więcej niż tylko kolejnym arystokratą.


Początki Szkolenia[]

Zakon Jedi przyjął go jako jednego z wielu młodych uczniów, lecz szybko zyskał uwagę mistrzów dzięki zręczności, intelektowi i niezwykłej empatii. Wkrótce potem, pod czujnym okiem Rady, jego mistrzem został sam Hrabia Dooku, który oficjalnie wrócił do Zakonu, by uczyć swojego wnuka. To był początek niezwykłej relacji mistrz–uczeń, która miała na zawsze odmienić losy galaktyki.


✍️ Dodatkowe ciekawostki z młodości Xanousa:[]

  • Jego pierwsze słowo brzmiało „Moc”.
  • Miał zwyczaj prowadzenia dziennika przemyśleń o Świecie i Mocy, jeszcze zanim nauczył się pisać płynnie.
  • Od dziecka interesował się historią wojen Jedi i Sithów, w szczególności dramatycznymi upadkami bohaterów.
ChatGPT Image 9 maj 2025, 22 33 25
Designer% 20(6)-enhanced
Count Skywalker








🌟 Xanous – Dziecko Światła, Dusza Lwa[]

Od najmłodszych lat Xanous Skywalker wyróżniał się nie tylko nadzwyczajną wrażliwością na Moc, ale też wyjątkowym usposobieniem. Mimo arystokratycznego pochodzenia i rygorystycznego wychowania, był chłopcem otwartym, pełnym ciepła i naturalnej charyzmy. Był duszą towarzystwa – uwielbiany przez opiekunów, służbę, a nawet dorosłych rycerzy Jedi, którzy przybywali na Serenno jako goście jego rodziny.

Jego urok nie polegał na pysze, lecz na szczerości i energii, jaką wnosił wszędzie tam, gdzie się pojawił. Lubił żartować, zadawać pytania, opowiadać historie i zarażać innych entuzjazmem. W astrologii rodzinnej często powtarzano, że urodził się pod znakiem lwa, co idealnie tłumaczyło jego naturalne przywództwo, pasję i… odrobinę dumy. 😉

„Ten chłopiec ma w sobie coś więcej niż tylko Moc. Ma ogień, który przyciąga dusze.” – Lady Jocasta Nu


🧠 Czas z Dooku – Pierwsze Lekcje, Jeszcze Przed Padawaństwem[]

Zanim jeszcze oficjalnie został padawanem, Xanous spędzał długie godziny u boku swojego dziadka – Hrabiego Dooku. To właśnie Dooku jako pierwszy zauważył w nim nie tylko siłę, ale i głód wiedzy. Zamiast izolować chłopca od dawnych tajemnic, Dooku zaczął zapoznawać go z bogatą historią galaktyki.

W ogromnej, marmurowej bibliotece Skywalkerów na Serenno, wśród holokronów i starożytnych ksiąg, Dooku często siadał z młodym Xanousem przy świecach i opowiadał mu o:

  • Starożytnych bitwach Jedi i Sithów,
  • Upadku Starej Republiki,
  • Mędrcach, którzy zrozumieli równowagę Mocy,
  • …a nawet o własnych przygodach z Yodą, Windu i Qui-Gonem.

Xanous chłonął te opowieści jak gąbka, zadając pytania, których nie spodziewał się nawet sam Dooku. Był nie tylko bystry – był nienasycony wiedzą. Uwielbiał analizować, co poszło nie tak w przeszłości, jakie błędy popełnili Jedi i gdzie leżała prawda pomiędzy Światłem a Ciemnością.


📜 Miłość do Historii i Starożytnych Wiedzy Jedi[]

Już jako kilkuletni chłopiec, Xanous miał swoje ulubione legendy Jedi – szczególnie te o starożytnych mistrzach, którzy balansowali między obiema stronami Mocy. Fascynowała go postać Revana, Taris, czy nawet mniej znanych medytatorów z planet Ossus i Jedha.

Często mawiał:

„Historia jest jak Moc – płynie przez wszystko, ale nie zawsze potrafimy ją zrozumieć.”

W wieku ośmiu lat zaczął prowadzić swój pierwszy dziennik – ręcznie pisany, pełen myśli, pytań i szkiców starych mieczy świetlnych. Była to zapowiedź tego, że Xanous nie będzie zwykłym Jedi – był myślicielem, wojownikiem, ale też przyszłym strategiem i filozofem.


🧬 Relacja z Dooku – Więź Prawdziwej Rodziny i Mistrzostwa[]

Dooku kochał Xanousa na swój chłodny, dostojny sposób. Nie był typem dziadka, który przytula czy śmieje się głośno. Ale spędzany z nim czas, rozmowy i lekcje – miały dla Xanousa ogromną wartość. Był to czas, kiedy Moc była nauką, ale i intymną opowieścią o przeszłości rodziny.

Ta więź sprawiła, że gdy nadszedł czas wyboru mistrza, Dooku bez wahania zgłosił się po swojego wnuka. A Xanous, choć miał wielu kandydatów w Zakonie, nie wyobrażał sobie nikogo innego.


🌿 Rozdział : Święto Rodziny – Dni Lwa na Serenno[]

W komnatach pałacu Skywalkerów na planecie Serenno, zapach przyprawionych win owocowych i dźwięki klasycznych sereniańskich instrumentów roznosiły się po marmurowych salach. Zbliżały się urodziny ojca Xanousa, a dzień później – dzień narodzin samego Hrabiego Dooku. Te dwa dni, od zawsze obchodzone z rozmachem, były na Serenno czymś więcej niż tylko świętem – były przypomnieniem o ciągłości rodu, o dziedzictwie, o jedności rodziny mimo galaktycznych obowiązków.

Dla Xanousa, który na co dzień przebywał w Świątyni Jedi na Coruscant, powrót na Serenno był jak powrót do korzeni. W dniu urodzin Dooku, wszystko było inne – czas jakby zwalniał, a cały pałac ożywał nie polityką, a miłością i wspomnieniami.

👨‍👩‍👧‍👦 Spotkanie z Rodzeństwem[]

To był dzień szczególny. Po raz pierwszy od wielu miesięcy Xanous zobaczył całe swoje rodzeństwo – piątkę dusz tak różnych, a jednak złączonych więzami krwi i dumą ze wspólnego nazwiska.

  • Calen, najmłodszy z nich, miał zaledwie pięć lat. Chłopiec o jasnych oczach i niespożytej energii, ciągle dopytywał Xanousa o miecze świetlne i przygody Jedi.
  • Lyssira, tylko o rok starsza od Calena, była delikatna, ale przenikliwa – interesowała się florą Serenno i potrafiła rozpoznać każdy kwiat w pałacowym ogrodzie.
  • Verik, starszy od Xanousa o dwa lata i miesiąc, od zawsze traktował go jak rywala i brata jednocześnie – był silny, odważny, nieco impulsywny, ale szanował drogę, którą wybrał jego młodszy brat.
  • Vestan, najstarszy z rodzeństwa, miał zamiłowanie do strategii wojskowych i polityki. Często przesiadywał w archiwach Dooku, analizując bitwy i ruchy floty, marząc o zostaniu generałem lub senatorem.

W tym dniu jednak wszyscy byli tylko rodziną, nie przyszłością, nie polityką, nie wojownikami. Byli dziećmi, które biegały po sali balowej, wspominały dawne lata i razem śmiały się do późna.

Xanous, urodzony 19 sierpniadumny Lew – był tego wieczora w swoim żywiole. Gdziekolwiek się pojawił, wokół zbierały się rozmowy, śmiech, anegdoty. Był światłem przy stole, przewodnikiem wśród młodszych i partnerem do rozmów dla starszych.

– Wiesz, Vestan – powiedział z uśmiechem do najstarszego brata – nie każda bitwa wymaga armii. Czasem wystarczy dobrze dobrane słowo... albo jeden cichy ruch w ciemności.

Vestan uniósł brwi z uznaniem. Nawet on przyznał w duchu, że Xanous dojrzewał szybciej niż się spodziewano.

🎂 Dooku jako Dziadek, Mistrz i Serce Rodu[]

W dniu swoich urodzin, Hrabia Dooku był bardziej ojcem niż mistrzem. Przy stole zasiadł obok Jocasty, z którą dzielił spojrzenia pełne nostalgii i ciepła. Ich wnuk, którego szkolił z taką determinacją, teraz lśnił – nie tylko jako adept Jedi, ale jako młody mężczyzna godny swojego imienia.

– Xanous – powiedział cicho, podając mu kielich soku z owoców Serenno – kiedyś przejmiesz ten stół. Ale niech twoje rządy nigdy nie zapomną smaku rodzinnych świąt.

– Nie zapomnę, dziadku – odpowiedział z powagą młody Skywalker. – Bo to one uczą, kim naprawdę jesteśmy.

🌅 Rozdział : Rodzinny Obiad na Serenno[]

Wielka sala jadalna pałacu Skywalkerów lśniła w ciepłym świetle popołudniowego słońca, które wpadało przez wysokie, ozdobne okna. Ściany zdobione herbami rodowymi, freskami przodków i scenami z historii Serenno tchnęły dumą i tradycją. Ale dziś — dziś nie było mowy o polityce, o wojnie, o obowiązkach Jedi.

Dziś był dzień rodziny. 🕊️

Długi stół, pokryty śnieżnobiałym obrusem i udekorowany żywymi kwiatami z ogrodów Serenno, wypełniały półmiski aromatycznych potraw, domowych wypieków i kryształowe karafki pełne soków i win rodowych.

Na jednym z końców stołu siedział Hrabia Dooku, spokojny i uśmiechnięty, ubrany w klasyczną sereniańską tunikę, nieco mniej formalną niż zwykle. Obok niego zasiadała Jocasta Nu, kobieta o łagodnym spojrzeniu i mądrości, którą emanowała nawet wtedy, gdy po prostu... nalewała herbatę swoim wnukom.

Po przeciwnej stronie stołu siedzieli rodzice Xanousa, pełni dumy i ciepła, wymieniający spojrzenia i uśmiechy. Matka z czułością poprawiała kołnierzyk najmłodszemu Calenowi, a ojciec raz po raz śmiał się z żartów Verika, który dziś wyjątkowo zabłysnął humorem.

Xanous siedział między Lyssirą a Jocastą, czuł się jak w domu — i to w najczystszym znaczeniu tego słowa. Był rycerzem Jedi w trakcie szkolenia, wnukiem potężnego mistrza, ale w tej chwili był po prostu... synem, bratem, wnukiem i dzieckiem Serenno.

– To niesamowite, jak bardzo przypominasz mi twojego dziadka – powiedziała z uśmiechem Jocasta, spoglądając z czułością na Xanousa. – A ty, babciu, wiesz o nim więcej niż jakakolwiek holokronowa kronika – odpowiedział żartobliwie chłopak, puszczając do niej oczko.

Dooku zaśmiał się lekko, pierwszy raz od dłuższego czasu tak szczerze, nie jako Mistrz Jedi, ale jako... dziadek.

– Nie wiem, kto z was dwojga ma bardziej cięty język – odezwał się rozbawiony. – Ale jeśli Jocasta cię szkoli, Xanousie... lepiej już szykuj osobny dziennik na mądrości!

Wszyscy roześmiali się serdecznie, a Calen próbował wcisnąć na głowę Verika srebrną koronę z liści, którą Lyssira uplotła chwilę wcześniej. Vestan opowiadał z pasją o najnowszych taktykach obronnych używanych przez Nową Republikę, a matka Xanousa uśmiechała się cicho, obserwując dzieci, które dorastały zbyt szybko.

Ten dzień nie był może epickim starciem ani duchowym objawieniem. Ale był przypomnieniem, że nawet w galaktyce pełnej chaosu i Mocy — największą siłą jest miłość.

🌌 Rozdział Dziedzictwo Zakonu[]

Noc zapadła nad Serenno. W pałacu zapanował spokój. Dzieci już spały, służba wycofała się do komnat, a złote światła kominków odbijały się ciepło w polerowanych kolumnach.

Na tarasie wychodzącym na wzgórza Serenno siedziało czworo osób: Hrabia Dooku, Jocasta Nu, Xanous i jego ojciec, który przysłuchiwał się rozmowie z rosnącym zdumieniem.

Dooku siedział w starym fotelu, przykryty ciemnym płaszczem. W jednej dłoni trzymał kubek z herbatą z korzenia nelcharu, a drugą spoczywał na ramieniu wnuka. Jocasta miała na kolanach księgę – stary wolumin z biblioteki Jedi, który ukryła dawno temu, zanim zaczęto go cenzurować.

– Zanim Zakon się zmienił… – zaczął Dooku, patrząc w gwiazdy – …był czymś więcej niż instytucją. Był ruchem, filozofią. Jedi byli nie tylko strażnikami pokoju. Byli badaczami, uczonymi, artystami. Mieli dusze. A nie tylko kodeksy.

Xanous słuchał w skupieniu. W jego oczach odbijała się przestrzeń kosmiczna, ale i coś więcej – głód wiedzy. Głód zrozumienia, skąd pochodzi, do czego należy.

– Miałam zaszczyt współpracować z Wielką Radą jeszcze za czasów Mistrza Thame Ceruliana – dodała Jocasta łagodnym głosem. – Zakon był wtedy… inny. Mniej polityczny. Bardziej... mistyczny. Jedi wędrowali po galaktyce i uczyli się od lokalnych tradycji Mocy. Kiedyś był Jedi, który przez rok uczył się od pustelników z Lothalu. Nikt nie wzywał go z powrotem. Nikt nie osądzał.

Ojciec Xanousa, dotąd milczący, pochylił się nieco do przodu.

– Ale to przecież nie ta wersja, którą znamy z holokronów Rady… – powiedział zaskoczony. – Zawsze mówiono, że Jedi muszą służyć, że nie mogą się angażować emocjonalnie.

Dooku spojrzał na niego spokojnie, niemal melancholijnie.

– Tak mówi obecna doktryna. Ale Zakon przeszedł wiele przemian. Kiedyś pozwalano Jedi posiadać rodziny. W czasach Starej Republiki mistrzowie często byli częścią lokalnych społeczności. Nie byli oderwanymi mnichami. Byli ludźmi. I to ich czyniło potężnymi.

Xanous zamarł. Spojrzał na dziadka, na babcię, a potem na ojca. Ta noc była inna. To nie był tylko wykład. To było przekazywanie dziedzictwa.

– A co się stało? – zapytał cicho. – Dlaczego się to zmieniło?

Jocasta westchnęła, zamykając księgę na kolanach.

– Strach. Wojny. Polityka. Jedi zaczęli się odcinać, by przetrwać. Ale w tym odcięciu zaczęli tracić to, co czyniło ich… sobą. I tak, powoli, utraciliśmy mądrość, a zyskaliśmy tylko kontrolę. Ale nie każdy zapomniał.

Dooku spojrzał na wnuka z powagą, ale i tkliwością.

– W tobie, Xanousie, widzę możliwość powrotu do pierwotnej idei. Do równowagi. Jesteś urodzony z krwi i ducha. Masz w sobie przeszłość, ale i przyszłość. Dlatego musisz znać prawdę. Nie tylko to, czego uczą w Świątyni… ale całą historię Mocy.

Ojciec Xanousa był wyraźnie wzruszony. W oczach pojawił mu się cień łez, choć ukrył to pod uśmiechem.

– Dooku… nigdy nie mówiłeś o tym tak otwarcie. Dziękuję. Dziękuję, że uczysz mojego syna prawdy. Nie tylko o Jedi. Ale o tym, kim jest.

Xanous podszedł do dziadka i mocno go przytulił. Z drugiej strony objęła go Jocasta.

Tam, na tarasie Serenno, w ciszy nocy, pod gwiazdami – zrodziło się nowe dziedzictwo Jedi.


⚔️ Rozdział Świątynia, Szkolenie i Dooku jako Mistrz[]

Na Coruscant, w surowych murach Świątyni Jedi, Xanous szybko się wyróżnił. Jego wrodzona dyscyplina, charyzma i potężna Moc przyciągały uwagę mistrzów – w tym samego Mace’a Windu, który wypowiadał się o nim z uznaniem. Nawet Mistrz Yoda widział w nim echo jego dziadka.

W tym czasie Dooku, wciąż jeszcze po stronie światła, przyjął wnuka jako swojego padawana. Relacja między nimi była głęboka i oparta na wzajemnym zrozumieniu. Pod okiem dziadka, Xanous uczył się zarówno Jasnej, jak i Mrocznej Strony Mocy — Dooku widział w nim przyszłość, która mogła przywrócić równowagę.


🔮 Rozdział Wizje, Artefakt i Przebudzenie[]

W tajnych misjach, które Dooku powierzał Xanousowi, młody adept natknął się na starożytny artefakt – możliwy relikt Sithów. Artefakt wzbudził w nim potężne wizje przyszłości, ukazując galaktykę pogrążoną w wojnie, ale i jego samego jako kluczowego gracza tej historii.

Te wizje wstrząsnęły jego świadomością. Zrozumiał, że Moc nie jest czarno-biała – jest złożona, nieprzewidywalna. Zaczął prowadzić własny dziennik, zapisywać swoje myśli, wątpliwości, nadzieje.

W tym czasie stworzył też swój własny miecz świetlny – smukły, zakrzywiony jak u Dooku, lecz z zielonym ostrzem. Symbolizował nie tylko jego indywidualność, ale również poszukiwanie harmonii pomiędzy światłem a cieniem.


🧘‍♂️ Scena przemiany: Medytacja i Przebudzenie[]

Ilustracja mentalna: Na tle nocnego nieba Serenno, Xanous siedzi w ogrodach pałacowych, w pozycji medytacyjnej. Zielone światło jego miecza świetlnego pulsuje obok niego jak serce. Wokół niego szeleszczą liście, a nad nim migoczą gwiazdy. Z jego czoła spływa pot, ale twarz zachowuje spokój. W głębi umysłu walczy z własnymi demonami. I wtedy… w jego wizji pojawia się Dooku – młody, jeszcze po stronie światła. Mówi tylko jedno:

– Nie wybieraj między światłem a cieniem. Naucz się być ogniwem, które je łączy.


👨‍👩‍👧‍👦 Rodzina i Relacje[]

Xanous nie był samotny. W domu miał pięcioro rodzeństwa – Calen, Lyssira, Verik, Vestan oraz on sam, urodzony 19 sierpnia – spod znaku Lwa, dusza towarzystwa, urodzony przywódca. Mimo intensywnych szkoleń, zawsze znajdował czas na rodzinne uroczystości. Wspólne urodziny ojca i dziadka Dooku towarzyszyły wyjątkowemu spotkaniu całej rodziny – włącznie z ukochaną Jocastą Nu, która była nie tylko babcią, ale i legendarną Archiwistką Zakonu Jedi.


📚 Rozdział : Historia Jedi i Spojrzenie w Przyszłość[]

W jednej z najważniejszych scen, Dooku i Jocasta dzielą się z Xanousem tajemnicami pradawnych Jedi. W ogrodach pałacu na Serenno rozmawiają o Złotych Wieku Zakonu, o dawnych wojnach i prawdziwej filozofii Mocy. Ojciec Xanousa, obecny przy rozmowie, jest zaskoczony i poruszony wiedzą, którą skrywają starsi członkowie rodziny.


⚖️ Przyszłość: Jedi, Wojownik, Wizjoner[]

Xanous Skywalker nie tylko przetrwał w Zakonie Jedi – on go przemienił. W czasach chaosu, zdrad i politycznych rozłamów, był głosem równowagi. Uczył, że emocje nie są słabością, że Moc nie jest narzędziem – jest życiem samym w sobie.

Gdy jego dziadek zginął z ręki Dartha Vadera, Xanous przeżył głębokie załamanie. Ale to właśnie to wydarzenie uczyniło go kimś więcej niż Jedi – uczyniło go liderem, reformatorem i symbolem nowego początku.


✨ Dziedzictwo Xanousa[]

Jego imię przetrwało pokolenia. Dla jednych był nowym Mistrzem Jedi. Dla innych – człowiekiem, który ośmielił się wyjść poza ograniczenia Zakonu. Dla wszystkich – legendą.



Wczesne życie[]

🌟 Rozdział Początki Xanousa Skywalkera[]

0ffaf210-5167-4a00-af69-20e047281460-enhanced

Hrabia Xanous w dziecięcym wieku

W świetle trzech księżyców planety Serenno, w samym sercu arystokratycznej rezydencji Skywalkerów, narodził się chłopiec, którego przeznaczenie miało poruszyć równowagę Mocy w całej galaktyce. Xanous Skywalker, syn rodu szlacheckiego, urodził się 19 sierpnia – pod znakiem Lwa, co wśród mieszkańców Serenno zwiastowało lidera, wojownika i serce pełne ognia.

Już sama aura tego dnia była inna. Niebo spowiła złoto-purpurowa poświata, a powietrze było naładowane nieznaną energią. Uczeni, astrolodzy i kronikarze rodu zapisali, że Moc “szepnęła” w tym dniu – jakby sama galaktyka przyjęła do swojego nurtu kogoś ważnego.

🏰 Rodzina i Dziedzictwo[]

Ee87ecc4-9bc0-4910-9039-66be8262a180-enhanced (1)

Xanous wraz z bratem

C94f70c8-67ad-429e-8888-05c016e71f50-enhanced

Xanous z rodzicami i dziadkami




ChatGPT Image 10 maj 2025, 21 33 44


ChatGPT Image 10 maj 2025, 21 52 14








Xanous przyszedł na świat jako drugi z pięciorga rodzeństwa – miał młodszego brata Calena, siostrę Lyssirę, starszego o dwa lata Verika, oraz najstarszego z rodzeństwa Vestana, który z pasją studiował taktykę i sztukę wojenną. Dom rodzinny tętnił życiem i rozmowami – nie był to zimny pałac, lecz żyjąca wspólnota, w której łączyły się elegancja i ciepło rodzinnych więzi.

Jego ojciec, Jerzy Skywalker, był mężczyzną o nieugiętej zasadzie honoru, twardym tonie głosu i stalowych oczach. Matka, Lady Ewa, była za to opoką łagodności, duchowości i wewnętrznej Mocy, którą przekazała synowi niczym subtelny dar.

Ale najważniejszym członkiem rodu, który miał największy wpływ na życie chłopca, był Hrabia Dooku – dziadek, legendarny Mistrz Jedi, który odwiedzał rodzinę w kluczowych momentach. Dooku dostrzegł w Xanousie coś więcej niż tylko moc – widział w nim iskrę dziedzictwa, ale i początek czegoś zupełnie nowego.

🌌 Dar Mocy[]

Już jako trzylatek, Xanous potrafił "wyczuwać" emocje ludzi w swoim otoczeniu. Kiedy inni bali się burzy, on wiedział, kiedy błyskawica uderzy. Zabawki, które powinny leżeć nieruchomo, krążyły wokół niego, kiedy się śmiał lub płakał. Jego sny były prorocze, a instynkty ostrzegały go przed niebezpieczeństwem.

Rodzina nie miała wątpliwości – Moc płynęła przez niego jak przez naczynie stworzone do jej prowadzenia.

🦁 Lwi Duch Xanousa[]

Urodzony pod znakiem Lwa, Xanous był od początku duszą towarzystwa. Gdy tylko nauczył się mówić, zadawał pytania, prowadził rozmowy, a służba i goście pałacowi uwielbiali jego naturalny urok. Miał w sobie coś, co przyciągało – charyzmę lidera, ciekawość badacza i serce wojownika.

W wieku pięciu lat biegał po ogrodach Serenno w pelerynie z zasłon okiennych, udając, że dowodzi armią Jedi. Już wtedy Dooku, stojąc w cieniu, z uśmiechem obserwował go, myśląc:

„Ten chłopiec nie tylko zna Moc. On ją rozumie, choć jeszcze nie potrafi tego nazwać.”

📜 Decyzja o przyszłości[]

Gdy Xanous skończył sześć lat, w czasie rodzinnej kolacji, podjęto decyzję, która zmieniła jego życie: zostanie wysłany do Świątyni Jedi na Coruscant. Dooku osobiście złożył rekomendację Radzie Jedi.

Choć matka płakała w ciszy, a ojciec nie okazał emocji, nikt nie miał wątpliwości – Xanous musiał iść ścieżką Jedi. Nie dlatego, że tak trzeba – ale dlatego, że sam tego pragnął.


✨ Podsumowanie Rozdziału I[]

Rozpoczynała się podróż. Chłopiec z rodu Skywalkerów, o duszy Lwa i sercu pełnym mocy, wkraczał w świat Jedi – nie tylko jako adept, ale jako początek nowego dziedzictwa. Na jego barkach spoczywało brzemię przeszłości i obietnica przyszłości. A nad wszystkim czuwał Dooku – nie tylko jako Mistrz, ale jako dziadek, który wiedział, że ta historia dopiero się zaczyna.

🌌 Rozdział Wczesne Życie Hrabiego Xanousa[]

Narodziny na Serenno[]

Xanous Skywalker urodził się w złotych salach pałacu na Serenno, planecie znanej nie tylko z piękna i dobrobytu, ale także z długiej, skomplikowanej historii związanej z Mocą. Syn Jerzego Skywalkera i Lady Ewy, Xanous przyszedł na świat jako dziedzic dumnego i wpływowego rodu, którego korzenie sięgały czasów przed upadkiem Starej Republiki. Jego urodziny – 19 sierpnia, w znaku Lwa – były odczytane przez lokalnych astrologów jako zapowiedź narodzin wojownika o ognistym sercu i woli silniejszej niż stal.

Od najmłodszych lat otaczała go miłość. Jego dzieciństwo płynęło w rytmie lekcji, ogrodowych zabaw i rozmów przy herbacie w wysokich marmurowych salach. Uczył się galaktycznej historii, języków, podstaw Mocy i dyplomacji. Rodzice, choć wymagający, byli kochający i obecni – Jerzy przekazywał mu dyscyplinę, Ewa – serce. Był ich światłem.

💥 Tragedia na Serenno[]

Wszystko zmieniło się, gdy Xanous miał zaledwie 10 lat.

Podczas jednej z corocznych ceremonii dyplomatycznych w stolicy planety, doszło do tajemniczego ataku. Niewyjaśniona eksplozja zniszczyła salę obrad – Jerzy i Ewa zginęli na miejscu. Oficjalne dochodzenie nie przyniosło odpowiedzi. W ciągu jednej nocy Serenno straciło swych liderów, a młody Xanous – cały świat, jaki znał.

Z pałacu rozbrzmiewała żałoba. Ale on nie płakał. Patrzył w okno, jak ogrody więdną w deszczu. W jego oczach nie było tylko bólu – była determinacja.

„Nie zginęli na próżno,” powiedział do siebie cicho. „Odnajdę prawdę. I stanę się silny. Dla nich.”

🛡️ Dooku – Przewodnik i Dziadek[]

W najciemniejszym momencie jego młodości pojawił się on – Hrabia Dooku. Wielki Jedi. Legenda. I jego dziadek.

Dooku, poruszony tragedią, zabrał wnuka pod swoje skrzydła. Nie jako mistrz Jedi – lecz jako dziadek. Wiedział, że jeśli chłopiec nie zostanie właściwie poprowadzony, Moc w nim może stać się burzą. Dlatego nauczył go, jak przemieniać cierpienie w siłę, jak panować nad emocjami, ale nigdy ich nie tłumić.

W pałacowych kryptach i cichych ogrodach Serenno uczyli się razem. Dooku recytował mu starożytne teksty Jedi, ale też mówił o porażkach Zakonu. Tłumaczył naturę równowagi. Uczył go nie tylko walki, ale też... filozofii odwagi.

„Moc nie zna dobra ani zła,” mówił. „To ty nadajesz jej kierunek.”

💚 Siła Zrodzona z Bólu[]

Choć strata go ukształtowała, nie złamała. Każda godzina medytacji, każdy ruch miecza świetlnego, każdy ślad po łzie – był krokiem na jego własnej ścieżce.

Xanous trenował z intensywnością, która zaskakiwała nawet doświadczonych rycerzy Jedi. Ale to nie tylko talent go wyróżniał – to była siła serca, która nie znała poddania. Wiedział, że nie może pozwolić, by historia jego dziadka się powtórzyła. Wiedział też, że musi być lepszy – nie tylko dla siebie, ale dla pokoju w galaktyce.

🗡️ Miecz i Medytacja[]

Z czasem Xanous stworzył swój pierwszy dziennik Jedi – nie tylko pełen przemyśleń, ale i wizji, które przychodziły do niego w czasie głębokiej medytacji. W jednej z nich zobaczył swoje przeznaczenie: stać się tym, który przebudzi galaktykę, nie przez zniszczenie, ale przez przebaczenie i równowagę.

Pod okiem Dooku wykonał też swój pierwszy zielony miecz świetlny – rękojeść wzorowana na eleganckim stylu mistrza, z wyważonym, zakrzywionym uchwytem. Każdy detal był symbolem: dyscyplina Jedi, dziedzictwo Dooku i wewnętrzne światło Xanousa.


🦁 Podsumowanie[]

Xanous Skywalker nie był tylko kolejnym Jedi.

Był dziedzicem, sierotą, uczniem, a zarazem iskierką nowej ery. Jego ból stał się źródłem mądrości, a jego dziadek – cieniem i światłem na drodze, którą dopiero zaczynał.

Z Serenno wyruszył nie jako książę, lecz jako wojownik, którego serce miało przemówić mocniej niż jego miecz.


4456891e-73f6-4b98-9d65-e158794cfa72-enhanced


C1288109-2958-48cd-a3cb-2bbc9dcb191e-enhanced

Hrabia Xanous wraz z rodziną jak i Dziadkiem Stryjecznym

1714135448712-50834f07-65cb-48ae-ad8a-30a3c144db05





B22445c2-a293-4543-b2da-f36ca222a09b-enhanced-enhanced


Pochodzenie i Rodzina[]

🌌 Saga Mocy: Narodziny Xanousa[]

Prolog Wydarzenia z 19 Sierpnia


🔮 Gdy galaktyka spała, los już się budził.

Nie w świetle, nie w chwale – lecz w cieniu.

Nie dla tłumów. Nie dla kronik.

Narodziny zwiastuna nie przychodzą z błyskawicą, lecz z szelestem,

który tylko nieliczni potrafią usłyszeć.

Cień nie potrzebuje fanfar – on rodzi się, gdy inni patrzą w przeciwnym kierunku.

Cisza narodzin chłopca, który miał przynieść zmierzch starego porządku, była potężniejsza niż najgłośniejszy krzyk wojny.

Nie było mieczy wzniesionych ku niebu,

lecz ostrza ukryte w spojrzeniach.

Nie było słońca – tylko gasnące gwiazdy patrzące z niepokojem.

A jednak, ta chwila poruszyła samą tkankę Mocy.

Nie było wiwatów. Nie było radości. Była przepowiednia.

Zakazana, przekazywana szeptem między ocalałymi kronikarzami.

Starsi bali się jej treści, młodsi – jej spełnienia.

Bo to, co miało nadejść, nie było ani wybawieniem, ani zagładą –

lecz czymś gorszym: wolnością wyboru.

„Z krwi światła i cienia zrodzi się ten, kto wybierze swój własny porządek.”

Nie Jedi. Nie Sith.

Nie sługa balansu – lecz ten, kto go złamie i stworzy na nowo.

Jego krew – mieszanina mocy dawno temu rozdzielonych,

jego umysł – lustro, w którym przegląda się przyszłość.

W jego oczach – nie odbicie nauczycieli, lecz pytanie, którego nikt nie zadał.

Nie „kim jestem?”, lecz:

„Dlaczego wy wszyscy wciąż wierzycie, że macie rację?”

🌑 Na planecie Serenno, wśród gotyckich wież i błyskawic przecinających noc, przyszedł na świat Xanuen Skywalker.

Niebo płonęło milczeniem.

Niebo, które pamiętało wojny klonów, zdrady, i upadek starego świata.

Kamienne gargulce na szczytach wież, wyciosane przez pokolenia arystokratów,

pochyliły swe głowy – jakby same przeczuwały, że tej nocy rodzi się coś,

czego nie pojmie ani Rada Jedi, ani Mroczny Zakon.

W krypcie rodowej – zimnej, jakby czas się w niej zatrzymał –

wśród zapachu kadzideł i dźwięków pradawnych pieśni,

Lady Ewa wydała na świat dziecko, które miało podzielić galaktykę

nie mieczem – lecz wyborem.

Dziedzic dwóch potęg.

W jego żyłach pulsowała krew dwóch dynastii –

tak potężnych, że sama Moc wydawała się drżeć w ich obecności.

Z jednej strony: Skywalkerowie – imię niosące nadzieję,

iskrę odrodzenia, płomień nieugaszonego światła.

Z drugiej: Dooku – nazwisko szeptane wśród senatorów i lordów,

symbol dumnych buntowników i heretyków, którzy nie uznali słabości Zakonu.

Wnuk Hrabiego Dooku – dawnego Jedi, który upadł w objęcia Ciemnej Strony.

Dooku, znany jako Darth Tyranus, nie był tylko zdrajcą.

Był filozofem wojny, myślicielem upadku.

Jego idee przetrwały, nawet jeśli ciało zginęło z ręki dawnego ucznia.

Dla Xanuena był nie tylko przodkiem – był cieniem,

który unosił się nad kołyską, szeptem w snach,

mistrzem zza grobu.

Syn Lady Ewy – potomkini dawnej linii Skywalkerów, wciąż wiernej ścieżce światła.

Lady Ewa, ostatnia z rodu, który przez pokolenia ukrywał się przed galaktyką,

wiedziała, że jej syn nie będzie zwykłym Jedi.

Wiedziała też, że nie ma już powrotu do złotego wieku Republiki.

Jej spojrzenie – spokojne, lecz pełne bólu –

towarzyszyło mu każdego dnia, gdy uczył się równowagi.

Między ogniem a lodem.

Między dziedzictwem Sithów, a marzeniem Jedi.

Między chwałą, a samotnością.


📖 Rozdział 1: Arystokratyczne Korzenie[]


🏰 Zamek Skywalkerów – serce planety Serenno[]

Nie tylko budowla, lecz monument idei.

Nie tylko dom, lecz sanktuarium mocy – tej znanej i tej zapomnianej.

Jego wieże sięgały ponad chmury, a fundamenty tkwiły głęboko w warstwach

czasu, gdzie echa dawnych bitew i medytacji Jedi mieszały się z mrokiem herezji.

W mrocznych, cichych korytarzach starożytnego zamku Skywalkerów, czas zdawał się zatrzymać.

Świece paliły się wiecznie w alabastrowych niszach,

jakby od wieków ktoś czuwał – lub nie odszedł.

Duchy przeszłości?

A może tylko cień ciężaru dziedzictwa, który przytłaczał nawet tych,

którzy nie wierzyli już w Przeznaczenie.

Połyskujące marmurowe posadzki, złote zdobienia, freski przedstawiające wielkich przodków – wszystko przypominało o potędze rodu, który niegdyś decydował o losach systemów gwiezdnych.

Tam widać było Dooku – z dłonią wzniesioną nad holomapy.

Obok – Lady Giedra z linii przedrepublikańskiej,

która według legendy znała prawdziwe imię Mocy.

Każdy obraz nie był tylko portretem – był ostrzeżeniem.

Tu nie ma miejsca na słabość.

Tu wszystko ma swój cel.

To właśnie tutaj – w komnacie wysoko w wieży – przyszło na świat dziecko, które miało nie tylko nosić potężne nazwisko, ale i je przekroczyć.

Niebo nad Serenno drżało pod naporem błyskawic,

ale w tej jednej chwili – wszystko zamilkło.

Jakby Moc sama wstrzymała oddech.

Lady Ewa, otulona w ceremonialne szaty rodu,

spojrzała w oczy niemowlęcia i szepnęła starą frazę z Kodeksu Rodowego:

„Niech nie prowadzi cię ani światło, ani ciemność – lecz to, co jest poza nimi.”

I od tej chwili, każdy mur, każde lustro w zamku –

zaczęło zapamiętywać jego twarz.

Bo nie był tylko kolejnym dziedzicem.

Był początkiem nowej linii.

Być może ostatniej.


🌩️ Dzień, w którym niebo zamilkło[]

W dniu narodzin Xanuena, niebo nad Serenno przybrało odcień głębokiego piękna.

Nie był to kolor, który dałoby się uchwycić pędzlem ani opisać słowem.

Było to światło, które nie dawało ciepła,

barwa przypominająca wspomnienie, którego nigdy się nie miało –

albo wizję, która dopiero ma nadejść.

Grzmoty nie rozbrzmiewały – panowała nienaturalna cisza.

Cisza, która nie była spokojem, lecz napięciem.

Jakby sama planeta wstrzymała oddech,

czując, że to nie jest zwykłe dziecko –

że to nie jest tylko dziedzic, ale zakłócenie równowagi,

złamanie starego kodu, znak, że coś zostało… odwrócone.

Nawet wiatr, zwykle świszczący pomiędzy wieżami zamku, zamilkł.

Tysiące lat ruchu powietrza, które tańczyło z gargulcami i freskami –

zatrzymało się.

Liście drzew nie drżały.

Zasłony nie falowały.

I nawet ptaki Serenno – te, które śpiewają tylko raz w życiu –

milczały.

Astrologowie spoglądali w niebo i drżeli.

Byli szkoleni, by tłumaczyć koniunkcje,

by znać układy planet, które oznaczają wojnę, pokój, plon lub suszę.

Ale tego układu –

tego wyrównania trzech czerwonych księżyców z płonącym pierścieniem gazowym –

nie znał żaden z traktatów.

– To nie jest zwykła koniunkcja planet – powiedział jeden z nich.

Jego głos był szeptem, ale odbił się echem w mrocznej sali obserwacyjnej,

jakby sama Moc chciała go powtórzyć.

– To znak. Przyszłość została na nowo zapisana.

Gwiazdy nie przewidują już losu – one go teraz tworzą.

I ten, kto się urodził w tej godzinie,

nie będzie podlegał starym ścieżkom.

Nie będzie ani Wybrańcem, ani Upadłym.

On będzie Autorem.


👩‍🍼 Matka pełna obaw – Lady Ewa[]

Lady Ewa Skywalker, urodziwa i dumna dziedziczka galaktycznej linii,

pochylała się nad niemowlęciem z mieszaniną miłości, lęku i zdumienia.

Jej włosy – jasne jak promienie Serennańskich księżyców –

opadały na jego policzek, a jej ramiona obejmowały go z czułością,

która była starsza niż jakikolwiek zakon,

niż jakiekolwiek prawo.

W komnacie wieży paliły się tylko świece.

Ich płomienie zdawały się tańczyć zgodnie z oddechem dziecka,

a cienie rzucane na ściany tworzyły kształty, które przypominały

skrzydła, miecze, trony... i serca.

Lady Ewa doznała wizji.

Nie była to wizja gwałtowna, jak te, które przynoszą Jedi w bitwie.

Była cicha, jak wspomnienie czegoś, co dopiero ma się wydarzyć.

Zobaczyła swojego syna – już dorosłego.

Pięknego. Dostojnego.

Oczy miał jak teraz – głębokie, mądre, przewidujące.

Był ubrany w czerń, ale wokół niego nie było ciemności.

U jego boku stał mężczyzna – nieznajomy, ale promieniujący czułością.

Ich dłonie były splecione. Ich serca… spokojne.

„To tylko jemu przeznaczony,” – pomyślała.

„Nie będzie szukał wielu. Ale zanim odnajdzie tego jedynego,

będzie musiał przebyć ścieżki, których ja nie rozumiem.

Musi się nauczyć… wszystkiego. Radości, bólu, utraty i przebaczenia.

I tego, że miłość nie zawsze przychodzi z miejsca, które świat akceptuje –

ale z miejsca, które Moc rozpozna jako prawdziwe.”

Choć chłopiec był zdrowy, jego spojrzenie

głębokie, świadome, nienaturalnie skupione jak na niemowlę –

przyprawiało ją o dreszcze.

To nie było spojrzenie dziecka, które dopiero poznaje świat.

To było spojrzenie kogoś, kto pamięta.

Kto widział galaktykę płonącą.

Kto słyszał śpiew śmierci i milczenie odkupienia.

Kto wie, że wszystko będzie musiało runąć,

zanim zbuduje coś, co przetrwa.

– On już wie – szepnęła Lady Ewa do siebie,

przyciskając niemowlę mocniej do serca.

– A ja muszę pozwolić mu zapomnieć… zanim sam sobie przypomni.

Za oknami wieży znów zaczął wiać wiatr.

Delikatnie – jakby Serenno oddychało razem z nimi.

Zamek nie był już cichy – lecz czujny.

Jakby wiedział, że oto zaczęła się historia, której nie zatrzyma już nikt.


🧔‍♂️ Ojciec z dumą – Hrabia Skywalker[]

On już wie… – wyszeptała Lady Ewa, tuląc niemowlę mocniej,

jakby chciała ochronić je nie przed światem – lecz przed tym, co miało nadejść.

A jednak, mimo niepokoju, w jej oczach tliło się światło.

Nie zwykła nadzieja – lecz akceptacja.

Miłość, która nie oczekuje, że dziecko będzie takie, jak ona sobie wymarzyła.

Ale miłość, która pozwala mu być tym, kim naprawdę jest.

Wtedy wszedł jego ojciec – wysoki, dostojny, w ceremonialnym płaszczu rodu.

Hrabia, polityk, wojownik i strażnik tradycji.

Mężczyzna, który na salach Senatu budził szacunek,

a na polach bitwy – strach.

Jego obecność zawsze poprzedzał cień –

nie z powodu ciemności, lecz odpowiedzialności, jaką dźwigał na barkach.

Gdy spojrzał na dziecko w ramionach Lady Ewy,

coś w nim zadrżało.

Nie mięśnie. Nie głos.

Coś głębiej – coś, czego nigdy nie nazwałby na głos.

Zbliżył się i bez słowa położył dłoń na główce chłopca.

Xanuen... – powiedział cicho, z dumą, ale i pewnym rodzajem niepokoju.

– Imię dla tego, który będzie budził pytania, nie tylko posłuszeństwo.

I wtedy Lady Ewa, wciąż tuląc syna, spojrzała na męża.

Miałam wizję, – powiedziała spokojnie.

– Nasz syn będzie piękny. Nie tylko z wyglądu, ale w duchu.

I możliwe… że nie pójdzie ścieżką, której inni by dla niego chcieli.

Możliwe… że pokocha nie kobietę, lecz mężczyznę.

Możliwe, że to będzie tylko jedna osoba.

Ale jeśli oboje będą szczęśliwi...

jeśli ich serca będą mówić jednym językiem...

czyż to nie jest to, czego wszyscy pragniemy dla naszego dziecka?

Hrabia nie odpowiedział od razu.

Spojrzał w okno wieży, gdzie niebo zaczynało się rozjaśniać

w pierwszych blaskach poranka.

A potem znów spojrzał na Xanuena – tak spokojnego,

jakby cała galaktyka już w nim była… ułożona.

Jeśli będzie szczęśliwy… – odezwał się w końcu głosem cichym,

ale pewnym jak ostrze –

– …to będzie to zwycięstwo większe niż jakakolwiek bitwa, jaką stoczyłem.

Niech kocha tego, kogo wybierze serce.

Niech nie będzie więźniem oczekiwań – ani naszych, ani galaktyki.

I tak oto, w mrocznej wieży zamku Skywalkerów,

wśród zanikającego światła gwiazd i przebłysków nowego dnia,

dwoje rodziców podjęło decyzję, która miała odmienić losy nie tylko ich rodu –

ale być może samej Mocy.


👦 Dziecko inne niż wszystkie[]

W ciągu kilku lat stało się jasne, że Xanuen nie był jak inne dzieci.

Nie chodziło tylko o jego oczy – przenikliwe, jakby wpatrzone w coś,

czego inni nie dostrzegali.

Nie chodziło o to, że był zbyt cichy, ani zbyt bystry.

Chodziło o to, że… był świadomy.

Świadomy siebie. Innych.

Świadomy przestrzeni między ludźmi – tej niewidzialnej nici,

która dla innych była przezroczysta, a dla niego – wyraźna jak szklane szkielety.

Gdy rówieśnicy uczyli się podstaw etykiety i taktyki, on… czuł emocje.

Podczas ćwiczeń przy stole – gdy inne dzieci recytowały zasady,

Xanuen wolał patrzeć. Obserwować.

Nie zadawał wielu pytań. Ale kiedy już to robił –

milczeli nawet nauczyciele.

Nie tylko rozumiał, co inni myślą – on wiedział, zanim wypowiedzieli słowa.

Lady Irelia, guwernantka etykiety, spadła raz z krzesła,

gdy chłopiec w wieku sześciu lat poprawił ją,

zanim popełniła błąd w przytoczeniu formy powitania z Alderaanu.

„Ale… ja dopiero chciałam to powiedzieć…” – mruknęła oniemiała.

Podczas dziecięcych zabaw z mieczami świetlnymi potrafił przewidzieć każdy ruch, jakby przewijał czas w głowie.

Nie był najsilniejszy.

Nie był najszybszy.

Ale nie przegrał ani razu.

Zanim przeciwnik uniósł broń, Xanuen już zmieniał pozycję.

Zanim chłopak z linii Ralith zawołał „atak!”, Xanuen już parował cios.

Dzieci z początku go podziwiały – a potem zaczęły się go bać.

Bo to nie było naturalne.

To było… nienazwane.

W ogrodach zamkowych potrafił usiąść w ciszy i powiedzieć, gdzie znajduje się ranna istota – mimo że była ukryta pod ziemią.

Raz, gdy stary ogrodnik próbował usunąć chore drzewo,

Xanuen zatrzymał go.

„Nie to. To drugie. To drzewo cierpi.”

Nikt nie słyszał niczego, nie widział niczego.

A jednak, gdy rozcięto pień wskazanego drzewa –

wewnątrz toczył się pasożyt.

Lady Ewa patrzyła na to wszystko z mieszanką czułości i coraz głębszej troski.

Bo Moc w jej synu była obecna – ale nie tak, jak u Jedi.

Nie prosił jej o nic. Nie medytował jak nauczono.

Ona działała przez niego, zanim on zdążył o nią poprosić.

Jakby sama Moc była z nim związana od urodzenia,

nie jak z wybrańcem – ale jak z kimś, kogo nie wypuszcza się z dłoni.

W pewną zimową noc, gdy śnieg zasypał ogrody, a wiatr zawodził jak duchy dawnego Serenno, chłopiec spojrzał w niebo i powiedział:

„Mamo, jeden z księżyców dzisiaj milczy. Dzisiaj umrze ktoś dobry.”

Następnego ranka nadeszła wieść o śmierci Wielkiego Mistrza Jedi na Ossusie.

Xanuen nie płakał. Nie cieszył się.

Po prostu… wiedział.

Wielu członków rodu zaczęło się niepokoić.

Mówiono za zamkniętymi drzwiami:

„To nie są zdolności dziecka.”

„Ktoś musi mu w tym pomagać.”

„Może to wpływ Lady Ewy… zbyt mocno oddana tej dawnej linii…”

„Może… to echo Dooku.”

Jego ojciec, dumny Hrabia i protektor rodu, obserwował go w milczeniu.

Z początku próbował uczyć go jak każde inne dziecko:

szermierki, historii, dyplomacji.

Ale po kilku latach zrozumiał coś więcej:

że jego syn nie potrzebuje nauczyciela –

on potrzebuje świadka.

Kiedyś, podczas jednej z lekcji w sali taktycznej, chłopiec odwrócił się

i zapytał:

„Tato… czy kiedykolwiek czułeś, że wygrałeś bitwę, ale przegrałeś duszę?”

I wtedy Hrabia zrozumiał.

To nie jest żaden przyszły generał.

To nie jest ani Jedi, ani Lord.

To jest coś więcej.

To początek nowego pytania w galaktyce, która od tysięcy lat żyje starymi odpowiedziami.

🧙‍♂️ Dziadek, który znał prawdę – Hrabia Dooku[]

Jego dziadek, Dooku, obserwował go z dystansem, jak mistrz szachowy nową figurę na planszy.

Nie powiedział nic.

Nie dał się ponieść emocjom.

Ale w głębi serca wiedział – to dziecko ma potencjał większy niż Vader i Palpatine razem wzięci.

– W nim drzemie przyszłość Mocy – szeptał sam do siebie. – I jej zagłada. Albo zbawienie.


🌘 Noc przebudzenia[]

Wigilia na Serenno.

W Zamku Skywalkerów, który zazwyczaj tętnił chłodem marmurów i powagą tradycji, tej nocy panowała inna aura.

Korytarze pachniały korzennym winem, igliwiem i starym pergaminem.

Wielka Sala została rozświetlona blaskiem setek świec unoszących się w powietrzu,

jakby Moc sama chciała podkreślić świętość tej chwili.

Z sufitu zwieszały się wieńce ze srebrzystych liści Serennańskiej gwiezdnej jodły,

a na ścianach migotały holograficzne freski przedstawiające przodków rodu – nie z grozy, lecz z łagodnością.

Jakby nawet oni, surowi w życiu, dziś pragnęli tylko być obecni.

ChatGPT Image 5 lip 2025, 23 07 34

Xanuen, siedmioletni, siedział z przodu stołu – prosto, lecz nie sztywno.

Obok niego – jego rodzeństwo:

  • Verik, najstarszy, z poważnym spojrzeniem i dłońmi wiecznie pokrytymi atramentem i tłuszczem z mechanicznych zabawek.
  • Vestan, wojowniczy, pyskaty, z sercem jak rozżarzone żelazo – szybki do bitki, jeszcze szybszy do śmiechu.
  • Lyenna, elegancka, inteligentna i z ironicznym uśmieszkiem, który sugerował, że rozumie więcej niż mówi.
  • Aelric, o wielkich oczach, z głosem szeptu i zdolnością pojawiania się w miejscach, gdzie nikt go nie widział wchodzącego.

Razem tworzyli coś więcej niż rodzinę – konstelację osobowości, z których każda lśniła inaczej,

a wokół nich snuła się energia, którą nawet najmniej wrażliwi mogli poczuć.

Dooku przybył z Jocastą Nu.

Mistrzyni Archiwów – postać surowa i nieprzejednana dla studentów,

dziś nosiła złotą pelerynę i uśmiech, który mógłby roztopić śnieg.

W dłoniach trzymała antyczną księgę z zapisami tradycji Jedi,

które niegdyś praktykowano podczas świąt w Świątyni na Coruscant –

piosenki, medytacje, rytuały dzielenia się światłem.

Dooku wszedł powoli, ale z godnością.

Jego szata była ciemniejsza niż zazwyczaj – głęboka purpura,

a jego miecz świetlny połyskiwał przy pasie jak przypomnienie,

że nawet podczas świąt… Jedi nie rozstaje się z obowiązkiem.

Ale jego oczy, gdy spojrzał na dzieci,

miały w sobie coś miękkiego. Coś, czego nie znał nawet Senat.

Rodzino, dziś nie tylko świętujemy przeszłość, – powiedział stając za krzesłem Xanuena –

– …ale i przyjmujemy przyszłość, którą razem tworzycie.

Kolacja była suta, choć zgodna z kodeksem Jedi:

dania z roślinnych upraw Serenno, kompoty z niebieskich owoców,

lekkie ciasta z miodem kyberowym – tradycja dawnych Jedi.

Dzieci siedziały w półokręgu, opowiadając śmieszne anegdoty,

a Xanuen, choć zazwyczaj milczący,

tego wieczora mówił z radością.

Widziałem dziś w śnie, że Lyenna kiedyś poleci między gwiazdy i odnajdzie coś zaginionego.

A ja? – spytał Vestan, z połową ciasta w ustach.

Ty będziesz stał na moście i rozkazem uratujesz cały świat. Ale nie krzykiem, tylko słowem.

Wszyscy zamilkli.

Dooku spojrzał na Jocastę. Ta skinęła lekko głową, jakby wiedziała, że chłopiec nie mówi bajek.

Potem rozpoczęto rytuał „Dzielenia Światła”.

Jocasta otworzyła starą księgę Jedi i rozdała każdemu po małym kryształku kyber,

który zapalał się od dotyku ciepła i intencji.

Każdy mówił jedno życzenie – nie dla siebie, lecz dla kogoś innego.

Dla mamy – więcej snu.

Dla Verika – mniej wybuchów w pracowni.

Dla Dooku – żeby miał komu ufać.

Dooku był poruszony. Jego oczy na moment zwilgotniały.

Tylko Xanuen nie powiedział życzenia.

Dooku zapytał:

A ty, Xanuenie?

Chłopiec spojrzał w płomień świecy i powiedział:

Ja już to wypowiedziałem. Ale jeszcze się nie zdarzyło.

Wigilia trwała do późna.

Śmiech mieszał się z melodiami granymi na starym instrumencie strunowym,

który należał niegdyś do babki Dooku.

Moc była obecna – nie jako broń, ale jako ciepło, zrozumienie, wspólnota.

I choć nikt tego głośno nie powiedział,

wszyscy czuli, że był to wieczór, którego będą pamiętać całe życie.

Bo to nie był zwykły świąteczny czas.

To był początek epoki, w której Moc zaczynała pisać nowy rozdział.

I w jej centrum – siedział chłopiec, który znał serca ludzi,

zanim jeszcze nauczyli się mówić.


Po kolacji, śpiewach i wspólnym dzieleniu światła, zamek Skywalkerów ucichł.

Jeden po drugim goście i domownicy udawali się na spoczynek.

Świece powoli dogasały, a wieże spowijała senność typowa dla zimowej nocy –

tej szczególnej, gdy nawet Moc wydaje się uspokojona.

Wielka Sala pogrążyła się w półmroku.

Verik i Vestan jeszcze coś szeptali pod kocem,

Lyenna z Aelriciem przemykali przez korytarze w poszukiwaniu ostatniego piernika,

ale nawet oni w końcu poddali się zmęczeniu.

Lady Ewa zasnęła w fotelu przy oknie, otulona pledem z herbem rodu,

z kielichem nieopitego naparu w dłoni.

Obok niej – ojciec dzieci, również już śpiący,

choć z ręką wciąż na pochwie ceremonialnego miecza.

Spokój.

Zwyczajny, domowy spokój.

Wszyscy spali. Ale nie Dooku.

W jego duszy coś drgało.

Niepokój. Echo przeczucia.

Nie było to ostrzeżenie – to było wezwanie.

Nie z zewnątrz – lecz z wnętrza.

Z tego miejsca, gdzie Jedi wiedzą więcej, niż chcą przyznać.

Ubrany już skromniej – bez ceremonialnej peleryny,

tylko w ciemnej szacie Zakonu –

Hrabia Dooku opuścił swoją komnatę.

Nie tupał, nie zapalał światła.

Poruszał się jak cień – jak duch starych wież.

Minął freski, które przedstawiały jego młodość,

i zszedł do części zamku, gdzie sypiali młodsi członkowie rodu.

Zatrzymał się przed drzwiami Xanuena.

Nie musiał pukać.

Drzwi otworzyły się same.

Wnętrze było pogrążone w półmroku.

Z okna w wieży widać było Serenno –

zaśnieżone, tajemnicze, ciche.

W kącie komnaty płonęła niska świeca,

a chłopiec leżał w łóżku z otwartymi oczami,

jakby wiedział, że dziadek przyjdzie.

Gdy Xanuen miał siedem lat, nad Serenno znów zawisła burza.

Nie była to zwykła burza atmosferyczna –

ale coś w niej było… starszego.

Chmury sunęły z zachodu, jak czarne chorągwie zapomnianych dynastii.

Niebo przecinały błyskawice, ale nie było słychać grzmotów –

tylko głębokie, głuche pomruki, jakby planeta próbowała coś przemówić

językiem, którego nie znał nikt poza dziećmi Mocy.

Zamek Skywalkerów tonął w ciemności i blaskach świec.

Świąteczne ozdoby – tradycja starego Serenno i domieszka ziemskich wspomnień Lady Ewy –

mieniły się na korytarzach: złoto, głęboka czerwień, wieńce z żywych gałęzi,

a w powietrzu unosił się zapach korzennego wina i jałowca.

To była noc wigilijna.

Noc, w której tradycyjnie zbierała się cała rodzina –

niezależnie od podziałów politycznych, religijnych, galaktycznych.

Noc zawieszenia. Noc pamięci.

Noc, w której nawet Jedi wracają do domu.

Wielki Mistrz Dooku przybył na Serenno nie jako generał Zakonu,

ale jako członek rodu.

Jego sylwetka wciąż była prosta, postawa – dostojna,

a oczy… te same, które przenikały senatorów i Sithów,

dziś były zmęczone – lecz czujne.

Wciąż miał przy pasie miecz świetlny,

choć nie z dumy – lecz z potrzeby.

Wieczorem, gdy dorośli już spali w komnatach, a śnieg pokrywał krużganki zamku,

Dooku cicho, bez słowa, wszedł do komnaty chłopca.

Drzwi otworzyły się prawie bezgłośnie,

a jego szaty Jedi poruszały się jak cień historii,

który wraca, by sprawdzić, czy przyszłość idzie we właściwym kierunku.

Wnętrze było ciepłe – płonący kominek, zasłony z herbami,

a na stoliku leżały rozrzucone zabawki, drewniane modele statków,

i mały holoprojektor, który wciąż migotał snem o bitwie w przestrzeni.

Chłopiec – o gęstych, ciemnych włosach, z oczami jak gwiazdy zatopione w nocy –

podniósł się z łóżka, jakby już czekał.

Spojrzał na wysoką postać w drzwiach i powiedział:

4e57da7e-d88b-45b8-879a-3ea702a0b5e7

– Witaj, kochany Dziadku.

Bez zdziwienia.

Bez lęku.

Jakby w całym wszechświecie to spotkanie było oczywiste.

Dooku zatrzymał się.

Nie uśmiechnął się – nie miał tego zwyczaju.

Ale jego twarz złagodniała.

Xanuenie... – powiedział cicho.

– Masz coś, czego nawet nie potrafisz jeszcze nazwać.

I właśnie dlatego musimy porozmawiać.

Usiadł na krześle obok łóżka chłopca, składając ręce.

Miecz świetlny przy jego pasie połyskiwał w blasku ognia –

nie jako groźba, lecz jako przypomnienie, kim jest.

I czym niegdyś się stał.

– Twoi rodzice rozmawiali ze mną. Są mądrzy. I się boją.

Nie ciebie – ale tego, co w tobie żyje.

Ja się nie boję. Ale muszę ci coś powiedzieć.

Chłopiec milczał, patrząc w jego oczy.

– Moc w tobie jest jak rzeka, która nigdy nie znała brzegów.

Jest piękna. I niebezpieczna.

I nie dlatego, że może zniszczyć innych.

Ale dlatego, że może stworzyć cię na nowo – każdego dnia.

– Poczujesz, jak płynie przez ciebie. Już czujesz.

Poczujesz, że kochasz rzeczy, których inni nie rozumieją.

Że wybierasz serca tam, gdzie oni wybierają obowiązki.

Że słyszysz myśli, zanim padną słowa –

i że czujesz ból, zanim dojdzie do ciosu.

– Ale nigdy… nigdy nie jesteś sam.

Bo ty nie jesteś tylko sobą.

Ty jesteś… mostem.

Xanuen patrzył długo.

Potem cicho powiedział:

Czy ja będę Jedi?

Dooku zawahał się.

– Możesz. Ale nie musisz.

Być Jedi to nie tylko mieć miecz.

To umieć wiedzieć, kiedy go nie użyć.

– Ale ja czasem widzę rzeczy. Przyszłość. Innych ludzi.

Nawet... jakby ich dusze.

Dooku spojrzał uważniej, zmrużył oczy.

– Wiesz więcej, niż powinieneś. Ale to nie twój błąd.

To dar, którego nie można przekląć, ani wychować kijem.

To dar, który trzeba… oswoić.

Chłopiec westchnął.

– Ale czuję, że czasem to mnie boli.

Że to za dużo.

I że wszyscy chcą, żebym był kimś innym.

Dooku wstał, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Jeśli kiedyś pokochasz kogoś, kto uczyni cię szczęśliwym –

nieważne, czy będzie to kobieta, mężczyzna, czy istota spoza tej galaktyki –

będę cię wspierał.

Bo Moc nie zna granic serca.

I jeśli twoje serce bije w rytmie prawdy,

to twoje przeznaczenie jest czyste.

Dooku uniósł lekko brwi, po czym usiadł na brzegu łóżka.

Wzrok jego był uważny, lecz łagodny.

Co dzisiaj słyszałeś? – spytał.

Chłopiec spojrzał w sufit.

Nie wiem, czy to był głos. Raczej... uczucie. Jakby świat był smutny, ale też spokojny.

Jakby coś odchodziło, ale coś nowego już czekało pod drzwiami.

Dooku skinął głową powoli.

To dobra odpowiedź. Lepiej niż wielu Mistrzów, których znałem w Świątyni.

Czy ja powinienem być Jedi, dziadku? – spytał chłopiec po chwili.

Dooku zamilkł.

To pytanie zadano mu wiele razy –

ale nigdy przez kogoś, kto znał je jeszcze przed słowem.

Być Jedi to... wybór.

Ale wybór w pewnym sensie niepełny. Musisz zrezygnować z wielu rzeczy,

żeby być tym, kim Zakon chce, żebyś był.

Ale ty, Xanuenie... ty już jesteś kimś, kogo Zakon nie zaplanował.

Chłopiec milczał.

Mama mówi, że moje serce wybierze drogę, która będzie dobra dla mnie,

nawet jeśli inni jej nie zrozumieją.

Dooku spojrzał mu prosto w oczy.

Twoja matka ma rację.

Kiedyś zakochasz się. I to nie będzie proste.

Być może wybierzesz serce, które świat nazwie „nieprawidłowym”.

Ale jeśli to serce bije dla ciebie z prawdą...

to będzie to najsilniejszy rodzaj miłości

– Wstawaj, Xanuen. – Dzisiaj rozpoczniesz swoją prawdziwą podróż.

Chłopiec uniósł powieki. W ciemności poranka, zanim kogokolwiek jeszcze obudził świt,

stał przed nim Dooku – wysoki, jak cień historii,

w szacie prostszej niż zwykle, bez peleryny, bez dystansu.

Tylko oczy – skupione, twarde, i spokojne jak powierzchnia zatrzymanego jeziora.

Bez słowa chłopiec wstał. Nie pytał dokąd.

Wiedział, że pytania nie mają jeszcze miejsca.

Na razie – jest tylko droga.

⚔️ Sala, której czas zapomniał

Dooku prowadził go przez korytarze zamku, których nikt nie używał od lat.

Za starym gobelinem przedstawiającym bitwę pod Harran,

otworzyły się drzwi – ciche, lecz ciężkie – prowadzące w dół.

Zeszli niżej niż lochy, niż piwnice, aż kamień stał się starszy od zamku.

Pod nogami pojawiły się płyty, na których wyryto znaki Jedi sprzed reform.

Byli tam dawni strażnicy – ci, którzy nie nosili brązu ani bieli,

lecz zbroje, kolczugi, symbole planetarnych królestw.

Wreszcie dotarli.

Sala treningowa.

Nie była ona miejscem światła.

Była przestrzenią pustki

dużą, chłodną, otoczoną kolumnami i pozbawioną ozdób.

Na ścianach wisiały zakurzone brońki: ostrza z kyberem, włócznie mocy,

a w samym centrum… płytka zagłębiona arena –

miejsce, gdzie nie trenuje się ciała.

Lecz wolę.

To było moje sanktuarium, – powiedział Dooku, schodząc po schodach.

Nie należało do Zakonu. Nie do rodziny. Tylko do mnie.

I dziś… przestaje być moje.

Xanuen spojrzał na to miejsce z mieszanką podziwu i niepokoju.

Tu nie było wygody. Nie było ciepła.

Była tylko prawda.

Tam rozpoczęła się pierwsza lekcja.

Nie była to lekcja wiedzy.

To była lekcja siły.

Cierpliwości.

Ciszy.

I… gniewu.

Dooku stanął naprzeciw niego.

Moc nie zna ograniczeń.

Jedi uczą, by służyć innym.

Ale prawdziwa potęga polega na tym,

by to Moc służyła tobie.

Xanuen wziął głęboki oddech.

W jego oczach nie było jeszcze odwagi – ale nie było też strachu.

Była ciekawość. Głęboka, pierwotna.

Ale przecież… Jedi mówią, że trzeba panować nad sobą.

Bzdura. – głos Dooku był chłodny jak klinga.

– Panować nad sobą nie znaczy tłumić.

Znaczy znać swoje emocje. Prowadzić je.

A gniew?

Gniew to ogień. Jedi się go boją.

Ale ty… masz się nauczyć go karmić, nie spłonąć od niego.

Podniósł rękę.

Płonący fragment ściany uniósł się i zawisł w powietrzu.

Zadrżał. Zadrżało całe pomieszczenie.

Zamknij oczy. Poczuj. Nie to, co w książkach.

Nie to, co twoi rodzice chcą.

To, co naprawdę w tobie kipi. Wstyd. Duma. Tęsknota. Miłość.

Napięcie, które czujesz w piersi, kiedy ktoś cię nie rozumie.

Xanuen zrobił to.

Na początku – tylko ciemność.

Ale potem… obrazy.

Rodzina przy stole.

Matka. Ojciec. Ich uśmiechy – i ich oczekiwania.

Bracia śmiejący się, kiedy był „dziwny”.

Sen, w którym chłopak w białej szacie uśmiecha się do niego z bliska –

i potem znika, zostawiając po sobie tylko pustkę.

Xanuen zacisnął pięści.

Kamień pod jego stopami zadrżał.

Powietrze zgęstniało.

Zgromadzona energia nagle wybuchła –

nie groźnie, ale jak echo prawdziwej siły.

Dooku patrzył. Uważnie. Z uznaniem.

Dobrze. Bardzo dobrze.

Nie jesteś gotów, by wybrać stronę.

Ale jesteś gotów, by znać swoją prawdę.

Podszedł bliżej.

Nie słuchaj tych, którzy każą ci być idealnym.

Nie próbuj być dobry.

Próbuj być prawdziwy.

Potem wręczył mu niewielki, prosty miecz treningowy –

nie z metalu, nie z kyberu – ale z drewna Drooma,

rosnącego tylko w ruinach pierwszych świątyń Mocy.

To nie broń. To pytanie.

Zacznij szukać odpowiedzi.

I tego dnia, Xanuen nie stał się Jedi.

Nie stał się też wojownikiem.

Tego dnia stał się sobą.

⚠️ Początek końca niewinności[]

Xanous chłonął nauki jak gąbka.

Każde słowo Dooku, każda pauza między zdaniami,

każdy gest – odciśnięty był w jego pamięci,

jakby jego dusza znała już ten język,

tylko czekała, aż ktoś wypowie pierwsze słowo.

Nie protestował.

Nie zadawał pytań.

Nie dlatego, że był posłuszny –

lecz dlatego, że już rozumiał.

W nim nie było lęku.

Nie było też pychy.

W jego oczach widać było jedno: przeznaczenie.

Nie takie, które się nadaje.

Nie takie, które można odczytać z gwiazd.

Ale przeznaczenie, które rodzi się wewnątrz

gdy Moc nie pyta, czy jesteś gotów.

Gdy po prostu przychodzi.

Tamtej nocy narodził się nie tylko uczeń.

Nie tylko chłopiec z wybitnymi zdolnościami.

Nie tylko potomek Skywalkerów i Dooku.

Narodził się kandydat do tronu Mocy.

Nie do Zakonu. Nie do Imperium.

Do czegoś, czego jeszcze nie było.

Kiedy Dooku zostawił go samego w sali –

po raz pierwszy Xanuen nie poczuł się samotny.

Stał tam, z drewnianym mieczem w dłoni,

w sercu chłodnego kamienia,

a cisza wokół nie była pustką.

Była obecnością.

Nie miał jeszcze ucznia.

Nie miał mistrza w pełnym sensie.

Nie miał armii. Ani sojuszników. Ani doktryny.

Ale miał iskrę.

I gdzieś – daleko, w zakątkach galaktyki –

druidki na Dathomirze poruszyły się niespokojnie.

Strażnicy Holokronów odczuli zaburzenie.

Mistrzyni Kreia, w głębokiej medytacji, uniosła głowę i szepnęła:

Niech spadnie zasłona. Nadchodzi ten, który przyniesie pytanie.

A galaktyka – choć jeszcze nic nie wiedziała – zaczęła się zmieniać.

Nie zmieniły się jeszcze floty.

Nie zmieniły się granice.

Nie zginął jeszcze żaden świat.

Ale zmieniła się struktura Mocy.

Na mapie, której nie widzi nikt prócz Najstarszych,

pojawił się punkt światła i cienia,

pulsujący jak serce nowej ery.

Tam, w głębi zamku Skywalkerów,

w starej sali, której czas zapomniał,

siedmioletni chłopiec zamknął oczy i powiedział w myślach jedno słowo:

"Ja."

⚠️ Początek końca niewinności[]

Xanuen chłonął nauki jak gąbka.

Cokolwiek mówił Dooku – przyjmował bez oporu.

Nie pytał, dlaczego.

Nie zadawał dziecinnych pytań o to, co słuszne, a co złe.

Nie dlatego, że nie czuł.

Ale dlatego, że już wiedział, że świat nie działa według prostych podziałów.

W jego oczach było jedno: przeznaczenie.

Dooku zauważył to od razu.

Chłopiec nie pragnął potęgi. Nie szukał sławy.

Ale miał coś znacznie groźniejszego –

świadomość, że ma w sobie coś, czego inni nie mają.

Tamtej nocy, po pierwszej lekcji, gdy ogień w zapomnianej sali dogasał,

a powietrze wciąż drżało od napięcia Mocy,

narodził się nie tylko uczeń.

Narodził się kandydat do tronu Mocy.

Nie chodziło o tron fizyczny.

Nie o władzę nad planetami.

Lecz o tron metafizyczny – miejsce,

z którego tworzy się nowy porządek.

I choć galaktyka spała spokojnie…

…coś w niej się już zmieniało.

Krążki Holonetu nie wspomniały o tym.

Senat nie zadrżał.

Jedi nie poczuli niepokoju.

Ale Moc – ta cicha, głęboka tkanka wszystkiego –

rozpoznała go.


Tego samego wieczoru Dooku medytował sam, w najstarszej kaplicy zamku.

Kolana spoczywały na zimnym kamieniu,

dłonie splecione w gestach zakonu,

ale jego myśli błądziły poza ścieżką.

I wtedy przyszła wizja.

Z początku: Xanuen, starszy, wyprostowany,

z zielonym mieczem świetlnym –

czystym, jasnym, prawym.

Jego oczy były spokojne.

Jego dłoń wznosiła się nad rannym wojownikiem –

leczyła, a nie karała.

Ale potem…

Obraz się zmienił.

Ten sam chłopak – ten sam Xanuen –

lecz miecz miał teraz czerwony.

Pulsował jak serce.

A jego postawa była dumniejsza. Twardsza.

Ale nie zła.

Nie było w nim śmiechu Sithów.

Nie było rozkoszy w bólu innych.

Jakby cała galaktyka zawiodła, a on sam musiał ją uratować – po swojemu.

Dooku otworzył oczy gwałtownie. Spocił się. Oddychał ciężko.

To nie jest wizja Sithów… ani Jedi.

To coś… nowego.

📜 Saga Xanousa– Streszczenie Rozdziałów I–III[]

🏰 Rozdział I: Arystokratyczne Korzenie[]

Na planecie Serenno, gdzie góry pną się ku niebu jak zbrojne wieże, a pałace wyrastają z mgły jak wspomnienia dawnych imperiów,

rozpoczyna się historia chłopca, który miał przedefiniować znaczenie przeznaczenia.

Nie był jedynie dzieckiem znakomitego rodu.

Był pytaniem postawionym samej Mocy.

Xanous Skywalker – urodzony w wieży zamku Skywalkerów podczas nocy tak cichej, że zdawała się zawieszoną w czasie –

był dziedzicem dwóch potężnych linii:

Ze strony matki – potomkiem Skywalkerów, legendarnych wędrowców Mocy,

którzy nieśli światło, ale płonęli własnym ogniem.

Ze strony ojca – krewnym Hrabiego Dooku,

arystokraty, filozofa i jednego z najniebezpieczniejszych umysłów Zakonu Jedi.

Dooku, choć wciąż Wielki Mistrz Jedi, nigdy nie porzucił Serenno.

Powracał co roku na przesilenie zimowe,

na święta, które nie były tylko tradycją, ale rytuałem łączenia światów:

rodziny i Zakonu. Mocy i krwi.

Od najmłodszych lat Xanuen wykazywał niezwykłą wrażliwość na Moc.

Nie potrzebował wskazówek – słyszał ją.

Moc mówiła do niego nie jak do ucznia, lecz jak do równego.

Drzewa poruszały się, gdy był blisko.

Zwierzęta przysiadały przy nim w ciszy.

A ludzie... ludzie czuli się przy nim albo bezpieczni, albo przerażeni –

choć sam jeszcze nie rozumiał, dlaczego.

Dooku obserwował. Milczał. Czekał.

Ale kiedy Xanuen miał siedem lat – gdy po raz pierwszy sparaliżował drżącym spojrzeniem brata podczas kłótni i zatrzymał ruchome drzwi siłą woli –

Dooku zrozumiał, że czas się zaczął.

Tajne szkolenie nie było decyzją. Było koniecznością.[]

Nie wział go jeszcze do Świątyni.

Nie przekazał pod opiekę Rady.

Nie złożył raportu.

Zabrał go w głąb zamku – do sali, której nie znała nawet jego matka.

Do komnaty wyciosanej w surowym kamieniu, gdzie echo starych nauk wciąż trwało,

jakby czekało właśnie na tego chłopca.

Tam, z dala od dogmatów, Dooku rozpoczął nauczanie.

Nie uczył go tego, co Jedi każą zapamiętać.

Nie karmił go lękiem Sithów.

Uczył równowagi niezaakceptowanej przez żadną stronę.

Mówił o tym, że gniew nie musi ranić.

Że współczucie nie oznacza słabości.

Że Moc to nie świętość – ale narzędzie.

A narzędzie ma służyć nie idei, lecz woli tego, kto je dzierży.

„Jedi chcą, byś był sługą pokoju. Sithowie – niewolnikiem siły.

⚖️ Rozdział II: Dwa Oblicza Mocy[]

Po tygodniach spędzonych w kamiennych salach, gdzie głos Dooku odbijał się jak echo myśli,

Xanuen został zaprowadzony w inne miejsce – pozornie przeciwne, ale równie ważne.

Zamek Skywalkerów zostawili za sobą.

Za sobą zostawili miecze, księgi, heraldyczne insygnia.

Nie było pałacowych sal ani marmurów.

Była tylko cisza natury – lasy Serenno, tak stare, że same wydawały się pamiętać

dni, w których Moc płynęła przez wszystko bez ludzkich interpretacji.

Dooku nie wypowiadał zbyt wielu słów.

Wskazywał: patrz, słuchaj, czuj.

To, co kiedyś było dla chłopca tylko tłem,

teraz stawało się nauczycielem.

Śpiew ptaków był bardziej wyważony niż wykłady mistrzów.

Szum liści miał rytm, który przypominał bicie serca.

A każda kropla rosy stawała się mikrokosmosem –

żywym dowodem na to, że Moc to przepływ, nie broń.


🌿 Trening na polanie[]

W sercu lasu była polana – oaza mocy, nietknięta przez technologię,

gdzie ziemia oddychała z uczniami, a drzewa szeptały tajemnice starsze niż Republika.

Tam, Dooku rozkładał mały krąg kamieni i siadał z wnukiem na mchu.

Nie było holokronów.

Nie było sparingów.

Był oddech.

Był czas.

Nie musisz dominować Mocy, Xanousie.

Musisz zrozumieć, że ona już jest z tobą.

Nie próbuj jej prowadzić – pozwól, by razem z tobą płynęła.

Chłopiec z początku był sfrustrowany.

Chciał działać. Chciał „coś robić”.

Ale Dooku uczył go czekać,

używać nie tylko serca, ale ciszy.

I wtedy, pewnego ranka, wszystko się zmieniło.

Podczas medytacji na ścieżce między paprociami,

Xanuen nagle poczuł... wszystko.

Nie zewnętrzne bodźce.

Lecz pulsujący rytm świata, który był w nim – i poza nim.

Strumień energii zaczął poruszać się nie przez jego ciało, lecz z nim.

Nie był już oddzielony od świata.

Nie był już "uczniem".

Stał się częścią pieśni.


🧘 Zakończenie: Harmonia ponad wszystko[]

W dniach, które nastąpiły, Xanuen nie potrzebował już poleceń.

Poruszał się wśród drzew jak ktoś, kto wrócił do domu.

Nie walczył z emocjami – lecz uczył się je przyjmować i rozumieć.

Gdy poczuł gniew, nie wypierał go.

Słuchał. Pytał: dlaczego jesteś?

Gdy przyszło poczucie niesprawiedliwości,

nie tłumił go – lecz szukał źródła.

Dooku patrzył na to w milczeniu.

W jego oczach nie było już tylko dumy.

Był też… lęk.

Bo chłopiec osiągnął coś więcej, niż miał prawo osiągnąć w tym wieku.

*„To nie Jedi…” – pomyślał Dooku. „To coś... więcej. Albo coś, czego nie zrozumiemy, dopóki nie będzie za późno.”

Ale Xanuen nie szukał mocy.

Szukał prawdy.

I powoli odkrywał, że prawdziwa potęga

nie polega na kontroli ani na sile.

Prawdziwa potęga płynie z harmonii

ze zrozumienia, że Moc nie należy do nikogo.

Ona przez nas przepływa, jak światło przez szkło.

I tylko od nas zależy, jakim kształtem i kolorem ją przefiltrujemy.

🌌 Rozdział III: Misja na Dagobah[]

Dagobah – planeta zapomniana przez technologię, przez kartografów, przez galaktykę.

Ale nie przez Moc.

Moc znała to miejsce.

Moc kochała to miejsce – jak grobowiec i świątynię zarazem.

Wysłany samotnie, Xanuen przyjął tę misję jako próbę

nie z pychy, ale z gotowości.

Nie po to, by coś udowodnić innym.

Ale by odnaleźć coś, czego jeszcze sam nie rozumiał.

Jego prom przebił się przez mgłę i deszcze planety,

lądując w błocie niczym echo tysiąca upadków tych,

którzy próbowali panować nad tym, czego nie da się poskromić.


Nie spotkał żadnej formy życia rozumnego.

Tylko ciszę.

I ściany drzew, które wydawały się żywe.

I liście, które szeptały bez dźwięku.

I wodę – ciężką, gęstą, lustrzaną.

Moc na Dagobah była inaczej głośna

nie śpiewała pieśni Jedi, nie zgrzytała jak Sithowie.

Ona... oddychała.


🕳️ Jaskinia Ciemności[]

Nie musiał jej szukać.

Ona go przywołała.

Kiedy stanął przed otworem w skale – przerośniętym mchem,

ciemnym jak zapomnienie –

zatrzymał się tylko na moment.

Nie z wahania. Z szacunku.

Wiedział, że to nie będzie walka.

To będzie spotkanie.

Wszedł.

Wewnątrz… nie było światła.

A jednak widział.

I to, co zobaczył,

było sobą.

Ale nie tym, kim był.

Tym, kim mógłby się stać, gdyby dał się pochłonąć.

To był Xanuen w czerni.

Z oczami jak lodowe kryształy.

Z mieczem o ostrzu czerwonym, który nie drżał.

Z uśmiechem, który znał zwycięstwo i własną samotność.

Ten cień nie zaatakował od razu.

Patrzył.

Mówił głosem spokojnym:

Znasz mnie. Nie udawaj, że nie.

Nie jestem tym, czego się boisz.

Jestem tym, co w tobie najgłębiej ukryte.

Potęga. Wolność. Samowystarczalność.

Nie musisz wybierać między Jedi a Sithami.

Możesz zostać czymś więcej. Ale najpierw… musisz Mnie przyjąć.

Nie był to demon.

Nie był wrogiem.

Był… lustrzanym odbiciem.

Był tym, co można by pokochać –

ale czego nie można nigdy objąć bez ceny.

Xanuen się nie cofnął.

Nie sięgnął po miecz.

Zrobił coś innego.

Zamknął oczy. Oddychał. I powiedział:

Wiem, że jesteś we mnie.

Ale ja jestem czymś więcej, niż ty.

Nie będę cię odrzucał. Ale nie pozwolę, byś mnie prowadził.

Wtedy cień uśmiechnął się szerzej… i rozpadł się w światło.

A jaskinia zadrżała,

jakby sama nie wiedziała, co właśnie się stało.


🕯️ Zakończenie: Powrót do Dooku[]

Gdy Xanuen wrócił do zamku,

szaty były mokre, twarz pobladła – ale oczy...

oczy były starsze.

Dooku czekał na niego na górnym tarasie.

Nie powiedział ani słowa.

Tylko spojrzał.

I wiedział.

Nie trzeba było raportu.

Nie było medali.

Nie było „brawo”.

Tylko cisza – i pełne zrozumienie.

Bo wrócił nie chłopiec.

Nie uczeń.

Nie narzędzie.

Wrócił ktoś, kto widział prawdę. I nie uciekł.


Znał Światło. Znał Mrok.

I nie bał się żadnego z nich.

To nie był jeszcze wojownik.

To nie był jeszcze wybawiciel.

To był początek czegoś nowego.

I Moc… poczuła to.

🌌 Rozdział I: Początki Xanousa – Dzieciństwo w Cieniu Dziedzictwa[]

Pałac Rodowy Skywalkerów – Serenno[]

W sercu wzniesień Serenno, otoczony lasami i stromymi klifami, stał pałac Skywalkerów – monolit dumy, tradycji i niezmiennego porządku. Tam, wśród marmurowych kolumn i szklanych mozaik, w dzień jasny i ciepły, 19 sierpnia, przyszedł na świat Xanous Skywalker.

Od pierwszego dnia jego życia wszystko miało znaczenie – miejsce urodzenia, godzina, znak zodiaku, nawet pierwszy oddech został zapisany w rodzinnej kronice. Jako Lew, przypisano mu cechy siły, odwagi i królewskości. Przyszłość miała to potwierdzić.

Dzieciństwo Wśród Marmuru i Złota[]

Xanous nie znał pojęcia „dzieciństwa” w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Nie biegał bez celu po ogrodach. Nie mógł uciec do ukrytego kąta z książką o rycerzach galaktyki. Każda godzina jego dnia miała przypisane zadanie. Rano – lekcje historii galaktycznej, po południu – nauka retoryki, wieczorami – ćwiczenia równowagi wewnętrznej. Ojciec, Hrabia Jerzy Skywalker, nie dopuszczał myśli, że jego syn mógłby zostać kimś... przeciętnym.

— „Twoje nazwisko niesie ciężar historii. Naucz się je nosić z godnością. Nie jesteś zwykłym chłopcem – jesteś dziedzicem Serenno.”

Choć w domu było pięcioro dzieci, to właśnie Xanous miał pełnić funkcję kontynuatora linii – jako najstarszy syn. Jego młodsze rodzeństwo: Vestan, Verik, Lyssira i Calen, miało inne obowiązki i inne ścieżki. Vestan interesował się wojskowością. Verik był bystry i zadziorny. Lyssira, zaledwie o rok starsza od Calena, była duszą artystyczną. Calen – najmłodszy – jeszcze nie wiedział, kim chce zostać. Ale Xanous nie miał tego luksusu.

Pierwsze Spotkanie z Hrabim Dooku[]

W wieku siedmiu lat nadszedł moment, który zmienił jego życie. W pałacu zjawiał się sam Hrabia Dooku – mędrzec, polityk, wojownik. Dooku był legendą Zakonu Jedi i jedną z najbardziej poważanych postaci rodu Skywalkerów. Jego obecność wypełniała pomieszczenia, nawet gdy jeszcze nie zdążył wejść. Mówił rzadko, ale gdy już to robił – wszyscy słuchali.

Gdy Xanous po raz pierwszy spotkał go w wielkiej sali lustrzanej, był zbyt zdenerwowany, by mówić. A jednak to Dooku jako pierwszy odezwał się do chłopca.

— „W twoich oczach nie ma strachu. To dobrze. Ale widzę pychę. Nauczymy cię, jak ją ujarzmić.”

Od tego momentu, co kilka tygodni, Dooku zabierał Xanousa do ukrytej sali pod biblioteką. Uczył go nie tylko o historii Jedi, lecz także o filozofii mocy, istocie decyzji, sile milczenia i wpływie słów. Treningi nie były łatwe. Nie raz chłopak kończył je ze spoconym czołem, przygnieciony ciężarem własnych błędów.

Ale Dooku widział coś więcej – przyszłość.

Surowość Ojca, Cierpliwość Matki[]

W kontraście do chłodnego podejścia Dooku, matka Xanousa, Lady Ewa, była oazą spokoju. To ona trzymała dom w emocjonalnej równowadze. Wieczorami siadała z synem w oranżerii, opowiadając mu o gwiazdach i dawnych opowieściach Jedi.

— „Xanousie, Moc nie wybiera tylko wojowników. Wybiera tych, którzy potrafią słuchać... siebie.”

To od niej nauczył się empatii, zrozumienia, i subtelnego spojrzenia na świat. Dzięki niej poznał także wartość ciszy – tej prawdziwej, głębokiej, w której można usłyszeć własne serce.

Pierwsze Wizje Mocy[]

W wieku dziewięciu lat, Xanous zaczął doświadczać czegoś niepokojącego. Najpierw były to sny – niejasne obrazy, które powtarzały się nocami. Potem pojawiły się chwile dziwnej jasności, podczas których słyszał rzeczy, zanim się wydarzyły. Potrafił przewidzieć kroki rodzeństwa, reakcje ojca, a nawet wynik rodzinnych rozgrywek politycznych.

Dooku zrozumiał, że to nie były przypadki.

— „To nie są omamy. To przebudzenie. Moc cię wzywa, Xanousie. Pytanie brzmi – czy jesteś gotów ją usłyszeć?”

Przysięga Dziedzica[]

Pod koniec dziesiątego roku życia, w cieniu biblioteki rodu Skywalkerów, Xanous złożył symboliczną przysięgę – nie jako formalny rytuał Jedi, lecz osobisty ślub wobec samego siebie i swojego dziedzictwa.

„Nie pozwolę, by strach określił moją przyszłość. Nie pozwolę, by dziedzictwo mnie przygniotło. Ukształtuję własną drogę. Będę światłem, nawet jeśli przyjdzie mi przejść przez cień.”

Tego dnia Hrabia Dooku, po raz pierwszy, nazwał go „uczniem”.


🔚 Zakończenie Rozdziału 1[]

Xanous nie był już zwykłym dzieckiem Serenno. Nie był też jeszcze Jedi. Ale stał na progu obu światów. Po jednej stronie – arystokratyczna krew, przesiąknięta historią. Po drugiej – Moc, która wzywała go z głębi galaktyki. Czekało go wiele prób. Ale w jego sercu już płonęło światło.

I być może... ogień.

🌠 Rozdział II: Przygotowanie do Dziedzictwa[]

Początek Świadomego Życia[]

Wiek czterech lat. Wtedy Xanous po raz pierwszy usłyszał słowa: „Jesteś przyszłością tego rodu.” Były wypowiedziane przez jego ojca, Hrabiego Jerzego, z tą samą powagą, z jaką generał wypowiada przysięgę przed bitwą. Nie było w nich czułości, lecz odpowiedzialność. Obowiązek. Xanous nie do końca rozumiał ich znaczenie, ale już wtedy wiedział, że nie będzie żył jak inne dzieci.

Każdy jego dzień zaczynał się nie od zabawy, lecz od obowiązków – i to nie byle jakich. Był prowadzony do archiwum rodowego, gdzie uczono go czytania starych dokumentów, przepisów prawnych i traktatów dyplomatycznych. Nauczycielom nie wolno było go chwalić – pochwała była zarezerwowana dla osiągnięć, nie dla wysiłku.

„Władca nie musi być lubiany. Musi być szanowany,” mawiał Hrabia Jerzy.

Obserwowanie, Słuchanie, Milczenie[]

Xanous, jako młody chłopiec, często towarzyszył ojcu podczas narad rodzinnych i spotkań z przedstawicielami innych rodów. Miał nie mówić – tylko słuchać. Obserwować. Uczyć się, jak kształtuje się rzeczywistość nie za pomocą słów, lecz decyzji. Uczył się mimiki, intonacji, niuansów w spojrzeniach. To wtedy po raz pierwszy zrozumiał, że prawdziwa władza nie krzyczy. Ona milczy – i oczekuje.

Więcej Niż Przyszły Hrabia[]

Jego matka, Lady Ewa, dbała, by młody Xanous nie zatracił ludzkiej strony w świecie polityki i chłodnych decyzji. To ona dawała mu lekcje o współczuciu, etyce i duchowym wymiarze władzy. Pokazywała, że dziedzictwo to nie tylko zasady, ale też dziedziczenie serca – troska o ludzi, za których był odpowiedzialny.

„Jeśli twoje decyzje będą pozbawione serca, twój ród przetrwa. Ale nie będzie już szlachetny.”


⚖️ Rozdział III: Dyscyplina i Odpowiedzialność[]

Ścisła Edukacja i Codzienność Młodego Xanousa[]

Plan dnia Xanousa przypominał program wojskowy. Pobudka przed świtem. Rytualne medytacje. Trening miecza drewnianego, potem ćwiczenia taktyczne, polityczne i językowe. Po południu filozofia i retoryka. Wieczorem przegląd najnowszych informacji politycznych z całej galaktyki. Sen? Tylko wtedy, gdy wszystko zostało dopięte.

Wiedział, że jego przyszłość nie przewiduje miejsca na przypadek. Wszystko musiało być zaplanowane. Przemyślane. Zapamiętane.

Jego ulubionym nauczycielem był stary mistrz kaligrafii, Teren Viralo – jedyny, który pozwalał mu choć trochę rozluźnić dyscyplinę. To on pierwszy powiedział do niego:

„Twoja siła nie leży tylko w Mocy. Leży w tym, jak z niej korzystasz, gdy nikt nie patrzy.”

Wewnętrzne Poczucie Inności[]

Choć Xanous był otoczony rodzeństwem i nauczycielami, w głębi duszy czuł się samotny. Nie dlatego, że brakowało mu ludzi wokół – lecz dlatego, że nikt inny nie rozumiał ciężaru, jaki nosił. Rodzeństwo mogło się bawić, śmiać, podróżować – on musiał przygotowywać się do rządzenia.

Szczególnie bliski był mu jego młodszy brat, Verik – zadziorny i inteligentny chłopak, który często łamał zasady i wymykał się nocami do ogrodu, by oglądać gwiazdy. Verik mówił:

„Bracie, ty patrzysz w ziemię, bo tak cię uczono. Ale nie zapomnij spojrzeć też w niebo. Czasem odpowiedzi są tam.”

To właśnie te słowa sprawiły, że Xanous zaczął medytować nie w zamkniętych salach, lecz na balkonach pałacu, pod otwartym niebem.

Moment Próby[]

Gdy miał 10 lat, po raz pierwszy stanął przed zgromadzeniem lokalnych przywódców. Miał odczytać mowę dziedzica – tradycyjny rytuał. Słowa miał znać na pamięć, ale w ostatniej chwili, pod wpływem impulsu, dodał coś od siebie:

„Bycie Hrabim to nie zaszczyt. To przysięga. Dla mojego rodu i mojego ludu – będę nie tylko mówcą, ale głosem. Nie tylko przywódcą – ale tarczą.”

Sala zamarła. Nikt nie spodziewał się po chłopcu takich słów. A jednak jego ojciec, choć początkowo osłupiały, po wyjściu po raz pierwszy... poklepał go po ramieniu.

„Dobrze. Wreszcie coś twojego. Wreszcie... iskra.”


🏁 Zakończenie Rozdziału III[]

Xanous nie był jeszcze wojownikiem. Nie był jeszcze mistrzem. Ale był już kimś więcej niż tylko dzieckiem z arystokratycznego rodu. Kształtowany w żelaznej dyscyplinie, z duszą ognistą i sercem pełnym lojalności wobec rodu – stawał się czymś nowym. Nadchodziła era młodego Skywalkera.

Wiedział, że jego życie nie będzie zwyczajne. Ale teraz... był gotów. I nikt – ani galaktyka, ani przyszłość – nie miały prawa go zatrzymać.

⚔️ Rozdział IV: Próby i Testy[]

Wprowadzenie[]

Dziedzictwo – to słowo, które od najmłodszych lat towarzyszyło Xanousowi niczym cień. Nie było dla niego wyłącznie tytułem ani przywilejem. Było ogniem, który miał go hartować dzień po dniu. Próby, które na niego czekały, nie miały być ceremonią. Były brutalną prawdą o tym, co znaczy ród, który przetrwał wieki, a teraz spoczywał na jego barkach.


🛡️ Próby Fizyczne – Walka z Naturą i Ciałem[]

Trening przetrwania: Zanurzenie w samotności[]

Gdy miał zaledwie sześć lat, ojciec po raz pierwszy wysłał go w głąb lasów Serenno – bez eskorty, bez mapy, bez żadnych udogodnień. Tylko z małym nożem i płaszczem. Miał przetrwać siedem dni.

Każdy dzień był walką: z deszczem, głodem, chłodem i... samotnością. Ale to nie natura była największym przeciwnikiem – to cisza, w której wybrzmiewały jego wątpliwości i lęki. Tam, pośród mglistych bagien, po raz pierwszy zrozumiał, że nie można być przywódcą, jeśli boisz się zostać sam ze sobą.

„Nie wybrałem samotności. Ona wybrała mnie. I dopiero w niej usłyszałem swój własny głos.”


Pojedynek z ojcem – nie o zwycięstwo, lecz o godność[]

Po powrocie z dziczy czekała na niego kolejna próba – pojedynek mieczem z ojcem. Nie chodziło o to, by wygrać. Hrabia Jerzy walczył jak w prawdziwej bitwie – bez litości, bez taryfy ulgowej.

Xanous padł kilka razy. Miecz upadł mu z rąk. Ale za każdym razem wstawał. Z każdym ciosem zyskiwał więcej determinacji. W końcu, mimo krwi na dłoni i bólu w płucach, rzucił ostatni, desperacki atak. Nie trafił. Ale nie poddał się.

Ojciec po raz pierwszy spojrzał na niego bez chłodu.

„Władca nie musi wygrać każdej walki. Ale nie może nigdy skapitulować.”


🧠 Testy Umysłowe – Zmagania z Logiką, Strategią i Polityką[]

Symulacje bitewne z Dooku[]

Hrabia Dooku nie marnował czasu. Symulacje taktyczne, które urządzał dla Xanousa, nie przypominały zabawy w żołnierzy. W jednym scenariuszu – Xanous stracił cały oddział, ponieważ nie przewidział zdrady sojusznika. W innym – poświęcił trzy kolonie, by wygrać bitwę.

Każda decyzja kosztowała. Dooku komentował jedynie:

„Jeśli chcesz mieć krew na rękach – musisz zrozumieć, że ona zostaje tam na zawsze.”

To była lekcja przywództwa bez romantyzmu. Przywództwa opartego na konsekwencji.


Polityka – teatr masek[]

Xanous uczył się również tego, że prawdziwa walka nie zawsze toczy się z mieczem w dłoni. Czasem mieczem jest uśmiech, a tarczą – milczenie.

W jednym z testów musiał przekonać delegację fikcyjnego systemu do poparcia jego rodu. Nie miał władzy, ani pieniędzy – tylko słowa. I słuchał. A potem mówił krótko. Szczerze. Uderzył w wartości, nie w interes.

Zyskał ich szacunek. A Dooku uśmiechnął się tajemniczo:

„Ludzie nie potrzebują lidera, który wszystko wie. Potrzebują kogoś, kto słucha, zanim zacznie mówić.”


⚖️ Próba Moralna – Gdy Żadne Rozwiązanie Nie Jest Właściwe[]

Najcięższym testem była symulacja ewakuacji miasta podczas erupcji sejsmicznej. Zasoby statków pozwalały uratować tylko połowę populacji. Miał do wyboru: uratować dzieci i młodych – przyszłość, lub starców – mądrość.

Xanous nie spał całą noc. Rysował plany. Liczył. Szukał trzeciej drogi.

Na końcu podjął decyzję – wysłał sygnał do floty sprzymierzeńców, ryzykując, że będą zbyt daleko. Postawił wszystko na wiarę w pomoc innych, ratując jednocześnie najstarszych jako sygnał godności.

Ryzyko się opłaciło – pomoc dotarła. Uratował wszystkich.

Ale wiedział, że w prawdziwym świecie mogłoby się to nie udać.

„Władza to nie wybór między dobrem a złem. To wybór między dwoma stratami. I życie z tym wyborem do końca dni.”


🔥 Próby Wewnętrzne – Największy Wróg Mieszka W Tobie[]

W najcichszych chwilach, gdy zapadała noc, Xanous wracał myślami do tego, czy jest godzien tego wszystkiego. Czy jego dziedzictwo nie przerośnie go. Czy nie zostanie nowym Dooku – nie tym legendarnym, ale tym, którego historia zapamiętała jako zdrajcę.

W jednej z medytacji, usłyszał swój własny głos:

„Nie jesteś przeznaczeniem swojego rodu. Jesteś jego dalszym ciągiem. Zdecyduj, czy będzie to kontynuacja... czy odkupienie.”


📜 Zakończenie Rozdziału IV[]

Xanous nie był już tym samym chłopcem, który wędrował samotnie po lasach Serenno. Został wykuty – nie w złocie, lecz w ogniu odpowiedzialności, stali porażek i ciszy wewnętrznej walki.

Ojciec przestał go traktować jak dziecko. A Hrabia Dooku – po raz pierwszy nazwał go nie „wnukiem”, ale „uczniem”.

Próby dobiegły końca.

Ale prawdziwy test dopiero miał się rozpocząć.

🛡️ Scena: Spotkanie w pałacowej siłowni[]

Był to cichy poranek na Serenno.

Zamek oddychał chłodem marmurów i wilgocią wiekowych korytarzy.

Służba dopiero przygotowywała śniadania, a światło wschodzącego słońca rozlewało się po kolumnach jak miód.

Xanuen, zaledwie dziesięcioletni, już miał swoją rutynę –

z własnej woli.

Nie był zmuszany do ćwiczeń.

Ćwiczył, bo czuł, że ciało to też część świadomości.

W siłowni panowała półmroczna, chłodna atmosfera.

Kamienne ściany tłumiły dźwięki.

Zapach metalu, potu i olejów był intensywny, ale znajomy – jak kadzidło świątyni dla kapłana.

Tego dnia nie był sam.

Gdy unosił sztangę nad klatką piersiową, skupiony,

zobaczył kątem oka kogoś nowego.

Chłopiec w jego wieku – może odrobinę wyższy, może silniejszy –

o czarnych włosach, lekko wilgotnych od ćwiczeń,

ubrany w ciemnoszarą tunikę szkoleniową bez rękawów.

Chłopak spojrzał i uśmiechnął się lekko.

Bez drwiny. Bez wyzwania.

Jakby znał już Xanuena – choć dopiero co go spotkał.

Hej. Pierwszy raz cię tu widzę o tej porze.

Jestem Callen.

Xanuen odłożył sztangę z płynną gracją i usiadł.

Xanuen. – odparł. – Nie lubię tłoku. Wtedy trudniej usłyszeć samego siebie.

Callen zaśmiał się cicho, siadając na ławeczce obok.

Brzmisz jak ktoś, kto medytuje nad ciężarami.

Xanuen spojrzał mu w oczy.

Były jasne.

I... odważne.

Nie tak jak spojrzenia polityków, służby, nawet braci.

To było spojrzenie równe, pełne zaciekawienia.

A ty? Po co tu jesteś?

Callen skinął głową w stronę sztangi.

Trenuję. Bo chcę wyglądać dobrze, kiedy przyjdzie czas, by zrobić wrażenie.

Na kim? – spytał Xanuen, niby z obojętnością.

Callen przechylił głowę i uśmiechnął się złośliwie.

Jeszcze nie wiem. Ale może już zrobiłem?

Przez ułamek sekundy… Xanuen się zarumienił.

Nieznacznie.

Ale poczuł, jak jego serce bije mocniej.

Trenowali dalej.

Xanuen przeszedł do ćwiczeń bicepsów – skupiony, precyzyjny.

Callen robił to samo, ale nie spuszczał z niego wzroku.

Ich dłonie dotknęły się przypadkiem przy zmianie obciążenia.

I nikt nic nie powiedział.

Ale coś się zaczęło.

Nie była to miłość.

Nie była to jeszcze przyjaźń.

To była iskra

pierwszy raz, gdy Xanuen poczuł, że inna osoba

nie tylko go obserwuje…

🧩 Scena: Niespodziewane zbliżenie[]

Końcówka treningu.

W powietrzu unosił się ciepły, nieco ciężki zapach potu i świeżo oliwionego sprzętu.

Callen właśnie kończył ostatnią serię ćwiczeń na klatkę – leżał rozluźniony,

oddychał głęboko, trzymając gryf na wyciągniętych ramionach.

Mięśnie napięte, ruchy płynne.

Xanuen podchodził z boku, niosąc ręcznik i butelkę wody.

Zmęczenie dawało się we znaki – nogi miał lekko niestabilne po serii bicepsów.

I wtedy – jakby Moc sama igrała z ich losem –

kropla wody z butelki chlapnęła na posadzkę.

Xanuen zrobił krok, poślizgnął się,

i zanim zareagował – stracił równowagę.

Wszystko działo się w jednej sekundzie.

Pochylił się. Poleciał do przodu.

Upadek złagodziła jedynie siła przypadkowego lądowania –

prosto na Callena.

ChatGPT Image 1 cze 2025, 00 17 02

Dłońmi oparł się o ławkę, ale jego ciężar wylądował… dokładnie na kroczu chłopaka.

Ich oczy spotkały się z bliska.

Zbyt bliska.

Callen zamarł.

Xanuen zamarł jeszcze bardziej.

Milczenie.

Tylko oddechy.

Szybkie, ciężkie.

Ich twarze dzieliło może dziesięć centymetrów.

Ugh… przepraszam… ja... – Xanuen próbował się podnieść,

ale jego dłonie ześlizgnęły się ze spoconej powierzchni.

Callen syknął, nie ze złości, ale z zaskoczenia.

W porządku... ale... siedzisz trochę... dokładnie... tam. – rzucił, z ledwo powstrzymanym chichotem.

Xanuen w końcu zdołał się unieść na kolanach.

Czerwony na twarzy jak wschodzące słońce.

Serce waliło mu jak miecz o tarczę.

Callen również był zarumieniony – ale uśmiechał się.

Ciepło.

Bez kpiny.

Jeśli chciałeś mnie zdominować, są subtelniejsze sposoby.

To nie...! Ja tylko… woda się…

Wiem. – Callen przerwał mu łagodnie. – Ale... hej… było miło.

I w tym zdaniu było coś więcej, niż tylko żart.

Było zaproszenie.

Xanuen nie odpowiedział.

Ale jego spojrzenie się nie odwróciło.

Patrzył. Czuł.

I po raz pierwszy nie próbował tego uciszyć.


Xanuen podniósł się nieco chwiejnie, wciąż czując, jak jego twarz płonie,

a ręce – zazwyczaj pewne i silne – teraz drżały lekko od emocji, nie od ćwiczeń.

Spojrzał na Callena, który wciąż leżał, lekko rozbawiony,

z tym samym spojrzeniem, które w jednej chwili potrafiło rozbroić

zarówno napięcie, jak i dystans.

Przepraszam... naprawdę. – powiedział Xanuen cicho, wyciągając rękę do chłopaka.

Nie jako książę, nie jako wojownik.

Jako chłopiec, który właśnie poczuł, że świat może być znacznie bardziej nieprzewidywalny, niż ktokolwiek go uczył.

Callen spojrzał na tę dłoń.

Nie od razu ją ujął.

Najpierw pozwolił, by przez sekundę zawisła w powietrzu,

jakby chciał zatrzymać ten moment na zawsze.

W końcu chwycił ją mocno i podniósł się bez wysiłku.

Ich twarze znów były blisko –

ale tym razem to Callen wykonał gest.

Pochylił się i pocałował Xanuena w policzek.

Nie namiętnie. Nie głęboko.

Po prostu – miękko, krótko.

Z figlarną nonszalancją, która mówiła:

„Wiem, co zrobiłem. Ale nie oczekuj niczego więcej. Jeszcze.”

Za odwagę. – mruknął Callen, puszczając jego dłoń.

Xanuen zamarł.

Nie dlatego, że poczuł coś więcej.

Ale dlatego, że niczego się nie spodziewał

a to był pierwszy raz, kiedy czyjś gest wszedł mu pod skórę.

Nie potrafił nic odpowiedzieć.

Ale nie musiał.

Bo w oczach Callena nie było oczekiwania.

Był tylko uśmiech

ten sam, który znają tylko ci,

którzy wiedzą, że czasem flirt to nie początek romansu…

ale początek rozpoznania siebie.

🌤️ Wspomnienie Callena – lato, które się nie powtórzy[]

Nie trwało to długo.

Callen był tylko gościem – synem przyjaciela rodu, młodym uczniem z placówki dyplomatycznej na Chandrili, wysłanym na krótki pobyt edukacyjny do pałacu na Serenno.

Przyjechał z ojcem, który uczestniczył w rozmowach politycznych,

ale sam spędzał większość czasu w ogrodach, bibliotekach i… siłowni.

Xanuen miał wtedy dziesięć lat.

Był na tym dziwnym etapie pomiędzy chłopięcą niewinnością a dojrzewaniem,

kiedy zaczynają się pytania, ale jeszcze nie ma odpowiedzi.

Nie było w nim jeszcze namiętności ani pragnienia –

ale zaczynał zauważać obecność innych.

Spojrzenia. Ruchy. Zapachy.

Callen pojawił się niespodziewanie.

Miał w sobie coś przyciągającego: nonszalancką pewność siebie,

nieco rozczochrane czarne włosy,

uśmiech, który mówił: „nie biorę świata tak poważnie jak wy”.

Był dokładnie w wieku Xanuena, ale zdawał się o krok dalej –

bardziej oswojony z własnym ciałem, z rozmową, z gestem.

Zaprzyjaźnili się niemal od razu.

Nie przez formalności –

ale przez drobne rzeczy: wspólne spacery po korytarzach zakazanych skrzydeł,

śmiech podczas ucieczki przed strażnikiem ogrodowym,

rozmowy pod gwiazdami na jednym z balkonów,

gdzie Callen mówił o tym, że nienawidzi pisać esejów,

a Xanuen – że boi się, że jego przyszłość została już napisana.

Nie byli parą.

Nie było deklaracji.

Nie było wyznań.

Był flirt.

Flirt niewinny, ale świadomy.

Callen czasem poprawiał włosy z teatralną przesadą,

innym razem zbliżał się bardziej, niż sytuacja wymagała.

Xanuen to zauważał.

Nie odsuwał się.

Ich rozmowy miały podtekst – nie zawsze wyraźny,

ale obecny jak nuta zapachu, której nie da się nazwać.

Śmiech z podtekstem. Spojrzenia, które trwają sekundę za długo.

I oczywiście – tamten wypadek w siłowni.

Upadek.

Siedzenie na kroczu Callena.

Pocałunek w policzek – szybki, niby przyjacielski.

Ale żaden z nich o tym później nie wspomniał.

A potem… Callen odjechał.

Po prostu.

Ojciec zakończył rozmowy.

Statek był gotowy.

Callen pożegnał się krótko – jakby nie chciał robić z tego ceremonii.

Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. – powiedział, poprawiając pasek torby.

Xanuen skinął głową.

Może.

🧭 Rozdział IV: Szkolenie Jedi i Początek na Coruscant – streszczenie[]

🛸 Scena: Decyzja Dooku – Czas na Coruscant[]

Wieczór na Serenno był niezwykle cichy.

Nawet wiatr, który zwykle bawił się wśród wież zamku,

tego dnia jakby ustąpił miejsca czemuś poważniejszemu.

Dooku stał na tarasie wieży północnej, w towarzystwie Lady Ewy i ojca Xanuena.

Za nimi – herb rodu, złoto-srebrny orzeł z gwiezdnym pierścieniem w szponach,

a przed nimi – morze gwiazd i przyszłość, która już się zbliżała.

Już czas, – powiedział Dooku spokojnie, choć jego głos niósł w sobie ostateczność.

Jest gotów. Może nie w pełni – ale więcej nauczyć się już tutaj nie zdoła.

Na Serenno rozpoznał siebie. Ale na Coruscant dowie się, kim może się stać.

Lady Ewa ścisnęła dłonie.

Czy on naprawdę… jest gotów, by odejść?

Nie chodzi o gotowość. – odparł Dooku. – Chodzi o to, że Moc już go wzywa.

Jeśli nie pójdzie za tym głosem teraz, zawsze będzie miał w sobie cień niedopowiedzenia.

Ojciec milczał dłużej. W końcu skinął głową.

Bo nie chodzi o to, by był Jedi. Chodzi o to, by był sobą. Nawet wśród nich.


🌌 Następnego ranka – rozmowa z Xanuenem[]

Xanuen siedział w swojej komnacie, otoczony przez księgi, modele statków, pamiątki z dzieciństwa.

Na parapecie wciąż leżał kamyk z polany, gdzie uczył się rozpoznawać puls Mocy.

Na biurku – zasuszony liść, który kiedyś podarował mu Callen.

Nie dlatego, że był piękny. Ale dlatego, że był pierwszy.

Gdy Dooku wszedł do komnaty, Xanuen nawet nie drgnął.

Wiedziałem, że przyjdziesz. – powiedział chłopiec cicho.

Dooku przystanął.

Nie był teraz nauczycielem.

Był dziadkiem. Strażnikiem.

Kimś, kto miał powiedzieć słowa, które zmienią wszystko.

Xanuenie… nadszedł czas. Zostawiasz pałac. Rodzinę. Serenno.

I lecisz ze mną – na Coruscant.

Chłopiec spojrzał na niego. W jego oczach nie było lęku.

Była tylko ta trudna, bolesna dojrzałość,

którą zwykle zdobywa się znacznie później.

Na zawsze? – zapytał cicho.

Dooku pokręcił głową.

Nic nie jest na zawsze. Ale wszystko się zmienia.

Nie będziesz już tym chłopcem, który upadł w siłowni i się zarumienił.

Nie będziesz tym, który milczy w ogrodach.

Będziesz kimś innym.

A ja… będę ci towarzyszył tak długo, jak będę mógł.

Xanuen wstał.

Spojrzał na swoje dłonie.

Spojrzał przez okno.

Wziął głęboki oddech.

Kiedy wyruszamy?

Jutro o świcie.

Chłopiec kiwnął głową.

Po chwili dodał:

Czy to źle, że część mnie... nie chce tam lecieć?

Dooku położył mu dłoń na ramieniu.

Nie. To znaczy, że masz serce. A Moc szanuje tych, którzy czują.

Nie idziesz tam, by się wyrzec.

Idziesz tam, by się przekonać.


Tego wieczora Xanuen długo nie spał.

Ostatni raz przeszedł się korytarzami zamku.

Pożegnał się wzrokiem z drzewami w ogrodzie.

Dotknął muru, na którym wyrył swoje imię.

Zamknął oczy na chwilę dłużej, gdy mijał wejście do siłowni.

Nie było w nim łez.

Nie było też pewności.

Była gotowość.

A to – jak mawiał Dooku – wystarczy, by zacząć wszystko od nowa.

✈️ Scena: Wahadłowiec Republiki – rozmowa między światami[]

Rampy zsunęły się z ciężkim, mechanicznym jękiem, a dźwięk sprężonego powietrza odbił się od marmurowych murów lądowiska.

Wahadłowiec Republiki — opływowy, elegancki, pomalowany w barwy neutralnego srebra z dyskretnym herbem Senatu — stał gotowy, oświetlony bladejącym światłem przedświtu.

Xanuen wszedł za Dooku na pokład.

Spojrzał jeszcze przez ramię — na zamek, który powoli znikał za mgłą.

Na Serenno, które przez całe życie było jego światem.

A teraz... stawało się wspomnieniem.

Drzwi się zamknęły.

Statek uniósł się w powietrze płynnie, jakby sam czas go niósł.

W kabinie było cicho.

Nie luksusowo — ale wygodnie.

Na ścianach — srebrzyste panele i smukłe linie sterowania.

Nie słychać było pilotów.

Tylko szum napędu i pulsująca obecność Dooku.

Usiedli naprzeciw siebie.

Dooku założył dłonie na kolanie i przez chwilę milczał,

jakby pozwalając chłopcu samemu otworzyć tę rozmowę.

Ale Xanuen też milczał.

Patrzył na ruch gwiazd za iluminatorami —

na ich powolny taniec, który nie znał trosk ludzi.

W końcu to Dooku przerwał ciszę.

Nigdy nie wraca się do domu takim samym, jakim się z niego wyjechało.

Xanuen odwrócił wzrok od okna.

To znaczy, że nie mam do czego wracać?

Dooku uśmiechnął się bardzo lekko — niemal niezauważalnie.

Nie. To znaczy, że kiedy wrócisz, będziesz już kimś innym.

A dom... będzie musiał cię poznać na nowo.

Xanuen zastanowił się przez chwilę.

Co jeśli się zmienię za bardzo?

To znaczy, że przeżyjesz swoją drogę.

I staniesz się kimś prawdziwym.

Chłopiec skinął powoli głową, spuszczając wzrok na swoje dłonie.

Dooku… czy ty też byłeś kiedyś taki jak ja?

Tak. I nie.

Byłem chłopcem, który chciał wiedzieć wszystko.

Ale nikt nie uczył mnie, że wiedza bez emocji jest tylko zimnym ostrzem.

Tobie uczę czegoś innego.

A gdybyś mógł — wróciłbyś do tamtego chłopca? Zmienił coś?

Dooku spojrzał na niego dłużej, głębiej.

Nie odpowiedział od razu.

A potem tylko westchnął.

Może bym go przytulił. I powiedział: "Nie musisz wszystkiego rozumieć.

Musisz tylko pozostać wierny sobie."

Xanuen uśmiechnął się pod nosem.

To brzmi jak coś, co powiedziałby ktoś... kto wciąż próbuje zrozumieć.

Każdy Mistrz Jedi to tylko uczeń, który przeżył wystarczająco długo, by zamilknąć.

Przez chwilę nie mówili już nic.

Wahadłowiec przeciął atmosferę Serenno i wszedł w przestrzeń nadprzestrzenną.

Gwiazd nie było.

Były tylko linie światła — wirujące, jak myśli.

Dooku oparł się wygodniej.

Kiedy przybędziemy na Coruscant, zobaczysz miasto, które nigdy nie śpi.

Zakon, który wszystko wie. I chłopców, którzy myślą, że wszystko potrafią.

A ja?

Ty jesteś pytaniem, którego nikt nie zadał.

Nie musisz im dorównywać.

Ty masz ich zaskoczyć.

Xanuen zamknął oczy.

Oddychał równo.

Nie spał. Ale był gotów.

Na Coruscant czekało coś więcej niż trening.

🛬 Przylot na Coruscant[]

Gdy wahadłowiec przeszedł z hiperprzestrzeni do rzeczywistości,

Coruscant rozpostarło się przed Xanuenem jak żywy sen

ale nie sen spokojny.

To było jak uderzenie światła i hałasu.

Niebo przecinały dziesiątki tysięcy jednostek — od transportowców, przez republikańskie eskortowce, po prywatne promy.

Każdy pas powietrznego ruchu lśnił innym kolorem, niczym świecące wstęgi przeciągnięte przez nieboskłon.

Gdy wahadłowiec zbliżał się do powierzchni, Xanuen po raz pierwszy poczuł, że świat może być… zbyt duży.

Na Serenno wszystko było ciche, ukierunkowane, zharmonizowane z naturą.

Tu – wszystko pulsowało, błyskało, krzyczało.

Miasto nie spało. Nigdy.

Dooku, siedząc obok niego w ciszy, obserwował chłopca kątem oka.

Nie mówił nic.

Bo wiedział, że żadne słowa nie przygotują nikogo na Coruscant.

Wahadłowiec zanurkował w dolne warstwy atmosfery,

a pod nimi — rozciągały się wieżowce jak las stworzony przez maszynę.

Każdy z nich miał tysiące poziomów.

A pomiędzy nimi — transportowce, światełka ruchu, gęstość życia, której nie sposób było objąć jednym spojrzeniem.

Xanuen siedział nieruchomo.

Z zaciśniętymi dłońmi.

Nie ze strachu.

Z próby zrozumienia, gdzie właściwie się znalazł.

To Coruscant, – powiedział Dooku spokojnie. – Serce Republiki.

Zobaczysz tu wszystko: dobro, zło, mądrość i próżność.

Ale przede wszystkim — zobaczysz, kim jesteś na ich tle.

Chłopiec skinął głową powoli.

Nie wiem jeszcze, co o tym myśleć.

To dobrze, – odpowiedział Dooku. – Tylko głupcy wiedzą wszystko, zanim postawią pierwszy krok.


Wahadłowiec wylądował miękko na lądowisku Republiki, wysoko nad poziomem planety,

gdzie znajdowały się prywatne doki używane przez Jedi, senatorów i dyplomatów.

Rampy opadły.

Powietrze było tu inne – gęstsze od technologii, pełne ozonowego tła i odległych silników.

Niebo nad głową było... szare. Nie z chmur.

Z ilości rzeczy, które się w nim działy naraz.

Xanuen wyszedł jako pierwszy.

Zatrzymał się u szczytu rampy.

Wstrzymał oddech.

Przed nim nie było Serenno.

Nie było znanych ogrodów, zapachu żywicy, przestrzeni.

Było Coruscant.

Świat o milionach głosów, z których każdy chciał być słyszany.

Świat, który nie znał jego nazwiska — i nie zamierzał pytać.

Dooku stanął obok niego, ręce splecione za plecami.

Nie patrz na to jak na wroga, – powiedział cicho. – Patrz na to jak na lustro.

To miasto nie mówi ci, kim masz być.

Ale jeśli nie wiesz, kim jesteś — ono ci to pokaże… w brutalny sposób.

Xanuen skinął głową.

A potem zrobił pierwszy krok.

Na platformę, która nie należała do jego rodu.

Na planetę, która nie prosiła o jego obecność.

Na ścieżkę, którą wyznaczy nie tradycja, nie obowiązek, ale jego wybory.

🌆 Pierwsze kroki na Coruscant – architektura, uczta i świątynia[]

Rampy statku opadły.

Metaliczne podłoże spotkało się z twardą powierzchnią platformy lądowiska

na poziomie wyznaczonym tylko dla uprzywilejowanych przybyszów – senatorów, dyplomatów, Jedi i ich gości.

Dooku zszedł pierwszy, z rękami splecionymi za plecami, w dostojnym, milczącym geście, który mówił więcej niż słowa.

Za nim, z nieco bardziej sprężystym, czujnym krokiem, szedł dziesięcioletni Xanuen,

odziany w ciemnogranatową tunikę z haftowanym emblematem Serenno na kołnierzu.

Gdy tylko jego stopy dotknęły platformy, zatrzymał się.

Bo zobaczył.

Zobaczył wszystko.

Przed nim — świat, który nie znał ciszy.

Wieżowce ciągnęły się aż po horyzont, jakby planeta próbowała sięgnąć nieba własnym ciałem.

Każdy budynek był inny — w kolorze, w stylu, w zamiarze.

Były konstrukcje płynące niczym rzeźby, ostre jak klingi,

matowe, błyszczące, przeszklone, organiczne.

Nad nimi — pasma ruchu powietrznego, światła wciąż sunące w określonym rytmie,

niczym świetlna partytura galaktycznego koncertu.

Xanuen oniemiał.

Nie z przytłoczenia. Z zachwytu.

To… piękne, – wyszeptał. – Inne niż wszystko, co widziałem.

Dooku spojrzał na niego bokiem, z cieniem uśmiechu.

I nieprzyjazne. Piękno to często maska. Ale dobrze, że je widzisz.

Architektura to dusza cywilizacji. Na Coruscant dusza ta jest wielka… i pełna sprzeczności.

Xanuen nie odpowiedział. Wodził wzrokiem po konstrukcjach,

jakby każda była opowieścią, a on — chłopcem z Serenno,

który właśnie nauczył się czytać miejskie sny.


Przed dotarciem do Świątyni Jedi, Dooku zaproponował krótki postój.

Chłopiec — choć zafascynowany — był też głodny, a Dooku, wbrew pozorom,

znał wagę rytuału posiłku jako symbolu przejścia.

Zabrali Xanuena do jednego z wykwintnych lokali na poziomie senatorów —

restauracji zwanej Auraius,

słynącej z dań podawanych w stylu międzyplanetarnym:

połączenie kuchni Naboo, Alderaanu i Chandrili, podanej z precyzją rodem z Kamino.

Xanuen siedział wśród kolumn ze szkła i hologramów.

Oświetlenie było subtelne, jakby stworzone z barw zmierzchu.

Kelnerki ubrane w stylizowane szaty, zapach przypraw z planet, o których tylko czytał.

Dano mu napar z mlecznych ziaren z Felucii,

a danie główne — ciepły krem z korzeni Luranthy z kroplą jadalnego światła z Chandrili.

Nigdy wcześniej nie jadł niczego podobnego.

Wszystko było delikatne. Skonstruowane.

Jak architektura, którą można było smakować.

Coruscant umie olśniewać, – skomentował Dooku. – Ale pamiętaj, że to miasto nie oferuje niczego bez ceny.

Nawet piękno tu jest transakcją.

Xanuen patrzył na kryształowy kieliszek z naparem.

A jeśli coś mi się podoba – czy to znaczy, że już zapłaciłem?

Nie. To znaczy, że już jesteś w długu.


Po uczcie wsiedli do specjalnego speederu Jedi,

który unosił się płynnie nad miastem, mijając kolejne warstwy poziomów,

na horyzoncie zaczęła się wyłaniać Świątynia Jedi

masywna, monumentalna, piękna i… nieco groźna.

To miejsce nie uczy tylko walki, – powiedział Dooku. – Uczy samotności.

Ciszy wśród hałasu. Dyscypliny w świecie bez granic.

Xanuen zamilkł.

Oparł dłoń o szybę speederu, obserwując, jak zbliżają się do monumentalnych schodów,

gdzie setki padawanów trenowało w równych rzędach,

gdzie wieże lśniły w świetle reflektorów,

a Moc… była wyczuwalna jak napięcie przed burzą.

Nie był już tylko chłopcem z Serenno.

Nie był już nawet tylko uczniem Dooku.

Był adeptem, który wkraczał w krąg starożytnych nauk.

Ale z pytaniem w duszy, którego jeszcze nikt nie wypowiedział.

🧓 Spotkanie z Yodą i Jocastą Nu – próba, która nie miała być łatwa[]

Korytarze Świątyni Jedi były ciche, choć tętniły Mocą.

Ich ściany, wykonane z marmuru z Galidraanu i koralowych kamieni z Ossus,

wibrowały od myśli, wspomnień i nauk.

Wysokie sklepienia były jak sklepienia dawnej katedry –

ale tutaj ołtarzem była wiedza,

a modlitwą – równowaga.

Dooku szedł powoli, dostojnie.

Za nim, nieco napięty, ale wciąż dumny, kroczył dziesięcioletni Xanuen,

trzymający dłonie splecione z tyłu, starając się nie okazywać emocji.

Ale jego oczy zdradzały wszystko — chłonęły świat jak gąbka,

szukały znaków, zrozumienia, potwierdzenia, że tu ma być.

W końcu dotarli do Archiwów Jedi,

gdzie Jocasta Nu już na nich czekała.

Ubrana w swoje klasyczne, kremowe szaty archiwistki,

z włosami upiętymi w koronę z warkoczy,

z delikatną, ale stanowczą twarzą kobiety, która przeżyła więcej, niż powie.

Xanuen zatrzymał się… i uśmiechnął.

Babciu Jocasto…

Pobiegł do niej — już nie jako potomek arystokracji, nie jako przyszły padawan —

ale jako wnuk.

Objął ją mocno, wtulając twarz w jej ramię,

jakby przez ten jeden moment chciał przypomnieć sobie, że nie musi być silny.

Jocasta Nu odłożyła datapad i objęła go z czułością, której nie widać na holowizjach.

Pocałowała go w czoło, a potem w policzek, powoli i ciepło.

Jesteś wyższy niż ostatnio… i masz ten błysk w oku. Taki sam jak twój dziadek, gdy był młodszy.

Dooku chrząknął z godnością.

Ale i on zbliżył się, ujął rękę Jocasty i pocałował ją delikatnie w dłoń.

Wciąż najpiękniejsza istota w tej świątyni, – powiedział z surowym uśmiechem,

który rozświetlił się tylko dla niej.

Xanuen czuł się przez chwilę jak w domu.

Ale ten moment miał trwać krótko.


🧙‍♂️ Sala Przyjęć Padawanów – Mistrz Yoda czeka[]

Zabytkowe drzwi otworzyły się bezszelestnie.

Za nimi – okrągła sala, z podłogą z polerowanego onyksu

i okrągłymi kolumnami, które wyglądały jak milczący świadkowie decyzji.

Na środku siedział Mistrz Yoda.

Mały. Stary. Nieruchomy.

Ale jego obecność wypełniała pokój tak,

że nawet Dooku wydawał się mniejszy.

Yoda nie patrzył od razu.

Zamknął oczy.

Czuł.

A potem je otworzył.

Spojrzał na Xanuena.

Potęga… i cień, – powiedział cicho, do nikogo konkretnie.

Niezwykłe połączenie. Pytanie nie brzmi, czy gotowy jest.

Pytanie brzmi: czy pycha jego gotowa jest… zostać okiełznana.

Xanuen stanął przed nim z rękami opuszczonymi, nieco drżącymi.

Nie wiem, czy jestem gotów, – przyznał szczerze.

Ale wiem, że muszę się nauczyć. I że chcę słuchać.

Yoda milczał.

Podszedł powoli — jego krok był ledwo słyszalny, jak szelest liści.

Spojrzał prosto w oczy chłopca.

I wtedy… przez sekundę… coś się poruszyło.

Jakby czas cofnął się i galaktyka zadrżała.

Niecierpliwość – przyjaciel pychy ona jest.

Pamiętaj: być wielkim, znaczy najpierw być pokornym.

Yoda podniósł rękę.

Położył ją na piersi Xanuena.

Do Zakonu Jedi cię przyjmujemy. Ale ścieżka twa niełatwa będzie.

Spojrzał na Dooku.

Innego ucznia miałem. Dumnego. Ciekawego. Odważnego.

Niech lepiej nauczy… niż został nauczony.

Dooku skinął głową poważnie.

Z całym sercem, Mistrzu.


Xanuen został przyjęty.

Ale to nie była tylko formalność.

To był chrzest świadomości.

Zaproszenie do zakonu, ale też ostrzeżenie:

Twoja potęga będzie twoją największą pokusą.

I tylko ty zdecydujesz, kim się staniesz.

🧠 Scena: Rada Jedi – Rozmowa o Xanuenie[]

Sala Rady Jedi.

Owalne pomieszczenie z panoramicznym widokiem na Coruscant,

gdzie wieże miasta były jak pionki na szachownicy galaktyki.

Tu zapadały decyzje, które zmieniały bieg historii.

Dooku wszedł powoli, z rękami splecionymi za plecami, jak generał wkraczający do senatu bogów.

Za nim, w pewnym oddaleniu, stał Xanuen, nieruchomy, skupiony, uważny.

Wokół — dwunastu mistrzów.

Yoda. Mace Windu. Ki-Adi-Mundi. Shaak Ti. Plo Koon. Oppo Rancisis…

Każdy z nich uosabiał inny aspekt Mocy.

Każdy z nich patrzył na Dooku z mieszanką szacunku… i czujności.

Mistrz Windu przemówił pierwszy:

Hrabio Dooku. Mówisz, że chcesz wziąć chłopca pod swoje skrzydła jako padawana.

Jednak jego emocje... są potężne. I niepokojące.

Dooku skinął głową.

Nie zaprzeczam. Jest wyjątkowy. I właśnie dlatego nie powinien trafić do nikogo innego.

On nie potrzebuje jedynie nauki – on potrzebuje rozumienia.

Nie dyscypliny, ale przewodnictwa.

Yoda zsunął powieki, jakby wyczuwał, że Dooku mówi więcej, niż chce ujawnić.

Ścieżkę trudną wybierasz, Mistrzu Dooku. Młody jest. Wrażliwy.

Za tobą… cień idzie.

Dooku nie uśmiechnął się. Ale jego spojrzenie nabrało głębi.

Każdy z nas niesie cień, Mistrzu Yodo. Pytanie nie brzmi: kto go niesie.

Pytanie brzmi: kto się go nauczył oswajać.

Ki-Adi-Mundi zabrał głos.

Urodzony na Serenno. Potomek rodu Skywalkerów.

Wnuk… twój. To więź niebezpieczna. Za bliska. Pełna wpływu.

Dooku odwrócił się i wskazał na Xanuena, który stał z prostymi plecami i jasnym spojrzeniem.

Zobaczcie go. Nie boi się was. Nie ucieka od waszych słów.

Ma w sobie światło, ale zna też cień.

On nie będzie kolejnym fanatykiem kodeksu, który upadnie przez swoje złudzenia.

On będzie czymś więcej. Równowagą.

Rada milczała.

Yoda otworzył oczy.

Wielka jest jego przyszłość.

Ale i zagrożenie – jeszcze większe.

Większe od tego, co się stanie, jeśli nie pozwolicie mu iść swoją drogą? – odpowiedział Dooku spokojnie.

Cisza.

A potem Mistrz Yoda skinął głową.

Zgodę dajemy. Uczniem twoim, Xanuen zostaje.

Ale ostrzeżenie przyjmij, Dooku: równowaga łatwo może przechylić się w ciemność.

Dooku ukłonił się powoli, ceremonialnie.

Zawsze słucham ostrzeżeń, Mistrzu. A potem robię to, co konieczne.


🧠 Dooku jako Podwójny Mistrz – Początek Podwójnej Drogi[]

Oficjalnie — od tego dnia Mistrz Dooku był mentorem padawana.

Uczył go zasad Jedi, pokory, samodyscypliny, historii galaktyki.

Ale za zamkniętymi drzwiami, w tajnych salach medytacyjnych i podczas prywatnych sparingów…

Dooku szeptał inne słowa.

Moc nie dzieli się na dobre i złe.

To Jedi podzielili ją z obawy przed tym, czego nie rozumieli.

Sithowie… poszli za daleko. Ale nie dlatego, że sięgnęli po gniew.

Dlatego, że zgubili równowagę.

Uczył Xanuena nie odrzucać emocji, ale je czytać.

Nie tłumić gniewu, ale go słuchać.

Nie bać się ciemności, ale zrozumieć, co w niej mieszka.

Nie będziesz Jedi. Nie będziesz Sithem.

Będziesz kimś nowym. Czymś, czego galaktyka jeszcze nie zna.


W tym samym czasie, Rada Jedi obserwowała.

Nieufna. Czujna. Ale bez dowodów.

A Xanuen?

Rósł. Szybko. Głęboko. Intensywnie.

I galaktyka zaczęła wyczuwać, że wśród Jedi

jest ktoś, kto zna zbyt wiele prawd naraz.

⚔️ Trening i filozofia – Ścieżka Mocy według Dooku[]

Sala treningowa była stara.

Zbudowana z surowego kamienia i czarnego drewna przywiezionego z Kashyyyka,

ukryta w niższych poziomach Świątyni Jedi — miejscu, które nie wszyscy znali,

a jeszcze mniej odwiedzało.

To tu Dooku uczył Xanuena.

Nie w głównych holach pod okiem kronikarzy.

Nie wśród obserwatorów, którzy rejestrowali każdy gest zgodnie z kodeksem.

Tutaj uczył go jak widzieć świat takim, jaki jest — nie takim, jakim Jedi chcieliby, by był.

Xanuen, już nastolatek, władał mieczem z imponującą gracją.

Jego styl był połączeniem formy Makashi – eleganckiej, ekonomicznej – z czymś nowym.

Z ruchem, który wyprzedzał decyzję przeciwnika.

Z intuicją, która była zbyt szybka, by nazywać ją logiką.

Dooku, obserwując jego walkę z droidem treningowym, skinął głową.

Wyprzedzasz go nie tylko fizycznie. Czujesz jego intencję.

Widzisz cień myśli, zanim ona się zrodzi.

To dlatego, że skupiam się na jego emocjach?

Dooku uniósł brew.

Emocje to język. Jedi próbują je tłumić, a przez to głuchną.

Ty ich słuchasz. I dlatego słyszysz więcej.

Każdego dnia po walce było to samo: trening, potem filozofia.

Medytowali nie w kręgach Jedi, ale w samotnych komnatach —

gdzie ciemność była dopuszczona jako część nauki,

a nie zagrożenie.

Dooku szeptał:

Jedi uczą: gniew prowadzi do nienawiści.

Ale to kłamstwo dla bojaźliwych.

Gniew… to pierwsza iskra.

To, co z nią zrobisz — to twoja siła. Lub twoja zguba.

Xanuen chłonął te słowa jak mantra.

Był nie tylko pojętnym uczniem.

Był tym, na którego czekała nowa doktryna.


🧘 Emocje jako narzędzie[]

Gdy inni padawani uczyli się medytacji w ciszy,

Xanuen medytował wśród dźwięków chaosu.

Dooku odtwarzał mu rozmowy senatu, kłótnie, sygnały pola bitwy.

Nie uciekaj od hałasu.

Zamknij oczy i rozpoznaj go.

W chaosie ukryta jest prawda.

W napięciu – struktura.

Z czasem Xanuen potrafił wychwycić z tłumu tonację lęku,

dostrzeżenie drobnego gestu zdrady w twarzy senatora,

wyczuć zmianę pulsu rozmówcy, zanim ten wypowiedział kłamstwo.

Był jak instrument polityczny, coraz doskonalszy.

Dooku mówił:

Jedi są niewinni jak dzieci. Mówią o pokoju, ale nie znają jego ceny.

Ty poznasz cenę. I nauczysz się ją negocjować.


🧠 Manipulacja i świadomość własnej siły[]

Zaczęły się symulacje polityczne.

Dooku wprowadzał go na zamknięte sesje senatu jako "obserwatora".

Ale to nie była rola bierna.

Xanuen zadawał pytania.

Trafne. Śmiałe. Przewrotne.

Z czasem senatorowie bali się jego spojrzenia,

bo zdawało się ono czytać ich intencje jak otwarte zwoje.

Nie ufaj słowom. Szukaj cieni.

Gdy ktoś mówi „pokój”, pytaj: co ukrywa w lewej dłoni.


🏛️ Podsumowanie: nowy typ Jedi[]

Xanuen nie był już tylko uczniem.

Był projektem. Manifestem.

Żywym dowodem, że można iść inną drogą.

Nie był Jedi w tradycyjnym sensie.

Nie był Sithem.

Był kimś, kto widzi wszystko — i nie odrzuca niczego.

Miał już motto, które szeptał podczas treningów, jakby to była jego prywatna modlitwa:

„Nie bój się gniewu — to siła, jeśli nią kierujesz, a nie ona tobą.”

🌒 Misja na Velchorr Prime – Gra luster i kłamstw[]

🛸 Tło polityczne:[]

Planeta Velchorr Prime, zewnętrzny układ, dawny sojusznik Republiki, obecnie chwiejny politycznie.

Jej przywódca, Gubernator Tole Vorr, podejrzewany był o potajemne spotkania z separatystami i działalność szmuglerską.

Senat nie mógł jeszcze interweniować oficjalnie, ale Rada Jedi chciała zasięgnąć informacji.

Nie można było wysłać zbyt znanego rycerza – ale Dooku, jako członek starego rodu i dawny dyplomata, miał „zaproszenie”.

Zabrał ze sobą Xanuena – rzekomo jako swojego ucznia i osobistego asystenta w rozmowach kulturalnych.

Ale misja była prosta:

Obserwuj. Analizuj. Dowiedz się, kim jest Gubernator Vorr. I kto za nim stoi.


🏛️ Przylot i pierwsze wrażenie:[]

Gdy wylądowali na Velchorr, Xanuen był oszołomiony.

Nie chodziło o architekturę, lecz… aurę miejsca.

W porównaniu do Coruscant – Velchorr był piękny, dziki, pełen zapachu pyłu i egzotycznych przypraw.

Ale także przesycony niepokojącym napięciem.

Ludzie mówili półgębkiem, spojrzenia były szybkie, dłonie często sięgały do kabur.

Atmosfera miasta przypominała bal maskowy, gdzie każdy nosił miecz pod peleryną.

Dooku zajął się rozmowami.

Xanuen miał się przyglądać — ale od razu wiedział, że jego zadanie będzie inne.


🎭 Spotkanie z gubernatorem i jego świtą[]

Na przyjęciu powitalnym w pałacu Vorra, jedenastoletni Xanuen w swojej ciemnozielonej tunice,

z wyszywanym znakiem Jedi, wyglądał jak książę z legend.

Ale najwięcej uwagi poświęcono mu nie za tytuł, lecz za postawę.

Wysoka pani senator z Rylothu powiedziała później: – Ten chłopiec nie mówi wiele, ale jego spojrzenie mówi „wiem o tobie wszystko”.

W trakcie kolacji Xanuen został posadzony obok młodego doradcy gubernatora,

przystojnego chłopaka w wieku 15–16 lat o imieniu Kas Verran – dobrze zbudowanego, pewnego siebie, z podejrzanie wojskowym sznytem.

Między nimi natychmiast pojawiło się napięcie – nie groźne, ale…

ciekawe.

Kas mówił z uśmiechem, obserwował Xanuena z ukosa.

Xanuen, choć z początku nieco onieśmielony, nie pozostawał mu dłużny.

Uśmiechał się lekko. Dotykał przypadkiem jego dłoni.

Zadawał pytania, które brzmiały jak żarty, ale były sondą duszy.

Wieczorem, gdy Dooku wrócił do apartamentu, Xanuen złożył raport:

Kas Verran nie jest tylko doradcą. Ma wojskową postawę. Odczytuję z jego ciała, że trenował. Prawdopodobnie urodzony na Kamino – ma dokładny, chłodny sposób analizowania. Ale... jest w nim coś, co chce się podobać. Coś, co szuka uwagi.

Dooku spojrzał na niego z zaciekawieniem.

A czy twoja… uwaga… była w tym pomocna?

Xanuen uniósł brwi.

Lubię ludzi. A ludzie wtedy mówią więcej.


🕵️‍♂️ Przełom[]

Trzeciego dnia misji, Kas zaprosił Xanuena na wieczorny spacer po ogrodach pałacowych.

Podczas rozmowy Xanuen zadał jedno pytanie:

Dlaczego u was tylu żołnierzy, skoro nie ma wojny?

Kas milczał długo, a potem westchnął.

Nie wszyscy tu chcą pokoju, Xanuenie. Czasem trzeba mieć miecz, żeby w ogóle móc mówić.

Xanuen uśmiechnął się łagodnie.

Ale nie mówiłeś z wściekłością. Mówiłeś z żalem.

Kas spojrzał mu prosto w oczy.

Bo chciałbym, żebyś mógł zrozumieć. Ale boisz się tego, co zobaczysz.

Nie boję się. Ale zapamiętam.

To był sygnał.

Xanuen już wiedział: Kas nie był przeciwnikiem.

Ale wokół niego budowano struktury lojalności inne niż Republika.

I jego smutek był dowodem: nie wszyscy w tym spisku byli z natury źli.


📜 Powrót i konsekwencje[]

Po powrocie do Coruscant, Dooku zdał raport Radzie Jedi,

ale wiele szczegółów zatrzymał dla siebie.

W prywatnej rozmowie z Xanuenem powiedział:

Nauczyłeś się więcej niż chciałem. I dobrze.

Nie zawsze trzeba prowadzić wojnę, żeby wygrać.

Czasem wystarczy jeden spojrzany sekret.

Albo jeden chłopiec, który wie, kiedy się uśmiechnąć.


✨ Epilog[]

Misja na Velchorr Prime nie zakończyła się walką.

Ale była pierwszym krokiem ku temu, by Xanuen zaczął rozumieć prawdę o galaktyce:

Nie chodzi tylko o dobro i zło.

Chodzi o wpływ, lęk, i o to, kto zada pytanie we właściwej chwili.

A czasem… o flirt, który odsłania duszę lepiej niż przesłuchanie.

🌌 Misja II: Cienie na Vorantaxie[]

📍 Miejsce: Vorantax IV – planeta zapomniana przez Republikę[]

Vorantax IV, pokryta lasami popiołu i ruinami po dawnej wojnie Mandaloriańskiej,

była miejscem, gdzie nawet łowcy nagród niechętnie lądowali.

Niegdyś kolonia górnicza, potem bastion kultu związanego z Czarną Gwieździstą Krwią – sektą,

która wierzyła, że Moc to żywa istota karmiąca się cierpieniem.

Republika dostaje sygnał od zaginionego patrolu zwiadowczego:

dziwne zjawiska, zniknięcia, rytuały, które przypominają zaczyn czegoś znacznie starszego niż Sithowie.

Dooku, jako doświadczony mistrz i badacz ezoterycznych odłamów Mocy,

zostaje wysłany – tym razem z młodym Xanuenem u boku.


🛸 Lądowanie – zapach śmierci i przeszywające sny[]

Już w momencie, gdy wahadłowiec przekracza atmosferę Vorantaxu,

Xanuen doznaje wizji

ogień, woda lejąca się do góry,

i głos kobiety mówiącej po starożytnemu Sithiańsku:

„Jeśli dotkniesz ich krwi, już nigdy nie będziesz taki sam.”

Dooku natychmiast wyczuwa, że planeta „mówi”.

Tutaj Moc nie jest zrównoważona. Ona głodna jest.

W ruinach dawnego miasta kopalnianego odnajdują tylko ciszę.

Ale pod powierzchnią… zaczyna się poruszać coś więcej.


🩸 Spotkanie z sektą – i dziewczyną imieniem Cyhra[]

Podczas zwiadu w ruinach świątyni, Xanuen zostaje oddzielony od Dooku i wpada w zasadzkę.

Zamiast zginąć – zostaje pojmany przez członków sekty,

ale jeden z nich – młoda dziewczyna o imieniu Cyhra – powstrzymuje egzekucję.

On nie jest naszym wrogiem. On słyszy głosy. Tak jak ja.

Przez kolejne dni, uwięziony w podziemnych katakumbach,

Xanuen zaczyna rozmawiać z nią, poznając historię sekty.

Nie są to barbarzyńcy – to wyznawcy alternatywnej filozofii Mocy.

Wierzą, że cierpienie tworzy czystość, że tylko przez ból można dostąpić oświecenia.

Cyhra – choć brutalna w wychowaniu – jest łagodna wobec niego.

Między nimi zaczyna tworzyć się więź.

Nie miłość, nie flirt – ale porozumienie dwóch dusz wyjętych z definicji światła i ciemności.


🗡️ Wybór: zdradzić, ocalić, albo… wziąć stronę?[]

Dooku w końcu odnajduje Xanuena i wkracza z niewielkim oddziałem Jedi.

Sekta stawia opór. Rozpoczyna się walka w podziemiach.

W kulminacyjnym momencie Cyhra zostaje ranna i powalona przez Jedi.

Xanuen ma wybór:

  1. Pozwolić im ją zabić jako wroga Zakonu.
  2. Stanąć między nią a Jedi i zaryzykować gniew mistrzów.
  3. Wykonać gest pojednania – wykorzystać Moc, by ją uleczyć, i tym samym przełamać cykl przemocy.

Xanuen wybiera trzecie.

Używa techniki, której nie nauczył go Dooku – uzdrawiającego impulsu przez Ciemną Stronę,

zmieniając ból Cyhry w moc samoregenerującą.

To technika znana tylko z legend – sama Moc wokół nich się zakrzywia.

Dooku patrzy w milczeniu.

Nie gani.

Nie chwali.

Ale jego spojrzenie mówi wszystko:

„Zrobiłeś coś, czego nie uczą w Zakonie. I dlatego możesz go kiedyś przewyższyć.”


🕯️ Epilog – pożegnanie z Vorantaxem[]

Sekta zostaje rozbita, ale nie unicestwiona.

Cyhra ucieka, ale zostawia Xanuenowi wiadomość:

„Wielu z nas wierzy, że Jedi zapomnieli o tym, co naprawdę boli. Ty nie. I to czyni cię niebezpiecznym. Ale też prawdziwym.”

W czasie powrotu Xanuen jest cichy.

Dooku w końcu mówi:

Tam, na Vorantaxie, nie uratowałeś tylko życia.

Uratowałeś możliwość, że Moc jest większa, niż sądziliśmy.

Ale pamiętaj: kto uzdrawia przez cień, musi wiedzieć, jak długo może tam zostać,

zanim sam się nie rozpadnie.

🏛️ Powrót do Akademii Jedi[]

Wysokie wieże Świątyni Jedi lśniły w świetle trzech słońc Coruscant, gdy wahadłowiec z Vorantaxu dotknął płyty lądowiska.

Z pozoru wszystko wyglądało jak zawsze:

Padawani ćwiczyli formy z drewnianymi pałkami na dziedzińcach,

mistrzowie przechadzali się wśród kolumn rozmawiając o dyplomacji i równowadze,

droidy bibliotekarskie krążyły z holoksięgami.

Ale Xanuen nie był już tym samym chłopcem, który wyruszył w tę podróż.

Nie tylko się zmienił. On dojrzał. I coś w nim... zgasło, by coś innego się zapaliło.


👣 Korytarze wspomnień[]

Wchodząc z Dooku przez główne krużganki Akademii,

Xanuen czuł się, jakby wszedł do świata, który jeszcze znał — ale który już nie był dla niego wystarczający.

Młodsze dzieci biegające po marmurowych korytarzach wydawały się mu teraz…

naiwne.

Ich śmiech był zbyt głośny, ich ruchy zbyt lekkie.

Jedna z padawanek podbiegła do niego z entuzjazmem:

Xanuen! Wróciłeś! Opowiesz nam o misji?

Xanuen spojrzał na nią i odpowiedział z lekko wymuszonym uśmiechem:

Niektóre rzeczy lepiej zostawić w miejscu, w którym się wydarzyły.

Dooku, idąc obok niego, spojrzał z ukosa i szepnął:

Zaczynasz rozumieć, czym jest samotność tych, którzy wiedzą więcej.


📚 Nowe szkolenie – nowe oczekiwania[]

Rada Jedi, choć oficjalnie nie wypowiadała się na temat wydarzeń na Vorantaxie,

zaczęła wyjątkowo często kierować Xanuena do zajęć z Mistrzem Plo Koonem i Shaak Ti — specjalistami od duchowości i taktyki.

Ale tylko Dooku znał prawdziwe rozmiary jego przemiany.

I tylko Jocasta Nu, która obserwowała wnuka z troską,

widziała, że coś w nim gra cicho — nuta smutku i... zrozumienia zbyt wczesnego.


⚔️ Doskonalenie sztuki walki[]

Na salach treningowych Xanuen nie miał sobie równych wśród padawanów.

Jego styl walki ewoluował.

Przestał być tylko techniczny.

Był płynny, nieprzewidywalny, pełen pozornych błędów, które były pułapką.

Mistrz Windu podczas jednej z obserwacji szepnął do Yody:

On walczy… jak ktoś, kto zna konsekwencje każdego ruchu, zanim go wykona.

Yoda, spoglądając z cienia, odpowiedział tylko:

Lub jak ktoś, kto widział, do czego prowadzi każde zwycięstwo.


🧘 Duchowe lekcje[]

Podczas medytacji Xanuen przesiadywał już nie z rówieśnikami,

lecz z mistrzami, w wewnętrznych salach zarezerwowanych dla bardziej zaawansowanych.

Zaczął kwestionować niektóre doktryny.

Nie agresywnie — ale z gracją filozofa.

Czy na pewno Moc dzieli się na Ciemność i Światło, czy to my dzielimy ją w sobie?

Czy pokój to brak wojny, czy tylko cisza przed tym, co i tak nastąpi?

Niektórzy mistrzowie traktowali jego pytania jako ćwiczenie intelektualne.

Ale inni – jak Ki-Adi-Mundi – zaczęli podejrzewać, że ten chłopiec nie tylko pyta. On wie.


🗣️ Spotkanie z Yodą – rozmowa, której nie było w kronikach[]

W jednej z prywatnych komnat, Xanuen został wezwany na rozmowę z Mistrzem Yodą.

Mistrz, siedząc w medytacji, nie otworzył oczu, gdy chłopiec wszedł.

Burzę w tobie widzę. Ale i równowagę.

Nie wiem jeszcze, co ważniejsze jest.

Xanuen odpowiedział spokojnie:

Może nie trzeba wybierać.

Yoda w końcu otworzył oczy.

Dooku zbyt wiele ci mówi.

Ale ty... zbyt wiele i tak już słyszysz.

Na Vorantaxie widziałem, jak cierpienie może być ścieżką, nie tylko zagrożeniem.

Yoda milczał.

W końcu skinął głową.

Nie będę cię zatrzymywał. Ale pilnować cię będę.


💠 Epilog: Wewnętrzna transformacja[]

Powrót Xanuena do Akademii był powrotem tylko z nazwy.

W rzeczywistości, chłopiec, który powrócił, był już kimś więcej niż uczniem.

Był projektem, manifestem, ryzykiem.

Nie wszyscy mistrzowie wiedzieli, kim się staje.

Niektórzy jeszcze traktowali go jak innego padawana.

Ale w oczach tych, którzy znali historię –

zobaczyli już błysk przyszłości.

A w świetle zachodzących słońc Coruscant, Xanuen patrzył z najwyższej wieży Akademii…

I wiedział, że następnym razem, gdy opuści to miejsce —

nie wróci już jako uczeń.

🧠 Rozmowa z Mistrzami Jedi – Pytania, które niepokoją[]

Sala spotkań Rady Jedi była jak świątynia ciszy.

Okrąg z krzeseł, wysokie okna z widokiem na horyzont Coruscant, światło złota filtrujące się przez cienką warstwę chmur.

Xanuen stanął pośrodku — młody, ale wyprostowany, skupiony, jakby nie był uczniem, a uczestnikiem narady galaktycznej.

Zebrani byli tam:

Mistrz Yoda, Mace Windu, Shaak Ti, Ki-Adi-Mundi, Plo Koon, a w cieniu — Dooku, którego twarz nie zdradzała żadnych emocji, choć jego oczy… były czujne.

Padawanie Xanuenie, – zaczął Mace Windu, tonem formalnym.

Rada słyszała o twojej misji na Vorantaxie. O twoich… decyzjach. O twojej intuicji. Ale i o twojej niezależności.

Nie działałem wbrew Zakonowi, – odpowiedział chłopiec spokojnie.

Po prostu nie wszystko da się wytłumaczyć regułami, które powstały, zanim Moc przemówiła inaczej.

Yoda zmarszczył brwi.

A przemówiła, powiadasz?

Tak. Do mnie. I nie mówiła tylko szeptem. Mówiła przez krew, przez strach i przez nadzieję.

Ki-Adi-Mundi nachylił się lekko.

Czy nie obawiasz się, że to, co słyszałeś, nie było głosem Mocy, lecz pokusą Ciemnej Strony?

Xanuen zawahał się… ale tylko na ułamek sekundy.

Ciemność nie musi kusić, jeśli się jej nie boimy.

Gdy patrzysz w cień bez lęku – on przestaje być mrokiem. Staje się narzędziem poznania.

W sali zapadła cisza.

Shaak Ti odezwała się najłagodniej:

Twoje słowa są głębokie, ale niebezpieczne.

Młody umysł może ulec… fascynacji. A fascynacja to droga, która prowadzi gdzieś, skąd nie ma powrotu.

Wtedy głos zabrał Dooku. Cicho. Nienatarczywie.

Xanuen nie mówi tego, co wymyślił.

On mówi to, co zobaczył.

Zakon musi zrozumieć, że istnieją uczniowie, którzy nie tylko powtarzają, lecz odkrywają.

Windu skrzyżował ramiona.

Być może. Ale jeśli odkrywa coś, co przeraża, to być może nie jest gotów.

Xanuen spojrzał na niego spokojnie.

Albo to wy nie jesteście gotowi.

🌀 PROLOG: Decyzja Rady[]

Na wniosek Mistrza Yody i z niechętnym przyzwoleniem Mace’a Windu,

Rada Jedi wyznaczyła młodemu Xanuenowi zadanie wyjątkowe:

odbyć misję z każdym z kluczowych mistrzów Zakonu Jedi.

Nie po to, by ich zadowolić. Ale by oni mogli ocenić czy ten chłopiec to przyszłość… czy zagrożenie.


🔶 MISJA I: Z Mistrzem Plo Koonem – Pokój na granicy wojny[]

🪐 Planeta: Ord Talassa

🛡️ Temat: Negocjacje z rozłamową kolonią rolników, którzy chcą dołączyć do Separatystów

Misja dyplomatyczna na planetę Bodhar – gdy ziemia krwawi, a Jedi milczą

Gdy Plo Koon i młody Xanuen przybyli na spaloną słońcem planetę Bodhar, sytuacja była już bliska eksplozji. Spory o dostęp do wody i wspólne pola uprawne między lokalnymi rolnikami a korporacyjnymi kombinatami osiągnęły punkt krytyczny. Rada Jedi wysłała ich z misją dyplomatyczną – miało to być standardowe pośrednictwo, kilka przemówień, kurtuazyjne spotkania, ustalenie protokołu.

Ale Xanuen nie działał według protokołu.

Jeszcze zanim wyjęto mapy, zanim podpisano choćby jedno porozumienie – on zszedł z platformy przylotowej i ruszył pieszo na targ wioski Lorr-Dharren.

Miał na sobie tylko prostą, ciemnoszarą tunikę – żadnych oznak rangi. Szaty Jedi zostawił w statku. Przeszedł między straganami z nadpsutymi owocami i zardzewiałymi częściami maszyn rolniczych. Ludzie początkowo odwracali wzrok – bali się, że przyszedł jako kolejny "przedstawiciel władzy", który będzie ich uciszał. Ale on usiadł z nimi. Na skrzyni po nawozach. Na ziemi, pod drzewem. Przy stole zrobionym z blachy rozebranej z dachu.

Nie przemawiał.

Pytał.

„Dlaczego boicie się tych z miasta?”

„Czy dzieci chorują od wody?”

„Jak długo czekacie na pomoc?”

Starcy najpierw milczeli, ale dzieci zbliżały się pierwsze. Potem kobiety. A potem mężczyźni. Xanuen nie oceniał. Nie szukał winnych. Słuchał – a to była umiejętność, której nie nauczyła go Akademia Jedi, tylko Dooku. „Obserwuj. Zapamiętuj. Milczenie mówi więcej niż mówienie.”

Jednak Plo Koon, który cały czas obserwował go z oddali, widział coś więcej.

Wieczorem, gdy wracali do obozu, mistrz przystanął wśród suchych traw i spojrzał na młodego Jedi:

„Empatia jest potężna, Xanuenie. To broń i dar. Ale też pułapka.”

Xanuen uniósł brwi, trochę zmęczony, trochę zadumany. Spojrzał na Plo Koonu, a jego oczy były inne – nie chłodne i zdystansowane, jak często bywały u Jedi, ale wilgotne. Emocjonalne.

– „Ci ludzie… nie potrzebują więcej traktatów. Potrzebują kogoś, kto wie, co to znaczy głód. Kto nie boi się usiąść na ziemi. Gdy mówiłem do nich, nie myślałem, że jestem Jedi. Myślałem… że jestem jednym z nich.”

Plo Koon pokiwał głową, ale dodał z powagą:

„I tak zaczyna się rozdarcie. Bo gdy serce bije w ich rytmie, może przestać bić w rytmie Zakonu.”

Zapadła cisza. Jedynie wiatr szarpał suchą trawę, jakby sama planeta płakała z przemęczenia.

Tego wieczoru Xanuen wziął do ręki nie miecz, ale pióro. Spisał słowa rolników, ich imiona, historie, choroby dzieci, spalone pola, daty kiedy ostatni raz widzieli czystą wodę. Gdy rano spotkał się z lokalnym senatorem, nie przemawiał z mównicy. Wręczył mu ten pergamin, zawinięty w płótno – i spojrzał mu prosto w oczy.

– „Oni nie mają holonetów. Ale mają pamięć. Jeśli jeszcze raz zobaczę łzy na twarzy dziecka z powodu waszej chciwości, nie wrócę tu jako dyplomata.”

Senator zbladł. A Plo Koon... nic nie powiedział. Ale w drodze powrotnej, w kokpicie statku, odsunął maskę na bok i po raz pierwszy od lat Xanuen zobaczył jego uśmiech.

„Może jesteś niebezpieczny. Ale może właśnie tego potrzebuje ta galaktyka.”


Misja oczyszczenia – gdy Jedi stają się uzdrowicielami planety


Po długim dniu rozmów z mieszkańcami wioski Lorr-Dharren, gdzie ziemia kruszyła się pod stopami jak popiół, a dzieci piły deszczówkę z liści, Xanuen nie potrafił zasnąć. Jego umysł był niespokojny, a serce biło jakby ktoś przyłożył mu do klatki echa całej planety.

Plo Koon, choć spokojny jak zawsze, również wiedział, że coś nie gra. Woda – główny powód konfliktu – zniknęła nie tylko z pól, ale i z serc. Ludzie nie wierzyli już, że może wrócić.

A jednak istniała legenda, powtarzana szeptem przez najstarszych rolników, o „źródle Wewnętrznej Krawędzi” – miejscu dawno zaginionym, gdzie woda była tak czysta, że w jej tafli odbijała się sama Moc.

I tak, jeszcze przed świtem, Koon i Xanuen wyruszyli. Nie statkiem. Nie konwojem. Ale pieszo.

Szli przez skamieniałe kanały irygacyjne, przez popękane równiny, aż dotarli do porzuconych ruin rodu Wensarii – dawnych strażników źródła. Tam właśnie, ukryta pod osuwiskiem, czekała ona – woda. Ale nie taka, jaką znali.

Była czarna.

Lśniła jak olej. Pachniała rdzą i gnijącym metalem. Gdy Xanuen uklęknął przy brzegu, poczuł nie tylko brud fizyczny, ale duchowe zatrucie. Woda była chora. Cierpiała. Zanieczyszczona nie tylko przez toksyny, ale przez emocje – przez dekady gniewu, chciwości i obojętności.

Plo Koon uklęknął obok. Nie wypowiedzieli ani słowa. Zamiast tego, zamknęli oczy.

Moc w nich zadrżała.

To nie była zwykła medytacja. To było głębokie zestrojenie – z planetą, z jej bólem, z pamięcią o czasach, gdy jeszcze śpiewały tu ptaki, a ludzie świętowali zbiory. Xanuen widział wewnętrznym okiem, jak rzeka płynęła kiedyś jak srebrna nić przez dolinę. Jak dzieci pluskały się w wodzie, jak zioła lecznicze rosły na brzegach.

I wtedy... zrozumiał.

Nie wystarczy uzdrowić wodę – trzeba oczyścić również gniew.

Plo Koon uniósł dłonie i zaczął intonować starożytną modlitwę z Dathomiry, którą kiedyś nauczył się od jednej z Sióstr Nocy – modlitwę pojednania z żywiołem. Xanuen, prowadząc przez Moc energię uzdrowienia, skoncentrował się na molekułach – nie tylko chemicznie, ale duchowo. Szeptał słowa, które nie były językiem – były współczuciem. Miłością. Nadzieją.

Woda... zaczęła się zmieniać.

Najpierw powoli. Jakby poruszył się tylko cień na tafli. Potem pęcherzyki powietrza – jakby planeta sama zaczęła oddychać. I nagle... zapach. Nie cuchnącego bagna, lecz czystości. Woda stała się przejrzysta. Lśniąca. Jakby przez chwilę powróciło pradawne źródło z legendy.

Xanuen zanurzył w niej dłoń.

Była chłodna.

I dobra.

Wrócili do wioski z wodą w zbiornikach. Kiedy dali dzieciom jej spróbować, jedna z dziewczynek rozpłakała się.

– „Nie piecze...” – powiedziała, a jej matka zasłoniła usta, nie wierząc.

Plo Koon spojrzał na Xanuena.

„To nie tylko Moc. To współczucie. To ono uzdrowiło tę planetę.”

Xanuen pokiwał głową, ale nie odpowiedział. Wiedział, że coś się zmieniło. Że nie jest już tylko uczniem.

Od tamtej pory rolnicy mówią o nim „Ten, który przemówił do wody”. A dzieci – „ten, co przyniósł deszcz”.

A sama planeta Bodhar? Po raz pierwszy od lat – zaczęła zielenieć.

Powrót światła – wiadomość z rubieży i uśmiech, który nie pojawia się często


Wieczorne światła Coruscant drgały nad kopułami Świątyni Jedi niczym tysiące gwiazd odbitych w lustrze cywilizacji. Sala Mistrzów – wysoka, pełna światła i cieni, z monumentalnymi krzesłami Jedi rozmieszczonymi w kręgu – była zazwyczaj miejscem skupienia, surowości, a nie emocji. Dziś jednak w powietrzu wisiało coś... wyjątkowego.

W centrum komnaty zmaterializował się hologram. Delikatne niebieskie światło zaiskrzyło i uformowało sylwetkę młodego Jedi – Xanuena Skywalkera, stojącego na tle ruin i nowo wypływającego strumienia. Za jego plecami poruszały się cienie rolników, dzieci trzymających dzbany z wodą, radośnie biegających między skałami.

Xanuen przemówił spokojnym, ale pełnym pasji głosem:

„Źródło zostało odnalezione. Zanieczyszczenie nie było jedynie fizyczne – było odbiciem bólu i gniewu ludzi, którzy zostali zapomniani. Użyliśmy Mocy, ale nie by ich kontrolować – lecz by z nimi współodczuwać. Teraz woda płynie czysta. A razem z nią – nadzieja.”

„Bodhar nie potrzebowała rycerzy. Potrzebowała kogoś, kto uklęknie i usłyszy. Dziękuję Mistrzowi Koonowi za to, że mi zaufał. Dziękuję Radzie za szansę. Nie wiem, czy to była misja dyplomatyczna. Ale wiem, że nauczyłem się więcej niż przez lata w murach Akademii.”

Hologram zniknął, zostawiając chwilę ciszy.

Mistrz Yoda spuścił głowę, z zadumą trącając laską posadzkę. Mace Windu skrzyżował ramiona, nie kryjąc lekkiego zaskoczenia. Ki-Adi-Mundi wymienił spojrzenie z Plo Koonem, który tylko skinął głową z ledwo wyczuwalnym uśmiechem pod maską.

Ale wtedy... wydarzyło się coś, co zaskoczyło wszystkich.

Z końca sali, z ciemniejszej części kręgu, odezwał się głęboki głos:

„Niechciana metoda. Nieautoryzowany styl. Ale rezultat… imponujący.”

To był hrabia Dooku, siedzący z rękami splecionymi na kolanach. Jego głos – zwykle lodowaty, precyzyjny niczym klinga – dziś był bardziej miękki. A na jego twarzy, przez krótką chwilę… pojawił się uśmiech.

Nie ironiczny.

Nie protekcjonalny.

Lecz prawdziwy – niemal ojcowski. Cichy, subtelny, jakby Dooku chciał ukryć, że jego serce – zwykle okute w filozoficzne mury – właśnie zrobiło krok naprzód.

Yoda zauważył.

„Hmmm… dumą pachnie tu, hrabio, nie?” – mruknął z przymrużeniem oka.

Dooku nie odwrócił wzroku. Patrzył jeszcze przez chwilę na miejsce, gdzie wcześniej migotał hologram jego ucznia.

„Nie jestem z niego dumny, Mistrzu Yodo.

Jestem wdzięczny, że galaktyka ma jeszcze takich jak on.”

Cisza zapadła ponownie, ale była to już cisza innego rodzaju. Pełna nowego zrozumienia.


Tego samego wieczoru, Xanuen – nieświadomy wrażenia, jakie zrobił – siedział na krawędzi klifu na Bodhar, patrząc na gwiazdy. Obok niego Plo Koon, w ciszy. A w dłoniach chłopca, który wcześniej płakał od trucizny w wodzie, błyszczał kamień – przezroczysty jak kryształ, pierwszy znaleziony od pokoleń w czystym strumieniu.

– „Czysta woda… czysty kamień…” – powiedział chłopiec. – „Może teraz będzie też czyste serce.”

Xanuen uśmiechnął się.

I choć był setki lat świetlnych od Świątyni Jedi – poczuł coś.

Jakby ktoś właśnie tam… też się uśmiechnął.

Powrót do Świątyni – Coruscant, światło i cień między kolumnami


Świątynia Jedi na Coruscant – monumentalna budowla z marmuru, transparistali i surowego kamienia, jakby nie należała do świata ludzi, lecz do samych gwiazd – otworzyła się przed nimi majestatycznie, gdy transportowiec z Bodhar wylądował na platformie 7-B.

Xanuen i Plo Koon wyszli razem, obaj milczący, ale w powietrzu czuć było inną energię niż zazwyczaj. Nie było to napięcie po walce. Ani satysfakcja z dyplomatycznego zwycięstwa. Była to... cisza pełna zrozumienia. Jakby ta podróż ich obu zmieniła – nie tylko jako Jedi, ale jako istoty zdolne do współodczuwania galaktyki.

Gdy weszli w hol Akademii, młodzi padawani spojrzeli z zaciekawieniem. Niektórzy odwracali wzrok, inni szeptali:

„To oni... ci z Bodhar.”

„Uzdrowili wodę, nie mieczem, tylko Mocą.”

Xanuen czuł ich spojrzenia, ale nie zatrzymywał się. Nie szukał uznania. Każdy krok po zimnej posadzce przypominał mu ciężkie kamienie ruin, które przesuwał, by dotrzeć do źródła. Każdy zapach kadzidła w Świątyni przywoływał wspomnienie gnilnej wody i śmiechu dziecka, które napiło się czystej.

Gdy mijali wysokie kolumny prowadzące do sali medytacji, Plo Koon przystanął.

„Wejdź sam, Xanuenie. To już twój moment.”

Xanuen skinął głową. Przez chwilę jego twarz zadrgała emocją – czy to niepokój, czy może... pokora? – ale nie cofnął się. Wszedł do sali, w której czekali mistrzowie Jedi. Światło wpadające przez smukłe okna układało się na ich twarzach jak promienie prawdy.

Yoda siedział w swoim fotelu, palce splecione, powieki przymknięte. Mace Windu był wyprostowany jak włócznia. Ki-Adi-Mundi złożył dłonie, obserwując Xanuena z chłodnym zainteresowaniem.

I był też Dooku.

Siedział jak zawsze – prosto, dostojnie, z aurą człowieka, który zawsze wie więcej, niż mówi. Ale dziś... jego spojrzenie było inne. Nie wyniosłe. Nie chłodne. Ale głębokie. Jakby widział nie tylko młodzieńca, który wrócił z misji, ale człowieka, który zaczął stawać się tym, kim naprawdę jest.

Mistrz Windu przemówił jako pierwszy:

„Twoja misja przyniosła efekt. Ale odbiegałeś od protokołu. Działałeś... samodzielnie.”

Xanuen nie opuścił wzroku.

„Protokół nie rozpozna cierpienia. Protokół nie uklęknie w błocie. Ludzie nie chcieli Jedi, chcieli... kogoś, kto zrozumie. Nie zmieniłem tego, kim jestem. Ale pozwoliłem sobie być czymś więcej niż szatą.”

Zapanowała cisza. Mistrzowie patrzyli na siebie. Yoda otworzył oczy i w jego spojrzeniu zatańczył cień rozbawienia:

„Hmm. Szatę zdjąłeś. Lecz Mocy więcej nosisz. I ciężar większy też.”

Nagle odezwał się Dooku, spokojnym, jedwabistym głosem:

„Nie wszyscy Jedi są stworzeni do walki. Niektórzy są stworzeni, by leczyć. Ale leczy się nie tylko rękami – leczy się postawą. Xanuen pokazał, że Jedi może być symbolem nadziei, nie tylko mieczem.”

Spojrzał na niego, a na jego ustach znowu pojawił się ten uśmiech – ledwo widoczny, subtelny, ale prawdziwy. Xanuen poczuł, że choć nie padły żadne słowa o uznaniu, to właśnie został uznany.

„Wracaj do komnat. Jutro zaczniesz nową fazę treningu.” – powiedział Windu.

Xanuen skinął głową i odszedł. Ale nie do wieży padawanów. Nie do sali wspólnej.

Poszedł do Ogrodów Ciszy, gdzie, pośród drzew z Alderaanu i liści z Felucii, usiadł sam – by poczuć, że jest jeszcze częścią Mocy, że nie oddzielił się od Zakonu.

Późnym wieczorem, gdy Dooku wracał korytarzami do swojej komnaty, zatrzymał się przy drzwiach do ogrodu. Spojrzał przez smukłe okno i zobaczył Xanuena – siedzącego po turecku, w ciszy, z zamkniętymi oczami.

I powiedział sam do siebie:

„Zaczyna się nowa epoka.”


🔷 MISJA II: Z Mistrzynią Shaak Ti – Uczta i trucizna[]

🪐 Planeta: Felucia

🌿 Temat: Zbadanie rytualnego zatrucia źródeł przez fanatyków religijnych

📖 Tytuł: "Serce, które zionie światłem – trucizna, która nie ma smaku"


🪐 Felucia: Zatrute Serca, Zatrute Kwiaty

— Misja oczyszczenia duchowego źródła przez Xanuena i Mistrzynię Shaak Ti


Felucia. Żywa planeta. Pełzająca, oddychająca, wiecznie w ruchu. Świat, w którym każdy kwiat mógł cię nakarmić… albo zjeść. Gdzie grzyby były wyższe niż domy na Naboo, a liście rozbrzmiewały echem Mocy. Miejsce, które oddychało nią tak głęboko, że niektórzy Jedi bali się tam medytować – bo sama planeta odpowiadała.

To tu została wysłana Shaak Ti, mistrzyni wyciszenia i zrozumienia, by badać rytmiczne zmiany w strukturze Mocy na południowej półkuli. Utrzymywano, że od miesięcy coś „pulsuje” w korzeniach dżungli, jakby energia planety została rozedrgana, a jej duch zatruty.

Do niej, jako ucznia wybranego nie przez schemat, ale przez doświadczenie, dołączył Xanuen Skywalker.

Już pierwszego dnia Shaak Ti zabrała go w głąb lasów grzybowych, gdzie drzewa były w rzeczywistości olbrzymimi pniami organizmów przypominających ukwiały. Szeptała:

„Tu, młody padawanie, nie będziesz walczył. Tu będziesz słuchał. A jeśli nie potrafisz odróżnić buntu grzyba od krzyku planety – nie znajdziesz źródła zatrucia.”

Xanuen, choć przez lata uczony przez Dooku odwagi i intelektu, był gotów milczeć. Przez pierwsze dwa dni nie mówił niemal nic. Przemieszczał się między roślinami. Słuchał. Dotykał kory. W nocy śnił sny o krzyczących pąkach i czarnej mgle unoszącej się nad polami światła.

W trzecim dniu znaleźli źródło – dosłownie.

Nie było to źródło wody. Ani rzeki.

To była spirala wśród korzeni, coś w rodzaju pradawnego ogniska rytualnego, wokół którego grzyby rosły nieregularnie, czerniejąc od wewnątrz, choć nie istniała żadna biologiczna przyczyna. Gdy Shaak Ti uklękła i próbowała zestroić się z tym miejscem, zadrżała.

„Ktoś karmi to miejsce lękiem. Ktoś czci tu coś, co nie jest światłem.”

Xanuen zbliżył się. Spojrzał uważnie na runy wyryte w kamieniach otaczających spiralę. Nie były to języki Sithów, ani starożytnych sekt Jedi. To był lokalny dialekt feluciańskich mistyków – zmodyfikowany, zdeformowany. Zmieniony przez jakąś... nową doktrynę.

Sekta.

Nazwali się Dzieci Światła Bez Promienia. Głosili, że planeta cierpi z powodu obecności Jedi i że Moc należy wyłącznie do istot, które oddały ciało florze. Ludzie, według nich, byli pasożytami.

Zamiast zatruwać wodę czy powietrze, zatruwali... umysły.

Rozprzestrzeniali wierzenia, które uczyły strachu przed Jedi, odwracali mieszkańców Felucii od Świątyni, głosząc, że tylko przez dobrowolne samopoświęcenie można przywrócić planecie równowagę.

W miejscach rytuałów palono żywe istoty – nie z nienawiści, ale z miłości wypaczonej dogmatem. Ktoś głosił, że cierpienie przynosi oświecenie.

Shaak Ti była zszokowana – rzadko traciła spokój. Ale to, co tu zobaczyli, nie było tylko herezją. To była manipulacja przez iluzję duchową.

Wieczorem, w kręgu medytacyjnym złożonym z grzybów świecących słabym, różowo-zielonym światłem, Shaak Ti poprosiła Xanuena, by opisał, co czuje.

On spojrzał w ziemię i powiedział tylko:

„To nie skażenie. To pragnienie dominacji przebrane za oświecenie.”

Mistrzyni uniosła spojrzenie i po raz pierwszy… się uśmiechnęła.

„I dlatego kiedyś… staniesz się czymś więcej niż rycerzem.”


Następnego dnia odkryli centralne miejsce rytuału – świątynię zbudowaną z martwych korzeni, w której wisiały szaty, maski i księgi wypisane krwią flory. Tam też czekał „Wizjoner” – lider sekty, były uzdrowiciel Jedi, który odszedł po traumie związanej z Wojnami Republiki. Twierdził, że Moc powinna służyć planecie, nie galaktyce. Że Jedi są pasożytami, a świątynie powinny stać się ołtarzami ofiary.

Xanuen nie uniósł miecza. Zamiast tego... zaczął mówić.

Rozpoczął od pytania:

„Dlaczego przestałeś wierzyć w Moc, która leczy, zamiast karze?”

Rozmowa trwała godzinę. Shaak Ti nie przerywała – patrzyła tylko, jak jej uczeń, ten sam chłopak, który wcześniej słuchał rolników z Bodhar, teraz słucha swojego przeciwnika. Nie by z nim walczyć, lecz by zrozumieć.

Wizjoner nie zginął. Nie został pokonany. Został rozbrojony przez empatię.

Shaak Ti i Xanuen oczyścili źródło nie przez zniszczenie, ale przez rozmowę i zestrojenie się z planetą. Użyli medytacji głębokiej, która pozwoliła im „odplątać” skażone ślady emocjonalnej traumy zapisanej w korzeniach.

🌌 Powrót do Coruscant przerwany – atak w pustce, gdzie cisza staje się pułapką

Xanuen, Shaak Ti i cień między gwiazdami


Zadanie na Felucii zakończyło się sukcesem. Źródło Mocy zostało oczyszczone. Sekta – rozbrojona duchowo, nie militarnie. Gdy Shaak Ti i Xanuen ruszali w drogę powrotną, atmosfera była pełna milczenia – ale nie ciężkiego, lecz kontemplacyjnego. Oboje wiedzieli, że wydarzyło się coś znacznie głębszego niż zwykła misja Jedi.

Statek klasy T-6 Shuttle przeciął orbitę Felucii i skierował się ku hyperprzestrzennej bramie do sektora Corellian Run. Xanuen wpatrywał się w przestrzeń z miejsca pilota, ręce oparte na konsoli, a Shaak Ti trwała w medytacji – pozornie bez ruchu, ale jej zmysły obejmowały daleką przestrzeń.

Zbyt daleką.

Bo właśnie tam – w pozornie pustym pasie asteroid między układem Zethar a przystankiem kontrolnym Minari – czekała pułapka.

Na radarach – czysto.

Na komunikatorze – cisza.

Ale w Mocy...

coś było nie tak.

Nagle – „ping”.

Sygnał zakłóceń.

Systemy ostrzegawcze zaczęły migać, a skaner wykrył... puste przestrzenie, w których nic nie powinno istnieć – a jednak istniały.

I wtedy... wyskoczyli.

Cztery statki, różnego pochodzenia, wszystkie przerobione na piekielne kolosy – spawane z wraków, ozdobione trupimi czaszkami, symbolami niezrozumiałych sekt i… krzyżami śmierci.

Piraci. Ale nie zwyczajni.

To byli Nowi Krucjaci Pustki – fanatyczni wyrzutki z Zewnętrznych Rubieży, łączący religijny obłęd z wojenną brutalnością. Nie wierzyli w kredyty – wierzyli w oczyszczenie przez chaos. Ich flota była zlepkiem technologii – Mandaloriańskie działa, zabrackie tarcze, systemy maskujące pochodzenia nieznanego.

Ich przywódca, znany tylko jako Warkenn Darr, wysłał transmisję:

„Jedi… światłość bez znaczenia. Dajcie nam kobietę. Ona zna zbyt wiele. Chłopak może odejść – jeśli wyrzeknie się Mocy i przysięgnie Ciemnej Ciszy.”

Xanuen spojrzał na Shaak Ti. Ona – nie otwierając oczu – wyszeptała:

„Nie próbuj negocjować z tym, co nie ma duszy. Warkenn to pustka. Ale nawet pustkę można przeciąć światłem.”

I wtedy się zaczęło.

Piraci otworzyli ogień.

Salwa rakiet roztrzaskała się o tarczę T-6, która błysnęła błękitnym światłem. Xanuen przejął stery. Shaak Ti wstała, wyprostowana, spokojna, ale gotowa. Z otwartego przedziału wynurzyły się dwa droidy obronne, które zaczęły krążyć wokół statku, aktywując pola plazmowe.

Ale wróg miał przewagę liczebną.

„Musimy przebić się do przesłony asteroid i wyjść skokiem!” – krzyknął Xanuen, unikając kolejnego ostrzału.

Shaak Ti przeszła na tył statku i otworzyła panel boczny. Tam – w próżni, przy pomocy Mocy – zaczęła dezaktywować miny, które jeden z pirackich statków wypuścił na ich trasie. Jej gesty były powolne, jakby tańczyła w ciszy z ukrytym zagrożeniem. Jedna mina... druga... trzecia...

Ale czwarta – wybuchła.

Eksplozja rozdarła część kadłuba. Xanuen natychmiast aktywował wewnętrzne zabezpieczenia – kurtyny energii opadły, zabezpieczając tlen, ale Shaak Ti została wyrzucona w przestrzeń kosmiczną, tylko z własną aurą Mocy jako tarczą.

„Nie...!” – krzyknął Xanuen, ściskając stery.

Ale wtedy – usłyszał ją w swojej głowie.

„Lataj, nie walcz. Zaufaj Mocy. Ja wrócę.”

Nie wiedząc, jak, ale wiedząc, że musi, Xanuen wykonał manewr, którego nie znał z żadnego symulatora. Obserwując dryfujące ciała i migające punkty w przestrzeni, wszedł w spirale asteroid, które sam wcześniej uważał za samobójczy labirynt. Jeden z pirackich statków rozbił się, nie nadążając za zwrotem.

Xanuen opuścił T-6 z orbity i – na granicy zniszczenia – zdołał uruchomić hipernapęd. Świat rozciągnął się w świetle i ciszy.

Coruscant.


Kilka godzin później, w Świątyni Jedi, w izbie uzdrowicieli, Xanuen został opatrzony, ale odmówił leczenia, dopóki nie dowie się, co z Shaak Ti. Gdy próbował medytować – zobaczył ją.

Nie we śnie. Nie we wspomnieniu.

W przestrzeni, dryfującą wśród wraków, otoczoną kokonem ochronnej energii Mocy – żywą. I patrzącą wprost na niego przez Moc.

„Jeszcze cię nauczę… że prawdziwa siła to przetrwać w pustce, nie atakować ją.”


W tym czasie Rada Jedi zebrała się w ciszy. Mistrz Windu był przeciwny – uważał, że Xanuen nie powinien był wracać bez Shaak Ti. Ki-Adi-Mundi chciał wyjaśnień.

Ale Dooku wstał i rzekł:

„Nie znam innego ucznia, który przeleciałby przez labirynt asteroid i uciekł z czterema statkami pirackimi na ogonie. On wrócił nie dlatego, że uciekł. Ale dlatego, że… wie, że musi się nauczyć więcej, by kiedyś tam wrócić. Po mistrzynię. Po siebie.”

A mistrz Yoda?

Po chwili milczenia mruknął:

„Głęboka ta więź. Nie tylko z Shaak Ti… ale z przeznaczeniem.”


🌑 Misja cienia i światła – Ratunek Shaak Ti na Varl

Przesłuchanie piratów, cień flirtu i planeta narodzin chaosu


KORYTARZE ŚWIĄTYNI JEDI, CORUSCANT – CZTERY DNI PO ATAKU

Zaledwie dzień po powrocie Xanuena z uszkodzonego transportowca T-6, Jedi zdołali przechwycić dryfujące kapsuły ratunkowe z wraku jednego z pirackich statków. Trzech jeńców. Wszyscy uzbrojeni w cybernetyczne implanty, pełni blizn i wytatuowanych symboli – pentagramy rozcięte błyskawicą, oczy namalowane nad sercami, znak Dzieci Pustki.

Dwóch zginęło podczas przesłuchania z Mistrzem Rancissem Dooku – odmówili współpracy, jeden nawet pogryzł własny język. Ale trzeci… przeżył. Młody, przesadnie przystojny jak na kogoś, kto nazywa siebie „wyznawcą Ciszy”.

Xanuen poprosił, by pozwolono mu rozmawiać z nim samemu.

Zgoda Rady była niechętna, ale wyrażona. Pokoje przesłuchań w Świątyni były proste: białe ściany, fotel, światło padające z góry. Ale Xanuen nie usiadł za barierą. Usiadł naprzeciwko, twarzą w twarz z piratem.

– „Jak masz na imię?” – zapytał spokojnie, lecz nie miękko.

„Mówią mi Rul. Ale zanim dołączyłem do Krucjaty, byłem Junem. Z Chandrili.”

– „Dlaczego się przyłączyłeś?”

„Bo Jedi patrzyli na nas z góry. Bo Shaak Ti odmówiła pomocy mojej siostrze, gdy potrzebowaliśmy leku. Bo Moc nie była dla nas.”

Xanuen uniósł brew. W głosie pirata nie było nienawiści. Było zranienie. I… interesujące zainteresowanie.

– „Nie jesteś taki jak inni. Gdybyś chciał, mógłbyś nas wykończyć na miejscu. Ale ty wróciłeś.”

– „Nie jestem jak inni Jedi.”

„Wiem. I może to właśnie mnie niepokoi. Bo zaczynasz mi się podobać, Skywalker.”

Xanuen nie odpowiedział od razu. Ale jego spojrzenie nie uciekło.

Cisza była dłuższa, niż protokół przesłuchań przewiduje.

– „Wiem, że Shaak Ti nie zginęła. Gdzie ją zabraliście?”

Rul odchylił się, lekko się uśmiechając – nie triumfalnie, ale jak ktoś, kto właśnie przegrał z klasą.

„Planeta się nie nadaje do życia. Varl. Ale ona tam żyje. Bo jej siła nie płynie z miecza. Wiesz, że to nie więzienie. To test.”

Xanuen zamarł.

Varl.

Niegdyś dom domniemanych przodków Sithów. Planeta wypalona, zatruta, duchowo splugawiona. Większość uznaje ją za niestabilną asteroidę. Ale jeśli sekta ją znała… i wybrała to miejsce na odosobnienie Shaak Ti

Wiedział, że nie może czekać.


🕯️ Cela cienia – rozmowa Xanuena z Rulem, za zamkniętymi drzwiami

Gdy Jedi zostaje sam na sam z przestępcą, który nie jest już tylko wrogiem


Cela w podziemiach Świątyni Jedi była oszczędna. Ściany z durastali, światło rozproszone, zimne i bez emocji. Więzienie nie było tu miejscem zemsty – było miejscem kontemplacji.

Rul, dawny pirat Krucjaty Pustki, siedział na ławie przy ścianie, z rękoma spiętymi pasmem energii stabilizującej. Jego ciało było posiniaczone, ale nie złamane. Wzrok miał uważny – nie dziki, nie zbuntowany. W jego oczach nie było już fanatyzmu. Było coś znacznie bardziej niebezpiecznego: zwątpienie.

Gdy drzwi zasyczały i otworzyły się, a do środka wszedł Xanuen Skywalker, dwóch strażników stanęło w gotowości.

Xanuen nie spojrzał na nich. Powiedział tylko:

„Zostawcie nas.”

„Zgodnie z procedurą, sir…”


„To nie jest procedura. To rozmowa.”

Po krótkiej pauzie klony skinęły głowami i opuściły celę, zamykając drzwi za sobą.

Zapanowała cisza.

Xanuen zbliżył się i usiadł naprzeciwko Rula – nie naprzeciwko pirata, ale naprzeciwko człowieka. Tylko pół metra ich dzieliło. I ani centymetra ochrony.

„Nie spodziewałem się, że wrócisz.” – rzucił Rul. Jego głos był zachrypnięty, ale nie złośliwy.

Xanuen patrzył prosto w jego oczy.

„A ja nie spodziewałem się, że to powiesz.”

Rul opuścił wzrok, lekko się uśmiechając – smutno, jak ktoś, kto po raz pierwszy pozwolił sobie na coś, co nie jest nienawiścią.

„Powinienem był zginąć. Jak tamci. Jak ci, których zostawiłem. A jednak… kiedy patrzyłem, jak wracasz po Shaak Ti… Nie walczyłeś. Nie zabijałeś. Tylko szedłeś. Jakbyś nie bał się ciemności.”

Xanuen wziął głęboki oddech. Mówił powoli, ale każda sylaba była ciężka od prawdy:

„Bo ją znam. Dorastałem z nią. Mój mistrz – Hrabia Dooku – nie chronił mnie przed nią. Uczył mnie ją rozumieć. A ty… też ją znasz. Ale nigdy się z nią nie pogodziłeś. Tylko cię pochłonęła.”

Rul odwrócił wzrok.

„Czasem… gdy słuchasz zbyt długo ciszy, zaczynasz wierzyć, że jest twoim jedynym przyjacielem.”

„A jednak do mnie przemówiłeś.”

Chwila zawahania. Oczy Rula spotkały oczy Xanuena.

„Bo chciałem… żeby ktoś mnie usłyszał. Żeby nie był to tylko wyrok. Tylko ty spojrzałeś na mnie… jakbym nie był tylko błędem.”

I wtedy… padły słowa, których żaden Jedi nigdy nie spodziewałby się w tej sali:

„Zaczynasz mi się podobać, Skywalker.”

Xanuen nie zareagował gwałtownie. Nie odwrócił wzroku. Nie wstał. Spojrzał głęboko w tego człowieka, który jeszcze kilka dni wcześniej strzelał do jego statku.


🕯️ Cela oddechu – gdy bariera przestaje istnieć

Xanuen i Rul, konfrontacja poza słowami

Cisza w celi była gęsta jak mgła przed burzą. Drzwi zamknięte. Kontrola strażników – zablokowana poleceniem Xanuena. Światło zmalało do miękkiej poświaty. Nie było dźwięków poza oddechami – i szybkim biciem serca. Niewiadomo którego.

Xanuen stał nieruchomo, wciąż jeszcze kilka kroków od Rula, który wpatrywał się w niego z mieszaniną zaskoczenia i czegoś, co nie śmiał jeszcze nazwać. Nie nadzieją. Nie pożądaniem. Może… błaganiem, by nie zgasło to, co się właśnie pojawiło między nimi.

A wtedy Xanuen poruszył się.

Powoli rozwiązał pas szaty. Jedi zwykle zdejmują ją z honorem, z dyscypliną. Ale tu nie było rytuału. Nie było widowni. Było tylko dwóch mężczyzn – jeden skrępowany, drugi wyzwalający się z własnych granic.

Płaszcz opadł cicho na posadzkę.

Pod spodem – ciemna tunika, którą Xanuen zdjął bez słowa. Zsunął ją z ramion, odkrywając atletyczne ciało – nie przesadnie muskularne, ale zbudowane z godzin treningów, bitew i walk nie tylko fizycznych, ale duchowych.

Rul nie mówił nic. Jego oczy śledziły każdy ruch, jakby bał się, że to sen – że zaraz zniknie.

Xanuen podszedł bliżej. Krok. Jeszcze jeden.

Cienie mięśni przesuwały się pod jego skórą, gdy powoli zdjął opaskę biodrową i – bez słowa – zsunął ostatni materiał, zostając nagi, jakby zrzucał z siebie nie tylko odzież, ale cały ciężar tytułów, przeszłości, zobowiązań.

Zatrzymał się tuż przed Rulem.

Między nimi była tylko jedna chwila ciszy, napięcie rozpięte jak nitka Mocy – delikatne, ale groźne.

„Nie jestem tu, by cię zbawić,” powiedział cicho Xanuen.

„Ale może… mogę cię dotknąć. Prawdziwie.”

Rul przymknął oczy. Nie odpowiedział słowem. Ale jego kark opadł lekko w przód – znak zgody, bardziej intymny niż jakikolwiek krzyk.


🕯️ Więź ponad przeszłością – gra ciał i dusz w celi Świątyni Jedi

Xanuen & Rul – spotkanie, które nie zna zakazów

Rul siedział, jakby zakuty nie w kajdany, lecz w spojrzenie Xanuena. Kiedy Jedi zbliżył się w pełni nagi, światło z góry wydobyło na jego ciele rzeźbione linie ramion, napięcie mięśni torsu i niemożliwą do zignorowania aurę siły absolutnej, ale nie brutalnej. Dominacja Xanuena nie płynęła z przemocy – tylko z faktu, że nie miał już nic do ukrycia.

Nie nosił tytułu. Nie trzymał miecza. Stał przed Rulem jako mężczyzna – pełen Mocy, świadom tego, co robi.

„Patrz na mnie.” – powiedział cicho.

Rul podniósł wzrok. W jego oczach mieszał się bunt i... oddanie. Jakby coś w nim – ten dawny krzyżowiec, wyznawca Ciszy – chciało, by teraz mówił do niego ktoś bardziej potężny niż doktryna. Ktoś, kto go nie odrzucał, tylko przejmował.

Xanuen uklęknął między jego nogami. Rul był wciąż skrępowany – ale Jedi nie sięgnął od razu po kajdany.

Nie. Zamiast tego, położył dłonie na udach Rula, mocno, stabilnie, jak ktoś, kto zna swoje prawo. Skóra pod jego palcami drgnęła, a mięśnie pod napięciem zdradziły, że więzień już nie walczył – nie z lęku, ale z pragnienia, które narastało.

Xanuen pochylił się – ich usta znalazły się tuż obok siebie, ledwie muśnięcie. Wstrzymali oddech.

Pocałunek nie był łagodny.

Był natarczywy, zdecydowany, ale kontrolowany. Jakby Xanuen chciał pokazać Rulowi, że świat, w którym żył dotąd, był iluzją – a rzeczywistość zaczyna się właśnie teraz, z tym dotykiem, tym ogniem, tą dominacją.

Wplótł palce w jego włosy i pociągnął lekko głowę do tyłu. Ich usta znów się spotkały – ale tym razem Rul oddał. Z jękiem, z pragnieniem, które go zdradziło. Kajdany szczęknęły cicho, gdy jego nadgarstki poruszyły się bezwiednie.

„Nie musisz się ruszać,” szepnął Xanuen przy jego uchu. – „Wystarczy, że będziesz.”

Jego palce zaczęły powoli odpinać tunikę Rula, jeden guzik po drugim. Nie spieszył się. Każdy dotyk był jak pytanie. Każde odsłonięcie skóry – jak odpowiedź.

Gdy materiał opadł, Xanuen przesunął dłonią po obojczykach Rula, po piersi, po napiętym brzuchu. Jakby sprawdzał teren przed bitwą – ale nie z mieczem, tylko z własnym ciałem. Dominacja nie polegała na kontroli – polegała na tym, że Rul chciał, by Xanuen go kontrolował.

Ich ciała zetknęły się. Skóra o skórę. Pot i napięcie.

Xanuen przechylił głowę.

„Widzisz? Nie jesteś już więźniem.”

Rul odpowiedział szeptem:

„To ty mnie wyzwalasz.”

I wtedy… Xanuen sięgnął po zamek spodni Rula. Nie brutalnie. Pewnie. Jakby zdejmował zbroję, nie ubranie. Gdy ostatni kawałek materiału opadł na chłodną posadzkę, obaj byli równi – ale tylko fizycznie.

Bo psychicznie, duchowo, w tej chwili – Xanuen był panem sytuacji.

Przesunął palcem po linii szczęki Rula, pocałował go w szyję, w obojczyk, zjechał ustami niżej... powoli, w sposób, który sam był deklaracją: „To nie jest gra. To jest rytuał. A ty jesteś jego centrum.”

Rul odchylił głowę, jęknął z cicha, a cały świat zniknął.

Została tylko cela, ciepło ciał, smak ust i chłodna dominacja Xanuena – jak burza, która nie niszczy, tylko oczyszcza.


🕯️ Cela oczyszczenia – noc, która nie znała granic

Xanuen i Rul – tam, gdzie dominacja przechodzi w ekstazę

Posadzka była chłodna, ale ciała płonęły.

Xanuen leżał na plecach, rozciągnięty jak król bez tronu, ale z całą mocą wszechświata w mięśniach i spojrzeniu. Jego skóra lśniła w półmroku, napięta, rozgrzana od bliskości, pulsująca od energii, której nie sposób było nazwać inaczej niż pradawną.

Rul, nadal z wypiekami na twarzy, patrzył na niego jak na coś, czego się pragnie i czego się boi jednocześnie. Kroczył powoli, jak kapłan idący do ołtarza – ale to ciało Xanuena było ołtarzem. A pragnienie, które czuł, nie było już tylko fizyczne. Było duchowe. Mistyczne.

Ich spojrzenia złączyły się w milczeniu. Nie było potrzeby słów.

Rul uklęknął nad nim. Położył dłonie na jego klatce piersiowej – mocnej, napiętej, poruszającej się rytmicznie od przyspieszonego oddechu. Przesunął palcami wzdłuż jego torsu, cicho, jakby pisał modlitwę na jego skórze.

Xanuen nie poruszył się. Jego dominacja była absolutna nawet w bezruchu – jakby mówił: „To ja daję przyzwolenie. Ale to ty teraz prowadzisz.”

Rul uniósł biodra. Ich ciała złączyły się w jednym, płynnym, drżącym ruchu.

To nie był moment pospieszny. Nie było brutalności.

Było rytualne zjednoczenie, głębokie i pierwotne. Każdy gest, każdy ruch, każde napięcie mięśni było jak modlitwa do Mocy, której nie uczyła żadna Akademia.

Rul poruszał się powoli, potem szybciej – rytmicznie, jakby tańczył nad oceanem ognia. Ciało Xanuena reagowało – nie tylko fizycznie, ale przez Moc. Cała cela zdawała się wibrować – jakby sama planeta Coruscant drgnęła od tej fali energii.

Ich oddechy się mieszały. Rul przymykał oczy, ale za każdym razem, gdy je otwierał, widział spojrzenie Xanuena – ciemne, skupione, pełne mocy i rozkoszy zarazem.

„Xanuen…” – wyszeptał raz. Drugi. Trzeci. Jak zaklęcie.

A on tylko patrzył i oddychał, napięty jak struna, gotów pęknąć, ale jeszcze nie. Nie teraz.

Napięcie narastało. Fala po fali. Prąd przez kręgosłupy.

Wreszcie, gdy świat zlał się w jedno, w ciszy rozbrzmiał tylko ich wspólny krzyk – cichy, surowy, prawdziwy.

Nie było już dominacji.

Nie było już przeszłości.

Byli tylko oni – dwa ciała, dwie dusze, jedna moc.


🕯️ Fala Mocy – dźwięki, które nie miały nic wspólnego z wojną

W półmroku celi, przerywanym jedynie pulsującym światłem osłon energetycznych, wszystko przybrało wymiar inny niż fizyczny. Ciała poruszały się rytmem, który nie był ziemski, lecz wręcz kosmiczny – jakby galaktyka zawisła w bezdechu, a dwie dusze miały za chwilę eksplodować w pełnym zjednoczeniu.

Rul poruszał się szybciej, coraz intensywniej, dłonie miał wbite w tors Xanuena, który wciąż leżał pod nim jak wyciągnięty promień Mocy – naprężony, napięty, świadomy.

Ich jęki były coraz głębsze.

Cisza celi została rozerwana przez pulsujące, ciche dźwięki rozkoszy – gardłowe, urwane, pełne potrzeby, której nie dało się już powstrzymać.

Xanuen uchwycił biodra Rula mocno, zdecydowanie, i przyciągnął go jeszcze bliżej, mocniej, aż napięcie eksplodowało w nich obu.

Jęk Xanuena był głęboki, nasycony – jak uderzenie burzy w środek spokojnego lasu.

Nie był krzykiem – był wydarzeniem, kulminacją mocy, którą nosił w sobie tak długo, a teraz… nie musiał jej już tłumić.

Rul również jęknął – tym razem z mieszaniny rozkoszy, ulgi i niedowierzania. Ich ciała drżały, napięte jak struny instrumentu, które właśnie wydały najczystszy dźwięk.

Na jego brzuchu, na piersi, na udach – pojawiły się dowody tej ekstazy, tej fizycznej fali, której nie sposób było powstrzymać. Nie było w tym wstydu. Była prawda.

Wciąż złączony z Rulem, Xanuen uniósł się lekko na łokciach i przyciągnął go do pocałunku – tym razem miękkiego, spokojnego. Bez dominacji. Bez kontroli.

Tylko człowiek, który pozwolił sobie poczuć.

Ich oddechy mieszały się w rytmie serc. Byli spoceni, wyczerpani, cali – a świat milczał.

Tym razem nie było żadnej walki.

Nie było Mocy i niemocy.

Była tylko cisza… i zrozumienie, które nie potrzebowało słów.

🕯️ Zmiana rytmu – moment, w którym zatrzęsła się Moc

Xanuen i Rul, gdy pragnienie prowadziło ich bez słów

Gdy ciała już płonęły, gdy oddechy były cięższe niż zbroje Mandalorian, Xanuen przejął całkowicie kontrolę. Przewrócił ich ciała w płynnym ruchu, który był jak rozkaz — ale pełen opiekuńczej siły. Rul, bez oporu, przyjął tę zmianę jak coś, co było nieuniknione. Jakby od zawsze wiedział, że właśnie tak to się skończy — pod nim, w jego dłoniach, pod naporem czegoś większego niż tylko pożądanie.

Xanuen klęczał za nim, ciało napięte jak łuk, jego dłonie mocno objęły biodra Rula, a ich oddechy znów się zlały – choć teraz każdy ruch miał w sobie więcej siły, więcej głodu, więcej... prawdy.

Ściany celi wydawały się wibrować od ich rytmu.

Jęki, wcześniej stłumione, teraz wypełniły przestrzeń.

Rul opuścił głowę, a jego plecy drżały — nie z bólu, ale z tego, że po raz pierwszy oddał się w pełni.

Xanuen z kolei poruszał się z rosnącą intensywnością, głową pochyloną, oczy przymknięte — ale nie w ekstazie... w skupieniu. Jakby prowadził rytuał. Jakby właśnie to było jego przeznaczenie.

I gdy napięcie sięgnęło zenitu, gdy powietrze było już ciężkie od potu, ciepła i Mocy —

Xanuen doszedł raz jeszcze.

Tym razem nie bezgłośnie.

Warknął głęboko, urwanym szeptem, imieniem, które długo będzie brzmieć w głowie Rula. W tej chwili nie był Jedi.

Nie był Skywalkerem.

Był mężczyzną, który poczuł, który się otworzył, który dał z siebie wszystko — i został przyjęty.

Rul również trząsł się jeszcze długo po tym, jak ostatni ruch ustał.

Padli razem na chłodną podłogę celi, splątani, spoceni, kompletnie nadzy, ale jakby to była ich jedyna forma zbroi.

W ciszy, która zapadła, słyszeli tylko oddechy.

A potem – śmiech.

Cichy, zduszony, lekko bezbronny. Rul zaśmiał się pierwszy, potem Xanuen tylko się uśmiechnął.

Z całym swoim ciężarem emocji i ulgi.


🕯️ Nieplanowany świadek – gdy ciała milczą, a oczy mówią wszystko

Cela Świątyni Jedi, późna noc, strażnicy i... prawda bez zbroi


Po wszystkim, po ostatnim jęku i ostatnim drżeniu ciał, zapadła cisza. Nie sztuczna, nie wymuszona – organiczna, jakby czas sam na chwilę przestał istnieć. Xanuen i Rul leżeli spleceni na chłodnej posadzce, skóra o skórę, oddech w oddech, a usta stykały się jeszcze w delikatnym pocałunku, w którym nie było już ani dominacji, ani uległości — tylko czyste uznanie.

To właśnie wtedy — w tej najprawdziwszej ciszydrzwi celi otworzyły się z sykiem.

Dwóch strażników, z twarzami częściowo zasłoniętymi przez hełmy, stanęło w progu. Na moment nie wiedzieli, czy to… sen? omam przez Moc?

W centrum światła, rozciągnięci na ziemi, Xanuen Skywalker – nagi, w objęciach więźnia – i Rul, z półprzymkniętymi oczami, muskali się ustami jakby byli sami w galaktyce.

„...Jedi?” – wymknęło się z ust jednego z klonów. Nie był pewien, czy to pytanie, czy oskarżenie.

Drugi strażnik złapał go za ramię, jakby chcąc powiedzieć „nie wchodź”, ale nie zdążył.

Xanuen spojrzał.

Uniósł się lekko, ale nie sięgał po szaty. Nie ukrywał się. Jego ciało w świetle wyglądało jak wyciosane z brązu — lśniące od potu, naznaczone walką, pragnieniem i... pełną zgodą na to, co właśnie miało miejsce.

Jego spojrzenie było spokojne.

„Nie przerywajcie. Jeśli przyszliście z pytaniami, lepiej poczekać aż się ubierzemy.”

Ton był chłodny, lecz bez cienia wstydu. Był to głos Jedi, który wiedział, że właśnie przekroczył granicę – ale nie żałował. Rul obrócił się i oparł głowę o pierś Xanuena, zamknął oczy — nie wystraszony, lecz... spokojny. Jakby wreszcie mógł oddychać bez lęku.

Strażnicy cofnęli się powoli. Drzwi znów się zamknęły.

„My… nic nie widzieliśmy.” – mruknął jeden.

„A jeśli widzieliśmy… nie byli to Jedi. Tylko dwaj ludzie.” – odpowiedział drugi, nieco ciszej.

🌌 Chwila po wszystkim – gdy Jedi po raz pierwszy staje się także człowiekiem

Cela Świątyni. Pierwszy raz Xanuena. Cisza, która została z nimi


Ciepło ich ciał wciąż unosiło się w powietrzu, gdy Xanuen wstał. Zgiął się lekko, podniósł tunikę, przesunął ją przez ramiona z cichym westchnieniem. Zapiął pas, odgarnął włosy z czoła, spojrzał jeszcze raz na Rula — który wciąż leżał na plecach, z rozchylonymi wargami i spokojnym spojrzeniem, jakby czekał, aż ten moment się rozsypie… ale nie chciał, by to nastąpiło zbyt szybko. miał on wtedy jakieś 14 15 lat jego partner 16

Xanuen był spokojny. Inny.

Nie był roztrzęsiony. Nie był zmieszany.

Był… wdzięczny.

Podszedł do Rula, usiadł obok niego, położył dłoń na jego piersi i przez chwilę nie mówił nic. Ich oddechy wyrównały się, ciała już ochłonęły, ale Moc wokół nich wciąż wibrowała delikatnie, jak echo czegoś większego niż rozkosz. Czegoś prawdziwszego niż nauki Zakonu.

„To był mój pierwszy raz.” – powiedział cicho Xanuen, bardziej do siebie niż do niego. – „I cieszę się, że był… właśnie taki.”

Rul spojrzał na niego z niedowierzaniem — nie szyderczo, nie złośliwie. Z szacunkiem.

„Mógłbym kłamać i powiedzieć, że to widać. Ale… nie. To było... więcej niż pierwszy raz.”

Xanuen się uśmiechnął, subtelnie, jakby uśmiech sam go zaskoczył.

„Nie sądziłem, że będzie to miało aż taką siłę. Nie fizycznie – duchowo. Jakby coś we mnie... się otworzyło. I już nie chce się zamykać.”


🪐 Misja bez zgody serca – Xanuen zabiera Rula, Rada nie wie prawdy, a Shaak Ti czeka w Kraterze Szeptów

Rozdział: Planeta Varl – powrót do źródła, które nie jest już zatrute nienawiścią


Świątynia Jedi, Coruscant – Sala Rady

Wysokie krzesła Mistrzów Jedi, rozmieszczone w idealnym kręgu, lśniły od refleksów południowego słońca, które próbowało wślizgnąć się przez panoramiczne szyby. W samym centrum, z rękoma splecionymi za plecami, stał Xanuen Skywalker – wyprostowany, skupiony, spokojny. Ale ci, którzy znali go dobrze, mogli dostrzec subtelną zmianę. Inny rytm oddechu. Cień czegoś głębszego za spojrzeniem.

Za nim, nieco z tyłu, w brązowej, prostej tunice, stał Rul. Czysty, ogolony, już nie więzień – ale jeszcze nie wolny człowiek.

Mistrz Windu marszczył brwi.

„Zabierasz go... gdzie?

„Na Varl.” – odparł Xanuen bez wahania.

„Miejsce splugawione. Zapomniane.” – wtrącił Ki-Adi-Mundi. – „Dlaczego właśnie tam?”

Xanuen odpowiedział twardo:

„Bo tam zostawiliśmy mistrzynię Shaak Ti. I czuję przez Moc, że nie tylko żyje – ale że jej obecność stała się... istotna dla samej planety. Krater Szeptów już nie oddycha jak trucizna. On medytuje. Z nią.”

Mistrz Yoda przymknął oczy. Słuchał bardziej sercem niż argumentów.

„Hmm... czuję ciszę tam. Ale nie pustą. Jakby... ktoś śpiewał, ale bez słów.”

Mace Windu wciąż nie był przekonany.

„A więzień? Co on ma do tej misji?”

Xanuen spojrzał na nich wszystkich po kolei. I choć serce biło szybciej, jego głos był pewny:

„Nie jest już więźniem. Jest... świadkiem. I w pewnym sensie – częścią tej przemiany. Potrafi przejść przez przestrzeń, do której Jedi już nie wchodzą. Bo my patrzymy z góry, a on... widzi z dołu.”

Dooku, siedzący w cieniu, bez słowa, przez dłuższy moment tylko patrzył na swego ucznia. A potem – skinął głową. Nie jako rada. Jako mistrz.

„Pozwólcie mu. Młodość nie uczy się przez zakazy, tylko przez skutki.”

Niechętnie, ostrożnie – ale Rada się zgodziła. Nie wiedzieli o tym, co wydarzyło się w celi. Nie wiedzieli o nocy, w której nie tylko więzień, ale i Jedi przestał być samotny.


PLANETA VARL – DWA DNI PÓŹNIEJ

System: Opuszczony. Niebezpieczny. Zapomniany przez świat – ale nie przez Moc.

Orbita Varl była czarna. Pulsary jarzyły się jak pęknięte źrenice wszechświata.

Transportowiec Shadowfire — stary, lekko dymiący, ale niezawodny — leciał bez sygnału identyfikacyjnego.

Xanuen siedział w kokpicie, ubrany nieformalnie – szata z ciemnego płótna, kaptur zarzucony nisko, a miecz świetlny przypięty dyskretnie, jakby nie był narzędziem walki, tylko przypomnieniem tego, kim jest.

Rul był z tyłu. Nie zadawał pytań. Ale jego oczy nie spuszczały z Xanuena wzroku.

„Naprawdę myślisz, że ona tam jeszcze jest?”

„Nie myślę. Wiem. Ale nie po to, by ją ratować. Po to, by zrozumieć, czemu została.”

Lądowali ostrożnie w Kraterze Szeptów.

Z zewnątrz – miejsce wyglądało jak popiół i kamień. Ale gdy weszli głębiej w skalny amfiteatr, z każdym krokiem czuło się coś dziwnego: cisza, która oddychała.

I w samym sercu – w jaskini, pośród lśniących kryształów i mechów oświetlanych pulsarami – siedziała ona.

Shaak Ti.

Jej ciało unosiło się kilka centymetrów nad ziemią. Dłonie splecione, głowa lekko pochylona. Medytowała. Ale nie spała. Otworzyła oczy w chwili, gdy Xanuen wszedł do środka.

Spojrzała na niego. A potem na Rula. Nie padło żadne słowo.

A jednak... wszystko zostało powiedziane w spojrzeniu.

Xanuen uklęknął, zdejmując kaptur.

„Nie przyszedłem po ciebie. Przyszedłem... do ciebie.”

Shaak Ti odetchnęła głęboko. Jej głos był spokojny, niemal nierealny:

„Zostawiłam świątynię, bo tam nikt już nie słuchał. Tu, planeta słucha. I ja słucham jej.”

„A czy powie nam, co mamy dalej robić?” – zapytał Rul, cicho, szczerze.

„Nie. Ale może wam zasugeruje, gdzie już nie wracać.” – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.


I tak – trójka, która nigdy nie powinna była się spotkać, siedziała razem w ciszy Krateru Szeptów. Jedi. Więzień. Mistrzyni.

I choć ani Rada, ani galaktyka jeszcze o tym nie wiedziały – to właśnie tu rodził się nowy sposób bycia Jedi.

Nie przez walkę. Nie przez rozkazy.

Ale przez słuchanie. Przez obecność.

🌌 Sprawa Rula – kiedy Zakon chce śmierci, a mistrzyni przypomina o życiu

Powrót na Coruscant. Sala Rady Jedi. Ostatni głos należał do Shaak Ti.


Świątynia Jedi, Coruscant – dzień po powrocie z Varl

Gdy statek Shadowfire wylądował na platformie wschodniej, czekało już tam czterech strażników oraz dwóch członków Straży Świątynnej. Nie pytali o cel misji. Nie pytali, jak odnaleźli Shaak Ti. Nie padły żadne słowa.

Ale spojrzenia — mówiły wszystko.

Rul został odprowadzony do osobnej sali. Nie skutego, ale eskortowanego.

Xanuen szedł obok niego. Nie jako opiekun — jako towarzysz.

Shaak Ti... milczała. Ale wokół niej panowała aura, której nawet Mistrzowie Jedi nie potrafili zignorować.


Sala Rady Jedi – kilka godzin później

W powietrzu wisiał chłód decyzji.

Rul stał pośrodku. Na jego rękach nie było kajdan. Ale jego wolność wisiała na włosku.

Naprzeciw niego – krąg Mistrzów. Mace Windu. Ki-Adi-Mundi. Saesee Tiin. Oppo Rancisis. I w cieniu, jak zawsze – Dooku.

Xanuen stał z tyłu. Nie pozwolono mu się odezwać. Jeszcze.

Mistrz Windu przemówił pierwszy:

„Rul. Uczestniczyłeś w ataku na Jedi. Byłeś częścią sekty, która uprowadziła mistrzynię Shaak Ti. Gdyby nie interwencja... nie byłbyś dziś tu. Byłbyś martwy.”

Ki-Adi-Mundi dodał:

„Dowody są jasne. Tylko łaska Mocą nieusprawiedliwiona powstrzymała cię od śmierci. Ale ta Rada... nie zapomniała.”

Rul uniósł głowę. Nie było w nim arogancji. Było zmęczenie. Ale i godność.

„Nie proszę o przebaczenie. Ale... zmieniłem się. Nie przez was. Przez niego.”

Spojrzał w stronę Xanuena. Ten nie odpowiedział spojrzeniem, ale jego dłoń zacisnęła się w pięść.

Gdy Rada zaczęła deliberować — przerywając sobie nawzajem, analizując „zagrożenie”, „konsekwencje”, „precedens” — głos zabrała ona.

Shaak Ti.

„Dość.” – powiedziała, a to jedno słowo wystarczyło, by umilkli wszyscy.

Wyszła z cienia, nie jako ofiara, ale jako żywy dowód, że Moc działa tam, gdzie Jedi już nie patrzą.

„Rul nie tylko mnie nie zabił. Pomógł mi przetrwać. Pomógł planecie Varl wyciszyć się. On nie był więzieniem. Był echem winy. Ale echem można się nauczyć słuchać. I on... zaczął słyszeć.”

„Ale jego przeszłość—” – próbował Ki-Adi-Mundi.

Shaak Ti przerwała:

„—nie przekreśla przyszłości. Jeśli zaczniemy zabijać tych, którzy się zmienili, to czym jesteśmy? Rycerzami? Czy katami z ładnym mieczem?”

Windu spojrzał na nią długo. Yoda zamyślił się głęboko. I wtedy, niespodziewanie, Dooku zabrał głos:

„Nie popieram emocjonalnych decyzji. Ale prawdziwa Moc to nie karać, kiedy możesz... ufać.”

Zapadła cisza.

Yoda spojrzał na Rula i zmrużył oczy.

„Zaufania… próbę damy. Ale jedno tylko. Złamiesz ją – i nie wrócisz. Rozumiesz?”

Rul skinął głową.

Wyrok zapadł.

Nie było fanfar. Nie było uśmiechów.

Ale gdy Xanuen podszedł do niego i stanął obok,

Shaak Ti powiedziała cicho:

„Dziś nie tylko on został osądzony. Cały Zakon – nauczył się słuchać. Choćby na chwilę.”


🟣 MISJA III: Z Mace’em Windu – Zimna logika, gorące ostrze[]

🟣 MISJA III: Z Mace’em Windu – Zimna logika, gorące ostrze

🪐 Planeta: Dorval Prime

⚖️ Temat: Egzekucja wyroku i kontrola nad zbuntowanym generałem armii Republiki

🎖️ Uczestnicy: Mistrz Mace Windu i padawan Xanuen Skywalker


Dorval Prime.

Planeta-szachownica. Nie w sensie estetycznym – choć białe wieże z durastali przecinały się z czarnymi pasami industrialnych cieni – ale w sensie operacyjnym. Każdy ruch miał konsekwencję. Każda ulica była obserwowana, każdy sygnał mógł być pułapką. Ruchy generała Vaika Dorsuuna przypominały grę, w której przeciwnik zna twoje ruchy zanim je wykonasz. I wiedział dokładnie, którego pionka poświęcisz.

Właśnie tak widział to Mace Windu.

„To nie gra. To wojna. I on jest zdrajcą.” – powiedział, niemal bez emocji, gdy prom wylądował na lodowatym hangarze Fortecy Zenith.

Ale dla Xanuena Skywalkera, młodego rycerza Jedi, który z każdą misją uczył się widzieć nie tylko cele, ale intencje i cierpienia, rzeczy były mniej czarno-białe.


🧊 Pierwsze ślady[]

Forteca Zenith była w połowie opuszczona. Klony nie atakowały. Wręcz przeciwnie – kilku z nich złożyło broń i… prosiło o rozmowę.

„To nie bunt, rycerzu. To protest.” – powiedział CT-2112, sierżant o zmęczonych oczach.

„Vaik Dorsuun… on zaczął słyszeć coś. Głosy. Świadomości, które nie były jego. Mówił, że widzi śmierć... zanim ona nadejdzie. Że ktoś… zakłóca jego myśli.”

To nie był pierwszy raz, gdy Xanuen słyszał o takim zjawisku.

Rezonans Mocy. Przebicia między wspomnieniami a teraźniejszością. Ale u oficerów? U klonów?

Windu był nieugięty. „To są wymówki. Jeśli rozkazy są łamane – to zdrada.”

Ale Xanuen… wyczuwał coś więcej.


⚡ Konfrontacja z Vaikiem[]

Kiedy dotarli do głównej wieży sterowania, Vaik nie czekał z bronią. Czekał… z kroniką.

„Nie zamierzałem nikogo zdradzać. Ale ja już nie jestem sam. Ktoś we mnie mieszka. I to… to mnie ostrzegło przed nadchodzącym pogromem. Przed masakrą, jakiej miałem dokonać. Miałem rozkaz spalić sektor, pełen cywili…”

Windu wyciągnął miecz świetlny.

Xanuen – nie.

Zamiast ataku, zrobił coś, czego Mace Windu się nie spodziewał: położył dłoń na skroni generała.

Zamknął oczy. I otworzył się… na Rezonans.


🌌 Wejście w umysł[]

To było jak skok w przepaść wspomnień. Wspomnienia walk, krzyków, rozkazów – i tego głosu.

Nie sithańskiego. Ale złowieszczo znajomego.

Technicznego.

Modulowanego.

Kaminońskiego?

Xanuen zrozumiał: ktoś eksperymentował. Zakodowane przekazy psychologiczne, ukryte rozkazy aktywowane przez konkretne obrazy i frazy. Dorsuun był testem. Prototypem przyszłej armii bez sumienia.

Wychodząc z medytacji, Xanuen spojrzał na Windu.

„To nie był bunt. To była pułapka. Dla nas wszystkich.”

Ale Windu był już wściekły.

„Nie miałeś rozkazu, by eksperymentować!”

„Ale miałem obowiązek, by zrozumieć. I przywrócić godność.”


🧠 Rezonans Mocy a ludzka trauma – studium przypadku: Vaik Dorsuun

🔍 „Nie każdy, kto widzi cienie, jest ich częścią. Czasem to światło zbyt długo padało tylko na niego.” — notatka osobista Xanuena


Ruiny wieży komunikacyjnej.

Zimny wiatr przeszywał jak ostrze, niosąc echo dawno przerwanych transmisji.

Nie było tam już sygnału.

Tylko cisza.

I Vaik Dorsuun – generał, niegdyś dumny strateg, teraz blady cień samego siebie, siedzący wśród porzuconych konsol jak rozbity duch. Nie patrzył na Xanuena. Patrzył gdzieś obok. W pustkę.

A jednak… w jego aurze nie było ciemności.

Nie Ciemnej Strony.

Nie nienawiści.

Był tylko rozpad.


🧬 Sithański technovirus pamięciowy[]

Stara jak wojny Starej Republiki, a równie nieetyczna jak skuteczna.

Nie działał jak typowy wirus. Nie infekował systemów zewnętrznych, lecz świadomość. Zakodowane holograficzne obrazy, dźwięki i metaforyczne przekazy wtłaczane przez neurologicznie aktywne implanty. Efektem były:

  • Halucynacje bojowe
  • Iluzoryczne powtórki bitew
  • Podstawienie fałszywych wspomnień zdrady przez własnych ludzi
  • Uczucie bycia „we śnie, który zabija”

Wszystko to miało jeden cel: złamać lojalność poprzez dewastację tożsamości.


🧘‍♂️ Xanuen nie zaatakował. Usiadł.[]

To była jedna z najbardziej ryzykownych decyzji jego młodej kariery.

Mistrz Windu znajdował się wtedy dalej – oczyszczając strefę. Nie był świadkiem, gdy Xanuen zamknął oczy i zanurzył się w traumie.

Technika, którą zastosował, była rzadko znana i jeszcze rzadziej praktykowana.

🔮 Rezonans Mocy – sztuka empatycznego transferu[]

Zamiast wchodzić siłą w umysł drugiego, Jedi stosujący Rezonans Mocy pozwala na wspólne „brzmienie dusz”. Jak dwie struny gitary – jedna poruszona może poruszyć drugą, jeśli ich częstotliwości są zestrojone.

To wymaga:

  • Otwartości
  • Gotowości na cierpienie drugiej osoby
  • Głębokiej pokory

Xanuen zbliżył się. Położył dłoń na ramieniu Vaika. I… pozwolił sobie słyszeć.


🌌 Wspomnienia, które nie były jego[]

Błysk blastera. Krzyki.

Zdrada — nie rzeczywista, lecz powtarzana w umyśle niczym klątwa.

Głos kobiety, którego nigdy nie znał: „Zrobiłeś to. Widzisz? Oni zawsze planowali cię zdradzić.”

To nie był głos realny. To był dźwięk implantu, nagrany, by udawał najgłębszy lęk żołnierza.

I w tej fali fałszu… Xanuen wypowiedział tylko jedno słowo:

„Prawda.”

I jakby fale się cofnęły. Jakby fale zanegowały sygnał.


💫 Vaik upadł na kolana.[]

Nie z bólu.

Z ulgi.

Implant w jego mózgu nie został zniszczony fizycznie. Ale jego „nadawanie” zostało wyciszone – jakby ktoś zerwał połączenie z zewnętrznym źródłem.

„Nie jestem... zdrajcą?” – szepnął.

Xanuen uśmiechnął się delikatnie.

„Jesteś człowiekiem. I to właśnie próbowało ci odebrać.”

⚖️ Konfrontacja z Mace’em Windu – „Kiedy rozkaz przeczy sumieniu”

Śnieg skrzypiał pod stopami Windu jak złamane kości.

Przeszedł przez pole ruiny w milczeniu, lecz jego obecność była cięższa niż echo eksplozji.

Nie zadawał pytań zbędnych.

Tylko jedno.

Tylko to, które brzmiało jak wyrok:

– „Dlaczego on jeszcze żyje?”

Xanuen nie poruszył się.

Stał przy Vaiku – który klęczał na śniegu, jak odczarowany posąg. Głowę miał spuszczoną, ciało drżało, ale nie z chłodu.

Z ulgi.

Z prawdy, która przebiła się przez fałszywe głosy.

A Xanuen, nie jak żołnierz, ale jak strażnik, odpowiedział:

– „Bo nie miałem rozkazu, by być ślepy.”

Windu zmrużył oczy.

Lód nie tylko w powietrzu.

Lód w jego spojrzeniu.

Zbliżył się – ostrożnie, jakby Xanuen nagle stał się zagrożeniem.

– „Nie wykonałeś rozkazu. To nie było pole do interpretacji.”

– „On nie był zdrajcą.” – głos Xanuena był spokojny, lecz nieugięty. – „Był złamanym człowiekiem. Ofiarą, nie wrogiem.”

Windu spojrzał na Vaika z takim chłodem, że sam śnieg wokół wydawał się parować z napięcia.

– „A kto dał ci prawo sądzić lepiej niż rozkaz?”

– „Fakt.” – Xanuen wskazał ręką na klęczącego generała. – „W jego umyśle znalazłem sithański technovirus. Manipulację pamięcią. Gdybym go zabił — zniknąłby dowód. Ocalając go, ratuję innych, których mogą złamać podobnie.”

Długie, groźne milczenie. Windu nie drgnął, ale w jego ciele pulsowało napięcie.

– „Nie miałeś rozkazu, by eksperymentować.” – powiedział cicho. Jak katafalkowy dzwon, gotowy do ostatecznego cięcia.

Ale Xanuen… nie spuścił wzroku. Nie pokłonił się.

– „Ale miałem obowiązek, by zrozumieć. I przywrócić godność człowiekowi, którego system próbował wymazać.”

– „Obowiązek wobec czego?” – Windu zbliżył się tak, że ich twarze dzielił tylko oddech. – „Wobec Zakonu? Republiki? Rozkazu?”

Xanuen wciągnął powietrze. Odpowiedział bez wahania:

– „Wobec Mocy. A jej nie ogranicza protokół.”


🔁 Niedokończona rozmowa[]

Windu przez chwilę patrzył w jego oczy, jakby szukał słabości.

Nie znalazł.

Tylko ogień. Nie buntowniczy — lecz ludzki, prosty. Wolny.

Nie odezwał się więcej. Odwrócił się.

Odszedł w milczeniu, zostawiając ślady, które śnieg próbował zatrzeć — tak jak Rada próbowała zetrzeć nieposłuszeństwo.

Ale prawda pozostała.


🧩 Kilka dni później, w tajnym raporcie do Rady Jedi, Windu napisał:

„Rycerz Skywalker naruszył protokół działania. Ale osiągnął rezultat przekraczający oczekiwania. Zastosowana technika wymaga dalszego zbadania. Zalecam obserwację, nie karę.”

Yoda zaś powiedział tylko jedno:

– „Zdolność od rozkazu odróżnienia sumienia… rzadkość to. Ale mocna. I potrzebna.”



🔍 Konsekwencje misji na Dorval Prime – Echo, które nie milknie 🗓 Tydzień po wydarzeniach

📍 Świątynia Jedi, Coruscant


📜 Raport Mace’a Windu – zwięzły, chirurgiczny:[]

„Rycerz Xanuen Skywalker nie wykonał bezpośredniego rozkazu aresztowania generała Vaika Dorsuuna, uznając, że stan psychiczny celu był efektem ingerencji zewnętrznej, związanej z nielegalną technologią manipulacji neuropercepcją.

Działania Skywalkera doprowadziły do ujawnienia prototypowego sithańskiego technovirusa pamięciowego.

Zalecam analizę incydentu przez dział Medyczny oraz Archiwum Strategii Cienia.”

Nie padło słowo: niesubordynacja.

Ale też nie padło słowo: bohaterstwo.

Windu był precyzyjny.

A jego milczenie wobec Xanuena — jeszcze bardziej.


🌪️ Dystans, który czuć jak ciśnienie burzowe[]

Od tej chwili Windu traktował Xanuena nie jak ucznia, nie jak zdrajcę — lecz jak niebezpieczne zjawisko. Jak burzę, która może przynieść plony... albo spalić świątynię.

Nie patrzył mu w oczy.

Nie komentował podczas narad.

Nie zapraszał na wspólne misje.

Cisza Mace’a była jak miecz wyjęty z pochwy, ale jeszcze nie użyty.


🧑‍🎓 Reakcje Zakonu[]

Padawani:

„Złamał rozkaz.” – mówili niektórzy z przestrachem.

„Ale uratował człowieka, który miał zostać ofiarą eksperymentu.” – szeptali inni z podziwem.

Xanuen stał się dla młodszych Jedi figurą niejednoznaczną. Jedni unikali go jak ognia — inni… zaczęli go naśladować.

Uczyli się słuchać emocji, medytować głębiej, zadawać pytania, których wcześniej bali się postawić.


🧙 Yoda – nie sędzia, lecz latarnia[]

Mistrz Yoda nie skomentował oficjalnie. Ale zaprosił Xanuena na czystą medytację ciszy.

Siedzieli przez godzinę w bezruchu.

I dopiero po długim czasie, starzec przemówił:

– „Ten, kto zna ból wroga, nie staje się słabszy. Staje się tym, kto może ocalić więcej.”

Xanuen nie odpowiedział.

Ale po tym dniu — medytował częściej.

I już nigdy nie patrzył na misję jako „zada­nie”.

Zawsze – jako spotkanie z duszą.


💬 Złote słowa z misji – powtarzane w Świątyni szeptem:[]

„Są rozkazy, których wykonanie kończy życie.

I są decyzje, które przywracają je światu.”

Xanuen Skywalker, Dorval Prime


📓 Notatka prywatna, wpisana przez Hrabiego Dooku do jego osobistego dziennika:[]

„Ten chłopak… nie słucha poleceń.

Ale słucha Mocy.

To trudniejsze.

I rzadkie.”


🟡 MISJA IV: Z Ki-Adi-Mundim – Tajemnice lodu[]

🪐 Planeta: Celsarii IV – Świątynia pod lodem, echo, które płacze

Rozdział: Gdy Jedi słyszy płacz czegoś, co miało być martwe


❄️ Celsarii IV: Cisza, która przemawia

Gdy republikańskie mapy wskazywały jedynie chłód i pustkę, planeta Celsarii IV milczała. Milczała tak długo, że nawet droidy kartograficzne uznały ją za martwą. Ale jak mawiał dawny mistrz z Ossus – "Cisza to tylko inna forma opowieści."

❄️ Rozdział I: Przebudzenie lodu[]

Zespół pod wodzą Mistrza Ki-Adi-Mundiego miał działać szybko i „metodycznie”, jak to określał Rada Jedi. Ale obecność Xanuena – młodego, gniewnego, intuicyjnego – sprawiła, że „metodyczność” szybko zamieniła się w… przebudzenie.

To właśnie on – nie archiwiści, nie Mundi – pierwszy wyczuł ciepło pod lodem.

Nie metaforyczne, nie duchowe.

Prawdziwe.

Jakby serce planety zaczęło bić. I jakby coś – lub ktoś – usłyszało ich kroki.

🧊 Odkrycie[]

Pod kilometrami zlodowaciałego śniegu kryły się ruiny. Nie sithańskie cytadele, nie świątynie Jedi. Coś bardziej… elementarnego.

Korytarze rzeźbione nie przez dłonie, ale przez świadomość. Kamienie, które rezonowały z myślami. Ściany pokryte glifami, które nie były pisane, lecz projektowane w eterze Mocy. Gdy archiwista An'Sheel dotknął jednego z symboli, jego umysł natychmiast przeszył ból – jakby dotknął wspomnienia nie swojej epoki.

🌌 Język sprzed Zakonu[]

Xanuen, ciekawski i – jak mawiał Dooku – "zbyt często kierowany impulsem", próbował odczytać znaki. Ale to nie był język, który się czyta. On się słyszał. Wewnątrz.

Głosy – głębokie, jakby śpiewali starzy bogowie – przemawiały przez kamień:

„Pierwsze światło nie znało równowagi. Tylko pamięć daje istnienie.”

Mistrz Mundi, zirytowany "mistycznymi popisami", rozkazał wycofanie. Ale Xanuen nie słuchał. Stał w samym centrum tej pradawnej sali, gdzie lodowa podłoga właśnie pękała pod jego stopami.

I wtedy się pojawiło.


🌠 Coś starszego niż Jedi i Sith[]

Nie kształt. Nie istota.

Obecność.

Coś, co znało Moc zanim Jedi nazwali ją Ścieżką, a Sith – Wolą. Coś, co pamiętało galaktykę, zanim gwiazdy zaczęły świecić.

Obserwowało. Milcząco. Ale nieobojętnie.

Xanuen poczuł, jak jego umysł rozdziela się – na tego, kim jest… i na tego, kim mógłby się stać. Zobaczył siebie nie jako Jedi, nie jako arystokratę z Serenno… ale jako wędrowca pomiędzy wymiarami świadomości.

Wtedy lód się zamknął. Tak po prostu.

Jakby nic się nie wydarzyło.

Tylko on – i tylko on – miał teraz w sobie fragment tego, co było ukryte.


🔮 Dalsze konsekwencje[]

Rada Jedi uznała to za zakłócenie Mocy. Ki-Adi-Mundi nie wspominał nic w oficjalnych raportach. Archiwiści milczeli, jakby o wszystkim zapomnieli. Ale Xanuen... od tej pory często słyszał ten śpiew w snach.

I w najciemniejszych zakątkach galaktyki – tam, gdzie równowaga była już tylko wspomnieniem – to coś czekało.

I szeptało jedno imię:

🧊 Celsarii IV — Komnata Centralna, 47 metrów pod powierzchnią

Było cicho. Tak cicho, że nawet własny oddech zdawał się wstydzić hałasu. Wnętrze świątyni wyglądało jak wyjęte z innego wymiaru — gładkie, niemal szkliste ściany z czarnego lodu odbijały światło z wewnętrznego źródła, którego nikt nie zidentyfikował. Światło nie świeciło, ono... przesiąkało.

A pośrodku — monolit.

Czarny, jakby pochłaniał każdą myśl. Wysoki na niemal trzy metry. Bez znaków. Bez spoin. Gładki i absolutnie obcy. Nie wyglądał jak coś stworzonego. Wyglądał jak coś, co byłozanim ktokolwiek cokolwiek stworzył.


☄️ "To pulsuje Ciemną Stroną"[]

Mistrz Ki-Adi-Mundi skrzywił się. Od pierwszego kroku w tę salę jego instynkty wrzeszczały. Jego więź z Mocą, oparta na dyscyplinie i logicznym rozumie, rozpoznawała to uczucie.

Zepsucie.

Zagrożenie.

Kłamstwo w najczystszej formie.

"To pulsuje Ciemną Stroną. Ten kamień trzeba zniszczyć." – powiedział niemal odruchowo, sięgając po miecz świetlny.

Ale wtedy coś zaskoczyło go bardziej niż sam monolit: Xanuen.

Nie zareagował paniką. Nie cofnął się. Nie rozkazał archiwistom ewakuacji.

Podszedł.


✋ „Poczekaj”[]

Zaledwie siedemnastoletni, a już poruszał się z ciężarem kogoś, kto pamięta więcej niż powinien. Ręka Xanuena uniosła się powoli, bez oporu, bez wyzwania. Nie było w nim arogancji — tylko ciekawość. I coś jeszcze… coś, czego Ki-Adi nie potrafił nazwać.

„Poczekaj.”

Słowo, które w tej chwili brzmiało nie jak prośba, lecz jak nakaz — ale nie wypowiedziany głosem chłopca, lecz czymś głębszym.

Zbliżył się.

Ki-Adi czuł, jak jego serce bije szybciej. Przesuwał wzrok między monolitem a uczniem Dooku — i nagle przypomniał sobie ostrzeżenia dawnego mistrza z Corulag:

„Niektórych drzwi nie należy otwierać samą ręką. Czasem to one otwierają się przez ciebie.”


🕳️ Kontakt[]

Xanuen położył dłoń na powierzchni monolitu.

I świat… zadrżał.

Nie fizycznie. Nie dla wszystkich.

Ale dla niego.


🌌 Wewnętrzna Rzeczywistość[]

Zniknęła świątynia. Zniknęli Mundi, archiwiści, lód.

Zostało tylko On.

Monolit.

I Echo.

Głos. Nie jako dźwięk — jako wspomnienie nie swojej przeszłości.

„Znałeś mnie, zanim powstały planety. Znałem cię, zanim miałeś imię.”

Obrazy pojawiały się w jego umyśle jak błyski:

Ciała Jedi zamieniające się w popiół w pustce.

Sithowie, padający przed czymś, czego nie rozumieli.

Płomień, który rodził się z lodu.

On sam – w towarzystwie czegoś, co miało więcej oczu niż myśli.

"Kim jestem?" – zapytał myślą. "Nie pytaj. Przypomnij sobie." – odparło coś... stamtąd.


⚡ Powrót[]

Jego ciało odskoczyło, choć nogi się nie poruszyły. Monolit był zimny jak śmierć, ale jego dłoń... parzyła. Gdy ją odsunął, skóra była nietknięta — ale pulsowała złotawym światłem.

Ki-Adi był już przy nim.

"Co się stało?! Co widziałeś?!"

Xanuen spojrzał na niego. Jego oczy nie były przestraszone. Ani nawet zaciekawione. One były… głębsze. Jakby coś innego już patrzyło zza nich.

"To nie Ciemna Strona." – powiedział spokojnie.

"To Starsza Strona."


🕯️ Wizja, której nie zrozumieli inni (Ale Xanuen – tak. I to zmieniło go na zawsze.)


Ciemność nie była złem.

Nie warczała, nie atakowała. Nie szumiała jak złość.

Była… ciszą po krzyku.

Była jak pokój po miłości, która nigdy nie wróci.


Gdy dłoń Xanuena dotknęła monolitu, a świat przestał istnieć w znanej formie, jego umysł przeskoczył granice czasu, gatunku i języka. Przestał być chłopcem z Serenno. Przestał być uczniem Jedi.

Stał się świadkiem.


🌌 Oczy Starszego[]

Wizja nie przyszła obrazami. Przyszła uczuciami, które nie miały jeszcze słów.

Był kimś – czymś – co żyło w czasach, gdy galaktyka nie miała nazw. Istniała tylko jedność – surowa, pierwotna, pełna... pulsującej obecności.

I potem:

Pęknięcie.

Nie wojna. Nie zdrada.

Rozdzielenie.

Miłość została zabrana. Nie przez przeciwnika. Przez sens bezsensu.


💔 Śmierć kochanka[]

Zobaczył go. Twarz, której nigdy nie widział, ale znał ją do kości.

Nie w barwach Jedi, nie w barwach Sith.

W niczym.

Bo wtedy nie było barw.

Była tylko bliskość.

A potem:

Wojna o nic.

Ziemie, które nie miały granic, zostały podzielone.

Istoty, które znały się bez słów, zaczęły mówić różnymi językami.

I On… odszedł.

Nie odszedł, bo przegrał.

Odszedł, bo nie chciał już walczyć.

A ten, który pozostał – płakał.


🪨 Kamień[]

Ten, którego poznawał teraz jako „monolit”, nie był stworzony przez magię.

Nie przez technologię.

Został wyrzeźbiony z pamięci.

Z bólu, który nie miał komu być wykrzyczany. Z miłości, która nie miała komu być przypomniana.

To nie był artefakt.

To był grób.

Kamień dla kogoś, kogo galaktyka zapomniała.

A właściwie: dla tego, co zostało po niej, kiedy już nikt nie pamiętał, że można kochać.


🌫️ Powrót[]

Xanuen wrócił z wizji cichy. Nie dlatego, że był przerażony.

Lecz dlatego, że wiedział jedno:

To nie była Ciemna Strona.

To była Żałoba Mocy.


🤫 Inni nie rozumieli[]

„To podstęp. Próbowało cię zmanipulować.” – powiedział Ki-Adi-Mundi.

„Ciemność zawsze udaje żal, by zdobyć serce.”

Ale Xanuen patrzył na niego inaczej. Nie z pogardą. Nie z niezgodą.

Z współczuciem.

„Nie byłeś tam,” – powiedział. – „Nie znałeś tej miłości.”

🫱 „Nie byłeś tam” – ale teraz… będziesz.

Komnata Centralna, Celsarii IV. Cisza, która właśnie się skończyła.


Ki-Adi-Mundi wciąż mówił – o Ciemnej Stronie, o zagrożeniu, o potrzebie zniszczenia monolitu.

Ale Xanuen już nie słuchał. Stał przed nim z pustym, lecz głębokim spojrzeniem. Jakby patrzył przez mistrza, nie na niego.

W jego oczach nie było gniewu.

Nie było też posłuszeństwa.

Było coś gorszego dla każdego mistrza Jedi.

Było… zrozumienie czegoś większego.

I właśnie wtedy, nie czekając na pozwolenie, Xanuen uniósł rękę i… dotknął go.


⚡ Chwila kontaktu[]

Palce Xanuena zetknęły się z czołem Mistrza Mundi. Gest nie był agresywny, nie był nawet do końca świadomy.

Ale Moc, która przepłynęła przez nich obu, nie pytała o zgodę.

Była jak tsunami — ale nie z wody.

Z wspomnień, które nie należały do żadnego z nich.


🌀 Wizja wciągnęła ich obu[]

Zniknęły mury świątyni. Zniknął lód. Zniknęła nawet świadomość siebie.

Mundi nie był już sobą. Stał w obcym świecie, który nigdy nie był zapisany w holokronach.

Stał na bezkresnym pustkowiu światła –

– i widział, jak to światło gaśnie.


🖤 Kochanek[]

Widział dwie istoty splecione w miłości, której nie rozumiał.

Nie humanoidalne. Nie męskie, nie żeńskie.

Ale czuł to, co one czuły.

Miłość tak pierwotną, że nie potrzebowała dotyku.

I potem – wojna o nic.

Śmierć.

Nie dramatyczna.

Cicha.

Jakby galaktyka postanowiła zapomnieć, że ktoś kogoś kochał.


🪨 Monolit jako Grób[]

Zobaczył, jak istota, która została, wyrzeźbiła monolit. Nie jako pamiątkę, nie jako pomnik dla potomnych.

Ale jako ostatni sposób, by nie oszaleć od samotności.

To była żałoba zaklęta w kamieniu.

Nie broń.

Nie narzędzie.

Nie Ciemna Strona.

Pamięć miłości utraconej.


🌬️ Powrót[]

Mundi cofnął się jak rażony piorunem.

Zerwał kontakt. Oddychał ciężko.

Patrzył na Xanuena z mieszaniną oszołomienia i… wstydu.

„To... to nie była... manipulacja...” – powiedział cicho. „To była prawda.”

I po raz pierwszy — być może w całym życiu — nie wiedział, co powiedzieć dalej.


🌌 Celsarii IV, komnata pod lodem – chwila, która zmieniła wszystko


Kiedy Xanuen odsunął dłoń od czarnego monolitu, czas zdawał się wstrzymać oddech.

Nie było dźwięku.

Nie było szelestu tuniki.

Tylko to jedno —

łzy.


🕯️ „To był wspomnieniowy grób”[]

Jego głos, zwykle pełen młodzieńczego uporu lub błyskotliwej ironii, teraz był inny.

Cichszy. Drżący. Jakby mówił coś, czego nie dało się powiedzieć.

Jakby każde słowo było skalpelem na własnej duszy.

„To nie był artefakt.”

Ki-Adi-Mundi milczał. Ale jego oczy rozszerzyły się — nie ze strachu, nie z niezrozumienia.

Z czymś bardziej niepokojącym.

Z uznaniem.

Xanuen podszedł o krok, jakby każdy centymetr był teraz święty.

„To był wspomnieniowy grób. On… płakał.”


💧 Dwie łzy[]

Jedna spłynęła po policzku Xanuena.

Druga – po twarzy Mistrza Jedi.

Nie z powodu wizji.

Nie z powodu strachu.

Z powodu rozpoznania.

Bo coś w tej historii… było zbyt znajome.

Bo każdy Jedi znał choć jedną utraconą miłość, której nigdy nie mógł opłakać.

Bo każdy kiedyś czuł to, czego nie wolno mu było nazwać.


🫥 Mistrz zbladł[]

Mundi nie odpowiedział. Stał nieruchomo, jakby nagle był o dekadę starszy.

Bo był.

Ta wizja wryła się w jego świadomość jak rycina w metal.

Nie mogło być powrotu do „przedtem”.

Spojrzał na Xanuena. Ale nie jak na ucznia.

Nie jak na niepokornego chłopaka, którego trzeba prowadzić żelaznym rygorem.

Spojrzał jak na kogoś, kto właśnie przekroczył granicę, której nie powinien przekraczać… i nie tylko nie upadł, ale się uniósł.


📜 Dalsze konsekwencje

Powrót na Coruscant. Narada. Cisza głośniejsza niż oskarżenia.


🛰️ Zmierzch nad Celsarii IV[]

Misja została zakończona. Przynajmniej formalnie.

Nie doszło do walki. Nie zginął żaden Jedi. Żadna broń nie została użyta.

A jednak – wszyscy wrócili milczący.

Artefakt, którego nie nazwano, został starannie zapieczętowany w polu energetycznym i przetransportowany na Coruscant – nie do Świątyni Jedi, lecz do podziemnych archiwów Strefy Cień 7, gdzie trafiały rzeczy, o których Zakon nie pisał w podręcznikach.

Nie został zniszczony.

I nie było protestu.

Nawet od Ki-Adi-Mundiego.


✈️ Powrót do Świątyni[]

Gdy krążownik klasy Consular wylądował w hangarze Świątyni, Xanuen wysiadł ostatni.

Nie dlatego, że bał się reakcji.

Po prostu… coś w nim się zmieniło.

Poruszał się wolniej. Oddychał głębiej.

Młody, przystojny, pewny siebie chłopak – teraz wyglądał jak ktoś, kto dotknął czegoś, co powinno było zostać zapomniane.

I przeżył.


🧑‍⚖️ Narada Rady Jedi[]

Sala Wysokiej Rady. Cisza. Powietrze gęste od niewypowiedzianych wątpliwości.

„Nie został zniszczony?” – zapytał Mistrz Plo Koon, marszcząc brwi.

„Negatywne echo Ciemnej Strony było obecne – ale słabło z czasem.” – odczytał z raportu jeden z archiwistów. – „Prawdopodobnie pozostałość po starożytnej formie empatycznej projekcji mocy.”

Mistrz Windu spojrzał na Xanuena z wyraźną podejrzliwością.

„I ty dotknąłeś tego przedmiotu? Sam?”

„Nie.” – odpowiedział chłopak spokojnie. – „Dotknąłem bólu, który w nim był. On… nie był bronią. To nie było zagrożenie.”

Yoda zamknął oczy. Przez chwilę milczał.

Potem westchnął:

„Nie zniszczyć… odwaga to czy arogancja?”

Nikt nie odpowiedział. Ale spojrzenia Radnych były podzielone.


🤫 Ki-Adi-Mundi[]

Nie powiedział nic.

Nie wytłumaczył się, nie zaprzeczył, nie bronił.

Siedział z rękami splecionymi, z wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń między sobą a Xanuenem.

Nie nienawidził chłopaka.

Ale coś w nim pękło.

Nie był w stanie poradzić sobie z tym, co zobaczył.

Nie miał narzędzi, by opisać żałobę zaklętą w monolicie, ani tę…

łagodność, z jaką Xanuen przeszedł przez to, co Ki-Adi uznałby za śmiertelne zagrożenie.

Od tej pory unikał go.

Nie z urazy.

Z niewiedzy, co powiedzieć komuś, kto dotknął Ciemności – i nie tylko nie upadł, ale wrócił… lepszy.


🔻 Rozłam cichy[]

Nie doszło do konfliktu. Nie było wykluczenia.

Ale od tej misji:

  • Xanuen nie był już zapraszany do wspólnych rad archiwistycznych.
  • Ki-Adi-Mundi nigdy nie wnioskował o wspólne misje z nim.
  • Mistrz Windu ostrzegł Dooku słowami: „Uważaj, do czego ten chłopak jest zdolny – bo nikt inny nie widzi tego, co ty.”

A sam Dooku?

Podczas prywatnej rozmowy w ogrodach Świątyni tylko skinął głową i powiedział:

„Widziałem to w tobie już wtedy, gdy miałeś dziewięć lat.”


🌙 Noc po powrocie[]

Tego wieczoru, leżąc samotnie w komnacie medytacyjnej, Xanuen znów poczuł ciepło na dłoni.

I znów – usłyszał to, czego nie mógł nikomu opisać.

Płacz. Ale nie rozpaczy. Płacz... ulgi.

Jakby ta Istota, ten Starszy Byt — teraz wiedziała, że ktoś wreszcie zrozumiał.


🔴 MISJA V: Z Luminara Unduli – Sztuka dystansu i wiary[]

🪐 Planeta: Naboo

🎨 Temat: Rozwiązanie sporu religijnego między duchownymi a nowymi artystami Mocy

Luminara była zdyscyplinowana, ascetyczna.

Chciała nauczyć Xanuena opanowania i rezygnacji z własnych namiętności.

Ale on — właśnie dzięki tym namiętnościom — połączył dwa światy.

Zorganizował ceremonię, w której malarze i kapłani stworzyli wspólną mozaikę świątynną — dzieło, które oddychało Mocą.

Luminara powiedziała mu:

– „Twoja dusza jest zbyt barwna, by zamknąć ją w formie. Ale barwy, których używasz, potrafią uzdrawiać.”


🌀 ZAKOŃCZENIE: Powrót do Coruscant i spojrzenia mistrzów[]

Gdy Xanuen wrócił do Akademii, w Radzie panowało milczenie.

Nie był już tylko „chłopcem Dooku”.

Był kimś, kto przetrwał każdą próbę… i w każdej przemówił własnym głosem.

Mistrz Yoda w rozmowie z Windu szeptał:

Uczeń niepokojący, ale światło ma w nim i równowagę.

Windu odparł:

I chaos. To chaos z błyskiem wizji. I w tym chaosie... zrodzi się przyszłość.


🟣 MISJA VI: Z Mistrzem Jerekiem – Oko Przyszłości[]

🪐 PLANETA: KORDATH II

📜 Temat: Archeologiczne badanie ruin Przed-Zakonu i analiza starożytnych proroctw

👣 Uczestnicy misji: Mistrz Jerec, Padawan Xanous Skywalker

📖 Wstęp: Konsultacje z Mistrzynią Jocastą Nu i Hrabią Dooku przed wylotem


W podziemiach Świątyni Jedi, gdzie marmur był zimny jak wspomnienia, a powietrze przesiąknięte kadzidłowym echem stuleci, troje mistrzów siedziało nad kamiennym stołem. Światło, sączące się z półkoli kryształowych lamp, rzucało złote refleksy na zwoje, kryształowe matryce i holopergaminy – jakby sama Moc przyglądała się tej rozmowie, nieśmiała i skupiona.

Jocasta Nu, mimo swego wieku, poruszała się z gracją godną baletnicy w archiwum – każde jej spojrzenie mówiło więcej niż niejedna księga. Jej dłonie, delikatne, lecz pewne, przekazywały Jerecowi starożytny zwój, spisany przez zapomnianych mistyków Keldai – ludu, który jeszcze przed erą Jedi słuchał Mocy niczym pieśni morza. Na pergaminie linie nie były tylko pismem – były ścieżkami rytualnej pamięci, w których każdy znak mógł rozbudzić zapomniane sny.

– „Ten tekst... nie da się go przetłumaczyć. Można go tylko poczuć.” – powiedziała cicho, niemal szeptem, jakby bała się, że coś w niej pęknie, gdyby nazwała rzeczy zbyt głośno.

Dooku, osnuty cieniem, siedział nieruchomo, jakby już wszystko wiedział – ale pozwalał, by to inni odkrywali prawdę. Z rękami splecionymi na klatce piersiowej, wyglądał jak filozof-wojownik z marmurowych reliefów Serenno. Gdy przemówił, jego głos przeciął ciszę jak klinga:

– „Pamiętaj, Jerec. Kordath nie jest tylko reliktem. Jest ostrzeżeniem. Przypomnieniem, że nawet prawda może być trucizną, jeśli nie jesteś gotów jej wypić.”

Jerec, stojący z zamkniętymi oczami, lekko przechylał głowę, jakby nasłuchiwał muzyki ukrytej poza czasem. Jego ślepota nie była kalectwem – była formą mistycznej widoczności. Dla niego kolory były emocją, struktura była energią, a proroctwa nie były czymś, co się czyta – lecz czymś, co się wchłania. Każdy jego wdech był jak zanurzenie się w oceanie wspomnień Mocy. Mówił mało. Ale gdy już mówił – słowa zastygały w powietrzu niczym rzeźby.

– „To nie są tylko słowa. To echo. A echo nie zawsze wraca z tego samego miejsca, z którego je posłano.” – rzekł w końcu, palcami muskając tekst.

U jego boku, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, stał Xanous. Jeszcze młody – ale już inny niż rówieśnicy. Wysoki, z oczami, które zdradzały więcej snów niż lat. Jego twarz była napięta, ale w spojrzeniu tlił się żar – iskra, która mogła stać się albo pochodnią, albo pożarem. Jego mistrzowie czuli to. Dooku widział w nim kontynuację i zagrożenie. Jocasta – zranioną przyszłość. A Jerec? Może… odbicie samego siebie sprzed czasów ciemności.

Ta misja różniła się od poprzednich. Nie było w niej sztychu miecza, wystrzałów z blastera, ani heroicznego zwycięstwa. To była próba, która działała subtelniej – poprzez wspomnienia, obrazy, pytania bez odpowiedzi. Ich celem była starożytna świątynia na Kordath II – miejsce, gdzie Moc była inna. Nie jasna, nie ciemna. Obca. Nieludzka. Mistyczna.

Xanous miał tam wejść. Nie jako wojownik. Nie jako szpieg. Ale jako nośnik – pojemnik na prawdę, która mogła go złamać albo przemienić.

Dooku, przyglądając mu się spod przymrużonych powiek, powiedział:

– „Nie próbuj zrozumieć wszystkiego, co tam zobaczysz. Niektóre rzeczy istnieją tylko po to, by być świadkami. Nie aktorami.”


🛸 Przylot na Kordath II – pełna wersja sceny

Kordath II nie był planetą, którą ktokolwiek chciałby odwiedzić bez powodu. Ani piękna, ani bezpieczna – przypominała martwy świat, który zapomniał, że kiedykolwiek żył. Z orbity wyglądała jak czaszka starożytnego tytana: spękana, poprzecinana głębokimi szczelinami, o powierzchni barwy żelaza i popiołu. Wzburzona atmosfera, przesiąknięta jonizacją, przypominała parę dusz niepogodzonych ze śmiercią – każde wejście w atmosferę było próbą nie tylko sprzętu, ale i ducha.

Statek klasy „Aurora”, którym podróżowali, trząsł się delikatnie, gdy przelatywał przez smugi burz magnetycznych. Na zewnątrz – nieustanny taniec błyskawic i niepokoju. W środku – cisza, przerywana tylko głębokim oddechem Mocy.

Ruiny znajdowały się w kraterze, którego średnica mierzyła niemal dziesięć kilometrów. Legenda głosiła, że powstał nie wskutek uderzenia meteorytu, ale jako rezultat rytuału rozszczepienia Mocy – aktu tak potężnego, że zakrzywił strukturę samej planety. Miejsce to później stało się świętym – a potem przeklętym – centrum dla dawnych Keldai, mistyków pierwotnej Mocy.

Jerec, poruszając się z gracją i pewnością kogoś, kto widzi więcej niż oczy pozwalają, stąpał po kamieniach zrujnowanych schodów. Znał to miejsce z wizji, z dawnych przekazów, z rytualnych medytacji w Świątyni. Ale to był jego pierwszy raz tu naprawdę. Czuł, jakby wchodząc w ten krater, zsuwał się w głąb własnej duszy.

Za nim szedł Xanous – chłopak, którego serce tliło się niepokojem i ogniem. Jego oddech był płytki, ale nie ze strachu – z napięcia. Z przeczucia. Każdy krok zdawał się budzić echo.

Ruiny były ogromne. Łuki wysokie na dziesięć metrów, porośnięte mchem przypominającym zwęglone nici. Kolumny przekrzywione, jakby pochylały się nad śmiercią przeszłości. A płyty – olbrzymie, każda jak wieko grobowca – pokryte były inskrypcjami. Niektóre przypominały runy Sithów, ale z zakrzywioną symetrią, jakby odbiciem ich cienia. Inne były wręcz niemożliwe do sklasyfikowania – wirujące, spiralne znaki, jak pismo istot, które nie znały czasu ani kierunku.

Jerec zatrzymał się przy jednym z takich kamieni. Położył dłoń – nie z ostrożnością, ale z szacunkiem. I wtedy przemówił cicho:

„To miejsce nie znało jeszcze podziału. Nie było jasnej i ciemnej strony. Była tylko Moc – surowa i naga.”

W jego głosie było coś więcej niż wiedza. Była tęsknota.

Xanous zbliżył się i również dotknął kamienia. Nie wiedział dlaczego – po prostu musiał. I wtedy to poczuł. Jakby cała powierzchnia nagle ożyła. Jakby echo dawnych rytuałów przetoczyło się przez niego. Przez krótką chwilę widział… siebie? Kogoś do siebie podobnego? Ubrany w szaty, jakich nie znał. Stojący wśród tych samych ruin – ale wtedy były nowe. Pełne światła. Pełne śpiewu.

Serce mu zabiło mocniej.

To miejsce go znało.

Nie z dzienników Zakonu. Nie z opowieści mistrzów. Ale z głębi jego własnego istnienia. Czuł, jakby wracał – nie przybywał. Jakby był tu… przedtem.

Jerec odwrócił głowę lekko, jakby wyczuł to wewnętrzne drżenie ucznia.

– „Wiele dusz rodzi się tam, gdzie kiedyś się zakończyły. Może nie pamiętasz, kim byłeś… ale to miejsce może ci przypomnieć.”

Xanous wziął głęboki oddech. Powietrze było ciężkie – pachniało kurzem, pradawną krwią i zimną glebą. Ale też... czymś świętym. Czymś głębszym niż słowa.

I w tej chwili czas przestał istnieć.

Został tylko kamień.

Brzmienie słów.

I Moc.

Niechętnie poddająca się rozumowi – ale gotowa, by przemówić do tych, którzy potrafią słuchać.


🔮 Oko Przyszłości – artefakt zaginionych

W samym sercu ruin, gdzie kolumny ustępowały miejsca otwartej przestrzeni rozpadliny, znajdował się Oculus Temporae – zwany przez starożytnych Okiem Przyszłości. Miejsce to nie miało sufitu – jedynie otwarte niebo Kordath II, rozświetlone bladą zorzą, która tańczyła bez wiatru. Sam artefakt unosił się zawieszony nad czarną przepaścią. Był to kryształ – nieregularny, a jednak doskonale harmonijny – przypominający łzę uwięzioną w czasie. Nie lśnił światłem, lecz wrażeniem. Kiedy się na niego patrzyło, miało się wrażenie, że patrzy z powrotem.

Nie reagował na dotyk. Nie odpowiadał na słowa. Ale myśl… myśl był jego językiem.

Jerec i Xanous uklękli naprzeciw niego. Mistrz i uczeń – chociaż w tej chwili, granice między nimi zatarły się.

Mistrz Jerec westchnął, opierając dłonie na udach. Nie potrzebował oczu – już dawno nauczył się widzieć prawdę poprzez ciszę. Jego głos był cichy, jakby mówił do powietrza, nie do chłopca:

– „Pozwól, by przemówiło do ciebie. Nie pytaj. Nie oceniaj. Tylko słuchaj.”

I wtedy Oko zadrżało.

Nie fizycznie – ale w Mocy. Jakby ktoś poruszył strunę ukrytą w kręgosłupie czasu.

Xanous zamknął oczy.

Zanurzenie było natychmiastowe.

Nie upadł. Nie zniknął. Po prostu… znalazł się gdzie indziej.

Widział siebie. Ale był inny. Starszy? Młodszy? Nie umiał określić. Nie patrzył na siebie fizycznie – patrzył na swoją możliwość. Na potencjał, który jeszcze nie został urzeczywistniony.

Miał w rękach dwa miecze.

Pierwszy jaśniał – czysty, jasny, z niebieskim rdzeniem światła, jakby wycięty z najczystszej idei Zakonu. Symbol zasad, ładu, wiedzy.

Drugi… był ciemny. Nie czerwony, nie gniewny – raczej jakby wykonany z cienia, z niewypowiedzianego. Miecz bez koloru. Bez definicji. Symbol wolności. Odrzucenia. Zmiany.

Nie walczyły ze sobą. Istniały. I czekały.

Przed nim rozciągały się dwie ścieżki. Jedna – wybrukowana symbolami Zakonu Jedi. Harmonia, porządek, nauka. Obok niej – postać Dooku, stojąca nieruchomo, ale z uśmiechem. Z dumą.

Druga – dzika, wiodąca przez mgłę, popękana i pełna symboli, których nie znał. Tam też była obecność – ale nie osoba. Coś jak… świadomość planety. Starożytna Moc, starsza niż Jedi, Sithowie, niż samo pojęcie dobra i zła.

I wtedy w wizji pojawił się szept. Nie miał źródła, ale przenikał umysł.

„Nie chodzi o to, co wybierzesz. Ale czy rozumiesz, że wybór należy do ciebie?”

W tej chwili obie ścieżki zaczęły się rozmazywać. Miecze trzymał już tylko on sam. I obie bronie wydawały się… jego.

Xanous drgnął. Zadrżał jak ktoś wyrwany ze snu zbyt wcześnie. Jego ciało osunęło się lekko, dłonie zacisnęły, a oczy otworzyły gwałtownie.

Był blady.

Oddychał płytko.

Obok niego Jerec nie poruszył się ani na milimetr – ale z delikatnym uśmiechem odwrócił twarz w jego stronę.

– „Widziałeś więcej, niż powinieneś?” – zapytał spokojnie, jakby pytał o pogodę.

Xanous wpatrywał się w ziemię, jakby jego umysł nadal był w połowie między światami.

– „Nie… Zobaczyłem siebie, którego jeszcze nie znam.” – wyszeptał.

„To znaczy, że Oko cię zaakceptowało.” – powiedział Jerec.

I na chwilę zapanowała cisza. Nie zwykła, lecz sakralna.

Bo w tej chwili – Moc przemówiła.

Nie przez błyskawicę, nie przez miecz.

Ale przez to, co w sercu chłopca zaczęło powoli kiełkować:

Poczucie, że nie jest uczniem, który podąża za ścieżką.

Ale tym, który ją tworzy.[]


🌀 Wizja w Oku Przyszłości – Spotkanie z Cieniem Duszy

Gdy medytacja przy Oku Przyszłości pogłębiała się, Xanous coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością. Kryształowy artefakt pulsował światłem – nie fizycznym, lecz emocjonalnym. Jakby synchronizował się z jego najgłębszymi wspomnieniami, traumami i pragnieniami.

W pewnym momencie napięcie osiągnęło punkt krytyczny – i świat się rozpadł.

Xanous stracił przytomność.

Ale zanim jego ciało osunęło się w ramiona Jereca, jego dusza została przeniesiona gdzieś indziej.

Nie był to sen. Ani halucynacja. Była to przestrzeń w Mocy – między momentami, między wcieleniami, między „teraz” a „kiedyś”.

Tam go zobaczył.[]

Mężczyzna.

Tajemniczy.

Niewysłowienie przystojny – ale nie w sposób czysto fizyczny. Było w nim coś magnetycznego. Jakby każdy szczegół jego postaci został zaprojektowany nie przez geny, lecz przez przeznaczenie.

Był wysoki, z ostrymi rysami twarzy, ale spojrzeniem, które znało zarówno czułość, jak i ból. Jego oczy miały barwę światła odbitego od wody w ciemnej jaskini – głębokie, przenikliwe, wieczne.

I… był podobny do Xanousa. Zbyt podobny, by to zignorować – a jednak inny.

Inny jak odbicie w lustrze snu.

Stał w miejscu, które nie miało ścian. Światło wokół nich było złożone – jakby składało się z chwil, a nie z fotonów.

Nie odezwał się.

Nie musiał.

Xanous czuł – intuicyjnie, ponad słowami – że ta postać ma znaczenie. Że będzie ważna. Że to nie była tylko wizja – ale zapowiedź spotkania, które dopiero nadejdzie.

Nie wiedział, czy to ktoś z przeszłości.

Nie wiedział, czy to ktoś z przyszłości.

Ale jego serce zabiło inaczej. Głębiej. Jakby nagle ktoś odnalazł tonację jego duszy.

I wtedy…

Mężczyzna uniósł dłoń – w geście pokoju? Przysięgi? Pożegnania?

I wszystko zgasło.

Xanous ocknął się gwałtownie.[]

Oddychał ciężko. Jego dłonie drżały, a na czole perlił się pot.

Jerec był przy nim – klęczał, trzymając go za ramię.

– „Jesteś z powrotem.” – powiedział cicho. – „Co zobaczyłeś?”

Xanous patrzył przez chwilę bez słów. W jego oczach była mieszanina lęku, zdumienia i… tęsknoty.

– „Kogoś.” – odpowiedział. – „Kogo jeszcze nie znam… ale wiem, że będzie dla mnie ważny.”

Jerec nie zapytał więcej. Przez chwilę milczał, jakby ważył coś w duchu.

– „Czasami Moc pokazuje nie to, co masz zobaczyć. Ale to, na co musisz się przygotować.”

Xanous skinął lekko głową. Choć nadal czuł się osłabiony, coś się w nim zmieniło.

Nie był już tylko chłopcem o potencjale.

Był ktoś, kto został dostrzeżony przez samą Moc.

A w cieniu przeznaczenia – gdzieś w galaktyce – ktoś czekał.

Albo… już szukał jego.

🩺 Upadek i powrót na statek – interwencja Jereca

Niewiele chwil po tym, jak Xanous odzyskał przytomność… jego ciało znów ugięło się pod ciężarem nieznanych energii. Zadrżał, jego oczy rozszerzyły się, jakby coś jeszcze – druga fala wizji – próbowała przedrzeć się do jego świadomości. Ale tym razem nie zdołał się jej oprzeć.

Zemdlał.

Nie dramatycznie. Cicho. Ciało po prostu osunęło się na kolana, a potem na bok, jakby cały system nerwowy wyłączył się pod nadmiarem bodźców.

Jerec zareagował natychmiast. Jego ślepota nie była przeszkodą – wyczuł w Mocy zaburzenie, zanim jeszcze młodzieniec upadł. Przysunął się i ujął go pod ramiona z niemal ojcowską troską, kładąc dłoń na jego piersi, wyczuwając rytm serca.

– „Za głęboko...” – wyszeptał, bardziej do siebie niż do kogokolwiek.

Nie próbował przywrócić go do przytomności za pomocą Mocy. Nie tym razem. Wiedział, że nie chodzi o atak, truciznę czy klątwę. To był po prostu fizyczny koszt duchowej konfrontacji.


Powrót na statek

Z pomocą dwóch droidów polowych i przy wsparciu awaryjnego nosidła, Jerec przetransportował Xanousa do statku Aurora. Atmosfera Kordath II była zbyt niestabilna, by ryzykować dłuższy pobyt – a stan ucznia, choć nie krytyczny, był niepokojąco głęboki.

Jerec natychmiast wezwał medyka pokładowego – dr. Verii Naal, twi’lekankę o chłodnym profesjonalizmie i długim doświadczeniu przy ekspedycjach Jedi.

Xanous został podłączony do aparatury diagnostycznej. Tętno – regularne. Oddech – stabilny. Ale aktywność neurologiczna… była niezwykła. Głęboka faza REM, mimo braku snu. Fale mózgowe układały się w wzory, które medyk określiła jako „anomalie medytacyjno-emocjonalne”.

– „To nie śpiączka. To nie trauma. On... śni. Intensywnie. Ale jego świadomość nie wraca.” – powiedziała.

Jerec nie odpowiedział. Siedział przy jego łóżku, milczący, spokojny.

– „Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.” – rzekł w końcu. – „Niektórzy uczniowie potrzebują czasu, by uporządkować to, czego doświadczyli. Wróci. Kiedy będzie gotów.”

Verii skinęła głową, ale pozostała czujna przy monitorach.

A Xanous… nadal leżał spokojnie. Blady. Ale nie cierpiący.

Jakby jego dusza była jeszcze gdzieś indziej.

W jakimś miejscu, do którego tylko Moc miała dostęp.

🕯️

Kiedy wróci – dam znać.

🌌 Scena na statku Aurora – Między gwiazdami, między światami

Cisza na pokładzie była gęsta, niemal ceremonialna. Statek Aurora dryfował spokojnie przez hiperprzestrzeń, powracając z Kordath II ku znanemu porządkowi galaktyki. Ale w jego wnętrzu – w jednym z medycznych modułów – panował zupełnie inny porządek: ten, w którym ciało, umysł i Moc próbowały odnaleźć równowagę po dotknięciu czegoś... głębszego.

W jednej z kapsuł leżał Xanous. Jego twarz była spokojna, choć blade usta i lekko ściągnięte brwi zdradzały, że nadal przebywa gdzieś na granicy jawy i śnienia. Aparatura medyczna odczytywała stabilne parametry życiowe – ale jego fale mózgowe nadal przypominały burzę światła zamkniętą w ludzkim kształcie.

Obok łóżka, z dłońmi splecionymi, siedział Mistrz Jerec. Nieruchomy. Oczy zamknięte, twarz kamienna – ale wewnątrz… ocean wibracji.

Lekarka, dr Verii Naal, stała przy terminalu. Jej twi’lekańskie lekku poruszały się powoli, jakby rozważała nie tylko stan pacjenta, ale również to, co nie zostało zapisane w żadnym z raportów. Odezwała się po chwili milczenia:

– „Nie rozumiem. Z fizjologicznego punktu widzenia – wszystko w normie. Ale jego świadomość… nie wraca. To nie jest śpiączka. To… wybór?”

Jerec skinął lekko głową.

– „On nie jest nieprzytomny. On podróżuje.” – rzekł spokojnie. – „I jeszcze nie dotarł do końca tej drogi.”

Verii przygryzła wargę.

– „Może go wybudzić… impuls Mocy. Lub ból. Ale nie wiem, czy to będzie bezpieczne.”

– „Nie budzimy ptaka w środku lotu. Złamie skrzydła.” – odparł Jerec, bardziej jak poeta niż uzdrowiciel.

🔮 Tymczasem – w śnie, gdzie przebywał Xanous…

Znów było to miejsce bez czasu. Bez granic. Ale teraz nie było puste.

W oddali – postać. Ten sam mężczyzna co przedtem. Przystojny, magnetyczny, stojący w blasku, który nie miał źródła. Tym razem jego obecność nie była tajemnicza – była znajoma. Ciepła.

Xanous poczuł, że znał go zawsze. Nie z imienia. Nie z życia. Ale z drgań duszy.

Postać zbliżyła się. Byli niemal lustrzanym odbiciem – a jednak zupełnie różni.

Mężczyzna uśmiechnął się. Nie szeroko – delikatnie, z melancholią i nadzieją w spojrzeniu. Jego oczy mówiły:

„Jeszcze się spotkamy.”

„Nie bój się mnie.”

„Będę tam, gdy przyjdzie czas.”

Xanous nie potrafił mówić w tym śnie – nie potrzebował.

Wiedział tylko jedno:

Ta osoba będzie dla niego kluczowa. Nie jako mistrz. Nie jako wróg. Ale jako część, której sam szukał przez całe życie.

W tym miejscu śnienia nie istniał ani Zakon, ani galaktyka. Byli tylko oni. I Moc.

🧘‍♂️ Z powrotem na statku…

Jerec medytował obok kapsuły. Nie próbował ingerować. Nie szukał kontaktu. Po prostu – czuwał. Przestrzeń była ich świątynią, statek – ich klasztorem.

Po chwili odezwał się znów:

– „Niektóre spotkania nie dzieją się w czasie. One dopiero tworzą czas, kiedy się wydarzą.”

Verii nie odpowiedziała. Patrzyła na śpiącego chłopca – który, choć nieprzytomny, wyglądał, jakby właśnie wracał z miejsca, którego nie znał nikt inny.

🌠 Statek nie lądował jeszcze na Coruscant.

Wciąż sunął przez hiperprzestrzeń, zawieszony między układami – jak dusza Xanousa zawieszona między odkryciem a powrotem.

I w tej chwili wszystko było ciszą.

Ale to była cisza przed czymś wielkim.


🌅 Przebudzenie i powrót – lądowanie na Coruscant

Dźwięki monitora medycznego zaczęły zmieniać rytm – z monotonnego pulsu snu na żywszy, bardziej świadomy. Światło nad bacta tankiem przygasło, a przez przezroczysty płyn można było dostrzec ruch.

Palce. Powieki. Oddech.

Xanous powrócił.

✦✦✦

🛁 Kabina medyczna – kilka minut później

Z pokładu statku Aurora, delikatnie kołyszącego się jeszcze w atmosferze Coruscant, w module medycznym panowała półmrok. Krople płynu bacta spływały powoli po bokach komory, kiedy pokrywa uniosła się z cichym pssszt. Powietrze było chłodne, a zapach chemii medycznej mieszał się z subtelnym aromatem kadzidła, które Jerec zapalił przed godziną.

Xanous, z lekko drżącym oddechem, otworzył oczy.

Światło bolało przez moment, ale jego spojrzenie szybko odnalazło znajomą sylwetkę stojącą obok – wysoką, spokojną, osnutą w brąz i ciszę.

– „Mistrzu Jerec…” – wychrypiał.

Jerec nie odpowiedział od razu. Jedynie skinął głową z cieniem uśmiechu.

– „Wróciłeś.”

Xanous powoli usiadł, odłączając się od podtrzymujących przewodów. Jego ciało było osłabione, ale duch… silniejszy. Był w nim spokój, którego nie miał wcześniej. Jakby coś wewnętrznie się ułożyło.

– „Widzę, że niczego nie zniszczyłem w międzyczasie.” – mruknął z uśmiechem, lekko ironicznie.

Jerec odpowiedział łagodnym tonem:

– „W porównaniu do innych młodych Jedi, ty przynajmniej nie wysadziłeś droida ani nie porwałeś statku.”

Xanous zaśmiał się cicho i sięgnął po szatę, którą zostawiono na pobliskim siedzeniu. Ubrał się spokojnie – ruchami rytualnymi, jakby odnawiał nie tylko ubiór, ale i tożsamość.

– „Wszystko w porządku.” – powiedział w końcu, spoglądając na Jereca.

Mistrz przez chwilę milczał, przyglądając się jego oczom. Potem skinął powoli.

– „Dobrze. Bo jesteśmy już prawie na miejscu.”

W tle rozległ się komunikat z kokpitu:

– „Zbliżamy się do atmosfery Coruscant. Procedura podejścia rozpoczęta.”

Na zewnętrznych monitorach widać było majestatyczne światła planety. Wieżowce sięgały ku górze jak miecze ze światła, a pasy ruchu powietrznego wyglądały niczym strumienie Mocy samego świata.

🛸 Ale zanim wylądowali…

Jerec westchnął cicho. Odszedł kilka kroków, jakby zastanawiał się, czy mówić dalej. W końcu, z rezerwą godną człowieka, który wiele przeżył, rzekł:

– „Połączyłem się z Radą Jedi, gdy byłeś nieprzytomny. Przedstawiłem sytuację… w sposób uproszczony.”

Xanous uniósł brew.

– „Uproszczony?”

– „Nie wspomniałem, że straciłeś przytomność. Powiedziałem, że głęboko medytowałeś i że Oko Przyszłości nawiązało kontakt.”

– „Dlaczego?” – zapytał Xanous.

– „Bo Dooku był obecny przy transmisji. I znam go lepiej, niż on zna siebie. Gdyby usłyszał, że jego uczeń zemdlał podczas misji kontaktu z artefaktem… jego reakcja byłaby... wybuchowa. A to nie pomogłoby nikomu, szczególnie tobie.”

Xanous roześmiał się – zmęczony, ale z nutą ciepła.

– „Masz rację. Byłby wściekły.” – westchnął. – „Ale to miłe, że się mną przejmujecie – nawet jeśli w stylu Zakonu oznacza to ukrywanie za dużo informacji.”

Jerec spojrzał na niego z powagą.

– „Nie ukrywam niczego przed tobą. Ukryłem to przed nim. Ty masz prawo wiedzieć. I masz prawo zadecydować, co z tym zrobisz.”

Xanous skinął głową. Przez jego twarz przemknął cień. Jakby coś – to, co widział w wizji – wciąż w nim rezonowało.

– „Jeszcze się z nim zobaczę. I z nim… i z tą osobą z wizji.”

– „Wiesz już, kim on jest?” – zapytał Jerec cicho.

Xanous spojrzał w przestrzeń.

– „Nie. Ale wiem, że nie był złudzeniem.”

W tej chwili światła Coruscant odbiły się na szybie statku. Wielka planeta zbliżała się majestatycznie, a Zakon Jedi czekał.

Xanous, ubrany już, gotowy – stanął obok Jereca.

Gotów – nie tylko do powrotu.

Ale do następnego kroku.

🛸 Powrót do Świątyni Jedi – Sala Rady, Raport i Spotkanie z Dooku

Nad Coruscant wzeszło już drugie słońce, a powietrze rozświetlały tysiące przelotów statków, których trajektorie układały się jak nici w gigantycznym gobelinie cywilizacji. Na jednym z górnych lądowisk Świątyni Jedi, statek Aurora dotknął platformy z niemal sakralną ciszą.

Drzwi otworzyły się, a Jerec i Xanous wyszli w świetle dnia, które wydawało się jaśniejsze niż zwykle – jakby sama planeta ucieszyła się z ich powrotu.

Xanous był już odziany w świeże szaty Jedi – klasyczne, choć z subtelnymi akcentami Serenno. Szaty te nie tylko ukrywały ślady jego niedawnej słabości, ale i świadczyły o godności, jaką nosił coraz pewniej.

Gdy przeszli przez krużganki, holokorytarze i salę medytacyjną, ich celem była jedna komnata – Sala Rady Jedi.

To tam mieli zdać raport.

🌌 Sala Rady – kilka minut później

Zebrani byli niemal wszyscy: Mace Windu, Ki-Adi-Mundi, Yoda, Plo Koon, Oppo Rancisis… oraz – nietypowo – Hrabia Dooku, który przyleciał specjalnie z Serenno, prosząc o obecność przy omawianiu artefaktu Oculus Temporae. Jego udział nie był oficjalny – ale nikt nie ośmielił się go kwestionować.

Rozmawiał właśnie z Mistrzynią Jocastą Nu i Mistrzem T’ra Saa, wymieniając spostrzeżenia dotyczące języka fresków i teorii „pierwszego podziału Mocy”. Choć jego ton był, jak zwykle, wyważony, w oczach miał coś... żywego. Niewyrażoną ulgę.

Gdy Jerec i Xanous weszli, rozmowy ustały. Wszyscy spojrzeli na nich.

I wtedy, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Dooku ruszył do przodu. Nie szybko – z jego zwykłą dumą i opanowaniem – ale było w tym coś osobistego. Gdy podszedł do Xanousa, jego spojrzenie złagodniało.

Bez słowa… przytulił go.

Nie długo. Nie ostentacyjnie. Ale szczerze.

I nie tylko jak mistrz przytulający ucznia.

Jak dziadek przytulający wnuka, który właśnie wrócił z miejsca, skąd wielu nie wraca.

Xanous nie był zaskoczony. W milczeniu odwzajemnił gest. Przez chwilę całe napięcie, strach, niepewność – odpłynęły. W tej jednej sekundzie był znowu dzieckiem, które czuło się… bezpieczne.

Dooku cofnął się, położył mu dłoń na ramieniu i rzekł półgłosem, tylko dla niego:

– „Nie pozwól, by cię przestraszyła droga. Masz ją iść, nie rozumieć. Rozumienie przyjdzie z czasem.”

Następnie zwrócił się do pozostałych mistrzów.

– „Przyjaciele, możemy zaczynać. Mistrz Jerec i Padawan Skywalker – są gotowi złożyć raport.”

🧘‍♂️ Raport

Jerec przedstawił wyniki misji z właściwą mu precyzją. Opisał freski, strukturę artefaktu, symbole i zapisy mówiące o „pierwszym podziale”, o połączeniach dusz i o możliwej obecności pradawnych form rezonansu Mocy. Nie wspomniał o wizjach Xanousa – ani o jego omdleniu. Rada przyjęła wszystko z powagą i zaciekawieniem.

Xanous, choć jeszcze wyraźnie odczuwał trudy podróży, dodał kilka spostrzeżeń – zwłaszcza o układzie konstelacji i symbolach przypominających midichloriany.

Yoda skinął głową i powiedział:

– „Wiele zobaczyłeś. Ale wiele jeszcze przed tobą. Wewnętrzna podróż to najdłuższa z wszystkich.”

Windu spojrzał na Xanousa z nieufnością – jak zawsze – ale tym razem nie powiedział nic krytycznego. Może dostrzegł w jego oczach coś, czego wcześniej nie widział.

Dooku wrócił na swoje miejsce, splecionymi dłońmi zakrywając subtelny uśmiech. Nie był tylko zadowolony.

Był dumny.

Bo jego wnuk nie tylko przetrwał.

On wrócił inny. I gotów był stanąć do następnego kroku – już nie jako tylko uczeń…

Ale jako ten, w którym Moc zaczyna układać swoją własną legendę.



🟤 MISJA VII: Z Jocastą Nu – Strażniczka wiedzy, Strażniczka duszy[]

🪐 Planeta: Coruscant (Świątynia Jedi)

📚 Temat: Wspólna praca nad odczytaniem kodów z zaginionej części Archiwum Sithów

Scena: Archiwum Głębokie, Świątynia Jedi, późny wieczór…

Zapalono tylko pojedyncze światło — złoty kryształ wewnątrz lampy z Ossus rzucał ciepły blask na kamienne stoły i holopane z przesuwającymi się zapisami. W powietrzu unosiła się mieszanka starożytnego kurzu, metalu i zapachu pergaminów pokrytych syntetyczną kaligrafią. Dźwięk przewracanych zwojów — jak szept przeszłości.

W centrum tej nocy – Xanuen Skywalker, jeszcze młody, ale już z cieniem odpowiedzialności na twarzy, pochylał się nad złożonym holokronem. Nie walczył. Nie bronił. Nie leczył.

On słuchał.

Niektóre z fragmentów odzyskanych po bitwie o Malachor – zakazane, popękane, częściowo wypalone przez Ciemność – pulsowały dziwnym echem emocji. Ale Xanuen miał dar. Nie tylko moc jasnowidzenia, ale też… coś, czego nie potrafili nazwać nawet najstarsi mistrzowie. Empatyczny rezonans.

Każdy holokron był jak fragment duszy — nie autora, lecz wydarzenia. Bitwa, zdrada, ślub, agonia, ekstaza — emocje nie były zapisane linearnie. Xanuen układał je jak melodie.

I wtedy Jocasta Nu, jego babka — nie tylko archiwistka, lecz żywa encyklopedia Galaktyki — podeszła do niego. W jej dłoniach stary kubek z herbatą z liści Yobacca, parującą cicho w nocy.

– Nie boisz się, że ta wiedza może cię zmienić? – zapytała, łagodnie, ale nie bez troski.

Xanuen nie podniósł głowy. Położył dłoń na krysztale. Przymknął oczy. I odparł:

Jeśli się boję, to znaczy, że wciąż jestem sobą.Ale jeśli zamknę oczy przed tym, co trudne, nigdy nie zrozumiem prawdy.

Była cisza.

Cisza, jaką potrafiły przynieść tylko mury Świątyni. Albo chwile, kiedy ktoś, kto znał cię od dziecka, widzi w tobie nie chłopca… ale nadchodzący los.

Jocasta uśmiechnęła się wtedy, nie jak bibliotekarka. Jak babka, która widzi w nim echo przodków — Skywalkerów, Dooku, Serenno. Ale też coś więcej.

– Jesteś Skywalkerem – szepnęła. – Ale jesteś też kimś zupełnie nowym.

I wtedy właśnie, w tej chwili, Xanuen poczuł, że dziedzictwo to nie łańcuch. To… klucz. Ale zależy od tego, do których drzwi się go użyje.

🧠 Archiwa są żywe… a Jerec znał ich serce lepiej niż wielu sądziło.

Choć uznawany był przede wszystkim za wojownika, badacza i ślepego mistrza, Jerec miał swoją drugą twarz – twarz archeologa dusz.

Kiedy Jocasta Nu zorientowała się, że niektóre z holokronów z Malachoru emanują czymś więcej niż tylko wspomnieniem – czymś z pogranicza świadomości i traumy – poprosiła o pomoc kogoś, kto znał naturę pamięci poza formą i światłem.

📘 Scena: Archiwum Dolne, sektor zakazany – głęboko pod Świątynią

Xanuen stał nad rozłożonym holokronem. Pulsował. Ale nie jak maszyna. Jak serce.

Dźwięk laski. Powolne kroki.

Cień Jereca wyłonił się z mroku jak cień starego wspomnienia.

– Mówisz, że słyszysz emocje? – zapytał, stając naprzeciwko. Choć nie widział oczu chłopca, wyczuł jego skupienie.

Czuję je. Niektóre są jak krzyk w wodzie. Inne… jak ślad dłoni na ścianie wspomnień. Ale nie wiem, co znaczą.

Xanuen nie udawał. Miał dar, ale nie miał jeszcze narzędzi.

Jerec uśmiechnął się lekko, siadając obok.

Wiedza jest pułapką, jeśli nie wiesz, gdzie się kończy pamięć, a zaczyna osąd.

– To nie holokron mówi ci prawdę. To ty decydujesz, co z nią zrobisz.

Wyciągnął dłoń nad artefakt. Jego palce drżały lekko, choć sam mistrz był jak skała.

Ten kryształ nie mówi do ciebie. On krzyczy. Wiesz, dlaczego?

Bo ktoś go napełnił rozpaczą. I zapomniał odejść.

🌌 Razem weszli w rezonans.

Jerec nauczył Xanuena techniki głębokiego słuchania przez Moc — metody, dzięki której można było rozpoznać emocje nie jako zagrożenie, ale jako język.

Wspólnie medytowali nad jednym z najtrudniejszych zapisów:

holokron należący do Jedi, który podczas wojen Mandaloriańskich zdradził zakon, bo zakochał się w Mando'ade. Wewnątrz tkwiło uczucie – połączenie miłości, zdrady i żalu tak silne, że samo dotknięcie powodowało u wielu Jedi zawroty głowy.

Xanuen podjął próbę odczytania. Gdy zaczął drżeć, Jerec położył mu dłoń na ramieniu:

Nie próbuj go zrozumieć. Po prostu… bądź z nim. Jakby to był ktoś bliski.

I wtedy młody Skywalker zobaczył nie fakty, ale historię.

Nie zdradę, lecz człowieka. Nie błąd, lecz miłość niedokończoną.

🟣 Po tej nocy Xanuen już nigdy nie widział wiedzy jako statycznej.

Wiedza miała twarz.

Miała serce.

I to właśnie dzięki Jerecowi, ślepemu mistrzowi, chłopak nauczył się widzieć to, czego nie dało się zapisać w żadnym holokronie.

🔎 Gdy rozum zawodzi, przychodzi logika. A gdy logika nie wystarcza — wtedy zjawia się Dooku.

Kiedy Xanuen i Jerec zanurzyli się w najbardziej ezoteryczne warstwy zakazanych danych z holokronów z Malachoru, odkryli coś niepokojącego — skrypty zapisane w języku, który nie należał ani do Sithów, ani do Jedi.

Były geometryczne, rytmiczne, układały się jak muzyka z cienia, ale ich struktura nie przypominała niczego, co widziano w Archiwum.

I wtedy Jocasta Nu zaprosiła jeszcze jedną osobę.

Nie dlatego, że mu ufała — ale dlatego, że nikt inny nie znał starożytnych języków arystokratycznych dynastii Galaktyki tak dobrze, jak on.

Hrabia Dooku.

Dawniej Jedi. Zawsze… uczony.


🕯️ Scena: Sektor Epsilon, głęboko pod Świątynią Jedi, sala z witrażem przedstawiającym Pierwszych Strażników

Cisza była jak kadzidło – gęsta, pełna znaczeń.

Xanuen przyniósł fragment skryptu.

Jerec był jak czujnik emocji.

Dooku – jak klinga rozumu.

Stary mistrz pochylił się nad zapisem.

Dłonią przesunął po znaku przypominającym spiralę w spirali.

To nie język Sithów. To… Heliokratański. – powiedział cicho, niemal z lękiem.

Pochodzi sprzed czasu. Cywilizacja Heliokratów używała zapisu nie do komunikacji, ale do kondensacji intencji.

Xanuen spojrzał pytająco.

Kondensacji czego?

Dooku spojrzał na niego z powagą.

To znaczy, że ten tekst… działa, kiedy go przeczytasz.

Jerec uniósł brwi, zaciekawiony.

Zaklęcie.

Nie. Coś starszego. Prawo metafizyczne. Jak kod źródłowy Mocy.

📜 Dooku zaczął analizę:

Krok po kroku, zdanie po zdaniu, wyjaśniał ukrytą strukturę tekstu.

Niektóre fragmenty miały zdolność przyciągania myśli – jakby samo ich istnienie zmuszało umysł do myślenia w określony sposób.

To była forma inżynierii idei. Nie przekazywało się wiedzy – lecz sposób myślenia.

A to było niebezpieczne.


🧩 Wnioski Dooku:

Ten skrypt nie został napisany. On został... złożony. Jakby ktoś zaprogramował go, by odnaleźć kogoś z konkretnym rodzajem umysłu.

– Ciebie, Xanuenie.

– Bo tylko ktoś, kto słyszy emocje – ale myśli jak wojownik – mógłby otworzyć go… i przeżyć.


🗝️ Efekt współpracy:

Jerec odkrył warstwę emocjonalną.

Xanuen – odczytał rezonans.

Dooku – rozkodował strukturę i przywrócił sens.

Razem ustalili, że zapis prowadził nie tylko do wiedzy… ale do miejsca.

Miejsce, które może być pierwszym źródłem nauk o Mocy — nie Jedi, nie Sithów — ale Zerowego Zakonu, który istniał jeszcze przed podziałem światła i ciemności.


🔵 MISJA VIII: Z Mistrzem Kit Fisto – Oceaniczna symfonia[]

🪐 Planeta: Glee Anselm

🌊 Temat: Mediacja między wodnymi kastami i ratowanie zaginionych dzieci

🌊 Misja na Manaan: Dźwięk Ciszy i Zniknięte Dzieci 🌊 MISJA NA MANAANCisza, która mówi zbyt wiele

🪐 MISJA NA MANAAN — TAJEMNICE GŁĘBIN

Zapis z dziennika misji Jedi | Autor: Xanous Skywalker


To miała być misja z rodzaju tych, które archiwistka Jocasta Nu wrzucała do katalogu pod tytułem „dyplomatyczne rozgrzewki dla młodych Jedi”. Herbata z glonów, uśmiechy, kilka ceremonialnych ukłonów i ewentualnie rozmowa o importowanych meduzach.

Ahto City. Świetliste kopuły osadzone na powierzchni oceanu Manaan, zbudowane na zasadzie „żadnych kantów, żadnych konfliktów”. Gdyby architektura mogła śpiewać, Ahto byłoby balladą o neutralności. Ale już po wylądowaniu coś się we mnie spięło. Niepokój nie był głośny. To nie był krzyk. Raczej... zbyt idealna cisza. Jakby miasto udawało, że śpi spokojnie, podczas gdy pod spodem kotłuje się burza.


🌊 Rozmowa z burmistrzem i zaginieni młodzi[]

Mistrz Kit Fisto przyjął wszystko z uśmiechem, choć jego czułki lekko się poruszały — znałem go na tyle, by wiedzieć, że to oznaczało czujność. Burmistrz Sel’Lorrth przemawiał długo. Mówił o równowadze, pokoju, harmonii, a ja wciąż nie mogłem pozbyć się wrażenia, że każde jego zdanie brzmi jak recytowany wers, a nie prawda.

Potem przyszło to, co wszystko zmieniło.

Zaginęła grupa młodych Selkathów — oficjalnie mieli wybrać się na rytualne czyszczenie ławic. Nie wrócili. Straż miejska milczała. Właśnie wtedy, późnym wieczorem, dostaliśmy prywatną wiadomość holograficzną: młody Selkath, przerażony, szeptem zaprosił nas do spotkania w ruinach podmorskiej stacji badawczej.


🤿 Wyprawa wgłąb oceanu i szkolenie z Fisto[]

Droga do stacji nie była prosta. Musieliśmy zejść głęboko pod wodę – dalej niż pozwalał standardowy sprzęt Jedi. Na szczęście mieliśmy z nami Kit Fisto — amfibia, mistrz nurkowania, i zdecydowanie zbyt przystojny na Jedi. Zanurzyliśmy się razem w wody Manaan.

Zanim wyruszyliśmy, mistrz zaproponował coś... nietypowego. Zdjął wierzchnią tunikę, ukazując ciało jakby wyrzeźbione przez samego Mon Calamiego Michała Anioła — każdy mięsień ułożony jak fala, każdy ruch harmonijny. Zatrzymałem się na moment, zaskoczony. I nieco zazdrosny.

– „Czas się trochę rozebrać, młodzieńcze,” – rzucił z uśmiechem. – „Manaan nie lubi sztywnych Jedi.”

Sam zdjąłem szatę, nieco niepewny — choć trenowałem, w porównaniu z nim czułem się jak plankton w porcie.

– „Twoja Moc musi się nauczyć pływać,” – powiedział, wskakując do wody. – „Nie tylko walczyć.”


🌌 Nauka słuchania fal Mocy[]

Pod wodą wszystko było inne. Fisto nauczył mnie nowej techniki – „nasłuchiwania fal Mocy”. Nie chodziło o medytację. Chodziło o zestrojenie się z rytmem oceanu. Słyszałem wibracje – nie dźwięki, ale pulsacje Mocy. Jakby planeta oddychała.

– „Pływanie to nie tylko mięśnie, Xanousie,” – mówił Fisto. – „To harmonia. Jakbyś tańczył z siłą większą niż ty. Musisz jej zaufać. Nie kontrolować – dać się ponieść.”

I rzeczywiście — w pewnym momencie strach zniknął. Woda stała się sprzymierzeńcem. A ja poczułem się... lżejszy. Silniejszy. Jakby ciało i Moc zlały się w jedno.


⚠️ Zbliżenie do prawdy[]

Zbliżaliśmy się do ruin. Kit Fisto wyczuwał sygnały z ukrytych kanałów sonarowych, a ja – coś innego. Echo. Jakby dzieci nie tylko zaginęły, ale... coś je wołało. Coś głębiej.

Cień. Pradawna energia, która nie była ani Jasna, ani Ciemna. Po prostu... głęboka. Jakby Manaan miał swoje tajemnice, starsze niż Zakon Jedi.

Fisto zauważył moje napięcie. Poklepał mnie po ramieniu.

– „Twoja Moc nie płynie tylko z głowy. Ona gra w tobie jak melodia. Ale pamiętaj – każda nuta może stać się dysonansem.”

🌀 Śledztwo pod falami — MIŚJA, KTÓRA STAŁA SIĘ UCZUCIEM

Fragment wspomnień Xanuena Skywalkera | Zarchiwizowane w Bibliotece Serenno


Kiedy Kit Fisto mówił, że fale Mocy potrafią poruszyć serce, nie sądziłem, że chodzi mu o moje. Zanim zaczęło się prawdziwe śledztwo, zanim dotarliśmy do ciemnych jaskiń, zanim rozbrzmiały ostrza blasterów i świst harpunów — były spojrzenia. Uśmiechy. Słowa zbyt ciepłe, jak na neutralność Jedi.

Flirtowaliśmy. I to intensywnie.

Nie był to flirt szkolny, niezdarny — lecz taniec spojrzeń i półsłów, który płynął między nami jak prąd morski. Kit, ze swą płynną gracją i błyskiem figlarności w oczach, był jak podwodny bard. Ja — może młodszy, ale nie mniej świadomy gry. Gdy jego palce niby przypadkiem otarły się o moje ramię podczas sprawdzania sprzętu, nie potrzebowałem Mocy, by poczuć iskrę.

– „Uważaj, Xanousie,” – powiedział wtedy – „niektóre prądy unoszą wyżej niż się spodziewasz. A potem... ciężko zejść na dno.”

– „A może po prostu nie chcę schodzić,” – odpowiedziałem z uśmiechem, poprawiając pasek z rebreatherem. – „Skoro mogę dryfować obok ciebie.”


🧭 Wyruszają wgłąb jaskiń[]

Z pomocą kilku młodych Selkathów, którzy nie ulegli wpływom skorumpowanych Starszych, wyruszyliśmy na południowy grzbiet tektoniczny – poza granicę map Ahto City. Tam jaskinie nie były już tylko geologiczną ciekawostką. Były przestrzenią... pełną śladów.

I to nie byle jakich.

Znaleźliśmy pozostałości dawnej instalacji wojskowej Republiki – przekształconej brutalnie w coś znacznie mroczniejszego: bazę Czarnego Słońca. Używali jej piraci i przemytnicy, ale to nie wszystko. Były tam ślady eksperymentów – komory ze sztucznymi baktoidami, fragmenty droidów zmodyfikowanych do biologicznej interakcji. Dzienniki z wpisami w językach z Rubieży. I najgorsze: żywe istoty.

Nieme. Półhumanoidalne. Zamknięte w szklanych kapsułach. Obserwujące nas oczami, które nie prosiły o pomoc — tylko rejestrowały.


🧒 I wtedy zobaczyliśmy dzieci[]

Za stalowymi drzwiami, w sekcji oznaczonej jako Komora Równowagi — ironia aż bolała — znaleźliśmy dzieci Selkathów. Żywe. Trzymane jak... przynęta? Nie były ranne, ale wyczerpane, odwodnione, trzymane w klatkach w stanie półhibernacji. Energia komory była stłumiona, jakby coś ją z zewnątrz zasilało.

Kit Fisto od razu przystąpił do zabezpieczenia ich, ja – czułem, że to pułapka. I miałem rację.


💥 Atak piratów i flirt w ogniu walki[]

Nim zdążyliśmy opuścić sektor, zostaliśmy otoczeni przez piratów – pół na pół z byłymi najemnikami Czarnego Słońca. Przylecieli na podwodnych skuterach bojowych, uzbrojeni po zęby, gotowi do walki, ale...

Nie byli gotowi na nas.

Kit Fisto poruszał się jak żywy prąd. Jego ostrze tnące wodę jak światło przez mgłę. Ja – unosiłem się w toni, osłaniając dzieci, blokując strzały barierą Mocy. W tym całym chaosie, w tej ekstazie walki i adrenaliny, Fisto krzyknął:

– „Na randkę nie miałem takiego wysiłku od lat!”

– „Może musisz częściej wybierać niegrzecznych chłopaków!” – odpaliłem, odbijając granat falą Mocy.

Śmiał się. I walczył. I był piękny. A ja – cholernie żywy.


💠 Po bitwie: czułość pod falami[]

Gdy ostatni pirat zniknął w głębinach, a dzieci były już bezpieczne, opadliśmy razem na dno jaskini. Cicho. Fisto spojrzał na mnie dłużej niż zwykle. I wtedy bez słowa dotknął mojego ramienia. Nie było to dotknięcie wojownika. To był gest... który nie musiał mówić niczego. Ale powiedział wszystko.

🔱 Namiętność pod ciśnieniem

Sekretne wspomnienie z misji Manaan | dostęp ograniczony


Ucieczka była szybka, chaotyczna, a jednocześnie... zaskakująco zsynchronizowana.

Dzieci, już bezpieczne, zostały ewakuowane przez jednego z młodych Selkathów, który wcześniej ukrywał się w ruinach. On i dwaj jego przyjaciele wynieśli najmłodszych do kapsuły ratunkowej, której sygnał aktywował Fisto jeszcze w trakcie walki.

Ale Xanous i Kit Fisto zostali jeszcze chwilę — by upewnić się, że nikt ich nie śledzi. I wtedy, na granicy zapaści konstrukcji, kiedy tunele zaczęły się trząść od wtórnych wstrząsów, ruszyli sprintem przez zatopione korytarze, ślizgając się po śliskich płytach dawnych laboratoriów.

W pewnym momencie... po prostu się potknęli. Głupio, jak dzieci w szkole. Kit Fisto poślizgnął się pierwszy, zahaczając o śliską krawędź platformy. Xanous próbował go złapać, ale sam stracił równowagę. Upadli razem — ciało o ciało. Ramię w ramię. Serce przy sercu.

A potem – przez chwilę, która była jak zatrzymany ocean – ich usta się spotkały.

Nie zderzyły. Nie przypadkiem.

Złączyły.

Namiętnie, jakby coś między nimi nie dało już się ukrywać dłużej. Jakby ta fala, która unosiła ich przez całą misję – uniosła ich teraz całkowicie.

Kit Fisto, zawsze ten spokojny, pewny siebie, doświadczony, pierwszy uniósł rękę i położył ją na karku Xanousa, pogłębiając pocałunek. A Xanous – mimo że młodszy, odważniejszy niż kiedykolwiek – odpowiedział bez zawahania.

Ich oddechy zlały się w jeden. A Moc wokół nich... zapulsowała.


💠 Po chwili, oderwali się. Nie z wstydu. Z konieczności.

Sufit zadrżał. Rura ciśnieniowa pękła gdzieś obok, a alarmowe sygnały zaczęły bić czerwienią w ciemności.

– „Zdecydowanie musimy częściej się potykać,” – rzucił Kit z tym swoim rogalem zadowolenia.

– „Tylko nie przy Radzie,” – odparł Xanous, próbując zachować powagę... i nie patrzeć znów na jego usta.

Ruszyli dalej, ramię w ramię, z czymś nowym między sobą.

Nie tylko wspólną misją. Nie tylko wspomnieniem zwycięstwa.

Ale iskrą. Ciepłem.

Czymś, co nawet ocean nie potrafił schłodzić.

💠 Cisza pośród fal[]

prywatna platforma wypoczynkowa, stacja południowa, Manaan

Woda była gładka jak skóra, której jeszcze nikt nie dotknął. Noc na Manaan nie była ciemna — ocean świecił fosforycznym światłem. Migotliwa bioluminescencja oplatała ich stopy, kiedy wychodzili na kamienną platformę. Tylko oni — bez dzieci, bez piratów, bez rozkazów. I bez widowni.

Kit odwrócił się pierwszy. Jego sylwetka, mokra jeszcze po pływaniu, lśniła w blasku toni. Każdy mięsień jego ciała rysował się ostro, jakby nawet fale nie śmiały go zniekształcić. Patrzył na Xanousa tak, jak patrzy się na coś, co zaskakuje — a jednocześnie spełnia skryte pragnienie.

Xanous podszedł bliżej. Cicho. Spokojnie. Z wyprostowanymi ramionami i ogniem w oczach.

Ich usta spotkały się znów.

Tym razem bez potknięć.

Dłoń Kit Fisto przesunęła się po jego torsie, zatrzymała się na biodrze, a potem zsunęła materiał. Bokserki spadły na kamienną posadzkę bez dźwięku.

Xanous odwzajemnił gest. Ich ciała złączyły się — nagie, gorące, silne. Obaj byli wojownikami. Ich mięśnie pamiętały walkę, ale teraz — nie było już nic do zdobycia, nic do chronienia.

Tylko siebie nawzajem.

– „Chciałem cię... zanim jeszcze wypowiedziałem twoje imię,” – wyszeptał Kit, wodząc palcem po karku młodszego Jedi. – „Zanim usłyszałem twoją Moc, słyszałem twoje ciało. I ono mówiło prawdę.”

Xanous odpowiedział nie słowem, a ruchem — klęknął, opierając dłonie na biodrach Fisto, przyciągając go do siebie. Ich oddechy mieszały się, gdy ciała unosiły się i opadały w rytmie oceanu.

Namiętność nie była gwałtowna.

Była jak fala, która najpierw głaszcze skałę, by potem z całą siłą uderzyć.

Kit odchylił głowę, zamknął oczy, kiedy Xanous objął go ramionami od tyłu. Ciepło, twardość, oddanie. Pocałunki w kark, w ramiona, w plecy — ciche, ale głębokie jak medytacja.

– „Jesteś we mnie…” – wyszeptał Fisto, gdy ich ciała znów się złączyły, tym razem z pełnym zaufaniem i zgodą. – „Jakbyś był falą, która zawsze miała tu dopłynąć.”

Ruchy były płynne, zsynchronizowane. Ich skóra spotykała się bez tarć — jakby całe życie przygotowywali się na tę noc.

Namiętność nie pytała o to, kto pierwszy, a kto ostatni.

Oni dawali się sobie nawzajem — bez walki, bez dumy.

Tylko ciała. I dusze. Złączone jak bracia broni, jak kochankowie, jak ci, których Moc prowadzi nie do Świątyni… ale do siebie.


🌀 Kilka godzin później

Leżeli razem, spleceni.

Kit głaskał palcem obojczyk Xanousa.


🛑 „To było piękne, ale…”

Manaan, świt po namiętności | zapiski nieoficjalne


Noc była cicha. Ostatnie światła bioluminescencji gasły powoli, jakby ocean sam nie chciał przerywać tej chwili. Ciała wciąż splątane, oddechy spowolnione, serca... jeszcze zbyt blisko siebie, by mówić o czymkolwiek poza obecnością.

Kit Fisto leżał na plecach, patrząc w sklepienie podwodnej kopuły — choć myślami był wciąż tam, gdzie przed chwilą, między dotykiem a westchnieniem. Xanous, oparty o jego tors, słuchał jego oddechu, jakby to był rytm, który mógłby zapamiętać na całe życie.

A potem...

📟 „BIP. BIP. PRIORYTET. Wrócili. Kilka jednostek Selkathów ewakuowanych samodzielnie. Prosimy o raport i status ocalałych.”

Commlink zapiszczał zimno. Obojętnie. Bezdusznie. Jakby cała ta noc nie miała żadnego znaczenia dla Galaktyki.

Fisto wziął głęboki oddech. Powoli, świadomie.

Podniósł się i sięgnął po tunikę, ale zatrzymał się w połowie ruchu. Jego zielone palce drżały przez ułamek sekundy. I wtedy spojrzał na Xanousa. Długo. Głęboko.

„To było…” – zaczął cicho. – „Piękne. I męskie. I prawdziwe. Ale...”

Xanous nie odwrócił wzroku.

Nie trzeba było pytać, co było po „ale”.

Kit kontynuował z miękkim smutkiem w głosie:

🌌 Rozstanie i Cień

Manaan – brzask po uczcie ciał i serc


Woda uspokoiła się. Płyty pod stopami były chłodne, a zmysły... już nie gorące, lecz zaciśnięte. Jakby noc spłynęła z ich skóry razem z potem i pocałunkami. Jakby coś się właśnie skończyło – nie gwałtownie, ale z godnością.

Kit Fisto siedział już w szacie, ramiona miał napięte, choć twarz pozostała spokojna. Typowe dla niego – za spokojna. Jak ocean tuż przed sztormem.

Xanous podszedł, jeszcze półnagi, jeszcze z otwartym sercem. Ale wtedy Fisto przemówił, a każde słowo było jak opuszczenie pola walki, które się kochało.

„Xanousie…” – zaczął cicho, nie patrząc mu od razu w oczy. – „To było… całkowicie szczere. Piękne. I tak, cholernie namiętne. Ale...”

Odwrócił wzrok. Zmrużył lekko oczy. Jego czułki poruszyły się powoli, jakby zawieszone między uczuciem a obowiązkiem.

„Jestem Mistrzem Jedi. Ty jesteś uczniem – i może więcej. Ale to nie ma teraz znaczenia. Ta sytuacja… stała się przypadkiem.”

Zamilkł na chwilę.

A potem dodał – z mieszanką szczerości i wstydu, która uderzyła Xanousa mocniej niż jakikolwiek cios:

„Wiesz, jak to jest z namiętnością. Ona płonie nagle. Ale to nie znaczy, że może trwać. Nie w naszych realiach. I nie z tymi ścieżkami, które obraliśmy.”

Xanous przyjął to w milczeniu. Nie w gniewie. Ale też nie w uległości.

Był już zbyt dojrzały, by błagać.

Kit wstał. Wyprostował się.

Ujął dłoń Xanousa i przycisnął ją do własnej piersi.

„Życzę ci szczęścia. Takiego prawdziwego. Może... nawet większego niż to, co ja kiedykolwiek poznałem.”

Być może chciał dodać coś jeszcze. Ale wtedy...


📟 „Została jeszcze trójka. Jednostka ratunkowa nie zlokalizowała wszystkich. Coś się rusza pod ruinami. I nie jesteśmy pewni... czy to Selkath.”

– meldunek z drużyny poszukiwawczej, zakłócony szumami


Xanous podniósł głowę. W jego oczach coś się zmieniło. Nie płacz. Nie rozczarowanie.

Tylko nowa gotowość.

„Nie wszystko się kończy, Kit. Nie każda fala opada na zawsze.”

Fisto skinął głową. Ale tym razem – nie było w nim flirtu.

Tylko cień. I strach.


🌫️ Cień w głębinie[]

Kilkaset metrów pod platformą, w dolnej warstwie starej kopalni baktoidów, coś się poruszyło. Coś, co nie przypominało Selkatha. Ani człowieka.

Jedno z dzieci, które zdążyło wrócić, zaczęło mówić dziwnie. Mówiło o „głosie w wodzie”, o istocie bez twarzy, która „nie oddycha, ale czuje”.

Xanous spojrzał na Kit Fisto.

Nie byli już kochankami tej nocy. Nie byli już nawet mężczyznami, którzy zostawili uczucia pod powierzchnią.

Teraz byli tylko jednym:

Jedi.

I ktoś musiał zejść głębiej.

🌊 Sen Cierpiącej Matki

Manaan — kroniki podświadomości i głębokiej Mocy


Najpierw były sny.

Niewinne. Niepokojące. Wciąż się powtarzające.

Dzieci, które wróciły z podwodnej bazy, mówiły o kobiecie z płetwami zamiast uszu, o bladej skórze jak porowaty koral i oczach białych jak pustka. O tym, że śpiewała — dźwiękiem tak pięknym, że budził łzy, ale który... kończył się wrzaskiem. Przeszywającym. Cierpiącym.

Nazywały ją Matką.

Niektóre – Matką-Ton.

Fisto milczał przez chwilę, gdy usłyszał to imię. Ale jego spojrzenie stwardniało. Pamiętał legendy opowiadane przez starszych Gungan, przez Mon Calamich, a raz nawet — przez zakonnika z jezior planety Thalassia.

„Matka-Ton miała się przebudzić, kiedy cywilizacja zdradzi ocean… kiedy zburzy równowagę między życiem a eksploatacją.”

To był mit. Do tej pory.


Ale Xanous... nie widział bogini.

Nie słyszał świętości.

Słyszał kod.

To, co opisywały dzieci, brzmiało mu jak rezonans. Jak mentalny motyw.

Częstotliwość emocjonalna powtarzająca się w mózgu ofiary — holopamięć.

Nie duch, a wirus.

Zaszczepiony przez starożytny artefakt – być może ukryty w komorach, z których uwalniano dzieci. Relikt z epoki Exar Kuna, mrocznego mistrza Sithów, który eksperymentował nie tylko z ciałem… ale i z pamięcią.


🧠 Artefakt

Znaleziono go przypadkiem, porzucony w ruinach. Czarna kula z odłamkami bursztynu, pulsująca wewnętrznym światłem. Fisto chciał ją zniszczyć, ale Xanous powstrzymał go.

„Jeśli to wirus... musimy go zrozumieć. Inaczej wróci. Może przez inne dziecko. Albo przez sny tych, którzy z nimi rozmawiają.”

Fisto nie był przekonany. Ale zaufał.


🧒 I wtedy jedno z dzieci się nie obudziło.

Dziewczynka o imieniu Thari. Miała dziewięć standardowych lat. Najmniejsza. Najcichsza.

Leżała w kapsule medycznej, oddychała — ale jej świadomość… zgasła. Albo raczej:

zapętliła się.

Jocasta Nu, połączona z nimi z Archiwum Jedi, nazwała to „psychicznym zadrgnięciem pola świadomości”.

Ale Xanous powiedział to głośno:

„To nie śpiączka. To transmisja. Ona jest teraz głośnikiem.”


🎵 Pieśń z wnętrza dziecka

W nocy, gdy wszyscy zasnęli, urządzenia przy łóżku Thari zaczęły rezonować. Przestały pokazywać wykresy oddechu — zaczęły generować ton.

Pieśń.

Z początku cicha. Wysoka. Jak z dna oceanu.

Potem — rozdzierająca. Pełna krzyku.

Xanous wszedł pierwszy. Usiadł przy niej, położył rękę na jej czole. Poczuł... nie ból, ale żal. I obraz:

🧬 Kobieta o płetwistej twarzy — w laboratorium. Nie duch.

Naukowiec. Może Jedi. Może wygnana.

Zanim woda pochłonęła tę stację, zostawiła swój pamięciowy ślad. Nie zemstę. Nie gniew.

Rozpacz.

„Ostrzeżcie ich... zanim zrobią to znowu…”


🌊 Spotkanie z Matką-Ton

– i raport końcowy dla Rady Jedi na Coruscant


📍Lokalizacja: Głębinowa kapsuła izolacyjna | sektor badań, Manaan[]

📆 Czas: 06:22 – cztery dni po ewakuacji dzieci[]

Wewnątrz komory panowała absolutna cisza. Ściany wyłożono neuroczułym srebrem, które miało tłumić fale Mocy. Ale przy artefakcie Matki-Ton – to nie działało. To nie była już tylko relikwia. To była brama.

Xanous Skywalker usiadł przed kulą. Ręce ułożył na kolanach.

Mistrz Kit Fisto stał z tyłu — gotów interweniować, ale nieprzeszkadzający.

Po chwili… kula zapulsowała.

I wtedy ona się pojawiła.


👁‍🗨 Widzenie: Matka-Ton[]

Nie zjawa. Nie hologram. Obecność.

Zmaterializowana jak wspomnienie zapisane w samym powietrzu.

Kobieta o twarzy pokrytej łuskami, szerokich białych oczach bez źrenic i długich błonistych palcach. Jej głos był jak echo śpiewu, który odbijał się od ścian snów.

Ale mówiła. I to nie były słowa przypadkowe.

„Nazywano mnie Matką, bo zapamiętałam dzieci, które inni porzucili.”

„Nie byłam boginią. Byłam strażniczką zapomnianych.”

„Gdy wojna przyszła, użyli nas. Gdy pokój wrócił – zakopali. Kiedy dzieci usłyszały moją pieśń… one nie słyszały krzyku. One słyszały prawdę.”

Xanous nie był biernym widzem. Przemówił. – „Kim jesteś? Dlaczego teraz?”

„Nie jestem już kimkolwiek. Jestem tym, co zostało z tej, która miała wybór – milczeć, lub śpiewać. Wybrałam śpiew. Ale nie dla siebie – dla tych, co nadejdą.”

„A ty, Skywalkerze… już jesteś jednym z nich.”


📤 Raport końcowy – przesłany do Rady Jedi na Coruscant[]

KLASYFIKACJA: Poufna / Tylko dla członków Rady

AUTOR: Rycerz Jedi w służbie, Xanous Skywalker

WSPÓŁAUTOR: Mistrz Jedi Kit Fisto

MISJA: Manaan – dyplomacja i ewakuacja dzieci

STATUS: Częściowo zakończona / Wymaga dalszego dochodzenia


🧭 STRESZCZENIE:[]

Misja rozpoczęta jako działania dyplomatyczne w Ahto City. Po zgłoszeniu zaginięcia grupy młodych Selkathów, odnaleźliśmy ich w opuszczonej bazie wykorzystywanej przez organizację przestępczą związaną z Czarnym Słońcem. Baza mieściła również starożytny artefakt zawierający emocjonalno-psychiczny zapis istoty określanej jako Matka-Ton.


⚠️ ZAGROŻENIE:[]

Artefakt wywołał u dzieci powtarzające się sny i stan echa psychicznego. Jedna z ofiar – dziewczynka Thari – wykazała symptomy transmisji pasywnej, mogącej potencjalnie zagrozić innym istotom poprzez rezonans.


🔍 ISTOTA:[]

Na podstawie wizji i zapisu kontaktu:

  • Matka-Ton to nie bóstwo, a post-biologiczny ślad kobiety żyjącej w czasach późnego upadku Złotej Republiki lub w erze Exar Kuna.
  • Jej „pieśń” jest nie tylko ostrzeżeniem – ale zawoalowanym manifestem.
  • Możliwe, że pozostawiła więcej niż jeden zapis/artefakt. Uwaga: potencjalna sieć artefaktów z funkcją samoreplikacji pamięciowej.

🧠 WNIOSKI:[]

  • Obiekt należy nie niszczyć — lecz zabezpieczyć i przetransportować do działu Mentalnych Archiwów w Świątyni Jedi.
  • Zalecam utworzenie osobnego protokołu dla holopamięci sentymentalnych.
  • Zgłaszam gotowość do dalszych badań.
  • Dodam: nie czuję zagrożenia ze strony Matki-Ton. Czuję wołanie.

„Nie wszystkie duchy szukają zemsty. Niektóre szukają tylko, by ktoś ich wysłuchał.” — Xanous Skywalker


✉️ POSTSKRYPTUM — od Kit Fisto[]

Rada musi też rozważyć, jak bardzo nasze wybory są podatne na głębsze tony Mocy. Nawet jeśli się ich boimy.

Nawet jeśli przychodzą do nas w nocy — i śpiewają.

🌌 Zapis końcowy: Pieśń głębin

– zakończenie misji Manaan i nowy rozdział w drodze Jedi


📜 Konsekwencje[]

Rada Jedi zebrała się w pełnym składzie. Raport był niepodważalny: misja na Manaan została wykonana z odwagą, głębią analizy i... niepokojącą wrażliwością. W sali panowała cisza, gdy holograficzna rekonstrukcja spotkania z Matką-Ton rozświetliła komnatę.

Yoda długo nic nie mówił. Patrzył tylko na Xanousa, jakby szukał w nim czegoś, czego nawet jego starość nie rozumiała.

Mace Windu odezwał się pierwszy:

– „Woda bywa lustrem, ale i przepaścią. Skywalker… sięgnął zbyt głęboko. I choć przywiózł światło – nie wiemy jeszcze, czy nie otworzył bramy.”

Za tym zdaniem ukrywało się coś więcej.

Obawa.

Zazdrość?

Ziarno podejrzenia, że młody padawan słyszy coś, czego nie powinni słyszeć nawet mistrzowie.


📓 Z notatnika Hrabiego Dooku[]

„Gdy inni Jedi słyszą fale… on słyszy to, co fala w sobie skrywa.”

Dooku nie pojawił się na posiedzeniu. Ale raport przeczytał trzykrotnie. I nie z powodu Matki-Ton.

Z powodu samego Xanousa.

To nie była już tylko misja dyplomatyczna.

To był rytuał przejścia.

Dowód, że chłopiec, którego uczył, nie tylko zna słowa Zakonu — ale słyszy głos galaktyki tam, gdzie inni słyszą ciszę.


🧠 Epilog: Przebudzenie[]

Dziecko, które najdłużej spało — Thari — w końcu się obudziło.

Dooku był wtedy na Serenno. Fisto – na Mon Calamari. A Xanous?

Był akurat w archiwach, układając dane z misji. Zasłyszawszy wiadomość, pobiegł bez słowa do izby rekonwalescencji.

Thari leżała spokojnie. Jej oczy były otwarte, ale nie przestraszone.

Były... głębokie. Jakby wciąż pamiętały śpiew sprzed tysiącleci.

Uśmiechnęła się do niego. I powiedziała tylko:

„Dziękuję, że mnie wysłuchałeś, gdy inni słyszeli tylko ciszę.”

I może tylko Xanous zrozumiał, że nie mówiła już jako dziecko.

Ale jako echo.

Jako ostatnia nuta Matki-Ton.


🎵 Postscriptum[]

Misja na Manaan została zakończona formalnie.

Archiwa zapełniły się nowymi wpisami.

Artefakt zabezpieczono w zewnętrznym sejfie Świątyni Jedi.

Ale Xanous…

wciąż ją słyszał.

Pieśń, którą słyszał wtedy w głębinach, pozostała z nim.

Nie jak ciężar.

Nie jak ostrzeżenie.

Jak melodia, którą nucił podczas medytacji. Cicho. Spokojnie. Z czułością.

Nie ze strachu.

Z pamięci.


🟡 Epilog: Coruscant – Szept Rady[]

Po tych misjach, wieczorem w Radzie Jedi odbyła się tajna narada.

Tylko Yoda, Windu, Shaak Ti i Dooku.

Xanuen przeszedł próbę kontaktu z każdym z nas.

Ale czy to znaczy, że on do nas należy? – zapytał Windu.

Dooku milczał. Yoda zamyślił się głęboko.

Przynależy on nie do przeszłości.

Ani do Zakonu, jakim był.

Ale może do tego… jaki ma się stać.


🪐 MISJA NA ONDERON – PIERWSZA WALKA

🎭 Dyplomacja, która zamienia się w cień wojny


Onderon. Planeta pełna skrajności — piękna i brutalna. Miasta ukryte w dżungli, potwory krążące po zarośniętych ścieżkach, a pomiędzy nimi... polityka, ostrzejsza niż każdy miecz świetlny.

Xanuen Skywalker, jeszcze młody, choć już doświadczony serią wcześniejszych misji, przybył jako Jedi-ambasador, by wesprzeć lokalną Radę Starszych w wyłonieniu nowego monarchy. Formalnie — neutralny obserwator. W rzeczywistości — arbiter siły, wpływu i… przeznaczenia.


🎙️ ROZPOCZĘCIE MISJI[]

Mistrz Windu chciał wysłać kogoś bardziej doświadczonego. Dooku jednak upierał się:

„Niech Onderon będzie jego mieczem próby. Nie chcemy chłopca, chcemy Księcia w Mocy.”

Xanuen przyleciał w stroju Jedi, ale jego postawa… miała w sobie już coś z arystokraty. Witały go tłumy – nie z miłości, lecz z oczekiwania.

Kandydaci do tronu byli dwaj:

Księżniczka Thalea, mądra, umiarkowana, wspierana przez rody handlowe.

Lord Graal, żołnierz, który bronił planety przed najazdem piratów, silny i nieustępliwy.

Oboje chcieli pokoju. Ale każdy miał inną definicję tego słowa.


🩸 KONFLIKT WYBUCHA[]

Spór przerodził się w chaos, gdy najemnicy Graala zaatakowali pałac. Mieli „zapewnić porządek”. Xanuen ruszył do walki. Po raz pierwszy — nie jako uczeń, ale jako wojownik.

W dżunglach miasta, w ciasnych uliczkach, wśród ognia i krzyków — walczył z biegłością, której zazdrościłby niejeden rycerz.

Aż dotarł do samego lorda Graala.


⚔️ KLUCZOWY MOMENT[]

Pojedynek był szybki. Graal walczył brutalnie, topornie. Xanuen unikał, ripostował, prowadził jak taniec. Ale w pewnym momencie coś się zmieniło. Graal rzucił komentarz:

„Jesteś tylko marionetką swoich mistrzów. Nigdy nie będziesz królem.”

To zdanie... wyzwoliło w nim coś. Gniew? Ambicję? Głęboko ukryty cień?

Cios, który wykonał Xanuen, był zbyt silny. Zbyt surowy. Graal nie miał już szans. Uderzenie miecza nie tylko powaliło przeciwnika – złamało mu ramię, pękł hełm, krew trysnęła na posadzkę.

Jedi, którzy byli świadkami, zamarli.

To był moment graniczny. Nie obrona. Zemsta.


📜 NASTĘPSTWA[]

Księżniczka Thalea została ogłoszona królową — z pomocą Jedi. Onderon ocalał, ale na wiecu zwycięstwa nikt nie spojrzał Xanousowi w oczy.

W Świątyni Jedi raport był chłodny:

„Misja zakończona sukcesem. Metody — wymagają analizy.”

Mace Windu nic nie powiedział. Ki-Adi-Mundi — unikał wzroku. Ale Dooku… napisał tylko jedną notatkę:

„Zaczął słuchać siebie. Nie Mocy. Jeszcze nie wie, że to to samo.”


🔮 XANUEN – CIEŃ I ŚWIATŁO[]

Sam Xanous milczał przez wiele dni. W swojej kwaterze długo medytował. Nie potrafił wyciszyć tego momentu — błysku gniewu, który poczuł... i który dał mu zwycięstwo.

Kiedy wreszcie przemówił, był to szept w medytacyjnej sali:

„Zadałem cios, bo musiałem... Ale nie jestem pewien, czy to byłem ja.”


🧩 WNIOSKI DOOKU[]

W archiwach Dooku pojawił się osobny wpis:

„Onderon był bramą. Teraz musi zdecydować — czy wejdzie sam, czy pozwoli, by inni wybrali za niego.”


🧠 Misja na Onderon nie zakończyła się na polu bitwy. Ona dopiero zaczęła wojną w sercu młodego Skywalkera.

📖 Rozdział V: Przebudzenie w Cieniu[]

Bunt Hrabiego Dooku i rozmowa z wnukiem

Sala Rady Jedi była tego dnia ciężka od napięcia. Cisza przed burzą, która w końcu nadeszła — nie z zewnątrz, ale z wnętrza samego Zakonu. Gdy kolejne raporty o zakłóceniach w Mocy, szczególnie w Zewnętrznych Rubieżach, były ignorowane, Dooku – od lat uważany za jednego z najbardziej kontrowersyjnych Mistrzów – wstał z miejsca. Nie proszony. Nie oczekiwany.

Zrobił to w swoim stylu: z lodowatą elegancją i głosem, który nie potrzebował podniesienia, by brzmieć jak grzmot.

Wasza ślepota doprowadzi Zakon do zagłady – oznajmił. – Przestaliście słuchać Mocy. Zaczęliście słuchać tylko siebie.

Shaak Ti spojrzała na Yodę z niepokojem. Ki-Adi-Mundi zmarszczył brwi. Ale to Mace Windu wstał pierwszy, jak klinga wyciągnięta z pochwy.

Uważaj, hrabio Dooku. Twoje słowa trącą herezją.

Nie mówię herezji, tylko prawdę – odparł Dooku spokojnie, jakby rozmawiał o herbacie, a nie o przyszłości galaktyki. – I mówię ją nie jako wasz rówieśnik... ale jako dziadek.

Zamilkł na moment, po czym dodał:

Mój wnuk... Xanous. To, co wy nazywacie buntem, dla niego może stać się dziedzictwem. Nie chodzi tylko o Moc. Chodzi o ród, o odpowiedzialność, o wizję.

W sali zrobiło się jeszcze ciszej. Nawet Yoda podniósł lekko głowę, wpatrując się w Dooku z tą mieszanką znużenia i troski, jaką można mieć tylko dla kogoś, kogo zna się zbyt dobrze.

Windu, przez zęby, odparł:

Wierzę, że chłopiec ma potencjał. Ale jeszcze nie nadszedł jego czas.

Dooku spojrzał mu prosto w oczy. W jego wzroku nie było ani gniewu, ani dumy – była... decyzja.

Może nie teraz. Ale już niebawem. Nie mogę pozwolić, by dorastał w cieniu kompromisu. Dlatego wysyłam go z powrotem do Akademii – nie po to, by znów zaczynał jako uczeń, ale by pokazał, że Jedi może być także dziedzicem. Hrabia Serenno. Jedi Zakonu. Dwa tytuły. Jedna odpowiedzialność.

Yoda powoli skinął głową, jakby aprobował coś, czego sam nie byłby w stanie powiedzieć na głos:

Wnuk twój, Dooku, ścieżkę sam wybierze. Ale rozdroża... ty mu pokazujesz.

Dooku odwrócił się, jego peleryna zafalowała lekko, jakby nawet materiał wiedział, że oto wychodzi ktoś, kto już nie prosi o pozwolenie – tylko zapowiada zmianę.


🧭 Kilka godzin później – korytarze Akademii Jedi

Xanous stał w cieniu jednej z wysokich kolumn, wpatrzony w przestrzeń. Kiedy jego dziadek zbliżył się do niego, chłopak nie odwrócił wzroku.

Powiedziałeś im?

Dooku uśmiechnął się lekko. – Nie wszystko. Ale wystarczająco.

Nie chcę być tylko narzędziem polityki, dziadku.

Nie będziesz. Ale twoja krew... niesie ze sobą brzemię. Takie, którego nie możesz porzucić. Ani zignorować.

Xanous milczał chwilę. A potem powiedział tylko jedno:

Pokaż mi, jak być dziedzicem. I jak pozostać Jedi.

Dooku spojrzał na niego z dumą, ale i z niepokojem.

To nie będzie łatwe. Ale jeśli się uda – nie tylko ty staniesz się kimś nowym. Cały Zakon będzie musiał się zmienić.

I gdzieś – głęboko, bardzo głęboko w strukturach Świątyni – coś drgnęło. Jakby duch przeszłości obudził się wreszcie... i przetarł oczy.

🌑 Artefakt Ciemności[]

Księżyc Xal’Dran – Głębie świątyni Sithów

Kilka tygodni po wystąpieniu Dooku przed Radą, mistrz i wnuk odbyli misję zleconą przez Archiwa Zakonu Jedi — zadanie miało być czysto badawcze: zlokalizować pozostałości dawnej świątyni Sithów na jednym z księżyców zaginionej planety Xal’Dran, znanej z ponurych legend o wojnach Mocy jeszcze sprzed czasów Zakonu.

Kiedy ich statek — Obsidian Wrath, zmodyfikowany prom typu Theta — wylądował w cieniu popękanych klifów, powietrze pachniało popiołem. I milczeniem.

Wnętrze ruin było jak nagrobek dla samej Mocy. Ściany zdobione inskrypcjami w starosithańskim, freski przedstawiające rytuały spętania dusz, i echo krzyków, które zdawały się wciąż odbijać w przestrzeni.

W samym sercu zrujnowanej sali tronowej natrafili na to, co miało zmienić wszystko.

Kamienny artefakt — wyglądający jak latarnia stworzona z czarnego obsydianu i ząbkowanych pierścieni metalu – tkwił w ścianie, częściowo zatopiony w starożytnej, złowrogiej mozaice. Przypominał oko, zamknięte, lecz czuwające.

Gdy tylko Xanous się zbliżył, cienkie smugi czerwonego światła zaczęły tańczyć po jego powierzchni, jakby artefakt się przebudzał. Nie było wątpliwości: to przedmiot nasycony Wolą Mroku.

Dooku wyciągnął rękę, zatrzymując wnuka ruchem dłoni.

Nie dotykaj go lekkomyślnie.

Głos był stanowczy. Ale za tą powagą kryła się nuta... lęku.

Xanous odpowiedział szeptem, jakby nie chciał, by ruiny usłyszały:

On mnie wzywa.

Nie "on". To coś nie ma imienia. Ale będzie próbowało ci je zabrać.

Xanous jednak nie mógł się oprzeć. Jakby cała jego istota – nie tylko ciało, lecz wspomnienia, lęki, sny i pytania – były zasysane w kierunku tego czarnego oka.

Dotknął artefaktu.


🌌 Transcendencja[]

Świat zniknął.

Xanous spadł w głąb siebie. Nie było już ruin, nie było Dooku, nie było ciała. Był tylko on… i głos.

Nie dźwięk. Myśl. Jak szept zaklęcia, które znał od zawsze, ale nigdy nie wypowiedział.

Xanuen... z krwi i z cienia... widzisz mnie, bo sam jesteś odbiciem...

Przed nim pojawiła się sylwetka — ni to jego, ni to obca. Młodszy, ale starszy. Jedi, ale w czarnej zbroi. Oczy lśniły czerwonym światłem, ale z dziwnym smutkiem. Ten byt, to echo, dotknęło jego piersi i przesłało wspomnienie. Scena: planeta, której nie znał. On sam — leżący w ruinach, płaczący. A nad nim — Dooku, trzymający go, z twarzą przesiąkniętą winą. Obraz z przeszłości? Czy przyszłości?

Pokaż mi, kim jestem – pomyślał.

A echo odpowiedziało:

Nie pytaj kim jesteś. Zapytaj: ile razy już byłeś sobą, zanim znowu zapomniałeś...


🛑 Powrót[]

Xanous ocknął się z krzykiem. Artefakt zgasł. Jego dłoń była lodowata. Dooku stał nad nim, wyraźnie spięty, gotowy do natychmiastowego działania.

Jak długo…? – wyszeptał chłopak.

Minęły cztery sekundy. Ale ty... wyglądałeś, jakbyś spał cztery wieki.

Dooku podszedł i odciągnął go od ściany.

Ten artefakt to nie broń. To lustro. – powiedział cicho. – I nie każdy, kto w nie spojrzy, będzie potrafił wrócić z tym samym spojrzeniem.

Xanous skinął głową powoli. Czuł się inaczej. Nie skażony… ale jakby ktoś otworzył w nim zakurzoną komnatę.

Co to było?

Dooku milczał długo. A potem odpowiedział z namysłem:

To była twoja przyszłość. Lub twoja przeszłość. A może jedno i drugie. I ostrzeżenie.

🌠 Wizje Przyszłości[]

Echo, które było wszystkim… i niczym

Gdy dotknął artefaktu, rzeczywistość zgięła się jak ostrze pod niewidzialną siłą. Nie czuł już ciała. Ani zimna ruin. Ani nawet obecności Dooku. Tylko Moc — surowa, drgająca, jak rozszczepiona błyskawica uderzająca we własne źródło.

A potem obraz.


🌌 Zakon Jedi upadający w płomieniach.

Świątynia na Coruscant — monumentalna, dumna — w ogniu. Płomienie oblepiające kolumny, jakby same wspomnienia paliły się od środka. Jedi walczący między sobą. Dzieci uciekające korytarzami. A w centrum, na balkonie, Mistrz Windu — ranny, z twarzą pełną rozczarowania — patrzy na niebo, gdzie wznosi się sylwetka statku z symbolem Zakonu… przebitym czerwonym X.


👤 On sam – siedzący na tronie.

Nie był to tron galaktyczny. Ani pałacowy. Było to coś starszego. Wykuty z czarnego metalu, opleciony zwojami Mocy. Tron jak rdzeń gwiazdy. A na nim on – Xanous – z twarzą spokojną, niemal anielską, jakby śmierć i życie przestały go interesować. W dłoni trzymał miecz świetlny. Najpierw zielony – pulsujący życiem, wibrujący nadzieją. A potem… ostrze migotało, pożółkło, aż wybuchło czerwienią. I wtedy jego twarz nie zmieniła się – ale cień, który ją otaczał, stał się cięższy.

I głos — jego własny głos — przemówił z przyszłości:

Nie byłem Jedi. Nie byłem Sithem. Byłem tym, co przyszło, gdy obie strony zapomniały, że Moc nie służy nikomu.


🕳️ A potem… ciemność. Cisza.

Wizja nagle zapadła się. Tron rozsypał się w proch. Światło miecza zgasło. A on sam — wisiał w pustce. Nie martwy. Nie żywy. Zawieszony w stanie pomiędzy. Znał to miejsce z dawnych medytacji — to był próg między możliwym a koniecznym.

I właśnie tam… zobaczył swoją twarz.

Nie tą sprzed sekund. Nie tą, którą znał z luster. Ale twarz — starszą, piękniejszą, dumną — przepełnioną potęgą, jakby każda cząstka jego istoty znała swój cel. To była twarz kogoś, kto przeszedł przez wszystko. I pozostał.

Ale czy był to on — czy tylko obietnica?


🥀 Przebudzenie

Zerwał się gwałtownie z wizji. Ciało zgięło się w pół, upadł na kolana w ruinach. Dłońmi dotknął zimnej ziemi, jakby próbował wrócić do rzeczywistości przez dotyk.

Oddychał ciężko. Serce tłukło się jak szalone. Miał wrażenie, że jego skóra parzy od środka.

Widziałem… wszystko – wyszeptał przez ściśnięte gardło.

Dooku, który przez cały ten czas trwał nieruchomo, nie podszedł. Nie dotknął go. Ale skinął głową, z twarzą bez triumfu, bez zdziwienia. Jakby tylko czekał.

Moc pokazała ci prawdę, – powiedział powoli. – Ale to ty zdecydujesz, czy ją zrozumiesz.

Xanous spojrzał na niego. Po raz pierwszy nie jak na nauczyciela. Ale jak na lustro, które też nosi w sobie tajemnicę.

A jeśli nie zrozumiem?

Dooku uśmiechnął się ledwo zauważalnie.

Wtedy wizja stanie się wspomnieniem. A historia — powtórzy się. Z tobą w roli, której nigdy nie chciałeś.


📜 Notatka z prywatnego dziennika Dooku:

„Xanous widział tron, ale nie zapytał, kto go stworzył. To dobrze. Jeszcze nie jest gotowy. Ale teraz wiem, że artefakt wybrał go. Kiedy nadejdzie ten moment… nie stanie przed wyborem światła i ciemności. Stanie przed wyborem siebie. A to o wiele trudniejsze.”

🤝 Relacje z Mistrzami[]

Powrót do Świątyni – i coś, co nie wróciło z nim

Po powrocie z misji na księżycu Xal’Dran, Xanous nie był już tym samym chłopcem, którego wysłano jako ambasadora nadziei Zakonu. Powrót był cichy. Bez fanfar. Ale każdy, kto go zobaczył, czuł, że coś się zmieniło.

Nie — nie był ciemny. Ale przestał być przezroczysty.


🌿 Rozmowa z Yodą – Ogrody Świątyni Jedi[]

Yoda zaprosił go do ogrodów. Tam, gdzie zwykle uczył młodych padawanów słuchać szelestu liści jako głosu Mocy. Lecz Xanous nie był już tym uczniem, który kiedyś próbował liczyć krople rosy na płatkach.

Stali naprzeciw siebie. Dookoła nich rosły drzewa sprowadzone z Kashyyyka, a światło przesączało się jak sen.

W tobie dużo widzę… zamętu. – rzekł Yoda, wpatrując się w chłopca spod zmarszczonych powiek.

Xanous nie spuścił wzroku. Ale też nie wyprostował się z dumą. Jego ton był spokojny, bez wyzwania — ale też bez podporządkowania.

Nie jestem już dzieckiem, mistrzu. Chcę zrozumieć Moc w całości. A wy pokazujecie mi tylko połowę.

Yoda milczał dłuższą chwilę. Potem spojrzał w koronę drzewa.

Niech drzewo całe poznasz, gałęzie i korzenie. Ale korzeń… zakopany jest z powodu. Nie zawsze wyrywać go trzeba, by zrozumieć drzewo.

Xanous skinął lekko głową. Ale nie odpowiedział.

Yoda wiedział, że stracił chłopca nie dla Ciemnej Strony — ale dla pytania, które Zakon bał się zadawać.


🟪 Windu – lód i nieufność[]

Mistrz Mace Windu obserwował Xanousa podczas jednego z treningów. Chłopak ćwiczył sam, doskonale opanowując styl Formy V, ale dodając doń płynność właściwą tylko Dooku. I coś jeszcze — momenty pauzy, jakby słuchał Mocy między cięciami.

On nie walczy. On prowadzi rozmowę. – zauważył Ki-Adi-Mundi z boku.

Windu zacisnął zęby.

A z kim, mistrzu? Bo ja nie słyszę odpowiedzi.

Później, kiedy mijali się w holu medytacyjnym, Windu zatrzymał się przy nim.

Twoje kroki są coraz cichsze, Xanousie. A my, Jedi, nie powinniśmy chodzić w cieniu.

Chłopak spojrzał na niego spokojnie.

Czasem, mistrzu, tylko w cieniu widać prawdziwe światło.

Nie padło więcej słów. Ale od tamtego dnia Windu zaczął informować Radę o „nieregularnościach” w zachowaniu młodego Jedi. Sugerował obserwację. I ewentualnie... korektę ścieżki.


💙 Sojusznicy — Plo Koon, Aayla Secura i inni[]

Jednak nie wszyscy Mistrzowie zamknęli się przed nim.

Plo Koon – dostrzegł w chłopcu coś więcej niż ryzyko. Uważał, że prawda w Mocy nie zawsze musi być jednorodna. Często medytowali razem. W ciszy. Nie mówił wiele, ale był obecny – a dla Xanousa to znaczyło więcej niż cały kodeks.

Aayla Secura, która dobrze znała, co to znaczy balansować na granicy światła i ciemności, poświęcała mu czas, opowiadając o swoich misjach na planetach, gdzie emocje były nieuniknione. Często kończyła:

To, że czujesz więcej… nie znaczy, że jesteś słabszy. To znaczy, że będziesz potrzebował więcej dyscypliny. I odwagi.

Kit Fisto, zarażał go spokojem i humorem. Uczył go, że nawet najtrudniejsze decyzje nie muszą być ciężarem — jeśli są podjęte w harmonii. Kiedyś powiedział mu:

Zielona skóra, zielone ostrze, zielone serce – zawsze wszystko gra w tonacji. Ale czasem trzeba zagrać w moll, by odkryć prawdę.

Xanous zaśmiał się wtedy po raz pierwszy od tygodni.

Jerec, już wtedy bardziej filozof niż wojownik, rozmawiał z nim długo i głęboko. Raz zapytał:

Widziałeś coś, co cię zmieniło?

Xanous spojrzał mu w oczy.

Nie. Zobaczyłem coś, co we mnie już było. Po prostu przestałem się tego bać.

Jerec odparł:

Witaj w klubie. Nie mamy mundurów, ale mamy herbatę i cholernie trudne pytania.


📝 Notatka z Archiwów Jedi[]

Temat: Padawan Xanous Skywalker

Status: Obserwacja wewnętrzna (zalecona przez Mistrza Windu)

Uwagi:

– Silna więź z Hrabim Dooku.

– Intensyfikacja medytacji pozaklasowej.

– Pytania o naturę Mocy — coraz częstsze, coraz głębsze.

– Kontakt emocjonalny zachowany.

– Nie stwierdzono przejawów ciemnej strony, lecz możliwe wpływy wizji artefaktów.

📖 Dziennik i Miecz[]

Ukryte głębiny Świątyni – i własna ścieżka Jedi

Nie wszystkie medytacje są ciche. Nie wszystkie odbywają się pod wodospadami spokojnych ogrodów.

Niektóre dzieją się pod ziemią. W samotności. Z atramentem zamiast światła.

W miejscu, które znał tylko on – głęboko pod Świątynią Jedi na Coruscant – Xanous prowadził swój dziennik. Skórzany, ręcznie zszywany, zapisany starannie, z dbałością o każdy słowo i każdy cień myśli. To nie była forma ucieczki. To była jego forma modlitwy.


✍️ Fragment dziennika – ostatnia strona sprzed Felucii:[]

Jedi mówią, że trzeba wyzbyć się strachu. Ale to strach ostrzega mnie przed błędami. To gniew mnie chroni. To pasja daje siłę.

Nie wstydzę się emocji. Uczę się ich słuchać. Jak tętna Galaktyki. Jak śpiewu kryształu. Jak echa przeszłości w głosie Dooku.

Mój miecz się złamał. Może dlatego, że był nie mój. Tylko dany. A teraz… czas zbudować ten, który mówi w moim języku.


🌿 Misja na Felucii – rozmowa z kryształem[]

Planeta Felucia była żywą symfonią Mocy. Każdy kwiat tam oddychał. Każdy mech mówił. Ale to jedno domostwo, w którym skryły się duchy wojowników, wyróżniało się… milczeniem.

Z Aaylą Securą przeczesywali zarośnięte ruiny, kiedy Xanous zatrzymał się przy omszałym ołtarzu. Tam, między żyłkami fluorescencyjnych grzybów i splecionych korzeni, wyczuł go.

Kryształ Kyber – zielony, ale jego kolor był głęboki jak leśne jezioro po burzy. Jego puls nie był jednoznaczny. Nie czysty jak u młodego padawana. Ale i nie mroczny. Był… złożony. Jakby sam kryształ znał cierpienie i przetrwał.

Aayla spojrzała na chłopaka i powiedziała tylko:

Nie każdy kryształ śpiewa. Ten… z tobą prowadzi rozmowę.

Xanous dotknął go. I usłyszał wewnątrz nie słowa — ale pytanie:

Czy chcesz być ostrzem… czy dłonią, która nim włada?


⚔️ Kuźnia pod Świątynią – narodziny prawdziwego miecza[]

Nie wrócił z kryształem do Rady. Nie szukał błogosławieństwa. Zszedł do starego warsztatu, ukrytego głęboko w strukturach Świątyni. Znalezionego przez przypadek – lub przez przeznaczenie – kiedy szukał ciszy.

To tam, sam, w świetle pojedynczej lampy, zaczął konstruować swój pierwszy prawdziwy miecz świetlny.

Nie była to prosta rękojeść.

Nie był to symbol padawana.

Był to miecz dziedzica.

Zaklęta w phrikowej oprawie rękojeść była zakrzywiona — smukła, ale silna, przypominająca klingę jego dziadka, ale… bardziej organiczna. Rękojeść owinięta była ciemną skórą, a zielone wstawki – wykonane z materiału przypominającego liście Felucii – dodawały jej życia.

Na wewnętrznej stronie, tam, gdzie nikt by nie spojrzał, wygrawerował starożytnym językiem Galaktyki inskrypcję:

"Moc jest drogą. Nie celem. A droga musi być własna."

Kiedy włożył kryształ do komory serca, usłyszał ten sam puls — ale teraz odpowiadał mu w harmonii. Miecz zaśpiewał. Nie głośno. Ale dokładnie.

Zielone ostrze rozbłysło. I coś się zmieniło.

To nie był miecz Jedi.

To był miecz Xanousa.


📝 Kolejny wpis w dzienniku:[]

Zbudowałem go nie dla walki. Ale dla wyboru.

Jeśli kiedyś podniosę go przeciw Jedi — niech wiedzą, że to nie gniew prowadził moją dłoń, tylko ich milczenie.

A jeśli kiedyś uratuję kogoś, kto się mnie boi — niech pamięta, że nie byłem aniołem. Ale nie byłem też demonem.

Byłem… sobą. Z liściem Felucii w sercu i pytaniem w dłoni.

🌌 Xanous na Dachu Akademii[]

Scena Medytacji – Ilustracja Przemiany


Noc. Cisza.

Nie ta pełna niepokoju, lecz ta głęboka — jakby sama Moc zapomniała mówić.

Świątynia Jedi – dumna twierdza światła – w tej chwili nie była niczym więcej niż cieńmi i wspomnieniem porządku, który już w nim nie istniał.

A on… siedział na samym jej szczycie.


🏯 Dach Świątyni Jedi

Xanous, owinięty w cienką pelerynę, siedział w pozycji medytacyjnej na okrągłej platformie, gdzie kiedyś przychodzili mistrzowie, by „zobaczyć galaktykę z góry”. Dziś nie było tu nikogo. Tylko wiatr. I on.

Nie używał kamieni mocy. Nie wzywał przewodników.

Był tylko on i noc.

ChatGPT Image 3 cze 2025, 23 02 58

Włosy delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru. Fałdy materiału, mimo chłodu, nie drgały z niepokojem – tylko z akceptacją.

Jego oddech był równy, długi, prawie jakby był poza czasem.


🌫️ Wspomnienia przeszłości – w medytacji[]

Artefakt.

Krzyk ciszy.

Czerwone ostrze.

Zielony płomień.

Twarz Windu — nie wściekła, lecz przestraszona.

Szept Aayli – Nie każdy kryształ śpiewa.

Dłoń Dooku – nie prowadząca, lecz wskazująca.

Wszystko to powróciło. Ale nie jak ciężar.

Jak fragment układanki.


Oświecenie[]

Wreszcie, z wnętrza jego własnej istoty, przyszedł głos.

Nie z zewnątrz. Nie z artefaktu. Z niego samego.

Moc nie jest światłem.

Moc nie jest ciemnością.

Moc to lustro.

A to, co w nim zobaczysz… zależy od ciebie.

I wtedy wszystko stało się ciche. Ale nie puste.

Jakby świat się zatrzymał, nie z lęku – ale by mu nie przeszkadzać.


👁️ Przebudzenie[]

Otworzył oczy.

Były inne.

Nie świeciły. Nie błyskały.

Ale kto by w nie spojrzał – wiedziałby jedno: ten chłopiec już nie szuka.

On wie.

Głębsze.

Spokojniejsze.

I – tak, nieuchronnie – bardziej niebezpieczne.

Nie dlatego, że zawierały w sobie gniew.

Lecz dlatego, że już go nie potrzebowały.


📜 Z dziennika (strona następna):[]

Światło jest wyborem.

Ciemność jest próbą.

Ale ja jestem tym, który widzi obie – i pyta: „dlaczego walczycie, skoro jesteście rodzeństwem?”

Nie będę aniołem Zakonu.

Nie będę diabłem Konfederacji.

Będę czymś, co nie pasuje do historii… bo sam ją piszę.

🤝 Relacje Xanousa z Mistrzami Jedi[]

🧓 Mistrz Yoda – Od ostrożności do szacunku[]

Początek:

Yoda nie ukrywał niepokoju. W Xanousie wyczuwał coś… nie tyle złego, co nieoswojonego. Potencjał równie potężny, co nieprzewidywalny. Był jak źródło Mocy, które samo jeszcze nie wie, czy stanie się rzeką, czy burzą.

„Silny w Mocy jesteś, młodzieńcze… lecz cień za tobą podąża.”

W trakcie: Z czasem Yoda dostrzegł, że Xanous nie szuka władzy, a zrozumienia. Że to, co wydawało się arogancją, jest w rzeczywistości głodem prawdy. Ich rozmowy w ogrodach Świątyni były jak filozoficzne szachy – czasem grali o idee, czasem o przyszłość całego Zakonu.

„Mądrość, jak twoja, rzadko się rodzi. Cierpliwość tylko doprawić ci trzeba.”

Obecnie: Choć Yoda nigdy nie zignorował ryzyka, jakie niósł ze sobą Xanous, zaczął go traktować z nieukrywaną sympatią i podziwem. Podczas jednej z tajnych rad miał powiedzieć:

„Podobny jest do Dooku… lecz więcej serca w nim czuję. I ból – głęboki. To nie wróg. To zwiastun zmiany.”


⚔️ Mistrz Mace Windu – Trudna relacja oparta na napięciu[]

Od początku:

Windu nie wierzył w półśrodki. A Xanous był dla niego chodzącym paradoksem. Cień i światło, bunt i posłuszeństwo, siła i wątpliwość. Dla Windu był to materiał na tragedię — lub herezję.

„Jesteś ostrym ostrzem bez rękojeści. Nawet jeśli cię użyć… zranić możesz także tego, kto cię trzyma.”

Ich interakcje: Nie było między nimi przyjaźni, ale była dziwna forma wzajemnego uznania. W rozmowach – pełnych napięcia – kryła się wzajemna fascynacja. Windu dostrzegał u niego coś, czego nie chciał przyznać głośno: niezależność, którą sam musiał kiedyś poświęcić dla Zakonu.

„Twoja moc niepokoi mnie, Xanous. Nie zapominaj, że Jedi to służba, nie ambicja.”

Obecnie: Mimo swojej surowości, Windu kilka razy bronił Xanousa przed ostrzejszymi decyzjami Rady. Nie z sympatii. Z szacunku dla faktów.

„Nie ufam mu. Ale nie potrafię go przekreślić.”


🌌 Mistrz Plo Koon – Mentor z cieniem nadziei[]

Relacja:

Plo Koon traktował Xanousa jak ziarno w glebie – nieoszlifowane, ale pełne życia. Zamiast obawiać się jego emocjonalnej głębi, nauczył go, jak przekuwać ją w empatię i odpowiedzialność.

„Nie odrzucaj cienia, ale nie pozwól mu również rządzić tobą. Jesteś mostem, Xanousie.”

Misje wspólne:

Na Rubieżach prowadzili wspólnie akcje ratunkowe w strefach ogarniętych wojną domową. Plo Koon zauważył, że Xanous nie walczył tylko mieczem – ale słowem, spojrzeniem, gestem. I czasem to działało lepiej niż batalion klonów.


🛡 Aayla Secura – Przyjaźń i zaufanie[]

Przyjaźń:

Ich relacja była jak taniec dwóch przeciwieństw. Aayla – lojalna wobec Zakonu, ale rozumiejąca jego słabości. Xanous – wiecznie balansujący między pytaniem a przekleństwem. Była jego powierniczką. I może… kimś więcej? Nigdy nie powiedzieli tego głośno.

„Nie jesteś jak reszta… i to nie jest wada. Po prostu świat widzisz inaczej.”

Wspólne chwile: Podczas misji na planecie Myrion Prime, to właśnie Aayla powstrzymała Xanousa przed zabiciem zdrajcy – i uratowała go przed własnym gniewem. Później powiedziała tylko jedno:

„Nie zawsze trzeba wygrać. Czasem trzeba pozostać sobą.”


🧠 Mistrz Jerec – Głos zapomnianej Mocy[]

Jerec był jak cień Zakonu – uczony, ale dziwnie marginalizowany przez bardziej bojowych mistrzów. W młodym Xanousie zobaczył… siebie. Ale silniejszego. Odważniejszego.

To on pokazał chłopcu tajniki „Mocy pamięciowej” – sztuki odczytywania emocji z artefaktów i świątyń. Ich wyprawy do ruin na Kordath II były początkiem duchowego przebudzenia Xanousa.

„Wielu Jedi uczy cię patrzeć. Ja nauczę cię widzieć.”


📚 Jocasta Nu – Babcia, Archiwistka, Mistrzyni[]

Choć dla wielu była tylko bibliotekarką, dla Xanousa była jak duch Zakonu. Uczyła go, że prawda nie zawsze leży w świetle, i że historia zna więcej niż Rada przyzna.

Razem badali zapomniane holokrony i ryzykowali wiele, by zachować wiedzę przed zniszczeniem. Była jego nauczycielką… ale i opiekunką.

„Pytaj, nawet jeśli boisz się odpowiedzi. Bo kto przestaje pytać – przestaje być Jedi.”


🌠 Inni mistrzowie – krótkie wpływy[]

  • Kit Fisto – nauczył go, jak słyszeć „fale Mocy” pod wodą. Był jego tymczasowym mentorem na Manaan.
  • Shaak Ti – rozumiała jego potrzebę duchowej wolności. Ich wspólna medytacja na Felucii zakończyła się proroczą wizją…
  • Ki-Adi-Mundi – długo go ignorował, aż do momentu, gdy Xanous pokazał mu… własne łzy po uratowaniu dusz uwięzionych w artefakcie. Od tej pory – szacunek.

🧩 Podsumowanie:

Xanous nie miał jednego mistrza.

Miał ich wielu.

Bo nie był uczniem jednej drogi – był pytaniem, które zadawano każdemu mistrzowi z osobna.

I choć każdy z nich widział w nim coś innego – cień, światło, przyszłość czy zagrożenie – żaden nie mógł zaprzeczyć:

Ten chłopak zmieni Zakon.

Pytanie tylko: na co.

🗺️ Mapa Relacji (Symboliczna)[]

                         Yoda

                          │

                          │[Mentor duchowy]

                          ↓

               ┌───────────────────────┐

               │                       ↓

         Plo Koon                  Xanous

           │  ↑                      ↑

           │  └──────────┐           │

           ↓             │           │

     Aayla Secura ───→ [Zaufanie]    │

                                     │

        Mace Windu ─────╳────────────┘

                      [Konflikt / Nieufność]

              Dooku ───────→ [Mistrz / Ojciec duchowy]

                            (i cień na horyzoncie)

🌌 Rozdział VI: Dziedzictwo Serenno i Archiwa Mocy 📍 Miejsce: Wielkie Archiwum Jedi, Świątynia Jedi na Coruscant

Światło dnia przesączało się przez kryształowe sklepienia Wielkiego Archiwum, rzeźbiąc w powietrzu miękkie promienie, które tańczyły nad szklanymi alejami i półkami pełnymi holokronów. Cisza w Świątyni Jedi była niemal absolutna – lecz tego dnia miała inny ton. Była jak przed burzą. Jakby sama Moc wstrzymała oddech.

Wielkie Święto Jedi – Dzień Harmonii – obchodzono tylko raz na pięć lat. Był to czas wspomnień, kontemplacji, ale i konfrontacji z dziedzictwem – zarówno tym jasnym, jak i tym, które skrywało się w cieniu.

Między regałami przesuwała się wysoka sylwetka odziana w szaty mistrza. Jego krok był spokojny, ale każde jego poruszenie budziło cichą reakcję otoczenia – jakby archiwa same go rozpoznawały.

To był Xanous Skywalker, dziedzic Serenno, Jedi wychowany przez Hrabiego Dooku, strażnik wiedzy i zarazem jej buntownik.

Nie przyszedł tu przypadkiem.

🧠 Spotkanie w cieniu wspomnień[]

Przy jednym z terminali medytacyjnych czekała już Jocasta Nu, jego babka, archiwistka, której dłoń znała każdy kod, każde zaklęcie zabezpieczające te skarby wiedzy. Obok niej – Mistrz Jerec, jego dawny towarzysz z misji na Kordath II. Wciąż ślepy, ale widzący więcej niż większość zebranych.

„Dzień Harmonii. Dla niektórych to tylko ceremonia… Dla innych – przestroga.” – powiedział Jerec, nie patrząc, ale dokładnie wiedząc, że Xanous się zbliża.

Xanous skinął głową, siadając przy holopulpicie. Na ekranie pojawił się symbol Zakonu – i zaraz potem obraz pradawnej świątyni z planety Ossus. Jego ręka lekko drgnęła.

„To artefakt, który odczytałeś na Kordath II…” – mruknęła Jocasta. – „Ale nie zakończyłeś jeszcze jego ścieżki. On… prowadzi cię gdzieś dalej, prawda?”

Xanous milczał. Przez chwilę zdawało się, że nie odpowie. Ale jego głos, gdy się odezwał, był cichy i mocny zarazem:

Wielki Zgromadzenie Jedi w Świątyni

„On pokazuje mi… moje dziedzictwo. Ale nie to z Serenno. To, które przyszło zanim moja rodzina znała jakiekolwiek tytuły.”

🔶 Spotkanie z Radą[]

Tego samego dnia, w górnych poziomach Świątyni, zbierała się Rada Jedi. Uroczyste szaty, ceremonialne światła, duchy przodków obecne w holoprojekcjach – wszystko wskazywało na wyjątkowy charakter obrad. Obok Yody i Mace’a Windu zasiedli również Ki-Adi-Mundi, Shaak Ti, Plo Koon… a miejsce gościnne zajmował nie kto inny jak Hrabia Dooku, obecny jako przedstawiciel Rady Rodowej Serenno.

Dooku, mimo swego odejścia z Zakonu, wciąż zachował tytuł mistrza – i niektórzy w Radzie wciąż słuchali go z uwagą… choćby z ostrożności.

„Młody Skywalker przynosi więcej niż tylko siłę Mocy. Przynosi wiedzę, która została zapomniana… celowo.” – rzekł Dooku.

Windu skrzywił się nieznacznie. – „Czy chcesz przez to powiedzieć, że powinniśmy pozwolić mu ją odkrywać bez kontroli?”

Yoda spojrzał długo na wszystkich obecnych. Potem na Xanousa, który wszedł właśnie do sali w ceremonialnych szatach – czarno-szkarłatnych, symbolizujących równowagę między wiedzą a wolą.

„Pozwolić – nie. Ale towarzyszyć – tak.” – powiedział stary mistrz. – „Bo jeśli wiedza ta jest jak płomień… lepiej, by paliła się pod okiem Jedi, niż by tliła się w ukryciu.”

📜 Notatka z archiwum Dooku (prywatna)[]

„Tego dnia, w blasku biblioteki, zrozumiałem, że nie mogę już go prowadzić. Xanous widzi dalej. On nie jest tylko moim uczniem. On staje się dziedzicem nie tylko Serenno… ale i samej Galaktyki. Jeśli przetrwa.”

🤝 Powitanie Dawnych Przyjaciół

📍Wielkie Archiwum Jedi, Świątynia Jedi na Coruscant

Hrabia Dooku wszedł do Archiwum powoli, jak ktoś, kto zna każdy korytarz nie z mapy, lecz z pamięci serca. Jego długa, ciemna szata Jedi poruszała się z godnością, a jego obecność – nawet po tylu latach – niosła za sobą cień autorytetu, który nie zbladł. Choć twarz Dooku była surowa, nosząca zmarszczki doświadczenia i ciężaru wyborów, dziś w kącikach ust tlił się cień uśmiechu – jakby wspomnienia dawnych lat postanowiły zaskoczyć go sentymentem.

Gdy przekroczył próg Archiwum, jego spojrzenie – bystre, lecz spokojne – natychmiast spotkało się z tym należącym do Mace’a Windu. Mistrz Windu właśnie kończył rozmowę z młodym rycerzem, zapewne kolejnym uczniem szukającym drogi pośród starożytnych tekstów. Ale widok Dooku sprawił, że zamilkł w pół słowa.

Na twarzy Windu pojawił się szeroki, niemal dziecięcy uśmiech – rzadki widok, który sprawił, że niektórzy młodsi Jedi wstrzymali oddech.

„Mistrzu Dooku… stary lwie. Galaktyka zyskuje, kiedy wracasz do tych sal.” – powiedział, podchodząc i obejmując starszego mistrza ramieniem.

Dooku uniósł brew z udawaną surowością, ale gest odwzajemnił bez wahania. Ich objęcie nie było tylko powitaniem – było aktem uznania, że mimo różnic, łączyła ich wspólna historia, wspólne szkolenie… i wspólna strata.

„A ty, Windu, wciąż pozwalasz sobie na zbyt wiele emocji.” – odparł z lekkim przytykiem, ale w jego głosie brzmiała nuta ciepła. – „Cieszę się, że nie wypleniłeś jeszcze całkiem człowieczeństwa ze swojego rygoru.”

W tej chwili dołączył Mistrz Yoda. Mały, lecz potężny, jego krok był cichy, lecz wyraźny – a jego obecność sprawiła, że nawet rozmowy padawanów przycichły. Stanął przed Dooku i przez chwilę patrzył na niego, nie mówiąc ani słowa.

I wtedy przemówił, spokojnie, z głębi serca:

„Powróciłeś, mój padawanie.”

W jego oczach błyszczało wzruszenie. Mimo całych dziesięcioleci – mimo odejścia Dooku z Zakonu, mimo kontrowersji – dla Yody ten człowiek wciąż był jego uczniem. I jak każdy mistrz Jedi wiedział: uczeń, który wraca… niesie w sobie nowe światło lub nowe cienie.

Dooku uklęknął na jedno kolano. Symbolicznie. Na moment.

„Nie dla Zakonu… lecz dla prawdy. I dla ucznia, który może przerosnąć nas wszystkich.”

W tle, nieco dalej, wśród regałów stał Xanous, obserwując z dystansu scenę, która miała więcej znaczeń, niż był w stanie jeszcze pojąć.

Jerec, stojący obok niego, szepnął tylko:

„Powitanie przeszłości… by zmienić przyszłość.”

💫 Spotkanie z Jocastą

📍Wielkie Archiwum Jedi, pod kopułą Gwiezdnej Sal Wyroczni

W półcieniu ogromnych kolumn archiwum, gdzie światło przenikało przez migoczące dane holokronów, stała Jocasta Nu – starsza, ale nie słabsza. Jej postawa była prosta, godna i niezmienna, jak sama wiedza, której strzegła. Szaty biblioteczne, tradycyjnie proste i pozbawione ozdób, przy niej wyglądały niemal ceremonialnie.

Jej wzrok padł na niego, zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć słowo. Dooku – ten, który kiedyś cytował jej starożytne teksty zanim jeszcze miały tłumaczenie, który kwestionował wszystko, nawet wtedy, gdy był tylko uczniem. Ale też ten, którego serce znała lepiej, niż kiedykolwiek przyznał publicznie.

Dooku nie mówił głośno. Nie musiał.

„Jocasta…” – wyszeptał, podchodząc do niej powoli, jakby powrót do tej przestrzeni był dla niego rodzajem pokuty. – „Moja mądra gwiazdo… jak dobrze cię widzieć.”

W jednej chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech – promienny, jasny, pełen ciepła, które zarezerwowane było tylko dla niewielu.

Bez słowa, bez wahania – podeszła i objęła go mocno, jakby przez te wszystkie lata nie minęła ani chwila. Ich objęcie było krótkie, ale w jego rdzeniu tętniła historia dekad – wspólnych badań, wieczorów spędzonych nad starożytnymi mapami, szeptanych dyskusji o naturze Mocy… i w końcu – troski o chłopca, którego teraz oboje kochali jak własnego.

Zaraz potem pocałowała go w policzek – gest prosty, ale pełen wszystkiego, czego nie wypowiedzieli przez lata. Miłość. Przyjaźń. Wdzięczność. I coś więcej – coś jak przeprosiny bez winy.

„Wciąż przynosisz zamieszanie do moich archiwów.” – powiedziała z czułym rozbawieniem. – „Ale dziś… w twoich oczach znów jest pokój.”

Zatrzymała spojrzenie na nim. – „I dumna jestem. Bardzo dumna.”

Dooku nie odwrócił wzroku, ale jego głos zadrżał ledwie wyczuwalnie:

„Tylko dlatego, że twój wnuk mnie nie zabił.”

„Bo wiedział, że jeszcze cię potrzebuje.” – odpowiedziała z uśmiechem. – „Tak samo jak ja.”

W tej chwili, nieopodal, Xanous przystanął cicho przy jednej z kolumn. Nie chciał im przerywać. Ale widząc ich razem, zrozumiał coś istotnego:

Nie pochodził tylko z krwi Serenno.

Pochodził z tej przestrzeni. Z tej więzi. Z tego światła i cienia, które kiedyś stworzyło jego przeznaczenie – zanim jeszcze miał imię.

🧑‍🏫 Szkolenie Historyczne: Xanous i Historia Serenno

📍Komnata Zakazanych Holokronów, poziom piąty Wielkiego Archiwum Jedi

Za grubymi drzwiami z phrikowego stopu, zabezpieczonymi kodem znanym jedynie archiwistom i członkom Rady, znajdowała się jedna z najbardziej prywatnych i zapomnianych komnat Świątyni Jedi. W tej ciszy, w której nawet światło zdawało się poruszać ostrożniej, Dooku usiadł z Xanousem przy świetlnym stole, którego powierzchnia była pokryta znakami dawnych epok. Projektor holokronów zawisł w powietrzu – delikatnie pulsując, jakby oddychał.

Gdy Dooku przemówił, jego głos był spokojny, ale napięty wewnętrzną powagą:

„Wnuku, dzisiaj nie uczę cię walki.”

Przerwał, pozwalając, by słowa opadły jak kurz na stare pergaminy. – „Dzisiaj uczę cię pamięci. Tego, skąd pochodzisz.”

Z holokronu wysunęły się holograficzne obrazy: ogromne sale Pałacu Xanousów na Serenno, z jego marmurowymi filarami, ogrodami pełnymi migoczących latarni i salą tronową wypełnioną echo dawnych głosów. Inna scena ukazywała Starożytną Radę Rodową Serenno – odzianą w ceremonialne szaty, rozmawiającą nad starymi mapami galaktyki.

Ale potem obraz zmienił się. Przed oczami Xanousa ukazały się postaci dawnych Jedi – z rodowodem sięgającym Serenno – którzy nosili zarówno miecze, jak i tomy proroctw. Byli inni: poważni, dumnie kroczący wśród niepewności epok. Wśród nich – młodszy Dooku, wtedy jeszcze uczący się u Mistrza Yody.

Dooku wpatrywał się w obrazy, jakby widział je nie pierwszy raz, lecz każdy raz bolał tak samo.

„Mój ojciec, twój pradziad, zdradził Jedi. A mój brat… nie miał odwagi temu się przeciwstawić. Ale to nie ich grzechy tworzą twoją historię.”

Xanous, mimo młodego wieku, siedział wyprostowany – niemal jak dumny uczeń, niemal jak młody lord. Jego oczy chłonęły każde słowo.

„Moc to nie tylko broń, Xanous.” – Dooku podniósł dłoń i wskazał na płynący hologram przedstawiający Kroniki Ciemnej Mgły – zapisy pierwszych buntowników, którzy sprzeniewierzyli się Harmonii. – „To dziedzictwo. A twoje korzenie sięgają głębiej, niż myślisz.”

Zamilkł na moment. Przez dłuższą chwilę słychać było tylko dźwięk przelatujących danych i łagodne pulsowanie projektora.

„Krew Serenno płynie w tobie – dumna, silna i stworzona do czegoś większego. Nie tylko, by słuchać rozkazów. Ale by pytać… czym jest prawdziwa równowaga. I jak jej strzec, gdy nikt inny nie ma odwagi tego robić.”

Xanous spojrzał na hologram przedstawiający stary portret jednego z pierwszych Skywalkerów z Serenno – rycerza, który według legendy przekroczył mgławicę śmierci, by przynieść pokój całej planecie.

„A jeśli równowaga wymaga buntu?” – zapytał cicho.

Dooku uśmiechnął się słabo, bez cienia kpiny.

„Wtedy musisz być gotów ponieść cenę. Ale pamiętaj…”

Dotknął stołu, a hologram zmienił się, ukazując drzewo rodowe Serenno – sięgające czasów przedwojennych, przeplatane symbolami Jedi, Konfederacji… i przyszłości, która dopiero miała zostać napisana.

„…że nie każda rebelia jest zdradą. Czasem to po prostu prawda, która przyszła zbyt wcześnie.”

✍️ Dziennik Xanousa – Wpis: Archiwa i Miłość

📅 Dzień Harmonii, Komnata Holokronów, Coruscant

„Dziś widziałem dziadka, jakiego nie znałem.

Śmiał się z Mace’em Windu – tym samym, który zwykle patrzy na mnie, jakbym miał zaraz przynieść zagładę Zakonu.

Ale dziadek śmiał się – szczerze, ciepło. I nikt się nie bał. Nikt nie uciekł. Przez moment Świątynia nie wyglądała jak warownia – wyglądała jak dom.”

Potem przytulił Mistrzynię Jocastę. Moja babcia… To słowo brzmi dziwnie. Jak z bajki. Ale jest też prawdziwe. Gdy ich zobaczyłem razem – nie jako mistrzów, nie jako archiwistów, tylko jako dwoje starych serc, które pamiętają więcej niż pozwala Zakon – zrozumiałem coś, czego nikt mi nie powiedział podczas lekcji medytacji:

Miłość przetrwa dłużej niż kodeks. Dłużej niż wojna. Dłużej niż miecz.

Dooku mówił o domu. O Serenno. Mówił o mnie. Nie jak o narzędziu. Nie jak o broni. Ale jak o dziedzicu – kimś, kto nie tylko nosi imię, ale potrafi dać mu nowe znaczenie.

I przez chwilę… nie czułem ciężaru mojego imienia. Nie byłem tylko Skywalkerem. Nie byłem tylko dzieckiem Rady.Czułem dumę. Prawdziwą. Taką, która nie musi krzyczeć.”

Zostanę tu dziś dłużej. Pomiędzy światłem projektora a cieniem regałów. Może posłucham jeszcze, jak babcia śmieje się cicho. Może zapamiętam, jak wygląda galaktyka, gdy nie trzeba się jej bać.”

– Xanous

🌿 Ilustracja Sceny Medytacji Xanousa[]

🟢 Scena: Medytacja i Dziedzictwo

Akademia Jedi, Sala Holokronów – późny wieczór

Xanous miał już około 16,5 roku. Jego twarz nabrała wyrazistości dorosłości, ale spojrzenie nadal nosiło resztki młodzieńczej wrażliwości — tej, która u mistrzów Jedi często bywała wygaszana. Siedział w pozycji lotosu pośród kręgu aktywnych holokronów. Niektóre emanowały błękitnym światłem, inne pulsowały złotem lub szmaragdem, jakby każde z nich oddychało własnym rytmem Mocy.

Przed nim, niczym relikwia z innego świata, spoczywał jego nowy miecz świetlny – zielone ostrze, obecnie wygaszone, ale o wyjątkowym stylu: zakrzywana rękojeść, elegancka i groźna zarazem, inspirowana mieczem samego Hrabiego Dooku. Nosiła jednak subtelne różnice – symbol tego, że Xanous nie był kopią. Był kontynuacją… i zarazem buntem.

Wokół chłopaka wirowały drobne cząstki światła, niemal jak świetliki przyciągnięte jego aurą. Sala była cicha – lecz nie martwa. Pulsowała Mocą. Równowaga między ruchem a bezruchem.

Na jego twarzy nie było gniewu. Nie było lęku. Była tylko czysta koncentracja. Jego dłonie leżały na kolanach, wnętrzami do góry. Oddech był głęboki, spokojny. Jego duch nie walczył z ciemnością — on ją rozpoznawał i odczytywał, jakby była starożytnym językiem.

W tle unosił się hologram planety Serenno – niebo rozgwieżdżone nad jej górzystym kontynentem, linie miast i pałaców, historia zaklęta w świetle.

A za nim – zaledwie cień, ale wystarczająco realny. Dooku. Starszy, wciąż dostojny, choć już bardziej duch niż mistrz. Stał bez słowa, z rękami splecionymi za plecami, jakby czuwał. Nie ingerował, nie oceniał. Ale każdy, kto spojrzałby w to przedstawienie, wiedziałby jedno:

Dooku widział w nim dziedzica. Nie tylko Serenno, ale również swojej wiary, swojego buntu, i... swoich błędów.

W tej chwili nie było potrzeby słów.

ChatGPT Image 3 cze 2025, 23 54 35

Xanous był wszystkim, czym miał się stać. właśnie dlatego – jeszcze nie był nikim.

🌟 Rozdział VII: Powrót na Serenno

📍Na pokładzie statku Hrabiego Dooku – „Solar Sailer”

Wieczorne niebo Coruscant powoli tonęło w fioletach i bursztynach, gdy elegancka sylwetka statku Solar Sailer oderwała się od lądowiska Akademii Jedi. Wnętrze maszyny było chłodne, ciche i urządzone ze smakiem godnym arystokraty – wszystko z ciemnego drewna, delikatnych metali i wygłuszone tak, by nawet hałas galaktyki nie przerywał ciszy rozmowy.

Xanous siedział naprzeciwko Dooku, dłonie złożone na kolanach, spojrzenie wbite w przelatujące światła miasta. Wciąż słyszał w głowie wiadomość głosową od matki – ciepłą, nieco drżącą:

„Tęsknimy za tobą, synu. Nawet twój brat przestał udawać, że nie zagląda do twojego pokoju.”

Ojciec powiedział mniej, ale głos miał głęboki, jakby chciał coś dodać… i się rozmyślił. A jego młodsza siostra, z typową dla niej bezczelnością, rzuciła: „Jeśli nie wrócisz na mój koncert, to wyprę się twojego imienia. Albo cię wycałuję przed całym rodem.”

Dooku odczytał własną wiadomość bez słowa. Potem złożył ją i przysiadł ciężko, w zamyśleniu.

„Wyruszamy na Serenno. Natychmiast.”

Xanous uniósł brew.

„To nagłe.”

„Rada Starszych prosiła.” – Dooku odparł spokojnie, ale unikał wzroku wnuka. – „Chcą nas tam. Chcą rozmawiać… o tobie.”

„Dlaczego?”

Dooku popatrzył przez chwilę na przestwór galaktyki poza iluminatorem. A potem, jakby zmęczony, powiedział:

„Polityka. Tradycja. Rodzina.”

Uśmiechnął się chłodno. – „Trzy rzeczy, których nie nauczy cię żaden miecz świetlny.”

Ale nie powiedział wszystkiego. Nie wspomniał o dziwnych wizjach, które nawiedziły Starszych Rady Serenno. O ich szeptach o „Powracającym Dziedzictwie” i „Synu Proroctwa”. O tajemniczym artefakcie odnalezionym w ruinach pod katedrą Dookuńską, który rozpoznał krew Xanousa… zanim ktokolwiek zdążył go dotknąć.

🌌 Zbliżenie do Serenno

Po kilku godzinach ciszy i rozmów o niczym, Solar Sailer wleciał w atmosferę Serenno. Widok z iluminatora ukazał planetę w jej pełnej majestatyczności: zielone wzgórza falujące jak ocean, złote wieże pałacowe wznoszące się ku niebu, a nad wszystkim – ciężkie chmury zwiastujące burzę.

„Pamiętasz to miejsce?” – zapytał Dooku.

Xanous kiwnął głową. – „Pamiętam zapach. Mokrego marmuru po deszczu.”

Dooku uśmiechnął się półgębkiem.

„I pamiętasz zasady. Milczeć, póki nie zostaniesz zapytany. Patrzeć uważnie. I nie zdradzić emocji.”

„Tak jak u Jedi?”

„Nie, mój chłopcze. Jeszcze gorzej.”

🛬 Lądowanie

Statek zbliżył się do prywatnego lądowiska nad północnym skrzydłem Pałacu Rodowego Dooku. W dole, przy platformie, czekali już przedstawiciele Rady – w ceremonialnych szatach, niepokojąco milczący. Wśród nich stała też Lady Ewa – matka Xanousa, wciąż tak samo dumna, jak wtedy, gdy wyprawiała go na Coruscant.

Gdy trap się opuścił, Xanous poczuł, że powietrze Serenno jest cięższe niż pamiętał. Pachniało wilgocią… i oczekiwaniem.

Dooku szedł pierwszy – sztywny, godny, jak generał wracający na pole własnej legendy.

Xanous za nim – krok za krokiem, ze świadomością, że to nie będzie tylko powrót do domu.

To będzie próba.

🛬 Scena Powitania na Lądowisku – Powrót Dziedzica

📍Pałac Rodowy Xanousów, platforma północna, Serenno

📅 Xanous ma 18 lat

Cichy szum repulsorów Solar Sailera ucichł, a trap zsunął się z lekkim sykiem hydrauliki. Powietrze Serenno wpadło do wnętrza statku jak wspomnienie – gęste, lekko wilgotne, przesycone zapachem liści cindarii i górskiej żywicy. Dla Xanousa, który opuścił to miejsce jako chłopiec, był to pierwszy od dawna wdech rodzinnej ziemi – i pierwszy krok jako mężczyzny.

Dooku stanął przy wyjściu pierwszy. Przez moment milczał, patrząc na stojących poniżej przedstawicieli Rady Rodowej, służbę i bliskich. Potem spojrzał przez ramię na Xanousa.

„No więc, chłopaku… wychodzi na to, że zostajemy tu dłużej.”

Dooku uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach było coś, czego Xanous nie potrafił jeszcze rozszyfrować.

Xanous, odziany już nie w typowy płaszcz Jedi, lecz w długą, czarną tunikę zszedł po trapie tuż za dziadkiem. Jego krok był spokojny, ale w środku czuł, jak napięcie pulsuje mu w skroniach. Miał osiemnaście lat, ale dziś czuł się o dziesięć starszy.

Na lądowisku czekała ich nie tylko formalność – to była demonstracja.

Lady Ewa, jego matka, witała ich pierwsza – jak przystało na najwyższą damę dworu. Jej suknia miała barwy rodowe: burgund, złoto i czerń. Podeszła do syna z wyprostowaną postawą, ale gdy tylko stanął przed nią – objęła go mocno.

„Mój syn…” – szepnęła. – „Galaktyka może cię zwać Skywalkerem. Ale tu, jesteś Xanousem. I twoje miejsce wciąż na ciebie czeka.”

Tuż za nią pojawiła się reszta: jego ojciec, dystyngowany i opanowany jak zawsze, skinął głową – może z dumą, może z niepokojem. Jego młodsza siostra rzuciła mu szturchnięcie w bok i wymamrotała:

„Jesteś wyższy niż ostatnio. To nie fair.”

Starszy brat, stojąc w tle, unikał jego wzroku – ale gdy spojrzenia się spotkały, kiwnął głową. Krótko, oszczędnie. Ale to wystarczyło.

Za rodziną, w idealnym półokręgu, czekało ośmiu członków Rady Rodowej – starcy i staruszki odziani w ceremonialne płaszcze, wyglądający bardziej jak strażnicy tradycji niż politycy.

Najstarszy z nich, Lord Malvorran, wystąpił krok do przodu. Miał głos jak złamane żelazo:

„Hrabio Dooku. Lordzie Xanous.”

To był rytuał. Nie formalność. Użyto tytułu. Oficjalnie.

„Zwołaliśmy was nie z powodu uprzejmości. Lecz z powodu przeznaczenia.”

Dooku zmrużył oczy. Xanous wyprostował się.

„Powiedzcie, panie Malvorran,” – odezwał się chłopak pewnie, choć z nutą szacunku. – „Czy przeznaczenie zawsze przybywa z taką ilością formalności?”

Jeden z młodszych doradców zachłysnął się. Dooku zaś... lekko się uśmiechnął. Z dumą.

Malvorran odpowiedział po chwili:

„Nie, młodzieńcze. Ale przeznaczenie... wymaga sceny.”

⚜️ W tym momencie bębny rodowe zaczęły grać – niskie, pulsujące uderzenia – a powietrze wypełniła muzyka ceremonii powitania dziedzica.

Flagi Serenno rozwinęły się na murach pałacu. Służba ustawiła się w rzędach. Księżyce planety wschodziły powoli – a Syn Rodu, Xanous Skywalker, stanął po raz pierwszy jako dorosły, wezwany nie przez Zakon… lecz przez krew.


🍷 Scena Rodzinna: Obiad w Pałacu Xanousów

📍Serenno, Pałac Rodowy, Sala Lustrzana

📅 Wieczór powrotu Xanousa

W słonecznej galerii przylegającej do głównego dziedzińca pałacu, gdzie złocone kolumny odbijały się w marmurowych posadzkach, Lady Ewa Xanous – dama rodu, matka, i gospodyni o sercu twardym jak żelazo i czułym jak aksamit – rozmawiała spokojnie z Dooku. Obydwoje stali przy oknie wychodzącym na wschodni ogród.

„Nie poznaję cię, Hrabio,” – powiedziała z uśmiechem, trzymając w dłoni kielich z herbatą z ognistej jeżyny. – „Kiedyś zjawiałeś się tu tylko w deszczu i z cieniami w oczach. A dziś… masz światło w spojrzeniu.”

Dooku uniósł brew z lekką kpiną. – „Może to słońce Serenno. Może to wnuk.”

W tym momencie przez jedne z głównych drzwi, otwartych przez służbę, wszedł Hrabia Jerzy Xanous – lord rodu, mąż Lady Ewy, mężczyzna o silnej budowie, krótkiej brodzie i spojrzeniu, które potrafiło uciszyć całe zgromadzenie… lub rozbawić je jednym gestem.

Zobaczywszy Dooku, uśmiechnął się szeroko – i bez chwili wahania objął go ramieniem.

„Dooku. Stary wilku. Nadal trzymasz się wyprostowany jak miecz. Galaktyka cię nie złamała, więc może my to zrobimy przy winie.”

Dooku odwzajemnił uścisk z zaskakującą czułością, choć jego twarz pozostała dostojna.

„Jerzy… Widzę, że twoje poczucie humoru nie utonęło w polityce.”

Jerzy puścił oczko i podszedł do żony, całując ją w dłoń, a potem – bezceremonialnie, jakby nie było służby ani protokołu – również w usta.

„Moja królowa. Jakże piękna wyglądasz, gdy rozkazujesz całym pałacem i udajesz, że to przypadkiem.”

Lady Ewa zaśmiała się lekko, z tą nutą dumy, jaką znała tylko rodzina.

„Zamknij się, Jerzy. Goście są.”

W drzwiach stanął Xanous, w towarzystwie swojego rodzeństwa. Młodsza siostra natychmiast przybiegła i objęła go mocno, mówiąc coś zbyt szybko i zbyt głośno, jak zwykle. Starszy brat skinął głową, a najmłodszy brat – ledwo nastoletni – z szacunkiem się skłonił, choć nie ukrywał podziwu.

Jerzy podszedł do Xanousa i wziął go w uścisk, po czym odsunął, jakby chciał go ocenić wzrokiem.

„A więc przyjechałeś, mój synu. Cieszę się. Choć powiem ci: miałem wrażenie, że przyślą hologram. A jednak... prawdziwy dziedzic potrafi postawić stopę w rodzinnym progu.”

Lady Ewa klasnęła w dłonie lekko, jakby kończyła niewidzialną ceremonię:

„W takim razie – koniec z ceremoniami. Chodźcie wszyscy. Zapraszam was na obiad. Kuchnia już się spóźnia przez te emocje, a rosół nie lubi czekać, nawet na Jedi.”

Wszyscy ruszyli w stronę Sali Lustrzanej, gdzie długi stół był już nakryty – świeczniki z Serennijskiego srebra, kielichy z ciemnorubinowego szkła, a zapach duszonego mięsa i przypraw z ogrodu roznosił się po komnatach.

A gdy usiedli, choć wśród toastów i śmiechów brzmiały nuty rodzinnej radości, nikt jeszcze nie wiedział, że wieczór zakończy się nie tylko deserem… ale i wiadomością, która zmieni wszystko.

🍷 Ciąg dalszy: Kolacja przerwana – Tajemnica Rady

📍Sala Lustrzana, Pałac Xanousów, Serenno

📅 Wieczór – po powrocie Xanousa

Rozmowy przy stole nabierały rytmu. Między kęsami duszonego rosanego mięsa a ciepłymi kromkami chleba z ogrodu północnego, słychać było śmiechy, wspomnienia i lekkie kłótnie o to, kto pierwszy złamał protokół w dzieciństwie. Xanous, choć zmęczony podróżą, wreszcie pozwolił sobie uśmiechnąć się z prawdziwym ciepłem – jakby wspomnienie domu zaczęło powracać nie tylko w głowie, ale i w ciele.

Dooku, zajmujący miejsce honorowe po lewej stronie Lady Ewy, odcinał się od politycznych żartów Jerzego z lekkim uśmiechem i chłodnym dystansem, ale w jego oczach czaiła się uwaga – jakby coś wyczuwał w powietrzu.

Właśnie, gdy służący rozlewał ciemne wino z rodowej piwnicy, drzwi sali otworzyły się gwałtownie – tak nagle, że jedna ze służących upuściła talerz.

Do środka wszedł Lord Aven Carthus, jeden z najstarszych członków Rady Rodowej Serenno, mężczyzna o twarzy jak wykuta z kamienia i oczach przypominających stalowe ostrza.

Jego obecność była nieformalna. Ale nieprzypadkowa.

„Wybaczcie wtargnięcie…” – powiedział głosem, który jednocześnie przepraszał i rozkazywał. – „Ale sprawa, z którą przychodzę, nie może czekać do jutra.”

Jerzy wstał powoli, podobnie jak Dooku, który momentalnie się wyprostował. Lady Ewa nie poruszyła się – tylko jej dłoń odsunęła kielich. Jej oczy stały się czujne.

Xanous, którego twarz przeszła z rodzinnej beztroski w ostrożność Jedi, również wstał.

„O co chodzi, Lordzie Carthusie?” – zapytał Jerzy, tonem niechętnym do dramatów przy stole.

Carthus uniósł rękę, a za nim wszedł jeden z młodszych doradców – niosąc w dłoniach stary, spękany wolumin, zamknięty na sygnetowe pieczęcie. Księga wyglądała jak wyciągnięta z grobu.

„To znaleziono dziś w Zakazanym Archiwum pod świątynią słońca. Pieczęć… otworzyła się dopiero w chwili, gdy twoje dziecko… przekroczyło granicę Serenno.”

Wszyscy spojrzeli na Xanousa.

Cisza zapadła jak miecz wbity w stół.

Dooku zrobił krok do przodu. Spojrzał na księgę i zbladł nieznacznie.

„To niemożliwe. Te księgi… miały być zamknięte do jutra .”

„Właśnie tak, Hrabio.” – Carthus spojrzał mu prosto w oczy. – „A jednak jedna z nich się przebudziła. I pokazała tylko jedno imię.”

Jerzy uniósł brwi. – „Niech zgadnę. Xanous.”

Carthus skinął głową.

„Nie. Pokazała imię rodowe. Ale nie jako przeszłość. Jako pytanie… i ostrzeżenie.”

Wszyscy zamilkli. Księga została położona na stole. Z jej wnętrza wydobywał się lekki szum – jakby nie była martwa. Jakby coś w niej czekało. Szeptało.

Lady Ewa odezwała się po długim milczeniu:

„Proszę. Otwórzcie to.”

Dooku spojrzał na Xanousa.

„Niech to zrobi on.”

Ręce chłopaka, choć pewne, zadrżały lekko, gdy zbliżył dłoń do księgi. Pieczęcie rozpadły się same – jakby go rozpoznały.

Wewnątrz znajdował się tylko jeden wers, wyryty jak blizna:

„Syn dwóch światów. Głos, który rozszczepi równowagę. Krew, która obudzi śpiące moce.”

I pod tym – symbol Rodu Dooku... nad którym nagle rozjarzyła się runiczna gwiazda Mocy, znana tylko z mitów.

🧬 Scena: Zebranie Rodu Dooku – Powrót Krwi na Serenno

📍Pałac Rodowy, Sala Dębowa

📅 Po kolacji – tuż po otwarciu Księgi

Gdy słowa wyryte w księdze wybrzmiały w umysłach wszystkich obecnych, wieść o ich treści rozniosła się błyskawicznie – jakby sam pałac szeptał je przez swoje korytarze. Nie minęło pół godziny, a do Sali Dębowej – prywatnego salonu rodu Dooku, gdzie niegdyś omawiano losy planet i zakonów – zaczęli schodzić się wszyscy krewni Hrabiego Dooku, ci znani z holokronów, kronik… i plotek, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego.

👨‍👩‍👦‍👦 Obecni członkowie Rodu Dooku (kanoniczni i legendowi):[]

  1. Ramil Dooku – młodszy brat Dooku, lojalny arystokrata, który pozostał na Serenno i od zawsze był przeciwny odejściu brata do Zakonu Jedi.
  2. Adan Dooku – ojciec Dooku, surowy i zimny patriarcha, którego duch (dosłownie lub w legendzie) wciąż „rządził” salami tego pałacu.
  3. Jenza Dooku – siostra Dooku, o ciepłym sercu i głębokiej intuicji, jedyna z rodzeństwa, która utrzymywała kontakt z nim w czasie jego pobytu w Zakonie.
  4. Respen Dooku – kuzyn Dooku, znany ze swoich kontaktów z rodami z Ryloth i podróży dyplomatycznych po Wewnętrznych Rubieżach.
  5. Varn Dooku – wnuk Ramila, młody, ambitny polityk, który marzy o wprowadzeniu rodu z powrotem do pełni władzy w Konfederacji Systemów Niezależnych (z legend).
  6. Lady Thea Dooku – ciotka Dooku od strony matki, duchowna Zakonu Wewnętrznej Harmonii Serenno. Mistyczka.

Rozmowa w Sali Dębowej

Wnętrze pomieszczenia było ciemne, ciepłe, wypełnione zapachem starego drewna i kadzidła z liści morsalii. W rogu płonął kominek. Gdy wszyscy zasiedli, Xanous czuł się nieco jak przy stole pełnym senatorów i duchów jednocześnie.

Ramil Dooku przemówił pierwszy, tonem pełnym cierpienia i pretensji:

„Więc wracasz z wnukiem, a przynosisz... prorocze przekleństwo?”

Dooku odpowiedział chłodno:

„Nie przynoszę niczego. To Serenno przywołało mnie. I jego.”

Jenza, siostra Dooku, spojrzała z troską na Xanousa.

„Nie jesteś przekleństwem, dziecko. Jesteś światłem, którego nikt tu nie rozumie… jeszcze.”

Respen westchnął teatralnie, popijając coś z kryształowego kielicha:

„Światło czy nie, cała ta księga wygląda na polityczną pułapkę. Pokazuje się tylko jemu, ale słowa są… niepokojące. 'Rozszczepi równowagę'? To brzmi jak wojna.”

Lady Thea wstała z miejsca powoli. Jej oczy były jak szkło, głębokie i spokojne:

„Nie wszystko, co rozszczepia, niszczy. Czasem równowaga to tyrania. Czasem światło potrzebuje cienia.”

Varn Dooku, młody i dumny, uderzył dłonią w blat.

„Powinniśmy go ogłosić oficjalnym następcą Rady Rodowej. Jeśli Moc go rozpoznaje – to znaczy, że galaktyka powinna też.”

Ramil rzucił na niego ostre spojrzenie:

„Dooku zhańbił to nazwisko odchodząc do Jedi. Teraz chcecie, by jego wnuk… również oparł się naszej tradycji i stał się jej twarzą?!”

Dooku wstał.

„Nie chcę niczego. Ale wiem jedno: ten chłopiec – ten mężczyzna – jest wszystkim, czego potrzebuje ten ród, by przetrwać nie tylko w historii, ale i w prawdzie. Nie dlatego, że nosi nasze imię. Ale dlatego, że nie boi się spojrzeć w to, co zakazane.”

Wtedy głos zabrał Xanous.

Jego słowa były proste. Ale mocne.

„Nie proszę o wasze błogosławieństwo. Ale przyjmuję wasz osąd. Jeśli moje istnienie ma nieść pytanie – to zadam je. A jeśli odpowiedź zaboli... to znaczy, że była potrzebna.”

W Sali zapanowała cisza. Ale nie taka, która rodzi wrogość. Taka, która zostaje po słowie, które trafiło w sedno.


🌄 Dziedzictwo, które woła

📍Serenno – Ogrody Przodków i Komnaty Rodowe, dzień Przysięgi Dziedzica

📅 Poranek po rozmowie z Radą i Rodem Dooku


Dzień, którego wyczekiwała cała planeta Serenno, nadszedł w ciszy świtu. Nie było fanfar, nie było parad – tylko mgła sunąca nad dolinami, jakby sama przyroda składała hołd młodemu dziedzicowi, który miał dziś stanąć między przeszłością a przyszłością. Xanous Skywalker, wnuk Hrabiego Dooku, syn rodu Skywalkerów i dziedzic rodu Dooku, budził się dziś nie jako chłopiec… lecz jako symbol.

Jeszcze zanim dzwony pałacowe wybiły pierwszą godzinę, Xanous opuścił swoje komnaty. Ubrany w prostą, ciemnogranatową tunikę z herbem rodu wyhaftowanym przy sercu, boso przeszedł przez ścieżki prowadzące do Ogród Przodków – świętego miejsca, do którego dostęp mieli tylko wybrani dziedzice Serenno.

Na środku marmurowego dziedzińca, otoczonego kwitnącymi orchideami lśniącymi od porannej rosy, zatrzymał się. Jego miecz świetlny – z rękojeścią zaprojektowaną w stylu Dooku, ale lżejszą, młodszą – spoczywał u jego boku.

Stał nieruchomo. Zamknął oczy.

„Nie jestem tu, by tylko nosić koronę.

Jestem tu, by na nowo nadać jej znaczenie.”

– wyszeptał, patrząc w stronę słońca, którego promień prześlizgnął się właśnie przez wschodnie wzgórza.

To była jego własna przysięga. Nie wypowiedziana wobec tłumów, lecz wobec ziemi. Wobec Serenno.


👨‍👩‍👧‍👦 Rodzeństwo Xanousa – głos domu

W tym samym czasie, w komnatach centralnych, jego rodzeństwo kończyło przygotowania. Choć każde z nich miało własne zdanie, temperament i miejsce w rodowej hierarchii, dziś – pierwszy raz od lat – byli razem jako rodzina.

  • Verik – starszy brat, arystokrata w duszy, lojalny wobec rodu i nieco zazdrosny o uwielbienie, jakie skupiało się wokół Xanousa. Dziś jednak jego spojrzenie miało w sobie dumę. I może nawet ulgę, że to nie on musi nieść tę odpowiedzialność.
  • Vestan – średni brat, bardziej filozof niż wojownik, wykształcony na Ossus i zafascynowany historią Mocy. Jako jedyny z rodzeństwa próbował pojąć, co znaczy dziedzictwo Jedi – i co może znaczyć dla ich domu. Czekał na moment, by zadać Xanousowi pytania, które nurtowały go od lat.
  • Lyenna – młodsza siostra, dusza burzy i salonu. Pyskata, ambitna, kochająca brata z siłą, którą ukrywała pod ironią. Jako pierwsza przytuliła go po powrocie i jako pierwsza rzuciła mu w twarz: „Jeśli zostaniesz Hrabim, nie zapominaj, że to ja rządzę pałacem, gdy cię nie ma.”
  • Aelric – najmłodszy, dopiero dorastający chłopak, patrzył na Xanousa jak na bohatera z legend. Dooku raz powiedział, że Aelric „patrzy tak samo, jak Xanous patrzył kiedyś na mnie”.

🏛️ Spotkanie z rodziną Dooku – Krew i Cień

Po południu, na specjalnym zgromadzeniu w Komnacie Gwiezdnej, Xanous spotkał się raz jeszcze z całą rozszerzoną rodziną Dooku. W pomieszczeniu z herbami każdego pokolenia – wyrytymi w srebrze i obsydianie – stali jego wujowie, ciotki, kuzyni i kuzynki.

  • Jenza Dooku, siostra Dooku, objęła Xanousa z delikatnością matki. – „Twój uśmiech... przypomina mi młodego Hrabiego. Ale twoje oczy widzą więcej.”
  • Ramil Dooku nie krył szorstkości. – „Obyś miał kręgosłup twardszy niż twój dziad. Bo jeśli nie… Moc ci nie pomoże.”
  • Lady Thea, mistyczka, spojrzała mu prosto w serce. – „Widziałam cię we śnie, chłopcze. Stałeś między dwiema gwiazdami. Jedna płonęła… druga milczała. Ale obie były tobą.”

Dooku milczał przez większość zgromadzenia. Obserwował. Gdy wreszcie przemówił, jego głos był miękki… ale stanowczy:

„Mój wnuk nie przyszedł tu, by was zadowolić. Ani by powtórzyć nasze błędy. Przyszedł, by je zrozumieć… i może kiedyś nam przebaczyć.”

I wtedy padło pytanie od Respena Dooku:

„A jeśli nie chce być jednym z nas?”

Xanous podszedł do herbu Dooku, położył na nim dłoń, a potem spojrzał na wszystkich:

„Nie muszę być jednym z was. Ale niosę waszą krew. I nikt nie odbierze mi prawa, by przemienić to dziedzictwo w coś więcej niż tylko cień legend.”


Wieczór – symboliczna cisza przed burzą

Kiedy dzień zaczął się chylić ku końcowi, Serenno rozświetlało się powoli tysiącem lampionów. Lasy i pałace szeptały o dziedzicu. Mieszkańcy dolin modlili się o pokój. Rada Rodowa szykowała rytuał uznania, ale serca wielu wciąż były podzielone.

Xanous siedział sam w wieży północnej. Przed nim leżała księga, która poprzedniego wieczoru rozświetliła się jego imieniem.

Dooku wszedł bez słowa, stanął obok i przez chwilę milczeli.

Wreszcie dziadek powiedział:

„Nie wiem, czy jesteś tym, którego proroctwo zapowiada. Ale wiem jedno: jesteś tym, którego ta galaktyka się boi. I to znaczy… że masz szansę ją zmienić.”

Xanous nie odpowiedział. Tylko spojrzał w noc.


🧠 Ostatnie Nauki Dooku

📍Pałac Xanousów, Serenno – Przed ceremonią Tysiąca Płomieni

Przez wiele miesięcy przed ceremonią, Hrabia Dooku prowadził z Xanousem rozmowy, które sięgały głębiej niż jakakolwiek lekcja walki czy wykład o polityce galaktycznej. Nie były to już rozmowy mistrza z uczniem — były to przekazy pokoleniowe. Dooku, sam będący żywym konfliktem idei — Jedi i arystokraty, filozofa i wojownika — widział w Xanousie możliwość równowagi, której sam nie zdołał odnaleźć.

Pod osłoną wieczorów w ogrodach, przy holomapach, a czasem po prostu spacerując w milczeniu korytarzami przeszłości, przekazywał mu prawdy, które nie były zapisane w żadnym holokronie.

W jednej z takich rozmów powiedział:

„Ludzie będą się ciebie bać, bo nosisz tytuł. Ale szanować będą cię dopiero, gdy zobaczą, że umiesz odmówić mieczowi i sięgnąć po słowo.”

To była kwintesencja filozofii Dooku — rozumiejącego zarówno ciężar władzy, jak i potrzebę jej transcendencji. Nie chodziło już tylko o to, by przetrwać — lecz o to, by odmienić dziedzictwo, które przez wieki karmiło się siłą.

Dooku wiedział, że ta ceremonia będzie ostatnim rozdziałem, który współdzieli z wnukiem. Potem… historia będzie należała do Xanousa.


🏛️ Ceremonia Tysiąca Płomieni

📍Cytadela Dziedziczenia, Serenno – Sala Przysięgi

Dzień był bezwietrzny. Niebo nad Serenno miało odcień głębokiego granatu, jakby samo chciało przypominać, że nawet wysokość nie jest granicą, lecz horyzontem.

W Sali Tysiąca Płomieni, najstarszej komnacie rodowej, gdzie przysięgali władcy Serenno od czterech tysięcy lat, tliło się dokładnie tysiąc świec. Każda reprezentowała ród, sprzymierzeńca, przodka, opowieść. Ich płomienie nie migotały — paliły się równo, jakby i one wiedziały, że to chwila, która zapisze się w legendzie.

Xanous, ubrany w ceremonialne szaty z ciemnego szmaragdu przeszywanego srebrną nicią, przeszedł przez środek sali w absolutnej ciszy. Z boków przyglądali mu się:

  • Przedstawiciele rodów Serenno,
  • Delegaci Konfederacji,
  • Mistrzowie Jedi z Coruscant (Shaak Ti, Kit Fisto, nawet Yoda poprzez hologram),
  • Członkowie Gwardii Pałacowej,
  • A przede wszystkim – cała jego rodzina:
    • Verik, dumny, lecz wyraźnie wzruszony;
    • Vestan, trzymający w dłoni starą księgę rodową;
    • Lyenna, która jako jedyna nosiła biżuterię w kolorach Jedi;
    • Aelric, wyprostowany, z oczami pełnymi zachwytu;
    • oraz… Dooku, Jerzy Skywalker i Jocasta Nu — reprezentanci trzech nurtów: dziedzictwa, krwi i mądrości.

W samym centrum sali, pod złotym sklepieniem ozdobionym freskami przedstawiającymi historię Serenno, znajdował się marmurowy podest. To tam Xanous uklęknął, składając ręce na znak gotowości.

Za nim stał Hrabia Dooku, jako reprezentant rodu.

U jego boku – Jerzy Skywalker, ojciec, który choć nie nosił tytułu Jedi, znał wartość tej równowagi.

Obok – Jocasta, która z trudem kryła łzy.

Z boku, z wielkiego ozdobnego pojemnika pokrytego motywami rodowymi, wyszedł najstarszy żyjący Dooku, mężczyzna niemal nieruchomy, jakby sam był artefaktem.

Trzymał w dłoniach ceremonialną złotą rękojeść miecza rodowego – bez ostrza, ale z symboliczną siłą tysięcy przysiąg.

Podniósł ją powoli.

A5456dd3-56e7-4f23-99da-9a946bd3415f

Jerzy, stając przy Xanousie, położył rękę na jego ramieniu — nie jako przewodnik, ale jako ojciec.

Głos Dooku rozbrzmiał w sali:

„Kto sięga po władzę, niech najpierw sięgnie w głąb siebie.

Kto nosi miecz, niech pozna słowo.

Kto dziedziczy krew, niech przemieni ją w przyszłość.”

A potem skierował wzrok na Xanousa:

„Czy przyjmujesz dziedzictwo Serenno?

Nie tylko jako tytuł, ale jako służbę.

Nie tylko jako zaszczyt, ale jako próbę?”

Xanous podniósł wzrok.

Jego głos był czysty, mocny i spokojny.

4738dfdd-5aaa-40cc-9bc2-1f3c89fe3514

„Przyjmuję. I nie jestem tu, by powtórzyć historię. Jestem tu, by dać jej nowy początek.”


Finał przysięgi

„Przysięgam na Moc, na moje dziedzictwo, na mój ród, że będę rządził nie dla siebie, ale dla tych, którzy mi zaufali. Przysięgam, że nie ucieknę przed ciemnością, ale jej nie ulegnę. Że będę głosem pokoju i mieczem sprawiedliwości.”

Dooku dotknął jego ramienia:

„Niech Moc cię prowadzi, Xanousie Skywalkerze z rodu Serenno. Od tej chwili jesteś Hrabim. Nie przez tytuł… przez czyn.”

Xanous Skywalker – Hrabia Serenno.

Nie jako echo przeszłości.

Ale jako głos przyszłości.


🛡️ Pierwsze Decyzje i Próba Polityczna[]

Jeszcze tego samego dnia na ręce nowego Hrabiego wpłynął raport o narastającym konflikcie między dwoma mniejszymi rodami, Arvant i Destra. Stare waśnie groziły otwartym buntem. Wszyscy oczekiwali jednej rzeczy: czy młody Hrabia zareaguje szybko… i mądrze.

Xanous zaskoczył wszystkich. Zamiast wysłać gwardię, zwołał Zgromadzenie Starszych, poprosił o obecność lokalnych przywódców i osobiście pojawił się w obu miastach. Jego postawa była bezpośrednia, ale nienachalna. Zamiast rozkazywać — słuchał.

Jego przemówienie, wygłoszone w Sali Pokoju w Antaresie, zakończyło się słowami:

„Ja nie chcę rządzić waszymi sercami. Ja chcę je usłyszeć. Bo Hrabia, który nie słucha swojego ludu, przestaje być jego głosem.”

Zawarł pokój — nie przez strach, ale przez zaufanie.


💠 Symbole Nowego Władcy[]

Po ceremonii Xanous przyjął nowe symbole rodowe. W tym:

  • Miecz Zielonego Pokoju – który sam zaprojektował, nawiązując do stylu walki Dooku, ale dodając własną elegancję. Zakrzywiona rękojeść i kryształ kyber z Ilum — zielony, znak mistrzostwa Jedi.
  • Dziennik Dziedzictwa – pergaminowy kodeks, w którym zapisywał nie tylko prawa i decyzje, ale również własne wątpliwości, myśli, sny i przestrogi. Wiedział, że każdy władca musi mieć miejsce, gdzie mówi tylko prawdę – nawet jeśli tylko do siebie.

🧙‍♂️ Dziedzictwo Mistrza Dooku[]

Choć Dooku pozostał na Serenno jeszcze przez kilka miesięcy, by doradzać wnukowi, jego rola powoli przechodziła w tło. Stał się cieniem, który nie prowadzi — lecz wspiera.

Podczas ostatniego wieczoru, zanim Hrabia udał się samodzielnie do rady miasta, Dooku powiedział:

„Od dziś mój głos jest tylko echem w twojej duszy. To, co słyszysz teraz, to nie ja. To ty.”


🏁 Zakończenie Rozdziału V[]

Koronacja Xanousa nie była końcem drogi — była początkiem epoki. Młody Hrabia nie tylko przyjął tytuł, lecz również nadał mu nowe znaczenie. Jego rządy nie zaczęły się wojną, lecz pokojem. Nie siłą, lecz zrozumieniem. Nie strachem… lecz obecnością.

A nad nim czuwał nie tylko ród Serenno, lecz także przeszłość galaktyki — i przyszłość, którą miał dopiero napisać.


🌌 Rozdział VI: Akademie Galaktyczne i Droga Wiedzy Hrabiego

📍Zamek Rodowy, Pałac Serenno – Noc po ceremonii przysięgi

Wieczór był spokojny. Niebo Serenno przygasło od tysiąca lampionów, które unosiły się nad dziedzińcami, ale w pałacu wciąż tliły się rozmowy, szepty, wspomnienia z dnia koronacji. Xanous, odziany już nie w ceremonialne szaty, lecz w prostą, ciemną tunikę podróżną, siedział w jednym z prywatnych ogrodów, gdzie zapach morinthii mieszał się z chłodnym powietrzem nocy.

Dołączył do niego Dooku, niosąc w dłoni kielich z herbatą. Siadł bez słowa. Przez chwilę milczeli razem – w tej ciszy, która rodzi się między mistrzem a uczniem, dziadkiem a wnukiem, władzą a przyszłością.

Wreszcie Dooku przemówił:

„Pamiętasz, jak mówiłem, że dziedzictwo to nie tylko tytuł?”

Xanous kiwnął głową, nie odrywając wzroku od nieba.

„Dzisiaj przyjąłeś brzemię rodu. Ale teraz przyjmiesz jeszcze jedno – cięższe.”

Odwrócił się ku niemu. Dooku patrzył uważnie, jakby ważył każde słowo.

„Jutro wyruszasz, Hrabio. Nie jako uciekinier, lecz jako uczeń Galaktyki. Wysyłam cię na naukę… do miejsc, które ukształtują cię nie mniej niż to, co już przeszliśmy.”

Xanous nie był zaskoczony. Ale czuł to… głęboko. Jak powiew przyszłości. Jak cień rzeczy, które dopiero nadejdą.


📜 Wiedza jako obowiązek Choć Xanous Skywalker został ogłoszony Hrabim Serenno, jego głód wiedzy tylko przybrał na sile. Wiedział, że prawdziwa władza nie leży w mieczu ani w głosie Rady – lecz w rozumieniu. Pragnął poznać fundamenty, które podtrzymują cywilizacje – od prawa, przez psychologię, po Moc samą w sobie.

„Wiedza jest tarczą przeciwko ignorancji. A ignorancja – to najniebezpieczniejszy wróg władzy.”Xanous do Rady Serenno przed swoim odlotem


🏛️ Galaktyczna Akademia Strategii i Dyplomacji – Chandrila

Pierwszym przystankiem była Chandrila – planeta pokryta ogrodami, jeziorami i akademiami. Tam, nad Jeziorem Cirsarii, mieściła się jedna z najbardziej prestiżowych uczelni w Galaktyce. W marmurowych aulach i w szklanych salach wykładowych uczono nie tylko taktyki wojskowej i dyplomacji, ale także subtelnej sztuki przewidywania, negocjowania i wywierania wpływu.

Wśród wykładowców byli:

  • były senator Harell Velo, znany z pokonania kryzysu na Mahruxie bez oddania ani jednego strzału,
  • mistrzyni Jedi Tsai Ri, która uczyła sztuki ciszy i odczytywania prawdy spod maski,
  • oraz generał Byssor Klee, emerytowany strateg, który nie ufał nikomu – ale od razu polubił Xanousa.

Choć był najmłodszy w swojej grupie, Xanous szybko się wyróżnił. Jego chłodna analiza i intuicja czyniły z niego ucznia trudnego do zaskoczenia. Wkrótce zyskał przydomek: Mistrz Ciszy, bo nie zadawał wielu pytań — ale zawsze odpowiadał tak, że inni milczeli.


⚔️ Akademia Wojskowa – Carida

Carida była przeciwieństwem Chandrili. Tam nie było rozmów – był rozkaz. Miejsce, gdzie szlachetne nazwisko nie znaczyło nic, jeśli nie potrafiłeś biec przez błoto z 30-kilogramowym plecakiem i nie upaść przy symulowanym ostrzale.

Xanous nie prosił o przywileje. Włożył zbroję, przeszedł kurs piechoty, dowodził symulacyjnym plutonem i nie raz wyciągał swoich ludzi z pułapek, które inni uznali za nie do przejścia.

„Jeśli chcesz być przywódcą na froncie – musisz najpierw wiedzieć, jak smakuje błoto pod twoimi stopami.”

generał Sornek, główny instruktor Caridy

Wielu żołnierzy, którzy służyli potem pod jego dowództwem, wspominało go nie jako Hrabiego… ale jako tego chłopaka, który spał w błocie i pierwszy rzucił się, by wyciągnąć kolegę z podtopionego poligonu.


📖 Uniwersytet Archeo-Mythologii – Ossus

Ostatnia z jego podróży była też tą, która zostawiła w nim najgłębszy ślad. Ossus – dawna stolica wiedzy Jedi, zniszczona przez wojny, a dziś odbudowywana jako centrum badań nad starożytną Mocą.

55bd9a77-b894-4f36-99f9-016702e917a8

To tutaj, u boku Jocasty Nu, swojej babci, zgłębiał:

  • rytuały sprzed czasów Zakonu,
  • zapomniane języki używane przez przodków Sithów i Je’daii,
  • oraz artefakty, które nie działały jak broń… ale jak lustra.

W starych bibliotekach, pomiędzy ruinami, Xanous miał swoje pierwsze wizje. Obrazy przeszłości i przyszłości, migawki alternatywnych losów, głosów, które szeptały przez wieki.

I właśnie tam zrozumiał:

„Moc nie ma jednej prawdy. Ma nieskończoną liczbę pytań. A każde z nich jest drogą.”


🌌 Epilog rozdziału: Wnuk Dooku, Syn Wiedzy

Gdy powrócił z nauk, Xanous był inny. Mądrzejszy. Cichszy. Bardziej świadomy nie tylko tego, kim jest, ale też czym może się stać. Nie był już tylko Hrabim. Był głosem nowego pokolenia arystokratów – tych, którzy rozumieli, że władza to nie korona… ale odpowiedzialność wobec przeszłości i przyszłości.


🎓 Powrót na Serenno – Inny niż ten, który wyjechał

Gdy Xanous powrócił na Serenno po latach studiów, już nie był młodym szlachcicem z medalem Jedi i tytułem arystokraty. Był czymś więcej: dowódcą, dyplomatą, filozofem, i... wciąż uczniem Mocy.

Czekała go nowa era. Nie tylko w Serenno. Ale i w galaktyce.

Bo w oczach Dooku, widzących ostatni raz tak wyraźnie, jak dawniej — świat potrzebował teraz przywódcy, który potrafi być cicho, gdy wszyscy krzyczą. I który mówi… gdy inni milczą.


💠 Ulepszenie Zielonego Miecza

📍Planeta Ilum – Kryształowe Serce Mocy

📅 Po powrocie z galaktycznych akademii


Po latach nauki, po wykładach, wojskowych ćwiczeniach, prastarych tekstach Ossusa i godzinach spędzonych w medytacyjnych ogrodach Serenno, Xanous Skywalker poczuł, że coś w nim dojrzało. Nie była to zachcianka. Nie impuls. To było głębokie, spokojne przekonanie, jakby samo echo Mocy szeptało do niego:

„Twój miecz to nie koniec. To początek.”

Nie chciał gotowego ostrza, ani niczego, co stworzyłby ktoś inny.

Nie chciał repliki ani symbolu.

Chciał prawdy.

Własnej.

🛰️ Wyprawa na Ilum

Bez eskorty, bez rozgłosu, bez pałacowego ceremoniału – udał się samotnie na planetę Ilum, święte miejsce Jedi, gdzie od tysiącleci wykuwano pierwsze miecze świetlne. Planeta – zimna, lodowa, nieprzyjazna – była prawdziwą próbą wewnętrzną. Nie wystarczyło znaleźć kryształ. Trzeba było być gotowym, by on pozwolił się znaleźć.

Wszedł do Kryształowej Jaskini, tej samej, którą odwiedzali wielcy mistrzowie dawnych czasów. Zimą, w ciszy, z sercem wolnym od gniewu, ale pełnym pytań. Medytował. Słuchał.

I wtedy... on znalazł jego.

Jasnozielony kyber, ukryty w warstwie lodu, błyszczał delikatnie jak żywe światło. Nie był to kamień wojny. Był to kamień decyzji.

Gdy go dotknął – Moc zadrżała wokół niego. Jakby sama uznała, że ten, który szuka, już nie szuka. Teraz tworzy.


🛠️ Miecz: Nowe Ostrze, Nowy Głos

W warsztacie zbudowanym na Serenno – pośród starych artefaktów rodu Dooku – Xanous złożył nowy miecz własnymi rękami.

  • Rękojeść: zakrzywiona, inspirowana stylem Dooku, ale bardziej elegancka. Wykonana z polerowanego obsydianu i srebra pochodzącego z gór Serenno.
  • Detale: subtelne zdobienia w formie run Serenno, symbolizujące równowagę, harmonię i transcendencję.
  • Wnętrze: kryształ Kyber osadzony w rdzeniu z żywego drewna loramai, które reagowało na emocje właściciela – tworząc subtelne wibracje, gdy jego serce biło mocniej.
  • Aktywacja: cicha, szlachetna. Zielony promień wydobywał się z rękojeści z miękkim sykiem – jak oddech.

Kiedy aktywował ostrze po raz pierwszy, cała pracownia zadrżała lekko. Światło zielonego ostrza odbiło się w srebrze z taką harmonią, że przez chwilę wyglądał jak… rzeźbiarz światła.

To nie był miecz wojownika.

To był miecz filozofa.

To był miecz lorda, który zrozumiał, że walka to nie zawsze starcie ostrzy – ale często starcie dusz.

„Ten miecz nie jest bronią. Jest odpowiedzią.

Moim dziennikiem. Moją wolą.”

Xanous Skywalker


🌌 Symbol i przeznaczenie

Od tej chwili zielone ostrze stało się znakiem jego obecności. Tam, gdzie się pojawiał – świat czuł jego równowagę. Nie świętość. Nie grozę.

Ale gotowość.

  • Gotowość, by bronić.
  • Gotowość, by słuchać.
  • Gotowość, by powiedzieć „nie”, kiedy wszyscy inni milczą.

To ostrze nie domagało się walki. Ale niosło spokój, który mógłby zakończyć wojnę – lub ją powstrzymać zanim się zacznie.


📜 Dziennik Hrabiego – Początek Wnętrza

Wraz z wykuciem nowego miecza, z ukończeniem nauk w akademiach i powrotem na Serenno jako młody władca, Xanous Skywalker rozpoczął coś jeszcze — coś cichszego, bardziej intymnego niż rozkazy, tytuły i przemowy.

ChatGPT Image 20 kwi 2025, 21 50 44

Zaczął pisać.

Nie do nikogo konkretnego.

Nie dla potomnych.

Nie dla historii.

Dla siebie.

W ciemnej skórzanej księdze, wykonanej z materiału pochodzącego z drzew galaktycznego Drah’meeru i oprawionej srebrnymi nitami z Serenno, Xanous rozpoczął Osobisty Dziennik HrabiegoCodex Internum, jak sam go nazwał.

Nie był to dziennik taktyczny ani polityczny. Był duchowym kompasem, miejscem, gdzie krzyżowały się jego wizje, sny, błyski Mocy, refleksje nad galaktyką, ludzkością… i sobą samym. Czasem pisał o tym, czego nie potrafił jeszcze wypowiedzieć. Czasem pisał wiersze. Innym razem — przestrogi dla przyszłości.


📖 Pierwsza strona dziennika – odręczne pismo, równy rytm:

„Nie wiem, dokąd mnie ta droga zaprowadzi.

Wiem tylko, że nie chcę iść ślepo.

Każda myśl to latarnia.

Każdy błąd to znak.”

Był to nie tylko wstęp. To była deklaracja. Manifest wędrującego ducha.


💭 Zawartość Dziennika

W dzienniku pojawiały się wpisy różnego rodzaju, często z dnia na dzień inne w tonie, jakby zapisywał kolejne warstwy swojej istoty.

✨ Wizje i przeczucia[]

„Dziś śnił mi się świat bez granic. Miasto zbudowane ze światła, ale nikt tam nie widział. Bo światło oślepiało. Czy Moc może być zbyt czysta?”

„Gdy dotknąłem ostrza, usłyszałem krzyk, który nie był moim. Przeszłość... woła przez stal. Niech woła. Nie odpowiem jeszcze.”

🪶 Wiersze[]

„Jestem cieniem pod koroną,

głosem, który zna ciszę,

nie władcą… lecz ogrodem,

który uczy się, czym jest cień.”

„Moc nie płynie,

Moc trwa.

A ja —

jestem jej brzegiem.”

📜 Rozważania filozoficzne[]

„Czy Jedi, który czuje gniew, ale go rozumie, nie jest mądrzejszy od tego, który od niego ucieka? Czy Hrabia, który zna swoje słabości, nie ma większej siły niż ten, który udaje, że ich nie ma?”

„Równowaga nie jest matematyczna. To nie szalka. To taniec. Trzeba się ruszać. A ruch wymaga odwagi.”


🕯️ Znaczenie Dziennika

Ten dziennik stawał się jego latarnią w mroku decyzji, lustrem w chwilach zwątpienia, a czasem — zbroją wobec oczekiwań innych. Niektóre wpisy były zabezpieczone Mocą — mogły być czytane tylko przez kogoś, kto dzieli jego krew lub jego serce. Inne były ukryte w kodzie, znanym tylko jemu i… być może, kiedyś, komuś, kogo uzna za dziedzica.


E67a65f3-1930-45ce-8500-43aa12070434

🧘 Medytacja i Przemiana

📍Ossus – Taras Świateł, Akademia Archeo-Mythologii

📅 Ostatnie dni przed powrotem na Serenno

Słońce Ossusa chyliło się ku horyzontowi, zalewając taras bursztynowym światłem. Powietrze było suche, ale niosło w sobie echo starożytnych głosów, zapisanych w ruinach i kamieniach. Xanous Skywalker siedział samotnie, w pozycji medytacyjnej, na jednej z płaskich płyt tarasu Akademii. W tle słychać było tylko delikatny wiatr i ciche buczenie oddalonego reaktora zasilającego kompleks.

Ale w jego wnętrzu… rozgrywała się burza.

To nie była zwykła medytacja.

To nie było wyciszenie.

To było rozpuszczenie się — w Mocy, w przeszłości, w możliwych przyszłościach.

Zamknął oczy. I wtedy to się zaczęło.


Wizja: Równowaga

Zobaczył siebie unoszącego się wśród gwiazd, jakby nie istniał już czas ani przestrzeń. Nie miał na sobie szat Jedi, ani zbroi władcy. Był światłem... i cieniem. Obie formy pulsowały w nim jednocześnie — nie walczyły ze sobą. Współistniały.

Stał na granicy światła i ciemności – i nie musiał wybierać.

Z jednej strony: Jedi, ich kodeksy, zakazy, ich światło.

Z drugiej: Sithowie, ich wolność, ich pasja, ich cień.

A on… był mostem. Nie neutralnym. Nie biernym. Świadomym.

Zrozumiał:

„Mój los nie polega na tym, by wybierać strony.

Mój los polega na tym, by rozumieć obie —

i nie ulec żadnej.”

W tej chwili, Moc nie była już zewnętrzną siłą. Nie była nawet narzędziem. Była oddechem. Była wewnętrzną mową serca, która dotąd mówiła szeptem, a teraz — zaśpiewała.


🧩 Zakończenie Rozdziału VI: Wiedza jako droga, nie jako cel

Wszystkie akademie, świątynie, poligony i ruiny, które odwiedził, nie uczyniły z niego tylko stratega czy uczonego. One zdarły z niego warstwy, które założyli inni – Jedi, arystokraci, wojskowi, politycy – aż został tylko on.

I wtedy, paradoksalnie, stał się pełny.

Zrozumiał, że:

  • władza bez wiedzy prowadzi do tyranii,
  • a wiedza bez pokory prowadzi do pychy,
  • a siła bez miłości – do osamotnienia.

To z tą wiedzą, z tym nowym mieczem, z nowym wewnętrznym spokojem, Xanous powrócił na Serenno.

Nie jako chłopiec.

Nie jako Jedi.

Nie jako lord.

Ale jako ten, który widział więcej niż wielu mistrzów Jedi – i nie został przez to złamany.

🔥 Był gotów nieść swoje dziedzictwo dalej –

mądrze, ostrożnie,

z ogniem w sercu

i równowagą we krwi.

🌌 Rozdział VII: Powrót na Coruscant – Misja z Mistrzem Yodą

📍Coruscant – Świątynia Jedi | Misja: Gwiezdny Szept Ukrytych Światów

📅 Kilka miesięcy po ceremonii Tysiąca Płomieni


Po latach podróży, po dniach pełnych refleksji, po nocy, kiedy Moc śpiewała mu między światłem a cieniem, Xanous Skywalker powrócił na Coruscant.

Nie jako padawan.

Nie jako gość.

Ale jako równorzędny uczestnik rozmowy, której echo rozbrzmiewało w samej strukturze Zakonu.

Gdy jego osobisty statek — jednostka o smukłym, jedińsko-arystokratycznym designie — zbliżył się do lądowiska Świątyni Jedi, wielu rycerzy i mistrzów spojrzało w górę. Wracał ktoś, kto był inny niż wtedy, gdy go żegnano.


🌀 Spotkanie z Mistrzem Yodą

W Ogrodzie Refleksji, między drzewami zasadzonymi jeszcze za czasów Wielkiej Republiki, czekał Yoda. Mały, nieruchomy, lecz jego obecność – jak zawsze – wypełniała przestrzeń bardziej niż tysiąc słów.

Xanous uklęknął. Ale nie jak uczeń. Jak ten, który oddaje szacunek – nie uległość.

Yoda tylko kiwnął głową.

„Wróciłeś, hmmm? Inny ty jesteś. Głębszy. Cichszy.”

Xanous uśmiechnął się lekko.

„A jednak znów przychodzę z pytaniem.”

Yoda zamknął oczy.

„I dobrze. Bo pytania... to drzwi. A odpowiedzi... czasem tylko ściany.”


🎯 Misja: Gwiezdny Szept Ukrytych Światów

Tego samego dnia Rada Jedi zleciła im wspólną misję. Informacje przekazane przez zwiadowców wskazywały na tajemniczą anomalię energetyczną na pograniczu przestrzeni Nieznanych Regionów – coś, co określono jako „Głos Cieni” – zakłócenie Mocy, którego nie potrafiła zrozumieć ani technologia, ani medytacja.

Yoda wskazał na Xanousa.

„Zrozumiesz to, czego ja nie mogę. Twoja dusza... słyszy inne warstwy.”

Razem polecieli na pokładzie „Star Whispera”, lekkiego krążownika Jedi. Yoda siedział w medytacyjnej komnacie, Xanous — przy panoramicznym iluminatorze, zanurzony w zapiskach z własnego dziennika.

„Czy Moc może mówić w języku, którego Jedi nie uczą? A może my tylko słuchamy nie tych głosów?”

W jednej z medytacji, podczas lotu przez mgławicę Selasarii, Xanous miał wizję:

– widział dwoje dzieci – jedno z jasnych gwiazd, drugie z czarnej pustki.

– oboje milczeli… ale trzymali się za ręce.

Kiedy opowiedział to Yodzie, stary mistrz odpowiedział tylko:

„Równowaga to nie linia, po której idziesz. To dłonie, które potrafią się złapać.”


🌌 Planeta: Varnok III – Miejsce Misji

Na powierzchni planety Varnok III, gdzie znajdowała się zaginiona enklawa użytkowników Mocy – Ordo Elentarum – Xanous i Yoda napotkali nie tylko pozostałości prastarej świątyni, ale i byt energetyczny, który nie był ani ciemnością, ani światłem… lecz czymś z przed epok Zakonu.

W rozmowie z bytem, to Xanous prowadził komunikację. Jego zielony miecz nie był podniesiony. Był tylko obecny.

„Nie jestem wojownikiem. Jestem głosem tych, którzy rozumieją jedno i drugie. Nie przychodzę, by wybrać stronę. Przychodzę, by usłyszeć waszą.”

Byt milczał. A potem — przekazał obraz: gwiazdy zaplątane w korzenie drzewa. A potem zniknął.


Edukacja[]

Serenno, dom rodziny Skywalkerów/Dooku, zawsze patrzył na swojego najstarszego syna z wielkimi oczekiwaniami i nadziejami. Jako spadkobierca rodziny Skywalkerów najstarszy syn był symbolem dziedzictwa i tradycji, a także przyszłego przywództwa. Oczekiwano, że będzie kontynuował dziedzictwo swojej rodziny i będzie godnym następcą swojego ojca.

Społeczność Serenno z uwagą śledziła jego rozwój jako potencjalnego lidera. Był interesujący zarówno ze względu na swoje dziedzictwo, jak i indywidualne zdolności i charakter. Ludzie oczekiwali od niego wybitnego przywódcy, zdolnego do podejmowania mądrych i sprawiedliwych decyzji.

Jednak ciężar oczekiwań był także wielkim wyzwaniem dla najstarszego syna rodu Skywalkerów. Musiał poradzić sobie z presją, aby sprostać oczekiwaniom swojej społeczności, próbując jednocześnie odnaleźć własną drogę i tożsamość. Pomimo tych trudności jego determinacja i dążenie do doskonałości uczyniły go obiecującym kandydatem na przyszłego władcę Serenno.
— Hrabia Dooku wraz z wnukiem Xanousem
Enhanced-image (50)

jako Hrabia przy swoim biurku na Serenno

XD13TQUtrGE8Nqrlholq--1--v8zyo-enhanced
Obraz 2024-09-30 210420451

Xanous w jednej z Akademi

Xanous-0

już jako prawowity Hrabia Serenno

📘 I. Fundament: Wczesna Edukacja i Nauki Rodowe[]

🏛 Pałac Serenno – Wczesne Nauki[]

  • Mentorzy: Hrabia Dooku, Jocasta Nu, rodzice.
  • Zakres: historia rodu Dooku, polityka Serenno, retoryka arystokratyczna, etykieta, podstawy filozofii i medytacji Jedi.
  • Charakterystyka: Wychowanie arystokratyczne i duchowe, osadzone w tradycji, ale z nieustannym pytaniem „dlaczego?”. Xanous już jako dziecko potrafił zadawać pytania, które burzyły porządek lekcji.

✒️ „Nie jestem tu, by tylko nosić koronę. Jestem tu, by nadać jej nowe znaczenie.”


🎓 II. Etap Akademicki – Galaktyczne Instytucje[]

1. Galaktyczna Akademia Strategii i Dyplomacji – Chandrila[]

  • Zakres nauk:
    • dyplomacja wielostronna,
    • prawo galaktyczne,
    • taktyka negocjacyjna,
    • strategia polityczna.
  • Styl nauki: intelektualny, finezyjny, oparty na subtelnej analizie sytuacji i moralnych niuansach.
  • Efekt: Xanous zyskał reputację "Mistrza Ciszy" — mówił rzadko, ale trafiał celnie. Uczył się widzieć konflikt zanim powstał.

✒️ „Wiedza jest tarczą przeciwko ignorancji. A ignorancja – to najniebezpieczniejszy wróg władzy.”


2. Akademia Wojskowa – Carida[]

  • Zakres nauk:
    • taktyka bojowa,
    • prowadzenie oddziałów,
    • sztuka pola walki,
    • logistyka,
    • przetrwanie.
  • Styl nauki: brutalny, praktyczny. Żadnych tytułów. Żadnych przywilejów. Tylko pot i błoto.
  • Efekt: zdobył autentyczny szacunek żołnierzy. Był pierwszym Hrabim, który sam kopał okopy i nie spał w namiocie oficerskim.

✒️ „Jeśli chcesz być przywódcą na froncie – musisz najpierw wiedzieć, jak smakuje błoto pod twoimi stopami.”


3. Uniwersytet Archeo-Mythologii i Reliktów Mocy – Ossus[]

  • Zakres nauk:
    • prastare cywilizacje,
    • archeologia Mocy,
    • języki rytualne,
    • etyka Jedi,
    • zagubione teksty i artefakty.
  • Mentorka: Jocasta Nu
  • Styl nauki: kontemplacyjny, metafizyczny, mistyczny.
  • Efekt: pogłębienie rozumienia Mocy jako sieci – nie podziału. Xanous przestał widzieć Moc jako światło lub cień. Zaczął ją widzieć jako pytanie.

✒️ „Moc nie ma jednej prawdy. Ma nieskończoną liczbę pytań. A każde z nich jest drogą.”


🧘 III. Duchowa Przemiana i Medytacje[]

🌌 Medytacja na Ossusie – Taras Świateł[]

  • Doświadczenie: wizja samego siebie stojącego między światłem a cieniem, jako ucieleśnienie równowagi.
  • Wniosek: nie musi wybierać stron. Jego ścieżka to rozumienie. Nie uległość.
  • Efekt: pełne wewnętrzne zjednoczenie – gotowość, by prowadzić innych nie przez dogmaty, ale przez obecność.

✒️ „Mój los nie polega na tym, by wybierać strony.

Mój los polega na tym, by rozumieć obie —

i nie ulec żadnej.”


💠 IV. Ku mistrzostwu – Nowy Miecz i Dziennik[]

🔧 Zielony Miecz – Ilum[]

  • Własnoręcznie wykonany miecz świetlny z zakrzywioną rękojeścią z obsydianu i srebra Serenno.
  • Kyber z Ilum – odpowiadający jego wewnętrznej harmonii.
  • Styl: bardziej przypominał dziennik niż broń. To była emanacja jego woli, nie tylko ostrze.

✒️ „Ten miecz nie jest bronią. Jest odpowiedzią. Moim dziennikiem. Moją wolą.”


📓 Dziennik Hrabiego (Codex Internum)[]

  • Zapiski: sny, wizje, poezja, myśli filozoficzne, przeczucia.
  • Forma: duchowy kompas – osobisty, ale zakodowany dla przyszłych pokoleń.
  • Efekt: jego myśli staną się fundamentem nowego myślenia o Mocy, odpowiedzialności i władzy.

✒️ „Każda myśl to latarnia. Każdy błąd to znak.”


👣 V. Powrót do Zakonu – Misja z Mistrzem Yodą[]

✨ Planeta Varnok III – spotkanie z bytem spoza podziału[]

  • Misja z Yodą do Nieznanych Regionów.
  • Rozmowy o równowadze, kontakt z bytem Mocy nienależącym do żadnej frakcji.
  • Efekt: uznanie przez Yodę, że Xanous nie jest Jedi, ale jest tym, kogo Zakon potrzebuje.

✒️ „Nie potrzebujecie mnie. Potrzebujecie zmiany. A ja… mogę ją znieść.”


📊 Porównanie etapów edukacji[]

Etap Styl Nauki Temat główny Efekt psychologiczny Wpływ duchowy
Pałac Serenno Arystokratyczny Tradycja, historia, etyka Kształtowanie tożsamości rodu Wzbudzenie ciekawości
Chandrila Intelektualny Dyplomacja, retoryka, prawo Strategiczny umysł Zrozumienie siły słowa
Carida Brutalny / wojskowy Taktyka, dyscyplina, logistyka Hart ducha i ciała Pokora przez wysiłek
Ossus (uniwersytet) Mistyczny Archeologia, języki Mocy Głębia i introspekcja Nowe spojrzenie na Moc
Medytacja na Ossusie Transcendentalny Równowaga duchowa Przemiana tożsamości Zjednoczenie dualizmu
Ilum (miecz) Twórczy / symboliczny Kryształ, własna droga Autonomia duchowa Manifestacja harmonii
Dziennik (Codex Internum) Kontemplacyjny Refleksje, poezja, metafizyka Samoświadomość Pamięć duszy
Misja z Yodą Egzystencjalny Byty poza stronami, przyszłość Zakonu Potwierdzenie drogi równowagi Uznanie jako most

📌 Wniosek końcowy:

Xanous nie przeszedł edukacji. On ją przedefiniował.

Nie został Jedi. Nie został tylko Hrabim.

Został przestrzenią między tymi światami — głosem epoki, która miała dopiero nadejść.

🌌 Rozdział I: Bunt i Geniusz Xanousa – Kontynuacja i Podsumowanie Rozdział ten jest nie tylko opowieścią o kolejnym etapie edukacji Xanousa – jest manifestem jego intelektualnego przebudzenia. W Akademii Astronawigacji i Mocy na Obroa-skai, w miejscu, gdzie spodziewano się, że przyszli mistrzowie będą pokornie przyswajać wiedzę, Xanous pojawił się jak impuls – i jak zagrożenie dla struktury opartej na dogmacie.


📚 Złoty Uczeń – Ciemna Gwiazda[]

Już na samym początku wyróżniał się błyskawiczną absorpcją wiedzy, ale nie był to typowy geniusz. Nie chciał wiedzieć, jak – chciał wiedzieć, dlaczego. Kwestionował to, co inni uważali za nienaruszalne. Zadawał pytania, które rezonowały z przeszłością Szarych Jedi, Je’daii i nawet... dawnych Sithów, ale z perspektywy filozofii równowagi, a nie herezji.

✒️ „Dlaczego uczymy się o Mocy tylko z jednej perspektywy, skoro sama Moc nie zna stron?”

Nie był negacją Jedi – był lustrem, w którym odbijały się ich luki i ograniczenia.


🔥 Ogniste Starcie – Deklaracja Buntu[]

Konflikt z mistrzem Kelorrem był nieunikniony – podobnie jak jego zawieszenie.

Zamiast przeprosić, Xanous stanął przed Radą Akademicką i wypowiedział słowa, które stały się cytowane przez pokolenia:

✒️ „Jeśli nauka boi się myślenia – nie jest nauką. Jest więzieniem.”

Nie opuścił akademii pokonany. Opuścił ją wolny.


🧪 Własna Akademia – Narodziny Trzeciej Drogi[]

Odrzucony przez system, Xanous udał się w podróż, która z biegiem czasu stała się rytuałem transformacyjnym.

Zwiedził:

  • Jedhę, gdzie rozmawiał z Mnichami Whillów o duchowych niuansach Mocy.
  • Arkanię, gdzie zdobył dostęp do zakazanych artefaktów eksperymentalnych.
  • Yavin IV, gdzie odkrył echa dawnej obecności Sithów – i usłyszał ich głos bez uległości.

W podziemiach jednego z pałaców na Serenno, stworzył własne laboratorium wiedzy – miejsce, które łączyło naukę, mistykę, archeologię i projekcję Mocy. Tam narodziła się jego kluczowa myśl:

✒️ „Trzecia Droga – nie światło, nie cień. Spojrzenie ponad nimi.”


🧠 Rozwój Potęgi Intelektu[]

Xanous osiągnął rzeczy, których nie przewidywały żadne sylabusy:

  • Transgalaktyczna medytacja – zdolność łączenia się z odległymi punktami świadomości przez Moc.
  • Psychofizyczne mapowanie emocji – pozwalające rozpoznać zakłócenia Mocy jeszcze zanim się zamanifestują.
  • Holonomikony – żywe biblioteki Mocy, których struktura zmieniała się wraz z nastrojem użytkownika.

Ale był też samotny. Im więcej rozumiał, tym bardziej oddalał się od tych, którzy szli utartymi szlakami.


🌀 Spotkanie z Dooku – Filozofia ponad relacją[]

Ich korespondencja była krótka, ale treściwa:

✉️ Xanous: „Nie jestem pewien, czy pasuję do świata, który chcą mnie nauczyć. Ale wiem, że muszę zrozumieć wszystko – nawet to, czego się boją.” ✉️ Dooku: „Nie bój się być niewygodnym, jeśli twoje serce pozostaje uczciwe wobec prawdy. Ale pamiętaj – im więcej wiesz, tym łatwiej wpaść w pułapkę pychy.”

Dooku nie przyszedł, by uczyć. Przyszedł, by rozmawiać z równym sobie.

To spotkanie nie zamknęło żadnej ścieżki. Otworzyło kolejne: sojusz dwóch umysłów, które rozumiały, że przyszłość nie rodzi się z lojalności wobec stron – ale z lojalności wobec pytania.


🧭 Zakończenie Rozdziału I – Wolność zamiast dyplomu[]

Xanous nie ukończył Akademii. Ale stworzył coś, co wielu absolwentów nigdy nie odnajduje:

myślenie suwerenne.

Wolność wewnętrzną.

Własny język dla rzeczy, których nie da się nazwać.

Zamiast dyplomu – miał miecz, myśl i wizję.

✒️ „Nie był już tylko uczniem.

Był tym, który zrozumiał, że Moc to nie nauczanie.

Moc to pytanie, które trzeba zadać – i nie bać się odpowiedzi.”

Rozdział II: Pojmanie Mocy i Nowe Ścieżki (rozszerzenie)

📍 Planeta: Ossus – Zewnętrzne Ruiny Biblioteki Jedi

🕯️ Czas: Rok po opuszczeniu Akademii na Obroa-skai


🔍 Medytacje w Ruinach[]

Ziemia była sucha, a powietrze przesycone zapachem starego pyłu i wspomnień. Gdy inni szukali żywych mistrzów, Xanous udał się do tych, którzy milczeli od wieków.

To właśnie tutaj – w zawalonych krużgankach dawnej biblioteki Ossusa – odnalazł coś, czego nie dało się nauczyć ani wyczytać: ciszę, która nie była brakiem dźwięku, ale przestrzenią, w której rodziły się prawdziwe pytania.

W ruinach, pośród:

  • pękniętych kolumn z wygasłymi inskrypcjami,
  • wypalonych tablic z językiem Tho Yor,
  • gnijących, rozlanych pergaminów z czasów Je’daii,

Xanous zasiadał każdego dnia do medytacji, jak do rozmowy z przodkami.


💬 Monolog Ciszy[]

„Nie uczę się już od mistrzów... uczę się od echa ich błędów.”

Te słowa stały się jego mantrą. Nie były wypowiadane z goryczą – były przyjęciem odpowiedzialności. Każdy upadek Zakonu, każdy błąd, każda wojna, była fragmentem układanki, z której mógł się uczyć – ale tylko jeśli miał odwagę słuchać ruin, nie rekonstrukcji.


🪨 Ruiny jako Mistrzowie[]

Podczas jednej z medytacji, wyczuł pod ziemią niewielki zbiornik energii, zakłócenie, które nie wynikało z natury, ale z pamięci. Wykopał starą skrzynkę z kryształami wspomnień – pozostałościami mentalnych projekcji dawnych archiwistów. Ich duchy nie żyły, ale ich pytania… przetrwały.

Wśród nagrań była relacja nieznanego Mistrza Jedi z czasów Wielkiej Schizmy:

„Wiedzieliśmy, że idziemy za światłem. Ale czy sprawdzaliśmy, co zostawiamy w cieniu?”


📚 Własna Filozofia: Echo Myśli[]

Tam, na Ossusie, Xanous zaczął tworzyć własny dziennik filozoficzny, który różnił się od poprzednich. Nie był to już dziennik dziedzica, ani analiza mocy. To był manifest świadomej samotności – dzieło zatytułowane:

„Echo Myśli: Dialog z Ciszą”

Zapisał w nim m.in.:

  • „Cisza to najpotężniejszy Mistrz. Bo nie słucha cię. Ona czeka, aż znikniesz – i wtedy mówi.”
  • „Nie jestem Jedi. Nie jestem heretykiem. Jestem pytaniem, którego nikt nie zadał.”
  • „Jeśli Moc jest oceanem, to czemu wszyscy próbują chodzić po wodzie, zamiast zanurkować?”

🧘 Wejście w Próżnię[]

Podczas jednej z długich medytacji w ruinach Ossusa, jego świadomość... oderwała się.

Nie była to wizja. Nie była to ekstaza.

To było doświadczenie pustki Mocy – miejsca, w którym nie istniały światło ani ciemność, tylko potencjał. Zobaczył siebie jako:

  • ucznia, który nie potrzebuje nauczyciela,
  • wojownika, który nie potrzebuje miecza,
  • istotę, która zna swoje miejsce... poza zakresem Zakonu.

🧭 Zakończenie Rozdziału II – Narodziny Cichego Proroka[]

Kiedy Xanous opuścił ruiny, nie wrócił jako ten sam człowiek. Nie był już zbuntowanym uczniem, ani dziedzicem z Serenno. Był czymś nowymCichym Prorokiem Równowagi, którego głos nie był już krzykiem — lecz spojrzeniem, które mówiło więcej niż całe tomy.

„To, czego nie słyszysz, mówi więcej o tobie niż wszystko, co mówisz.”

Ccefaa12-dc21-4264-abdb-87fd755bb140

Rozdział III: Wejście w Cień – Nauka Bez Mistrzów

📍 Ruiny Ossusa i poza znanym szlakiem

🕯️ Czas: Lata samotnej kontemplacji po akademickim buncie


🧘 Szkolenie z Samym Sobą[]

W ruinach Ossusa, gdzie nie było już mistrzów ani bibliotekarzy, Xanous rozpoczął najważniejsze szkolenie swojego życianaukę od wewnątrz. Bez systemu, bez kodeksu, bez świadków.

Medytacje trwały długo – dniami, nocami – czas tracił znaczenie. Nie szukał oświecenia. Szukał prawdy. A prawda… nie przyszła jako światło. Przyszła jako obrazy:

  • Galaktyka rozdarta wojną.
  • Jedi i Sithowie – dwie armie, ale ta sama pycha.
  • Jego samego – jako kogoś, kto stoi pomiędzy, ale nie z żadną ze stron.

I najważniejsze: poczucie, że nie widzi przyszłości. On ją współtworzy.


🧪 Alchemia Mocy: Nowe Ścieżki Duszy i Ciała[]

Xanous, jak alchemik Mocy, zaczął formować techniki, które dla innych Jedi byłyby bluźniercze – ale dla niego… były konieczne. Nie były to sztuczki. To była transformacja.

🌕 Sferyczna Medytacja Krwi[]

Wchodził w trans, koncentrując się na impulsach serca i przepływie Mocy w żyłach. Dzięki temu uczył się, jak emocje zmieniają strukturę Mocy w ciele. Jak gniew gęstnieje, a spokój rozprasza napięcie.

„Kiedy moje serce bije rytmem chaosu, uczę się, jak oddychać w burzy.”

🎵 Echo Równoległe[]

Technika słyszenia emocji innych ludzi jako nut harmonicznych – cichy śpiew, rezonans, zakłócenie. Z zamkniętymi oczami słyszał lęk jako drżenie, kłamstwo jako fałszywy akord.

„Jeśli prawda ma dźwięk, to kłamstwo brzmi jak przesunięta nuta.”

🌬️ Most Tchnienia[]

Synchronizacja z tętniącą Mocą otoczenia – pozwalała mu "usłyszeć ruch" zanim nastąpił. Przewidywał gesty, słowa, nawet przyszłe reakcje… na kilka sekund przed ich wystąpieniem.


⚡ Spotkanie z „Odłamkiem Sithów”[]

F2260228-5e4d-4749-a44e-a24f53ea8ab1

Podczas jednej z wędrówek poza ruinami, natrafił na fragment czarnego holokronu, częściowo zniszczony, ale wciąż aktywny. Artefakt emanował chłodem i szeptem. To nie była tylko wiedza – to było echo.

Głos odezwał się, nie jako zagrożenie, ale… jak ktoś, kto zna jego wątpliwości.

„Nie jesteś nasz… ale nie jesteś też ich…”

„Złam równowagę, a poznasz prawdę.”

„Nie uciekaj od mroku. On już cię wybrał.”

To było jak zwierciadło – nie tyle pokusa, co świadomość, że mrok to nie tylko gniew i przemoc… ale także trauma, z której wyrasta siła. Nie przyjął ciemności. Ale przestał ją odrzucać.


🧬 Transformacja[]

Połączenie tych doświadczeń uczyniło z Xanousa istotę wyjątkową – nie tylko wytrenowaną, lecz przemienioną. Już nie potrzebował holokronów mistrzów. Sam stawał się jednym z nich – żyjącym nośnikiem wiedzy, pytania i sprzeciwu.



Rozdział III – Fragment: Echo Pytań, Nie Pokusy(kontynuacja) 📍 Ruiny Ossusa – Noc bez Księżyca

🌒 Cisza, którą słyszy tylko ten, kto już zna hałas całej galaktyki


W cieniu zrujnowanej biblioteki, przy blasku zielonego kryształu zawieszonego w powietrzu, Xanous Skywalker trzymał w dłoniach artefakt, który nie świecił… ale pulsował. Nie był to holokron Sithów w pełnym znaczeniu tego słowa – był to Odłamek. Fragment czegoś większego. Czegoś dawno zapomnianego.

W nim – echo.

Ale nie było tam rozkazów.

Nie było: „podążaj za mrokiem”.

Nie było: „nienawidź”.

Nie było: „walcz”.

Były pytania.

Ciche. Obserwujące. Głębokie jak lodowaty ocean.

„Jeśli Jedi nie pozwalają czuć… czy uczucia są grzechem?”

„Skoro Sithowie uczą wolności, ale zniewalają siebie pasją – gdzie kończy się ich droga?”

„Czy światło, które nie rozumie cienia… naprawdę rozświetla?”

Xanous nie był przerażony.

Był… poruszony.

Bo żadne z tych pytań nie próbowało go przeciągnąć.

Nie kusiły. Nie osądzały. Nie rozkazywały.

One po prostu… były.

I to właśnie ich obecność rozszerzyła jego świadomość bardziej niż tysiące lekcji w najświetniejszych akademiach.


🧠 To nie pytania są niebezpieczne,

lecz to, jak bardzo pragniemy ich nie słyszeć.


Tego wieczoru, Xanous nie przeszedł na ciemną stronę.

Nie odrzucił światła.

Ale po raz pierwszy przestał je traktować jako jedyną drogę.

I zrozumiał coś, czego nie uczy żaden holokron Jedi:

Ciemność nie zawsze krzyczy. Czasem po prostu zadaje pytania, które nikt inny nie ma odwagi wypowiedzieć.

🧩 Zakończenie Rozdziału III – Brama Cienia i Powrót Światła[]

Xanous, który opuścił akademie jako buntownik, teraz stawał się czymś więcej niż uczniem.

Nie Jedi.

Nie Sith.

Nie neutralny.

Świadomy.

Rozdział II – Epilog: Rada Jedi i Początek Ery Nowej Drogi 📍 Coruscant – Wielka Sala Rady Jedi

🌌 Nad miastem unosiła się noc, ale w Świątyni zapalało się nowe światło


Xanous Skywalker, już nie padawan, nie książę – lecz nauczyciel i myśliciel, powrócił do miejsca, które dawno temu było jego domem… i jego klatką.

Gdy przekroczył próg Sali Rady, od razu poczuł znajome napięcie w powietrzu.

Nie strach. Nie gniew.

Niepewność.

Jakby sama Rada – złożona z najpotężniejszych umysłów galaktyki – nie wiedziała, co myśleć o człowieku, który z jednej strony był ich wychowankiem… a z drugiej – prorokiem rozłamu.

W centrum siedzieli:

  • Mistrz Yoda – jego twarz poważna, ale serce otwarte.
  • Mistrz Windu – zaciśnięte dłonie, spojrzenie ostre jak klinga.
  • Mistrzyni Shaak Ti, Ki-Adi-Mundi, Aayla Secura, a także obecny był Jerec, który znał drogę Xanousa lepiej niż inni.
  • Nie zabrakło też… Hrabiego Dooku, siedzącego obok – nie jako oskarżony, lecz jako obserwator historii, którą sam zapoczątkował.

🧘‍♂️ Rozmowa Bez Ostrzy

Nie było oskarżeń. Nie było obrony.

Była tylko rozmowa.

– Powracasz jako nauczyciel, choć nigdy nie ukończyłeś ścieżki ucznia – rzekł Windu.

– Bo może to ścieżka była błędna – odpowiedział spokojnie Xanous.

– Czego teraz chcesz? – spytała Aayla.

– Nie chcę. Proponuję – odparł. – Nowe podejście do Mocy. Do nauczania. Do prawdy.

– I co zrobisz, jeśli ci odmówimy? – warknął Windu.

Już uczę. Rada nie musi dawać mi pozwolenia na oddychanie – odparł Xanous, z takim spokojem, że cisza po jego słowach mogłaby kruszyć skały.

Yoda w końcu odezwał się łagodnie:

– Widzisz więcej, niż wielu z nas.

Ale pamiętaj: kto widzi zbyt daleko, często gubi to, co blisko.

Ucz, jeśli uczyć pragniesz. Ale czy gotów jesteś… konsekwencje nieść?

Xanous pochylił głowę.

– Zawsze byłem gotów na samotność. Ale nie chcę rewolucji przez wojnę. Chcę zmiany przez zrozumienie.


🌱 Pierwsi Uczniowie – Ziarna Przyszłości

Po tym spotkaniu nie został przywrócony do Zakonu Jedi – ale też nie został wygnany.

Stał się czymś rzadkim – wolnym nauczycielem Mocy.

I wtedy zaczęli przychodzić…

Nie wielcy wojownicy.

Nie senatorzy.

Zwykli ludzie. Uczeni. Zagubieni. Wrażliwi.

Tacy, którzy nie pasowali nigdzie indziej – a odnaleźli się w jego słowach:

„Nie bój się nie pasować.

To znaczy, że twój kształt jest nowy.

A nowy kształt… czasem jest kluczem do nowej epoki.”


🌌 Wpływ na Galaktykę – Nowa Droga

Z czasem, słowa Xanousa – najpierw szeptane w niszowych kanałach, potem powielane w tajnych holonotatkach – zaczęły wpływać na kulturę, akademie, a nawet niektóre enklawy Jedi i Sithów.

Wokół niego powstała sieć uczniów i współpracowników, którzy nie tworzyli Zakonu… ale sieć filozoficzną. Szkołę myśli, nie dogmatu.

Jego główna idea brzmiała:

„Moc nie ma właściciela.

Ma tylko słuchacza.

I tym chcę być – słuchaczem, który uczy słuchać innych.”


🔚 Zakończenie Rozdziału II

Xanous nie został Mistrzem Jedi.

Został mistrzem myślenia.

I jak każde ziarno, które spada poza przygotowaną ziemię – nie usychał.

Zapuścił korzenie w dzikiej glebie przyszłości.

I ta przyszłość… zaczęła słuchać jego imienia:

Xanous Skywalker

– Ten, który nie wybrał stron.

– Ten, który zadał pytanie.

– Ten, który już nie szukał odpowiedzi w holokronach…

lecz w sercach innych.

🛰️ Rozdział III: Cienie Geonosis – Początek Konfederacyjnego Dziedzictwa

📍 Miejsce: Pałac Dooku na Serenno → Geonosis, Cytadela Konfederacji

🌒 Czas: Noc przed podróżą


🧓 Dooku do Xanousa

W bibliotece pałacowej, w półmroku oświetlonym jedynie płomieniami z wiszących lamp, Hrabia Dooku wszedł bez słowa. Jego dłoń spoczywała na lasce ceremonialnej, ale oczy były żywe – pełne planu, którego jeszcze nie zdradził.

Xanous spojrzał znad księgi.

— Coś się stało?

Dooku podszedł bliżej, położył dłoń na ramieniu wnuka.

Nie coś. Ktoś. Ty, uczniu.

Myślę, że czas wspólnie wybrać się na Geonosis. Czas poznać... Konfederatów. Czas, byś ujrzał drugi krąg politycznej prawdy, o którym Jedi milczą.

Xanous nie odpowiedział od razu. Czuł ciężar tych słów, jakby między zdaniami Dooku czaiła się historia, o której nikt nie śpiewał pieśni.


🚀 Podróż na Geonosis – Statek: Solar Sailer

Wnętrze statku było ciche. Solar Sailer Dooku sunął przez przestrzeń jak duch starego porządku. Przez przezroczysty baldachim widzieli linie gwiazd.

Dooku i Xanous siedzieli naprzeciwko siebie.

— Mówiono mi, że Konfederacja to bunt – powiedział Xanous.

— Bunt przeciw stagnacji – odparł Dooku. — To nie zdrada, to alternatywa. Jedi służą instytucji. My... służymy idei.

— A jaka to idea?

Że galaktyka nie może być zawiadywana przez tych, którzy udają, że wiedzą lepiej. A Moc... nie może być więźniem Świątyni.

— I dlatego mnie zabierasz?

— Nie, uczniu. Zabieram cię, bo w tej galaktyce zaczną się wojny – i musisz wiedzieć, komu będziesz ufał, zanim wszyscy zaczną krzyczeć o zdradzie.


🏛️ Geonosis – Cytadela Konfederacji

Planeta była surowa, rdzawa i pełna echa metalicznych procesji. Wewnątrz jednej z gigantycznych sal, oświetlonej bursztynowym blaskiem plazmy, czekało już zgromadzenie Konfederacji Niezależnych Systemów.

W sali zasiadali:

  • Wat Tambor z Techno Unii,
  • San Hill z Bankowego Klanów,
  • Poggle Mniejszy, władca Geonosis,
  • Shu Mai z Komitetu Handlu,
  • i inni liderzy, z których każdy miał własne armie, floty, wpływy… i tajemnice.

Gdy Xanous wszedł obok Dooku, rozmowy ucichły. Młody Skywalker z Serenno – dziedzic Dooku – oto on.

Wat Tambor chrząknął przez filtr:

— A więc to jest wasz następca?

Nie mój następca. – odparł Dooku. – Mój partner. I uczeń.

Poggle nachylił się do Shu Mai:

— Za młody. Za przystojny. Za... ludzki.

Shu Mai szepnęła:

— Ale jego oczy... są starsze niż nasze dusze.


🎭 Pierwsze Starcie Filozofii

Po oficjalnych powitaniach, rozmowy przeszły w politykę. Xanous słuchał – ale też odpowiadał. Gdy San Hill zaczął mówić o wojnie jako inwestycji, Xanous odparł spokojnie:

— Jeśli pokój jest nieopłacalny, to wasza ekonomia jest chora.

To zdanie wywołało burzę. Ale Dooku... uśmiechnął się lekko. Wiedział, że jego wnuk nie przyjechał tu jako pionek.

Przyjechał jako nowa figura na galaktycznej szachownicy.


🧭 Zakończenie sceny – Szept Dooku

Po spotkaniu, stojąc na tarasie Cytadeli, Dooku podszedł do Xanousa. Poniżej szumiały fabryki droidów. W oddali – piaski planety.

— Powiedzieli, że jesteś zagrożeniem.

— A jestem? – spytał Xanous.

Dooku spojrzał w niebo.

Tylko dla tych, którzy nie rozumieją, że zmiana już się zaczęła.


🍷 Rozdział III, Część II: Dzień Drugi na Geonosis – Kolacja Strategów i Cichy Szept Rebelii 📍 Miejsce: Cytadela Dooku, sala lustrzana nad halą produkcyjną droidów


🌆 Wieczór na Geonosis

Drugi dzień pobytu był inny. Zamiast kurzu i politycznego napięcia, wieczór przyniósł złoto wina, srebro światła świec i... brunatny ciężar nadciągającej burzy.

W przestronnej sali z przeszklonym sufitem, skąd widać było księżyce Geonosis, rozstawiono stół na dwanaście osób. Obok Dooku zasiadali liderzy Konfederacji, ale dziś ich pancerze i garnitury ustąpiły miejsca ceremonialnym szatom. Była to noc dyplomatyczna – z pozoru tylko uczta, w istocie: szachy przed nadchodzącą wojną.


🥂 Kolacja Hrabiów i Bankierów

Xanous usiadł po lewej stronie Dooku, ubrany w ciemnozielony strój z symbolem Serenno haftowanym srebrną nicią na piersi. Jego obecność wzbudzała zainteresowanie – młody, elokwentny, z pozoru bezbronny wśród rekinów.

Wat Tambor:

– Młodzieńcze, słyszałem, że studiowałeś na Caridzie i Ossusie? Ambitna kombinacja… dyplomacja i ruiny. Czego szukasz teraz?

Xanous, spokojnie:

– Harmonii. Ale nie przez narzucenie. Przez zrozumienie. Republika już nie słucha. A wy… jeszcze próbujecie mówić. I za to was szanuję.

San Hill, sącząc bursztynowy likier:

– Słowa ładne. Ale słowa nie zatrzymają krążowników w naszym układzie.

Xanous:

– Nie zatrzymają. Ale mogą sprawić, że nie będą potrzebne. Jeśli zaczniemy działać, zanim znów wszystko spłonie.


⚖️ Narada po kolacji – Tajna Sala Rady

Po uczcie Dooku poprosił Xanousa, by towarzyszył mu w zamkniętej naradzie.

W kręgu świetlistych kolumn zasiedli:

  • Poggle Mniejszy
  • Shu Mai
  • San Hill
  • Wat Tambor
  • Dooku
  • …i teraz również Xanous.

🎙️ Temat: Rozpad struktur Republiki i wzrost niepokoju na światach zewnętrznych.

Dooku:

– Zanim dojdzie do otwartego buntu, musimy mieć gotową alternatywę. Nie tylko armię. Potrzebujemy wizji.

Xanous, wtrącając się z odwagą:

– I potrzebujemy komunikacji. Ludzie wciąż myślą, że Separatyści to zdrajcy. Zmieńmy narrację. Przekazujmy informacje. Zakładajmy otwarte kanały, spotkania obywatelskie. Pokażmy, że jesteśmy ludźmi – nie maszynami droidów.

Shu Mai:

– Propaganda kosztuje.

Xanous:

– Wojna więcej.

Chwila ciszy.

Wat Tambor odchrząknął:

– Zaskakująco… praktyczne. Jak na kogoś tak młodego.

Dooku, z cieniem uśmiechu:

– Mój wnuk może być młody, ale jego oczy już widziały, co czeka tych, którzy nie planują.


🧩 Zapis w dzienniku Xanousa tej nocy:

„Nie są potworami. Są zagubionymi statkami szukającymi nowego portu. Nie każdy separatysta to złoczyńca. A nie każdy Jedi to bohater.

Dziś byłem świadkiem rozmów, które mogą zmienić galaktykę.

Jeśli przestaniemy szufladkować – może jeszcze zbudujemy coś, co nie opiera się na strachu.”

🛠️ Rozdział III, Dzień Trzeci na Geonosis: Nowe Projekty i Stara Mądrość

📍 Miejsce: Kompleks Inżynieryjny Starej Kopalni, podziemia Cytadeli Dooku


🌄 Świt nad pustynią

Poranek na Geonosis był inny niż gdziekolwiek indziej – nie było śpiewu ptaków, tylko rytmiczne dudnienie maszyn w oddali. Czerwony kurz tańczył w powietrzu niczym popiół na wietrze, a słońce wschodziło niczym oko obserwujące wszystko z niepokojącym spokojem.

Tego dnia Dooku zabrał Xanousa do miejsca, które nie znajdowało się na żadnej oficjalnej mapie – Starej Kopalni Kiszty, przekształconej przez Geonosjan w tajne centrum rozwoju technologii, filozofii i eksperymentów.

🏗️ Projekt: Cień Strategii

W głównym holu podziemnego kompleksu, otoczonym kolumnami z porowatej skały i podświetlonym przez starą technologię Geonosjan, Xanous stanął przed holograficzną mapą projektów Konfederacji.

Dooku, z rękami za plecami, mówił:

– Galaktyka przygotowuje się na wojnę, ale tylko nieliczni przygotowują się na pokój.

Xanous:

– Pokój? W takim miejscu?

Dooku:

– Tak. Bo właśnie tutaj powstają prototypy, które nie niszczą – lecz chronią.

Następnie podszedł Wat Tambor, z ochroniarzami w maskach, i uruchomił hologram.

🔧 Prototypy:

  • Droidy Obronno-Medyczne, które miały wspierać cywilów podczas ewakuacji.
  • Pola Rekonstrukcyjne, tworzone na bazie zmodyfikowanej technologii tarcz osobistych – mające chronić miasta Separatystów.
  • Replikatory Pamięci Holonetycznej, zdolne do nadawania edukacyjnych wiadomości w zablokowanych sektorach.

Xanous:

– Te technologie… one nie pasują do obrazu, który serwuje Republika.

Wat Tambor:

– Bo nie są stworzone z myślą o wojnie. Ale o tym, co przyjdzie po niej.

🔬 Projekt: Zwoje Przełomu

W jednej z bocznych komnat, Poggle Mniejszy wraz z uczonymi Geonosjanami pokazał Xanousowi zupełnie inny projekt: Zwoje Przełomu – zbiór starożytnych artefaktów i danych odzyskanych z różnych światów upadłych cywilizacji.

Wśród nich:

  • fragment zwoju z Jedha mówiący o “Jedynym, który zna trzy ścieżki Mocy”
  • kryształ zapisujący emocje z Dathomiry
  • zrekonstruowana karta ze świątyni Malachor

Xanous, dotykając jednego z artefaktów, miał krótką wizję – siebie stojącego między trzema drogami: Jedi, Sithów i czegoś trzeciego… czegoś, co dopiero miało nadejść.

📜 Nowa Inicjatywa: Archiwum Harmonii

Zainspirowany wizytą, Xanous zaproponował stworzenie osobnej inicjatywy: Archiwum Harmonii – niezależnej platformy wiedzy, do której dostęp miałyby zarówno planety Separatystów, jak i neutralne światy.

Cel: zachowanie dorobku cywilizacji w czasach chaosu.

Shu Mai zareagowała sceptycznie:

– I kto to sfinansuje?

Xanous (z lekkim uśmiechem):

– Hrabia Serenno.

Dooku:

– A ja będę nad tym czuwać. Uczynimy z niego Świątynię dla tych, którzy nie pasują ani do Republiki, ani do ciemności.

🔚 Zakończenie Dnia III – Dziennik Xanousa:

Dziś po raz pierwszy zobaczyłem Geonosis nie jako kuźnię wojny, ale jako źródło czegoś większego.

Może wojna jest nieunikniona. Ale jeśli przyjdzie, musimy już mieć gotowe ścieżki, by z niej wyjść.

I może… tylko może… to właśnie my je teraz budujemy.

🪐 Rozdział III – Dzień IV na Geonosis: Tajemnice i Fundamenty

📍 Lokalizacja: Sala Tronowa Cytadeli Poggle’a Mniejszego, Geonosis – Południowy Bastion


🌒 Poranek pełen znaków

Czwarty dzień przywitał Xanousa niepokojącym snem – śniło mu się, że przechadza się po pustkowiach Geonosis, a z dna jednego z kraterów unosił się głos. Głos jego dziadka. Ale nie Dooku – tylko jeszcze starszy głos, jakby duch rodu przemawiał z przeszłości.

Kiedy się obudził, Dooku już na niego czekał, ubrany nie w zwykłe szaty, ale ceremonialny płaszcz Konfederacji – czarny z błękitnymi symbolami rodowymi Serenno i Geonosis.

– Chodź, uczniu. Dziś nie jesteś tylko dziedzicem Serenno. Dziś stajesz się dziedzicem wizji.

🏛️ Spotkanie z Poggle'em Mniejszym – Twierdza Insektoidów

Wnętrze cytadeli Poggle’a przypominało połączenie świątyni i technologicznej kuźni – korytarze pełne były płaskorzeźb przedstawiających historię Geonosjan: wojny, sojusze, bunty, upadki... i wznoszenie ku nowym erom.

Poggle Mniejszy, otoczony przez radę starszych technokratów i wojowników, przywitał ich uderzeniem odwłoka o ziemię – znak najwyższego szacunku w jego kulturze.

Poggle (w tłumaczeniu):

– Cień wojny zbliża się. Ale to, co dziś uzgodnimy, może być latarnią w tej ciemności.

Dooku:

– Mój wnuk… jest młody. Ale słyszy rzeczy, których starsi już nie słyszą. Dziś porozmawiamy o przyszłości – nie tylko Konfederacji, ale galaktyki jako miejsca dla tych, którzy nie chcą być trybikami ani Jedi, ani Sithów.

Xanous (po chwili milczenia):

– Chcecie budować sojusze bronią, ale czy przetrwacie, jeśli nikt was nie zrozumie?

💡 Temat: Uniwersum Po Wojnie

Rozmowa przerodziła się w debatę. Dotyczyła nie tylko bieżącej polityki, ale pytania: Co stanie się po upadku Republiki – i kto zbuduje przyszłość?

Poggle:

– Droidy mogą utrzymać porządek, ale nie mogą tworzyć kultury. Potrzebujemy języka wartości.

Dooku:

– I właśnie dlatego jesteśmy tu dziś z Xanousem. Bo to on może ten język napisać.

Xanous:

– Ale najpierw musicie przestać myśleć jak maszyny. Nie da się wygrać z Republiką, jeśli próbujecie być jej lustrzanym odbiciem. Musicie być czymś innym. Czymś... co jeszcze nie istnieje.

🔐 Zejście do Podziemnego Archiwum Poggle’a

Po naradzie, Dooku skinął głową – znak dla Xanousa, by poszedł za nim w głąb cytadeli. Towarzyszył im tylko Poggle.

Zeszli schodami wyrzeźbionymi tysiące lat temu przez prymitywnych Geonosjan. Tam, w podziemiach, przechowywano Kamienie Myśli – urządzenia, które mogły zawierać nie tylko dane, ale i emocje oraz wspomnienia dawnych przywódców.

Poggle wyciągnął jeden z nich – Kamień Skryby-Królowej.

Poggle:

– To była moja matka. Wierzyła, że Moc istnieje także w skałach. Ten kamień… pamięta.

Xanous dotknął powierzchni – i nagle jego wizja eksplodowała:

Zobaczył ruiny świątyń, przerażone dzieci, płonącą galaktykę… ale też siebie, siedzącego w kręgu uczniów z różnych ras. Każdy miał inne spojrzenie, inne pytanie – ale wszyscy słuchali jego głosu.

🧩 Dooku: Ostatnia Przestroga

Kiedy wrócili do sali medytacyjnej, Dooku odsunął się na bok i położył rękę na ramieniu Xanousa:

– Czasem wizja jest darem… a czasem klątwą. Ty masz jedno i drugie.

– Czy jesteś gotów… by z nich korzystać, nawet jeśli inni cię za to znienawidzą?

Xanous:

– Nie wiem, czy jestem gotów. Ale wiem, że nie chcę być tylko trybem.

Dooku:

– Wtedy… jesteś gotów bardziej, niż myślisz.

📜 Zapis w dzienniku Xanousa (Dzień IV):

Wśród piasków i popiołów narodziło się coś więcej niż sojusz. Narodziła się potrzeba wizji. Jeśli Konfederacja chce przetrwać, musi stać się czymś więcej niż oporem. Musi być światłem dla tych, którzy nie widzą już światła w Jedi. Może ja mam być tym światłem. Albo jego zwierciadłem.

🪐 Rozdział III – Dzień V na Geonosis: Narada i Cień

📍 Miejsce: Pałac Sojuszu, Komnata Owalna – Geonosis, Strefa Dyplomatyczna


🌞 Poranek Dyplomacji

Piątego dnia Xanous obudził się wcześnie – nie przez przypadek. Z okien komnat pałacowych widać było przylatujące z różnych stron galaktyki statki: eleganckie korwety z Ryloth, szmaragdowe frachtowce z Cerea, nawet dostojny krążownik z Mon Calamari.

Dziś był dzień Wielkiej Narady Konfederacji Niezależnych Systemów. Dooku miał przewodzić spotkaniu, ale Xanous, jako obserwator – i coraz częściej doradca – również miał swoje miejsce przy stole.

🏛️ Sala Obrad – Dyplomatyczny Świat w Miniaturze

Komnata Owalna była pełna. Reprezentanci z ponad 30 światów siedzieli w kręgu wokół świetlnego stołu, który wyświetlał aktualny stan współpracy z Republiką – transporty, embarga, strefy demilitaryzacji, podatek na tranzyt międzysektorowy...

Senator Quarn Veyr z Togruty:

– Nikt z nas nie mówi o wojnie. Ale czy Republika mówi jeszcze o pokoju? Ich statki są na naszych orbitach częściej niż nasze zboże trafia na ich rynki.

Ambasador Lurok z Mon Calamari:

– Mamy szansę stworzyć sojusz oparty nie na walce, ale na alternatywie. Potrzebujemy wspólnej waluty. Wspólnej floty patrolowej. Wspólnej deklaracji… że istniejemy jako coś więcej niż protest.

Xanous (zaskakująco śmiało):

– Jeśli nie stworzymy nowej opowieści, galaktyka będzie nas widzieć tylko jako echo. A echo… z czasem milknie.

Zebrani spojrzeli po sobie. Młody Skywalker mówił z godnością, która nie pasowała do jego wieku. Dooku spojrzał na wnuka z dumą, ale był zajęty... zbyt zajęty, by zauważyć narastające zakłócenie w polu Mocy.

📩 Niepokojąca Transmisja – Zakłócenie Harmonii

W połowie narady, światła przygasły, a centralny holoprojektor nagle wyświetlił niezidentyfikowaną transmisję. Głos był zniekształcony, postać zakapturzona, głęboko schowana w cieniu. Tło za nią było niewyraźne – przypominało wieczne burze nad jakąś nieznaną wieżą.

🔊 Tajemnicza Istota (transmisja):

– Pokój to złudzenie, gdy układy wiążą się nie przez wolę, lecz przez strach.

– Rada Jedi nie widzi, co nadchodzi.

– Ale wy możecie to dostrzec... jeśli odważycie się złamać własny kod.

– Nie chodzi o bunt. Chodzi o konieczność.

– Kto nie wybierze strony... zostanie wdeptany w ziemię, zanim wybór będzie możliwy.

Transmisja zanikła równie szybko, jak się pojawiła.

🌀 Reakcje – Zamęt w Komnacie

Panowała cisza. Przez kilka długich chwil nikt się nie odezwał. Dopiero po chwili Artena Sul, przedstawicielka z Chandrili, przemówiła:

– To był sabotaż... prawda?

Xanous:

– Albo ostrzeżenie.

Generał Klee-Vor z Neimoidii:

– A może… propozycja?

Dooku wrócił z rozmowy z Poggle’em i zastał salę w zamęcie. Natychmiast nakazał zamknięcie transmisji i odizolowanie systemu komunikacyjnego.

Dooku:

– Cokolwiek to było… zostało wysłane, by was przestraszyć. A Konfederacja, którą strach łamie, nie przetrwa dnia wojny.

Ale nawet on, choć mówił stanowczo, poczuł coś, czego nie czuł od dawna – chłód. Obecność kogoś, kto nie należał do tej sali... ale był z nią bardzo mocno związany.

📜 Zapis w Dzienniku Xanousa (Dzień V):

Jeden głos – i tyle zamieszania. Jedna sylwetka – i tyle pytań. Kim był? Czego chciał? I… dlaczego jego słowa brzmiały znajomo?

Czasem nie trzeba miecza, by rozpętać burzę. Wystarczy szept. Tylko, że ten szept... znał moje imię. A ja... znałem jego intencje.

🕯️ Wieczór po Naradzie – Komnata Hrabiego

Kiedy oficjalne rozmowy ucichły, światła pałacu przygasły, a służba odsunęła się w cień, Dooku zaprosił Xanousa do swojej prywatnej komnaty. Ściany były ozdobione starymi malowidłami przedstawiającymi historię rodu Dooku, a na środku pomieszczenia paliły się trzy świece – symbolizujące przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Dooku, siedząc z kielichem czerwonego wina z Serenno, spojrzał na wnuka, który stał nieruchomo przy oknie, wpatrzony w ciemność rozciągającą się za horyzontem Geonosis.

Dooku (spokojnie, ale głęboko):

– Widzę, że coś cię niepokoi. Co się wydarzyło, gdy mnie nie było?

Xanous (ciszej, lecz stanowczo):

– Była transmisja. Zakłócenie w środku narady. Holoprojektor ożył sam z siebie… i pojawiła się sylwetka. Zakapturzona. Twarz… niewidoczna. Ale głos… głos jak sztylet w umyśle.

Dooku zmrużył oczy. Nie odezwał się. Czekał.

Xanous (kontynuując):

– Nie mówił do mnie. A jednak… czułem się, jakby znał moje myśli. Jakby wiedział, że jestem tam. Ale nie to było najgorsze.

– Najgorsze było to, co czułem… Nie strach. Nie grozę. Brak. Brak światła. Brak nadziei. Jakby ta istota nie miała już nic w sobie – poza celem. Niszczyć. Rozdzielać. Wypalać.

Dooku wstał. Przeszedł wolno do wnuka i stanął za nim.

Dooku (cicho):

– Poczucie pustki… to najniebezpieczniejsza forma obecności. Bo nie można jej przekonać, odwieść, przekupić. Można ją tylko zrozumieć… albo ją zniszczyć.

Xanous:

– Myślę, że ta postać… chce zniszczyć nie tylko pokój w Republice. Ona chce zniszczyć samą ideę porozumienia między światami. Pokój nie jest jej przeciwnikiem – jest jej ofiarą.

Dooku (spokojnie, lecz z napięciem w głosie):

– I to oznacza, że zaczęła się gra, której zasady znają tylko ci, którzy ją zainicjowali.

– A my… staliśmy się pionkami. Albo graczami.

🕯️ Kontynuacja Rozmowy – Komnata Hrabiego

Cisza w komnacie była gęsta jak aksamit. Po słowach Xanousa, które wybrzmiały niczym ostrze rzucane w ciemność, Dooku długo milczał. W końcu zbliżył się do okna, zza którego widać było chłodne światła Geonosis i drgające refleksy transportowców w oddali.

Odwrócił się powoli.

Dooku (stanowczo, lecz spokojnie):

– Nie. Nie znam tej postaci.

Jego głos był wyważony, lecz coś w jego spojrzeniu – może zbyt szybkie mrugnięcie, może cień napięcia w kącikach ust – zdradzało, że nie mówi wszystkiego.

Dooku (kontynuując):

– Ale wiem jedno, Xanousie. Ten, kto przemawia z ukrycia, kto nie pokazuje twarzy i nie zostawia śladów – używa ciemnej strony Mocy. Nie po omacku. Nie przypadkiem. Lecz z pełną świadomością.

Zbliżył się do stołu i oparł dłonie na jego krawędzi.

– Takie istoty nie komunikują się ot tak. Każde ich słowo, każde ukazanie się… to element planu. A jeśli ty zostałeś obrany za świadka, to znaczy, że nie jesteś tylko pionkiem. Jesteś zagrożeniem.

Xanous:

– Ale dlaczego ja? Przecież jestem nikim dla niego.

Dooku (z powagą):

– Jesteś młody. Niewinny w tym sensie, że nie należysz jeszcze do żadnej ze stron. Nie jesteś zakorzeniony. A tacy są najniebezpieczniejsi… dla wszystkich. Bo mogą pójść każdą ścieżką.

Podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu wnuka.

– Uważaj, mój uczniu. Pustka szuka w tobie słabości. Nie bój się jej – ale nie wchodź w nią bez pytania, kim z niej wyjdziesz.

W tle powoli rozbrzmiewał odległy dźwięk organów Geonosis – nisko rezonujący ton, grany tylko wtedy, gdy jedna z wież wysyłała ostrzeżenie do pozostałych.

Jakby planeta sama wyczuwała, że ktoś… właśnie wszedł do gry.

🕯️ Geonosis – Komnata Dooku, tuż przed odlotem

Gdy rozmowa z Hrabim Dooku dobiegła końca, a napięcie po spotkaniu z tajemniczą postacią zaczęło powoli opadać, w komnacie zapadła cisza. Dooku wciąż spoglądał przez panoramiczne okno, jakby usiłując dostrzec coś więcej niż tylko geonosjańskie kaniony. Xanous odwrócił się, mając już zamiar udać się do hangaru, gdy nagle dało się słyszeć ciche tik-tak, mechaniczne stukoty.

Z mroku korytarza wyłonił się pająk-droid, staromodny model posłańca wykorzystywany w rodowych systemach Serenno. Droid zatrzymał się precyzyjnie na środku sali i rozłożył mały projektor z wbudowanej głowy. Po sekundzie rozbrzmiał znajomy głos.

🎥 HOLOGRAM – wiadomość z Serenno

Pojawiła się postać Lady Ewy – matki Xanousa. Miała na sobie ceremonialną suknię w odcieniu błękitu Serenno, a jej spojrzenie było ciepłe i uroczyste. Obok niej stał Hrabia Jerzy Skywalker, ojciec Xanousa, z charakterystycznym, lekkim uśmiechem i rękami złożonymi na plecach.

Ewa (z uśmiechem):

– Xanousie, kochany. Wiem, że podróżujesz, że świat jest wielki… ale Serenno też potrafi być piękne – zwłaszcza w takie dni jak ten.

Jerzy (dołączając):

– To jedno z ważniejszych przyjęć w naszym kalendarzu. Rodzinny bal – nie tylko tradycja, ale i znak, że jesteśmy razem. Wysłaliśmy zaproszenia, ale wolimy to powiedzieć bezpośrednio: wracaj, synu. Czeka tu na ciebie nie tylko taniec i jedzenie… ale i wszyscy ci, którzy cię kochają.

Ewa:

– Pamiętasz, jak jako dziecko tańczyłeś z ciocią Veroną i stłukłeś kielich, myśląc, że to miecz świetlny? Mamy nadzieję, że tym razem kielichy przeżyją wieczór.

Jerzy (poważniej):

– I mamy coś do przekazania… ważnego. Nie związanego z polityką, ale z tobą.

Ewa (spoglądając poza kamerę):

– Wyruszcie jak najszybciej. Sala już czeka. I tak, przygotowaliśmy twoją ulubioną muzykę.

Hologram zgasł. Pająk-droid wydał delikatny dźwięk zakończenia transmisji i spokojnie odsunął się do kąta.


Dooku milczał chwilę, po czym spojrzał na wnuka.

Dooku:

– No więc, Hrabio... jak sądzisz? Czy jesteśmy gotowi, by tańczyć wśród rodowych intryg?

Xanous uśmiechnął się półgębkiem, z pewną nostalgią.

Xanous:

– Jeśli kielichy mają przetrwać… lepiej nie zostawiaj mnie samego z ciocią Veroną.

Obaj spojrzeli na siebie i ruszyli do hangaru, gdzie Solar Sailer Dooku lśnił już gotowością – gotów ponieść ich przez gwiazdy prosto do pałacu Serenno, gdzie czekały nie tylko świece i tańce, ale i tajemnice, które czekały zbyt długo.

🌌 Rozdział: Powrót na Serenno i Świąteczny Bal (wersja rozszerzona)[]

🔙 Powrót do Korzeni

Osiemnastoletni Xanous przybył na Serenno nie jako rozkapryszony panicz, lecz jako uczeń, filozof, obserwator — człowiek, który już poznał granice wiedzy i cienia. Lądowisko pałacowe przywitało go tym samym aromatem jaśminu z ogrodów i zimnym marmurem pod stopami, ale jego własne spojrzenie nie było już dziecięce.

„Wróciłem. Ale nie po to, by zamieszkać — lecz by zobaczyć, co w tym miejscu pozostało prawdziwe.”

Rodowa twierdza, w której niegdyś biegał po korytarzach w szacie padawana, teraz była dla niego miejscem niemal symbolicznym. Marmurowe kolumny i wieże nie zachwycały — wręcz przeciwnie, zdawały się krzyczeć do niego: Czy jesteś gotów nas zrozumieć?


🏛️ Przygotowania do Święta

Bal Rodowy, organizowany zawsze w zimowym przesileniu, był czymś więcej niż świętem – był testem jedności, elegancji i lojalności. Gromadził lordów z planet sojuszniczych, książąt z Rubieży, a także starszyznę rodową – władców nie mieczem, lecz reputacją i tradycją.

Pałac rozświetliły setki świec i kryształowych lamp, ozdobionych symbolami rodu – wilcza głowa nad koroną, znak dziedzictwa Serenno. Pachniało woskiem, kadzidłem, a gdzieś w tle śpiewały słowiki z rodzinnej oranżerii.

Dooku nadzorował przygotowania bez słowa, z chłodną powagą. Ale jego oczy — gdy patrzył na Xanousa — zdradzały coś więcej: niepokój, dumę… może i cień nadziei.

VGlY3fdrDocR9Xehkd2J--1--d2moy

Xanous wraz z ojcem i armią Serenno w zbrojowni


🕯️ Noc Światła i Cieni

Sala balowa zdawała się lśnić jak wnętrze gwiazdy. Freski na sklepieniu ukazywały wielkie momenty w historii rodu: założenie Serenno, pierwszego Hrabiego, a także... samego Dooku w dniu jego powrotu z Zakonu Jedi.

Xanous wkroczył do sali w ceremonialnym stroju – długiej szacie w barwach ciemnego srebra i zieleni, ze skórzaną przepaską ozdobioną runami z języka przodków. Jego obecność przyciągała spojrzenia niczym magnes.

Ale nie spojrzenia podziwu. Spojrzenia… wyczekiwania.

„Oto on.”

„Czy będzie taki jak ojciec?”

„Czy Dooku go zmienił?”

W korytarzu, tuż przed wejściem, Dooku ujął go za ramię.

„Pamiętaj, Xanousie… Bal to maskarada. Gdy muzyka gra, ludzie ukrywają najwięcej. Ty masz dar. Ale dar bywa przekleństwem, jeśli pozwolisz, by cię oślepił.”

Xanous skinął głową, lecz jego myśli już były gdzie indziej. Jego serce słyszało inną melodię — tej, która rozbrzmiewała za kulisami tańca: szept polityki, puls rywalizacji, i... ślad Mocy, który czuł od chwili lądowania. Ktoś jeszcze tu był. Ktoś, kto nie przybył tylko na bal.


🎭 Zawieszenie

Tego wieczoru Xanous zatańczył pierwszy taniec z Lady Aranellą z domu Tyrr. Złożył ukłon senatorowi Velrinowi z Columex, który szeptał mu o granicach Republiki. Rozmawiał z siostrą Lyeną, która przybyła w sukni w kolorze nocnego atramentu, pełna uśmiechu, ale i troski.

A gdy nadszedł półmrok — i muzyka ucichła na kilka chwil — udał się na taras, skąd widział całe Serenno.

I tam właśnie — w chłodnym powietrzu, przy zapachu lawendy z ogrodu matki — po raz pierwszy nie poczuł się samotny. Nie dlatego, że miał wokół ludzi. Ale dlatego, że po raz pierwszy zrozumiał, kim jest.

Nie tylko dziedzicem.

Nie tylko Jedi.

Nie tylko Skywalkerem.

Ale synem równowagi.

⚔️ Wielki Zamach – Noc, która zmieniła Serenno[]

🎭 Zdrada pod maską święta

Bal osiągnął kulminację – wszyscy goście podnieśli kielichy do wspólnego toastu. Właśnie wtedy, gdy orkiestra z Alderaanu rozpoczęła „Pieśń Pokoju Serenno”, a światła przygasły, by wyeksponować świetlne girlandy nad salą…

…coś pękło. Nie dźwięk szkła. Nie nuta. Coś głębszego.

Rozbłysk – granat elektromagnetyczny eksplodował nad balkonem. Kryształowe żyrandole spadły z hukiem. Straż została oślepiona. Z korytarzy wyłonili się oni — zamaskowani, zakapturzeni, uzbrojeni w broń pulsacyjną, a także… coś, co biło Mrokiem.

To nie był zwykły zamach. To był teatr terroru – starannie zaplanowany i niemal ceremonialny.


👥 Chaos i honor

„Brońcie Rady!” – krzyknął któryś z żołnierzy z Gwardii Serenno, ale zanim dokończył, jego ciało zostało przecięte na pół przez ostrze energii.

Goście rzucili się w panice. Jeden z zamachowców próbował przedostać się do podium, gdzie stał Xanous, otoczony przez młodsze rodzeństwo. Jerzy i Ewa Skywalkerowie krzyknęli do syna, ale byli zbyt daleko.

W tym samym czasie Hrabia Dooku – zawsze dumny, zawsze opanowany – jakby znikąd wydobył z fałdy płaszcza swój elegancki miecz świetlny. Z sykiem zapłonęło niebieskie ostrze.

„Błąd, który popełniliście, nie polegał na tym, że zaatakowaliście bal… ale że nie zabiliście mnie pierwszego.”

Ruch jego miecza był jak taniec, precyzyjny i śmiertelny. Dwóch napastników padło, zanim ich ciała zdążyły zrozumieć, że są martwe.


🌌 Narodziny Wojownika Mocy

Xanous, choć jeszcze młody, nie był już bezbronny. Kiedy jeden z zamachowców – wysoki, z ciemną maską i obwieszony sygnetami dawnych zakonów – rzucił się na niego z elektrycznym pejczem…

…Xanous zamknął oczy.

Nie z strachu. Z zaufania.

Do Mocy. Do tego, co czuł, kiedy był na Ilum. Do szeptów w ruinach Ossusa. Do tego, co płynęło w jego żyłach i pulsowało jak oddech planety.

🖐️ Uniósł rękę.

Cisza.

Zatrzymanie.

Zamachowiec… uniósł się w powietrze, jakby podciągnięty niewidzialną liną. Jego broń wypadła. Jego oddech zamarł.

I wtedy…

Duszenie Mocy.

Nie nauczone. Instynktowne. Zrodzone nie z nienawiści, lecz z ochrony.

Z oczu Xanousa biło światło, jakby przez krótką chwilę zrozumiał wszystko: swoją siłę, swoje miejsce, swoje dziedzictwo.

Zamachowiec padł na kolana. A potem — nie padł już nigdy więcej.


🩸 Cena i cisza

Dooku zbliżył się do wnuka. Spojrzał na jego dłoń, jeszcze uniesioną. Widział w niej potęgę, którą znał… i której się bał.

„Pierwszy raz?” – zapytał szeptem.

Xanous kiwnął głową.

„I ostatni, jeśli nie nauczę się nad tym panować.”


🏛️ Po wszystkim

Sala tonęła w dymie i krwi. Część gości była ranna. Inni w szoku. Rodzeństwo Xanousa zostało ewakuowane, a rada rodzinna zwołana na tajne spotkanie.

Ale już było jasne jedno:

Ta noc zakończyła młodość Xanousa.

Odtąd nie był już tylko dziedzicem.

Nie był już tylko uczniem.

Był… wojownikiem, który poznał, co znaczy granica. I który przeszedł ją — nie ze złości, lecz z miłości.

🌌 Pierwszy Akt Mocy[]

🖤 Nieświadoma furia

Kiedy zamachowcy otoczyli młodego Hrabiego, a wokół niego rozbrzmiewały błagania o litość – coś w nim pękło.

To nie był wybór. To był impuls.

Nie jedno życie. Trzy.

Uniesiona pięść. Skumulowana Moc. Dźwięk miażdżonych tchawic.

Trzech napastników padło martwych, zanim ostatni z nich zdążył dokończyć słowo „litości”.

Ich ciała osunęły się w milczeniu. W ich oczach nie było już gniewu – tylko zdziwienie.

A Xanous?

Stał w miejscu, ciężko oddychając. Nie widział swojej rodziny – nie wiedział, czy żyją, czy zginęli. Byli w innej części pałacu. A wokół niego szalało piekło.

W oczach innych – był bohaterem.

W swojej własnej – był... niepewny. Nie wiedział, czy właśnie się obronił, czy przekroczył granicę.


🧩 Cytat zapisany w późniejszym dzienniku:

„To nie była porażka. To była nauka.

O tym, że nawet największa moc nie zmieni tego, co nieuniknione.

Ale może ochronić to, co jeszcze nie stracone.”


🕯️ Po Bitwie – Cisza i Popiół

Po odparciu głównego ataku, sala balowa przypominała ruiny świątyni – zniszczone kolumny, tłuczone szkło, resztki szlachetnych tkanin… i ciała. Zapanowała cisza. Potem dym. I w końcu: szloch.

Nikt nie podszedł do Xanousa. Nikt nie śmiał przerwać tej chwili.

Tylko Hrabia Dooku – krocząc przez gruzowisko z mieczem świetlnym w dłoni – zbliżył się, podszedł do wnuka i położył mu rękę na ramieniu.

To nie był gest tylko opieki.

To był akt przekazania.

– „Widziałem cię w akcji…” – powiedział Dooku spokojnie, ale z siłą tytanu. – „Jesteś gotów, by uczyć się nie jako mój potomek… lecz jako mój uczeń. A w przyszłości – jako Rycerz Jedi. I najpotężniejszy Mistrz Jedi, jaki stąpał po Serenno.”

Xanous nie odpowiedział. Nie musiał. W jego oczach była walka – nie tylko z przeciwnikami, ale z samym sobą.


🧱 Zniszczenia i niepewność

Atak na Serenno wciąż trwał. Główna sala została zabezpieczona, lecz inne skrzydła pałacu wciąż nie dawały sygnałów.

📍 Rodzice Xanousa – Jerzy i Ewa – byli w osobnej części skrzydła ambasadorskiego, podobnie jak jego młodsze rodzeństwo: Verik, Vestan, Lyenna i Aelric.

Sygnały komunikacyjne były zakłócane. Droidy zwiadowcze zniknęły. Przetrwała jedynie część Gwardii Rodowej.

Służba pałacowa — część uratowana, część rannych. Kilku szlachciców — żywych, w szoku. Niektórzy zginęli od pierwszych wybuchów. Inni… po prostu zniknęli.


🩸 Dooku – strateg, który myśli dalej

Dooku wiedział, że sytuacja nie jest jeszcze stabilna. Spojrzał na holograficzną mapę taktyczną pałacu.

„Musimy odbić zachodnie skrzydło. Jeśli rodzina żyje, są tam. A jeśli nie… ich ciała również zasługują na honor.”

Przygotowano mały oddział uderzeniowy – Xanous nalegał, by iść na czele.

Dooku spojrzał na niego surowo, ale z uznaniem.

„Dobrze. Ale tym razem nie prowadzi cię gniew. Tylko odpowiedzialność. Idziemy razem.”

🔥 Pośrodku Zniszczenia – Co Stało się z Rodziną[]

🎭 Upadek Pałacu Skywalkerów

To, co miało być tryumfem rodu, zamieniło się w tragedię o epickiej skali. Serenno – świat pełen tradycji, honoru i chłodnej arystokracji – został zraniony w serce. A w samym centrum ruin stał Xanous, samotny jak nigdy dotąd. Nie było w nim łez. Była tylko pustka, która bolała bardziej niż ogień czy miecz.

Otaczały go marmurowe trupy sztuki, złamane freski przodków, rozbite kielichy z niedopitym winem i ciała ludzi, którzy zaledwie godzinę wcześniej kłaniali się mu z szacunkiem. Ale teraz… milczeli.

Zewsząd dochodziły jęki, krzyki, szelest popiołu… lecz nie było słychać żadnego z głosów, które znał od urodzenia.


🕯️ Lady Ewa – Matka[]

Ostatnio widziana w ogrodzie zimowym, wśród orchidei i luster. Tam prowadziła rozmowy z Jocastą Nu i innymi damami dworu. Po ataku ogród został dosłownie rozerwany eksplozją. Ze szklarni nie zostało nic poza krzyżem szkła, wonią spalenizny i…

…małym wisiorkiem w kształcie złotej kuli z herbem Skywalkerów, który ktoś odnalazł w popiele, owinięty zakrwawioną wstążką.

Xanous trzymał go potem godzinami. Czując w nim… chłód. I coś jeszcze: iskrę. Delikatną obecność.

„Jeśli Moc zostawiła mi ten znak… to znaczy, że jej serce wciąż bije.” — zapisał potem w dzienniku.


⚔️ Hrabia Jerzy – Ojciec[]

W chwili ataku znajdował się w skrzydle dyplomatycznym, gdzie nadzorował gości z Onderonu. Po pierwszych eksplozjach próbował przejąć kontrolę nad sytuacją z centralnego terminalu taktycznego – ale budynek ten runął jako jeden z pierwszych.

Pozostało po nim tylko… nadtopione pół sygnetu rodowego. Zanurzone w kurzu i krwi, odnalezione przez jednego z techników odzysku.

Czy to znak śmierci… czy poświęcenia? – pytał się Xanous, ściskając relikwię.


🧬 Rodzeństwo[]

🛡️ Verik – Starszy Brat[]

Przenikliwy, logiczny, cichy. Zawsze tam, gdzie rozum był ważniejszy od emocji. W chwili zamachu biegł do zbrojowni, by organizować obronę.

Odnaleziono ślady walki – spalone ściany, rozłupane kolumny, zniszczone terminale… ale nie odnaleziono jego ciała.

Był strategiem. Jeśli żyje, to może ukrywa się. Lub… prowadzi własną walkę.


🎼 Lyssira – Siostra Artystka[]

Zniknęła, jakby opuściła świat w ciszy. Ostatni raz widziana była na balkonie z widokiem na jezioro Serenno. Tam odnaleziono tylko jej notatnik poezji – ostatnia strona wyrwana, plama zaschniętej krwi w rogu.

„Mój głos nie krzyczy. Mój głos odchodzi w echo.” – ostatni wers znaleziony w jej notesie.


📚 Calen – Najmłodszy[]

Miał być z Jocastą Nu w bibliotece – w momencie ataku oboje zniknęli. Ślady stóp prowadzą do katakumb podpałacowych, starożytnego poziomu, który pamiętał jeszcze czasy Dooku z młodości.

Nie wiadomo, co się z nimi stało. Ale biblioteka była nietknięta. Jakby coś… ich chroniło.


⚔️ Vestan – Waleczny, lecz nierozważny[]

Był zafascynowany walką, strategią, często dyskutował z oficerami o obronie pałacu. Widziany był z oficerem ochrony tuż przed atakiem.

Odnaleziono jego hełm rozłupany jak skorupę jaja. Miecz wciąż w pochwie. Ale nie odnaleziono jego ciała.

Czy został porwany? Czy poszedł w pogoń za zamachowcami? Czy jego los... dopiero się wypełnia?


💬 Wewnętrzny monolog Xanousa (z dziennika)[]

„Zostałem sam pośród dymu i marmuru. Ale to nie koniec. To początek. Bo jeśli oni są gdzieś tam – to znajdę ich. A jeśli ich nie ma… uczynię z ich imion światło, którego nie zdoła zgasić żadna ciemność.”

🕳️ Chaos i Cisza[]

Serenno – niegdyś ostoja porządku, dziedzictwa i arystokratycznej potęgi – teraz przypominało grobowiec snów. Marmurowe krużganki, które jeszcze rano odbijały dźwięki muzyki i śmiechu, zamieniły się w pustkowia przesycone zapachem popiołu, krwi i topniejących iluzji.

Zamach się udał. Nie dlatego, że zabił. Ale dlatego, że zranił coś głębiej – w strukturze rodziny, w równowadze świata, w duszy młodego Hrabiego.

Xanous nie płakał. Nie wpadł w szał. Nie krzyczał.

Pośród ruin balowej sali, między powyginanymi filarami a szkłem, które lśniło w świetle niedokończonych tańców, usiadł. Milczący. Zakurzony. Poraniony. Sam.

Jego płaszcz był rozdarty, włosy pełne sadzy, a w oczach – odbicie niedopowiedzianej tragedii.

„Nie wiem, gdzie są. Ale przysięgam… odnajdę ich. Albo dowiem się prawdy.”

I wtedy wokół niego zaczęła krążyć zielonkawa poświata – nie jak światło, ale jak pulsujące echo Mocy. To nie była magia. To była ostatnia wola duszy, która odmówiła pogodzenia się z utratą.


🔮 Nadchodzi Cień

Gdy noc otuliła Serenno, a niebo przecięły jedynie odległe błyski płonących wiosek, w sali pozostała tylko dwójka.

Dooku nie mówił nic. Jego spojrzenie – zwykle chłodne, oceniające – było tym razem pełne bólu i niewypowiedzianego zrozumienia. Klęknął przed Xanousem.

Położył dłoń na jego ramieniu.

– „Zaczęło się. Nie masz już wyboru. Świat cię wybrał. Teraz twoja kolej, by wybrać świat, jaki stworzysz.”

To nie były słowa pocieszenia. To był wyrok losu, wyrocznia. I błogosławieństwo. I ostrzeżenie.

Bo oto oto kończyło się dzieciństwo, poszukiwanie, edukacja.

I zaczynała się wojna.

Ale nie tylko wojna polityczna.

🔥 Rozdział I, część II: Ucieczka, Zniknięcie i Cisza po Bitwie


🎭 Wieczór, który miał być celebracją… zmienił się w krzyk.

Xanous, jeszcze chwilę wcześniej kroczący przez salę balową jako dziedzic, teraz biegł przez płonące korytarze pałacu, wśród roztrzaskanych posągów przodków i martwych strażników. Nie miał już wyboru – nie był gościem balu. Był jego ostatnim żywym świadkiem.


🌌 Zamęt i separacja

Eksplozja przy jednym z bocznych wejść zmiotła strażnika, który osłaniał drogę ucieczki. Zanim Xanous zdążył podbiec, by pomóc, nowa fala wybuchu rzuciła go w stronę północnego skrzydła. Zdezorientowany, przerażony, ale skupiony, próbował przedostać się do centrum – do sali, gdzie byli jego bliscy. Ale płomienie, dym i zawalone stropy uczyniły pałac labiryntem chaosu.

Z komunikatorów słyszał tylko zakłócenia. Żadnych rozkazów. Żadnych głosów rodziny.

„Nie jesteśmy razem… Jesteśmy osobno. I muszę znaleźć ich, zanim znajdzie ich ktoś inny.”


💔 Los rodziny nieznany

To, co potem pozostało, to fragmenty. Nie opowieść – urwane zdania. Odłamki wspomnień. I pytania.

👑 Ojciec – Hrabia Jerzy[]

Ostatni raz widziany w głównym hallu. Walczył z trzema zamachowcami, dając czas na ucieczkę dyplomatom. Miecz świetlny, który nosił, odnaleziono później – wypalony do połowy. Ciała nigdy nie znaleziono. Czy został porwany? Czy spłonął? Nikt nie wie.

👩‍🦰 Matka – Lady Ewa[]

Była w zachodnim ogrodzie zimowym, gdy rozpoczął się atak. Jeden z holograficznych przekazów ukazał zamaskowane postacie prowadzące kobietę z podobną sylwetką w kierunku hangarów. Czy to była ona?

Plotki mówią o porwaniu przez Satreidesów, ale bez dowodów – to tylko plotka.

Znaleziono jedynie jej wisiorek, złoty, z herbem Skywalkerów – przecięty na pół, jakby rozdarcie miało znaczenie symboliczne.

🧑‍🦱 Verik – Starszy Brat[]

Był najbliżej wojska. Próbował zorganizować obronę przy hangarze, prowadząc kilku lojalnych droidów w kontruderzeniu.

Z raportów służby wynika, że został postrzelony i odciągnięty przez wiernych ochroniarzy. Od tamtej chwili – cisza.

👧 Lyssira i 🧒 Calen – Młodsze rodzeństwo[]

Widzeni ostatni raz w bibliotece z Jocastą Nu. Ochrona próbowała ich wyprowadzić przez tunel podziemny, ale część przejść została zasypana.

Ślady ich obecności urywają się w katakumbach pod pałacem. Wśród ruin znaleziono tylko notatnik Lyssiry, zamknięty na wstążkę i pokryty kurzem. W środku był jeden wiersz. I zaschnięta łza.

🧔 Vestan – Pasjonat wojskowości[]

Jako jedyny udał się do komnaty aktywacji droidów obronnych. Udało mu się je uruchomić – na tyle skutecznie, że część ataku została powstrzymana.

Jednak w miejscu, gdzie był widziany ostatni raz, znaleziono rozerwany hełm ceremonialny. Czy zginął, czy zniknął? Nikt nie wie. Droidy nie odpowiedziały. Milczą – jakby coś… przejęło nad nimi kontrolę.


🕳️ Cisza po Burzy

Xanous wiedział jedno: nie może ich teraz szukać w ciemno.

Musi zebrać informacje. Tropić. Przesłuchiwać ocalałych.

Ale w sercu – niepokój. Bo ta napaść nie była dziełem zwykłych buntowników.

Zbyt dobrze zaplanowana. Zbyt głęboka.

Zbyt… osobista.

🚀 Ucieczka i Kontratak

„To jeszcze nie koniec, dziadku. Nie pozwolę, by Serenno stało się cmentarzem marzeń.”


🌌 Ucieczka przez ogień

Wśród ryku walących się kolumn i wrzasku umierających systemów bezpieczeństwa, Xanous i Dooku przecierali drogę do ukrytego hangaru pod kryptami rodu. Gdy ich buty uderzały o marmurową posadzkę pokrytą popiołem, każdy krok był walką o sekundę — każdy zakręt, walka o przeżycie.

Dooku, choć wiek odcisnął się na jego postawie, poruszał się jak wirująca burza – miecz świetlny jak srebrny piorun, odbijający blastery i przecinający przeszkody. Xanous, skoncentrowany, słuchał każdego polecenia, czując, jak Moc płynie między nimi – nie jak mistrz i uczeń, ale jak dwie siły spięte jednym celem: ocaleniem Serenno.


🚀 Start w Ostatniej Chwili

X-70B Phantom, prototypowy okręt myśliwski Serennońskiego Domu, czekał jak uśpiony smok. Wnętrze było chłodne, sterylne – jakby odcięte od bólu świata zewnętrznego. Ale dźwięk zbliżających się jednostek Satreidesów przypominał, że to cisza przed sztormem.

Silniki wyły. Drzwi zaryglowały się z ostatnim trzaskiem. A potem: ogień z tyłu. Pożar z dołu. Niebo rozdarło się, gdy Phantom wzbił się nad pałac – a Serenno pod nimi płonęło jak umierająca perła Galaktyki.


☄️ Kontratak z Orbity

– „Zejdź na niski pułap. Zróbmy z tym porządek,” — powiedział Xanous, siadając za działkami.

– „Nie uczono cię agresji, ale dzisiaj… masz moją zgodę.” — Dooku uśmiechnął się blado.

🎯 Xanous trafił precyzyjnie:

  • Jednostkę desantową klasy Bralor, tuż przed lądowaniem – wybuch zabił ponad tuzin napastników.
  • Dwa myśliwce zwiadowcze – jeden roztrzaskał się o szczyt pałacowej wieży, drugi rozpadł się w powietrzu.
  • Mobilną platformę bombardującą, która już kierowała ogień w stronę uciekinierów – eksplozja jej reaktora otworzyła ognisty krater.

Phantom wirował, nurkował, unosił się jak duch – dzięki współpracy dwóch pokoleń Skywalkerów i Dooku.


🤖 Powstanie Droidów Dooku

Gdy walka osiągała apogeum, Dooku wyciągnął starożytny kodator – sygnet w formie cyfrowej pieczęci, w którym zapisano algorytm aktywacyjny. Naciśnięcie uruchomiło sygnał w głębi posiadłości – „Aktywacja Sekwencji Aegis.”

Z głębin posiadłości zaczęły się wydobywać jednostki B2, B3, a nawet starego typu droidy MagnaGuard – zmodernizowane, ale wierne Rodowi. Ich oczy rozbłysły czerwienią, a pancerny marsz przypominał bicie serca podziemnego imperium.


🔧 Misja droidów:

  1. Ewakuacja rannych – Służba i część młodszych gości została odnaleziona i ewakuowana do lasów Serenno przez korytarz Lir’Kaith – zapomniane przejście z czasów Wielkiej Rewolty.
  2. Zniszczenie jednostek Satreidesów – Droidy podjęły walczącą ofensywę na tyłach wroga, niszcząc wiele stanowisk min i przejmując ich droidy-zabójców.
  3. Otwarcie nowych szlaków – Dzięki rekonstrukcji map architektonicznych, droidy wykonały przejście awaryjne przez jadalnię i łącznik wschodni, umożliwiając ucieczkę kolejnych arystokratów.

🌲 W lesie… żywi

Nie wszyscy zginęli. Z pomocą droidów, wśród uciekinierów znaleziono kilka postaci:

  • Pani Tyera Vallis, kuzynka rodu, która miała przy sobie notatnik Lyssiry.
  • Major Trev, osobisty ochroniarz ojca Xanousa – ranny, ale przytomny.

🕊️ Po walce – lecz nie po wojnie

W ciszy kokpitu, gdy Phantom zmierzał ku orbicie Serenno, Dooku położył rękę na ramieniu wnuka:

– „To nie była bitwa o Serenno, Xanousie. To był test. A ci, którzy go zaplanowali… wiedzieli, że go przejdziesz.”

Xanous spojrzał na ekran – na krwawiące lasy, spalone wieże, rozbite wspomnienia.

– „Wiedzieli też, że po tym wszystkim… nie będę już tylko synem i uczniem. Będę… odpowiedzią.”


🛡️ Po Bitwie: Tajemnica Zaginionych „Niebo znów jest spokojne... ale pod tym spokojem czai się echo krzyku, który jeszcze nie wybrzmiał.”


🌫️ Cisza po Burzy

Serenno milczało. Pałac – niegdyś dumny symbol dziedzictwa rodu Skywalkerów-Dooku – teraz przypominał grobowiec. Kolumny spękane, mury osmalone, a ogrody zamienione w popiół. Mimo zwycięstwa – nie było święta. Bo zwycięstwo bez odnalezionej rodziny było jak puste dziedzictwo – tron bez króla, legenda bez spadkobierców.

Xanous stał samotnie przy panoramicznym oknie X-70B Phantom, obserwując, jak droidy ewakuacyjne przeszukują gruzowiska. Jeden z nich podniósł coś złotego – kawałek sygnetu jego matki. Drugi... zatrzymał się nad krwawym śladem. Ale nikt nie znalazł ciał. Nikt nie zdołał powiedzieć: „żyją” – ani „odeszli”.


👁️‍🗨️ Rozmowa Dooku i Xanousa – Cienie Rodu

„Jeśli nie widzimy, gdzie są... musimy sięgnąć głębiej niż wzrok.”

Wnętrze komory medytacyjnej było ciche, niemal sakralne. Ściany ozdobione były reliefami starych gwiezdnych map, a pośrodku – wirujący holoprojektor, ukazujący Serenno i jego podziemia. Światło projektora odbijało się w oczach Xanousa jak echo zaginionych wspomnień.

Dooku, z lekko drżącą dłonią, położył laskę obok i spojrzał na wnuka.

„Nie jesteś sam, Xanousie. Jesteś dziedzicem tej planety. I jej duszy.”

Chłopak odpowiedział szeptem, z trudem utrzymując spokój:

„Nie ma ich… Żadnych śladów. Żadnych wiadomości. To… jakby ktoś ich wymazał.”

Dooku wciągnął powietrze i zamknął oczy.

„To, że nie znaleźliśmy ciał… nie oznacza śmierci.”

„Pamiętaj, że Moc ma sposoby, których nasze oczy nie widzą. Może zostali pojmani. Może uciekli. A może... ktoś inny zaplanował ten wieczór.”


🕳️ Podejrzenie i Rozpoznanie

Xanous zwrócił się powoli, patrząc prosto na dziadka:

„Ten atak był precyzyjny. Oni wiedzieli, gdzie uderzyć. Wiedzieli, kiedy. Jak. Ktoś znał nasze szyfry. Nasze patrole. Nasze zabezpieczenia.”

„To był ktoś, kto zna nas od środka.”

Dooku kiwnął głową, a jego głos stał się bardziej ostrzegawczy:

„Satreidesowie... nie są głupi. Ale są zbyt impulsywni, by przygotować tak wyrafinowany plan. Ktoś ich wykorzystał. Ktoś, kto potrafił zasiać chaos, a sam pozostać niewidoczny.”

Xanous uniósł spojrzenie:

„Ktoś, kto chce nie tylko wojny. Ktoś, kto chce... zniszczyć idee. Rodziny. Wiarygodność. Spuściznę.”

Dooku zamilkł, a w jego oczach pojawiła się iskra, którą znał tylko jeden Jedi, który odszedł – iskra przeczucia, że oto otwiera się większa gra.


🧩 Początek Śledztwa

Dooku po chwili ciszy włączył system tajnych komunikatów Serenno – stary protokół z czasów Wielkiego Rozłamu. Nad holoemitorem pojawiła się siatka kontaktów.

„Musimy sięgnąć po sojuszników, którym kiedyś ufałem. Stare rody. Nie-Jedi. Nie-Sith. Ludzi spoza światła i cienia. Potrzebujemy ich, by odkryć, kto nas zdradził.”

Xanous spojrzał z determinacją:

„A ja... wyruszę sam. Do ruin. Do podziemi. Do więzień. Jeśli moi bliscy jeszcze żyją – odnajdę ich. A jeśli nie… usłyszę ich w Mocy.”


🌌 Koniec Rozdziału I: Cienie nad Serenno

Na końcu tej rozmowy nie było objęcia, ani słów pociechy. Było tylko wspólne milczenie – dwóch pokoleń stojących u progu nowej wojny.

I tylko jedno było pewne:

„Cokolwiek to było… nie skończyło się na Serenno. To był początek. I ja zamierzam poznać całą prawdę.”Xanous Skywalker

🔥 Rozdział II: Kod „Feniks” i Cień Nadziei

„Kiedy Moc milczy, czasem odpowiedzi przychodzą z popiołu.”


🧠 Strategia i Odbudowa

Po nieudanych poszukiwaniach w ruinach i katakumbach, Xanous wrócił na pokład Phantoma, gdzie z zaciśniętą szczęką śledził raporty z każdego zakamarka posiadłości. Droidy ratunkowe, z pomocą ocalałej służby, wzniosły prowizoryczne barykady wokół pałacu, a droidy bojowe patrolowały perymetr jak mechaniczne upiory dawnego porządku.

Dooku, niewzruszony niczym pomnik z marmuru, wydał rozkazy:

– „Zabezpieczyć serce posiadłości. Jeśli wróg wróci – musi zobaczyć, że nie złamał nas, lecz przebudził.”

🔷 Phantom, wiszący nad pałacem, stał się punktem dowodzenia, ale też czymś więcej — symbolem nowego etapu. Miejsce, gdzie narodziła się nie tylko zemsta… ale i decyzja: Serenno nie upadnie. Xanous nie pozwoli.


Tajemniczy Sygnał – Feniks

Podczas rutynowego przeglądu wraku jednego z frachtowców Satreidesów, droid zwiadowczy klasy SK-9 natrafił na fragment zniszczonego rejestru komunikacyjnego. Z początku wyglądało to na szum – nic istotnego. Ale gdy Xanous spojrzał na powtarzający się rytm znaków, natychmiast rozpoznał wzorzec.

Sygnał odtworzono na holopodkładce.

🎙️ Przekaz zaszyfrowany – dekodowany przez systemy Phantoma:

„...jednostka przechwycona… kod Feniks aktywowany… przewiezieni... poza... Serenno... lokalizacja tymczasowa... brak dalszego kontaktu…”

Dooku zamyślił się, a jego oczy zwęziły się jak klinga miecza:

„Feniks”…

„To nasz kod ewakuacyjny z czasów wojen granicznych…” – dokończył Xanous, niemal szeptem. – „Ktoś z naszej rodziny musiał go nadać. Ktoś żyje.”


🧩 Analiza Danych

Dooku aktywował wewnętrzny system analityczny Serenno — Orbis, stary holograficzny rdzeń taktyczny. Nad mostkiem zawisła mapa lokalnych sektorów i kanałów ucieczkowych.

„Jeśli kod Feniks był użyty, musiał zostać aktywowany przez osobę z najwyższym dostępem do systemu Serenno” – wyjaśnił Dooku. – „To zawęża krąg do pięciu osób. Jerzy, Ewa… albo któryś z braci.”

„Ale transmisja została nadana z jednostki Satreidesów.”

„Czyli ktoś z naszych… został porwany, ale nie poddany. I zdążył wysłać sygnał.”


🛰️ Zidentyfikowana ścieżka transmisji

Wzór zakodowanego sygnału wskazuje, że transmisja została przechwycona z okolic Układu Devaron, w pobliżu pasa asteroid Tarnis Prime — niebezpiecznej, zapomnianej strefy, niekontrolowanej przez Republikę, Konfederację, ani żadną ze znanych frakcji.

To była luka w sieci galaktycznej. Miejsce idealne na ukrycie więźniów. Albo… ich transport.


🧠 Decyzja i Rozkaz

Xanous uderzył pięścią w konsolę.

„Muszę tam lecieć.”

Dooku nie zaprzeczył. Zamiast tego, przekazał mu małą, zakurzoną skrzynkę – osobisty zestaw sygnałów rodowych i sygnet mistrzowski z wygrawerowaną sentencją:

„Ten, kto szuka, znajduje. Ale ten, kto rozumie… przynosi światło.”

„Nie szukaj zemsty, Xanousie. Szukaj prawdy. Zemsta znajdzie cię sama.”


📜 Koniec Rozdziału II: Feniks Z Popiołu

I tak rozpoczęła się nowa misja — Xanous Skywalker, młody Hrabia, nie szuka już tylko odpowiedzi.

Teraz śledzi ślady Feniksa, by poznać, kto przetrwał… i kto zdradził.

Bo Serenno może się odrodzić tylko wtedy, gdy ogień wypali do końca cień w sercu rodu.

🌀 Zakończenie Rozdziału – Cisza po Burzy

Serenno, duma starej arystokracji, pokryta była popiołem – ale nie ciszą. Echo bitwy odbijało się jeszcze w kolumnadach, ścianach i w sercach ocalałych. Mimo zwycięstwa, każdy dzień przypominał o tych, których nie udało się odnaleźć. O matce. Ojcu. Braciach. Siostrze.

Xanous, już nie chłopiec, lecz młody lord z mieczem u pasa i głęboką determinacją w oczach, wiedział jedno: jego życie zmieniło się na zawsze.

Została mu jedynie droga naprzód. Odbudować. Zrozumieć. Odkryć prawdę. I nie dać się zgnieść ciężarowi przeszłości.


📡 Rozdział II: Cienie w Krwi – Śledztwo Dooku

W zbrojnym sercu Phantoma, gdy Serenno cicho jęczało pod ciężarem ruin, Dooku aktywował Canthar, starożytny kanał komunikacyjny Loży Rodowej, znany tylko kilku dziedzicom. Wkrótce przed nim zmaterializował się hologram Armanda Dooku – siwego, surowego patriarchy, jedynego, który znał najciemniejsze sekrety linii.

👁️‍🗨️ Rozmowa z Armandem Dooku[]

Dooku (chłodno, rzeczowo):

– Armandzie. Serenno zostało zaatakowane. Nie przez zwykłych piratów czy renegatów. To było czyste, perfekcyjne uderzenie. Satreidesowie. Kto ich wspiera?

Armand (marsowe czoło, głos jak kamień):

– Nie są już tym, czym byli. Przez wieki trzymali się z dala od galaktycznej gry. Teraz? Ich korzenie rosną w cieniu. Od dwóch lat zbierają wpływy – i coś więcej.

Dooku:

– Szkolenie. Taktyki z czasów Wojen Mandaloriańskich. Mają wiedzę, której nie powinni mieć. I coś… jeszcze.

Armand:

– Mają Artefakt. Nie nasz. Nie Jedi. Nie Sithów. Pochodzi sprzed wszystkiego, co pamiętamy. Z czasów, gdy galaktyka miała jeszcze innych bogów. Ich przodek – Kyran Satreides – zniknął na dekady w Rubieżach. Wrócił odmieniony… i nigdy nie powiedział, co tam widział.


🧬 Kim są Satreidesowie?

To nie ród rycerski. Nie mistycy. To naukowcy, kupcy, inżynierowie i żołnierze, pozbawieni Mocy, lecz uzbrojeni po zęby.

Ich przewaga:[]

  • Zbroje Feniksa – eksperymentalne pancerze odbijające ostrza świetlne;
  • Komandosi Omega-Gen – żołnierze wzmacniani psychotropowo i genetycznie;
  • Sojusze z Huttami i Ordo-Tech – umożliwiające transfer broni klasy Zakazanej;
  • Artefakt – najprawdopodobniej relikt starożytnej cywilizacji Tarr Valuun, którego energia potrafiła zaburzyć postrzeganie Mocy w promieniu kilometrów.

🧩 Zniknięcie Rodziny – Hipoteza Dooku Dooku (do Xanousa, z ogniem w oczach):

– Gdyby chcieli nas unicestwić, nie zostawiliby niczego. Zniknięcie twojej rodziny… to wybór. Ktoś potrzebuje ich żywych. Nie dla okupu. Dla celu. I ten cel może sięgać dalej niż polityka. Może dotyczyć... krwi.

Xanous:

– Mojej?

Dooku (z ciężkim westchnieniem):

– Twojej. Ich. Naszej. Satreidesowie mogą wierzyć, że w naszej linii płynie coś więcej niż tylko arystokratyczna duma. Jeśli wiedzą o twoim pochodzeniu… o twojej Mocy... mogą chcieć eksperymentować. Lub... przenieść to na swoich potomków.


🧠 Dalsze Działania – Rada Cienia

Na rozkaz Dooku, powołano tajne zebranie najstarszych linii szlacheckich Serenno – Radę Cienia, która miała raz na zawsze przeanalizować, kto pomógł Satreidesom od wewnątrz. Rozpoczęto:

  • weryfikację służby;
  • przesłuchania przetrwałych;
  • analizę wspólnego przodka Satreidesów i Dooku sprzed 500 lat.

🌒 Nocna Medytacja – Wizja Xanousa

Tej nocy Xanous nie spał. Siedział w świątyni rodowej, nad zniszczonym portretem swojej matki. Zamknął oczy.

I wtedy ją zobaczył.

Postać w cieniu. Zakapturzoną. Nie Satreides. Nie Jedi. Nie Sith.

Ale czującą go. Obserwującą. Jakby od dawna znała jego ruchy.

Usłyszał szept:

„Nie szukaj. Znajdź. Bo ci, którzy są uwięzieni… milczą tylko z rozkazu większego niż ty.”


🔚 Koniec Części II – Początek Drogi Feniksa

Wraz z końcem dnia, Dooku i Xanous wiedzieli jedno – gra dopiero się rozpoczęła.

I tylko ci, którzy znają własną krew, mogą wygrać z tymi, którzy chcą ją przemienić w broń.

📜 Rozdział III: Rodzina Dooku – Narada w Cieniu Wojny[]

🕯️ Pałacowa Sala Takticzna, pokład X-70B Phantom[]

Po bitwie, gdy cisza znów zapanowała nad orbitą Serenno, Hrabia Dooku wszedł do pokładu głównego okrętu, gdzie aktywował prywatną komnatę holokomunikacyjną. W zaledwie kilka sekund przed nim pojawiły się dwa holograficzne kształty – Jenza Dooku, jego siostra, oraz Rami Dooku, brat.

Jenza, uduchowiona strateg, była głosem rozwagi.

Rami, działający od lat w cieniu jako emisariusz i wywiadowca, znał wszystkie układy sił na Serenno.


💬 Dialog – Narada Rodzinna[]

Dooku (ton poważny): „Doszło do inwazji. Satreidesowie przekroczyli granicę zdrady. Pałac Xanousów został zaatakowany. Rodzina – zaginiona. Xanous żyje. Jest ze mną.”

Jenza (zamknęła oczy, głęboko zmartwiona): „Czy to możliwe, że ich celem nie była eksterminacja... ale porwanie?”

Rami (zimno, rzeczowo): „Oczywiście. Miałem doniesienia o ruchach na ich szlaku handlowym. Nowi patroni. Sygnały z sektora Drelix — ktoś im dostarcza broń, informacje. Ale nie Jedi. Nie Republika. Może... resztki Sithów?”

Dooku: „Dlatego was wzywam, zanim padnie jakakolwiek decyzja. Musimy działać wspólnie. Rodzinnie. I mądrze.”

Jenza: „Masz moje poparcie. Ale ostrzegam – jeśli za tym kryje się coś więcej niż polityka, może to być początek większego konfliktu. Cień sprzed wieków wraca.”

Rami: „Daj mi czas. Mam ludzi wśród sług Satreidesów. Puszczę fałszywy trop. Sprawdzimy, czy rodzina Xanousa jeszcze żyje. Ale musimy działać ostrożnie. Galaktyka patrzy. I słucha.”

📜 Rozdział V: Decyzja i Rozstanie – Geonosis i Narada Federacji Po długiej rozmowie z Jocastą i analizie sytuacji, Hrabia Dooku wiedział, że czas działa na ich niekorzyść. Atak na pałac nie był końcem, lecz początkiem wojny, której prawdziwe powody dopiero zaczynały się odsłaniać. Mimo to, obowiązki polityczne i sojusze z przeszłości wzywały go ponownie do działania.


🛰️ Statek Federacji Handlowej – Platforma transportowa[]

W cieniu księżyców Serenno, z hiperprzestrzeni wysunął się okręt transportowy klasy Lucrehulk, noszący oznaczenia Federacji Handlowej. Statek zbliżył się do jednostki X-70B Phantom, a jego platforma dokująca wysunęła się, by umożliwić przejście Dooku na pokład.

Xanous obserwował z kokpitu, jak jego dziadek szykuje się do odejścia. Wiedział, że to nie pożegnanie — ale każdy taki moment w czasach wojny mógł być ostatnim.


💬 Dialog na pokładzie Phantoma[]

Dooku (chłodno, z powagą): „Xanousie, muszę opuścić Serenno. Rada Konfederacji czeka na mnie na Geonosis. Zebranie jest nieuniknione.”

Xanous (lekko zaskoczony): „W tej chwili? Po tym wszystkim?”

Dooku: „Musimy utrzymać pozory kontroli. Federacja Handlowa i inne frakcje oczekują ode mnie wyjaśnień. To polityka, nie Moc, trzyma ich w ryzach.”

(chwila ciszy)

Dooku (tonem niższym, osobistym): „Satreidesowie... zajmiemy się nimi. Ale nie teraz. Najpierw muszę ustalić, kto jeszcze za tym stoi. Nie jesteśmy jedynymi celem. Ta wojna ma więcej wrogów, niż się wydaje.”

Xanous (z napięciem): „A moja rodzina? Rodzeństwo? Matka i ojciec?”

Dooku: „Nie ma ciał. To znaczy, że może jeszcze żyją. Nie trać nadziei. Mój zwiad ustali więcej, zanim wrócę.”

(Dooku kładzie rękę na ramieniu wnuka) „Musisz być silny, Xanousie. Teraz ty jesteś filarem domu. Pilnuj Serenno. I siebie.”


🚀 Odlot[]

W blasku zachodzących słońc, Hrabia Dooku wstąpił na pokład statku transportowego. Śluza zamknęła się z sykiem. Po chwili ogromna jednostka wycofała się z orbity i zniknęła w hiperprzestrzeni, kierując się w stronę Geonosis, gdzie miała się odbyć tajna narada Rady Separatystów.


🧭 Dalszy los Xanousa[]

Na pokładzie Phantoma, Xanous został sam. Wokół niego trwały naprawy systemów pokładowych, a jego lojalni ludzie zbierali ocalałych i zabezpieczali ruiny pałacu.

Myśl Xanousa: „To teraz ja jestem dziedzicem. Jeżeli oni wzięli moją rodzinę — to odzyskam ich. Ale nie jak arystokrata. Jak wojownik.”

📜 Rozdział VI: Dar od Dooku i Powrót na Serenno 🛡️ „Zasłona spokoju przed burzą”

Gdy ogromny transportowiec z Dooku na pokładzie szykował się do skoku w hiperprzestrzeń, stary mistrz odwrócił się jeszcze raz do Xanousa. W jego oczach błyszczała mieszanka dumy, troski i... ciężaru decyzji, którą musiał podjąć.


🤖 Dar od Dooku – Armia Konfederacji[]

Hrabia Dooku, głęboko i poważnie: „Mój najukochańszy wnuku… powierzam ci teraz część mojej armii z Konfederacji. Niech będą twoją tarczą.”

Za jego plecami, ze statku wyłoniły się lądujące kapsuły transportowe. Na rampach zaczęli schodzić:

  • Super Battle Droidy (B2) – opancerzeni, niezłomni, gotowi walczyć do ostatniego rozkazu.
  • Droideki – wirujące w kulach, rozkładające się z błyskiem i aktywujące osłony energetyczne.
  • B1 Droidy piechoty – tysiące, zsynchronizowane i gotowe do patrolowania Serenno.
  • Droidy techniczne i zwiadowcze – by odbudować to, co zniszczyli Satreidesowie.

Dooku (półszeptem, gdy podchodzi do Xanousa i kładzie dłoń na jego ramieniu): „Oni będą cię strzec. Nie jesteś sam. Ale musisz działać ostrożnie. Wracaj teraz na Serenno, przywróć pozory normalności. Wrogowie nie mogą wiedzieć, co utraciliśmy… ani kogo szukamy.”


🤝 Pożegnanie w ciszy[]

Wnuk i dziadek spojrzeli sobie w oczy. W tym jednym geście kryła się cała historia ich więzi – ucznia i mistrza, krwi i losu, starego świata i nowej nadziei.

Dooku (ściszonym głosem, obejmując Xanousa): „Jesteś dziedzicem nie tylko imienia. Jesteś dziedzicem przeznaczenia. Poprowadzisz ich lepiej niż ja kiedykolwiek mogłem.”

Ostatni raz objął swojego wnuka. Ciepło rzadkie u Dooku – ale szczere.

Dooku: „Będziemy w kontakcie, Xanousie. Moc niech będzie z tobą.”

🛰️ Powrót na Serenno[]

Okręt X-70B Phantom zszedł na niską orbitę. Pojedyncze promy desantowe opadały na zrujnowane ziemie posiadłości. Droidy rozpoczęły patrolowanie perymetru, zabezpieczając zgliszcza i prowadząc ocalałych do medpunktów. Prace naprawcze ruszyły natychmiast.

Nad ruinami pałacu wciąż unosił się zapach ognia i dymu. Ale teraz — dzięki przybyciu armii Dooku — Serenno miało jeszcze cień nadziei.


📘 Dziennik Xanousa – wpis: „Spadek i Odpowiedzialność”

„Dooku dał mi coś więcej niż droidy. Dał mi zaufanie, którego nie mogę zawieść. Nie mogę pokazać, że mnie złamali. Wróciłem na Serenno, ale to nie jest już mój dom z dzieciństwa. To pole bitwy. Teraz ja muszę być strażnikiem jego dziedzictwa.”

📜 Rozdział VII: Powrót na Serenno i Tajemniczy Oficer

Po długim locie przez nadprzestrzeń, wypełnionym cichym rozmyślaniem i analizą ostatnich wydarzeń, okręt X-70B Phantom zszedł z hiperprzestrzeni i powoli zbliżał się do powierzchni planety Serenno. Chmury rozstępowały się nad odbudowaną posiadłością Xanousów, a złote wieże pałacu znów lśniły, choć ślady ataku nadal były wyczuwalne w powietrzu.

ChatGPT Image 1 lip 2025, 18 02 54


Jeszcze w trakcie lotu, Xanous odebrał zakodowaną wiadomość z planety:

🔵 "Wasza Ekscelencjo – większa część infrastruktury została odbudowana. Zespół architektów, wsparty droidami konstrukcyjnymi, odtworzył główne skrzydła pałacu oraz systemy energetyczne. Pałac ponownie gotów do zamieszkania i pełnej ochrony."

To były dobre wieści. Ale nie spodziewał się tego, co czekało na niego na lądowisku.


Spotkanie na Lądowisku[]

ChatGPT Image 1 lip 2025, 18 14 51

Kiedy kadłub Phantoma dotknął rozgrzanej platformy lądowiska, a rampa powoli się opuściła, Xanous wyszedł w promieniach zachodzącego słońca. Przed nim stała formacja droidów, lojalnych strażników rodu. Ale na ich czele – ktoś nowy.

Oficer w błyszczącym mundurze, o nienagannej sylwetce i magnetycznym spojrzeniu, zrobił kilka kroków naprzód. Jego ciemne włosy były starannie zaczesane, a ręka spoczywała nonszalancko na biodrze.

👨‍✈️ Oficer: „Wasza Ekscelencjo... Hrabio Xanousie Skywalkerze.” – skłonił się z gracją. – „Nazywam się Kael Vos’kar, dowódca nowo utworzonej Gwardii Serenno. Przysłano mnie, abym osobiście zadbał o pańskie bezpieczeństwo... i komfort.”

ChatGPT Image 1 lip 2025, 18 28 06

🦁 Xanous zmierzył go chłodnym, ale uważnym spojrzeniem, jak generał oceniający nową broń — i mężczyznę zarazem. Kael Vos’kar był przystojny — zbyt przystojny jak na zwykłego oficera. Ta sylwetka, wyprostowana aż do przesady, wyglądała raczej jak z holodramy niż z frontu. Jednak to nie uroda go zaniepokoiła. To ten uśmiech.

Był tam. Delikatny, ledwie zauważalny. Jak zakazane słowo wypowiedziane w świątyni Jedi — szelmowski błysk, który igrał z powagą sytuacji, ale nie przekraczał granicy. Jeszcze.

👨‍✈️ Kael (z błyskiem w oku, zniżając głos do tonu niemal konspiracyjnego):

„Odbudowa pałacu to jedno… ale przywrócenie równowagi wewnętrznej Serenno... to coś znacznie trudniejszego.

Mam nadzieję, że pozwoli mi pan… być pomocnym w obu kwestiach.”

Słowo „pomocnym” zabrzmiało jak propozycja — może oferty, może wyzwania. A może jedno i drugie.

Xanous milczał przez chwilę. Jego krok nie zwolnił. Marmurowa ścieżka prowadząca do monumentalnych drzwi zamku wydawała się ciągnąć dłużej niż zwykle. W końcu, z typowym dla siebie spokojem, odparł:

🦁 Xanous:

„Zobaczymy, kapitanie Vos’kar. Serenno nie potrzebuje tylko siły… ale lojalności.

Czas pokaże, kim naprawdę jesteś.”

Nie było w tym groźby. Ale nie było też ciepła. Raczej… test. Jakby chciał zobaczyć, czy Kael ma w sobie coś więcej niż idealnie odprasowany mundur.

👨‍✈️ Kael uśmiechnął się lekko, tym razem bez maski. Skłonił się jeszcze raz – formalnie, ale z teatralnym wdziękiem, jakby właśnie zaczynał występ na galaktycznej scenie.

👨‍✈️ Kael:

„W takim razie uczynię wszystko, by udowodnić jedno i drugie.”

W tym momencie wiatr poruszył rąbek płaszcza Xanousa. Oficer szedł nieco za nim — z szacunkiem, ale też z wyraźnym zainteresowaniem. Jego spojrzenie nie zdradzało wszystkiego, ale wystarczająco, by zasugerować jedno:

To nie była tylko misja ochronna.

📍 Lądowisko przed pałacem, Serenno. Blask dwóch słońc przebija się przez chmury, odbijając się od metalicznego pancerza nowej armii.

Ziemia była jeszcze świeżo utwardzona – niedawno tu trwały prace inżynieryjne, a teraz lądował na niej statek Phantom-class Xanousa. Rampę opuścił bez pośpiechu. Kroki Hrabiego były ciche, ale stanowcze. Peleryna lekko falowała, a hrabiowski łańcuch połyskiwał, odbijając blask porannego nieba.

U podnóża rampy czekał już kapitan Kael Vos’kar, w pełnym mundurze, ale bez przesady – jakby nie chciał przyćmić przywódcy, a jednocześnie podkreślić swój autorytet. U boku miał ceremonialny miecz Gwardii i przypięty blaster z tłumikiem.

👨‍✈️ Kael (kłaniając się z wojskową elegancją):

„Wasza Ekscelencjo... Hrabio Xanousie Skywalkerze. Witamy ponownie na Serenno. Mam zaszczyt pokazać panu pierwsze efekty naszej pracy.”

🦁 Xanous skinął głową bez słowa. Spojrzał wokół — ziemia, która jeszcze niedawno nosiła ślady bitwy i zdrady, dziś pachniała żelazem i porządkiem.

ChatGPT Image 1 lip 2025, 18 28 10

Wyruszyli w stronę pałacu. Droga była szeroka i obsadzona marmurowymi filarami, ale to, co znajdowało się po bokach, przykuło uwagę:

🔹 Po lewej stronie – szereg nowoczesnych droidów bojowych klasy VX-19, stojących nieruchomo w idealnym szyku. Białe pancerze z czerwonymi emblematami rodu Xanousów lśniły w świetle dnia.

🔸 Po prawej stronie – Gwardia Serenno. Ludzcy żołnierze w czarno-bordowych mundurach z ozdobnymi pelerynami. Każdy uzbrojony w karabin serennijski i vibrosztylet. Ich twarze były młode, ale spojrzenia zimne. Przeszli selekcję, której nie przetrwałby przeciętny rycerz.

Xanous zatrzymał się na moment. Oczy zmrużone, jakby oceniał nie tylko gotowość bojową… ale i lojalność dusz.

🦁 Xanous (chłodno, ale z nutą uznania):

„Imponujące. Zdolni do walki… czy tylko do salutowania?”

👨‍✈️ Kael (z szelmowskim półuśmiechem):

„Obie rzeczy, panie. Ale potrafią jeszcze jedno – zabijać bez wahania tych, którzy sprzeniewierzą się pańskiemu dziedzictwu.”

Xanous spojrzał na niego. Przez chwilę milczał. Potem ruszył dalej, a Kael dołączył do jego kroku, idąc pół kroku z tyłu.

👨‍✈️ Kael (ciszej, bardziej osobiście):

„Serenno potrzebuje nie tylko ochrony. Potrzebuje… dumy. Dyscypliny. I pewnej iskry, którą tylko pan może przywrócić.”

🦁 Xanous (z nutą ironii):

„Ogień, kapitanie… to mój dar. Ale nie zapominaj, że ogień niszczy tak samo jak chroni.”

ChatGPT Image 1 lip 2025, 22 03 50

W oddali rozbrzmiał dźwięk otwieranych bram pałacu. Marmurowe wrota z herbem rodu zaczęły się rozsuwać, a przez nie – jak echo przyszłości – widać było wnętrze odrestaurowanego holu głównego.


🏛️ Powrót do Pałacu[]

Wysokie drzwi z lśniącego ferrostopu otworzyły się bezgłośnie, ukazując wnętrze pałacu Serenno w całej jego nowej, majestatycznej odsłonie. Światło dnia wpadało przez wysokie witraże, rzucając wielobarwne refleksy na marmurową posadzkę. Tuż za progiem — piękne, szerokie schody, jak z dawnych holoprojekcji, prowadziły ku wyższym salonom. Ich poręcze błyszczały jak obsydian, a każdy stopień nosił subtelne zdobienia herbów rodu Xanousów, wyrytych z takim pietyzmem, jakby czas się cofnął.

ChatGPT Image 1 lip 2025, 23 26 46

Kael, odziany w czarną tunikę z emblematem Gwardii Serenno, zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na Xanousa z lekkim uśmiechem.

— „Nie pytaj, ile kosztowało to nas wysiłku… ale pałac znów stoi jak przed wiekami. Prawie.”

Xanous nie odpowiedział od razu. Stał na progu, jakby czas wokół niego zwolnił.

To było niemożliwe.

Ostatni raz widział te korytarze w ogniu, kiedy kolumny waliły się pod ogniem artylerii, a marmury barwiła krew. A teraz? Ściany były gładkie, czyste, misternie rzeźbione. Sufity znów lśniły gwiezdnym wzorem – jakby cały kosmos został zamknięty nad jego głową. Pachniało polerowanym drewnem, kadzidłem i czymś jeszcze – może wspomnieniem dzieciństwa.

ChatGPT Image 1 lip 2025, 22 06 08

Krocząc po schodach, czuł, jak wspomnienia mieszają się z rzeczywistością.

— „Odbudowaliście to...” — wyszeptał prawie do siebie. — „Ale jak?”

Kael spojrzał na niego z ukosa, a jego głos zabarwił się dumą:

— „Twoi ludzie nie zapomnieli, komu służą. A my nie pozwoliliśmy, by ten pałac został ruiną historii. To twój dom, Panie. I miał znów nim być.”


Gdy dotarli na szczyt schodów, Kael wraz z Xanousem podeszli do Obsydianowych drzwi które są wysokie i prowadzącą do odrestaurowanych komnat Władcy.

Obraz 2025-07-01 222936637

Stali razem przed drzwiami do komnat Władcy — masywne, obsydianowe wrota lśniły chłodnym blaskiem, jakby zatrzymywały w sobie całe milczenie lat, które minęły.

Xanous spojrzał na nie bez słowa, a przez jego twarz przemknął cień zdumienia.

— „To naprawdę moje miejsce?” — spytał cicho, bardziej do siebie niż do Kaela.

ChatGPT Image 1 lip 2025, 22 34 08

Kael skinął głową.

— „Zawsze nim było. Tylko czekało, aż wrócisz.”

ChatGPT Image 2 lip 2025, 22 54 25

Komnata, do której wprowadzono młodego Hrabiego, była niczym hymn dla zmysłów — majestatyczna oda do potęgi gustu, dziedzictwa i wyrafinowania. Światło świec igrało z cieniami na ścianach, tańcząc po ciężkich kotarach z bordowego aksamitu, które opadały niczym kaskady rubinowego jedwabiu. Obecność tej tkaniny nie tylko podkreślała szlachetność miejsca — zdawała się tłumić wszelki hałas, jakby sama komnata była świadkiem tajemnic, których nie wolno wypowiedzieć głośno.

Centralnym punktem sali było potężne łoże — dwuosobowe, wykonane z rzeźbionego drewna w kolorze nocnego nieba, obszyte purpurą tak głęboką, że niemal czarną. Zagłówek niczym tron — wysoki, ozdobiony ornamentem przypominającym koronę Serenno — przyciągał wzrok, jakby sam pałac kłaniał się swemu władcy.

Obok stała leżanka, zielona jak omszała dolina po deszczu, idealna do rozmowy, refleksji lub... zapomnienia. Nieopodal, przy ciemnej ścianie, znajdowało się biurko z obsydianu — lśniące, gładkie jak tafla czarnego jeziora, odbijające migoczące płomyki świec. Na nim – pojedyncza lampa z mosiężnym ramieniem, starodawne pióro i świeżo odpieczętowany list – jakby czas czekał, aż Xanous usiądzie i zdecyduje, co dalej.

Z prawej strony komnaty rozpościerało się wysokie wyjście na balkon. Dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego drewna i szkła otwarte były szeroko, wpuszczając chłodny, nocny wiatr niosący zapach lawendy i wilgotnych skał. Za nimi – żelazna balustrada z ornamentem przypominającym herb rodu. A dalej... czarne wzgórza Serenno i niebo, na którym księżyce jaśniały jak świadkowie powrotu tego, który przetrwał upadek.

Całość uzupełniał kryształowy żyrandol zawieszony nad centrum komnaty – masywny, lecz filigranowy. Rozświetlał wnętrze blaskiem złamanym, melancholijnym – jakby pamiętał dawne dni, a zarazem oczekiwał nowych.

Xanous, stojąc na progu, zamarł na moment. Przez długi czas nie powiedział nic. Jego spojrzenie błądziło po detalach – jakby nie wierzył, że to, co utracone, mogło zostać odzyskane... w tak doskonałej formie. Tu, w tej komnacie, historia zderzała się z przyszłością. Tu miał spać król bez korony i wojownik bez zbroi. Tu miał się rozpocząć nowy rozdział dziedzictwa

Kael był tuż obok niego, czasem zbyt blisko — z pozornie niewinnym uśmiechem, który nie pasował do surowych linii jego munduru.

👨‍✈️ Kael (z nutą prowokacji):

„Zamówiłem specjalny raport strategiczny dla waszej ekscelencji. Ale myślę, że powinniśmy omówić go wieczorem... przy winie. Pałac zyskał nową salę obserwacyjną z widokiem na jeziora Mirthae. Światła są ustawione tak, by sprzyjać... refleksji.”

Xanous, choć zmęczony całym dniem powrotu, jednym spojrzeniem ogarnął sytuację — uśmiech Kaela, jego ton, a nawet sposób, w jaki stanął nieco zbyt swobodnie przy drzwiach do komnaty, świadczyły o czymś więcej niż lojalność oficera.

To był flirt. Ale nie tylko.

Kael Vos’kar nie był zwykłym żołnierzem. Miał styl. Miał pozycję. Miał dostęp. I miał plan.

A teraz stawał przed młodym Hrabim, który właśnie odzyskał swoje dziedzictwo — nie po to, by tylko składać raport.

W tym spojrzeniu była obietnica... albo ostrzeżenie.

🧠 Myśli Xanousa:

ChatGPT Image 2 lip 2025, 22 51 28

„Gra toczy się nie tylko na salach Rady. Prawdziwe bitwy rozgrywają się w półcieniach pałacowych korytarzy... i przy kieliszku wina. A ten mężczyzna? On wie, jak grać. Pytanie tylko, w czyim imieniu?”

Korytarz był długi, wyłożony marmurem o szlachetnym szaro-niebieskim odcieniu, a ściany zdobiły subtelne holograficzne freski z czasów Złotej Ery Serenno. Kael szedł z boku, kilka kroków za Xanousem — zgodnie z etykietą, choć jego obecność była bardziej osobista niż służbowa.

👨‍✈️ Kael (spokojnie):

„Sala obserwacyjna znajduje się w skrzydle zachodnim. Mistrz Kaelorr osobiście zaprojektował system otwieranych ścian. Chciał, by książęta Serenno czuli przestrzeń, a nie tylko ją podziwiali.”

ChatGPT Image 2 lip 2025, 22 51 35
ChatGPT Image 2 lip 2025, 00 05 02

Xanous milczał, słuchając kroków odbijających się echem od ścian. Pałac był nowy — odrodzony po zniszczeniu — ale duchy przeszłości szeptały z każdego zakrętu. Gdy skręcili w ostatni korytarz, przed nimi rozciągnęły się wysokie, półprzezroczyste drzwi. Kael zbliżył się pierwszy i nacisnął panel dotykowy.

ChatGPT Image 2 lip 2025, 22 51 40

Z sykiem otworzyło się przejście do nowo wybudowanej sali obserwacyjnej.

Wnętrze było arcydziełem.

Czarna, lustrzana posadzka odbijała światła wieczoru, a sufit z przezroczystego crystopanu odsłaniał niebo pełne gwiazd. Po drugiej stronie, otwarty balkon wychodził wprost na jeziora Mirthae — tafla wody połyskiwała jak płynny srebrny jedwab, a w oddali widać było światła małych rybackich domostw, rozrzuconych jak klejnoty na aksamicie.

Xanous podszedł do balustrady. Zapach wody, lekki, mineralny, wypełniał powietrze. Mistrz Dooku mówił kiedyś, że jeziora te odbijają nie tylko światło – ale i decyzje. I że kto tu stoi, musi być gotów na jedno i drugie.

ChatGPT Image 2 lip 2025, 23 06 05

Chwilę później Kael wrócił — z tacą i dwiema kryształowymi czarkami. Wino było głębokie, rubinowe, ledwo rozlane do połowy kielicha.

👨‍✈️ Kael (cicho, nie patrząc wprost):

ChatGPT Image 2 lip 2025, 22 52 03

„Wino z Doliny Lothrai. Ocalone ze starych piwnic. Uznano, że warto je otworzyć dopiero wtedy, gdy Serenno znów stanie na nogi.”

Xanous przyjął kielich i uniósł go z lekkim skinieniem głowy.

🍷 Xanous:

„Niech więc będzie... za powroty, które nie są ucieczką. I za tych, którzy odważyli się wrócić.”

Kael uśmiechnął się nieco szerzej — ale jego wzrok utkwił gdzieś w tafli jeziora, jakby tam, w odbiciu gwiazd, szukał odpowiedzi. Stali obok siebie. Cisza była naturalna. Pomiędzy nimi wciąż nie padło żadne imię, które by zdradzało, co ich naprawdę łączy. Ale obecność mówiła więcej niż słowa.

I może właśnie to było najbardziej niebezpieczne w tym wszystkim.

📖 Kontynuacja – Rozdział VII: Zaufanie i Aura

Xanous, stawiając kroki po marmurowej posadzce głównego hallu, szedł obok oficera Kaela Vos’kara w milczeniu. Powietrze było napięte, ale nie z nieufności — z czegoś innego. Subtelnego, ludzkiego. Aura oficera była wyraźna, niemal przejrzysta dla kogoś tak wyczulonego na Moc jak Xanous.

Zamknął na chwilę oczy.

🔮 Cisza. Przepływ. Świadomość.

W oddechu Mocy poczuł to, czego nie można było ukryć nawet pod najlepszym mundurem i wyćwiczoną postawą. Kael Vos’kar nie był szpiegiem. Nie był narzędziem intryg ani pionkiem politycznego sabatu.

🌌 Jego aura była czysta. Męska, lojalna, mocno uziemiona w pragnieniu służby… i w szczerym podziwie.

Xanous otworzył oczy i spojrzał kątem oka na swojego nowego oficera. Kael właśnie się uśmiechał — tak, jakby podświadomie wyczuł, że jego intencje zostały odczytane.

🦁 Xanous (z subtelnym półuśmiechem): „Nie musisz się starać aż tak bardzo, kapitanie. Wiem, że nie jesteś tu dla polityki.”

Kael, lekko zaskoczony, uniósł brew, ale jego głos pozostał spokojny.

👨‍✈️ Kael: „Wasza Ekscelencjo, jestem tu z rozkazu... ale chętnie udowodnię, że to również mój wybór.”

Xanous odwrócił wzrok w stronę wielkich okien pałacu, z których rozciągał się widok na dolinę Mirthae, lekko oświetloną zachodzącym słońcem. Czuł, że ten mężczyzna — choć nie był Jedi ani użytkownikiem Mocy — miał czyste serce i odwagę. Może i flirtował, ale nie kłamał. Po prostu był szczery… i zauroczony.


🪞 Myśli Hrabiego[]

W ciszy, w głębi umysłu, przemykała refleksja:

„Jest lojalny. Ambitny. I uczciwy. A to już więcej, niż oferują mi dziś niektórzy z rodowej Rady.”

Xanous wiedział, że na razie nie musi podejmować decyzji. Ale jedno było pewne — zyskał oficera, który nie tylko służył mu oddanie, ale który – z jakiegoś powodu – pragnął być blisko.

Gdy rubinowe wino w kielichach opadło do ostatnich kropli, a nad taflą jeziora pojawiły się pierwsze mgły nocy, Kael odwrócił się w stronę Hrabiego i skłonił lekko głowę — z szacunkiem, ale i z subtelną dozą osobistej czułości, której nie sposób było nie wyczuć.

👨‍✈️ Kael (cicho, ale stanowczo):

„Czas, by Władca spoczął. Jutro... Serenno znów będzie was potrzebować.”

Xanous spojrzał przez ramię raz jeszcze na jeziora. W świetle księżyca wydawały się nierealne — jak wizja z przeszłości, która za bardzo bolała, by mogła być tylko snem.

Nie odpowiedział. Skinął jedynie głową i odwrócił się w stronę wyjścia.

Kael szedł obok niego w milczeniu — krok w krok, jak cień, który znał drogę równie dobrze jak sam właściciel pałacu. Mijali ciche korytarze, gdzie światła przygasały automatycznie, przepuszczając tylko tyle blasku, by nie zburzyć majestatu nocy.

W końcu dotarli.

Drzwi do komnat Hrabiego — obsydianowe, z nowymi, połyskującymi zawiasami, które działały bezgłośnie. Strażnik skłonił się i odsunął, jakby znał rytuał.

Xanous stanął na progu, przez chwilę nie wchodząc. Objął spojrzeniem wnętrze: znajome kształty — łóżko z baldachimem, biurko przy świecach, leżanka w cieniu, uchylone drzwi na balkon, gdzie noc wdzierała się z chłodną wonią górskiego powietrza.

👨‍✈️ Kael (szeptem):

„Pałac śpi, Władco. Ale nie wszystko, co cenne, da się strzec gwardią.”

Xanous obrócił się do niego jeszcze raz. Ich spojrzenia spotkały się — krótkie, nieruchome, lecz gęste od niedopowiedzianych myśli.

Potem Hrabia wszedł do środka.

Drzwi zamknęły się z miękkim szumem. Po chwili światło przygasło.

Kael stał jeszcze przez moment na korytarzu. Patrzył na zamknięte drzwi z wyrazem, który nie zdradzał nic — ani rozczarowania, ani nadziei. Tylko cisza i obowiązek.

Odwrócił się, poprawił mundur i odszedł w głąb pałacu.Komnata Hrabiego była pogrążona w półmroku. Światła przygasły automatycznie, gdy tylko zamknęły się obsydianowe drzwi. Tylko dwie świece przy biurku tliły się miękkim, złotym blaskiem. Jedna z nich migotała lekko — jakby reagowała na napięcie, które nadal unosiło się w powietrzu po rozmowie z Kaelem.

Xanous milczał. Zdjął powoli łańcuch hrabiowski, odkładając go z szacunkiem na czarny obsydianowy blat. Potem, bez pośpiechu, zaczął się rozbierać.

Najpierw tunika — opadła cicho, odsłaniając jego nagi tors. Masywny, ale elegancki, jakby wykuty przez rzeźbiarza z epoki dumnych rodów. Jego ramiona, szerokie i sprężyste, błyszczały lekko w ogniu świec. Klatka piersiowa unosiła się spokojnie, ale widać było, że myśli są dalekie od snu.

ChatGPT Image 3 lip 2025, 22 16 15

Jego dłonie poruszały się z automatyczną pewnością. Zdjął resztę ubrań, aż stał całkiem nagi — sam, w cieniu dawnego imperium swojej rodziny. Jego ciało było świątynią, tak jak jego myśli były polem bitwy.

Podszedł do lustra. Spojrzał na swoje odbicie — na mężczyznę, który nosił tytuł Hrabiego Serenno, ale czuł się jednocześnie sierotą w galaktyce.

Dotknął dłonią karku, jakby chciał zdrapać z siebie ciężar przeszłości.

🧠 Myśli Xanousa:

„Verik, Vestan, Lyenna, Aelric... jeśli jeszcze żyjecie, znajdę was. Choćbym musiał spalić każde archiwum, przesłuchać każdego handlarza, przekupić każdego informatora… nawet jeśli oznacza to przeszukanie piekła Nal Hutta i archiwów Kartelu. Znajdę was.”

Przymknął oczy.

Przed oczami zamigotały twarze. Niewyraźne, zatarte przez czas. Śmiechy z dzieciństwa. Krzyki z dnia ataku. Cisza, która przyszła później — zbyt długa, zbyt wymowna.

Wreszcie odwrócił się.

Łoże czekało.

Obszerne, z czerwonym baldachimem, jakby stworzone, by pomieścić nie tylko ciało, ale i wspomnienia.

Położył się powoli, nie zakrywając się jeszcze — ciało rozluźniło się na jedwabnej pościeli. Przeciągnął dłoń po brzuchu, jakby szukał punktu zakotwiczenia. Gdzieś w oddali słychać było odgłos nocnego wiatru nad balkonem.

🛏️ Myśli, tuż przed zaśnięciem:

„Nie mogę pozwolić sobie na słabość. Ale jeśli ich odnajdę… wszystko się zmieni. Może wtedy i ja będę mógł naprawdę wrócić do domu.”

Zamknął oczy.

Ciało Hrabiego było spokojne, ale dusza wciąż nie spała.

🌙 Rozdział VIII: Sen Hrabiego Nastał wieczór. Na Serenno spadła błękitno-złota mgła nocy, a pałac wznosił się dumnie ponad rozświetlone ogrody i ciche dziedzińce. W apartamentach Hrabiego, światło przygaszono. Złote kotary przysłaniały panoramiczne okna, a w powietrzu unosił się znajomy, uspokajający zapach jego ulubionych kadzideł – mieszanina mirry, nut drewna kyberowego i esencji kwiatów z doliny Mirthae.

🛁 Intymny rytuał ciszy

ChatGPT Image 28 cze 2025, 03 10 59

Xanous, rozebrany do naga, zanurzył się powoli w parującej wodzie kamiennej wanny. Ciepło otuliło jego ciało jak kokon – napięcia ostatnich dni próbowały się rozpłynąć w aromatycznej kąpieli. Zamknął oczy, próbując odciąć się od wspomnień o zamachu, zniszczeniach, niewiadomym losie bliskich… i odpowiedzialności, która spadła na jego ramiona. Chciał poczuć się znów tylko sobą. Nie Hrabią. Nie wojownikiem. Nie celem.

Ale nawet w tej chwili... cisza była zdradziecka.

🩰 Po kąpieli

ChatGPT Image 28 cze 2025, 23 53 35

Woda cicho spłynęła po jego ciele, gdy wychodził z kamiennej wanny. Nie było pośpiechu – jakby każdy ruch miał znaczenie, jakby ciało musiało przypomnieć sobie własne istnienie poza parującym kokonem.

Sięgnął po ręcznik – ciemny, gruby, utkany przez rzemieślników z północnych wyżyn Serenno. Owinął się nim luźno, jakby jeszcze nie był gotów znów przywdziać tożsamości – Hrabiego, Rycerza, Dziedzica. Teraz był tylko sobą. Ciałem. Myślą. Drżeniem.

Przeszedł przez komnatę. Jego bose stopy niemal nie wydawały dźwięku na chłodnym marmurze, lecz za każdym krokiem zdawało się, że zostawia ślad. Nie fizyczny – coś głębszego. Jakby powietrze go rozpoznawało.

Zatrzymał się przy wysokim oknie. Odgarnął kotary jednym płynnym ruchem.

🌕 Światło księżyca

Na niebie wisiał księżyc – pełny, ciężki, niemal srebrny. Jego blask ślizgał się po konturach pałacu, oświetlając gzymsy, krużganki, rzeźbione wieże. Ale w oczach Xanousa nie było architektury. Było wspomnienie snu. I echo słów Dooku.

ChatGPT Image 28 cze 2025, 23 27 06

„Nie wybieraj. Prowadź oba. One są tobą.”

Zadrżał. Nie z zimna – z bliskości czegoś nieuchwytnego. Blask księżyca odbił się w jego źrenicach jak w zwierciadle. Przez chwilę wyglądał jak postać z legendy – półnagi, owinięty w ciemny materiał, z cieniem przeszłości na ramionach, i światłem przyszłości na czole.

🔚 Sen ciągły

Po chwili odszedł od okna. Powoli. Z godnością, ale i zmęczeniem.

Zdjął ręcznik, pozwalając mu opaść na fotel obok. Ciało – dumne, poranione, wyprostowane – wsunęło się pod chłodne prześcieradła. Ułożył się na boku, jakby od lat znał ten ruch. Głowa na poduszce, dłoń na piersi, w miejscu, gdzie pulsowała przeszłość.

ChatGPT Image 29 cze 2025, 22 16 30

Zanim zamknął oczy, szepnął coś w języku przodków. Nie modlitwę. Nie zaklęcie.

Przysięgę.

I w tej ciszy, między parą a srebrem księżyca, między snem a jawą, między bólem a przeznaczeniem...

Xanous zasnął. 🌘 Pośrodku nocy – zbudzony przez cień

Xanous usiadł gwałtownie, jakby wyrwał się z niewidzialnych kajdan. Oddech miał szybki, gardło suche, skronie mokre od potu. Pościel zsunęła się z jego torsu, ukazując ciało napięte jak cięciwa. Serce waliło, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej – może uciec… może walczyć.

ChatGPT Image 28 cze 2025, 00 57 40

Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Czy to jeszcze sen, czy już jawa. Zapach kadzideł był teraz zbyt duszny, zbyt ciężki, jakby przeniknięty tym, co właśnie zobaczył.

Wstał. Bezszelestnie, bez słowa.

Naga sylwetka Hrabiego przesunęła się przez półmrok apartamentu. Stopy zetknęły się z zimną posadzką, a z jego ramion zsunęła się jedwabna pościel niczym złota mgła.

Podszedł do okna. Odsłonił kotary.

ChatGPT Image 28 cze 2025, 00 42 25

🌌 Panorama Serenno nocą

Mężczyzna na balkonie przy świetle księżyca

Serenno spało spokojnie. Niebo było czyste – tysiące gwiazd drgały nad horyzontem niczym serca światów. Ale on wiedział, że to tylko pozór.

Widział, jak będzie wyglądać koniec. Widział zgliszcza pałacu. Widział Verika, swojego brata, znikającego w pustce. Miał wrażenie, że echo tamtego szeptu nadal dudni w jego czaszce:

„Jesteś ostatnim.”

Jego palce zacisnęły się na ramie okna. Ból był prawdziwy. To nie był tylko sen. To była przepowiednia. Albo… ostrzeżenie.

Xanous zamknął oczy. Zamiast spokoju – usłyszał w sobie huk ognia. Poczuł dotyk ciemnej dłoni, tej z wizji. Była zbyt realna. Zbyt znajoma.

🎭 Maska bez twarzy

„Kim jesteś…” — szepnął do nocy. — „...i czego chcesz ode mnie?”

Ale odpowiedziało mu tylko milczenie ogrodów.

🌿 Oparcie w wspomnieniach

Jego myśli powędrowały do Dooku. Do Jocasty. Do Jereca. Do wszystkich, którzy widzieli w nim coś więcej niż tytuł czy moc. Ale czy oni znali całą prawdę? Czy ktoś wiedział, co się w nim rodzi?

Czy naprawdę był tylko dziedzicem Serenno?

Czy może był… ostatnim światłem przed nadciągającym cieniem?

🕯️ W ciszy, rodzi się decyzja

Gdy stanął tak, wpatrując się w odległe światła dolin, jego dłonie nie zadrżały.

Zimny wiatr przeciągnął przez okno, niosąc woń doliny Mirthae i chłód, który przypominał… że świt się zbliża.

I że z nim – może przyjść odpowiedź.

🌓 Rozdział IX: Przerwane Milczenie[]

„Cisza jest krucha. Zwłaszcza, gdy burza rodzi się w sercu.”

ChatGPT Image 30 cze 2025, 17 46 47

Drzwi rozsunęły się z ostrym świstem, jakby pałac sam postanowił przestać milczeć.

👨‍✈️ Kael (zaniepokojony, z mocą):

ChatGPT Image 30 cze 2025, 17 46 44
ChatGPT Image 30 cze 2025, 17 53 35

„Wasza Wysokość! Wyczułem zakłócenie—!”

Jego głos odbił się echem po marmurowych ścianach, zderzając się z napięciem, które wypełniało komnatę niczym niewidzialny gaz. Kael przystanął, zamarł w pół kroku.

🫣 Zatrzymany oddech. Oczy. I cisza.

W półmroku, na tle księżycowego światła, stał on — Xanous.

Nagie ciało błyszczało jak z brązu, idealnie wyrzeźbione, napięte jak łuk. Woda i pot, niedawno jeszcze znużone snem, teraz parowały pod ciężarem wizji. Serce biło mu mocno, ale twarz zachowała dziwny spokój – groźny spokój.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 17 53 26

Kael zbladł, potem się zarumienił, potem… spuścił wzrok, jakby próbował uciec przed samym sobą.

„P–proszę o wybaczenie, panie! Słyszałem jak… krzyczałeś. Myślałem, że coś się stało…” – głos mu zadrżał, ale próbował mówić jak żołnierz. Jak oficer.

A brzmiał jak chłopak, który wszedł do komnaty boga.

🛏️ Xanous (spokojnie, nisko, niemal szeptem):

„Stało się. Ale nie to, co myślisz.”

Zrobił krok w stronę Kaela. Potem drugi. Bez pośpiechu.

Nie zakrywał się. W jego spojrzeniu nie było ani wstydu, ani wahania – tylko echo tego, co zobaczył we śnie.

I coś jeszcze: świadomość, że nie jest już chłopcem. I że inni to widzą.

„Koszmar…?” – mówi cicho, z uśmiechem bez radości. – „Koszmar to to, co nadchodzi. A ja go właśnie widziałem.”

Kael przełknął ślinę. Chciał cofnąć się, ale jego ciało nie słuchało. Jakby Moc go przykuła. A może to coś innego.

„Xanous…” – wymknęło mu się, bardziej osobiste niż „Wasza Wysokość”.

🔥 I wtedy — to trwało sekundę — Hrabia zatrzymał się tuż przed nim.

🌒 Rozdział IX (kontynuacja): Ciepło w Mroku

Ich usta spotkały się bez uprzedzenia – ale nie gwałtownie. Jak coś, co powinno było się wydarzyć wiele rozmów temu, wiele spojrzeń temu.

Nie był to pocałunek z wojennego raportu. Nie było w nim rozkazu ani przeprosin.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 17 53 43

Była potrzeba.

Kael zamrugał, jakby właśnie coś w nim się rozbiło – a potem oddał pocałunek z nieśmiałością człowieka, który całe życie spędził w dyscyplinie, a teraz pierwszy raz pozwala sobie… nie myśleć.

🦁 Xanous, wciąż spokojny, jakby przewidział ten moment — pogłębił pocałunek. Dłoń na karku Kaela przesunęła się wolno wzdłuż jego kręgosłupa, jakby zaznaczała ślad, którym kiedyś wróci.

👨‍✈️ Kael odetchnął przez nos. Cicho. Jakby od dawna nie oddychał naprawdę.

Ich ciała zeszły się tak blisko, że dzieliła ich już tylko przeszłość.

I może przyszłość.

Czas nie był sprzymierzeńcem. Ale tu, teraz – czas nie istniał.

🌌 Czas przestał istnieć.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 21 57 12

Kael oddychał głęboko. Zdjął mundur. Bez pośpiechu. Każdy gest jak akt szczerości.

Nie było w nim wstydu. Było napięcie. Było oczekiwanie.

Była zgoda.

Ich ciała zetknęły się – gorące, napięte, różne, a jednak zgodne jak dwie nuty w harmonii, która nie powinna istnieć, a jednak brzmi lepiej niż jakakolwiek symfonia.

Xanous przesunął dłonią po jego torsie – władczo, ale nie brutalnie.

„Nie jesteś tu żołnierzem.” – wyszeptał.

„Jesteś tu dlatego, że chciałeś. I ja też.”

🌒 Rozdział IX (część 2): Ciepło w Mroku – Zjednoczenie[]

Noc jeszcze nie zgasła, ale wszystko, co działo się w tej komnacie, istniało poza czasem. Poza wojną, obowiązkiem, maskami, które obaj nosili za dnia.

Gdy Kael stanął przed Xanousem, rozebrany, ale nie bezbronny – było w nim coś odważnego. Coś, co nie pochodziło od wojskowego drylu. To było coś głębszego: gotowość oddania się komuś, kto rozumie Moc nie tylko jako broń, ale jako zmysł.

🧴 Dotyk, który mówi więcej niż rozkaz

Xanous odszedł od okna i nie powiedział ani słowa. Wziął dłonie Kaela w swoje – duże, silne, ciepłe – i poprowadził go powoli ku sypialni. Położył go na jedwabiach jak coś cennego, ale nie kruchego. Usiadł przy nim i sięgnął po mały flakon z olejkiem z doliny Mirthae – zapach był słodki, lekko korzenny, wyzwalający z napięć.

Masaż zaczął się powoli – od karku, przez ramiona, aż do lędźwi. Xanous znał ciało Kaela z pola bitwy. Teraz poznawał je z zupełnie innej strony – nie jako broni, ale jako miejsca, gdzie można dać ukojenie. Dłonie przesuwały się płynnie, czule, ale z siłą.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 20 39 46

Kael wzdychał głęboko.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 20 10 48

„Masz… dłonie jak ogień.” – wymruczał.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 19 56 03

🫂 Pocałunki – najpierw łagodne, potem głębokie

Xanous pochylił się. Jego usta dotknęły karku Kaela, potem ramienia, a potem… ich twarze spotkały się. Pocałunek był jak eksplozja długo tłumionego napięcia – miękki, ale dominujący. Całował powoli, świadomie, jakby każde zetknięcie języków było częścią rytuału.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 19 44 53

🛏️ Wariacje bliskości – ciało za ciałem

Gdy noc pogłębiła swą ciszę, a ich ciała nadal płonęły od niedawnej bliskości, Xanous nie pozwolił, by rozdzieliło ich choćby powietrze. Przysunął Kaela bliżej – od tyłu, obejmując go niczym pancerz z czułości i siły. Kael odchylił głowę, odsłaniając kark, na którym złożył pocałunek gorętszy niż promienie Serenneńskich słońc.

Pchnięcia były wolne, głębokie – nie brutalne, ale stanowcze. Rytmiczne jak bicie serca wojownika. Kael czuł się prowadzony – całkowicie, bezpiecznie, a jednocześnie wystawiony na zmysłowe krawędzie.

💫 Zgięty nad krawędzią łóżka – oddanie i rozkosz

Później ciało Kaela oparło się o miękką krawędź łóżka. Ręce zaciśnięte w pościeli, kolana lekko ugięte – a Xanous, stojąc za nim, pogłębiał każdy ruch. Jego dłonie wędrowały po plecach Kaela, po jego bokach, zatrzymując się na pośladkach, które obejmował jak posiadłość, której jest panem i strażnikiem.

Kael westchnął – dźwięk nienazwanej ekstazy, niekontrolowanej, czystej. Odbijał się echem od ścian sypialni, która znała już wiele sekretów rodu, ale nie tego rodzaju.

🔥 Na czworakach – instynkt i więź

W pewnej chwili Kael sam ułożył się na czworakach. Było w tym coś dzikiego, a jednocześnie pełnego ufności – jak oddanie się ogniowi, który nie spali, ale przemieni. Xanous uklęknął za nim, jedną dłonią chwytając za biodro, drugą przesuwając po karku, prowadząc go, jakby układał melodię.

Ich oddechy znów się zgrały. Ich ciała znów się zlały. Każdy ruch był jak uderzenie bębna wojennego, jak modlitwa bez słów, jak wspólny lot przez hiperprzestrzeń zmysłów.

🌌 Czułość pośród instynktu

I choć była w tym dzikość, nie brakło czułości. Xanous schylił się, wtulił twarz między łopatki Kaela, szeptał coś w języku znanym tylko nim dwóm – być może nie były to słowa, ale dźwięki serca.

W końcu, gdy napięcie znów sięgnęło zenitu, gdy granica rozkoszy została przekroczona, a świat znowu się zatracił – nie było krzyku, był oddech. Długi, głęboki, jakby obaj odrodzili się na nowo.


🌒 Między siłą a delikatnością – kolejny akt nocy

Gdy cisza sypialni ponownie zapadła, a ich ciała leżały jeszcze splecione, Xanous uniósł się lekko na łokciach. Spojrzał w dół – na Kaela, którego włosy były zmierzwione, skóra rozgrzana, oddech wciąż niespokojny, jakby jego wnętrze wciąż niosło echo ich wcześniejszej jedności.

Nie musieli mówić. W ich spojrzeniu była zgoda.

– „Nie skończyliśmy” – szepnął Hrabia, głosem niższym, zachrypniętym od szeptów i rozkoszy. Ujął Kaela za biodro i obrócił go powoli, metodycznie, jakby układał rzeźbę z marmuru – z precyzją, ale też z uczuciem. Kael był teraz na brzuchu, głowa wsparta na poduszce, dłonie otwarte – gotowe. Oddany.

Xanous ukląkł za nim i przesunął dłońmi wzdłuż jego kręgosłupa – powoli, jakby czytał starożytny tekst, który tylko on potrafił zrozumieć. Ucałował łopatki, potem kark, aż w końcu pochylał się nad nim cały, muskając ustami miejsce za uchem, wywołując u Kaela dreszcze.

🛏️ Złączenie – głęboko, rytmicznie, prawdziwie

Wszedł w niego na nowo – powoli, z niespieszną siłą, jakby każda sekunda była celebracją, jakby każda chwila miała zostać zapamiętana przez ich ciała na zawsze. Rytm, który obrali, był głęboki, spokojny, niemal medytacyjny – poruszali się razem jak fale, jakby cała galaktyka oddychała ich rytmem.

Kael jęknął – cicho, bez wstydu, a jednak jak modlitwa szeptana do Mocy.

Jego ciało odpowiadało. Biodra poruszały się w zgodzie z Xanousem, szukając więcej, pragnąc mocniej. Dłonie zaciśnięte w pościeli, plecy wygięte w łuk. Jego skóra lśniła potem – ale nie z wysiłku, tylko z oddania. Jego mięśnie drgały, jego oddech przyspieszał. Był piękny. Cały. Kael był piękny, jak wojownik, który nie walczy mieczem, lecz uczuciem.

🔥 Zmiana rytmu – bardziej instynktowna, surowa, namiętna

Gdy napięcie w ich ciałach znów zaczęło narastać, Xanous zmienił rytm – nieco szybszy, głębszy, bardziej stanowczy. Ujął Kaela za ramiona, pociągnął go ku sobie – tak, że jego plecy dotykały jego torsu, ich oddechy mieszały się znowu, tym razem jeszcze bardziej szalone. Pozycja zyskała siłę. Namiętność urosła.

Kael był na kolanach, oparty o dłonie, z głową odchyloną do tyłu, a Xanous poruszał się w nim pewnie, prowadząc go do granicy ekstazy, a potem dalej. Ich jęki były już bardziej słyszalne – nie krzyk, ale szept tak intensywny, że mógłby stopić stal.

🌠 Twarz w twarz – pozycja bliskości i duszy

Kiedy ich ciała nie mogły już więcej, Xanous zsunął się z tyłu, podniósł Kaela i posadził go na sobie. Pozycja zmieniła się – teraz Kael siedział na jego udach, twarzą do niego. Ich torsy zderzyły się w uścisku, ich usta połączyły się znów, języki tańczyły między pocałunkami a westchnieniami.

Kael sam poruszał biodrami – powoli, świadomie, z mocą, jakby przejmował inicjatywę, ale wciąż prowadzony spojrzeniem Xanousa. Ich oczy się nie rozdzielały. Było w tym coś więcej niż ciało – jakby dusze zsynchronizowały się w tym tańcu, w tej pozycji, gdzie mogli widzieć siebie w pełni.

– „Jesteś moim domem” – szepnął Kael. Po raz pierwszy tej nocy. Głos drżał. Nie ze wstydu – z prawdy.

Xanous uśmiechnął się. Jego dłonie spoczęły na talii Kaela. Pozwolił mu prowadzić, ale czuwał, wspierał, chłonął każdą sekundę.

🌌 Finał – eksplozja wewnętrznego światła

I wtedy nadeszło.

Ich finał był... nie wybuchem, a raczej implozją – jakby cała energia wszechświata skupiła się w nich i eksplodowała do wewnątrz. Ciała zadrżały, oddechy urwały się, serca uderzyły w tym samym tempie. Wszystko zamarło.

A potem przyszła fala ciepła – zalewająca, bezpieczna, miękka. Jakby cały pałac Serenno otulił ich sobą. Jakby sama Moc pobłogosławiła tę noc.

🕯️ Po wszystkim – chwile ciszy i trwania

Leżeli długo. Bez słów. Bez konieczności.

Kael leżał pół na Xanousie, pół obok – głowa oparta na jego piersi. Jego dłoń spoczywała na brzuchu ukochanego, palce kreśliły niewidzialne wzory.

Xanous patrzył w sufit, na którym tańczyły cienie kadzideł. Myśli miał spokojne. Oddech głęboki. Ciało zaspokojone.

I tylko jedno słowo unosiło się w powietrzu – niewypowiedziane, ale obecne:

„Należysz.”

🌌 Trzecia runda – rozpalone ciała, odwrócone role

Cisza po drugim akcie była gęsta od ciepła, jakby powietrze w komnacie nasiąkło potem, oddechami, pocałunkami i nieskończoną bliskością. Księżyce Serenno nadal świeciły przez ażurowe zasłony, kładąc srebrne pasma światła na pościeli splątanej jak ich dłonie.

Xanous leżał na plecach, jego klatka piersiowa unosiła się powoli. Kael wpatrywał się w niego, wsparty na łokciu, z oczami roziskrzonymi jakby właśnie odkrywał go na nowo – i tak właśnie było.

– „Teraz… moja kolej,” wyszeptał Kael, głosem niskim, niemal chrapliwym, przeciągając dłonią po linii torsu Xanousa aż do podbrzusza.

👑 Szczyt Hrabiowski – moment wyzwolenia

Xanous nie protestował. Leżał spokojnie, ale jego ciało drżało z napięcia, jakby wiedziało, co nadchodzi. Kael pochylił się i zaczął całować go od szyi w dół – powoli, z premedytacją. Każdy pocałunek był jak znak własności, jak pieczęć na skórze, która mówiła: „Jestem tutaj, z tobą, dla ciebie.”

Dłonie Kaela wędrowały niżej, coraz niżej, aż wreszcie... gdy Xanous był już na granicy, gdy jego biodra unosiły się w niemym błaganiu, gdy jego usta rozchyliły się bezgłośnie – nastąpiło wyzwolenie.

Wytrysnął gwałtownie, z głuchym jękiem, który stłumił w dłoni Kaela. Strumień bieli opadł na jego tors, na brzuch, na dłoń kochanka – fizyczne świadectwo pragnienia, które nie znało granic. Xanous zamknął oczy. Przez chwilę nie istniało nic poza tym. Nawet Moc zdawała się zamilknąć.

💥 Zmiana – Kael przejmuje inicjatywę

Kael, nie mówiąc ani słowa, zlizał z palców ślad ekstazy – patrząc przy tym w oczy Xanousowi. Był teraz inny: pewniejszy, aktywny, mężczyzna, który nie czekał na pozwolenie. Jego dłoń spoczęła na biodrze Xanousa, a ciało przesunęło się nad nim – silne, muskularne, gotowe.

Xanous uśmiechnął się. Była w tym zgoda. Było oczekiwanie.

Kael ustawił się między jego nogami – pewny siebie, jak wojownik gotów do świętej misji. Zanurzył się w nim – powoli, ale bez nieśmiałości. Jego ruchy były głębokie, rytmiczne. Jakby znał już ciało Xanousa lepiej niż swoje. Każde pchnięcie było jak pytanie, na które odpowiedź brzmiała: „tak.”

🛏️ Namiętność i dominacja – bez litości, z miłością

Pozycja zmieniła się – Kael ujął Xanousa za uda, uniósł je lekko, pogłębiając kąt, pogłębiając wszystko. Jego biodra pracowały mocno, ale z precyzją, która mówiła: „Słucham cię. Czuję cię. Pragnę cię.”

Xanous jęknął, głowę odchylając w tył. Był całkowicie otwarty, nagi nie tylko ciałem, ale duszą. Pozwolił, by był brany – z namiętnością, z siłą, z oddaniem. Jego dłonie wczepiły się w ramiona Kaela, ich ciała spalały się od nowa, w nowym rytmie.

🔥 Kulminacja – wspólna, eksplodująca

Kael przyspieszył, biodra poruszały się w intensywnym rytmie, a Xanous odpowiadał każdym nerwem, każdym mięśniem. Kiedy przyszło – przyszło dla nich obu. Kael zadrżał, wyprężył się, a jego wnętrze eksplodowało rozkoszą głęboko w Xanousie.

Ich jęki nałożyły się na siebie – jeden głęboki, drugi urwany – i cisza po nich była święta.

🌙 Bliskość po bitwie – sen bez strachu

Nie potrzebowali już słów. Kael ułożył się obok, a potem przerzucił przez Xanousa nogę, jakby chciał go otulić własnym ciałem. Hrabiowski oddech uspokajał się. Spojrzał jeszcze raz w ciemność.

– „Nigdy wcześniej nie pozwoliłem nikomu…” – urwał.

Kael ujął jego dłoń.

– „Wiem. I nigdy cię nie zawiodę.”

A potem zasnęli – nie jako wojownicy, nie jako oficer i Hrabia. Ale jako dwaj mężczyźni, którzy przestali się bać bliskości.

🌌 Czułość po wszystkim

Nie rozdzielili się od razu. Leżeli przytuleni, bez pośpiechu. Xanous gładził palcami ramię Kaela, a jego szept był ledwo słyszalny:

„Nie byłeś tylko gościem tej nocy. Byłeś odpowiedzią.”

Kael nie odpowiedział. Tylko wtulił się mocniej.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 22 06 07

A księżyce Serenno nadal świeciły – świadkowie czegoś, co nie miało nazwy, ale miało sens.

🌅 Rozdział X: Świt i Cień[]

Noc zgasła cicho, jak dogasające kadzidło. Tkaniny pościeli były splątane, a powietrze gęste od zapachu ciał, olejków i niespełnionych obietnic.

🌌 Noc stała się ich tłem.

Nie było słów „kocham”, nie było przysiąg.

Tylko skóra, oddech, napięcie i dotyk, który miał być ucieczką.

🧭 Poranek na Serenno – Komnata Hrabiowska

Światło słońca wdarło się do wnętrza przez półprzezroczyste zasłony, leniwie muskając marmurową podłogę, a potem łoże – jakby sama planeta nie śmiała zbudzić Hrabiowskiego dziedzica zbyt gwałtownie.

👨‍✈️ Kael obudził się pierwszy.

Leżał przez chwilę bez ruchu, nagi, ale nie zziębnięty – otulony jeszcze resztką ciepła nocy i… jego. Spokojne, głębokie oddechy Xanousa nadawały rytm chwili. Hrabiowskie ciało, wyrzeźbione przez lata treningu i odpowiedzialności, częściowo zakryte jedwabiem, wyglądało jak święty relikt – piękne, ale wciąż niepokojące.

Wciąż nosił na twarzy coś więcej niż sen. Jakby spał w rozmowie z czymś, czego nikt nie odważyłby się obudzić.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 22 07 24

Kael przeciągnął się powoli. Bez wstydu. Bez lęku. Jak ktoś, kto po raz pierwszy od lat wstał nie dla rozkazu, a dlatego, że naprawdę tego chciał.

Podszedł do balkonu. Otworzył drzwi i wciągnął głęboko poranne powietrze.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 22 07 29

🌄 Promienie słońca przebijały się przez gęste drzewa Serenno, odbijając się od szczytów marmurowych kopuł pałacu. Niebo miało kolor stali i bursztynu.

Cisza była niemal święta. A jednak – w niej kryło się pytanie.

Cień snu? Cień decyzji?

Czy to, co wydarzyło się tej nocy, było wyjątkiem? Czy początkiem? A może tylko... oddechem, zanim znów włożą maski?

🧥 Mundur zakładany w ciszy

Kael schylił się, zwinął swój uniform z podłogi. Tkanina była jeszcze ciepła od ich dotyku, ale nie protestowała, gdy wkładał ją z powrotem.

ChatGPT Image 30 cze 2025, 23 00 05

Każdy element zakładany z precyzją, jakby powrót do roli był rytuałem.

Każda klamra – powrót do dyscypliny.

Każda fałda materiału – nowa warstwa dystansu.

Zapiął ostatni guzik. Odetchnął. Ale zanim odszedł – podszedł jeszcze raz do łoża.

🦁 Xanous leżał z zamkniętymi oczami, lecz oddech jego nie był już rytmem snu. On słyszał.

Nie musieli nic mówić. Cisza mówiła za nich. Cisza i to jedno spojrzenie, które padło między nimi.

Oboje wiedzieli. Oboje czuli.

To nie był sen.

To było coś, co zostanie z nimi, nawet jeśli każde pójdzie własną ścieżką.

🧭 Poranek na Serenno — ciąg dalszy

Kael stał jeszcze chwilę przy łóżku, wpatrzony w twarz Xanousa. Nie dotknął go. Nie pocałował na pożegnanie.

ChatGPT Image 5 lip 2025, 21 10 34

To nie był czas na gesty, które mają znaczyć „żegnaj”.

To był czas na coś cichszego. Głębszego.

Zamknął na chwilę oczy.

W duchu podziękował sobie.

Za odwagę.

Za to, że nie uciekł, kiedy miał okazję.

Za to, że pozwolił sobie — chociaż raz — być człowiekiem, nie tylko oficerem.

A potem odwrócił się i wyszedł z komnaty, tak cicho, jakby był tylko snem, który nie chce zbudzić śpiącego.

🚪 Drzwi komnaty zamknęły się za nim z niemal ceremonialnym szelestem.

ChatGPT Image 5 lip 2025, 19 11 54

Na korytarzu, pachnącym polerowanym drewnem i kadzidłem, zobaczył służącego — młodego mężczyznę w skromnej, lecz eleganckiej tunice w barwach rodu Xanousów. Pochylał się właśnie nad tacą z parującą kawą, owocami i świeżym chlebem, układanym na srebrnym półmisku.

Chłopak uniósł wzrok, zauważając Kaela. Nie drgnął, nie wyrażał zaskoczenia. Może widział już więcej, niż wypadało.

👨‍✈️ Kael skinął mu krótko głową.

Bez słowa, bez wyjaśnień.

Służący odpowiedział tym samym – z godnością, jak na Serenno przystało. Tylko oczy zdradzały cień uśmiechu.

Nie było w tym ani kpiny, ani ciekawości.

Była… znajomość. Może akceptacja.

Kael przeszedł korytarzem, a za jego plecami unosił się jeszcze zapach śniadania i wciąż ciepłe światło poranka, które zaglądało do komnaty Hrabiego.

🕯️ Komnata Hrabiowska – chwilę później

Drzwi do komnaty otworzyły się cicho, bez skrzypnięcia – służący wszedł z wprawą kogoś, kto zna protokół. Srebrna taca unosiła się w jego dłoniach niczym relikwia: misternie ułożone śniadanie z sezonowanych serów, pieczywem z pałacowej piekarni, sokiem z owoców vellari i, oczywiście, filiżanka świeżo zaparzonej karmelowej latte – ulubionej przez Hrabię (choć nigdy oficjalnie tego nie przyznał).

👨‍🍳 Służący wszedł pewnym krokiem, ale zatrzymał się jak rażony piorunem.

Hrabia leżał nagi, odwrócony plecami do wejścia, wciąż częściowo przykryty jedwabnym pledem, który zdążył zsunąć się na wysokość lędźwi. Umięśnione pośladki, zbyt idealnie wyrzeźbione, by mogły pochodzić z tej samej genetycznej puli co zwykli ludzie, wyłoniły się jak antyczna rzeźba.

ChatGPT Image 5 lip 2025, 17 34 35

Był jak mit w fazie snu. Albo jak świętokradczo doskonały sekret.

Służący zamarł. Taca zawibrowała mu w dłoniach, niemal jakby wyczuwała napięcie.

👨‍🍳 (myśli sługi):

„Matko Galaktyczna…”

Oczy mu się rozszerzyły. Twarz zalała się szkarłatem. I wtedy przypomniał sobie coś, co sprawiło, że aż prawie wypuścił kawę.

Przecież przed chwilą… z tej komnaty wyszedł tamten oficer.

Wysoki. Przystojny. Napięty jak struna.

A teraz… Hrabia, nagi, z twarzą spokojną jak po rekolekcjach.

ChatGPT Image 5 lip 2025, 18 42 17

Służący delikatnie odłożył tacę na stół. W myślach powtarzał sobie mantrę: "Nie patrz, nie komentuj, nie dyskutuj z innymi służącymi – i błagam, nie zostaw śladów śliny na porcelanie."

A jednak, zanim wyszedł, spojrzał raz jeszcze.

Nie z pożądaniem – z ciekawością graniczącą z lękiem. Jakby był świadkiem czegoś zakazanego. Czegoś, co zmienia reguły pałacu. Czegoś, o czym będzie się szeptać w kuchni przez całe dekady.

Zamknął drzwi za sobą delikatnie, niemal z czcią.

A w jego głowie kołatała się jedna myśl:

„Kurczę… musiało być naprawdę ciekawie.”

🛏️ Komnata Hrabiowska – jeszcze ten sam poranek

Hrabia poruszył się leniwie, przeciągając jak kot w pierwszym promieniu słońca. Jedwab zsunął się z jego bioder, ale on nie spieszył się, by go poprawić. Przez chwilę leżał z zamkniętymi oczami, jakby słuchał oddechu poranka.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 16 32 52

Potem wstał. Z gracją, którą można było przypisać tylko komuś urodzonemu na marmurze i wychowanemu przez Mistrza Jedi.

🩲 Założył bieliznę – czarną, elegancką, jakby specjalnie uszytą pod tę sytuację – a potem sięgnął po bordowy, haftowany szlafrok, który czekał na nim jak strażnik przy tronie.

Związał go niedbale, ale wystarczająco szczelnie, by wyglądać jak ktoś, kto wie, że nie musi już niczego udowadniać.

Spojrzał na tacę.

Na sok z vellari, jeszcze chłodny. Na owoce. Ale jego dłoń sięgnęła po karmelową latte.

Pochylił się. Powąchał.

Zapach był idealny.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 21 53 32

Ciepło, mleko, nuty karmelu i coś jeszcze – coś słodkiego, ale z charakterem. Jak wspomnienie wczorajszej nocy.

🦁 Xanous (półgłosem, do siebie – z uśmiechem):

– „Doskonała.”

Wziął łyk.

I wtedy usłyszał dźwięk – ledwie zauważalne skrzypnięcie podłogi, coś jak zbyt szybki oddech w korytarzu.

Uśmiech mu się pogłębił.

Odwrócił się do drzwi i tonem niewinnie drapieżnym, rzucił:

🦁 Xanous (głośno, z rozbawieniem):

ChatGPT Image 6 lip 2025, 21 56 00

🧱 Korytarz pałacu – chwilę po świcie

Z szumem jedwabiu i lekkim stukiem butów o marmur, Hrabia Xanous Skywalker wyszedł na korytarz, trzymając w dłoni filiżankę swojej ulubionej karmelowej latte. Para unosiła się leniwie nad porcelaną, pachnąc jak wspomnienie czegoś słodkiego, odważnego i… niedopowiedzianego.

👨‍🍳 Służący Aven właśnie poprawiał ustawienie świec na komodzie przy ścianie. Gdy usłyszał kroki Hrabi, niemal podskoczył, odwracając się z wyrazem twarzy osoby, która wie, że być może została przyłapana na... zbyt żywym wyobrażeniu.

🧑‍🍳 Głos sługi, wysoki, popiskujący z przestrachu:

ChatGPT Image 6 lip 2025, 22 10 12

– „N-nie, panie Hrabi… znaczy… nie śmiałbym! Ja tylko… kawa! Kawa była… bardzo gorąca, więc musiałem szybko–”

🦁 Xanous (przerywając, z zadowoleniem):

– „Aha. Więc to kawa tak ci zarumieniła policzki, kiedy ją niosłeś?”

👨‍🍳 Służący:

– „…yyy…”

🦁 Xanous (z triumfującym uśmiechem, biorąc kolejny łyk):

– „Spokojnie, Aven. Nie jestem z marmuru.”

(krótkie spojrzenie w stronę drzwi do komnaty, które wciąż były uchylone, jakby zapraszały do domysłów)

– „Chociaż czasem… chciałbym być.”

Za sługą zapadła cisza. Dosłownie. Jakby powietrze samo się zatrzymało.

Aven cofnął się o krok, najpierw czerwony, potem blady, jakby właśnie zrozumiał, że jego plotki mogą teraz zawierać klauzulę tajności z klauzulą „na własną odpowiedzialność”.

🦁 Xanous westchnął z przyjemnością, delektując się nie tylko kawą, ale i stanem rzeczy, który – choć napięty – był w pełni pod jego kontrolą.


🌞 Rozdział X: Wiadomość z Geonosis[]

Chwilę później, w swojej komnacie, Xanous położył się , czując w ciele pozostałości po nocnym napięciu – nie tylko fizycznym, ale emocjonalnym. Skóra pamiętała dotyk. Myśli – spojrzenia. A powietrze... wciąż niosło ślad jego obecności.

Kael zniknął bez słowa.

Jak należało się spodziewać. Jak żołnierz.

Zostawił po sobie tylko subtelny zapach munduru i echo spojrzenia, które nie dało się zlekceważyć.

Xanous zdążył wypić resztkę kawy, zjeść kilka kawałków owoców vellari, gdy jego holoterminal rozbłysł błękitnym światłem. Z charakterystycznym sykiem aktywacyjnego pola pojawił się znajomy zarys sylwetki.

Hrabia Dooku – hologram

Obraz rozbłysł błękitnym światłem, a sylwetka Dooku wyłoniła się na tle monumentalnej sali narad na Geonosis. Stał wyprostowany jak zawsze — uosobienie chłodnego majestatu, z rękami splecionymi za plecami. Ale tym razem… coś w jego spojrzeniu błysnęło inaczej. Coś między ironią a zdumieniem.

👁️‍🗨️ Dooku (z uniesioną brwią, tonem wyćwiczonego mentora z domieszką teatralnego zawstydzenia):

– „Nie sądzisz, Xanousie, że powinieneś raczej… nie leżeć? Na łóżku?

ChatGPT Image 6 lip 2025, 22 54 43

Zwłaszcza… kiedy jesteś transmitowany na żywo do sali narad na Geonosis…?

(pauza, spojrzenie poza kadr)

– „W tej chwili widzę cię, wnuku… a także widzi cię Lord Qiram, Viceroy Tikk z Felucii Wat Tambor,San Hill,Poggle Mniejszy ,Nute Gunray,Rune Haako… oraz, cóż... twoją klatkę piersiową.

(krótkie westchnięcie)

– „Nie jestem pewien, czy zamierzaliśmy uroczyście rozpocząć debatę półnagą prezentacją twojej… nowej filozofii dyplomatycznej.”

🦁 Xanous, siedząc oparty o stos poduszek, z jedwabnym pledem zsunąwszy się nieco niżej niż uznawałby za idealnie formalne, uniósł filiżankę kawy z kamiennym spokojem.

Xanous (niewzruszony, z lekkim, zuchwałym uśmiechem):

– „Cóż, skoro cały świat mnie już widzi, przynajmniej nie będę musiał nikogo udawać.”

Dooku przymrużył oczy, ale w kąciku jego ust coś drgnęło. Słabo. Ledwie zauważalnie. Ale dla Xanousa – to był uśmiech. Tak rzadki, jak deszcz na Tatooine.

📡 Dooku (wracając do tonu sprawy):

– „Rozmawialiśmy o organizacji szlaków transportowych, planie przywrócenia porządku po ataku Satreidesów oraz… o możliwej przyszłości twojej pozycji w Radzie Konfederacji.”

(pauza – jego głos wyostrza się, jakby słowa musiały przeciąć mgłę politycznych niedomówień)

– „Twój wkład został zauważony.

Twoje działania — ocenione.

Ale zanim przejdziemy do kolejnych ruchów…”

🦁 Xanous (spokojnie, lecz uważnie – ton niższy, prawie prywatny):

– „Dziadku… ten oficer, Kael. Nowy przydział. Lojalny.

Kim on dokładnie jest?

Skąd się wziął?

Pojawił się znikąd… i wydaje się… szczególny.”

Dooku spojrzał w bok, jakby przeszukiwał dane z implantowanego systemu informacyjnego lub po prostu ukrywał mimikę. Dłuższa pauza.

📜 Dooku (z nutą rozwagi)

„Kael Terrin. Pochodzi z sektora Atris. Był kadetem akademii taktycznej Konfederacji. Wyróżniał się lojalnością, ale i… nietypową niezależnością sądów. To jeden z tych ludzi, którzy działają skutecznie, a mimo to pozostają nieuchwytnie poza układami.”

Dooku zmrużył oczy, jakby badał coś więcej, niż mówił.

📌 Dooku (z subtelnym uśmiechem):

„Zainteresował cię? Powiem tylko, że sam nalegał, by zostać oddelegowany na Serenno. Twierdził, że twoja obecność dodaje mu odwagi. Choć nie wiem, czy miał na myśli dowodzenie… czy coś bardziej osobistego.”

Wnuk uniósł brew, z rozbawieniem, ale też lekkim niepokojem. Niezwykłość tej interakcji z poprzedniego wieczoru nabierała głębi. Kael nie był tylko przypadkowym oficerem.

🧠 Dooku (poważnie):

„Uważaj, Xanousie. Nie wszystko, co kusi, jest słabe. Czasem największe niebezpieczeństwa mają najłagodniejsze spojrzenie. Ale czasem… to tylko ludzie. I może dobrze mieć takich ludzi po swojej stronie.”

📡 Kontynuacja rozmowy na linii Serenno – Geonosis

Hologram Hrabiego Dooku zamigotał lekko, jakby Moc na moment zawahała się pod naporem szczerości wnuka.

👁️‍🗨️ Xanous (uśmiechając się z figlarnym spokojem):

„Dziadku… to nie tak, że mnie zainteresował... po prostu… hmm…” — westchnął teatralnie — „...wczoraj miałem koszmar. Budzę się zlany potem, a tu Kael wpada do mojej komnaty, ja całkowicie nagi… no i jak się domyślasz, chwilę później robiliśmy wszystko, na zmianę… uniwersalnie.”

Uśmiechnął się rozbawiony, z nutą psotnego wdzięku. „Przepraszam dziadku, wiesz jak to jest… młodość. Ale w głębi serca… chciałbym kiedyś mieć kogoś naprawdę. Kogoś na stałe. Nie chcę wiecznie chasać.”

Dooku przez chwilę milczał. W jego postawie dało się wyczuć nie zdumienie, lecz… subtelną analizę. W końcu przemówił głosem, który znał już wiele takich historii – i takich dusz.

🧠 Dooku (chłodno, lecz nie bez emocji):

„Więc mówisz, że chcesz miłości... nie zabawy.”

Przyjrzał się Xanousowi uważnie. „A jeśli myślisz, że nawiązuję do siebie i Jocasty, to... masz rację. Choć rzadko przyznaję to na głos. Miłość – prawdziwa – nie zależy od tego, czy partner nosi szaty Jedi, czy zbroję oficera. Ani od płci. Tylko od tego, czy jest z tobą w cieniu… i w świetle.”

Dooku uniósł brew.

🧠 Dooku (z lekko ironicznym uśmiechem):

„Ale przyznam… nie spodziewałem się, że powiesz to tak… bezwstydnie. Mimo wszystko – jestem dumny, że masz odwagę być sobą. Nosisz moje nazwisko… i moje dziedzictwo. A ono nigdy nie było konformistyczne.”

💬 Po chwili ciszy dodał:

„Ale jeśli masz mieć kogoś u boku… zadbaj, by nie był tylko figurą w łóżku. Lojalność, mój wnuku, bywa cenniejsza niż Moc. Zwłaszcza w czasach, które nadchodzą.”

🔸 Rozdział IV: Tron, Tajemnice i Zdrada 📍 Pałac na Serenno, Sala Tronowa[]

Po burzliwych wydarzeniach, po nocy pełnej cieni i światła, Hrabia Xanous Skywalker powrócił do codziennych obowiązków – z tą samą godnością, z którą jego przodkowie przemierzali te korytarze… ale z czymś więcej. Czymś nowym. Czymś, czego nie można było nauczyć się ani w świątyni Jedi, ani na salach narad.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 14 11 45

Był zmieniony. I każdy, kto miał oczy – choćby najmniej wyćwiczone – mógł to dostrzec.

Ubrany w swoje szaty mistrza Jedi, ciemnobrązowe i doskonale skrojone, z herbem rodu wyszytym subtelnym złotem przy piersi, poruszał się z elegancją kogoś, kto nie tylko zna swoje miejsce, ale sam je wyznacza. Na jego ramionach spoczywał łańcuch Hrabiowski, ciężki od znaczeń, ale noszony lekko – jakby sam uznał, że dziedzictwo to nie brzemię, lecz broń.

Korytarze pałacu, choć odbudowane po zniszczeniach, nadal nosiły ślady przeszłości. Marmury błyszczały świeżością, ale pod nimi czaiła się pamięć krwi i ognia. Strażnicy spoglądali z większym szacunkiem, a niektórzy z lękiem – nie przed Hrabią, lecz przed tym, co może reprezentować.

🧾 Xanous prowadził rozmowy z lokalną szlachtą – lordami z Eltharnu, matroną rodu Mal’Qir, z seniorem Gorrisem, starym przyjacielem jego ojca. Każde z tych spotkań było jak pojedynek bez broni: polityka, subtelność, intuicja.

Zasiadał przy długich stołach, stając się zarazem gospodarzem i sędzią. Jego ton był spokojny, niemal medytacyjny. Ale ci, którzy go znali, widzieli to coś w jego oczach – ten błysk. Czujność. Głód odpowiedzi. Tę samą determinację, która pchała go w stronę prawdy, nawet jeśli miała być bolesna.

Mimo młodego wieku, jego postawa i sposób mówienia zdradzały doświadczenie, które wykraczało poza lata. Każdy ruch był wyważony. Każde słowo – przemyślane.

Ale w środku?

W środku płonęło pytanie.

🔥 Kto naprawdę stał za atakiem Satreidesów?

🔥 Kto zdradził Serenno – i dlaczego?

🔥 Dlaczego część rodów milczy – i czemu ich milczenie pachnie strachem?

W czasie jednej z rozmów, gdy matrona Mal’Qir wspomniała o dawnych sojuszach z Nal Hutta, Xanous tylko skinął głową – ale jego dłoń zacisnęła się lekko na sygnetcie rodu. To był ułamek sekundy. Nikt nie zauważył.

🕷️ Sala Tronowa – Pałac Serenno

ChatGPT Image 6 lip 2025, 15 09 05

Gdy marmurowe filary jeszcze drgały od kroków mechanicznego kolosa, strażnicy zamarli. Każdy stukot odnóża gigantycznego droida-pająka klasy informacyjnej odbijał się echem jak werbel zwiastujący wyrok.

Droid zatrzymał się na środku sali. Segmenty jego tułowia rozłożyły się z mechaniczną precyzją. Z wewnętrznego rdzenia wystrzelił błękitny hologram, który zawisł nad marmurowym podestem przed tronem.

Holograficzna Wiadomość – Hrabia Dooku

„Xanousie.

Mój wnuku.

Informacje, które właśnie zdobyliśmy, zmieniają wszystko.

Współpracownik wewnątrz naszych murów — człowiek, którego znałeś…

zdradził nas.

Ujawnił lokalizacje pałacowych systemów obronnych Satreidesom.

I to nie wszystko...”

ChatGPT Image 6 lip 2025, 17 37 43

W tym momencie z bocznego projektora wyłoniła się druga, bardziej dynamiczna projekcja: Hrabia Dooku wchodzi do sali przesłuchań na Geonosis. Tło drży od metalicznego chrzęstu zabezpieczeń. U jego boku — dwaj MagnaGuardzi z włóczniami elektrowstrząsowymi.

Między nimi — Baron Drel Vornat.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 17 29 58

🧬 Baron Vornat – dawniej szanowany doradca rodu Serenno, znany z długich przemówień i opanowania, teraz w kajdanach, ze wzrokiem wbitym w podłogę i wargami zaciśniętymi jakby jeszcze próbował bronić swojego honoru.

Hologram Dooku kontynuował, głos obniżył się, nabierając tej słynnej, złowrogiej grawitacji:

„Drel Vornat był w kontakcie z agentami z Nal Hutta oraz... jednym z członków Rady Planetarnej. Złamał nie tylko prawo Serenno — złamał przysięgę.

Mamy dowody. Przyznał się częściowo. Ale ukrywa coś jeszcze.

I właśnie dlatego… musisz go przesłuchać osobiście.

🔻 W tym momencie hologram z Geonosis zmienił się – pokazując salę przygotowaną do konfrontacji. Krzesło z kajdanami. Oświetlenie punktowe. Ściany wykonane z rudometalu, który tłumi dostęp Mocy.

🦁 Xanous patrzył na wszystko bez drgnięcia powieki.

Ale w jego oczach pojawiła się iskra. Nie gniewu. Nie jeszcze.

Determinacji.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 17 13 05

👑 Xanous – reakcja Hrabiowska

Sala Tronowa wypełniła się głuchą ciszą. Hologram Dooku wciąż migotał na tle marmurów, ale wszystko inne… zatrzymało się. Służba przestała oddychać. Strażnicy zamarli w bezruchu. Nawet mechaniczny dźwięk droida-pająka ucichł, jakby sama maszyna wyczuła, że oto zbliża się coś… nie do zatrzymania.

Xanous nie drgnął.

Jego ciało pozostało nieruchome jak posąg. Ale oczy – jego oczy zwęziły się w ten niebezpieczny sposób, który zapowiadał, że gniew nie będzie wyrażany krzykiem, tylko czynem.

Wstał z tronu powoli, lecz z taką siłą obecności, że kolumny wydawały się cofnąć w cień.

ChatGPT Image 6 lip 2025, 17 33 58

🦁 Xanous (niskim głosem, do siebie – ale słyszalnie):

– „Vornat… służył jeszcze mojemu ojcu.

– „Spojrzał mi w oczy na balu. Godzinę przed atakiem.

(pauza)

– „Lojalność, która nie sięga serca… to tylko teatr.

Odwrócił się. Ruch peleryny był jak uderzenie miecza świetlnego.

Spojrzał na zebranych przedstawicieli rodów, którzy stali po bokach sali – niektórzy z nich nieco bladzi, niektórzy zbyt wyprostowani, jakby właśnie próbowali ukryć własny strach.

🦁 Xanous (głośniej, z siłą, która niosła się echem po całej sali):

ChatGPT Image 6 lip 2025, 22 09 20

– „Od dziś każdy, kto zasiada przy moim stole…

(zatrzymał się, spojrzał im wszystkim prosto w oczy)

– „...będzie poddany Próbie Prawdy.

Cisza. I błysk przerażenia w oczach lorda Kevinna z Virell, który dotąd był pewien, że zna reguły tej gry.

– „Serenno nie padnie drugi raz przez słabość wewnętrzną.

Nie przez cios z zewnątrz.

Nie przez chciwość.

Nie przez tchórzostwo przebrane za dyplomację.**”

🦁 Xanous spojrzał na hologram raz jeszcze – na twarz Barona Vornata w kajdanach. W jego oczach była już nie tylko złość. Była… decyzja.

– „Nie będzie drugiego ostrzeżenia.

🔹 Rozdział V: Przesłuchanie Barona – Prawda w Cieniu[]

🛸 Geneosis – Orbita Serenno, statek Dooku, później Pałac Xanousów

Po przesłaniu holograficznej wiadomości do wnuka, Hrabia Dooku nie zwlekał. Osobiście eskortował Barona Drel Vornata na pokładzie eskortowca Konfederacji z powrotem na Serenno. Statek przecinał przestrzeń z milczącą determinacją, a Dooku, choć pozornie spokojny, był pełen niepokoju. Jego instynkt Mistrza Mocy szeptał mu, że zdrada była tylko wierzchołkiem większej góry lodowej.

🔽 Lądowanie na Serenno – Sala Przesłuchań w Dolnych Kryptach Pałacu

Pod osłoną nocy, eskortowani przez droideki i MagnaGuardy, Hrabia Dooku i pojmany Baron zostali przetransportowani do najgłębszych komnat pałacowych – starych sal przysięg i przesłuchań rodu Serenno. Czekał tam już Xanous, ubrany w ceremonialny strój władcy, z mieczem przy pasie i blaskiem Mocy wokół siebie.

🎙️ Rozpoczęcie Przesłuchania

Xanous stanął przed Baronem. Jego spojrzenie było chłodne, uważne, ale nie pozbawione człowieczeństwa.

Xanous: „Baronie Vornat. Kiedyś byłeś głosem rozsądku mojego ojca. Dziś jesteś podejrzanym o zdradę rodu, który ci ufał. Dlaczego?”

Vornat – siwowłosy, zmęczony, ale spokojny – spojrzał Hrabii prosto w oczy.

Vornat: „Ja... jestem lojalny wobec Xanousów. Ktoś mnie wrobił. Nie przekazałem żadnych schematów. Mój sygnał komunikacyjny został podszyty. Ktoś chciał, byście mnie uznali za zdrajcę.”

Dooku (spokojnie): „Mów dalej.”

🧠 Wizja Xanousa i jego intuicja z Mocy Gdy Vornat mówił, Xanous wszedł w lekki trans medytacyjny – pozwolił Mocy przepłynąć przez siebie, badając aurę Barona. Nie czuł w nim ani ciemności, ani podstępu. Czuł ból. Strach. I głęboką niesprawiedliwość.

Xanous (cicho): „Mówi prawdę…”

📂 Rewelacja Vornata:

„Satreidesowie... kontaktowali się z nieznanym zewnętrznym doradcą – istotą spoza Galaktycznego Rdzenia. Nie działają sami. Ktoś z wysokiego szczebla innej planety – ktoś związanego z dawną technologią – przekazał im informacje o słabościach pałacu. Ktoś, kto zna nasze systemy.”

📛 Dooku uniósł brew.

„Musimy sprawdzić wszystkie dane komunikacyjne z ostatnich sześciu tygodni. I... zapoznać się z archiwami – Jocasta Nu może pomóc. Jeśli istnieje technologia zdolna podszyć się pod sygnały dworskich doradców, mamy poważniejszy problem.”


🌀 Zakończenie sceny:

Baron Vornat zostaje oczyszczony z zarzutów – tymczasowo, ale umieszczony pod nadzorem w pałacu. Dooku i Xanous rozpoczynają nową fazę śledztwa: kto jest rzeczywistym wspólnikiem Satreidesów? Czy zdrada sięgnęła wyżej – może nawet poza Serenno?

🔻 Rozdział VI: Koordynaty Barona i Cień Zdrajcy 📍 Pałac Serenno – Prywatna Sala Strategiczna

Po oczyszczeniu Barona Vornata z zarzutów i długim przesłuchaniu, Dooku i Xanous zebrali się w sali strategicznej, gdzie na holomapie wyświetlono współrzędne, które Baron przekazał podczas śledztwa. Punkt znajdował się na obrzeżach starego górniczego kompleksu w regionie Atraros – teren dawno opuszczony przez administrację planety, a według oficjalnych danych – „zdezintegrowany i nieaktywowany”.

Dooku (wpatrując się w hologram): „Zbyt dobrze ukryte, by było przypadkowe...”

Xanous (spokojnie): „Jeśli tam się ukrywają… nie zostawią nam wiele czasu.”

🛰️ Zwiad i Plan Operacyjny

Xanous nie zwlekał. Polecił wysłać szybki zwiad złożony z droidek zwiadowczych i dwóch jednostek powietrznych klasy Vulture. Jednocześnie sam przygotowywał się do osobistego zbadania lokacji, razem z elitarną eskortą super battle droidów i oficerem Kaelem, który wcześniej zdobył jego zaufanie.

🌘 Nocna Ekspedycja – Region Atraros

Gdy zapadł zmrok, oddział Hrabiego wylądował cicho nieopodal starych ruin. Koordynaty prowadziły ich do zamaskowanego włazu, częściowo przysypanego gruzem. Droidy rozsunęły metalowe płyty, odkrywając przejście do podziemnej sieci korytarzy – zaskakująco nowoczesnych, nienależących do starej infrastruktury Serenno.

💠 Wnętrze Kompleksu – Odczyty Mocy

Już przy pierwszych krokach w ciemnym tunelu, Xanous poczuł subtelne zaburzenia Mocy. Coś – lub ktoś – próbował ukryć obecność. Gdy dotarli do głównego rdzenia bazy, Kael zidentyfikował systemy komunikacyjne kompatybilne z technologią używaną przez frakcje poza granicami Galaktycznego Rdzenia.

📂 Zaskoczenie: Dane i sygnatura energetyczna

W jednej z sal odkryto kapsułę komunikacyjną, wciąż aktywną. Droidy przejęły transmisje – a wśród nich znajdowały się nagrania, z których jasno wynikało, że na Serenno przebywa tajny agent działający dla nieznanej siły. Co gorsza, pojawił się też schemat architektury pałacu Xanousa z zaznaczonymi słabymi punktami – ktoś z wewnątrz przekazywał dane.

Xanous (ponuro): „To nie tylko atak. To infiltracja.”

📌 Wskazówka – Tylko jedna osoba miała dostęp do map i znała dane energetyczne ochrony pałacu… a jej nazwisko figuruje w jednym z rozkodowanych pakietów transmisji: Oficer Merek Thallin – szlachcic niskiego rodu, niedawno przydzielony do ochrony wewnętrznej. 🧠 Następny krok: polowanie na agenta

Dooku (przez łącze z Geneosis): „Znajdź go. Nie torturuj. Obserwuj. Podsłuchuj. Agent, który wie, że jest obserwowany, zamknie się. Musimy wiedzieć, dla kogo pracuje.”

🔻 Rozdział VII: Cień nad Zimowym Pałacem – Misja Dywersyjna 📍 Region Północno-Wschodni Serenno – Terytorium Satreidesów, Zimowy Pałac „Tharis Vel” Wieści, które uzyskał Hrabia Xanous od szlachcica Thallina, były zaskakujące – nie tylko oczyściły go z podejrzeń, ale otworzyły nowe drzwi. Mężczyzna, świadomy, że podejrzenia niemal kosztowały go życie, wolał współpracować. W zamian za ochronę wyjawił informacje, które uzyskał przypadkowo, śledząc wewnętrzne kanały komunikacji satelitarnych.

Thallin (cicho, przy winie): „Oni... przenieśli część dowództwa. Zimowy pałac Satreidesów – Tharis Vel. Nikt się tam nie zapuszcza. Tam planują coś większego, Hrabio... coś, co ma zniszczyć twoją reputację od środka.”

🌒 Plan Dywersji Xanous nie zamierzał czekać. Po rozmowie z Dooku, opracowano plan: przeniknięcie do pałacu Tharis Vel jako szlachcic z zewnętrznych rubieży, używając nowej tożsamości – Lord Varys Malenté z systemu Obra-Kai, znanego z handlu luksusowymi technologiami i neutralnego nastawienia.

Dooku (przed odlotem): „Nie mogę ci dać droidów – byłyby zbyt rozpoznawalne. Ale dostaniesz elitarnych żołnierzy piechoty Konfederacji. Żywi. Cisi. Lojalni. Nie zawiodą.”

W specjalnie przygotowanym transportowcu, przebrany w ceremonialne szaty i noszący sygnet innego rodu, Xanous wraz z oddziałem żołnierzy dotarł pod mury pałacu Satreidesów – pozornie jako delegacja handlowa. Był elegancki, czarujący, a jego fałszywa historia była dopracowana do perfekcji – łącznie z sfałszowanymi dokumentami, holograficzną tożsamością i "towarem" (skrzyniami pełnymi sprzętu rzekomo do sprzedaży, a w rzeczywistości zawierającymi sprzęt szpiegowski i broń).

🏛️ Wewnątrz Pałacu

Zimowy pałac Satreidesów był majestatyczny – zbudowany z marmuru pochodzącego z lodowych gór Serenno, lśnił w świetle księżyców niczym lodowy bastion. Służba była profesjonalna, ale podejrzliwa. Xanous, doskonale kontrolujący Mocy, wyczuł niepokój wśród oficerów. Mimo uprzejmości, wiedział: ktoś coś podejrzewał.

Xanous (szeptem przez łącze do oficera): „Korytarz południowy, za ogrodem... tam ukryto coś, co blokuje komunikację.”

🎭 Gra Dyplomacji i Sabotażu

W czasie przyjęcia w ogrodach lodowego pałacu, Xanous jako Lord Malenté flirtował z córką lorda Satreidesa i prowadził rozmowy z dyplomatami. W międzyczasie jego ludzie – w przebraniu służby – zaczęli montować ukryte nadajniki i przesyłać dane do jednostek Dooku, które czekały poza horyzontem komunikacyjnym.

🔍 Odkrycie: Pałac jako Centrum Inwigilacji

Podczas nocnej inspekcji, Xanous dotarł do dolnego skrzydła pałacu. Tam odkrył komnatę pełną urządzeń szpiegowskich i transmisyjnychto stąd nadawano fałszywe dane, z których wynikało, że to Xanous odpowiada za destabilizację Serenno. Co gorsza, natknął się na holograficzne projekty... zawierające plany zamachu na Dooku.

Xanous (zaciskając pięść): „To już nie jest polityka. To zamach stanu.”

🚨 Alarm i ucieczka

Kiedy próbował zabezpieczyć dane, alarm został wszczęty. Służba odkryła jego sabotaż, a żołnierze Satreidesów natychmiast zareagowali. Na szczęście, jego ludzie byli gotowi. Rozpoczęła się błyskawiczna ewakuacja przez wschodnie ogrody, gdzie ukryty był awaryjny transportowiec.

Pod ogniem, Xanous i jego eskortowani wojownicy wydostali się z pałacu, zabierając skradzione dane i zostawiając za sobą zamieszanie – dywersja zakończona sukcesem.


📦 Zdobycze misji:

  • Plany zamachu na Dooku
  • Dowody na fałszywe komunikaty ze strony Satreidesów
  • Częściowa mapa kontaktów pałacu Tharis Vel z zewnętrzną frakcją z Rubieży

🔻 Rozdział VIII: Twarzą w Twarz z Prawdą – Konfrontacja z Lordem Satreidesem

Zimowy pałac, noc. Po incognito infiltracji, romantycznym flircie i odnalezieniu tajnego centrum komunikacyjnego, sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Xanous – wciąż w przebraniu lorda Malenté – pozostawił za sobą list dla córki Satreidesa, wyjaśniający jego tożsamość i intencje:

"Lady Elaira, wybacz moje kłamstwo. Nie jestem Malenté. Jestem Xanous Skywalker z rodu Xanousów, Hrabia Serenno. Twoja rodzina nie musi być moim wrogiem. Ale moja... była zagrożona. Twój ojciec musi wiedzieć, że jeśli zaatakowano moją rodzinę – to musiał to być ktoś znający wasze emblematy lub próbujący was wrobić. Bądź ostrożna. – X."

❄️ Pałac Tharis Vel – Sala Komnat Gościnnych[]

Xanous, wyczuwając przez Moc zbliżającą się konfrontację, wiedział, że jego obecność została odkryta. Drzwi rozsunęły się z sykiem. Do pomieszczenia wszedł Lord Azkar Satreides – surowy, wysoki mężczyzna o spojrzeniu pełnym dumy i wojennej rozwagi. Towarzyszyło mu trzech gwardzistów, ale gestem ich zatrzymał.

Lord Azkar: „Więc to prawda. Nie jesteś Malenté. Jesteś Skywalkerem. Xanous z Serenno. A mimo to rozmawiałeś z moją córką, jakbyś był kimś innym. Jak mam to rozumieć?”

Xanous podniósł się, jego płaszcz opadł, ukazując sygnet domu Xanousów. Spojrzał lordowi prosto w oczy – z gniewem, ale i godnością.

Xanous (zimno): „Kiedy mój pałac płonął, na zbrojach napastników widniał herb twojego rodu. Gdybym nie działał szybko, wszyscy moi bliscy mogliby zginąć. Przybyłem tutaj nie dla zemsty – ale dla prawdy.”

Nastąpiła chwila ciszy. Lord Satreides spojrzał na niego nie ze złością, a... ciężarem niewiedzy.

Azkar (poważnie): „To... niemożliwe. Mój ród nie zaatakował waszego pałacu. Xanous... ja sam byłem z dala od Serenno, w tym samym czasie wysyłając ludzi do obrony własnych ziem. Straciliśmy dwa posterunki – ktoś podszywa się pod mój dom.”

Xanous (wstrzymując oddech): „Znasz ten emblemat lepiej niż ktokolwiek. Nie był fałszowany.”

Azkar: „Nie był. Ale był... stary. Styl z czasów, gdy nasz ród był w konflikcie z Dooku, ponad sto lat temu. Ktoś go odtworzył.”

🧩 Pierwsze Tropienie Intrygi[]

W tej rozmowie wyłania się przerażająca hipoteza – atak mógł być prowokacją, zaplanowaną przez trzecią stronę, mającą na celu wywołanie wojny między dwoma największymi rodami Serenno: Xanousami i Satreidesami.

Azkar (półgłosem): „Kto jeszcze z Serenno miałby powody by was zaatakować...? Komu zależy na naszej wojnie?”

Xanous: „Tylko ktoś, kto zna historię, heraldykę... i wie, że twoja lojalność do planety nie obejmuje Konfederacji. A moja, być może, obejmuje.”

Wzajemne spojrzenie nie było już spojrzeniem wrogów, a sojuszników w cieniu oszustwa.

📡 Wniosek i Decyzja[]

Lord Azkar zobowiązał się do przekazania wszystkich swoich danych na temat dawnych emblematów i możliwych sabotażystów. Wspólnie z Xanousem powołano zespół zwiadowczy, który miał zbadać wszystkie stare kontakty związane z opuszczonymi posterunkami na południu Serenno – miejsca, z których mogły pochodzić fałszywe zbroje.

🌌 Rozdział IX: Sojusz w Cieniu – Powrót na Serenno[]

Xanous, wciąż w pełnym napięcia spojrzeniu z Lordem Azkarem, zrobił krok naprzód. Mrok zimowej komnaty nie zmniejszył intensywności jego tonu, ale w jego głosie pojawiła się nuta determinacji – oraz test zaufania.

Xanous (stanowczo): „Lordzie Azkarze, jeśli rzeczywiście twoje słowa są prawdą – a Moc mówi mi, że są – musisz udać się ze mną do mego pałacu. Dooku musi to usłyszeć. A także... zobaczyć cię u mojego boku. Galaktyka musi wiedzieć, że nie walczymy ze sobą – lecz przeciwko tym, którzy nas skłócili.”

Azkar skinął głową, jego twarz napięta, ale nie oporna.

Azkar: „Zgoda. Jeśli wojna ma się skończyć, musi się zacząć od rozmowy. A jeśli ktoś użył naszej historii jako broni – musimy ją teraz wspólnie obrócić przeciwko niemu.”

Gdy ruszali w kierunku hangaru, w którym czekał statek Xanousa, w sali odezwało się nagłe brzęczenie komunikatora holograficznego. Z niebieskiego światła uformowała się znajoma, wysoka sylwetka.

📡 Hologram – Hrabia Dooku[]

Dooku (z wyraźną siłą): „Xanousie, przekazuję dane z ostatniego raportu wywiadu Konfederacji. Zbroje, których użyto podczas ataku na Serenno, zostały zakupione... przez niezarejestrowanego pośrednika na planecie Nar Shaddaa. Nie były produkowane przez żadne oficjalne źródło znane Satreidesom.”

Xanous (wpatrując się w hologram): „Czyli mieli zostać obarczeni winą…”

Dooku (spogląda na Azkara): „...i jeśli to prawda, Lord Satreides, to w imieniu rodu Dooku i Zakonu – proszę o przybycie na naradę. Czas zacząć działać razem. Zbyt długo galaktyka była rozdzierana podejrzeniem. Wrogość rodzi tylko kolejne wojny.”

Azkar pochylił głowę z szacunkiem.

Azkar: „Jeśli Xanous mnie przyjmie, stanę u jego boku. I razem rozpoznamy tego, kto ukrywa się w cieniu.”

Dooku zakończył transmisję jednym, krótkim spojrzeniem.

Dooku: „Na Serenno. W sali tronowej. Jutro.”


🛩️ Lot do Serenno[]

Na pokładzie okrętu X-70B Phantom, Xanous i Azkar prowadzili długą rozmowę – nie o polityce, lecz o historii. O błędach przodków, starych krzywdach, i o tym, jak ważne jest, by nie powtarzać cudzych upadków.

🌌 Rozdział X: Trop w Cieniach – Racto[]

Gdy okręt Phantom przelatywał przez atmosferę Serenno, a światła rodowej posiadłości Xanousów zaczęły majaczyć w oddali, we wnętrzu statku panowała niecodzienna cisza. Lord Azkar siedział naprzeciw Xanousa, zamyślony, aż nagle podniósł głowę – jakby uderzyła go dawno zapomniana prawda.

Azkar (marszcząc brwi): „Racto…”

Xanous, który przeglądał hologramy taktyczne na ekranie bocznym, odwrócił się natychmiast.

Xanous: „Co mówisz?”

Azkar: „Nazwisko. Racto. Gdy wspomniałeś o Nar Shaddaa i Coruscant… coś kliknęło. Widziałem ten podpis w jednym z dawnych manifestów broni. Zamówienie. Tajne, zamaskowane jako dostawa medyczna… ale kod transakcji pochodził z Czarnych Dystryktów Nar Shaddaa.”

Xanous (natychmiast aktywuje rejestr Mocy): „Nie kłamiesz. To prawda... czuję to.”

Azkar: „Racto nie był z żadnego rodu. To handlarz cieni. Ktoś, kto dostarcza broń, sprzęt i ludzi – na zlecenie, bez pytań. A jego nazwisko pojawia się także na liście przechwyconej przez moich szpiegów… tuż po ataku na twój pałac.”

Xanous uniósł się, napięty niczym ostrze miecza.

Xanous: „Więc to nie był żaden ród. To ktoś, kto chciał rozpętać wojnę między rodami. Zasiać chaos, by go sprzedać.”

Azkar (ponuro): „Handlarze wojną... najniebezpieczniejszy rodzaj ludzi.”


🛡️ Powrót do Pałacu i Alarm[]

Gdy wylądowali na dziedzińcu pałacu, wieczorne słońce odbijało się od wciąż nadwyrężonych murów rezydencji. Oficerowie – w tym znajomy Kael – podbiegli z raportami, lecz Xanous ich uciszył gestem.

Xanous: „Wezwać Dooku. Mamy nowy trop. Nazwisko: Racto. Połączcie mnie z Coruscant i Nar Shaddaa. Niech każdy informator szuka tej plagi.”

🌌 Rozdział XI: Hologram i Nazwisko, które Zmienia Wszystko[]

Gdy zapadła noc nad Serenno, a pałacowe krużganki tonęły w srebrzystym świetle księżyców, Hrabia Xanous udał się do prywatnej sali komunikacyjnej. Wraz z nim, milczący i zamyślony, wszedł lord Azkar.

Na polecenie Hrabiego uruchomiono połączenie z Geneosis.

Chwilę później w powietrzu zmaterializowała się niebieska sylwetka Hrabiego Dooku – jego twarz, choć opanowana, nosiła ślady niepokoju. W tle widać było kontury sali narad Konfederacji.

Dooku: „Wnuku, melduj. Co takiego wymagało bezpośredniego połączenia?”

Xanous (bez zwłoki): „Dziadku. Mamy nowy trop. Podczas rozmowy z lordem Azkarem padło nazwisko, które być może tłumaczy wszystko. Racto.”

W tej samej chwili Azkar pochylił się lekko do przodu, a jego głos był poważny:

Azkar: „To nie jest byle kto. Racto to nazwisko handlarza zbrodnią. Cień, który przemyka pomiędzy światami jak cień pirata… Związki z Nar Shaddaa i Coruscant. Pojawia się tam, gdzie toczy się wojna — i znika, gdy zbiera swoje zyski.”

Hrabia Dooku wyraźnie spochmurniał. Przez chwilę milczał, po czym odpowiedział głosem głębokim i nieco ponurym:

Dooku: „Racto... Tak. Nie słyszałem tego nazwiska od lat. Kiedy byłem jeszcze w Zakonie, była to persona non grata. Zniknął… po serii krwawych ataków na konwoje Jedi. Nikt nie wiedział, kto go zatrudniał. Ale podejrzewaliśmy, że pracował dla tej samej siły, która niszczyła równowagę w galaktyce.”

Xanous (zaciskając dłoń): „I ta siła mogła użyć go do ataku na Serenno.”

Dooku kiwnął głową.

Dooku: „Jeśli to prawda, nie mamy do czynienia z wojną rodową, tylko z czymś znacznie większym. Racto nie działa sam — sprzedaje chaos najbogatszym i najgroźniejszym. Musimy ustalić kto go wynajął.”

Azkar: „Znam kogoś na Nar Shaddaa, kto może wiedzieć więcej. Potrzebujemy czasu. I ludzi, którym możemy zaufać.”

Dooku zbliżył się do kamery holograficznej — jego oczy zmrużyły się, jakby odczytywał przez Moc coś, czego jeszcze nikt nie wypowiedział na głos.

Dooku: „Uważajcie. Racto nie zostawia śladów… chyba że chce, by ktoś je znalazł.”

Xanous: „Jeśli zostawił ten trop dla mnie… to znaczy, że nie boi się mnie. Jeszcze.”

🌌 Rozdział XII: Sojusz Cieni[]

W hologramie migotała sylwetka Hrabiego Dooku, jego oblicze wyostrzyło się z chwilą, gdy wypowiedziano słowa Nar Shaddaa. Po chwili milczenia, pełnej napięcia, Dooku przemówił głosem niskim, lecz stanowczym:

Dooku: „Nie możemy pozwolić, by Racto ukrywał się w cieniu dłużej. Jeśli naprawdę jest zamieszany w atak na naszą rodzinę… musimy zadziałać osobiście. Myślę, że powinienem udać się tam razem z tobą, Xanousie. Incognito.”

Xanous (zaskoczony, ale skupiony): „Dziadku, to ryzykowne. Ale... masz rację. Jeśli cokolwiek tam znajdziemy, lepiej, żebyśmy to zrobili razem. Racto zna nasze nazwiska. Ale może nie nasze twarze.”

Dooku (kiwając głową): „Dlatego nie wystąpimy jako Dooku i Skywalker. Odtąd — będziemy cieniami. Ale zanim wyruszymy, jest jeszcze coś…”

Dooku uniósł dłoń, przesuwając palcami po panelu komunikacyjnym. Za jego plecami holograficznie rozbłysła mapa galaktyki z zaznaczoną trasą: Geneosis – Nar Shaddaa – Coruscant.

Dooku: „Muszę najpierw skontaktować się z Radą Jedi. Yoda, Mace Windu, Ki-Adi-Mundi — nie mogą wiedzieć wszystkiego, ale mogą posiadać informacje o Racto. Jeśli był aktywny za czasów mojego pobytu w Zakonie, ślady mogą być ukryte w Archiwach Jedi.”

Azkar (wchodząc do rozmowy):

„Jeśli mistrzowie Jedi mają tropy, lepiej, byśmy się nimi podzielili. Ale delikatnie. Gdy

Nar Shaddaa zorientuje się, że Jedi węszy... informatorzy Racto mogą się rozpłynąć.”

Dooku: „Dokładnie. Dlatego... to będzie operacja poza protokołem. Nie misja Jedi, nie Konfederacji. Nasza.”

Hologram Dooku zaczął przygasać, ale przed zniknięciem powiedział jeszcze jedno zdanie — cicho, niemal szeptem:

Dooku: „Przygotuj się, Xanousie. Jeśli znajdziemy tam prawdę... może ona nie być tą, której szukaliśmy.”

🌌 Rozdział XIII: Narada w Świątyni Jedi[]

Po tygodniach intensywnych śledztw i niebezpiecznych misji, Hrabia Dooku oraz jego wnuk, Hrabia Xanous Skywalker, ustanowili nowy kurs — tym razem nie na pole bitwy, lecz w stronę serca galaktyki: Coruscant.

Dooku, lecący z Geonosis swoim długim, ciemnym okrętem typu Solar Sailer, zbliżał się do planety niemal w tym samym czasie, co nowoczesny Phantom X-70B Xanousa. Ich przylot został zsynchronizowany — obaj wiedzieli, że to spotkanie z Radą Jedi mogło być przełomowe.

✨ Przylot i Spotkanie[]

Na jednym z górnych lądowisk Świątyni Jedi, dwie sylwetki wysiadły z osobnych okrętów — lecz szły razem. Dooku, odziany w elegancki, ciemny płaszcz, wciąż emanujący dawną dumą i dyscypliną Zakonu, spojrzał na Xanousa.

Dooku: „Dziś tylko ja wejdę do komnaty Rady. Ty, mój wnuku... poczekasz. Wiem, że jesteś gotów na więcej — ale nie według ich zasad.”

Xanous, ubrany w ciemne szaty ze znakiem Serenno, kiwnął głową bez sprzeciwu. Jego spojrzenie wędrowało po murach Świątyni — miejscu, które kiedyś traktował jak dom, a dziś obserwował z dystansem.


🌒 Wewnętrzne Komnaty Rady Jedi[]

Za zamkniętymi drzwiami, Hrabia Dooku wkroczył do okrągłej sali. Czekała tam Rada Jedi: Mistrzowie Yoda, Mace Windu, Ki-Adi-Mundi, Plo Koon i kilku innych starszych członków. Cisza była ciężka, ale pełna szacunku. Yoda jako pierwszy skinął głową.

Yoda: „Stary uczeń... powróciłeś. Co sprowadza cię tu, hrabio Dooku?”

Dooku: „Nie przychodzę jako polityk... lecz jako strażnik Serenno i opiekun mojego wnuka. Racto. Nazwisko, które powinno coś wam mówić.”

Rada spojrzała po sobie. To imię było jak pył, który dawno osiadł w zapomnianych księgach — jednak Mace Windu poruszył się nieco na swoim miejscu.

Windu: „Racto… był zamieszany w sprawę zniknięcia pewnych danych z naszych archiwów. Ale nie udało się mu niczego udowodnić. Zniknął z Coruscant kilka lat temu. Co masz na myśli?”

Dooku przekazał im część dowodów i opisał zamach na Serenno, podejrzenia wobec siatki handlarzy i nazwisko Racto, które padło z ust wielu tropionych informatorów.

Dooku: „Mam powody sądzić, że działa z ukrycia, prowadząc operacje sabotażu... być może z pomocą kogoś z wnętrza galaktycznego Senatu. Albo... Zakonu.”

Ki-Adi-Mundi (z powagą): „To oskarżenie poważne. Masz dowody?”

Dooku (spokojnie): „Jeszcze nie. Dlatego zamierzam działać incognito. Na Nar Shaddaa.”

Yoda, długo milcząc, w końcu przemówił — jego głos był cichy, lecz przenikliwy:

Yoda: „Niebezpieczny cień, Racto jest. Działać, musimy. Ale ostrożnie. Jeśli tam udasz się, Dooku... Mądrość mieć musisz, jaką tylko stary mistrz posiąść potrafi.”


🌓 Poza Komnatą[]

Xanous siedział na marmurowej ławie, obserwując młodszych padawanów i nauczycieli przechodzących korytarzami. Czuł na sobie spojrzenia — niektóre pełne szacunku, inne podejrzliwości. Ale to nie miało znaczenia. Wiedział, kim jest. I wiedział, co musi zrobić.

Gdy Dooku opuścił salę Rady, spojrzał na Xanousa, uśmiechając się lekko.

Dooku: „Pakuj się, mój chłopcze. Jedi nie mają zamiaru nas zatrzymać. Czas udać się do najciemniejszego portu tej galaktyki.”

Xanous (z błyskiem w oku): „Nar Shaddaa... W końcu coś ekscytującego.”

🌙 Scena: Chwila Ciszy i Czułości[]

Gdy Hrabia Dooku opuścił komnatę Rady Jedi, jego spojrzenie od razu odnalazło Xanousa czekającego cierpliwie na marmurowej ławie. Kroki Mistrza były dostojne, ale spojrzenie — zaskakująco łagodne. Przez chwilę żaden z nich się nie odezwał. Wiedzieli, że przed nimi czeka Nar Shaddaa — miejsce, gdzie żadne prawo nie ma znaczenia.

I właśnie wtedy, zza rogu jednego z korytarzy Świątyni, wyszła Jocasta Nu — opiekunka Wielkiego Archiwum Jedi, uczona, legenda, a dla Dooku... ktoś znacznie więcej.

Ubrana w swój długi, spięty pasami płaszcz archiwistki, z twarzą pełną łagodności i mądrości, Jocasta zatrzymała się na widok dwójki najbliższych sobie mężczyzn.

„Obaj wyglądacie, jakby galaktyka miała się jutro skończyć.” — powiedziała z delikatnym uśmiechem.

Zbliżyła się bez słowa, i najpierw przytuliła Dooku, który przez krótką chwilę zamknął oczy, jakby chłonął ten moment, tak rzadki w jego burzliwym życiu. Potem podeszła do Xanousa i również go objęła — mocno, ciepło, z prawdziwym matczynym spokojem.

„Mój drogi... jesteś taki podobny do niego w młodości. Ale twoje serce...” — zerknęła z uśmiechem w oczy chłopaka — „...jest jeszcze bardziej niespokojne.”

Dooku (z powagą, ale z czułością): „To dlatego przetrwa. Bo zna wątpliwości. Nie tylko drogę Mocy.”

Jocasta (do Xanousa, szeptem): „Nie bój się tej misji. Ale nie pozwól, by ciemność stała się twoim językiem. Słuchaj swojego serca... i jego” — skinęła głową ku Dooku.

Przez chwilę troje ludzi stało w korytarzu Świątyni Jedi — trzech członków jednej rodziny, której los już dawno wykraczał poza ramy Zakonu.

Potem Jocasta odeszła, zostawiając za sobą tylko zapach starych pergaminów i spokojnej mądrości.

🌌 Scena: Pożegnania i Przysięgi w Świątyni Jedi[]

Korytarze Świątyni Jedi na Coruscant, zazwyczaj spokojne i pełne skupienia, dziś tętniły wyjątkową, niemal sentymentalną energią. Tuż po tym, jak Jocasta Nu otuliła czułym gestem Dooku i Xanousa, w ślad za nią z jednej z sal narad wyszedł Mistrz Mace Windu — jego sylwetka, wysoka i stanowcza, emanowała autorytetem, ale oczy — dziś miękkie, przyjacielskie — zdradzały więcej, niż pozwalał sobie zazwyczaj.

Zbliżył się bez słowa i objął Dooku mocno ramieniem.

Windu (głosem cichym, ale mocnym): „Stary lwie… Ty wciąż jesteś jednym z nas. Potężny Mistrz Jedi — i mój brat w Mocy. Pamiętaj o tym, Dooku.”

Dooku skinął lekko głową, jego spojrzenie — pełne szacunku, ale też niewypowiedzianego ciężaru. Ta chwila była ważna — nie tylko ze względu na przyjaźń, ale i na to, co działo się w cieniu galaktyki. W tym samym momencie, zza kolumny z dziecięcą energią wyłonił się młody Qui-Gon Jinn, niespełna trzynastoletni, ale już obdarzony głęboką intuicją i wewnętrznym spokojem. Jego oczy natychmiast zatrzymały się na postaci Xanousa.

Qui-Gon (do Dooku): „Mistrzu… czy to on? Twój wnuk?”

Dooku skinął. Qui-Gon zbliżył się i — nie pytając, nie czekając — przytulił starszego chłopaka, który zaskoczony, lecz poruszony, odwzajemnił gest.

Qui-Gon (do Xanousa, półgłosem): „Wiem, jak to jest stracić dom. Ale wiem też, że Moc prowadzi nas tam, gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni.”

Xanous uśmiechnął się smutno, ale z wdzięcznością. Przez ułamek sekundy poczuł, jak przeszłość i przyszłość łączą się w tych kamiennych murach. Trzech uczniów Dooku — reprezentujących trzy etapy drogi Jedi — stało przez chwilę razem. Jocasta Nu, stojąca w oddali, spojrzała z czułością na wszystkich.

Jocasta (cicho, lecz stanowczo): „Rodzina Mocy nie zawsze rodzi się z krwi. Ale zawsze pozostaje w sercu.”

I tak, z błogosławieństwem mistrzów i czułością najbliższych, Xanous i Dooku stanęli u progu nowej misji — która miała ich zaprowadzić prosto w głąb Nar Shaddaa, w mrok, gdzie każde światło jest wyzwaniem, a każda prawda — pułapką.

🌌 Rozdział IV: Cienie Nar Shaddaa[]

Incognito wśród światów zbrodni

Zaledwie dzień po naradzie na Coruscant, Hrabia Xanous Skywalker i jego dziadek, Mistrz Jedi Hrabia Dooku, opuścili planetę w milczeniu, nie informując nawet Rady Jedi o pełnym zakresie swojej misji. Ich cel był jasny: Nar Shaddaa — Księżyc Przemytników, miejsce, gdzie prawo i porządek istniały tylko jako hasła dla naiwnych. To tam prowadziły ślady nazwiska Racto, powiązanego z zamachem na pałac Xanousów.

Wahadłowiec typu Nu-class – cichy jak cień[]

Wahadłowiec typu Nu-class zdemilitaryzowany, bez żadnych insygniów Republiki, Jedi ani Konfederacji, przemknął przez nadprzestrzeń jak cień. Wnętrze statku było urządzone skromnie — tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Dooku i Xanous występowali jako szlachta z dalekiego układu, korzystając z dawnych kodów i fałszywych tożsamości, które przygotowała Jocasta Nu wraz z zaufanymi kontaktami.

Dooku (spoglądając przez iluminator): „Nar Shaddaa nie zmieniło się ani trochę… władza tu nosi maski, a prawda zawsze krwawi.”

Xanous (bardziej chłodno, ale czujnie): „Nie przylecieliśmy po prawdę, dziadku. Przylecieliśmy po nazwiska.”

Lądowanie na Nar Shaddaa[]

Miasto-księżyc Nar Shaddaa powitało ich gęstym ruchem powietrznym i migoczącym chaosem neonów, dronów i dryfujących statków. Zanurzone w mroku, przesiąknięte szpiegostwem, handlem bronią i ruinami moralności, było idealnym miejscem dla ukrycia największych tajemnic.

Lądowali w sektorze Kor Vatra, gdzie rządziła nienazwana organizacja przemytnicza powiązana z dawnymi rodami szlacheckimi — dokładnie tam, gdzie sygnał Racto mógł prowadzić.

Stroje i zachowanie[]

Dooku przybrał pozę starszego dyplomaty — o chłodnym spojrzeniu, w długim, granatowo-szarym płaszczu z wysokim kołnierzem. Xanous wyglądał jak książę na wygnaniu — młody, ale niepozbawiony dumy i tajemnicy. Jego zbroja ceremonialna była ukryta pod eleganckim strojem podróżnym, a miecz świetlny — zamaskowany jako laska.

Cel: odnaleźć Racto[]

Plan był prosty: wejść w światek przemytników, hazardzistów i informatorów i dotrzeć do kontaktów, które mogły coś wiedzieć o Racto, a może nawet o... tajemniczym zleceniodawcy ataku na Serenno.

Ale Nar Shaddaa nie wybacza błędów. Tu każdy uśmiech mógł być pułapką, a każde spojrzenie — mierzeniem do zamachu.

🌒 Rozdział V: Twarze Cienia — Przemytnicy Nar Shaddaa[]

Gdy Xanous Skywalker i Hrabia Dooku opuścili swoją zakamuflowaną jednostkę, ulice Kor Vatra pochłonęły ich niczym macki wiecznie głodnego miasta. Neonowe znaki, pulsujące reklamy i zapachy kadzideł wymieszane z metaliczną wonią spalin nadawały miejscu duszny, niemal narkotyczny klimat.

Pierwszym celem był lokal znany jako "Czarna Iglica" — bar i zarazem punkt kontaktowy dla starych rodów szlacheckich, które odcięły się od Republiki i prowadziły działalność z pogranicza handlu i szpiegostwa.


🔧 Spotkanie z Przemytnikami[]

W ciemnym kącie lokalu, przy stole z lawowego kamienia, siedzieli trzej przedstawiciele frakcji przemytników zewnętrznych światów:

  • Vel Karr – stary Duros z cybernetycznym okiem,
  • Mirell Saïth – ludzkiego pochodzenia, była członkini szlachty Arkanian, obecnie najemniczka,
  • Rukk – silny Zabrak, milczący, ale czujny.

Dooku zasiadł spokojnie. Xanous, choć młody, wprowadził się z gracją i pewnością siebie, która wzbudziła zainteresowanie. Nie wyglądał jak zwykły kupiec. Nie musiał.

Vel Karr (poprawiając oku cybernetyczne): „Nie przybywacie tu z towarami. Przychodzicie z pytaniami. A pytania są... kosztowne.”

Dooku (zimno, ale rzeczowo): „Pytania też mogą uratować wasze życie, jeśli odpowiedź dotyczy wojny, która może wkrótce zająć ten księżyc.”

Gdy padło nazwisko Racto, przemytnicy wymienili spojrzenia. Mirell skinęła lekko głową.

Mirell Saïth: „Racto nie jest tu, ale jego cień — owszem. Pracuje przez pośredników. Ostatnio widziano ludzi w jego barwach... w klubie Vox Lux w sektorze Goraan. I to nie byli handlarze. To byli... egzekutorzy.”

🌆 Scena: Nar Shaddaa, przed Klubem Vox Lux — Wieczorna infiltracja

Głęboki wieczór rozlał się po wieżach Nar Shaddaa jak rozgrzany atrament, a powietrze pachniało ozonem, przyprawami i cyfrowym kurzem. Neony syczały w różnych dialektach galaktyki. Nad głową tańczył niebieski hologram tancerki, rzucając ulotne światło na lśniące, przemoknięte asfalty. Tłum przemykał po ulicy jak strumień danych w przeciążonym systemie — gwar, szmer rozmów, śmiechy, szemrane interesy.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 02 03 26

Xanous i jego dziadek, Dooku, stali w cieniu jednej z kolumn, jakby wyrzeźbieni z mroku. Obaj w szatach arystokratycznych — młodszy w głębokim granacie, starszy w czerwieni godnej Hrabiego Serenno. Ich twarze rozświetlały raz po raz rozbłyski przejeżdżających śmigów i migoczące neony w aurebesh.

🗣️ Dooku (spokojnie, z typowym dystansem):

— Wnuku… ty pójdziesz do Klubu Vox Lux. Wyglądasz na kogoś, kto potrafi zniknąć wśród muzyki i spojrzeń. A ja…

(rozgląda się powoli po zatłoczonej przestrzeni, jakby próbował dostrzec kogoś wśród setek twarzy)

— …ja muszę się jeszcze tu pokręcić. Jest ktoś, z kim powinienem porozmawiać. Ale nie wiem, czy ta osoba w ogóle jeszcze tu jest.

Xanous skinął głową — półuśmiechem, półzrozumieniem. W jego spojrzeniu było coś więcej niż posłuszeństwo — była ciekawość. Ekscytacja, że oto za chwilę znajdzie się w sercu pulsującej nocy, gdzie wszystko może się zdarzyć.

💬 Xanous (z błyskiem w oku):

— Jak znajdziesz tę osobę… przekaż jej, że wnuk Hrabiego też potrafi zadawać właściwe pytania.

Dooku uniósł brew, jakby przez moment naprawdę rozbawiony. Poklepał wnuka po ramieniu i odwrócił się bez słowa, zostawiając go przy wejściu do klubu. Strażnicy spojrzeli na młodzieńca z lekkim niedowierzaniem — ale kiedy holograficzny emblemat rodu Serenno zamigotał na jego sygnetach, odsunęli się w milczeniu.

Z wnętrza klubu wypłynęły dźwięki muzyki — głębokie, rytmiczne, wciągające. Za drzwiami Vox Lux czekała scena, która mogła zmienić przebieg całej misji. Albo przynajmniej tej nocy.

I właśnie o to chodziło.


🍷 Klub Vox Lux — wieczorna infiltracja[]

Po spotkaniu, Dooku udał się na dalsze rozmowy z jednym z kontaktów technicznych. Xanous, jako arystokrata przyzwyczajony do bywania w salonach i klubach, sam udał się do Vox Lux.

Klub był elegancki — miejsce, gdzie szlachta na wygnaniu, przemytnicy i najemnicy topili dni w syntetycznym winie i muzyce plazmowej.

Xanous wszedł w dopasowanej szacie, zbliżonej do stylu Serennońskiej elegancji. Przyciągał wzrok. Młody, przystojny, z aurą kogoś, kto nie do końca tu pasuje — co czyniło go jeszcze bardziej pociągającym. Skanował aurę ludzi w klubie. Emocje, napięcia, ukryte lęki... wyczuwał wiele. Ale niebezpieczeństwo dopiero się zbliżało.

W kącie sali, przy jednym z balkonowych loży, trzech mężczyzn ubranych w szkarłatne i grafitowe płaszcze miało na sobie emblematy bardzo podobne do tych, które widział na zbrojach napastników z Serenno.

Xanous wiedział, że to nie przypadek.

🌌 Rozdział VI: Cienie i Płomienie Nar Shaddaa[]

Vox Lux, Sektor Goraan

Wieczór w klubie Vox Lux tętnił życiem. Światła wibrowały w rytm basów, a w powietrzu unosiły się ciężkie zapachy przypraw, perfum i syntetycznego dymu. Xanous, ubrany w ciemny, elegancki płaszcz z wysokim kołnierzem i srebrnymi akcentami, poruszał się z gracją. Jego krok był pewny, ale lekki — zupełnie jak taniec. Był nie do rozpoznania jako Hrabia Serenno — wyglądał jak jeden z wielu młodych arystokratów na wygnaniu, łaknących rozrywki i wpływów.


☑️ Punkt 1: Zbliżenie do podejrzanych – Operacja Vox Lux[]

ChatGPT Image 4 cze 2025, 22 41 48


Wieczór był gorący nie z powodu temperatury, lecz gęstej atmosfery. Klub Vox Lux pulsował światłem, hałasem i niepokojem. Ściany mieniły się refleksami holograficznych reklam i neonów w kolorach, które wyglądały jakby zostały wyrwane z palety planetarnych zmierzchów. Tłum był różnorodny — korporacyjni najemnicy, zbiegli arystokraci, przemytnicy przypraw, droidy towarzyszące, a także istoty, których gatunków nie dało się sklasyfikować bez dwóch kieliszków silnego twi’lekańskiego alkoholu.

W tym wszystkim Xanous wyglądał jak część tej mozaiki, choć był w niej jednocześnie obcym elementem — jakby z innej epoki. Jego ciemny płaszcz, z wysokim kołnierzem i złotym sznurem, nie przyciągał uwagi nadmiernie, ale subtelnie mówił: „Jestem kimś”. Nie eksponował swojej pozycji, nie obnosił się z mocą — był cieniem, uśmiechem, dotykiem ramienia. Mógł być bogatym dziedzicem z Corellii, ambasadorem na urlopie albo zwykłym banitą z gustem. I o to właśnie chodziło.

Xanous przesuwał się przez tłum niczym tancerz opery — z wdziękiem, z rytmem. Jego ruchy były miękkie, płynne, a zarazem świadome. Dotykając ramion nieznajomych, nie przerywał ich rozmów, lecz wślizgiwał się do nich jak cień ciekawości. Czasem pochylał się do ucha kobiety w czerwonej masce i szeptał coś, co sprawiało, że drżała z rozbawienia. Czasem przytrzymywał spojrzenie muskularnego Zeltronianina, który potem, zamyślony, wracał do swojego drinka, nie wiedząc do końca, co właśnie się wydarzyło.

ChatGPT Image 9 cze 2025, 22 07 01

Flirtował z nonszalancją osoby, która nie musi zdobywać — jedynie prowokować. Jego oczy raz błyszczały szczerze, raz przybierały odcień zamyślenia, jakby ukrywały jakąś tragiczną historię z przeszłości, o której nikt nigdy nie miał się dowiedzieć. Przechodząc obok kobiet o bursztynowych oczach i mężczyzn o cybernetycznych dłoniach, potrafił sprawić, że czuli się widziani — choć nie do końca znani. Wszyscy byli tylko przystankami na jego subtelnej drodze… do loży.

Loża, o której mowa, znajdowała się na półpiętrze — oddzielona półprzezroczystą zasłoną z żywego jedwabiu. Trzej mężczyźni siedzieli tam zbyt cicho jak na miejsce, gdzie wszystko krzyczało. Jeden miał przy pasie sygnet z herbem rodowym przypominającym ten, który Xanous widział kiedyś na rozbitej zbroi podczas ataku na Serenno. Drugi miał twarz zbyt gładką — jakby nie jego. Trzeci był cichy, lecz jego dłonie bawiły się nieustannie jedną i tą samą zapalniczką. To byli podejrzani. A Xanous właśnie zbliżał się do nich — nie jako inkwizytor, nie jako Jedi, nawet nie jako Hrabia Serenno.

Ale jako ktoś, kto umie grać.

Zanim usiadł w sąsiedztwie, rzucił jeszcze jedno spojrzenie przez ramię — nieznaczne, ale pełne znaczeń. Wiedział, że jest obserwowany. Ale gra toczyła się dalej. Czasem, by poznać prawdę, trzeba zatańczyć z kłamstwem. A Xanous był gotów zatańczyć do końca nocy.

🔻 Punkt 2: Obserwacja loży — podsłuch przy kieliszku

Trzej mężczyźni siedzieli głęboko w loży, oświetleni jedynie pulsującymi światłami z górnych paneli, które raz na kilka chwil wydobywały z półmroku fragmenty ich twarzy i detali ubioru. Każdy z nich nosił przy sobie coś, co budziło czujność Xanousa – sygnety, hafty lub przypinki, które subtelnie, lecz wyraźnie, przypominały emblematy widziane wśród napastników podczas ataku na pałac Xanousów na Serenno. Ich zachowanie było zbyt spokojne, zbyt kontrolowane – jakby spisane z kart podręcznika dla konspiratorów.

Xanous nie podszedł od razu. Wiedział, że bezpośrednie działanie spaliłoby całą operację. Zamiast tego przysiadł przy sąsiednim stoliku, gdzie dwoje młodych mężczyzn i kobieta w lśniącej masce z tekstylnego metalu bawili się beztrosko, śmiejąc się z czegoś, co brzmiało jak nieśmieszna anegdota o przemycie przypraw z Subterrelu. Jednym ruchem przywołał kelnera, zamówił drink z galmańskim lodem, i zanim jeszcze napój dotarł, był już duszą tego małego towarzystwa.

ChatGPT Image 9 cze 2025, 22 07 06

Zanosił się śmiechem, flirtował z każdym z nich bez rozróżniania płci – wręcz przeciwnie, jego dotyk był równie swobodny, gdy przesuwał dłonią po nadgarstku jednego z chłopaków, jak i wtedy, gdy delikatnie poprawił ramiączko na ramieniu kobiety w masce. Ale cały czas — kątem oka, przez odbicie w kieliszku, przez migawkę lusterka na bransolecie — obserwował lożę obok. Uczył się ich języka ciała. Każde spojrzenie w bok. Każde poruszenie palców. Słowa były drugorzędne – to gesty zdradzały najwięcej.

Z jednej z sakw pod stolikiem mężczyzna po lewej wyjął coś i dyskretnie przesunął na środek stołu. Coś małego, ciemnego. Xanous nie widział dokładnie, ale zarejestrował szelest i ledwie dostrzegalny błysk znaku. Być może pieczęć. Być może nośnik danych. Być może coś gorszego.

Wszystko było zbyt dobrze zsynchronizowane – za bardzo przypominało wojskowy szyk, ukryty pod maską klubowego luzu. Jeden z nich, ten o najkrótszych włosach i najspokojniejszym spojrzeniu, cały czas kontrolował wzrokiem przestrzeń dookoła. Drugi mówił, ale robił to tylko wtedy, gdy światła zagłuszały dźwięki. Trzeci? Milczący – ale jego ręce, choć leżały spokojnie na stole, drgały lekko. Jakby znały już rytm sabotażu.

Xanous wiedział, że nie może podejść sam. Ale wiedział też, że to są oni.

I jeśli nie dzisiaj, to bardzo niedługo… coś się wydarzy.

🔻 Scena: Klub Vox Lux – rozmowa przy stoliku

Tło: Trzej mężczyźni – podejrzani o powiązania z atakiem na Serenno – zbliżają się do stolika Xanousa. Jego twarz pozostaje spokojna, niemal rozbawiona, ale jego palce przesuwają się po krawędzi kieliszka w powtarzalnym rytmie. To stary gest – zakodowany sygnał do aktywacji techniki Perswazji Mocy. Gdy trójka zbliża się, aura wokół niego gęstnieje. Twarze ich napinają się nieznacznie, jakby coś w środku zaczynało się rozmiękczać.


🧔‍♂️ Pierwszy Mężczyzna (krótko ścięty, w granatowej tunice):

— Myślałem, że ktoś taki jak ty... nie schodzi do takich miejsc.

🌀 Xanous (z uśmiechem, lekko pochylając się w ich stronę):

— A ja myślałem, że ktoś taki jak wy nie pokazuje się publicznie w takich uniformach. Czy to... szkarłatny splot na ramieniu? Z Serenno? Zabawne.

👨🏻‍💼 Drugi Mężczyzna (bardziej powściągliwy, mruży oczy):

— To tylko herb starego domu. Zapomnianego.

Xanous (dotykając delikatnie dłoni mężczyzny, głos niemal hipnotyczny):

— Zapomniane rzeczy mają paskudną tendencję do powracania, prawda? Czasem jako duchy... czasem jako śledczy z uśmiechem. (uśmiecha się szerzej)

A teraz... powiedz mi, kto was tu przysłał.

🧠 (Perswazja Mocy działa – lekka fala przez ich twarze, oczy zwężają się, ręce sztywnieją)

🤖 Trzeci Mężczyzna (łysy, z cyberwszczepem, z lekkim oporem):

— Nikt. Przyszliśmy tylko na spotkanie... z gońcem Racto. Nic więcej.

Xanous (z nagłą ostrością w głosie, ale zachowując urok):

— Niech wasze kłamstwa pozostaną przy kieliszku, moi drodzy. Racto nie wysyła gońców po zmroku. Kogo naprawdę reprezentujecie? Gdzie jest transmisja z Serenno?

🧔‍♂️ Pierwszy Mężczyzna (zbliża się, wyraźnie pod wpływem, ton zniżony):

— Nie wiemy, kim jesteś, ale czujemy, że nie jesteś tu przez przypadek. Jesteś z tych... co wiedzą więcej, niż mówią.

🔮 Xanous (odchylając się wygodnie, głos niższy, bardziej intymny):

— Nazwijcie to intuicją... albo wychowaniem wśród Jedi i szlachty. Ale kiedy spojrzę na was, widzę więcej niż tylko trzech mężczyzn przy stoliku. Widzę... zdradę. Lęk. I... pragnienie, żeby ktoś wreszcie was uwolnił od tej farsy.

🧔‍♂️ Pierwszy Mężczyzna (półgłosem, z ugięciem):

— Jutro o świcie. Dock 9-C na poziomie przemysłowym. Tam ma być przekazanie danych. Nie nasza decyzja.

Xanous (unosząc kieliszek i stukając nim delikatnie o stół):

— Pięknie. A teraz wypijmy. Za tajemnice... które tracą wartość, gdy są już zbyt długo ukrywane.

🔻 Punkt 3: Urok zamiast walki – moment przełamania

Niektórzy władcy posługują się mieczem. Inni – słowem. Ale Xanous? On miał broń subtelniejszą, ostrze niewidzialne dla oka: perswazję splecioną z urokiem, arogancję przemieszaną z melancholią, spojrzenie, które mogło uspokoić wichurę... albo wywołać burzę w duszy.

Trzej mężczyźni przy stole początkowo byli napięci. Ich ręce – gotowe sięgnąć po broń. Wystarczyło jedno nieostrożne słowo, jeden zły ruch, by scena zamieniła się w jatkę. Zawisła chwila. Sekunda – może dwie – w których wszystko mogło się zmienić.

Ale to właśnie w tej chwili Xanous uniósł brew.

Delikatnie, z niekrytą zuchwałością. Jakby mówił:

„Naprawdę chcecie tego próbować? Tu, przede mną?”

🌀 Xanous (cicho, niemal intymnie):

— Spokojnie. Wiem, że jesteście zdenerwowani. Niełatwo spojrzeć w twarz komuś, kto wie, że macie krew na rękach...

(pochyla się bliżej)

...ale równie trudno oprzeć się komuś, kto wie, jak was dotknąć — bez ciosu.

🧠 (Moc zadziałała głębiej. Nie w formie rozkazu – ale pokusy. Ich myśli zaczęły się plątać – złość rozlała się w fascynację. Jego słowa nie były już tylko słyszane — były odczuwane. Ciałem.)

🤖 Trzeci Mężczyzna (z cyberwszczepem, z zaciętą szczęką, półgłosem):

— Masz... niebezpieczny dar, chłopcze.

Xanous (z błyskiem w oku, uśmiechając się tak, jakby sam flirtował z przeznaczeniem):

— Wiem. I jeszcze nie widzieliście wszystkiego, co potrafię.

Wzrok pierwszego mężczyzny zbłądził z jego oczu na usta. Drugi zmieszał się, odruchowo poprawiając mankiet. Trzeci pochylił się lekko w jego stronę, jakby chciał... wyczuć zapach.

Wszystko się zmieniło.

Już nie byli napastnikami. Teraz byli zainteresowani.

Nie groźni. Zdezorientowani. Zafascynowani.

Xanous (wypowiadając słowa z mocą, ale bez teatralności):

— Odłóżcie plany. Opowiedzcie mi, co wiecie. I... jeśli chcecie się rozładować — klub oferuje pokoje prywatne.

(pauza, napięcie rośnie — ale już nie militarne. Zmysłowe. Osobiste.)

🧔‍♂️ Pierwszy Mężczyzna (mruczy pod nosem):

— Coś ty z nami zrobił, Serenno…

Xanous (odchylając się wygodnie, pełen kontroli):

— Nic, czego byście nie chcieli. Tylko że teraz... jesteście uczciwsi. Z samymi sobą.


🔻 Punkt 4: Zazdrość i rozbrojenie – dramat przy stole

Mimo że atmosfera przy stole zmieniła się diametralnie, napięcie nie zniknęło — po prostu przybrało nową formę. To nie była już cisza przed walką, ale napięcie flirtu, zazdrości, fascynacji, niepokoju. Coś drgało w powietrzu — jak w salonie szlacheckim przed balem, na którym każdy wie, że za uśmiechem kryje się ostrze.

Xanous bawił się ich uwagą jak dyrygent – odwracał głowę w jedną stronę, pochylał się do jednego z mężczyzn, dotykał drugiego ramienia, rzucał spojrzenie trzeciemu — jakby testował ich lojalność, jakby podświadomie siał ziarna rywalizacji.

🧔‍♂️ Pierwszy Mężczyzna (ten z sygnetem, zaciska dłoń):

— Bawi cię to, prawda? Sprawiasz, że wszystko wokół... przestaje być oczywiste.

👁 Drugi Mężczyzna (bardziej chłodny, zirytowany, odsuwa się):

— I właśnie dlatego nie możemy mu ufać. On nas manipuluje.

(sięga pod płaszcz — szybki, wojskowy gest. Ręka ląduje na rękojeści blastera ukrytego w kaburze przy biodrze)

Xanous (spokojnie, bez poruszenia):

— Czy naprawdę chcesz... przegrywać ze mną dwa razy? Pierwszy raz emocjonalnie. Teraz — fizycznie?

Ale nie Xanous zareagował pierwszy. To był trzeci mężczyzna — dotąd milczący, z cyberwszczepem na skroni, który cały czas wydawał się najbardziej obojętny.

💥 Trzeci Mężczyzna (gwałtownie chwyta rękę drugiego i z siłą ją odciąga):

Nie tutaj!

(ton ostry, rozkazujący, niemal... zazdrosny)

— Jeśli on nas oszukuje — to dobrze. Bo przynajmniej robi to pięknie. Ale jeśli masz zamiar teraz strzelać, to najpierw przejdziesz przez mnie.

Drugi Mężczyzna (zaskoczony, z wysiłkiem wypuszcza uchwyt):

— Ty... co ty robisz?

Trzeci (przyciszonym głosem):

— Ratuję nas przed głupotą.

(spojrzenie wbija w oczy Xanousa, jakby mówił: „widziałem cię wcześniej… i chcę widzieć więcej”)

Xanous (przesuwa palcem po rancie kieliszka, rozbawiony):

— No proszę. Bohater w cieniu. Gdybyś był trochę mniej... uzbrojony, powiedziałbym, że to romantyczne.

🧔‍♂️ Pierwszy (półgłosem, jakby z podziwem):

— On cię naprawdę rozbroił… i to nie tylko rękę.

(drugi mężczyzna milczy, drżąc z emocji — może gniewu, może wstydu, a może czegoś głębszego, czego nie umie jeszcze nazwać)


🔻 Wydarzenia sprzed 30 lat – korzenie zdrady i powiązań z Huttami

📜 Trzy dekady wcześniej...

Nie wszystko zaczęło się od eksplozji, ani nawet od rozkazu. Korzenie zdrady sięgają głębiej — do czasów, gdy pałac rodu Skywalkerów na Serenno był jeszcze miejscem tętniącym życiem, dyplomacją i galaktycznym wpływem. Wtedy Hrabia Dooku, jeszcze jako emerytowany mistrz Jedi, pełnił funkcję opiekuna rodowego dziedzictwa. To był czas polityki — ciemniejszej i bardziej lepkawej niż błoto na Nal Hutta.

W tajnych spotkaniach prowadzonych z dala od Senatu, Huttowie z Kartelu Goraan i grupy zewnętrznej z Ylesii zaczęli wykupywać wpływy na peryferiach — poprzez pośredników, przez fikcyjne spółki, przez... Racto.

Racto, wtedy jeszcze młody baron przestępczości, miał obsesję na punkcie rozbijania rodów zbyt dumnych, by się ukłonić. Uważał Serenno za skansen arystokracji. „Trzeba im zetrzeć herby z tych ich marmurowych ścian”, mówił kiedyś do Huttów.

Dooku był świadom narastającego zagrożenia. Jego ostrzeżenia jednak zbywano — zarówno w Senacie, jak i w Radzie Jedi. Huttowie? „To tylko plugawy, lecz przewidywalny rak” — mówiono.

Ale to właśnie oni, za pomocą Racto, zasiali ziarno zdrady.

📌 Wracamy do teraźniejszości – klub Vox Lux

Kiedy Xanous w końcu usłyszał nazwisko Racto wypowiedziane przez jednego z mężczyzn przy stole — nie jako informację, ale jako rozsądne przypuszczenie, że to on zlecił atak — jego nastrój zmienił się gwałtownie.

🧠 Xanous (z niskim głosem, przerywając):

Kto wydał rozkaz? Kto był celem?

🤖 Trzeci Mężczyzna (odetchnął, ale unikał wzroku):

— Racto. Ale on nie działa sam. Wiesz, jacy są Huttowie. Nic nie dzieje się bez ich błogosławieństwa. Nal Hutta trzyma rękę na wszystkim, co przynosi im profit lub chaos. A ród Skywalkerów... był jednym i drugim.

🌪️ Xanous milczał przez kilka uderzeń serca. Jego twarz stężała. W oczach pojawił się chłód — lodowata tafla rozbitego zaufania.

A potem… zadziałał odruch.

✴️ Dłoń uniosła się lekko – nie gwałtownie, ale z napięciem, jakby niosła cały ciężar historii.

Mężczyzna, który mówił, uniósł się od stolika — dławiąc się, chwytając za gardło.

Jego stopy uniosły się kilka centymetrów nad podłogą. Drobinki pyłu i dymu zatańczyły wokół jego nóg. Jego towarzysze zamarli — zbyt przerażeni, by zareagować.

🔥 Xanous (z drżącym gniewem):

Serenno było moim domem. A wy sprzedaliście jego kamienie za kilka garści kredytów i iluzję wpływu?

(ściska mocniej, oczy błyszczą jak zdeterminowane ostrze)

Nie jesteście nawet pionkami. Jesteście... śmieciami w cudzej grze.

🤖 Trzeci Mężczyzna (z trudem, przez zaciśnięte gardło):

Nie… wiedzieliśmy… że to… aż tak… osobiste…

💥 Xanous nagle puszcza go — mężczyzna upada na kolana, dławiąc się, kaszląc, próbując złapać powietrze. Jego cyberwszczep migocze. Pozostali siedzą w absolutnym milczeniu, z twarzami bladych duchów.

🩸 Xanous (bardziej cicho, bardziej do siebie):

Wszystko było osobiste, odkąd pałac płonął nocą, a dym pachniał popiołem naszych przodków.

🔻 Punkt 5: Wejście Księcia Xizora – cień, który pachnie władzą

Gdy powietrze w klubie jeszcze drgało po uścisku Mocy, gdy jeden z mężczyzn wciąż kaszlał, a dwaj pozostali nie mogli zebrać myśli, światło na antresoli przygasło.

A potem pojawił się on.

Zszedł powoli — Książę Xizor, władca Czarnego Słońca, istota o aparycji tak idealnej, że samo jego wejście zmieniło temperaturę w pomieszczeniu. Jego krok był bezgłośny, jak gdyby nie dotykał ziemi, tylko sunął w rytmie muzyki, której nikt poza nim nie słyszał.

Ciemny, jedwabisty płaszcz z żywą fakturą układał się wokół jego ciała jak fala czystej nocy. A na biodrze – broń.

Nie był to Darksaber, ale jego echo.

Miecz — smukły, głęboko czarny z metalicznym połyskiem, a ostrze nie przypominało klasycznego ostrza świetlnego. Miało kształt przypominający klingę z epoki feudalnej Mandalory, lecz wykonaną z energetycznego stopu otulonego czystą czernią. Przy każdym ruchu jego ostrze zdawało się rozcinać nie tylko powietrze, ale także światło wokół.

🖤 Xizor (głos jedwabisty, ale z podtekstem żelaza):

— Oho. Niecodziennie widuję kogoś, kto potrafi tak wyraziście rozwiązać konflikt… przy jednym kieliszku i jednym geście dłoni.

(spojrzenie pada na Xanousa z nieukrywaną fascynacją)

— Zaiste... nieprzyzwoicie pociągające.

Trzej mężczyźni, którzy jeszcze przed chwilą byli panami sytuacji, padli na kolana.

Jeden niemal płakał, drugi składał ręce, a trzeci, ten z cyberwszczepem, pochylił głowę aż do ziemi.

🧔‍♂️ Mężczyzna (drżącym głosem):

— Książę Xizor... nie wiedzieliśmy, że on... że pan... to obserwuje...

👑 Xizor (półgłosem, patrząc na nich z wyższością):

— Wiedza nie jest wymówką. Gdybyście posiadali odrobinę wyczucia, już dawno zauważylibyście, że od kilku minut nie jesteście głównymi graczami przy tym stole.

(pauza)

— Ale nie bójcie się. Jeszcze nie zdecydowałem, czy jesteście bardziej rozczarowujący... czy zabawni.

Potem obrócił się do Xanousa — bez gniewu, bez napięcia. Tylko z tym uśmiechem, który mogła nosić tylko istota absolutnie świadoma swojego uroku i wpływu.

🌌 Xizor:

— Panie Skywalker... czy może powinienem mówić: Hrabio Serenno?

Mam tu niedaleko własne miejsce — bardziej... prywatne. Ciszej tam, bardziej intymnie. Idealne na wymianę informacji.

(zawiesza głos i zniża ton)

— I innych rzeczy.

Xanous (przygląda się mu przez sekundę, uśmiechając się z równą dawką pewności i wyzwania):

— Jeśli twoje miejsce jest tak dobrze urządzone, jak twój miecz... to chętnie się przekonam, książę.

W milczeniu, we dwójkę — mijając tłum, który instynktownie usuwał się z drogi — wyszli z klubu Vox Lux, zostawiając za sobą trzech spoconych, drżących mężczyzn, których los właśnie przestał zależeć od nich samych.


🔻 Punkt 6: Spacer po Nar Shaddaa — Książę pokazuje twarz planety

Gdy drzwi klubu Vox Lux rozsunęły się z sykiem, ulica Nar Shaddaa przywitała ich nie hałasem, lecz zmysłową intensywnością. Neonowe blaski odbijały się od mokrej nawierzchni jak duchy wspomnień, a zapachy przypraw, elektrycznego ozonu i lekkiej chemii z nielegalnych laboratoriów unosiły się niczym woń wielkiego, oddychającego organizmu.

Xizor zatrzymał się tuż za drzwiami. Spojrzał na Xanousa, a jego oczy połyskiwały jak dwie krople płynnego nefrytu.

👑 Xizor (półgłosem, niemal czule):

— Załóż płaszcz. Ten z wysokim kapturem.

(wyjmuje go spod swojej peleryny, jakby wszystko było wcześniej przygotowane)

— Racto ma oczy wszędzie. A ja mam zamiar pokazać ci coś więcej niż tylko zapleśniałe loże i duszne biura.

🌀 Xanous (zakładając płaszcz, lekko zaskoczony):

— Sądziłem, że zabierzesz mnie do apartamentu z widokiem na wieże przemocy.

(patrzy na niego z nutą kokieterii)

— Nie wiedziałem, że książęta Czarnego Słońca potrafią być... romantyczni.

Xizor uśmiechnął się lekko. Nie zaprzeczył.


Scena: Spacerem przez Nar Shaddaa

Ruszyli bocznymi alejami — ścieżkami znanymi tylko tym, którzy albo byli niebezpieczni, albo byli właścicielami tego chaosu.

🌆 Zamiast brudu i krwi, Xizor pokazał ogrody balkonowe rosnące na dachach dawno opuszczonych świątyń technokratów.

🌌 Pokazał mural zrobiony ze światła, pulsujący w rytmie nielegalnego kodu – dzieło zbuntowanych artystów z dżungli Pylos.

🪐 Zabrał Xanousa na szczyt platformy widokowej, z której widać było dwa księżyce Nar Shaddaa przelatujące jeden nad drugim — jakby planeta puszczała oko własnemu odbiciu.

Xizor mówił w sposób, jakiego nie używał wcześniej — szeptem, miękko. Nie jak przestępca, nie jak strateg.

Ale jak ktoś, kto kocha to miejsce mimo jego ciemności.

👑 Xizor (stając obok barierki, patrząc na miasto):

— Wszyscy patrzą na Nar Shaddaa jak na kloakę galaktyki. Ale to tu żyją najpiękniejsze kontrasty.

Tu nędza dotyka marzenia, a zbrodnia tańczy z poezją.

Tu ja nauczyłem się władzy... i ironicznie, też czułości.

🌀 Xanous (cicho):

— I to tu działa Racto?

👑 Xizor:

— Tak. Choć on nie rozumie tej planety. On widzi tylko surowiec: wpływy, ludzi, śmierć.

A ja...

(odwraca się do Xanousa)

— ...ja widzę piękno nawet w bliznach. I ty chyba też.

(między nimi zapada krótka cisza. Nie wymuszona. Naturalna. Jak cisza przed decyzją.)


🕯️ Spacer kończy się przy starym ogrodzie w ruinach wieży transmisyjnej.

Lśnią tam kwiaty — genetycznie zmodyfikowane, świecące w ciemności, wyrastające z betonu.

Nielegalne. Rzadkie. I piękne.

Xizor pochyla się nad jednym i zrywa go, po czym podaje Xanousowi.

👑 Xizor:

— Nie mam biura, które mogłoby cię zaskoczyć bardziej niż to miejsce.

Ale mam pytanie.

(pauza. Książę patrzy mu prosto w oczy)

— Powiedz mi, Xanousie... czy ty szukasz zemsty, czy prawdy?

🔻 Punkt 7: „Nie chcę zemsty. Chcę prawdy.” — Powrót do Vox Lux

Miasto tętniło w tle, jakby oddech planety mieszał się z myślami Xanousa. Stał przy barierce, trzymając w palcach świecący kwiat. Nie był już tym samym młodzieńcem, który wszedł do Vox Lux udając uwodzicielskiego szlachcica. W świetle księżyców i wspomnień, wyglądał bardziej jak wędrowiec, który nie szuka triumfu — lecz sensu.

🌀 Xanous (patrząc w dal, do Xizora):

— Nie chcę zemsty.

(cisza)

— Zemsta to iluzja – taka, którą uczono mnie odrzucać. Ale prawda...

(odwraca się do niego)

— Prawda ma wartość. Kto zlecił atak. Kto go umożliwił. Kto skorzystał.

Nie dla odwetu. Dla pamięci. Dla mojego rodu. Dla Serenno.

👑 Xizor (spojrzał na niego jak na rzadki artefakt):

— Rzadko spotykam kogoś tak młodego, kto odważa się chcieć więcej niż tylko głowę winnych na tacy.

(z lekkością, ale nie z ironią)

— Twoja rodzina miała honor. Ale ty… masz jeszcze świadomość.

✨ Zamilkli. Przez chwilę słychać było tylko świszczący podmuch powietrza między platformami.

Wreszcie Xizor odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę klubu.

👑 Xizor (w drodze):

— Chodź. W Vox Lux są jeszcze ludzie, którzy wiedzą więcej, niż udają.

A teraz, kiedy jesteś spokojniejszy… i kiedy wiedzą, że stoisz obok mnie… być może zaczną mówić.


Scena: Powrót do klubu Vox Lux

Drzwi rozsunęły się automatycznie, a chłodny, perfumowany powiew uderzył w nich jak oddech innego świata.

Ludzie w środku — ci, którzy wcześniej mieli czelność patrzeć z góry — teraz odwracali wzrok. Gdy Xizor wszedł razem z Xanousem, ścieżka przed nimi tworzyła się sama.

🎶 Muzyka przygasła. Światła przyciemniły się, jakby same rozumiały rangę tej dwójki.

Trzej mężczyźni od wcześniej — nadal przy stoliku — podnieśli się odruchowo. Nie z agresją. Z trwogą i... poczuciem, że coś właśnie zostało przesądzone.

Xizor nie zatrzymał się przy nich. Ruszył w kierunku prywatnej loży — tej, gdzie tylko najbardziej wpływowi gracze galaktycznej plątaniny siadają, gdy nie chcą, by ktokolwiek podsłuchiwał.

Po drodze szepnął do Xanousa:

👑 Xizor:

— Racto nie działa sam. Jego wtyki są w Kartelu, w Czarnej Gildii, a może nawet... wśród arystokracji.

Ale dziś – dziś jeden z nich zacznie mówić.

A jeśli nie?

(uśmiecha się kąśliwie)

— Cóż... dobrze, że jesteś mistrzem perswazji.

🔻 Punkt 8: Wchodzący Dooku, wychodzący Cień — misja dwutorowa

Vox Lux żyło, ale zmieniło ton. Atmosfera po powrocie Xizora i Xanousa była jak rozciągnięta struna — piękna, ale gotowa pęknąć. I wtedy...

📩 Drzwi klubu otworzyły się ponownie, z charakterystycznym sykiem, lecz bez fanfar i światła. Trzej mężczyźni, wcześniej błagający o litość — teraz jak pokonani pionki — opuścili klub w milczeniu. Ich twarze były blade, spocone, spojrzenia wbite w ziemię. Kiedy przechodzili obok ochroniarza przy drzwiach, nikt nie rzucił im spojrzenia. Byli już nikim. Złamani.

Ale ich wyjście było tylko prologiem do prawdziwego wejścia.

🧭 Do środka wszedł Hrabia Dooku.

Nie z hukiem. Z obecnością. Jego szata – długa, ciemna, z podbiciem o barwie szkarłatu – sunęła za nim jak cień historii. Rysy miał skupione, wzrok lodowaty, lecz wewnętrznie skupiony.

Nie był tu dla rozrywki. Był na misji.

👤 W tle – przypomnienie: Dooku miał zadanie. Pod osłoną wydarzeń, które rozgrywały się wokół Xanousa i Xizora, szukał kontaktu — informatora powiązanego z kręgami przemytniczymi i możliwą siatką informacyjną Racto.

Mówiono, że kontaktem tym jest kapitan floty, były oficer, który zniknął z radarów po Bitwie o Arkanis i od tej pory pływał między światami — ale dziś miał być na Nar Shaddaa.

🎩 Dooku, przechodząc obok baru, skinął głową barmanowi – Zabrakowi – z którym już wcześniej zamienił kilka słów. Zabrak zareagował ledwie widocznym ruchem. Subtelnie. Informacyjnie.

🗨️ Zabrak (cicho, nie odrywając się od szklanki):

— Kapitan Drayne... loża południowa. Sam. Pije coś, co nie istnieje w menu.

Dooku nie odpowiedział. Ruszył — krokiem, który nie potrzebował eskorty.


🌌 W tym samym czasie – w górnej loży:

Xanous rozsiadł się z Xizorem, rozpinając nieco płaszcz. Odetchnął. Przestrzeń ta miała warstwę luksusu, ale też zapachu historii, jakby coś tu się już kiedyś wydarzyło — i nadal wibrowało w powietrzu.

Xizor aktywował hologram. W zminiaturyzowanej projekcji pojawił się moment z ataku na Serenno — lecz z nowej perspektywy: obserwatora z orbity.

Statek zbliżał się z nienaturalną trajektorią, niezidentyfikowany sygnał zakłócający skanery. To nie był zwykły najazd. To była operacja.

👑 Xizor (spoglądając na Xanousa):

— Ta transmisja została przechwycona przez moich ludzi z Gildii Cieni.

Statek, który widzisz… nie pochodzi od Racto. Ale jego identyfikator transpondera... wskazuje na flotę zarejestrowaną na Ylesii.

— A stamtąd – droga wiedzie do... kartelu.

🌀 Xanous (cicho):

— I mojego domu.


🔻 Punkt 9: Rozstanie wśród świateł – Spotkanie pokoleń

W loży na najwyższym poziomie klubu Vox Lux, światła przygasły lekko, jakby znały dramaturgię chwili. Hologram ataku zgasł, a nad dolnym poziomem klubu rozlał się dym z aromatycznych kadzideł. Xanous odchylił się, spojrzał w dół – i wtedy go zobaczył.

🌀 Xanous (półgłosem, bardziej do siebie):

— Dziadek…

W tłumie, który falował jak żywa tkanka świata przestępczego, Hrabia Dooku był jak ostry klin realności. Jego postura, jego krok – wszystko krzyczało: to nie miejsce dla sentymentów. Ale dla Xanousa jego pojawienie się miało zupełnie inny wymiar – było jak punkt orientacyjny w burzy.

👑 Xizor zauważył zmianę na twarzy młodego Skywalkera.

🗨️ Xizor (z uśmiechem, unosząc kieliszek):

— Coś się stało?

🌀 Xanous (wstając, poprawiając płaszcz z kapturem):

— Mój dziadek... właśnie wszedł. Muszę zejść na dół. On szuka czegoś. Może kogoś.

— I lepiej, żebym wiedział, co to, zanim coś znów zapłonie.

👑 Xizor (ze spokojem, bez cienia urazy, jakby dokładnie tego się spodziewał):

— Zawsze podobało mi się to twoje wyczucie obowiązku.

(z lekkim, półcienistym uśmiechem)

— Muszę zająć się kilkoma innymi sprawami. Cień nie zarządza się sam.

(wstaje, prostuje się z wdziękiem drapieżnika i poprawia rękojeść swojego czarnego ostrza przy pasie)

👑 Xizor (spogląda na Xanousa, głos niższy, bardziej osobisty):

— Ale… jeśli kiedyś będziesz miał ochotę na kontynuację rozmowy. Albo czegoś innego.

Znajdziesz mnie. Mój apartament jest poza lokalem.

O wiele bardziej prywatny.

I o wiele bardziej… przyjemny.

🌀 Xanous (z uśmiechem, który zawisł między kurtuazją a prowokacją):

— Zapamiętam. I być może… skorzystam.


🌌 Xizor odchodzi w cieniu, w stronę prywatnego wyjścia.

Xanous z kolei kieruje się na schody. Jego płaszcz sunie za nim jak fala arystokratycznej determinacji. Na twarzy ma nową siłę – nie tylko wynikającą z rozmów, które prowadził, ale z obecności Dooku. Bo czasem najtrudniejsze pytania lepiej zadawać… we dwóch.

📍 Cel: zejść na dół. Spotkać Dooku. Wyrównać rytm operacji.

🔻 Punkt 10: Spotkanie pokoleń — Prawda i pustka

Zejście z balkonu zajęło tylko kilka chwil, ale dla Xanousa to była podróż między światami. Z jednej strony — rozmowa z Xizorem, intrygi, iluzje, ślady prowadzące do Racto i kartelu. Z drugiej — teraz, tu, na parterze klubu Vox Lux, jego dziadek. Realny. Silny. Żywa ostoja przeszłości, która jeszcze nie została stracona.

Gdy tylko go dostrzegł, przyspieszył kroku.

Dooku stał jak posąg, rozmawiając z Zabrakiem przy barze — być może już otrzymał potrzebne dane od informatora. Ale gdy usłyszał znajomy krok — ten, który znał od dzieciństwa Xanousa — odwrócił się natychmiast.

🌀 Xanous:

Dziadku…!

(nie czekał na pozwolenie, nie pytał — po prostu rzucił się do uścisku)

🤲🏻 Dooku objął go ramieniem, najpierw nieco sztywno — jakby przez moment zapomniał, jak to się robi — a potem silniej. Głęboko. Z zamkniętymi oczami.

To nie było oficjalne powitanie. To było spotkanie dwóch rozbitych kawałków jednej rodziny, w klubie pełnym cieni.

🧠 Xanous (z głową opartą o jego ramię):

— Wiem więcej, dziadku. Ale wciąż... nie to, co najważniejsze.

(odsunął się trochę, jego głos drżał nie ze słabości, ale z tłumionej emocji)

— Racto jest powiązany z Ylesią. Może z Huttami. Widziałem transmisję z ataku… nie był to przypadek. To była zorganizowana operacja.

🧓🏼 Dooku (cicho, patrząc na niego badawczo):

— To wiedzieliśmy. Ale… mów dalej.

🌀 Xanous:

— To, co najgorsze… to że wciąż nie wiem, gdzie oni są.

Vestan. Lyenna. Verik. Aelric.

Matka… Ojciec.

— Nie ma śladu. Nikt ich nie widział. Nikt nie słyszał. Nikt nie handluje nimi, nie przetrzymuje, nie wykorzystuje politycznie.

(pauza)

— Jakby się rozpłynęli. Jakby zostali... pożarci przez cień.

🤲🏻 Dooku westchnął. A to, u Dooku, było jak krzyk.

🧓🏼 Dooku:

— Ja także nie zdołałem ich znaleźć. Ale dziś... mamy ślad.

Kapitan Drayne tu jest. I ma coś, czego dotąd nie mieliśmy — fragment transmisji z innego sektora. Nie z Ylesii.

(cisza)

— Możliwe, że to nasz pierwszy krok ku... odzyskaniu tego, co zostało nam odebrane.

🌀 Xanous (patrząc na niego, głos cichy):

— Myślisz, że żyją?

🧓🏼 Dooku (po chwili namysłu):

Jeśli nie uwierzymy, że żyją… wtedy dopiero ich stracimy.

☑️ Punkt 2: Rozmowa Dooku z kontaktem[]

🔻 Scena: „Cienie Nar Shaddaa” – część II

Czas nie przyspiesza. Zatrzymuje się, gdy milczenie waży więcej niż słowa.

🩸 Dooku unosi wzrok. Jego spojrzenie spotyka się z tym Xanousa – i przez sekundę wszystko inne znika: światło, muzyka, Nar Shaddaa. Są tylko oni. Dwie epoki – mistrz i dziedzic. Jedi i dziedzictwo krwi.

🧓🏼 Dooku (głosem, który przypomina ostrze ukryte w aksamicie):

— Odwaga to nie to samo co gniew, Xanousie. Ale niech gniew czasem szepcze ci do ucha… bo prawda rzadko przychodzi w ciszy.

👔 Kapitan Drayne (rozsiada się nieco, jego cień tańczy w świetle neonów):

— Młody książę. Hrabia. Jedi.

Uśmiecha się półgębkiem, jakby chciał rozładować napięcie, ale jego oczy pozostają jak stalowe groty.

— Zadajesz dobre pytanie. I zadane we właściwym miejscu.

(przesuwa datapad w kierunku Dooku, ekran rozświetla się błękitną poświatą – na nim dane transmisji, lista nazwisk, niektóre zaszyfrowane, inne… przekreślone)

Drayne (kontynuując):

— Ktoś z wewnątrz Rady Kupieckiej Sienaru współpracuje z grupą z Ylesii. Ich kontakty sięgają Nar Shaddaa, ale też Taris, Raxusu i... Serenno.

🌀 Xanous (natychmiast, szorstko):

Serenno?!

🧓🏼 Dooku (ostro, ale cicho – niemal wyczuwając zmianę w aurze):

— Spokój, Xanous. Nie wszystko, co brzmi jak zdrada… jest nią od razu.

👔 Drayne:

— To nie było zdradzenie Serenno. To było... sprzedanie szlachectwa. Ktoś wystawił informacje o pozycjach i systemach zabezpieczeń rodów arystokratycznych.

(pauza)

— A atak na pałac twojej rodziny… nie był testem. To był pokaz. Demonstracja.

Ktoś chciał pokazać, że krew nie jest już ochroną.

🔩 Xanous nie mówi nic. Ale jego dłoń mocniej ściska kieliszek. W ruchu jego palców jest napięcie, które tylko Jedi potrafią zamaskować.

👔 Drayne (półszeptem, zerkając na Dooku):

— I wiesz, co jest najdziwniejsze? Racto mógłby zyskać… ale nie planował.

On wykonywał zlecenie. Ktoś z wyżej – ktoś, kto znał heraldykę, zwyczaje, dzień rocznicy ślubu twoich rodziców. To nie był atak terrorystów. To był list intencyjny w krwi.


🌀 Xanous (głos niższy, drapieżny, bez cienia zawahania):

— Znajdę tego, kto go napisał. I przeczytam go… do końca.

🧓🏼 Dooku (patrząc na niego z czegoś w rodzaju smutnej dumy):

— Nie jesteś narzędziem, Xanousie. Ale jesteś… ostrzeżeniem.

👔 Drayne (sięga w wewnętrzną kieszeń, wyciąga małą fiolkę z czerwonym mikrochipem):

— To zawiera kod do jednej z komór kartelu na Nal Hutta. Nikt nie wie, do kogo należała… ale są tam wzmianki o Racto, Sienarze i kilku rodach.

Możliwe, że ktoś z Serenno ich finansował.

🌀 Xanous (z goryczą):

— Nie wystarczyło im zabić. Musieli jeszcze zbezcześcić.


🔚 Cisza. Na zewnątrz – taniec świateł i klubowej dekadencji. W środku – trzech mężczyzn i prawda, która boli bardziej niż ostrze.

🧓🏼 Dooku (wstaje, spokojnie):

— Trzeba przygotować się do lotu. Xanousie, Drayne… prawdopodobnie niedługo może być tak że wkrótce polecimy na Nal Hutta bądź na Tatooine ?

👔 Drayne (z ironicznym uśmiechem):

— Miejsce idealne dla królewskiej delegacji, Jedi i starego psa.

🌀 Xanous (ruszając za nimi):

— A może idealne… by zacząć pisać odpowiedź na ten krwawy list.


Cisza. Taka, która nie wynika z braku słów – lecz z tego, że właśnie zapadła decyzja.

Dooku zerka na swojego ucznia. Widział już wiele twarzy wojny. Ale ta – zdeterminowana, młoda, niepokorna – może być tą, która przyniesie odpowiedź.

Między trzema mężczyznami zawiązuje się nić porozumienia.

Nie przysięga.

Nie plan.

Ale... coś więcej niż pusty toast.

Na Nar Shaddaa, to i tak prawie sojusz.


Kontekst historyczny – co dzieje się w tle galaktyki?[]

  • Zakon Jedi: Wciąż działa, ale pogłębia się rozdźwięk między ideałami Zakonu a polityką Senatu. Dooku coraz częściej wyraża wątpliwości wobec kierunku, w jakim zmierza galaktyka i Zakon.
  • Republika: Niby stabilna, ale pod powierzchnią wrze. Wiele systemów zaczyna szemrać o secesji, lokalni władcy zbroją się, kartele rosną w siłę. Klasyczna dekadencja upadającego imperium.
  • Dooku: Choć jeszcze formalnie Jedi, coraz częściej angażuje się w działania poza oficjalnym kanałem – korzysta z dawnych znajomości, np. z kapitanem Draynem. Zbliża się do punktu, w którym odejdzie z Zakonu.
  • Xanous Skywalker: Młody, ale doświadczony arystokrata i Jedi. Jego rodzina ucierpiała w zamachu, który przypisuje się kartelem finansowanym z Nar Shaddaa. Teraz pod opieką Dooku, uczy się polityki i wojny – powoli stając się nie tylko Jedi, ale i graczem.
  • Kapitan Drayne: Działa jako wolny agent, wcześniej był dowódcą w misjach specjalnych Republiki. Teraz współpracuje z Dooku jako informator. Posiada dostęp do informacji, których Zakon nigdy by oficjalnie nie uzyskał.

Ci, którzy zostali Czas akcji: kilka tygodni po Masakrze na Serenno Miejsce: Nar Shaddaa, klub Crimson Sigh, loża VIP

Purpurowe światło neonów pulsowało niczym żyły samego miasta. Nar Shaddaa oddychała hałasem, przemocą i szantażem. Ale w tej jednej loży, tuż nad zatoką świateł i cieni, czas spowolnił. Zatrzymał się. Albo może tylko klęknął przed czymś większym.

Xanous Skywalker nie od razu wstał. Trzymał kielich jeszcze przez chwilę, jakby ważył w nim nie tylko trunek, ale i decyzje. Wreszcie odłożył go z niemal teatralną precyzją. Dźwięk szkła o obsydianowy blat był cichy, ale wyraźny.

– Idę. – Głos miał miękki, elegancki. Ale w nim ukryty był stalowy rdzeń. – Zostawiam was, byście porozmawiali. Rozumiem, że macie ważną naradę.

Bez słowa więcej, bez spojrzenia wstecz, odwrócił się. Czarna peleryna zatańczyła za nim jak cień wspomnień. Przeszedł przez automatyczne drzwi loży, zostawiając za sobą dwóch mężczyzn z przeszłości – i jednego z przyszłości, który już odszedł.

– Będę przy barze – rzucił jeszcze przez ramię.

W loży zapadła cisza, którą rozcinały tylko dźwięki elektroniki sączącej się z zewnątrz i delikatne migotanie światła na kryształowych karafkach.

Dooku oparł się głębiej w fotelu. Jego oczy śledziły smugę pozostawioną przez Xanousa, jakby widział więcej niż tylko cień peleryny. Widział samotność, dziedzictwo, które stało się ciężarem, i to, co jeszcze nie zostało wypowiedziane.

Dooku (zmęczonym, niskim tonem): – Zmienili się… młodzi. (zamyślenie) – Szybciej myślą. Gorzej słuchają.

Kapitan Drayne nie od razu odpowiedział. W jego oczach była zaduma – ale nie sentymentalna. Raczej analityczna. Mierzył Xanousa wzrokiem, który przez lata patrzył na pole bitwy.

Drayne (cicho, jakby mówił bardziej do samego siebie): – Nie. – On słucha. Tylko nie ciebie.

(pauza)

– Wiesz, że twoje dziedzictwo może równie dobrze zniszczyć ten układ, jak i go ocalić?

Dooku (tonem, który krył więcej niż mówił): – I dlatego go tu przyprowadziłem. – Nie żeby ratować układ. (pauza) – Żeby mu pokazać, że nie warto go ratować.

Drayne nie zaprzeczył. Zamiast tego wziął kieliszek, który stał nietknięty przez całą rozmowę, i napił się wreszcie. Alkohol był gorzki. Ale nie bardziej niż wspomnienia.

Drayne (z krzywym uśmiechem): – Zawsze byłeś pieprzonym idealistą, Dooku. – Tylko teraz udajesz cynika.

Kilka tygodni wcześniej: Serenno płonie Masakra nie była tylko ciosem militarnym. To był zamach na pamięć, ród, historię. Satreidesowie, wspierani przez tajemnicze siły z Nar Shaddaa, uderzyli bez ostrzeżenia. Zamek Xanousów — bastion kultury, filozofii, arystokracji — został spalony do fundamentów.

Dooku przybył za późno. Znalazł tylko ruiny. I chłopca z mieczem świetlnym, który nie krzyczał. Tylko patrzył.

Xanous nie płakał. Ale jego spojrzenie było ostrzejsze niż klinga. W oczach nie było strachu – była decyzja. Że świat nie wybacza wierności, ale może zapamięta zemstę.

Tydzień po masakrze – statek w drodze do Nar Shaddaa W ciasnej kabinie, Dooku i Xanous nie rozmawiali długo. Ale ta rozmowa zapadła głębiej niż tysiące słów.

Dooku (spoglądając w dal przez iluminator): – Chcesz wojny?

Xanous: – Chcę odpowiedzi.

Dooku: – A co, jeśli ci się nie spodobają?

Xanous (po chwili): – Wtedy przestanę pytać. Zacznę działać.

Obecnie: Nar Shaddaa – bar Xanous siedzi przy barze. Twarz ma spokojną. Ale jego oczy analizują. Każdy ruch kelnera, każde spojrzenie od tancerza przy scenie. Wie, że nie jest tu tylko dla dekoracji. Wie, że jest obserwowany. I wie, że on również obserwuje.

Na jego lewym nadgarstku — dyskretny sygnet rodu Xanousów. Jedyny, który przetrwał. A na jego biodrze — miecz świetlny, którego jeszcze nie użył… ale użyje.

W loży – powrót do Dooku i Drayne’a Drayne: – On się nadaje, Dooku. – Tylko nie wiem, do czego.

Dooku: – Do wszystkiego. (pauza) – Lub do niczego. Tak właśnie kończą się rody – nie w huku, ale w milczeniu, które nikt nie rozumie.

Drayne: – A więc co teraz? – Wypuścisz go w galaktykę? Z mieczem i łańcuchem rodowym?

Dooku: – Wypuszczę go z pytaniem. – A potem zobaczymy, kto zdoła mu odpowiedzieć, zanim on sam wybierze gniew.

Cienie Nar Shaddaa nie rozpraszają się łatwo. Ale gdzieś, w tej mieszaninie świateł, grzechów i prawdy, zawiązał się plan. Może sojusz. Może tylko wspólne milczenie. Ale ci, którzy zostali... już nie byli tacy sami.

Ci, którzy zostali[]

Czas akcji: kilka tygodni po Masakrze na Serenno

Miejsce: Nar Shaddaa, klub Crimson Sigh, loża VIP

Purpurowe światło neonów pulsowało niczym żyły samego miasta. Nar Shaddaa oddychała hałasem, przemocą i szantażem. Ale w tej jednej loży, tuż nad zatoką świateł i cieni, czas spowolnił. Zatrzymał się. Albo może tylko klęknął przed czymś większym.

Xanous Skywalker nie od razu wstał. Trzymał kielich jeszcze przez chwilę, jakby ważył w nim nie tylko trunek, ale i decyzje. Wreszcie odłożył go z niemal teatralną precyzją. Dźwięk szkła o obsydianowy blat był cichy, ale wyraźny.

Idę. – Głos miał miękki, elegancki. Ale w nim ukryty był stalowy rdzeń. – Zostawiam was, byście porozmawiali. Rozumiem, że macie ważną naradę.

Bez słowa więcej, bez spojrzenia wstecz, odwrócił się. Czarna peleryna zatańczyła za nim jak cień wspomnień. Przeszedł przez automatyczne drzwi loży, zostawiając za sobą dwóch mężczyzn z przeszłości – i jednego z przyszłości, który już odszedł.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 16 10 55

– Będę przy barze – rzucił jeszcze przez ramię.


W loży zapadła cisza, którą rozcinały tylko dźwięki elektroniki sączącej się z zewnątrz i delikatne migotanie światła na kryształowych karafkach.

Dooku oparł się głębiej w fotelu. Jego oczy śledziły smugę pozostawioną przez Xanousa, jakby widział więcej niż tylko cień peleryny. Widział samotność, dziedzictwo, które stało się ciężarem, i to, co jeszcze nie zostało wypowiedziane.

Dooku (zmęczonym, niskim tonem):

– Zmienili się… młodzi.

(zamyślenie)

– Szybciej myślą. Gorzej słuchają.

Kapitan Drayne nie od razu odpowiedział. W jego oczach była zaduma – ale nie sentymentalna. Raczej analityczna. Mierzył Xanousa wzrokiem, który przez lata patrzył na pole bitwy.

Drayne (cicho, jakby mówił bardziej do samego siebie):

– Nie.

– On słucha. Tylko nie ciebie.

(pauza)

– Wiesz, że twoje dziedzictwo może równie dobrze zniszczyć ten układ, jak i go ocalić?

Dooku (tonem, który krył więcej niż mówił):

– I dlatego go tu przyprowadziłem.

– Nie żeby ratować układ.

(pauza)

– Żeby mu pokazać, że nie warto go ratować.

Drayne nie zaprzeczył. Zamiast tego wziął kieliszek, który stał nietknięty przez całą rozmowę, i napił się wreszcie. Alkohol był gorzki. Ale nie bardziej niż wspomnienia.

Drayne (z krzywym uśmiechem):

– Zawsze byłeś pieprzonym idealistą, Dooku.

– Tylko teraz udajesz cynika.


Kilka tygodni wcześniej: Serenno płonie[]

Masakra nie była tylko ciosem militarnym. To był zamach na pamięć, ród, historię. Satreidesowie, wspierani przez tajemnicze siły z Nar Shaddaa, uderzyli bez ostrzeżenia. Zamek Xanousów — bastion kultury, filozofii, arystokracji — został spalony do fundamentów.

Dooku przybył za późno.

Znalazł tylko ruiny. I chłopca z mieczem świetlnym, który nie krzyczał. Tylko patrzył.

Xanous nie płakał. Ale jego spojrzenie było ostrzejsze niż klinga. W oczach nie było strachu – była decyzja. Że świat nie wybacza wierności, ale może zapamięta zemstę.


Tydzień po masakrze – statek w drodze do Nar Shaddaa[]

W ciasnej kabinie, Dooku i Xanous nie rozmawiali długo. Ale ta rozmowa zapadła głębiej niż tysiące słów.

Dooku (spoglądając w dal przez iluminator):

– Chcesz wojny?

Xanous:

– Chcę odpowiedzi.

Dooku:

– A co, jeśli ci się nie spodobają?

Xanous (po chwili):

– Wtedy przestanę pytać. Zacznę działać.


Obecnie: Nar Shaddaa – bar[]

Xanous siedzi przy barze. Twarz ma spokojną. Ale jego oczy analizują. Każdy ruch kelnera, każde spojrzenie od tancerza przy scenie. Wie, że nie jest tu tylko dla dekoracji. Wie, że jest obserwowany. I wie, że on również obserwuje.

Na jego lewym nadgarstku — dyskretny sygnet rodu Xanousów. Jedyny, który przetrwał. A na jego biodrze — miecz świetlny, którego jeszcze nie użył… ale użyje.


W loży – powrót do Dooku i Drayne’a[]

Drayne:

– On się nadaje, Dooku.

– Tylko nie wiem, do czego.

Dooku:

– Do wszystkiego.

(pauza)

– Lub do niczego. Tak właśnie kończą się rody – nie w huku, ale w milczeniu, które nikt nie rozumie.

Drayne:

– A więc co teraz?

– Wypuścisz go w galaktykę? Z mieczem i łańcuchem rodowym?

Dooku:

– Wypuszczę go z pytaniem.

– A potem zobaczymy, kto zdoła mu odpowiedzieć, zanim on sam wybierze gniew.

☑️ Punkt 3: Rozmowa przy barze[]

Scena: "Słodki jak trucizna"[]

Miejsce: Bar „Crimson Sigh”, Nar Shaddaa

Czas: Chwilę po tym, jak Xanous opuścił lożę Dooku i Drayne’a


Bar Crimson Sigh miał kształt półksiężyca – nieprzypadkowo. Wszystko tutaj było zaprojektowane, by przyciągać i zatrzymywać. Światła nie były tylko światłami – były obietnicą. Dźwięk nie był tylko muzyką – był rytmem, który pchał ciało do tańca lub grzechu. A za chromowaną ladą, odbijającą pulsujące purpury i lazury miasta, stał on.

Zabrak.

Jasna skóra, gładka jak porcelana z szarym połyskiem. Rogi przycięte stylowo, niemal dekoracyjnie, a tatuaże — ach, te tatuaże! — biegły z gracją przez jego skronie, opadając na kości policzkowe jak wzory na zapomnianym klejnocie.

Uśmiechał się kącikiem ust, jakby znał każdy sekret, którego jeszcze nie odważyłeś się wypowiedzieć. Gdy nalewał, robił to z taką gracją, że przypominał świątynnego kapłana wśród butelek z truciznami i marzeniami.

Xanous zbliżył się do baru powoli, ale pewnie. Peleryna otuliła go jak cień, a jego kroki były miękkie, niemal teatralne – jakby szedł nie po drink, lecz po wyznanie.

Xanous (mrucząc, z lekkim uśmiechem):

– Hey... Potrzebuję czegoś karmelowego.

Zabrak (nie podnosząc wzroku, uśmiechając się):

– Chwileczkę, słodziaku.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 17 46 12

Ton jego głosu był jak aksamit z ostrzem. Głęboki, pełen ciepła, ale podszyty czymś drapieżnym. Nalewał z butelki o kształcie podobnym do serca – likier o barwie ciemnego karmelu, wzbogacony błękitnym pyłem gwiezdnego anyżu. Eliksir słodyczy i chłodu, błyskający niczym wspomnienie dzieciństwa albo... pierwszy pocałunek.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 17 38 38

Zabrak (nachylając się lekko, głos niższy):

– Mocno schłodzony.

(pauza, spojrzenie bezpośrednie, zawieszone)

– Ale dodałem coś ekstra...

Xanous (unosząc kielich, przyglądając się mu w neonowym świetle):

ChatGPT Image 5 cze 2025, 18 11 31

– Błękitny pył? Chcesz mnie zabić… czy rozkochać?

Zabrak (mrugając jednym okiem):

– A jedno wyklucza drugie?

W tej sekundzie czas się rozciągnął. Ich spojrzenia spotkały się – nie jak przypadkowe zetknięcie wzroku, ale jak cios i kontratak. Jeden uśmiechnięty, drugi kontrolowany. Xanous nie odpowiedział od razu. Oparł łokieć o ladę, a drugą dłoń wsunął w fałd peleryny – nonszalancki, ale gotowy na wszystko.

Zabrak (schylając się trochę niżej nad bar):

– Słyszałem o tobie, .

(głos przechodzi niemal w szept)

ChatGPT Image 5 cze 2025, 18 13 01

– Podobno jesteś niebezpieczniejszy niż ten drink. Ale wyglądasz... jak ktoś, kto szuka zapomnienia. Albo informacji. Albo obu.

Xanous (uśmiechając się kątem ust):

– I co myślisz, co znajdę u ciebie?

Zabrak (oblizując dolną wargę teatralnie, ale nie karykaturalnie):

– To zależy, ile zostawisz na ladzie... i czy zostaniesz po zamknięciu.

Za plecami Xanousa, w loży, rozmowa między Dooku a Draynem trwała. Dwóch weteranów, planujących być może koniec starego świata. Ale on już nie tam był. Nie w cieniu.

Teraz światła baru odbijały się w kielichu, w oczach Zabraka, w jego własnych myślach.

Xanous pociągnął łyk – i westchnął. Napój był słodki. Aż za bardzo. Ale w tym była właśnie jego siła.

Xanous:

– Ten drink...

(patrzy na Zabraka, dłużej niż powinien)

– ...smakuje jak coś, co zostaje w ustach na długo. Jak zapamiętany błąd.

Zabrak:

– Albo jak pocałunek, który nie powinien się wydarzyć, a jednak...

Ich dłonie spotkały się przez sekundę, gdy Zabrak odebrał pusty kielich. Zwykły gest. Ale nie tutaj. Nie między nimi.

Gdzieś w tle ktoś się śmiał. Ktoś płakał. Miasto tętniło. Ale bar był teraz bańką – karmelową, błękitną, duszną od napięcia.

Zabrak (ciszej):

– Jeśli będziesz potrzebował czegoś więcej...

(wsuwa mały holograficzny token pod szkło)

– ...nie pytaj głośno. Pytaj oczami.

Xanous spojrzał. Spojrzał – i uśmiechnął się znowu. Bo ten wieczór dopiero się zaczynał. A trucizna bywa najpiękniejsza wtedy, gdy smakuje jak pocałunek.

Scena: „Dwa kieliszki i jedno oczko”[]

Miejsce: Bar „Crimson Sigh”, kilka minut po tym, jak Xanous opuścił lożę


Bar zadrżał od kolejnego basowego uderzenia muzyki, jakby samo serce Nar Shaddaa biło gdzieś pod podłogą. Neonowe światło przepływało po chromowanej ladzie jak rtęć – nierealne, niepokojące.

Zabrak, wciąż za barem, oparł się nonszalancko, jakby był częścią wystroju – ale oczy miał czujne. Ruchy jego dłoni były niemal taneczne, zbyt precyzyjne jak na zwykłego barmana. Kiedy sięgnął po drugą szklankę, nie oderwał wzroku od Xanousa ani na sekundę.

Wzrok miał figlarny, ale z cieniem głodu – tego emocjonalnego, wiecznego, który rodzi się wśród grzechu i błyskotek.

Zabrak (z tym swoim śmiechem, lekko chrapliwym, jakby zbyt długo pił coś mocnego):

– Taki smak nie powinien należeć tylko do jednego.

(krótkie spojrzenie, przeciągłe)

ChatGPT Image 5 cze 2025, 18 36 28

– Chyba nie masz nic przeciwko, monsieur?

Xanous uniósł brew. Nie zaskoczony – raczej zaintrygowany. W jego spojrzeniu było coś niepokojąco spokojnego, jak u człowieka, który od dawna wiedział, że będzie kuszony. I wcale się temu nie sprzeciwiał.

Xanous (leniwie, ale z lekkim drapieżnym pazurem):

– O ile nie próbujesz mnie otruć…

(przechyla głowę nieco)

– ...chociaż nie jestem pewien, czy bym ci to wybaczył, czy podziękował.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 18 57 10

Szklanki uniosły się niemal jednocześnie. Brzęk szkła był cichy, jakby tylko oni mieli go usłyszeć. Taki rodzaj toastu, który nie potrzebuje słów – tylko spojrzenia.

Zabrak (nachyla się lekko, z tym samym rozbawieniem, ale teraz z wyczuwalnym napięciem):

– Gdybym chciał cię otruć...

(przesuwa palcem po krawędzi swojej szklanki)

– ...to byś tego nawet nie poczuł. Za bardzo byłbyś zajęty tym, jak to smakuje.

Xanous nie spuszczał z niego wzroku. Oparty niedbale o ladę, jeden łokieć stabilnie, druga dłoń w pelerynie. Ale cała jego postawa mówiła: „Widzę cię. I pozwalam ci mówić dalej.”

Ale tylko dlatego, że to interesujące.

Zabrak (szczerząc lekko zęby w uśmiechu, ale nie jak drapieżnik – jak ktoś, kto umie grać na granicy):

– Nie wyglądasz mi na turystę. Ani na zwykłego gracza.

– Wszedłeś tu jak ktoś, kto zna swoją wartość… i jak ktoś, kto ją chowa.

(przechyla głowę)

– Znam wielu. Przechodzą tędy przemytnicy, łowcy, a nawet kilku pseudo-książąt z Zewnętrznych Rubieży. Ale ty…

(chwila ciszy, uderzenie palcem w szkło)

– Ty pachniesz czymś innym.

Xanous (przyciągając lekko usta do szkła, szeptem, prawie jakby mówił do trunku):

– Może pachnę wojną.

Zabrak (cicho):

– Albo pałacem.

(chwila ciszy)

– Ale skoro jesteś tu… to znaczy, że coś z tego zgubiłeś. I teraz szukasz.

To nie był już tylko flirt. To był test. Zabrak miał instynkt. Nie znał nazwiska. Nie znał tytułu. Ale czuł... że ten mężczyzna nie przyszedł tu po drinka. Przyszedł z ogniem w żyłach i historią, której nikt jeszcze nie znał do końca.

Zabrak (ciszej, z nutą zmysłowego wyzwania):

– Nie musisz mówić mi, kim jesteś.

– Ale jeśli zostaniesz dłużej… może sam się domyślę.

Xanous (lekki uśmiech, ledwo cień):

– A jeśli ci się nie spodoba to, co odkryjesz?

Zabrak:

– Wtedy będzie to pierwszy raz, kiedy ktoś mnie rozczaruje i jednocześnie podnieci.

Obaj się uśmiechnęli. Ale to nie były już uśmiechy przypadkowych nieznajomych. To były maski.

Za plecami Xanousa – rozmowy, szeptane plany i cieniste układy. Ale tutaj, przy barze, między kieliszkiem a spojrzeniem, rodziła się nowa mapa. Nie polityczna. Nie militarna. Osobista.

I kiedy Zabrak odwrócił się na chwilę, by obsłużyć innego klienta, Xanous poczuł coś dziwnego.

Jakby ktoś – pierwszy raz od dawna – spojrzał na niego nie jak na dziedzica, Jedi czy element układanki... ale jak na mężczyznę.

Scena: „Dwa kieliszki i jedno oczko” — ciąg dalszy[]

Zabrak już otwierał usta. Już się nachylał – ciało lekko przesunięte przez bar, głos obniżony do tej częstotliwości, która była zarezerwowana tylko dla bardzo prywatnych zaproszeń.

Zabrak (niemal szeptem, z figlarną intonacją):

– Jeśli lubisz słodycz w ciemnych pomieszczeniach…

(spojrzenie miękkie, ale napięte jak smyczek)

– ...powinieneś zobaczyć nasze apartamenty VIP. Są jak ja. Eleganckie. Nielegalne. I czasem zostawiają ślady na szyi.

Xanous właśnie miał odpowiedzieć. Już miał rzucić komentarz – może flirt, może test, może przystanie na propozycję z uśmiechem szlachcica, który nie wie, czy będzie kochać, czy dominować.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 19 18 57

Ale wtedy... pojawił się on.

Drzwi baru rozsunęły się bezszelestnie, a powietrze zgęstniało jak przed burzą.

Nowoprzybyły miał w sobie coś, co nie pasowało do żadnego z tutejszych tłumów. Nie był ani przesadnie wystrojony, ani rażąco obojętny. Miał na sobie brązowy płaszcz z ciężkiej tkaniny, który spływał na jego ramiona jak cień przeszłości.

Ale to, co przyciągało spojrzenia – to nie był płaszcz.

To były mięśnie, widoczne pod rozpiętym przodem materiału. Klatka piersiowa szeroka, napięta, jak wyrzeźbiona z kamienia – ale kamienia, który znał cios. A jego ruchy były spokojne, jakby światło i dźwięk klubu nie docierały do niego tak samo, jak do reszty.

Jakby był kimś przybyłym z innego rytmu. Z innego wymiaru... albo z innego planu.

Zabrak natychmiast zauważył go kątem oka.

Uśmiech na jego twarzy pozostał, ale spojrzenie zadrżało.

Zabrak (ni to do siebie, ni do Xanousa):

– A to co za deser niespodzianka…

Xanous spojrzał w stronę wejścia. Zrobił to bez pośpiechu – tak, jak robią to tylko ci, którzy nigdy nie chcą zdradzić, że zostali zaskoczeni. Ale w jego oczach błysnęła iskra. Nie niepokoju – raczej ciekawości.

Bo mężczyzna, który właśnie wszedł, nie wyglądał na przypadkowego gościa.

Miał świadomość obecności, jaką mają Jedi. Lub łowcy nagród. Lub… ci, którzy szukają kogoś konkretnego.

Brązowy płaszcz zadrgał przy jego biodrze. Coś tam było – broń? urządzenie? stary miecz świetlny?

Zabrak próbował obrócić sytuację w żart.

Zabrak (chichotem, z powrotem do flirtu):

– Wybacz, monsieur… ten bar ma własne poczucie dramaturgii. Zawsze, gdy mam cię na wyciągnięcie dłoni, wchodzi ktoś nowy, z tajemnicą i torsami.

Xanous (spokojnie, z cieniem uśmiechu):

– I właśnie dlatego tu wracam.

Tajemniczy przybysz przeszedł kilka kroków w głąb baru. Zatrzymał się. Jego wzrok spoczął dokładnie na Xanousie.

Nie na Zabraku. Nie na tancerzach. Nie na muzyce.

Na nim.


Zabrak (cicho, półgłosem):

– Znasz go?

☑️ Punkt 4: Flirt z Twi'Lekiem[]

ChatGPT Image 5 cze 2025, 21 32 30

W drzwiach baru pojawił się zielonoskóry Twi’Lek — muskularny, z eleganckim płaszczem rozpiętym na piersi, z której wyrastały dwie mocno zarysowane obojczyki. Jego lekku (macki głowy) owinięte były ozdobną szarfą, błyszczącą jakby nasiąkła światłem neonów. Kiedy jego oczy obserwowały Szlachcica, nie było w nich ani śladu wahania — tylko bezczelna pewność siebie i nuta obietnicy.

Twi’Lek przesunął się przez salę z gracją drapieżnika — biodra poruszały się w rytmie muzyki, ale jego cel był jasny. Usiadł tuż obok, tak blisko, że ramię musnęło ramię, a zapach skóry i orientalnych perfum przeszył przestrzeń między nimi.

— Sam? — zapytał niskim, aksamitnym głosem, który wibrował jak bas w głośnikach. — Nie wygląda pan na kogoś, kto lubi być sam.

Szlachcic uniósł brew, nieco zaskoczony, ale też wyraźnie zaintrygowany. Sięgnął po kieliszek i spojrzał na Twi’Leka z tym arystokratycznym, pełnym wyższości półuśmiechem, który mówił: Wiem, że mnie chcesz — ale pokaż, że zasługujesz.

ChatGPT Image 17 maj 2025, 21 32 49

Twi’Lek nie czekał na przyzwolenie. Nachylił się i szepnął:

— A jednak wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje silnych rąk... i jeszcze silniejszych decyzji.

Oczy Twi’Leka zwęziły się z błyskiem drapieżnej ciekawości. Jego zielona skóra połyskiwała w półcieniu loży, światło klubu odbijało się od niej jak od napiętej powierzchni egzotycznego owocu, kuszącego, niebezpiecznego.

Twi’Lek (cicho, z chrypką, jego głos był jak dotyk aksamitu z ukrytym ostrzem):

„Nie jesteś stąd. Ale twoja energia... smakuje jak ogień. Ten nieujarzmiony, niestabilny – który nie wie, czy ma spalić, czy rozgrzać. Jakbyś sam nie znał swojej decyzji.”

ChatGPT Image 5 cze 2025, 22 10 15

Xanous uniósł lekko brew, jego spojrzenie było spokojne, ale głębokie – tak, jakby każde słowo Twi’Leka budziło w nim coś, co dawno zostało zepchnięte do ciemności.

Xanous (ton niskiego barytonu, ciepły, lecz podszyty czymś ostrym):

„A może jedno i drugie? Może nie jestem tu po to, by wybierać. Może jestem tu, by zobaczyć, kto z nas pierwszy się sparzy.”

Twi’Lek uśmiechnął się leniwie, jego lekku poruszyły się lekko, jakby wyczuły napięcie w powietrzu. Nachylił się bliżej, tak blisko, że Xanous poczuł chłód jego oddechu na linii szczęki.

Twi’Lek:

„Ogień to nie wszystko. Ale jeśli wiesz, jak nim tańczyć… może i zdołasz przetrwać. Może nawet warto się nim owinąć.”

ChatGPT Image 5 cze 2025, 22 22 43

Xanous nie odsunął się. Przeciwnie. Nachylił się jeszcze bliżej – aż ich czoła niemal się stykały, a przestrzeń między nimi stała się drżeniem.

Xanous:

„Tańczę z ogniem od dziecka. Ale to pierwszy raz, gdy ogień nosi lekku i pachnie przyprawami z Rylothu.”

Twi’Lek parsknął śmiechem, chociaż jego oczy pozostały poważne. Pomiędzy nimi nie było już dystansu. Tylko cisza, w której nawet światła klubu zdawały się zawisnąć, zatrzymane w tym jednym momencie.

Twi’Lek (szeptem):

„Uważaj, Szlachcicu. Czasem płomień, który rozgrzewa, wypala najgłębiej.”

Xanous (mrucząc):

„Więc sprawdźmy, kto pierwszy krzyknie.”

I wtedy świat wokół nich zniknął – tłum, muzyka, światła. Został tylko ten ogień. Rozgrzewający. I gotowy spalić.

Scena: „Wypij ze mną” – Bar „Crimson Sigh”[]

(czerwona godzina, aksamitna cisza)

Między nimi nie było już barier. Ani słów, ani ludzi, ani nawet dźwięku. Tylko światło pulsujące leniwie nad ich głowami – rubinowo-niebieskie aureole rozlane nad dwoma mężczyznami, którzy nie potrzebowali już więcej pretekstu. Tylko jeden drink. Jedno spojrzenie. Jedno „teraz”.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 22 03 35

Xanous uniósł kieliszek z niebieskim likierem, który połyskiwał jak płynna gwiazda wykradziona z odległego układu planetarnego. Jego palce — smukłe, arystokratyczne — objęły szkło z precyzją osoby, która przywykła do delikatnych manewrów: polityki, flirtu… uwodzenia. Ale w jego oczach, teraz zwróconych na Twi’Leka, czaiła się nie dyplomacja, a ogień. Żar, który nie potrzebował słów.

Twi’Lek odpowiedział tym samym gestem, ale jego ruch był bardziej instynktowny, pełen nieoczekiwanej subtelności. Jego dłoń — silna, lekko poraniona — poruszyła się z niepokojącą łagodnością. Jakby właśnie trzymał coś kruchego. Może serce. Może wspomnienie. Może przyszłość, która pachniała alkoholem i czymś znacznie bardziej niebezpiecznym.

Ich szkło stuknęło o siebie z miękkim klik, który bardziej przypominał szept niż brzęk. Gdyby muzyka klubu nie była tak głęboko zanurzona w rytmach ciemności, dałoby się usłyszeć, że to kliknięcie było obietnicą.

Twi’Lek (ledwie słyszalnie, z uśmiechem w kąciku ust):

– Niech rozgrzeje... i zostawi ślad.

Xanous (lekki uśmiech, spojrzenie jak ostrze ukryte w jedwabiu):

– Tylko ślady, które warto nosić na skórze.

Wypił pierwszy łyk. Głęboki, pewny. Oczy nie odrywały się od Twi’Leka nawet na sekundę. To nie był tylko drink — to był rytuał. Test. Początek czegoś, co miało się rozlać po ich ciałach niczym płynne pragnienie.

Twi’Lek wypił zaraz po nim, a jego spojrzenie pozostało nieruchome, jakby pił nie tylko trunek, ale ten jeden ukradziony moment, który właśnie zbudowali między sobą. I coś w jego oczach się zmieniło — rozbłyskło cieplej. Jakby uznał: tak, to gra, w którą chcę grać dalej.

Xanous (pochylając się lekko przez bar, głosem niższym, bardziej prywatnym):

– A jeśli powiem ci, że ten smak przypomina mi ciebie? Gorzki na początku, ale z finiszem, który zostaje na języku?

Twi’Lek (przechylając głowę, uśmiechając się łobuzersko):

– To może znaczy, że chcesz go poczuć częściej.

Xanous:

– Może znaczy, że chcę go poczuć teraz.

Napięcie między nimi było gęste jak dym. Flirt przestał być słowem — stał się stanem. W sposobie, w jaki Xanous przesunął palcem po krawędzi kieliszka, była obietnica pocałunku. W sposobie, w jaki Twi’Lek przeciągał spojrzeniem po jego szyi i klatce piersiowej — był głód.

A w tle, na końcu baru, świat toczył się dalej. Światła, cienie, plany, zdrady. Ktoś kogoś śledził, ktoś kogoś zdradzał, a ktoś inny już był martwy, choć jeszcze o tym nie wiedział.

Ale tutaj, przy tym barze, było dwóch mężczyzn. I jeden drink, który miał smakować długo po tym, jak kieliszki opadną na blat.

Albo... zanim rozbiją się o podłogę.

Zbliżyli się do siebie tak blisko, że gdyby ktoś spojrzał z boku, uznałby, że już się całują. Ale między nimi była jeszcze odrobina przestrzeni. Dokładnie tyle, ile potrzeba, by napięcie mogło się sączyć jak dym z cygara — wolno, zmysłowo, drażniąco.

Xanous patrzył mu w oczy, ale przez Moc czuł coś więcej. Twi’Lek był jak maska – pięknie wyrzeźbiona, uśmiechnięta, ale pod spodem... coś się czaiło. Nie był tylko przypadkowym gościem z klubu. Nie był tylko ciałem, które chciało bliskości. Był częścią czegoś większego. Może nie wrogiem — ale z pewnością graczem.

Twi’Lek (niżej, z cichym uśmiechem, głos jak grzmot uwięziony w jedwabiu):

– Jeśli chcesz odpowiedzi... zapytaj mnie za godzinę.

Zrobił półkrok bliżej. Ich torsy niemal się stykały. Powietrze między nimi było ciężkie od pożądania i domysłów.

Twi’Lek (uwodzicielsko, z błyskiem w oku, zmysłowy szept):

– Ale nie tu.

Chodź ze mną.

Mam tu swój apartament VIP...

Jego głos nie prosił. On kusił. Każde słowo było jak dotyk paznokcia po nagiej skórze — wystarczająco subtelne, by nie bolało, ale z obietnicą tego, co może boleć przyjemnie.

Dłoń Twi’Leka zawisła przy biodrze Xanousa, nie dotykając go wprost, ale z taką bliskością, że sam gest był niemal elektryczny.

I wtedy, bez cienia wstydu, jego wzrok zsunął się w dół — na usta, na szyję, na obojczyki wystające spod szaty szlachcica. W oczach Twi’Leka było już nie tylko zaciekawienie. Była głodna pewność.

Twi’Lek:

– Flirt to tylko przystawka, mój panie. Ale ty... wyglądasz jak danie główne. I nie zamierzam zjeść cię przy ludziach.

Xanous uśmiechnął się wolno. Nie zaprzeczył. Nie odpowiedział. Nie musiał.

Zrobił krok — nie do tyłu, nie w bok. Tylko w jego stronę. Tak, jakby zgoda była już w jego spojrzeniu, a reszta była tylko kwestią logistyki.

Za ich plecami światło pulsowało, klub żył dalej — pełen cieni, dźwięków i oczu, które nie widziały prawdy. Ale tu, w tej chwili, dwóch mężczyzn zdecydowało się, że flirt to dopiero początek.

A drzwi do apartamentu VIP już na nich czekały.

Scena: "Szept w cieniu" – Bar „Crimson Sigh”

Blask błękitnego likieru drgał w kieliszku jak echo pulsującej muzyki, migocząc z każdą nutą jak tajemnica na krawędzi ust. Ale dla Xanousa wszystko już dawno ucichło. Światło, dźwięk, zgiełk – wszystko rozpuściło się w gęstym powietrzu między nim a Twi’Leki–em, który pochylał się teraz ku niemu jak sen, zbyt nasycony zmysłowością, by mógł być prawdziwy.

Twi’Lek nachylił się miękko, powoli, zmysłowo – tak, jakby każda sekunda miała wagę setki oddechów. Zapach jego skóry był jak ciepło po burzy — świeży, drażniący, ostry jak błyskawica, a jednocześnie kojący jak zapach mokrej ziemi. Jego zielone lekku przesunęło się wolno przy ramieniu Xanousa, ledwie muskając materiał peleryny, ale to wystarczyło.

Wystarczyło, by całe jego ciało zesztywniało.

Nie ze strachu. Ze świadomości. Jakby coś w nim – głębiej niż krew, bliżej niż serce – przechwyciło sygnał nadany na częstotliwości, której nie uczą na żadnej akademii Jedi.

I wtedy Twi’Lek szepnął.

Jego głos był zaledwie oddechem. Ale niósł w sobie prąd.

Twi’Lek (cicho, jakby dzielił się świętością):

– Wiesz, co chcę z tobą zrobić, Monsieur?

Chcę cię pocałować tak głęboko, że zapomnisz, gdzie się kończysz.

Chcę, żeby twoje ciało było moją ścieżką — świątynią — którą będę poznawał bez pośpiechu. Z czcią. Z namiętnością.

Chcę, byś się we mnie zgubił.

Żebyś nie wiedział, czy to jeszcze flirt...

…czy już modlitwa.

Xanous wstrzymał oddech. Słowa Twi’Leka nie były tylko zmysłowe — były jak dotyk wewnętrzny. Jakby ktoś wziął jego duszę i położył ją na dłoni, by ją całować.

Patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, złapany w pułapkę głosu, zapachu i spojrzenia, które było tak głodne, a jednocześnie łagodne, że Xanous nie wiedział, czy ma się uśmiechnąć… czy paść na kolana.

Nikt nigdy tak do niego nie mówił.

Nie w tych słowach.

Nie tym tonem.

Nie z takim wyznaniem pożądania, które było tak pełne szacunku, że przypominało rytuał.

I wtedy — zanim odpowiedział słowem — jego ciało już odpowiedziało.

Delikatny gest dłoni, która drgnęła i uniosła się ku lekku, zanim zawisła w powietrzu, pełna niepewnej czci. Powieka, która zadrżała, oddech, który zawahał się na moment.

A w jego głowie – nagle, bez zaproszenia – pojawiły się obrazy:

Ich ciała splecione w półmroku apartamentu na górze.

Jego palce wplecione w lekku, które owijały się wokół jego bioder.

Jęki przytłumione pocałunkami.

Ciała drżące nie tylko od dotyku, ale od prawdy.

Od poczucia, że to nie była tylko namiętność – to było przypomnienie czegoś zapomnianego.

Ale to była tylko wizja.

Na razie.

Twi’Lek wyprostował się powoli. Uśmiech miał teraz inny – nie tylko prowokujący, ale… świadomy. Jakby wiedział. Jakby widział. Jakby nie tylko wyczuł napięcie, ale poznał jego imię.

I dodał jeszcze, głosem niższym, w którym tliła się pewność:

Twi’Lek:

– Nie jesteś tym, za kogo cię tu biorą.

Nie musisz mi mówić kim jesteś. Jeszcze nie. Ale ja już czuję... że mogę się pomylić tylko raz. I nie chcę, żeby to był ten raz z tobą.

Xanous patrzył długo, z sercem bijącym zbyt głośno jak na Jedi.

Bo teraz już wiedział, że ten wieczór nie skończy się na drinku.

Scena: „Na górze jest ciszej…” – Korytarz za barem, „Crimson Sigh”

Ostatni łyk błękitnego likieru zniknął z ust Xanousa jak wspomnienie, które zostawia słodki posmak i lekki żar pod językiem. Jego palce jeszcze przez chwilę błądziły po kieliszku — jakby rozważał, czy to ostatni, czy pierwszy z wielu. Ale decyzja już zapadła, zanim zdążył zadać pytanie.

Twi’Lek wstał. Bez pośpiechu.

Bez cienia wahania.

Jego lekku opadły miękko za ramiona, z gracją istoty, która potrafiła walczyć i uwodzić jednym ruchem bioder. Było w nim coś ze świątynnego tancerza, coś z zabójcy, i coś, co kazało innym zapomnieć, kim są — tylko po to, by odkryć to z nim na nowo.

Odwrócił się powoli. Ich spojrzenia spotkały się raz jeszcze — ale tym razem bez masek. Bez filtrów. Bez udawania.

Xanous nie był już tylko szlachcicem bawiącym się w flirt przy barze.

A Twi’Lek nie był tylko nieznajomym z zuchwałym uśmiechem.

Twi’Lek (cicho, pewnie, z tonem, który mógłby być rozkazem — ale pachniał jak zaproszenie):

ChatGPT Image 7 cze 2025, 22 43 06

– Zapraszam cię teraz do moich apartamentów.

ChatGPT Image 7 cze 2025, 22 43 11

Gwarantuję… że nie będziesz żałował.

ChatGPT Image 7 cze 2025, 22 43 02

Xanous opowiada co z nim zrobi

I że nikt… nikt nam nie będzie przeszkadzał.

Na twarzy Xanousa zadrgał cień zaskoczenia – to jeszcze echo tej samej emocji, która przemknęła przez jego rysy przy barze, gdy poczuł zapach skóry Twi’Leka, gdy usłyszał jego szept. Ale zaraz potem zagościło coś innego.

Uśmiech.

Nie polityczny. Nie kurtuazyjny.

Intymna chwila w neonowym klubie

To był ten uśmiech, który znaczy: „Wiem, co robię. I właśnie dlatego to robię.”

Uśmiech człowieka, który widział w życiu rzeczy zbyt wielkie, by się bać pożądania. Uśmiech, który znał konsekwencje — i mimo to szedł za pragnieniem.

Scena: „Na górze jest ciszej…” – Bar i korytarz za kulisami, „Crimson Sigh”

(zanim zniknęli za drzwiami)

Wszystko zaczęło się wcześniej. Nim padła ta propozycja. Nim wypowiedzieli słowa, które pachniały decyzją. Nim stali się tylko sylwetkami w korytarzu.

Jeszcze przy barze – kiedy błękitny likier znów zawirował w kieliszkach, a światło rzucało na ich twarze miękkie refleksy grzechu – Xanous zrobił coś, co zmieniło bieg nocy. Bez ostrzeżenia. Bez słowa. Złapał Twi’Leka za kark, jego dłoń zacisnęła się pewnie, ale nie brutalnie — jakby znał to ciało od dawna. Jakby miał prawo.

Pociągnął go ku sobie i pocałował.

To nie był pocałunek na próbę.

To był pocałunek pewny.

Pełen głodu.

I deklaracji.

Twi’Lek odpowiedział natychmiast, jego usta zadrżały tylko przez ułamek sekundy, jakby zaskoczenie chciało stawiać opór… ale potem przyszła fala. Odpowiedź ciała. Dłoni. Lekku, które owinęły się lekko wokół ramienia Xanousa jak dotyk rozgrzanego jedwabiu.

Ich usta oderwały się od siebie z dźwiękiem bardziej miękkim niż cisza.

I wtedy właśnie Twi’Lek uśmiechnął się półgębkiem, w tym jego spojrzeniu było już wszystko, czego nie trzeba mówić:

Zapraszam cię teraz do moich apartamentów. Gwarantuję… że nie będziesz żałował. I że nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Xanous, z cieplejszym niż zwykle uśmiechem, tylko skinął głową. Nie musiał odpowiadać.

Ale właśnie wtedy, między spojrzeniami a decyzją, między ostatnim łykiem a pierwszym krokiem... pojawił się Zabrak.

Stał kilka metrów dalej.

W cieniu, który do tej pory wydawał się tylko elementem wystroju.

Z kieliszkiem w dłoni, niedopitym.

Z oczami, które zgasły, jakby nagle zabrakło w nich światła reflektorów.

Patrzył na nich — na Xanousa, który jeszcze godzinę temu flirtował właśnie z nim. Na Twi’Leka, który teraz trzymał się blisko, z ciałem gotowym do dalszych kroków.

Patrzył… i nie powiedział nic.

Ale jego spojrzenie było krzykiem.

Zawodu.

Zazdrości.

Cichej rezygnacji, której nikt nie prosił, by się ujawniała.

Twi’Lek nie zauważył go.

Albo zauważył i zignorował.

Xanous... być może wyczuł jego obecność przez Moc.

Ale jeśli tak — nie spojrzał.

Może nie chciał.

Może nie mógł.

Może wiedział, że ten wybór — choć słodki — pozostawi bliznę gdzie indziej.

Zabrak odszedł pierwszy. Odwrócił się, zanim cienie z korytarza objęły kochanków.

Zniknął za rogiem, zostawiając za sobą tylko smugi nastroju, który już nigdy nie wróci.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 39 25

A potem, dopiero potem, gdy ostatni kieliszek opadł na blat, Xanous i Twi’Lek ruszyli w stronę apartamentów.

Za drzwiami była już inna opowieść.

Ale echo tej chwili – niespełnionej, przerwanej, zapomnianej – zostało w klubie.

W powietrzu.

W muzyce.

I w jednym, pustym kieliszku, którego nikt już nie dopije.

Scena: „Tu zaczyna się cisza” – Przed drzwiami VIP, „Crimson Sigh”

Miękkie światło nad drzwiami loży VIP pulsowało delikatnie, jak serce, które już wyczuwa nadchodzące uderzenie. Korytarz był pusty, ściany połyskiwały jak jedwabne zasłony – czerwono, złoto, z domieszką grzechu.

Xanous i Twi’Lek stali przy wejściu.

Blisko siebie.

Zbyt blisko, by był to przypadek.

Zbyt intymnie, by ktokolwiek w klubie nie domyślił się, co planują.

Twi’Lek (pochylając się, cicho, z uśmiechem):

– Chciałbym cię całować już tutaj.

Ale jeśli się powstrzymam… to tylko dlatego, że wiem, co czeka nas za tymi drzwiami.

Xanous (nisko, uwodzicielsko, lekko rozbawiony):

– Powstrzymujesz się?

To chyba nowość.

Ale doceniam. Chwilowe napięcie sprawia, że rozkosz będzie… bardziej zasłużona.

Twi’Lek zaśmiał się gardłowo.

Ich ciała były już w półobjęciu – ramiona ledwie się stykały, ale napięcie między nimi było namacalne, jak iskra tuż przed zapłonem.

I wtedy, kilka kroków za nimi…

pojawił się barman.

Wysoki Zabrak, który jeszcze godzinę wcześniej zgrywał nonszalanckiego, pewnego siebie profesjonalistę. Teraz szedł korytarzem z tacą pustych kieliszków, mając zamiar wrócić na zaplecze.

Ale kiedy minął zakręt i zobaczył ich plecy, zatrzymał się.

Nie powiedział nic.

Nie zawołał.

Nie podał kąśliwego komentarza, jak to zwykł robić.

Po prostu patrzył.

Xanous, z rozpoznawalną sylwetką i dumnym profilem, pochylony ku Twi’Lekowi jak ktoś, kto ma już wszystko.

A Twi’Lek – ten sam, który jeszcze dzień wcześniej rzucał barmanowi uśmiechy – teraz opierał się barkiem o ścianę, z dłonią muśniętą o biodro Hrabiego.

Zabrak uniósł lekko brew.

Usta lekko się zacisnęły.

To był tylko moment. Krótki cień emocji.

Zazdrość.

Czysta. Bez słów.

I może też... żal. Nie tyle do nich. Co do siebie. Że nie był pierwszy. Albo że nie był wystarczający.

Nie powiedział nic.

Po prostu ruszył dalej.

Jak cień, który zostawia po sobie chłód, ale nie cień nienawiści.

Nie widzieli go.

Nie musieli.

Ale gdzieś w głębi Xanous — który przecież nie był ślepy na energię innych — poczuł to.

Płytką falę.

Niepokój.

Ale odrzucił go.

Dziś nie było miejsca na wahanie.

Tylko pożądanie. I decyzja.

Twi’Lek położył dłoń na klamce i spojrzał na niego z niecierpliwością, która już ledwo mieściła się w ciele.

Twi’Lek (mrucząc, z niższym tonem):

– Gotowy, Monsieur?

Xanous (z półuśmiechem):

– Zawsze. Ale dziś… wyjątkowo chętny.

Drzwi się otworzyły.

Zamknęły za nimi.

A klub — ten pełen spojrzeń, zapachów i sekretów — znów wchłonął kolejną historię.

Ale barman…

on nie zapomniał.

Bo niektóre widoki zostają z nami, nawet jeśli widzieliśmy tylko czyjeś plecy.

Scena: „Echo spojrzenia” – Powrót za bar, „Crimson Sigh”

Zabrak wrócił wolnym krokiem na główną salę, niosąc tacę pustych kieliszków, które teraz zdawały się cięższe niż wcześniej. Wibrująca muzyka znów wdarła się do jego świadomości, bijąc rytmicznie jak serce, które nie może już milczeć.

Parkiet tętnił życiem.

Ludzie tańczyli — kobiety o fluorescencyjnych włosach, mężczyźni w zbrojach przerobionych na ekstrawaganckie stylizacje, obcy w połyskujących pelerynach. Ciała wirowały, zlewały się ze światłem i dymem, jakby cały klub był żywą rzeźbą z pożądania, potu i zapomnienia.

Ale on nie tańczył.

Nie patrzył na tancerzy. Nie flirtował z klientami.

Po prostu wszedł za bar, jak duch wracający na swoje miejsce po tym, jak widział za dużo.

Stanął za ladą.

Odłożył tacę.

Sięgnął po butelkę, choć nikt nic nie zamawiał.

Wlał sobie coś mocnego — ciemny likier, pachnący przyprawami i goryczą — i spojrzał w stronę przejścia do korytarza, którym zniknęli Xanous i Twi’Lek.

W jego oczach nie było furii.

Tylko coś cięższego.

Zatrzymana myśl.

Jakby próbował sobie wmówić, że to nic. Że przecież tylko pracuje. Że niczego nie obiecywano. Że flirt przy barze to jeszcze nie więź.

A mimo to…

coś w nim pękło.

Nie dramatycznie. Nie na pokaz.

Po prostu drobne pęknięcie, które rozchodzi się powoli przez szkło, zanim jeszcze zauważysz, że już nie da się go naprawić.

Wziął łyk.

Za nim wciąż tańczyli goście — śmiali się, zbliżali do siebie, wymieniali uściski i spojrzenia.

A on ich tylko obsługiwał.

Zabrak (półgłosem, do siebie, z ironicznym uśmiechem):

– A miałem nadzieję, że to mnie zabierzesz na górę, książę…

Uśmiechnął się. Tylko na moment.

Potem starł bar, nalał komuś drinka.

I znów był barmanem.

Ale gdzieś pod skórą, coś jeszcze drgało.

Bo nawet Zabrak — z rogami, z dumą, z sercem schowanym głęboko — czasem czuje się zastąpiony.

Scena: „Na górze jest ciszej…” – Korytarz do apartamentów VIP, „Crimson Sigh”

Korytarz prowadzący do apartamentów był pusty.

Długi, cichy jak westchnienie, oświetlony miękkim światłem sączącym się z podłogi i ścian, które wyglądały jakby oddychały rytmem grzechu. Tylko ich kroki — miękkie, rytmiczne — przerywały ciszę. Ale tylko na chwilę.

Bo wtedy Xanous się zatrzymał.

Odwrócił się do Twi’Leka i bez słowa złapał go za pasek płaszcza, pociągając ku sobie.

Ich usta znów się spotkały — tym razem bez ostrzeżenia, bez przygotowania, dziko, zachłannie, jakby jedno z nich właśnie wygrało zakład, a drugie — z chęcią przegrało.

Języki się splątały, ręce znalazły drogę do bioder, do karku, do lekku, które zwinęły się jak żywe wzdłuż jego pleców. Świat poza tym korytarzem już nie istniał.

Tu byli tylko oni.

Tu i teraz.

Xanous oderwał usta, spojrzał mu w oczy i, z typowym dla siebie szlacheckim bezwstydem, rozpiął pas.

Spodnie opadły na ziemię.

Złoto materiału odbiło blask światła jak trofeum porzucone z gracją.

Twi’Lek spojrzał w dół z uśmiechem, który był bardziej obietnicą niż reakcją.

Z jego gardła wydobył się niski, chrapliwy śmiech, zaskoczony — ale podniecony.

Uklęknął.

Nie spieszył się.

Jakby każda sekunda była darem.

Jakby każdy centymetr skóry, który miał przed sobą, był mapą, którą pragnął czytać językiem.

Xanous oparł się o ścianę, zamykając oczy — jego palce przesunęły się po jednym z lekku z miękkim, kontrolowanym gestem, który przypominał grę na harfie.

Oddech przyspieszył, a napięcie między nimi zmieniło się w rytm — cichy, wilgotny, nieprzyzwoicie intymny.

Ale nie było w tym brutalności.

Była… celebracja.

Jakby obaj wiedzieli, że świat zewnętrzny może ich skrzywdzić, ale w tym jednym momencie mają siebie nawzajem bez lęku.

Ich cienie na ścianie przypominały rzeźby.

Złożone z napięcia, gestów i grzechu, który — w tej chwili — był czystszy niż niejedna modlitwa.

I choć apartament był już blisko, choć drzwi czekały — oni mieli czas.

Bo na górze miało być ciszej

Ale tutaj, w tym korytarzu, świat wstrzymał oddech.

Scena: „Na górze jest ciszej…” – Korytarz do apartamentów VIP

Xanous nie cofnął się ani o krok.

W półmroku, który tonął w złotym świetle podłogi, wyglądał niemal jak z posągu – nagi od pasa w dół, dumny, rozluźniony, z uśmiechem, który nie prosił o pozwolenie.

Twi’Lek klęczał przed nim. Jego dłonie opierały się o biodra Hrabiego, jakby chciał jednocześnie go przytrzymać i uciszyć. Język sunął powoli wzdłuż linii podbrzusza, a usta błądziły po wewnętrznej stronie ud, muskając skórę jak pocałunek burzy. Nie spieszył się — smakował.

Twi’Lek (szeptem, głosem, który był niemal śmiechem):

Panie... co pan robi?

Z taką mocą wystawić się w moim korytarzu?

Nie czekał na odpowiedź.

Usta przesunęły się niżej, a dłonie objęły mięśnie jego ud, jakby badały rzeźbę.

Całował je z oddaniem.

Z językiem, z siłą, z uczuciem, jakby każde z tych miejsc miało swoje imię.

Twi’Lek (z ogniem w oczach, usta tuż przy skórze):

– Takie ciało zasługuje na więcej niż korytarz.

Niedaleko mam apartament.

Miękkie światło. Czyste prześcieradła.

I... dużo więcej miejsca na przyjemność.

Zamruczał, muskając wargami wnętrze uda Xanousa, a jego lekku zwinęły się na chwilę wokół uda Hrabiego jak obietnica.

Twi’Lek (niżej, głębiej):

– Zobaczysz, jak będziemy się kochać.

Jak rozleje się napięcie.

Jak zostaniemy sobą… bez wstydu. Bez hamulców.

I... będzie sporo rzeczy do sprzątania po wszystkim.

Na jego ustach pojawił się uśmiech – bezczelny, ale namiętny.

Xanous odetchnął głęboko.

Nie odpowiedział słowem.

Ale to, jak spojrzał w dół – z dominacją i czułością jednocześnie –

jak położył dłoń na jego karku,

jak lekko pociągnął lekku między palcami…

…to była odpowiedź.

Niech się stanie noc.

ChatGPT Image 5 cze 2025, 15 35 57

🔞 Rozdział VII: Zmysły, Cienie i Zaskoczenia Nar Shaddaa, poziom prywatnych apartamentów, klub Vox Lux

Za zamkniętymi drzwiami, gdzie świat zewnętrzny nie miał dostępu, czas jakby zwolnił. Aksamitne zasłony tłumiły wszelki dźwięk, jakby klub pod ich stopami przestał istnieć. Tylko ciche, migoczące światła padały na nagie ściany, a w centrum — niskie, szerokie łoże, obsypane poduszkami w odcieniach purpury i czerni.

Xanous nie czekał. Jego ciało promieniowało spokojną, lecz niezaprzeczalną siłą — mięśnie napięte pod cienką warstwą czarnej tuniki, którą zsunął z ramion, nie spuszczając wzroku z zielonego Twi’leka. W jego spojrzeniu było coś więcej niż pragnienie — był głód. I coś jeszcze: kontrola, która podniecała ich oboje.

ChatGPT Image 7 cze 2025, 22 08 37

ChatGPT Image 7 cze 2025, 22 08 39

Twi’Lek, chociaż otulony aurą tajemnicy i lekkości, nie był bierny. Jego ruchy były pełne wdzięku, ale i wyzwania — prowokował, testował granice, a jednocześnie poddawał się z rozmysłem. Jakby mówił: Pokaż mi, co potrafisz, ale wiedz, że obserwuję każdy twój ruch.

Ich ciała zetknęły się z siłą fali uderzającej o brzeg — niecierpliwie, łapczywie, jakby przez zbyt długi czas byli spragnieni siebie. Xanous przesunął dłonią po nagim torsie Twi’leka, muskularnym, jędrnym, pokrytym cienkim potem, który pachniał jak przyprawy z odległych światów i coś jeszcze — adrenalina, oczekiwanie.

Ich usta spotkały się w pocałunku, który był bardziej wyzwaniem niż gestem czułości — głęboki, zmysłowy, przesycony dominacją. Dłonie przesuwały się po plecach, po pośladkach, po udach, odgarniając przeszkadzające skrawki odzieży, aż zostały tylko dwa nagie ciała — splątane, pragnące, gotowe na więcej.

Xanous objął kochanka mocno, jego umięśnione ciało otulało Twi’leka, który jęknął cicho, kiedy zostali dociśnięci do poduszek. Każdy ruch był przemyślany, ale namiętny — nie było w tym nic mechanicznego. To była gra napięć, siły i oddania. Miłość, która miała w sobie dzikość i delikatność jednocześnie.

Kochali się w różnych pozycjach — każda z nich wydobywała inny rodzaj przyjemności. Gdy Twi’Lek siedział okrakiem na Xanousie, jego biodra falowały z rytmem niemal tanecznym, a dłonie oplotły kark kochanka, przyciągając jego usta do własnych. Gdy z kolei Xanous był z tyłu, trzymając go za biodra, jego ruchy były głębokie, rytmiczne, niosące ciężar dominacji, ale i troski. Każdy jęk, każde westchnienie rozbrzmiewało w półmroku jak obietnica.

Ich ciała spływały potem — gorąco wypełniało apartament, jakby powietrze samo stało się ciężkie od erotyzmu. Ich umięśnione sylwetki ocierały się o siebie, napięcie narastało, aż granica między przyjemnością a ekstazą przestała istnieć. Było czuć tę męskość, tę intensywność fizyczną — jakby całe ich istnienia skupiły się tylko na tym jednym akcie.

W końcu, gdy zbliżyli się razem, drżący i wciąż spleceni, Twi’Lek osunął się na pierś Xanousa, ich oddechy splatały się jak dusze, które znalazły się w tej jednej chwili doskonałej harmonii. Nie trzeba było słów — wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedzieli.

To nie była zwykła noc. To była noc, która zostawiła ślad. Noc, po której nic nie było już takie samo.

Ich ciała zdawały się stworzone dla siebie — silne, giętkie, napędzane wzajemnym pragnieniem, które z każdą chwilą narastało. W apartamencie unosił się zapach rozgrzanego ciała, rozkoszy i ekscytacji. Noc należała do nich, i nie zamierzali jej zmarnować.

Byli jak żywioły w tańcu — raz ogień, raz woda. Raz jeden dominował, by za chwilę ulec z rozmysłem. Kochali się uniwersalnie — jakby każde z nich znało każde ciało, każdy mięsień, każdy zakamarek męskiej przyjemności.

Xanous z czułą brutalnością wziął kochanka od tyłu, w klasycznej pozycji — twardy jak stal, prowadzony rytmem, który znał tylko on. Ręce na biodrach Twi’leka, mocny uchwyt, a ciało pod nim — sprężyste, oddające się z każdym pchnięciem. Twi’Lek jęknął gardłowo, wyginając się w łuk, jakby pragnienie wypełniło go aż po końce palców. Ale to nie była jedynie gra dominacji — to było porozumienie. To było zaufanie w najczystszej postaci.

Po chwili role się odwróciły. Twi’Lek, z wilgotnym spojrzeniem i pełnym ustami, objął Xanousa za szyję i przycisnął go do poduszek, a jego biodra ruszały się pewnie, rytmicznie, zmysłowo. Oboje byli zarówno panami, jak i niewolnikami tej gry. W jednym momencie twardzi i stanowczy, a w następnym — miękcy od przyjemności, rozkładający się przed sobą nawzajem.

Była też pozycja na pagony — obaj leżeli bokiem, spleceni jak w zaklętym rytuale. Ich ruchy były głębokie, spokojne, długie, wypełnione pocałunkami w kark, w ramię, w linię szczęki. Twi’Lek szeptał Xanousowi coś po rylothiańsku — językiem, który brzmiał jak grzech.

Nie unikali niczego. Przeszli przez każdą możliwą konfigurację, jakby ich dusze znały Kamasutrę na pamięć i dodały do niej własne rozdziały. Gdy jeden z nich klęczał, drugi obejmował go od tyłu, całując kark i prowadząc ręką po torsie, aż do brzucha. Gdy leżeli naprzeciw siebie, ich spojrzenia były równie intensywne jak pchnięcia. Raz łagodnie, raz dziko, raz powoli, jakby czas się rozciągał. Ich umięśnione ciała pracowały jak precyzyjne instrumenty przyjemności.

Były chwile, gdy Twi’Lek siedział na Xanousie, prowadząc wszystko z góry, jego ruchy przypominały taniec wojownika. Były też momenty, kiedy to Xanous podnosił go, silny jak bestia, i kochał się z nim przy ścianie, trzymając jego ciężar z łatwością, jakby był niczym więcej niż pragnieniem uformowanym w ciało.

Namiętność nie miała granic. Byli równi, kochankowie i wojownicy, którzy znali swoje siły i słabości. Ślady paznokci, pocałunki na karku, jęki przerywane ciężkim oddechem — ich miłość była bezwstydna i piękna.

I choć noc miała swoje granice, oni nie mieli. Gdy w końcu opadli, splątani, spoceni, wyczerpani, ale szczęśliwi — między ich ciałami i duszami pozostała przestrzeń już na zawsze odmieniona.

To nie było zwykłe zbliżenie. To była unia — dwóch ciał, dwóch energii, które znały zarówno siłę, jak i czułość.


Scena: „Zmysły i podejrzenia” – Bar „Crimson Sigh”

Nad salą unosił się zapach alkoholu, perfum i potu – jakby cały klub był żywą istotą, której skóra parowała historiami, których lepiej było nie dotykać. Światła pulsowały jak oddech — czerwone, niebieskie, złote — tańczące po ciałach gości, zacierając granice między tym, co rzeczywiste, a tym, co się tylko przyśniło.

Za barem Zabrak nadal pozornie był skupiony. Ręce wykonywały znane ruchy: szkło, butelka, lód, uśmiech. Ale gdzieś głęboko w jego oczach nadal tlił się cień chwili, którą właśnie zostawił za sobą.

I wtedy…

pojawia się ON.

W drzwiach, z półmroku, jak cień, który ma rangę.

Młody mężczyzna, przystojny, z jasną twarzą i sztywnym kołnierzem oficerskiego płaszcza.

Oficer Kael z Serenno.

Niektórzy mogliby się domyślać, że był tu oddelegowany — ale prawda była bardziej mglista. Może nie był tu służbowo. Może czasem bywał, szukając czegoś… lub kogoś.

Nie był z tych, którzy pytają otwarcie.

Ale dziś był inny. Dziś szukał.

Zbliżył się do baru.

Bez uśmiechu, bez gestów przynależnych klubowej etykiecie.

Zatrzymał się przy ladzie jak ktoś, kto nie prosi, tylko oczekuje.

Kael (ni to pytanie, ni rozkaz):

– Widziałeś… dwóch mężczyzn.

Starszego i młodszego. Możliwe, że ojciec i syn.

A może… dziadek i wnuk.

Rodzina.

Weszli razem. Rozglądali się. Spokojni. Ale nie do końca anonimowi.

Zabrak uniósł wzrok.

Spojrzał mu prosto w oczy.

Jego spojrzenie było jak płynny żar – jeszcze świeży od wcześniejszego zawodu, ale profesjonalny jak zawsze.

Barman (niewzruszenie, choć coś drgnęło mu w lewym kąciku ust):

– Widziałem.

Kael:

– Kiedy?

Barman:

– Niedawno. Przeszli przez salę.

Nie zwracali uwagi, ale… ludzie patrzyli.

Elegancja. Aura. Spokój, który robi się niepokojący, gdy wiesz, że to nie są zwykli goście.

Kael (z lekkim napięciem):

– I?

Barman:

– Przysiedli się do kogoś ważnego.

Nie znam nazwiska, ale stolik był zarezerwowany od dni.

Lokalne kręgi władzy, może ktoś z kartelu.

Scena: „Wskazanie” – Sala główna, „Crimson Sigh”

Muzyka nie ucichła. Wręcz przeciwnie — z każdym uderzeniem rytmu pulsowała coraz mocniej, jakby chciała zagłuszyć coś, co działo się pod spodem: spojrzenia, decyzje, powroty przeszłości.

Kael szedł za Zabrakiem przez salę, mijając tłum roztańczonych gości. Złote i czerwone światła tańczyły po jego ramionach, ale on nie był tu, by tańczyć.

Był tu, by odnaleźć ślad.

Być może prawdę.

Albo — bardziej niebezpiecznie — kogoś, za kim tęsknił, choć jeszcze nie wiedział, jak bardzo.

Zabrak nie mówił nic więcej.

Po prostu skinął głową i poprowadził go w kierunku jednej z loży — tej, która od początku była odgrodzona niewidzialną barierą szacunku. Loża VIP.

Miękkie fotele, ściany z wbudowanym oświetleniem, dźwiękoszczelne pole przywołujące intymność.

Tu nie przychodziło się tańczyć.

Tu się decydowało.

Barman (niżej, nachylając się ku Kaelowi):

– Tam siedzieli.

Starszy szlachcic i oficer – dość poważni. Nie pili jak reszta.

Patrzyli. Obserwowali.

Ten starszy miał aurę jak z portretu – pewnie Hrabia. A ten drugi… może kapitan? Z munduru sądzę, że nie tutejszy.

Sprawdź, może wciąż tam są.

Kael skinął głową, nie dziękując — nie z braku kultury, ale z koncentracji.

Podszedł powoli.

Zatrzymał się w pół kroku, czując znajome napięcie rozchodzące się po karku. Instynkt wojskowy.

Obserwował.

I wtedy je zobaczył.

Dwie sylwetki w półmroku loży.

Rozmawiali.

Nie poruszali się jak przypadkowi goście.

Nie śmiali się jak ci, którzy tu przyszli zapomnieć.

Jeden — szlachcic.

Broda przycięta. Szaty z materiału, który mówił więcej niż cała heraldyka Serenno.

Drugi — kapitan.

Mundur imperialny, lecz bez insygniów. Wiek – około czterdziestu kilku lat, spojrzenie czujne, jak u drapieżnika, który zszedł na moment z posterunku.

Kael (półgłosem, sam do siebie):

– Dooku… i Sarnem?

Serce zabiło mu mocniej.

Bo jeśli oni są tu…

to gdzie jest młody Hrabia myśli


Scena: „Ci, którzy nie śpią” – Loża VIP, „Crimson Sigh”

Złociste światło loży odbijało się od kieliszka, którego Dooku nawet nie dotknął. Siedział prosto, ręce splecione na stole, a jego spojrzenie — choć spokojne — wciąż przecinało przestrzeń z chirurgiczną precyzją. Obok niego Kapitan Sarnem Drayne, oparty wygodnie, trzymał szklankę z bursztynowym alkoholem i spoglądał od niechcenia na parkiet, jakby już dawno nauczył się czytać z ruchów ciał więcej niż z raportów.

I wtedy... pojawił się on.

Kael.

Młody, przystojny, wciąż z tą nutą zadbanego oficera, choć jego buty pokrywał kurz Nar Shaddaa, a oczy nosiły cienie nocy bez snu. Zbliżył się do loży niepewnie — ale nie z powodu braku odwagi. Raczej... z zaskoczenia. Z pytania, które nosił od kilku chwil jak ciężar:

"Jeśli oni są tu... to gdzie jest młody Hrabia?"

Zatrzymał się przed stołem.

Na moment nie mówił nic.

I wtedy Dooku podniósł wzrok.

Dooku (chłodno, ale z wyraźnym cieniem zaskoczenia):

– Porucznik Kael?

Cóż… nie przypominam sobie, by ktokolwiek cię tu oddelegował.

A już na pewno nie ja.

Sarnem obrócił się wolno, z rozbawieniem unosząc brwi.

Zmierzył młodego oficera spojrzeniem, które było jednocześnie oceną i zaproszeniem do rozmowy.

Kael (kłaniając się lekko, formalnie):

– Wasza Ekscelencjo. Kapitanie.

Przybyłem z własnej inicjatywy.

Nar Shaddaa... ostatnio dużo mówi. A jeszcze więcej ukrywa.

Dooku (ton twardnieje, ale nie wrogi):

– Mów.

Kael zniżył głos i usiadł, nie czekając na zaproszenie.

Wyciągnął z kieszeni niewielki datapad i położył go na stole, nie włączając.

Kael:

– Kartel Huttów. Ich struktura od środka się zmienia.

Nie są już tak lojalni wobec własnych tradycji. Ktoś… lub coś… kupuje lojalność klanów.

Nie wiemy jeszcze kto, ale pojawiają się nowe nazwiska, nieznane, wpływowe.

Niektóre ładunki, które rzekomo zniknęły, wróciły w rozbitych statkach.

Ale to nie wszystko.

Dooku (cierpliwie):

– Mów dalej.

Kael (zdecydowanie):

– Na Serenno ktoś przełamał blokadę systemów wewnętrznych.

Nie wiemy jeszcze, jak. Ale pewne osoby związane z rodem Satreidesów — ci, którzy kiedyś zawarli sojusze z naszymi oponentami — mogli być zamieszani w atak na pałac.

Zbieram dane, ale... wszystko wskazuje na to, że Nar Shaddaa jest punktem kontaktowym.

Dooku milczał.

Sarnem spojrzał na Dooku, potem na Kaela, i wziął łyk ze szklanki.

Sarnem (półżartobliwie):

– Zatem chłopak przybył bez rozkazu…

A jednak przywiózł informacje, które warto znać.

Może nie taki młody, jak myślałem.

Kael (spokojnie, ale z napięciem):

– Nie przyjechałem szukać pochwał, kapitanie.

Szukam… powiązań.

Nie wszystko pasuje. I ktoś tu próbuje to wykorzystać.

Dooku (cicho, ale z uwagą):

– Czyli nie jesteś tylko ciekaw, Kaelu.

Szukasz odpowiedzi.

Kael (ciszej, z cieniem emocji):

– Tak. I podejrzewam, że te odpowiedzi są bliżej, niż myślimy.

Zapanowała chwila ciszy.

Sarnem spojrzał w górę — na sufit, który oddzielał ich od apartamentów na górze.

Jakby przez chwilę… obaj z Dooku coś poczuli.

Ale nie padło pytanie.

Jeszcze nie.

Kael jednak wyczuł coś.

Kierunek spojrzeń. Ciężar myśli.

I zaczął podejrzewać.

Scena: „Cień nad winem” – Loża VIP, „Crimson Sigh”

Cisza, która zapadła po słowach Kaela, była ciężka jak stal. Tylko szum muzyki i gwar rozmów w tle przypominały, że klub żyje własnym życiem. Ale przy tej loży — loży, która mogła pomieścić królewskie decyzje i zdrady — wszystko stanęło w miejscu.

Dooku patrzył długo na młodego oficera.

Jego oczy były chłodne, ale wewnątrz tliła się burza.

Nie gniew. Nie złość.

Raczej… pytanie, które nie miało prawa paść, bo odpowiedź mogła być zbyt osobista.

I wtedy Kael odezwał się pierwszy.

Ciszej, ale z czymś, co brzmiało jak zaskoczenie podszyte troską.

Kael (spoglądając Dooku prosto w oczy):

– Gdzie… jest Twój wnuk?

To nie był zarzut.

To było pytanie człowieka, który właśnie ujrzał pęknięcie w strukturze, którą uważał za niezmienną.

Dooku (spokojnie, lecz z chłodnym dystansem):

– Ja i Kapitan Sarnem musieliśmy odbyć naradę.

Kwestie strategiczne.

Xanous… podszedł do baru.

Ton był niemal zbyt opanowany.

Zbyt oczywisty.

Jakby próbował nie zauważyć tego, co czuł przez Moc.

Sarnem uniósł brew, ale nie powiedział nic.

Kael natomiast… spuścił na moment wzrok, jego myśli wirowały. Nie trzeba było być Jedi, by poczuć, że coś nie gra.

Narada? W barze „Crimson Sigh”?

I zostawić młodego Hrabiego samego?

Kael (półgłosem, bardziej do siebie):

– W takim razie… ciekawe, dlaczego nikt nie widział go z powrotem.

Dooku spojrzał na niego ostro, ale bez słowa.

Tylko palce jednej dłoni zacisnęły się lekko, a przez jego sylwetkę przeszło niezauważalne napięcie — jakby odległy impuls w Mocy właśnie go dotknął.

Sarnem (z udawaną lekkością, ale z ukrytą uwagą):

– Może poszedł się przejść.

Albo... znalazł kogoś ciekawego.

W tym klubie… to nie takie trudne.

Kael (patrząc na nich obu):

– Nie sądzę, żebyście go tak po prostu zostawili.

Chyba że nie zostawiliście go… dobrowolnie.

W tej chwili światło nad lożą przygasło nieznacznie — rutynowa zmiana oświetlenia w rytm muzyki. Ale atmosfera przy stole nie miała już nic wspólnego z muzyką.

Tylko z napięciem.

I z pytaniem, które pozostało bez odpowiedzi.


Scena: „Imię, które coś znaczy” – Bar „Crimson Sigh”

Tłum tańczył dalej, jakby nic się nie zmieniło.

Ale dla Kaela wszystko już było inne.

W jego oczach pojawił się cień. Zmiana. Ślad podejrzenia, który rósł z każdą minutą.

Po krótkiej rozmowie z Dooku i Kapitanem Sarnemem, Kael zdecydowanym krokiem wrócił w stronę baru.

Twarz skupiona, sylwetka spięta.

Jego mundur przecinał kolorowy półmrok jak ostrze — nikt nie miał wątpliwości, że nie jest tu na wakacjach.

Za barem Zabrak, ten sam co zawsze — z przystojnym spojrzeniem i uśmiechem, który mógł rozpuścić lód w karku Mandalorianina — właśnie flirtował z kolejnym klientem.

W jednej dłoni trzymał kieliszek, w drugiej szmatkę. Ruchy powolne, zmysłowe.

Nieświadomy, że właśnie za chwilę jego wieczór zmieni się o kilka oktaw.

Kael zatrzymał się gwałtownie przed ladą.

Nie mówił „dobry wieczór”.

Nie zapytał o drinka.

Nie flirtował.

Kael (tonem ostrym, napiętym jak sztylet):

– Gdzie jest Xanous?

Zabrak zamarł tylko na ułamek sekundy — wystarczająco długo, by Kael to zauważył.

Potem wrócił do wycierania szkła, jakby pytanie nie padło. Uśmiech pozostał, ale oczy się zmieniły — bardziej ostrożne. Bardziej obronne.

Barman (nonszalancko):

– Kto?

Kużwa, nie znam tego mężczyzny.

Nie przedstawił mi się.

Wiem tylko, że to szlachcic. Drogi, dobrze pachnący, miał spojrzenie jak z portretu.

Podniósł kieliszek do światła, jakby badał go przez pryzmat wspomnień.

Barman (po chwili, z chytrym półuśmiechem):

– Ale „Xanous”, mówisz?

Hmmm...

Ciekawe imię.

Rzadkie.

Brzmi jak ktoś, kogo nie powinno się zostawiać samego w takim miejscu.

Kael (warknięcie):

– Nie mam ochoty na gierki.

Kiedy ostatni raz go widziałeś?

Zabrak w końcu odłożył kieliszek.

Spojrzał Kaelowi w oczy. Już bez flirtu. Bez masek.

Być może — z czymś więcej.

Z cieniem bólu?

Z zazdrością?

Barman (cicho, z niepokojem, ale i przekąsem):

– Widziałem, jak odchodził z tym zielonym Twi’Lekiem.

Szli razem w stronę apartamentów VIP.

Nic więcej nie powiem — bo nie wiem.

I może... nie chcę wiedzieć.

Na moment obaj milczeli.

Kael, jakby zatrzymał oddech.

Zabrak, jakby właśnie wypowiedział prawdę, której nikt nie miał odwagi nazwać.

Atmosfera między nimi zgęstniała jak dym.

Już nie była tylko rozmową.

Była podejrzeniem, emocją, ostrzeżeniem.

Kael (zimno, niemal do siebie):

– Więc nie przedstawił się.

Ale zostawił ślad.

I to wystarczyło.

Kael odwrócił się bez słowa więcej.

Nie potrzebował zgody.

Potrzebował tylko ścieżki.

A teraz wiedział, w którą stronę prowadzi.

Scena: „Zapłata za ciszę” – Bar „Crimson Sigh”

Powietrze przy barze było gęste — nie tylko od dymu przyprawowych cygaretek i zapachu alkoholu, ale też od czegoś, co nie padło głośno.

Między Kaelem a Zabrakiem wisiało napięcie — na granicy rozkazu, flirtu i żalu.

Kael sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i bez słowa położył na ladzie niewielki czarny kredytowy chip.

100 kredytów.

Wystarczająco dużo, by zamknąć komuś usta albo… otworzyć drzwi.

Chip zadźwięczał lekko o blat.

Zabrak spojrzał na niego. Najpierw na kredyt, potem na Kaela.

Jego brew lekko drgnęła — jakby chciał zapytać „serio?”... ale się powstrzymał.

Kael (głosem niskim, powściąganym, ale niecierpliwym):

– Mówisz, że poszedł w stronę apartamentów VIP.

Czy mógłbyś ze mną pójść w tę stronę?

Wskaż mi, gdzie mam iść.

Nie potrzebuję przewodnika.

Potrzebuję dokładności.

Zabrak zawahał się tylko na chwilę.

Po czym przesunął palcami kredytowy chip ku sobie i schował go pod ladę.

Jego postawa zmieniła się ledwie zauważalnie — flirt zgasł, a profesjonalizm sięgnął do głosu.

Ale w jego oczach nadal tliło się coś osobistego.

Zazdrość?

Zmartwienie?

Trudno powiedzieć.

Barman (cicho, ale stanowczo):

– W porządku.

Nie jestem przewodnikiem... ale jeśli go szukasz, warto wiedzieć, że w tych korytarzach czasem się gubi nawet przeznaczenie.

Wyszedł zza baru z płynnością istoty, która zna każdy centymetr tego miejsca.

Skinął głową w bok.

W stronę przejścia za ladą, które prowadziło do strefy tylko dla personelu i gości specjalnych.

Barman (spoglądając przez ramię):

– Tędy.

Za tymi drzwiami są schody i korytarz.

Apartamenty VIP mają wejścia oddzielone, ukryte w ścianach z teksturowanym wzorem — łatwo je przegapić, jeśli nie wiesz, gdzie patrzeć.

Kael ruszył za nim. Krok równy, ciężki.

W oczach — skupienie.

W sercu — niepokój.

Bo jeśli to, co znajdzie za tymi drzwiami, potwierdzi jego obawy…

to nie będzie już tylko misja.

To będzie osobista wojna.

Scena: „Kody i pytania” – Korytarz za barem, „Crimson Sigh”

Płynęli przez półmrok jak przez zasłonę.

Zabrak prowadził pewnym krokiem, światło z podłogi odbijało się na jego butach, a ściany korytarza, wyłożone strukturą przypominającą aksamitne panele, pochłaniały dźwięki i światło równie skutecznie, co tajemnice.

Za nimi drzwi do sali głównej zamknęły się automatycznie.

Muzyka została w klubie.

Tutaj było ciszej.

Nieprzyjemnie ciszej.

Kael obejrzał się przez ramię, po czym ruszył szybciej, by zrównać się z Barmanem.

Kael (chłodno, ale rzeczowo):

– Ile jest pokoi na górze?

Zabrak spojrzał na niego kątem oka. W jego spojrzeniu nie było już figlarności — tylko wyczucie sytuacji i nuta niepokoju.

Barman (cicho):

– Siedem.

Trzy apartamenty właściwe, dwie loże z dyskretnym wejściem, jeden pokój „milczący” — tylko z kodem czasowym.

I jeden, którego nawet ja nie mogę otworzyć.

Używany tylko przez osoby z bardzo wysokiego poziomu dostępu. Goście, którzy przychodzą niezauważeni, z własnymi ochroniarzami.

Kael (marszcząc brwi):

– Czyli nie każdy może wejść, nawet jeśli wie, gdzie.

Barman (kiwa głową):

– Dokładnie.

Nie każdy pokój ma klucz fizyczny.

Niektóre otwiera się tylko kodem – jednorazowym, przyznawanym bezpośrednio przez właściciela lokalu albo... przez gościa, który go wynajął.

Jeśli ktoś wprowadził go ręcznie — to znaczy, że chciał być sam.

Bardzo sam.

Kael (spoglądając na drzwi na końcu korytarza):

– A masz podgląd, kto wchodził?

Barman (milknie, po chwili):

– Oficjalnie... nie.

Nieoficjalnie... dane są kasowane automatycznie z kilku pokoi.

To część „luksusu”.

Kael (szeptem, twardo):

– Więc tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.

Zabrak skinął głową.

Stanęli razem przy rozwidleniu — jedno prowadziło do schodów na wyższy poziom, drugie do drzwi ukrytych w ścianie, niemal niewidocznych.

Barman:

– Nie wiem, gdzie on poszedł.

Ale jeśli był zaproszony...

…to już tam jest.

Kael (przymykając oczy na moment):

– Więc czas sprawdzić, czy drzwi nas puszczą.

Albo czy ktoś... je otworzy.

Scena: „Próg decyzji” – Przed schodami do apartamentów VIP, „Crimson Sigh”

Cisza w tym miejscu miała inną wagę.

Nie była już tylko brakiem muzyki — była milczącą zgodą na to, co się wydarzy wyżej.

Za plecami zostawili taniec, światła, ludzi.

Przed nimi — tylko schody, które prowadziły tam, gdzie dostęp mieli nieliczni.

I gdzie sekundy potrafiły zmienić wszystko.

Zabrak stanął tuż przed pierwszym stopniem.

Nie szedł dalej.

Nie było potrzeby.

To był graniczny punkt. I każdy wiedział, że granic się nie przekracza bez powodu.

Kael obrócił się do niego.

Chwilę milczał.

W jego spojrzeniu było napięcie, gotowość, ale i coś jeszcze — szczerość.

Bo choć barman nie był żołnierzem, właśnie udzielił mu pomocy, jakiej nie otrzymałby od niejednego oficera.

Kael (krótko, ale z wyraźnym tonem wdzięczności):

– Dziękuję.

Za wskazówki. Za szczerość.

Za to, że... nie próbowałeś zatańczyć wokół odpowiedzi.

Zabrak spojrzał na niego z lekkim uśmiechem — bez prowokacji, bez kokieterii.

Być może po raz pierwszy tej nocy naprawdę poważnie.

Barman (prosto):

– Tylko uważaj tam na górze.

Nie wszystkie drzwi się otwierają.

Niektóre cię... połykają.

Kael uśmiechnął się kątem ust, jak ktoś, kto nie pierwszy raz idzie tam, gdzie nie powinien.

Skinął głową, raz jeszcze spojrzał na schody… i ruszył.

Jego buty uderzały cicho o stopnie, każdy krok był decyzją.

A Zabrak?

Stał i patrzył za nim, aż zniknął w półmroku.

– I uważaj na siebie, Xanous... – mruknął do siebie.

Scena: „Pomiędzy cieniami i pożądaniem” – Loża Apartamentów VIP, „Crimson Sigh”

Kael wszedł powoli na górę.

Stopnie prowadziły do przestrzeni, która była zupełnie inna niż sala główna.

Tu było ciszej, ale nie spokojniej.

Powietrze było ciężkie od zapachu kadzideł, perfum i czegoś bardziej pierwotnego — pragnienia.

Loża przed apartamentami VIP była jak ogrodzony ogród grzechu.

Luksusowa, miękko oświetlona światłem przypominającym blask świec, z kanapami zanurzonymi w czerwonym aksamicie i stolikami, przy których leżały niedopite kieliszki i rozrzucone tkaniny.

Każdy krok Kaela brzmiał tu zbyt głośno.

Nie dlatego, że było cicho — ale dlatego, że to miejsce nie potrzebowało słów.

I wtedy to zobaczył.

Rozłożone na kanapach i przy balustradzie pary.

Niektóre wtulone, inne pogrążone w pełnym namiętności pocałunku.

Mężczyzna obejmujący innego mężczyznę za kark, ich czoła stykały się, a dłonie wędrowały powoli po udach — bez wstydu, z intymnością niemal duchową.

Obok nich dwie kobiety — jedna z zamkniętymi oczami, wtulona w drugą jak we własny dom, z palcami zatopionymi we włosach kochanki.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 00 55 35

Nieco dalej — para hetero, kobieta siedząca na kolanach mężczyzny, z pocałunkiem tak głębokim, jakby próbowała go zapamiętać z każdej strony duszy.

Kael zatrzymał się.

To nie był chaos.

To była harmonia pożądania — nie brudna, nie tania.

Ale prawdziwa.

Bez oceny. Bez tabu.

Jakby górny poziom „Crimson Sigh” był miejscem, gdzie wszyscy przestawali kłamać o tym, czego chcą.

Kael (do siebie, cicho, z cieniem uśmiechu):

– Chyba trafiłem na planetę, gdzie szczerość wygrywa z protokołem...

Niektóre spojrzenia się na niego odwróciły — kilka uśmiechów, jedno subtelne zaproszenie. Ale on tylko skinął głową i przeszedł dalej, między gorącymi oddechami, szeptami i ciałami w półcieniach.

Szukał.

Nie tej nocy. Nie miłości.

Szukał Xanousa.

I teraz był już bardzo blisko.


Scena: „Między ciałami a decyzją” – Korytarz do VIP Apartamentów, „Crimson Sigh”

Kael szedł wolno.

Nie z powodu niepewności.

Ale z powodu… obecności, jaką narzucało to miejsce.

Każdy krok to było wejście głębiej w świat, w którym nikt nie udawał.

Tutaj pragnienia były nie tylko widoczne — one oddychały, dotykały, szukały.

Neonowe światła, rzucające purpurę i błękit na jego tunikę, obrysowywały jego sylwetkę, jakby projektor kusił się na akt.

Umięśniony tors, zarys klatki piersiowej, napięcie mięśni ramion i ud — wszystko zdradzało, że Kael nie tylko nosił mundur. On walczył.

Ale nie tylko z wrogami.

I ktoś to zauważył.

Minął dwóch mężczyzn splecionych w pocałunku przy ścianie. Ich sylwetki poruszały się wolno, jakby byli muzyką.

Jeden z nich — brunet o krótkich włosach, kilkudniowym zaroście i ostrych rysach — odsunął się nagle, czując jego obecność jak zapach burzy.

Brunet (z uśmiechem, muskając Kaela po ramieniu):

– Hey… sexy byczku.

Nie chowaj się pod tą tuniką.

Widać, że masz z czego być dumny.

Kael zadrżał lekko.

Nie z lęku.

Z nieoczekiwanej fali — uwagi, dotyku, przypomnienia, że tu każdy widzi więcej, niż powinien.

Drugi mężczyznaniemal łysy, brunet o ostrym spojrzeniu — spojrzał spod półprzymkniętych powiek, ledwie odrywając się od ust swojego kochanka.

Drugi (z chrapliwym głosem, leniwie):

– Jeśli wchodzisz tam...

...to przygotuj się, że wrócisz z czymś więcej niż wspomnieniem.

Niektórzy tam zostają na całą noc.

Niektórzy… na zawsze.

Kael spojrzał na nich obojętnie, choć jego szczęka lekko drgnęła.

Byli piękni.

Pewni siebie.

Wolni.

Ale on szukał kogoś innego.

Z drugiej strony korytarza, para kobiet spojrzała na niego z zaciekawieniem — delikatny uśmiech jednej z nich sugerował, że znała zakończenia takich historii.

I wiedziała, że nie każda kończy się tylko jednym pocałunkiem.

Kael nie odpowiedział.

Tylko skinął głową i ruszył dalej.

Przeszedł obok kolejnej kanapy, przy której dwóch mężczyzn szeptało sobie coś do uszu, splatając dłonie pod stołem.

Jeszcze kilka kroków…

I wtedy zobaczył drzwi.

Jarzyły się błękitem i czerwienią, jakby każda barwa opowiadała inną wersję tej samej nocy.

Były blisko.

Ale jeszcze nie otwarte.

Kael zatrzymał się przed nimi.

Z tyłu — szepty, oddechy, ręce muskające tkaniny.

Z przodu — decyzja.

Za tymi drzwiami mogło być wszystko.

A może tylko prawda, na którą nikt go nie przygotował.

Scena: „Nie jestem tu dla zabawy” – Korytarz VIP, „Crimson Sigh”

Światła w korytarzu nie migotały już — one szeptały.

Czerwień przemykała po ścianach jak dłoń, błękit rozlewał się po podłodze jak rozpuszczony lód.

Kael stał przed drzwiami, napięty, gotowy. Ale miejsce żyło własnym życiem, pulsując ciałami i spojrzeniami, które nie znały granic.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 07 20

I wtedy poczuł dotyk.

Miękki, niemal czuły, ale nie przypadkowy.

Palce położyły się na jego ramieniu.

Delikatny nacisk.

Zbyt osobisty, by był neutralny.

Zbyt subtelny, by był ofensywny.

Kael obrócił głowę.

Powoli.

Nie z gniewem — z ciekawością.

To był on.

Ten sam brunet.

Krótkie włosy, ostre rysy, oczy jak aksamitne stalowe klamry.

Uśmiechał się łagodnie, ale z iskrą, która mówiła więcej niż słowa.

Był blisko. Czuć było jego oddech.

Nie wypowiedział nic. Po prostu patrzył.

Zainteresowanie nie było udawane.

On nie tylko widział Kaela.

On go czuł.

Kael zmrużył lekko oczy.

Mimo siebie, przez sekundę, miał wrażenie, że rzeczywistość znów go testuje.

Kael (półgłosem, niskim tonem):

Przepraszam… ale nie jestem tu dla zabawy.

Na twarzy bruneta pojawił się cień rozbawienia.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 08 31

Chciał coś powiedzieć, ale wtedy Kael puścił mu oczko.

Nie było w tym ani cynizmu, ani obietnicy.

To był gest grzeczny, niemal żartobliwy — ale z wyraźnym przesłaniem:

„Jesteś piękny. Ale nie dziś. Nie tu.”

Brunet roześmiał się cicho, krótko.

Odsunął się pół kroku i znów wsunął dłoń w kieszeń, jakby to był ich mały sekret.

Brunet (cicho):

– W takim razie… powodzenia, Oficerze.

Cokolwiek szukasz za tymi drzwiami… miej nadzieję, że nie znajdziesz zbyt wiele.

Kael skinął głową.

I ruszył w stronę drzwi.

Już bez słów.

Bo gra właśnie się kończyła.

A prawda była na wyciągnięcie ręki.

Scena: „Pytanie między pocałunkami” – Korytarz do VIP, „Crimson Sigh”

Kael zatrzymał się — równo, precyzyjnie, jakby ktoś wydał mu rozkaz "stój".

Obok, jeszcze w blasku czerwonych i fioletowych świateł, trwała para: mężczyzna z zarostem, ten sam, który przed chwilą musnął jego ramię, i jego towarzysz — z rozczochranym włosem, rumianym policzkiem, szeptem jeszcze ledwo opadłym z warg.

Kael spojrzał na nich uważnie.

Nie z pogardą.

Nie z chłodem.

Z... determinacją, która była czystsza niż rozkaz.

Kael (półgłosem, stanowczo):

– Nie widzieliście tędy przechodzącej pary?

– Umięśniony Twi’lek. Zielonoskóry.

– Z nim… szlachcic. Ciemne włosy. Dystyngowany.

– Wyglądający, jakby był z zupełnie innego świata.

Mężczyzna z zarostem uniósł brew.

Na chwilę spojrzał Kaelowi prosto w oczy — nie z niechęcią, raczej z… zaskoczeniem, że ten zimny oficer potrafi pytać.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 12 25

Potem przeniósł wzrok w stronę korytarza, z którego Kael przyszedł, jakby próbował tam jeszcze znaleźć cień przeszłości.

Mężczyzna (cicho):

– Niestety, nie.

– Przyszliśmy tu trochę później.

– Było już gwarno, a światła robią z oczu konfetti.

Zerknął na partnera, który już bardziej przytomnie spojrzał w stronę Kaela.

Drugi (niepewnie):

– Może...

– Widziałem tylko plecy. Sylwetki.

– Jedna była pewna siebie, druga wyprostowana jakby miała wdrukowany protokół etykiety.

– Ale… nie mogę potwierdzić.

I wtedy — z drugiej strony — do rozmowy włączyła się kobieta, która siedziała oparta o miękką ławkę z kieliszkiem w dłoni.

Włosy blond, rozpuszczone. Usta jeszcze mokre od pocałunku partnerki, z policzkami zaróżowionymi jakby od światła… albo od wspomnień.

Kobieta (z uśmiechem, spokojnie):

– Ale jeśli to była para, która szła blisko siebie… z taką ciszą między nimi, jakby cały klub ich nie obchodził...

– To prawdopodobnie oni.

– Wyglądali... dobrze razem.

– Nawet jeśli tylko szli.

Kael spojrzał na nią.

Potem znów na drzwi VIP.

Czerwone światło na górze pulsowało powoli, jak serce ukryte pod warstwą metalu.

Jakby w środku ktoś wstrzymywał oddech razem z nim.

Kael (cicho, prawie szeptem):

– Rozumiem. Dziękuję.

Skinął głową lekko — raz, bez zbędnych słów.

I ruszył w stronę drzwi.

Z każdym krokiem bliżej odpowiedzi.

Albo... czegoś, na co wcale nie był gotów.

Scena: „Decyzja” – Korytarz do loży VIP, „Crimson Sigh”

Po krótkiej rozmowie z parą, która nawet w półmroku wyglądała jak stała część pejzażu tego miejsca — jak miękka tkanina utkanej z ciał, pocałunków i półszeptów — Kael skinął głową.

Nie odpowiedział słowem, nie uśmiechnął się, nie rzucił zdawkowego „dzięki”.

Ale jego spojrzenie było wystarczające.

Dziękuję.

Teraz wiem więcej, niż wiedziałem minutę temu.

Obrócił się na pięcie, porzucając za sobą światło spojrzeń i ciepło dłoni, które już nie próbowały go zatrzymać.

Nie dlatego, że przestali chcieć.

Ale dlatego, że on już był gdzie indziej.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 15 20

Czerwony neon nad drzwiami loży VIP jarzył się jak żar granicy.

Nie jak zaproszenie.

Jak ostrzeżenie.

Światło pulsowało w rytm basu, który niósł się z sali głównej — ale dla Kaela muzyka ucichła.

W jego uszach była już tylko jedna nuta:

„Co zobaczę, gdy te drzwi się otworzą?”

Szklane ściany połyskiwały, ukazując zniekształcone odbicia przechodzących sylwetek — ale Kael ich nie widział.

Już nie szukał oczu.

Nie szukał aprobaty.

Nie flirtował z przestrzenią.

Szukał odpowiedzi.

Jego ramiona były wyprostowane, chód równy, ciężki jak krok wojskowego podczas ceremonii. Ale w jego ruchu była też inna nuta — coś drgającego wewnątrz, jakby sam nie wiedział, czy idzie po prawdę, czy po stratę, której nie będzie w stanie unieść.

Za drzwiami było coś więcej niż luksus.

Więcej niż apartament.

Więcej niż grzech.

Tam była chwila, która mogła złamać lub wyzwolić.

A Kael wiedział jedno:

Teraz już nie może zawrócić.

Drzwi loży pulsowały miękko — jakby wiedziały, że ktoś właśnie ma ich dotknąć.

Że zbliża się ten, którego obecność zmieni dynamikę tej nocy.

I gdy Kael położył dłoń na klamce, światło zatrzymało się na ułamek sekundy.

Jakby nawet ono wstrzymało oddech.


Scena: „Próg prawdy” – Drzwi VIP Apartamentu, „Crimson Sigh”

Kael zatrzymał się tuż przed drzwiami.

Palce nadal spoczywały na klamce, ale nie naciskały.

Nie jeszcze.

Czerwony neon drżał nad nim jak ostrze zawieszone na włosku — światło mrużyło się, jakby wiedziało, że to, co zaraz się wydarzy, nie będzie już tylko chwilą.

To będzie przejście.

ChatGPT Image 8 cze 2025, 01 19 17

I wtedy to usłyszał.

Z wnętrza apartamentu dobiegały dźwięki.

Nie dało się ich pomylić.

Nie były przypadkowe.

Nie były niewinne.

Były… namiętne.

Wilgotne. Rytmiczne. Głębokie.

Ohhh… mmmm…

Mocno… nie przestawaj…

Boskie mięśnie…

Głos Xanousa.

Nie do pomylenia.

Gładki, pełen pewności, a teraz…

rozdarty rozkoszą.

I Twi’Lek.

Z gardłowym jękiem, szeptem, przeciągłym „ahhh…” zawieszonym gdzieś pomiędzy błaganiem a rozkazem.

Kael zamarł.

W jego uszach niosły się teraz nie tylko dźwięki —

ale obrazy.

Ruchy.

Wyobrażenia tak jasne, że niemal dotykalne.

Stukanie.

Napięte, mokre, rytmiczne.

Jak echo ciał zderzających się w idealnym tempie.

Jakby ktoś wchodził w kogoś z siłą i uwielbieniem jednocześnie.

Bez zawahania.

Bez wstydu.

– Boski... tak… tam… jeszcze… –

Kael zacisnął dłoń na klamce.

Ale nie nacisnął.

Nie mógł.

Bo serce, mimo że biło jak bębny wojenne, wahało się.

Nie przez zakaz.

Nie przez lęk.

Ale przez to, co już wiedział, zanim jeszcze zobaczył.

Tam, za drzwiami, nie było już tylko Xanousa.

Tam był on – bez tytułu, bez dystynkcji, bez wstydu.

I był ktoś, kto go właśnie uwielbiał całą duszą i ciałem.

A Kael…

on mógł tylko słuchać.

Na razie.

Scena: „Wierność i wstrząs” – Przed drzwiami apartamentu VIP, „Crimson Sigh”

Kael stał bez ruchu.

Prawie jak posąg, ale nie taki z marmuru.

Taki, w którym wrze krew.

Jego dłoń spoczywała już na panelu przy drzwiach — dotyk znajomy, profesjonalny, techniczny.

Ruchy precyzyjne.

Nie szarpał się.

Nie walił pięścią.

Zamiast tego… działał.

Nacisnął palcem ukrytą sekwencję, którą znał tylko ktoś obeznany z systemami zabezpieczeń wysokiej klasy.

Skanował strukturę zamka wzrokiem, jakby czytał obcą mowę.

Obwody pod jego skórą drgały jak rezonans emocji.

I wtedy…

z wnętrza znów rozlały się dźwięki.

Aghhh... tak… jeszcze… boski…

Nie przestawaj… głębiej…

Ohhh Xanous...

Mmm…

Dźwięk ciał spotykających się rytmicznie, mokro, intensywnie.

Fala za falą.

Nie sposób było tego zignorować.

Nie sposób nie zrozumieć co się tam działo.

Ale Kael nie myślał o tym jako o scenie zmysłowej.

To nie był dla niego tylko mężczyzna.

To był jego pan.

Xanous z rodu Serenno.

Człowiek, który nie był zwyczajnym arystokratą.

Był dziedzicem tradycji. Symbolem. Cieniem dziedzictwa, które Kael nosił w sobie jak herb wyryty pod skórą.

I teraz był tam, za zamkniętymi drzwiami.

W objęciach kogoś… obcego.

Kogoś, kto wydobywał z niego dźwięki, które Kael słyszał pierwszy raz.

Nie od żołnierza.

Nie od przywódcy.

Ale od mężczyzny... który właśnie zapominał, że świat istnieje.

Kael (półgłosem, sam do siebie, ledwo słyszalnie):

– Mój pan… co ty wyprawiasz…

Panel drzwi błysnął.

Czerwony.

Jeszcze nie otwarte.

Ale zamek drgał.

Tak jak i Kael.

Kael nacisnął inną sekwencję — tym razem złamując pierwszą warstwę kodu.

Znał system. Wiedział, że jeśli działa tu protokół „dyskrecja plus”, drzwi nie otworzą się na komendę… ale on potrafił włamać się subtelnie.

W jego oczach było skupienie.

Ale za tym skupieniem… kryła się emocja, którą znał tylko żołnierz wstrzymujący szarżę.

Bo nie bał się tego, co zobaczy.

Bał się, że jego pan zapomniał, kim jest.

I że będzie musiał mu o tym przypomnieć.


Scena: „Zbyt późno na dyskrecję” – Wnętrze Apartamentu VIP, „Crimson Sigh”

Drzwi rozsunęły się z charakterystycznym pssshhht, a światło z korytarza wlało się do wnętrza jak fala świadomości wpadająca do snu, którego nikt nie chciał przerywać.

Kael wszedł z rozpędu.

Z determinacją.

Z gotowym zdaniem w stylu:

„Wasza Wysokość, musimy natychmiast wracać, Dooku czeka…”

Ale nie zdążył.

Wtedy go zobaczył.

Nie tylko „go” — ich.

Całość.

W jednej sekundzie.

W jednym kadrze, który wypalił mu się w pamięci jak laser w ścianie serca.

Xanous — nagi, piękny, pochylony nad Twi’lekiem.

Jego ciało napięte jak łuk, plecy lśniące potem, mięśnie drgające od wysiłku i ekstazy.

Dłoń wpleciona w lekku.

Oczy zamglone, usta rozchylone.

Rytm — namiętny, niepowstrzymany, głęboki.

Stukanie było intensywne, jak echo walki, tyle że to nie była wojna.

To była celebracja.

Czysta. Nagła.

Xanous wchodził w Twi’leka z taką siłą, jakby próbował przebić się przez czas, przez zakazy, przez samego siebie.

A Twi’Lek — pod nim, z twarzą przekrzywioną do tyłu, jęczał. Nie jak ktoś zdominowany, ale jak ktoś uwielbiany.

I w tym momencie…

Kael zamarł.

Zdanie, które miał na końcu języka — umarło.

Wciągnął powietrze — ostro, za szybko — i jak w operze galaktycznej, której nikt nie zamawiał, zasłonił oczy dłonią, odwrócił się na pięcie i krzyknął teatralnie:

O NIE, ZNOWU! SERIO?! Wasza Wysokość, to się robi tradycją!

W tle stukanie nie ustało.

Być może nawet… przyspieszyło.

A Xanous — choć zaskoczony — spojrzał w kierunku drzwi z czymś, co było mieszanką namiętnego zmęczenia, gniewu i rozbawienia.

Twi’Lek odwrócił twarz i mruknął:

– Czy zawsze macie widzów? To jakiś sport na Serenno?

Xanous, wciąż w środku, parsknął śmiechem i zatrzymał się tylko na sekundę, by złapać oddech i odpowiedzieć z ironicznym wdziękiem:

Kael… następnym razem pukaj. Albo przynieś wino.

Za drzwiami, Kael wciąż stał, plecami do pokoju, walcząc z impulsem — czy wrócić i wygłosić raport…

…czy po prostu zapaść się pod ziemię.

Jedyne, co wiedział, to że

to zdecydowanie nie był ten rodzaj lojalności, który ćwiczył w Akademii.

Xanous przetarł twarz dłonią i parsknął śmiechem, opadając na poduszki. W jego oczach błyszczała rozbawiona rezygnacja.

– Nie planuję tego. Przysięgam. Oni po prostu… się pojawiają.

– A może to ty po prostu świecisz tak jasno, że nawet wszyscy tracą głowę? – odparł Twi’Lek, zsuwając się niżej, zostawiając na jego torsie leniwy pocałunek.

W tej chwili świat mógł się walić. Mogli mieć za chwilę kolejne spotkanie z Radą Jedi, audiencję u Jabby, czy inwazję na Caamas — ale w tym jednym apartamencie czas wstrzymał oddech.

Za drzwiami, oficer jeszcze chwilę stał, oparty o ścianę, z ironicznym uśmiechem na twarzy.

– Dooku mnie zabije… albo się ucieszy. Zależy, który Dooku dzisiaj odbierze komunikator.

Bo życie z Hrabim Xanousem nie było łatwe.

Ale na pewno nie było nudne.



🌀 Niespodziewane wejście[]

Apartament VIP – Klub „Crimson Sigh”, Nar Shaddaa

Drzwi zamknęły się za Kaelem niemal bezgłośnie, jakby sam klub chciał ukryć jego obecność. Stał przez chwilę w cieniu, w progu – między światem rozświetlonych korytarzy a intymną nocą, która panowała w apartamencie. Dymny zapach perfum i ekskluzywnego olejku unoszącego się w powietrzu uderzył go jak fala wspomnień z Serenno… choć to, co zobaczył teraz, nie miało nic wspólnego z arystokratyczną rezerwą.

Na łóżku – jak posągi w ruchu, jak bohaterowie zapomnianego mitu – spleceni byli Xanous i jego Twi’lekański kochanek.

Ich nagie ciała, męskie, umięśnione, wyłaniały się spod satynowej kołdry jak dwa płonące żywioły. Każdy mięsień, każda kropla potu zdawała się opowiadać historię dzikiego, wzajemnego oddania.

Xanous pierwszy – z twarzą zwróconą ku niebu baldachimu – poruszał się z siłą i gracją, jego biodra uderzały w pośladki partnera z rytmem, który można było pomylić z bicie serca całego klubu. Twi’lek cicho jęczał, chwytając dłonią za bok łóżka, aż jedwab się zsunął.

Potem – zmiana. Subtelna, jak taniec. Twi’lek objął Xanousa za talię, obrócił, prowadząc jak do walca. Wszedł w niego z siłą, która nie była brutalna, lecz stanowcza – jak namiętność kogoś, kto zna każdy centymetr ciała ukochanego.

Ich oddechy stały się muzyką tego pokoju, a ciała falowały w rytmie zbyt pięknym, by był tylko fizyczny.

A potem – jeździec.

Najpierw Twi’lek – oparty o uda Xanousa, jego palce wbite w klatkę piersiową arystokraty, biodra kołyszące się jak w transie.

Potem Xanous – obejmując jego biodra, oczy błyszczące jakby przeszywała je sama Moc, jechał na nim jakby był panem całej galaktyki, a jego imperium rodziło się właśnie tu – z rozkoszy i potu.

Kael patrzył. Nie z zazdrością. Nie z goryczą.

Był tylko obserwatorem – jak widz, który niespodziewanie wszedł w środek spektaklu, który nie był dla niego, ale którego nie mógł przestać oglądać.

Mógł odejść. Ale nie zrobił tego.

Ich oddechy przyspieszały. Xanous uniósł głowę, włosy spadły mu na oczy, usta rozchylone. Twi’lek odrzucił lekku w tył, jęknął głęboko i cicho – jakby jego dusza właśnie wzniosła się ponad chmury Nar Shaddaa.

Jeszcze się nie zorientowali.

Jeszcze trwali – w świecie, który należał tylko do nich.

I Kael… pozwolił im.

Bo była to scena nie tylko namiętna. Była święta w swojej cielesności. Brutalnie piękna.

🌌 Rozdział VII (kontynuacja): Trójkąt Pożądania i Napięcia[]

Apartament VIP – „Crimson Sigh”

Kael nie odszedł.

Zamiast tego – jego kroki, ciche jak tchnienie dymu, poprowadziły go bliżej.

Nie do końca wiedział, dlaczego to robi. Może przez ciekawość. Może przez pewność, że ten moment już nie wróci. A może… bo było w tym coś hipnotycznego. Coś, co przykuwało duszę jak zaklęcie zakazanej magii.

Przystanął kilka kroków od łoża.

Przed sobą miał scenę tak zmysłową, tak absolutnie męską, że na ułamek sekundy zapomniał oddychać.

Twi’lek, z lekku zarzuconymi na plecy, dosiadał Xanousa z gracją drapieżnika i czułością kochanka. Jego biodra poruszały się w miarowym rytmie, a dłonie wspierały się o tors młodego Hrabiego, którego ciało zdawało się promieniować rozkoszą.

Xanous leżał z rękami splecionymi za głową, jego mięśnie napięte w ekstazie, klatka piersiowa unosiła się w rytmie głębokich westchnień.

Twi’lek co chwila pochylał się, by musnąć jego szyję, by szeptać coś do ucha – słowa, których Kael nie słyszał, ale których znaczenie było wypisane na twarzy Hrabiego: czysta, surowa przyjemność.

Kael zrobił jeszcze jeden krok.

Z tej odległości widział każdy szczegół – kropelki potu spływające po plecach Twi’leka, drżenie ud Xanousa, moment, w którym ich ruchy przyspieszyły, nabrały rytmicznej intensywności.

I wtedy…

Xanous otworzył oczy.

Na sekundę. Na pół spojrzenia. I spojrzał prosto na Kaela.

Ale nie było w tym zawstydzenia. Nie było też rozkazu, by się wynosił.

Było coś innego. Coś… dzikiego.

Usta Xanousa rozciągnęły się w ledwo widocznym uśmiechu. Nie zadrwił. Zaprosił.

Twi’lek zauważył to sekundę później – obejrzał się przez ramię, wciąż poruszając się na Xanousie, i napotkał wzrok Kaela.

Uśmiechnął się szeroko, z figlarnym błyskiem w oku.

– Och – mruknął. – Mamy widza.

Xanous zaśmiał się cicho, chrapliwie.

– Może właśnie tego potrzebowaliśmy – wyszeptał, przesuwając dłoń po lędźwiach partnera. – Przypomnienia, jak to jest… kiedy ktoś podziwia, a nie ocenia.

Kael nie ruszył się. Ale jego spojrzenie nie uciekło.

Zamiast tego…

Wzrok zsunął mu się w dół, tam gdzie poruszały się ich biodra, gdzie splatały się ich ciała, gdzie wszystko, co polityczne, wojenne i zakłamane – przestawało istnieć.

Byli tylko oni. I on – świadek.

A może… coś więcej?

Apartament VIP – Klub „Crimson Sigh”

Czas przestał istnieć.

Kael patrzył, wciąż stojąc przy łóżku, jakby zaklęty.

A wtedy Xanous uniósł się lekko na łokciach, jego ciało błyszczało od potu, mięśnie napięte po niedawnym wysiłku. Twarz miał rozpromienioną – jakby był nie tylko kochankiem, ale i królem tego momentu, władcą tej zmysłowej rzeczywistości.

Spojrzał na Kaela z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który znali tylko nieliczni. Błyskiem, który zwiastował niebezpieczeństwo… i rozkosz.

Zaśmiał się cicho, niski dźwięk przetoczył się po pokoju jak zapowiedź grzmotu.

I co, Kael? – powiedział, przeciągając słowa jak leniwe dotknięcie palców po nagiej skórze.

Chcesz dołączyć?

Twi’lek, wciąż siedząc okrakiem na jego biodrach, obrócił się powoli, zerkając na Kaela przez ramię. Uśmiechnął się prowokacyjnie, jego lekku delikatnie kołysały się w rytmie oddechów.

– Albo chociaż rozluźnij krawat, kapitanie – dodał z kocim mruknięciem. – Tu nie ma miejsca na sztywność… no, przynajmniej nie w tym znaczeniu.

Kael przełknął ślinę.

Powietrze było ciężkie od zapachu potu, perfum i czegoś jeszcze – czegoś czystego, zwierzęcego… instynktownego.

Spojrzał na nich – nagich, pięknych, męskich – jakby byli obrazem namalowanym przez samego artystę życia. A potem spojrzał na siebie. Uniform lekko rozpięty przy kołnierzu, ręce drżące nie od wahania… tylko od napięcia, które nie znajdowało ujścia.

Wziął oddech. Jeden. Drugi.

Jesteście niemożliwi – powiedział, udając, że się śmieje. – Ale... cholera. Chyba się starzeję, skoro rozważam, żeby…

Xanous uniósł brwi.

– …żeby?

Kael zrobił krok do przodu. I jeszcze jeden.

I wtedy…

Apartament VIP – Klub „Crimson Sigh”

Kael, jakby pod wpływem zaklęcia, rozpiął guziki przy kołnierzu. Jego palce poruszały się powoli, jakby każdy ruch był rytuałem. Gdy koszula opadła na ziemię, a za nią reszta stroju, jego ciało ukazało się w czerwonym półmroku – silne, dojrzałe, napięte od emocji, jak struna czekająca na dźwięk.

Nie było już odwrotu.

A na łóżku… spektakl trwał dalej.

Twi’lek dosiadał Xanousa z nieprzerwaną gracją, biodra pracowały głęboko, rytmicznie, bez litości. Palce jednej dłoni wbijał w pierś Hrabiego, drugą trzymał się baldachimu, który falował nad nimi jak mgła zmysłów.

Xanous wygiął się pod nim, jego ręce zacisnęły się na pościeli. Głowa odrzucona do tyłu, włosy mokre od potu. Jego usta otworzyły się w głuchym jęku.

I wtedy – zadrżał cały.

Gwałtownie, głęboko, intensywnie. Jego biodra uniosły się raz jeszcze, jakby chciał wniknąć w partnera do samego rdzenia Mocy… i eksplodował.

Ciało Twi’leka zadrżało w odpowiedzi, a potem opadło lekko do tyłu.

Zsunął się z penisa Xanousa z pełną godnością, która nie traciła ani kropli seksowności. Jego lekku musnęły klatkę piersiową Hrabiego, nim ten opadł z powrotem na łóżko, sapiąc głęboko.

Hmmm... miałem rację, byłeś gotowy... – rzucił Twi’lek z figlarnym uśmiechem, po czym wstał i ruszył do stylowej łazienki w rogu apartamentu. Jego pośladki poruszały się z drapieżną swobodą, zostawiając po sobie echo w powietrzu.

Kael podszedł bliżej łóżka.

Xanous leżał tam – jak rozpalony posąg, jego tors unosił się w rytmie oddechów. Na jego brzuchu lśniła ciepła, perłowa pamiątka ich aktu.

Obrócił głowę, spojrzał na Kaela – i uniósł brwi z satysfakcją, która była mieszanką triumfu, zmysłowego spełnienia… i łobuzerskiej prowokacji.

Nieźle wyglądasz bez uniformu, kapitanie – mruknął, głosem niskim i chropowatym po rozkoszy. – Chyba pora zobaczyć, czy pamiętasz, jak się kocha lordom.

Kael tylko uśmiechnął się kątem ust, wchodząc na łóżko powoli, jak ktoś wchodzący do świątyni, nie do sypialni.

Ciała były jeszcze gorące.

Noc dopiero się zaczynała.


Apartament VIP – „Crimson Sigh” – tuż po eksplozji Xanousa

Xanous jeszcze nie ochłonął.

Jego ciało – piękne, napięte, rozgrzane – spoczywało wśród jedwabnych fałd kołdry niczym złożona ofiara rozkoszy. Jego pierś unosiła się wolniej, lecz wciąż nieregularnie, a palce mimowolnie drgały od napięcia, które dopiero co ustąpiło.

I wtedy – Kael rzucił się w ogień.

Nie jak rycerz. Nie jak urzędnik Imperium.

Jak mężczyzna, który chciał smakować rozkosz, nie tylko na nią patrzeć.

Wskoczył na łóżko z gracją drapieżnika – ciałem silnym, dojrzałym, gotowym. Jego skóra była chłodniejsza, ale szybko rozgrzewała się przy gorącu Hrabiego.

Pochylił się nad nim i bez słowa zaczął całować jego szyję.

Najpierw delikatnie.

Jakby sprawdzał, czy to jeszcze dozwolone. Czy ciało Xanousa wciąż pulsuje chęcią, czy już śpi w spełnieniu.

Ale gdy usłyszał cichy jęk – podjął decyzję.

Zjechał niżej.

Jego język zostawiał ślad wilgotny i gorący, od obojczyków, przez klatkę piersiową, przez miękki, drgający brzuch, który jeszcze chwilę wcześniej był areną rozkoszy.

Tak cholernie piękny… – wyszeptał Kael, a jego dłonie objęły boki Xanousa, przytrzymując go delikatnie, ale stanowczo.

Xanous westchnął, rozluźniając nogi. Jego ciało zareagowało jak otwierający się kwiat – gotowe na kolejne dotknięcie, kolejne oblizanie, kolejne wtargnięcie…

Kael był niżej.

Teraz jego język pracował już przy dolnej linii brzucha – lizał, całował, drażnił. Czasem zatrzymywał się tylko po to, by musnąć delikatnie zębami, zostawić ślad, który rano będzie pulsował wspomnieniem.

Czuł, jak penis Xanousa zaczyna twardnieć na nowo – drżący, wrażliwy po orgazmie, ale gotowy.

Kael spojrzał w górę, spotykając wzrok Xanousa. Ten miał twarz zarumienioną, usta lekko otwarte, wzrok… tak głęboki, że można było w nim utonąć.

Widzisz, jak działa widownia…? – mruknął Xanous, z lekkim, pijanym od rozkoszy uśmiechem.

Nie jestem tylko widzem, – odpowiedział Kael, całując podstawę jego członka. – Teraz gram główną rolę.

I wtedy… jego usta objęły go. Powoli, namiętnie, z wprawą i uczuciem, którego nie zdradzał jego oficerski mundur.

Twi’lek właśnie wracał z łazienki, ociekający wodą, krople spływały po jego skórze. Zatrzymał się w progu i widząc tę scenę, uniósł lekku i gwizdnął cicho.

No, no… chyba mnie chwilę nie potrzebujecie. – uśmiechnął się, opierając o framugę.

Ale Kael, nie przerywając, uniósł jedną dłoń i przywołał go palcem.

Każdy spektakl ma więcej niż jedną scenę, – mruknął. – Zostań. Będzie bis.

Apartament VIP – „Crimson Sigh” – Noc Namiętności

Kael uniósł biodra i usiadł na twardniejącym ponownie penisie Xanousa z westchnieniem, które przeszło w niskie, gardłowe mruknięcie. Jego ciało było silne, ale napięte – nie z oporu, lecz z tego cudownego momentu między kontrolą a poddaniem się czystej przyjemności.

Penis Xanousa wślizgnął się głęboko, a jego głowa opadła na poduszkę z cichym jękiem ekstazy. Dłonie Hrabiego złapały za biodra Kaela, mocno, zdecydowanie, jakby chciał wyznaczyć tempo – ale Kael już je znał.

Zaczął się poruszać.

Powoli. Rytmicznie. Z ciężarem doświadczenia i siłą mężczyzny, który wiedział, czego chce – i potrafił to wziąć.

Każde jego zejście było jak uderzenie serca.

Każde uniesienie – jak zaciągnięcie się dymem grzechu.

W tym czasie Twi’lek, stojący jeszcze chwilę temu przy framudze, powoli podszedł do łóżka. Woda z jego mokrej skóry lśniła jak diamenty w bordowym półmroku pokoju.

Kael nie patrzył na niego. Ale wyciągnął rękę – zaproszenie.

Dołącz. – powiedział tylko. Głosem ochrypłym, ale zdecydowanym.

Twi’lek nie potrzebował więcej.

Wsunął się na łóżko z gracją drapieżnego kota. Uklęknął za Kaelem i zaczął całować jego plecy.

Powoli, zmysłowo.

Jego usta muskały łopatki Kaela, zsuwały się niżej, zostawiając ciepłe ślady na skórze, która już płonęła od wewnątrz. Jego język krążył wokół kręgosłupa, a dłonie zaczęły masować jego boki, ramiona, klatkę piersiową.

Kael wciąż ujeżdżał Xanousa.

Ich ciała zlewały się w rytm, jak muzyka, której nie trzeba było słyszeć – czuło się ją w kościach.

Xanous patrzył z dołu – z rozchylonymi ustami, oczami pełnymi uwielbienia i głodu jednocześnie.

Wyglądasz bosko, Kaelu… – wyszeptał. – Nosisz się jak król. Jakbyś znał mój tron od środka.

Kael uśmiechnął się kątem ust, pochylając się lekko do przodu, co pozwoliło Twi’lekowi przesunąć się jeszcze niżej, całując teraz jego brzuch, potem wewnętrzne strony ud.

Między trzema mężczyznami powstał pulsujący krąg zmysłowości – niespieszny, gorący, głęboko męski.

Kael poruszał się szybciej.

Xanous zaczął jęczeć głębiej.

Twi’lek – smakował, lizał, szeptał do skóry jak do kochanka, który nie potrzebuje słów.

Apartament VIP – Klub „Crimson Sigh” – Trójkąt spełnienia

Kael był rozpalony. Ujeżdżał Xanousa z niesłabnącą intensywnością – biodra opadały i unosiły się z rytmem, który można było porównać tylko do galaktycznych bębnów bitewnych. Jego plecy błyszczały od potu, a mięśnie grały pod skórą jak żywe akordy.

I wtedy Twi’lek – już całkowicie rozpalony tym widokiem – sięgnął po oliwkę, którą klub zostawił przy łóżku w eleganckim flakonie.

Jedno przesunięcie dłonią. Drugi. I był gotowy.

Kael poczuł dłonie na swoich biodrach. Nie zatrzymał się.

Twi’lek przycisnął się do niego od tyłu – jęknął cicho, czując napięcie ciała Kaela, które jeszcze nie wiedziało, że za chwilę będzie wypełnione z dwóch stron.

Gotów? – wyszeptał mu do ucha, a Kael tylko skinął głową, z ustami rozchylonymi w głębokim oddechu.

I wtedy wsunął się w niego.

Powoli, stanowczo, z pełnym szacunkiem do ciała, które przyjmowało więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Kael jęknął głęboko, jego ciało napięło się od podwójnego wypełnienia – Xanous w nim głęboko, a teraz Twi’lek… też.

Ciało w ciele. Wspólne centrum przyjemności.

Rytm się ustalił. Kael pomiędzy nimi, z biodrami prowadzonymi przez dłonie jednego i drugiego.

Xanous patrzył w górę – jego twarz była mieszaniną zachwytu i ekstazy.

Jesteście szaleni... – wysapał, przesuwając palcami po brzuchu Kaela, który teraz drżał w rytmie jak serce planety tuż przed wybuchem.

Twi’lek całował Kaela w kark, usta gorące, dłonie trzymały go mocno.

Ich ruchy stały się bardziej zsynchronizowane – jakby trzej mężczyźni tańczyli taniec starego rytuału, pełnego ognia, pożądania i wspólnoty.

Kael jęczał. Xanous szeptał jego imię. Twi’lek mruczał coś w swoim języku – między pocałunkami, między pchnięciami, między oddechami.

A potem…

Role zaczęły się zmieniać.

Kael osunął się z penisa Xanousa z westchnieniem, całując go w usta, z wdzięcznością i chciwością zarazem.

Teraz ty się połóż, – powiedział szeptem. – Chcę cię mieć pod sobą.

Xanous uśmiechnął się i obrócił, rozkładając się na łóżku jak ofiara i zdobycz.

Kael ustawił się nad nim, a w tym czasie Twi’lek przesunął się ku jego ustom i zaczął ssać palce Kaela, zanim zszedł niżej, by zająć się jego napiętym członkiem…

Scena nie miała końca. Miała tylko kolejne rozdziały.

Apartament VIP – „Crimson Sigh” – Noc Trzech Księżyców

Ciała już nie należały do jednostek. Były wspólną przestrzenią.

Xanous, Kael i Twi’lek poruszali się teraz jak zgrane instrumenty jednej orkiestry. Każdy z nich znał swój rytm, ale potrafił też dostosować się, przejąć inicjatywę lub złożyć ją komuś innemu z ufnością tak głęboką, że można by pomyśleć, iż byli połączeni Mocą, nie tylko pożądaniem.

Kael był nad Twi’lekiem, całując jego usta, podczas gdy Xanous wślizgiwał się w zielone, umięśnione ciało z dołu, jego biodra uderzały rytmicznie, namiętnie.

Potem role się zmieniały.

Xanous leżał na plecach, a Twi’lek prowadził go, siedząc na nim i pulsując w dół, w pełnym blasku czerwonego oświetlenia. W tym czasie Kael ssał szyję Hrabiego, całując go nisko na piersi, a jego ręka była już wilgotna i gotowa, by pieszczotliwie wślizgnąć się w Twi’leka – ciało w ciele, oddech w oddech.

Później Kael był między nimi, obaj wchodzili w niego na zmianę – raz jeden, raz drugi. A potem razem, zsynchronizowani. Kael trzymał się za prześcieradło, usta otwarte, całowany przez jednego, trzymany przez drugiego, a ich jęki mieszały się z jego.

Ich granice zniknęły.

Nie było już topa, bottoma.

Nie było dominacji ani poddania.

Było krążenie energii.

Xanous ujeżdżał Twi’leka, trzymając jego biodra. Potem Twi’lek podnosił Xanousa za uda i przyjmował go z siłą, która przywodziła na myśl rytuały starych kultur.

Kael, klęcząc za nimi, całował pośladki Xanousa, zanim sam przesuwał się do przodu i wślizgiwał się w niego, wciąż ciepłego, wciąż drżącego.

W jednym momencie wszyscy byli związani jednym ruchem, jednym tchnieniem, jednym jękiem.

Czas nie miał już znaczenia.

Ich ciała były jak systemy gwiezdne w rezonansie. Kręgi namiętności rozchodziły się coraz szerzej – przez łóżko, przez ściany, przez całą Nar Shaddaa, jakby Moc sama zatrzymała oddech, patrząc.


Aartament VIP – „Crimson Sigh” – Noc Trzech Księżyców

Ciała już nie należały do jednostek. Były wspólną przestrzenią.

Xanous, Kael i Twi’lek poruszali się teraz jak zgrane instrumenty jednej orkiestry. Każdy z nich znał swój rytm, ale potrafił też dostosować się, przejąć inicjatywę lub złożyć ją komuś innemu z ufnością tak głęboką, że można by pomyśleć, iż byli połączeni Mocą, nie tylko pożądaniem.

Kael był nad Twi’lekiem, całując jego usta, podczas gdy Xanous wślizgiwał się w zielone, umięśnione ciało z dołu, jego biodra uderzały rytmicznie, namiętnie.

Potem role się zmieniały.

Xanous leżał na plecach, a Twi’lek prowadził go, siedząc na nim i pulsując w dół, w pełnym blasku czerwonego oświetlenia. W tym czasie Kael ssał szyję Hrabiego, całując go nisko na piersi, a jego ręka była już wilgotna i gotowa, by pieszczotliwie wślizgnąć się w Twi’leka – ciało w ciele, oddech w oddech.

Później Kael był między nimi, obaj wchodzili w niego na zmianę – raz jeden, raz drugi. A potem razem, zsynchronizowani. Kael trzymał się za prześcieradło, usta otwarte, całowany przez jednego, trzymany przez drugiego, a ich jęki mieszały się z jego.

Ich granice zniknęły.

Nie było już topa, bottoma.

Nie było dominacji ani poddania.

Było krążenie energii.

Xanous ujeżdżał Twi’leka, trzymając jego biodra. Potem Twi’lek podnosił Xanousa za uda i przyjmował go z siłą, która przywodziła na myśl rytuały starych kultur.

Kael, klęcząc za nimi, całował pośladki Xanousa, zanim sam przesuwał się do przodu i wślizgiwał się w niego, wciąż ciepłego, wciąż drżącego.

W jednym momencie wszyscy byli związani jednym ruchem, jednym tchnieniem, jednym jękiem.

Czas nie miał już znaczenia.

Ich ciała były jak systemy gwiezdne w rezonansie. Kręgi namiętności rozchodziły się coraz szerzej – przez łóżko, przez ściany, przez całą Nar Shaddaa, jakby Moc sama zatrzymała oddech, patrząc.


Apartament VIP – „Crimson Sigh” – Finał Nocy

Jedwabne prześcieradła były już splątane, poduszki rozrzucone, a w powietrzu unosił się zapach seksu, potu i pożądania – czystego, gorącego, pierwotnego.

Teraz przyszła pora na ostatni akt.

Nie był to akt dominacji.

To była wspólna, świadoma celebracja ciał – ich zdolności do przyjmowania, dawania i przeżywania ekstazy.

Pierwszy był Xanous.

Klęczał z pośladkami lekko uniesionymi, jego biodra drżały z oczekiwania.

Kael podszedł do niego od tyłu, dłonie na jego biodrach, i wślizgnął się powoli, z głębokim, gardłowym jękiem.

Boże, jesteś ciasny... – wyszeptał.

Xanous jęknął przeciągle, unosząc się naprzeciw pchnięciom, każdy ruch pogłębiając rozkosz. Jego twarz oparta o pościel była czerwona, rozanielona. Twi’lek klęczał przed nim, całując jego usta, klatkę piersiową, pieścił jego włosy.

Gdy Kael doszedł, jego ciało zadrżało gwałtownie – jak burza przechodząca przez ciało. Usta otwarte, biodra przyciśnięte mocno, wydał z siebie niski, prawdziwy dźwięk orgazmu.

Później przyszedł czas na Kaela.

Ułożony na czworakach, jęczał, gdy Xanous, odzyskujący siły, wszedł w niego głęboko, jednym płynnym ruchem.

Kael wygiął się do tyłu, a Twi’lek znów zajął się jego ustami – ssąc dolną wargę, całując policzek, jęcząc razem z nim, gdy każde pchnięcie Hrabiego stawało się mocniejsze, intensywniejsze, aż...

Jestem tak blisko... – syknął Kael, a potem wystrzelił — ciałem, duszą, oddechem.

Na koniec – Twi’lek.

Jego pośladki były uniesione, zielone ciało drżało, błyszcząc od potu.

Kael i Xanous wymienili spojrzenie. Ustawili się razem, jeden za drugim.

Xanous pierwszy – wślizgnął się w Twi’leka z jednym, gładkim ruchem. Potem, gdy się wycofał, Kael przejął miejsce.

Twi’lek jęczał – pięknie, głośno, niekontrolowanie. Każde wtargnięcie rozciągało go, każdy jęk był jak wibrujące zaproszenie.

Ich dłonie masowały jego uda, całowały plecy, usta ocierały się o kark.

I wtedy – jego ciało eksplodowało.

W spazmach, w krzyku, w drżeniu, które przeszyło całe jego ciało. Sperma rozprysła się na pościeli, jego biodra opadły, nogi się rozsunęły.

Trzej mężczyźni padli razem – splątani, rozgrzani, spełnieni.

Ich oddechy były ciężkie. Ich ciała – zlane potem i ekstazą.

A świat – cichł. Jakby galaktyka na chwilę przestała się obracać.


Scena równoległa: "Dooku i zaburzenia Mocy"[]

Lokal: niższy poziom klubu „Crimson Sigh”

Wibrujące światła rozświetlały klub – na niższym poziomie bardziej ekskluzywnym, bardziej cichym, bardziej… dla wybranych.

Tam właśnie Dooku krążył, jakby był generałem przechadzającym się po niewidzialnym polu bitwy. Jego dłonie splecione za plecami, płaszcz lekko rozchylony, odsłaniający ciemną kamizelkę ozdobioną herbem Serenno.

Jego oczy omiatały salę z niepokojem.

Xanous… — wyszeptał raz jeszcze, tym razem głębiej.

Jakby nie tylko go szukał, ale wyczuwał… coś więcej.

I wtedy – uderzyło.

Jak chłodna fala przez jego duszę.

Zatrzymał się w miejscu. Palce zadrżały. Źrenice zwęziły się.

Zaburzenie w Mocy.

Nie niebezpieczeństwo. Nie walka.

Coś bardziej… pierwotnego.

Zmysłowego.

Zamknął oczy. Oddech przyspieszył.

Nie była to pierwsza taka wizja w jego życiu – ale ta była inna.

Bliska. Osobista.

W jednej chwili jego umysł zalała obrazowa fala.


[Wizja]

Trzy nagie ciała.

Pochylenia, dotyk, jęki.

Xanous – jego stryjeczny wnuk – z głową odrzuconą do tyłu, pośladkami rozpartymi, przyjmujący mężczyznę… Kaela.

Z drugiej strony – Twi’lek. Jego lekku owinięte wokół ciała Kaela, ruchy pulsujące, zsynchronizowane.

Było to piękne i brutalne zarazem.

Moc drgała między nimi – nie jako wojna… ale jako seksualna ekstaza, która zakłóca równowagę.

Dooku cofnął się o krok, z niedowierzaniem.

Kael…? — wyszeptał. — Ty…?

Obraz przeszedł jeszcze raz. Tym razem Xanous ujeżdżał Kaela, głowa Twi’leka pomiędzy udami Hrabiego, wszyscy jęczący w jednym rytmie.

Potrójny rezonans.

Potrójne spełnienie.

Potrójna Moc.

Dooku otworzył oczy. Serce biło szybciej.

Kapitan Sarnem Drayne, stojący obok, zauważył jego zmianę.

Panie Hrabio? Co się stało? — zapytał z troską, acz bez wścibstwa.

Dooku spojrzał na niego z intensywnością. Nie złością. Z niepokojem.

Jest… zaburzenie. Moc została przeciążona. Nie… z ciemności. Z innego źródła.

Zrobił pauzę. Westchnął przez nos.

Xanous zniknął z pola mojego wyczucia. To może znaczyć wiele.

Muszę go znaleźć. Może… coś mu się stało.

Nie dopowiedział, że jego ostatnia wizja pokazała wszystko… poza niebezpieczeństwem.

Choć kto wie – może właśnie w tej ekstazie bez kontroli, której był świadkiem, czai się największe niebezpieczeństwo?

Zbliżając się do drzwi apartamentu, nie miał nawet czasu zapukać. Dźwięki zza drzwi były zbyt jednoznaczne. Westchnienia. Jęki. Uderzenia ciał o siebie. Ciche słowa w różnych językach. I coś jeszcze — nuta intensywności, której Dooku nie był w stanie zignorować.

Drzwi nie były zamknięte. Pchnął je powoli, bez słowa. I wtedy…

Zamarł.

Scena przed jego oczami była jak uderzenie błyskawicy. Trzech mężczyzn — jego wnuk Xanous, Twi’lek i Officer — wciąż spleceni, nadzy, ciała lśniące potem i uniesieniem. Ich piersi unosiły się gwałtownie, a twarze były rozpalone, rozchylone usta szeptały ostatnie dźwięki ekstazy.

Było późno, ale nie zbyt późno – moment kulminacyjny właśnie się wydarzył. A powietrze w komnacie… było ciężkie. Przesycone. Aromatyczne. Dooku od razu poczuł, co się wydarzyło — nie tylko widział, ale i czuł. Gęsty zapach, ślady na prześcieradłach, ślady na ciałach. Bez wątpienia. W pokoju unosiła się mgła pożądania… i widoczne dowody tego, jak namiętna była ta noc.

Xanous był jeszcze w objęciach Twi’leka, jego ręka leżała na biodrze Officera, który właśnie spojrzał z niedowierzaniem ku drzwiom.

Niepokojące Milczenie

Kiedy drzwi zatrzasnęły się za Hrabią Dooku, cisza w apartamencie była niemal tak gęsta jak wcześniej atmosfera... tylko teraz podszyta niepokojem i wyraźnym śladem konsternacji.

Officer przeciągnął się z rozbrajającym uśmiechem, sięgając po leżący na podłodze róg pościeli.

– „Przyznam, że to… nie był mój pierwszy raz, kiedy ktoś wszedł bez pukania. Ale zdecydowanie pierwszy raz, gdy był to były Mistrz Jedi.”

Twi’Lek parsknął śmiechem, siadając bokiem na łóżku. Jego ogon lekko poruszał się w nerwowym rytmie.

– „Wy arystokraci z Serenno naprawdę żyjecie jak w dramacie operowym. Brakuje tylko chóru w tle.”

Xanous przeciągnął się, bez śladu wstydu, z błyskiem w oku. Jego włosy były potargane, kark – ozdobiony śladami gorącej nocy. Wziął głęboki wdech, jakby właśnie wracał na orbitę po bardzo dalekiej misji.

– „Chór już był. W naszych jękach. A mój dziadek ma talent do dramatycznych wejść. To u niego genetyczne.”Dooku mówi – "Macie pięć minut. Potem chcę widzieć cię w pełni ubranym... i przytomnym umysłowo, młodzieńcze. Narada nie poczeka."

Drzwi zamknęły się z charakterystycznym syknięciem. W powietrzu wciąż unosiła się atmosfera rozgrzanego dotyku, ale teraz została przecięta ostrzem rzeczywistości – narada, obowiązki, Dooku.

Twi’Lek odwrócił się powoli, poprawiając lekko włosy i oblizując wargę z ostatnim śladem pocałunku.

– „To był... twój dziadek?” – zapytał z półuśmiechem, unosząc brew.

Xanous, wciąż półnagi, rzucił mu rozbawione spojrzenie, sięgając po swój hrabiowski łańcuch i czarne spodnie.

– „Tak. Hrabia Dooku. Mistrz Jedi. Polityk. I, jak właśnie odkryliśmy, niezapowiedziany inspektor łóżkowych orgii.”

Officer roześmiał się krótko, poprawiając pasek i zapinając w pośpiechu koszulę.

– „Nie dziwię się, że jesteś taki… dominujący. To musi być rodzinne.”

Wszyscy zaczęli się ubierać, ale coś w zachowaniu Twi’leka się zmieniło. Jego wcześniej rozchełstana, kusząca stylizacja leżała porzucona na fotelu. Zamiast tego wyciągnął z niewielkiego plecaka coś ciemnego, z wysokim kołnierzem i lekko połyskującym materiałem – tunikę i płaszcz o kroju przypominającym te noszone przez agentów... lub łowców nagród.

Xanous zmrużył oczy, zapinając swój pas.

– „Nie mówiłeś, że przyszedłeś z takim ekwipunkiem.”

Twi’Lek spojrzał na niego przez ramię. Uśmiech nie zniknął, ale był teraz subtelniejszy – bardziej... wyćwiczony.

– „Nie pytałeś. A ja nie jestem tylko piękną twarzą i zwinnością bioder.”

Zamilkł na moment, a potem dodał szeptem:

– „Narada, w której zaraz weźmiesz udział… może nie być tak czysta, jak myślisz.”

Officer, który dopinał rękawice, spojrzał na niego z ukosa.

– „Jesteś szpiegiem?”

Twi’Lek spojrzał prosto w oczy Xanousa.

– „Jestem... zainteresowany, żebyś wyszedł z tej narady żywy. To wystarczy na teraz.”

Xanous milczał przez chwilę, ale jego twarz nie zdradzała nic poza lekkim rozbawieniem.

– „A ja właśnie miałem nadzieję na powtórkę dzisiejszej nocy. A tu wygląda na to, że przydzielono mi ochroniarza z talentem do pozycji.”

Twi’Lek tylko mrugnął, zarzucając płaszcz na ramiona.

– „A może jedno nie wyklucza drugiego.”

I tak oto z namiętnego trójkąta wyłoniła się jeszcze większa historia. Napięcie seksualne powoli ustępowało miejsca politycznym intrygom. Ale iskra – ta, która się narodziła tej nocy – wciąż tliła się w ich spojrzeniach.

✦ Rozdział IV: Tożsamość w Cieniu i Tajemnice Kartelu[]

✦ Konfrontacja w Apartamencie

W chłodnym półmroku apartamentu na Nar Shaddaa, echa namiętności powoli ustępowały chłodnej logice, a atmosfera — choć wciąż elektryzująca — stawała się bardziej napięta niż zmysłowa. Światło z wnętrza salonu oświetlało trzy sylwetki: Dooku stał z rękami splecionymi za plecami, jego postawa była dostojna, ale spojrzenie... ostre jak klinga światłomiecza.

Xanous stał naprzeciwko — wyprostowany, choć na jego szyi wciąż widniał subtelny ślad zębów, który nie umknął uwadze starszego hrabiego. Ich oczy spotkały się na krótką, pełną napięcia chwilę. Było w tym spojrzeniu coś więcej niż tylko zakłopotanie — była tam historia, lojalność i duma. I coś, czego żaden z nich nie wypowiedział głośno.

Officer, z tym swoim wiecznie bezczelnym urokiem, zajął fotel najbliżej barku i sięgnął po wodę, zachowując się jak ktoś, kto regularnie bywa świadkiem rodzinnych dramatów polityczno-erotycznych.

Wtedy odezwał się Twi’Lek.

Kai’n Virek — teraz już nie tylko kochanek, ale ktoś znacznie więcej — wyszedł z cienia. Jego kroki były pełne elegancji, a jego postura... nie była już tylko kusząca. Była wojskowa. Pewna. W jego oczach nie było śladu wahania.

"Lordzie Dooku," powiedział spokojnie, lekko się kłaniając. "Zanim jeszcze rzucicie we mnie oskarżeniem, pozwólcie, że się przedstawię."

Xanous zmarszczył brwi, jakby ktoś właśnie zdradził mu, że jego partner do tańca jest szpiegiem. Bo... no cóż, właśnie to się stało.

"Nazywam się Kai’n Virek. Kapitan-wysłannik Konfederacji Niezależnych Systemów, działający pod przykrywką na Nar Shaddaa. Wysłany przez... ciebie, lordzie, jeszcze wiele miesięcy temu."

Cisza.

Dooku przez chwilę nie odpowiedział. Przechylił lekko głowę, jakby oceniał strukturę moralną tej wypowiedzi. W końcu odezwał się powoli, z chłodnym spokojem, który krył pod sobą lawę zdziwienia, rozbawienia i — może — lekko urażonego ego.

"Zatem nie tylko mój wnuk okazał się wyjątkowo... podatny na urok agentów specjalnych. Ale i mój własny plan zadziałał z opóźnieniem, którego nikt z nas nie przewidział."

Kai’n uniósł lekko podbródek.

"Moim zadaniem było wniknięcie w struktury lokalnej siatki Racto, zdobycie danych o nadchodzącej zdradzie Kartelu wobec Konfederacji... i zdobycie zaufania pewnych wpływowych osób. Xanous... był częścią planu. Choć... nie zakładałem, że aż takiej."

Xanous spojrzał na niego jak ktoś, kto właśnie przeszedł z łóżka do raportu wojskowego w mniej niż pięć minut.

"Naprawdę... byłem częścią planu? Kai’n, ty..." urwał, z półuśmiechem. "Nie wiem, czy jestem bardziej wkurzony, czy podniecony."

Dooku znowu się odezwał, tym razem łagodniej, choć z nutą ostrzeżenia:

"W polityce i wojnie, młodzieńcze, wszystko może być częścią planu. Nawet namiętność. Zwłaszcza namiętność."

Officer z boku chrząknął:

"Z doświadczenia powiem, że najlepsze plany właśnie tam się rodzą..." i uniósł szklankę w geście toastu.

Dooku spojrzał na niego z takim wyrazem twarzy, który mógłby zatrzymać hipernapęd. Ale nie skomentował.

Kai’n zbliżył się do Xanousa, kładąc mu dłoń na ramieniu. Jego dotyk był spokojny. Autentyczny.

"Ale to, co się między nami wydarzyło, nie było udawane."

Xanous spojrzał mu w oczy. I tym razem, bez uśmiechu, skinął głową.

"Wiem."

A Dooku tylko westchnął, odwracając się do okna, za którym mieniły się światła przestępczej planety.

"Oby ta narada nie była tak skomplikowana jak ta scena..."

Dooku wciągnął powietrze powoli, jakby ważył każde słowo. Przez chwilę jego twarz pozostała niewzruszona, jak marmurowa rzeźba wyciosana w czasach Starej Republiki. A potem... kącik jego ust uniósł się ledwo zauważalnie.

"Cóż, Virek... zdaje się, że nie tylko rozwinąłeś mięśnie. Rozwinąłeś też poczucie humoru. Niezwykle… niepokojące połączenie."

Twi’Lek odpowiedział spokojnie:

"Funkcjonalność musi ewoluować. Zwłaszcza na Nar Shaddaa, gdzie dzień bez podwójnej tożsamości to dzień stracony."

Xanous oparł się o stół, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, jego sylwetka w ciemnym stroju hrabiowskim była elegancka i napięta zarazem.

"Racta... spotyka się z kupcami informacji. Czyli z wrogami, którzy nawet jeszcze nie wiedzą, że nimi są. Lub gorzej – z tymi, którzy już dawno nimi zostali."

"Sektor 9-Harran," powtórzył Dooku, spoglądając w przestrzeń, jakby już planował ścieżki ewakuacji i rozmieszczenie snajperów. "Jeśli tam będzie… potrzebujemy potwierdzenia. I kogoś, kto może się zbliżyć."

Virek uniósł brew.

"Mój kontakt wewnątrz ochrony Racty może mnie wprowadzić — pod warunkiem, że wyglądam wystarczająco... interesująco." Dodał z przekąsem. "Na szczęście ostatnie godziny z pańskim wnukiem podniosły moją motywację i... aurę naturalnej atrakcyjności."

Dooku zmrużył oczy.

"Nie jestem pewien, czy właśnie pochwaliłeś się skutecznością operacyjną, czy złamałeś regulamin etyczny Separatystów."

"Prawdopodobnie oba, sir." Virek nie speszył się ani trochę.

Xanous, teraz poważniejszy, podszedł do Dooku i mówił cicho, niemal tylko dla jego uszu:

"Dziadku, jeśli Racta naprawdę sprzedaje dane, a jego celem jest destabilizacja... to może dotyczyć też mojej pozycji na Serenno. Mojego rodu. Naszego."

Dooku spojrzał na niego ostro, ale z dumą.

"Dlatego musimy działać szybko. I... precyzyjnie." Przeniósł wzrok na Vireka. "Kapitanie, zatem... czy jesteś gotów wrócić w teren? Tym razem z pełną świadomością konsekwencji."

Kai’n poprawił swój wysoki kołnierz, prostując się do pełnej postawy kapitana.

"Gotów, Lordzie. Zdecydowanie."

A potem — tylko Xanous zauważył, jak przez twarz Vireka przemknął cień... może wspomnienie nocy, może lęku, że to pożegnanie. Ale równie dobrze — echo planu, który dopiero się rozwija.

Twi’lek i Officer niemal równocześnie pochylili głowy, nie tyle ze skruchy, co z szacunkiem — i odrobiną rozbrajającej bezczelności.

„A co do ostatnich godzin... przepraszamy.”

„Młodość, krew gorąca… no i, z całym szacunkiem, Xanous to nie tylko utalentowany polityk, ale i… no, sam pan widział.” – dorzucił Kai’n, z tym swoim niegasnącym błyskiem w oku, który niebezpiecznie balansował między arogancją a urokiem.

Dooku spojrzał na nich chłodno. Ale w jego oczach pojawił się cień półuśmiechu — subtelny, niemal nieistniejący, ale wystarczający, by zasugerować, że nie jest całkowicie zaskoczony. Albo że przypomniał sobie o czasach, gdy on sam był „młody, z gorącą krwią”.

„Widziałem aż za wiele, kapitanie. A jednak żyję.”

Zawiesił głos.

„Ale teraz wszyscy musimy skupić się na tym, co ważne. Nar Shaddaa to miejsce, gdzie błąd kosztuje więcej niż reputacja. Tu giną nie tylko nazwiska, ale i całe rody.”

Xanous skinął głową z powagą, a potem przeszedł kilka kroków w stronę Vireka. Między nimi zapanowała chwila ciszy — ale to była cisza intymna, bliska, jak echo czegoś, co dopiero co wybrzmiało na pościeli, a teraz przekształcało się w polityczny sojusz.

„Pójdziesz z nami.” Jego głos był stanowczy. „Wykorzystamy twoją tożsamość i kontakt z Ractą. Wejdziesz tam, a my będziemy twoim cieniem.”

Virek uniósł brew. Jego twarz wciąż była spokojna, ale jego ogon poruszył się lekko — znak, że pod maską agenta i wojownika wciąż tli się ten sam żar, który wcześniej rozpalał łóżko.

„Mówisz to jako Hrabia, czy jako ten, z kim… dzieliłem ścianę i noc?”

Xanous uśmiechnął się. Ale nie był to już uśmiech młodzieńca złapanego in flagrante. To był uśmiech lidera. Gracza. Przyszłego filaru galaktyki, który potrafił spojrzeć przeciwnikowi w oczy — i kochankowi w duszę.

„Jako obie wersje.”

Dooku odwrócił się w stronę panoramicznego okna, zza którego rozciągała się toksyczna, hipnotyzująca panorama Nar Shaddaa.

„Zatem, panowie. Wkładamy maski. Ale nie zapominamy, kim jesteśmy. Bo dzisiejszej nocy... każdy może zdradzić.”

Cisza zapadła na moment, a potem Officer westchnął teatralnie, poprawiając rękawice:

„Zdrada, pożądanie, polityka... czy ktoś jeszcze pamięta, kiedy to wszystko było prostsze?”

Xanous rzucił mu spojrzenie przez ramię.

„Nie. Ale teraz mamy misję. I przynajmniej wiem, że moi towarzysze potrafią przekonać każdego — w łóżku i przy stole negocjacyjnym.”

Dooku wyciągnął komunikator, jego palce poruszały się sprawnie, zimno, jakby kodował polecenia, które mogą zmienić bieg wojny.

„Zwołuję naszych ludzi w cieniu. Jeśli Racta ma informacje, musimy je zdobyć pierwsi. I zróbcie mi przysługę — żadnych więcej... niespodzianek.”

Ton był oschły, ale nie do końca chłodny. Była w nim nuta zmęczenia. I troski — tej, którą nosił nie jako Lord Separatystów, lecz jako dziadek, który zobaczył więcej, niż planował... i więcej, niż przyznałby publicznie.

Twi’Lek, Xanous i Officer spojrzeli na siebie. Ich spojrzenia skrzyżowały się z tym zrozumieniem, które zrodzić może tylko wspólna noc, wspólna misja... i wspólny sekret. Kąciki ich ust uniosły się ledwie zauważalnie. Być może jeszcze będzie czas na namiętność. Teraz jednak była tylko misja.

Wysoki cień Nar Shaddaa rozciągał się wokół nich jak peleryna. Miasto przestępców, informatorów, agentów i tych, którzy od dawna przestali wierzyć w jasną stronę galaktyki, właśnie budziło się do życia. W jego najciemniejszych zakamarkach miała rozstrzygnąć się nie tylko przyszłość Serenno... ale i przyszłość układu sił.

A potem ruszyli.

W stronę sektora 9-Harran.

W stronę dymu, świateł, kłamstw i szeptów.

W stronę niepewności, zdrady i ciemności.

Ale razem.

I tym razem – nie jako kochankowie.

Nie jako gracze.

Ale jako ci, którzy potrafią przeżyć noc i wrócić z ogniem.

Rozmowa na krawędzi światła i cienia

Nar Shaddaa świtała inaczej niż inne planety – jej poranki nie należały do słońc, lecz do neonów, które nigdy nie gasły. Kiedy grupa opuściła apartament, ich stopy stąpały już po ziemi, która należała do Racty. I do tych, którzy chcieli go zniszczyć.

Tylko kilka kroków za rogiem, w jednej z bezpiecznych stref wywiadowczych, Kai’n Virek rozwinął miniaturowy holoprojektor, na którym migała nowa wiadomość.

„Zmiana planów. Racta pojawi się tej nocy… ale nie w sektorze 9-Harran.”

„Co?!” — Xanous rzucił krótkie spojrzenie. Jego czarna, wyszywana subtelnie szata – z wysokim kołnierzem, lekkimi zdobieniami srebra i rubinową broszą Xanousów – falowała lekko na jego ramionach jak cień samego Serenno.

„Zmieniono lokalizację. Zamiast tajnej narady... odbędzie się bal.” — kontynuował Virek. „Otwarcie nowego skrzydła kasyna ‘The Black Spiral’. Zaproszenia wyłącznie dla elit. Większość przyjdzie w przebraniu. Racta ma tam spotkać się z potencjalnym nabywcą danych.”

Dooku zacisnął usta.

„A więc szachownica się rozrosła.”

„I pionki tańczą.” — odparł Virek z przekąsem, wyłączając projektor.

Xanous zmrużył oczy i po chwili ciszy uśmiechnął się łagodnie, lecz groźnie.

„Czyli musimy się przebrać. Jak bardzo... teatralnie?”

Virek spojrzał na niego powoli, jakby dopiero teraz w pełni zauważył, jak Xanous wygląda. W ciemnej, arystokratycznej szacie, z sygnetem rodu na palcu i wyprostowaną postawą przypominającą rzeźbionego generała – wyglądał raczej jak ktoś, kto rozdaje karty, a nie je zbiera.

„Mniej generała. Więcej uwodziciela.” – rzucił z uśmiechem.

Dooku skrzyżował ramiona.

„Przy takich scenariuszach zawsze muszę zmieniać tożsamość. Kiedyś byłem ‘Vel Draym’, potem ‘Czarny Rethan’, a teraz...?”

Kai’n podał im mały projektor z ich nowymi fałszywymi profilami.

„Lord Vel Astari – nowobogacki inwestor z Układu Atraxii, znany z zamiłowania do antyków, młodych mężczyzn i rzadkich trunków. A jego doradca: Thalion Darc, emerytowany mistrz negocjacji z niższych planet.”

Xanous aż prychnął.

„Czyli jestem dekadenckim hedonistą.”

„Zagraj to sobą, nie będzie różnicy,” rzucił Dooku z kamienną twarzą.

„Wnuk ci się puszcza na Nar Shaddaa, a ty żartujesz?”

„Jeśli się nie śmiejesz, to znaczy, że pozwalasz Nar Shaddaa cię zjeść.” Dooku sięgnął po szkatułkę z nowymi ubraniami.

Kai’n natomiast już był w połowie przygotowań. Jego nowy strój – czarny, wysoki płaszcz z asymetrycznym zapięciem, delikatnie zdobiony zielonymi nitkami, które mieniły się w świetle, miał sprawiać wrażenie luksusu bez oczywistości. Maska — srebrna, wąska, zasłaniająca tylko górną część twarzy — dopełniała wizerunku kogoś, kto wie zbyt wiele.

Xanous uniósł rubinowy kieliszek z barku i spojrzał na swoje odbicie.

„Vel Astari... Brzmi jak ktoś, kto ma apartament w trzech sektorach i kochanka w czterech.”

„Idealnie,” odparł Virek. „Bo Racta chce kupować dane od ludzi, którzy... również handlują własnym cieniem.”

Dooku założył wysoki, jedwabny szal. Jego twarz zniknęła w półcieniu.

„W takim razie... zatańczmy.”

🔻 Scena: „Maski i Prawda” – rozmowa z Racto

⛓️ Loża była ciemna, cicha – zbudowana tak, by każde słowo miało wagę, a każdy gest brzmiał jak wyrok. Poza nimi, świat tańczył. Dźwięki balu dochodziły zza grubych zasłon jak wspomnienie rzeczywistości, która właśnie przestała mieć znaczenie.

Racto, lord przestępczej ekspansji, siedział nieruchomo. Jego oczy – lodowato chłodne – badały swoich gości bez cienia litości. Urokliwy arystokrata z wysp Sullustańskich i jego tajemniczy doradca? Oczywiście, że nie wierzył. Ale jeszcze nie wiedział komu nie wierzy.

🥀 Lord Vel Astari (Xanous), z gracją oparł dłoń na kryształowym stole. Na jego palcu lśnił sygnet — nie ten właściwy, lecz ozdobny, symbol wymyślonego dziedzictwa. W jego uśmiechu było coś... wyzywającego.

🌀 Xanous (głos miękki, ale z precyzją noża):

— Czyż nie jest interesujące, jak często przeszłość wraca na takich balach jak ten?

Ukryta pod maskami, przemawia przez wino, muzykę… czasem przez krew.

Racto (niewzruszony):

— Przeszłość jest ciężarem dla tych, którzy nie mają przyszłości.

(chłodne spojrzenie pada na Dooku)

— A pan? Thalion Darc, doradca z Hestill? Milczy pan z klasą… ale zbyt długo.

🧓🏼 Dooku (pochyla się lekko, głos gładki jak ostrze rapiera):

— Milczenie bywa najczystszą formą dyplomacji.

(pauza)

— Ale jeśli mamy mówić o przyszłości…

(wbija spojrzenie w Racto)

— ...to warto zadać pytanie, Lordzie: czyja przyszłość pan planuje?

Racto (uśmiech zbliżony do syknięcia):

— Moja. I tych, którzy potrafią tańczyć na ostrzu zmian.

(patrzy na Xanousa z niepokojącym zainteresowaniem)

— Jak pan. Panie Astari. Zastanawiam się, kto panu kazał tu przyjść… i czy przetrwa pan, kiedy nadejdzie prawda.

🌀 Xanous (niespiesznie sięga po kielich, ton głosu nieznacznie się zmienia — staje się mroczniejszy):

— Prawda, Lordzie Racto, to taniec, który nie wybiera partnerów.

A ja…

(spojrzenie staje się chłodne jak cisza przed burzą)

— ...tańczyłem już w salach, gdzie krew mieszała się z kadzidłem.

Więc niech pan zada sobie pytanie…

(nachyla się)

— …czyim cieniem był pan wtedy?

🔘 Pauza. Cisza, która waży więcej niż tona transparistali.

Racto (zniecierpliwiony, ale nie daje się wyprowadzić z równowagi):

— Jesteście zbyt dobrze poinformowani.

(krzywy uśmiech)

— I zbyt eleganccy jak na zwykłych kupców.

(nachyla się nieco)

— Ale ostrzegam was: kto pyta o przeszłość Racto…

(ton spada do szeptu)

— ...często kończy jako jej część.

🧓🏼 Dooku (nienaruszony, z lekkim odchyleniem głowy, głos niski):

— A kto zataja informacje… może zostać zapamiętany nie jako gracz, lecz jako przeszkoda.

A przeszkody… można usuwać. Bez hałasu.


🔻 W loży zapada cisza. Spojrzenia. Maska kontra maska. Ale jedno jest pewne — Racto poczuł ostrze pod stołem. Jeszcze niewidzialne. Jeszcze niedotkliwe. Ale realne.

🎭 Na zewnątrz bal trwa. Droidy grają walca. Ktoś się śmieje. Ktoś tańczy.

A w cieniu – wojna trwa. Bez blastera. Bez miecza.

Tylko słowa, spojrzenia… i maski, które zaczynają pękać.

🔻 Scena: „Prawda w ogniu” – Bitwa w apartamencie Racto

🪑 Racto siedział wygodnie za biurkiem, jakby właśnie wygrał.

Jego uśmiech był jak brzytwa – chłodny, lśniący i pełen satysfakcji.

👤 Racto:

— Cóż, panowie… nie spodziewałem się, że będziecie tacy... szczerzy.

(przeciąga słowa jak truciznę w winie)

— Ale niestety, właśnie przekroczyliście granicę. Teraz… to mój teren.

🚨 SYK hydrauliki.

Ściany rozsunęły się z cichym trzaskiem. Panele rozjechały się w bok jak kurtyny piekła.

💀 Cztery wejścia. Osiem droidów klasy bojowej. Sześciu najemników w zbrojach wspomaganych.

🔫 Celowniki już celowały.

Palce zaciskały się na spustach.

Ale zanim padł pierwszy strzał – Dooku i Xanous spojrzeli na siebie.

To był tylko moment. Ale w tym spojrzeniu była dekada zaufania, treningu, krwi i celu.

Dooku wyprostował się powoli, jak wieża, która nie boi się sztormu.

Jego ręka… wsunęła się pod pelerynę.

CICHY KLIK.

🔷 NIEBIESKIE OSTRZE ZAPŁONĘŁO.

🌀 Xanous, bez jednego słowa, wykonał obrót przez ramię, płaszcz rozchylił się jak skrzydła sokoła.

Z jego dłoni eksplodowało:

💚 ZIELONE OSTRZE ŚWIETLNE – czyste, jasne, żywe.

I wtedy – rozpoczęło się piekło.


🎬 Bitwa w apartamencie Racto

Droidy otworzyły ogień — seria z blasterów przecięła powietrze.

⚔️ Dooku z gracją godną mistrza starej szkoły Jedi obracał się w miejscu, odbijając wiązki – jakby nie walczył, a dyrygował symfonią zniszczenia.

Chwila! – zawołał jednym tonem, ostrzegając Xanousa i jednocześnie miażdżąc droidowi głowę ruchem Mocy.

🌀 Xanous – młody, szybki, jak błyskawica – przeskoczył na biurko Racto.

Zielone ostrze przecięło na pół karabin jednego z najemników zanim ten zdążył pociągnąć za spust.

Wziąłem taniec dosłownie, Lordzie Racto!

👤 Racto cofnął się, uderzając w tylną ścianę biura. W jego oczach: niedowierzanie.

NIEMOŻLIWE…!

Dooku odpowiedział za niego:

🧓🏼 — Zawsze miej plan B, Racto. Ale nie zapominaj… że Jedi często mają plan A, B… i miecz.

💥 Droid eksplodował po celnym odbiciu wiązki od sufitu przez Xanousa.

W tym czasie Dooku uniósł rękę, a dwóch najemników wzbiło się w powietrze, rzuconych Mocą o przeciwległą ścianę.

🌀 Xanous wyczuł moment — wskoczył z gracją na konsolę, gdzie ukryty był panel bezpieczeństwa.

Zablokuj wyjścia. On nie ucieknie.

Zielone ostrze przebiło system zabezpieczeń.

Światło przygasło. Zgasły drzwi.

Racto był zamknięty z nimi.

🔻 Scena: „Cisza po burzy” – Po walce w apartamencie Racto

🪟 Dym snuł się przez przestrzeń zniszczonego biura jak duch tych, którzy odważyli się podnieść broń przeciwko Jedi.

Fragmenty zbroi, rozżarzone jeszcze po eksplozji droidów, leżały w kątach jak popękane skorupy. Holograficzne mapy rzucały chaotyczne obrazy – fragmenty układów gwiezdnych, nazwiska, dane… wszystko drgało, jakby samo urządzenie wpadło w panikę.

💀 Na środku – Racto.

Zasapany, z lekkim krwawieniem z kącika ust, ręką podtrzymywał bok, gdzie zielone ostrze Xanousa zostawiło ślad nie na ciele – ale na ego.

🧓🏼 Dooku (spoglądając chłodno, jego płaszcz ledwo poruszony przez falę gorąca):

— Słabo rozplanowane zabezpieczenia. Jeśli to był twój „teren”, to muszę przyznać – nie umiesz go utrzymać.

🌀 Xanous (zbliżając się, miecz ciągle aktywny, ale opuszczony):

— To koniec, Racto. Nie blefuj. Nie szantażuj. I nie próbuj uciekać.

(zatrzymuje się krok przed nim)

— Chcę nazwiska. Prawdziwego. I powodu.

👤 Racto (niskim głosem, już bez maski, bez postawy, tylko… prawdziwie, z cieniem rozpaczy):

— Ja byłem tylko łącznikiem… pośrednikiem.

Rozkaz przyszedł z Kartelu – tak, ale nie z Nal Hutta. Z innej ręki.

(kaszle, plując odrobiną krwi)

🔻 Scena: „Prawda wypowiedziana” – W samym sercu zdrady

🪨 Biuro wciąż drżało – nie od wstrząsów strukturalnych, ale od emocji. Od przepływającej Mocy, która oplotła to miejsce jak duch prastarej burzy. Dym, światła awaryjne i roztrzaskane fragmenty zbroi sprawiały, że wyglądało to nie jak pokój do rozmów… ale jak miejsce ostatniego sądu.

Racto klęczał – już nie lord, nie handlarz, nie gracz. Tylko niedobitek zdrady, prawdy i planów, które właśnie runęły.

🧓🏼 Dooku, zwykle niewzruszony, wyglądał… jakby coś w nim pękło. Ale nie była to słabość. To była czysta, przerażająca klarowność.

Dłoń drżała mu nie z bólu, lecz z ciężaru lat powściąganej furii. Spojrzenie wbite w Racto mówiło więcej niż jakiekolwiek słowo.

🌀 Xanous – z mieczem przy gardle zdrajcy – już się nie wahał.

W jego postawie była dojrzałość wymuszona tragedią, gotowość nie tylko do zadania ciosu, ale do poniesienia konsekwencji.

Głos miał niski, twardy:

🗨️ Xanous:

— I wy naprawdę uwierzyliście, że powstrzymacie przepowiednię…

…paląc dom, w którym się urodziła?

👤 Racto (świszczącym, popękanym szeptem):

— To nie ja… to nie ja wymyśliłem to wszystko.

Ja tylko wykonywałem część większego ruchu.

Myślicie, że jesteście jedyni? Wy nie jesteście pierwsi.

🧓🏼 Dooku (wchodząc powoli w światło drgającego hologramu):

— Ale możemy być ostatni.

✨ *Moc zaczęła układać się wokół nich niczym fala energii.

Nie ofensywna. Nie agresywna.

Pamiętająca.

Bo to, co wypowiedział Racto… było jedną z tych prawd, które zmieniają losy galaktyk.*

📖 Przepowiednia – legenda szeptana w zakonnych archiwach, wyśmiewana przez racjonalistów z Coruscant, tłumiona przez tych, którzy wiedzieli, że przyszłość jest najgroźniejszym wrogiem władzy.

Przybędzie dziedzic z krwi światła i cienia.

Nie jako zbawca, nie jako tyran – lecz jako ten, który zobaczy obie strony.

I stworzy trzecią.

Kiedy świątynie będą milczeć, a tron będzie pusty, jego głos rozbrzmi jak wyrok.

🌀 Xanous powoli zgasił miecz. Zielone światło zgasło, pozostawiając jedynie złowrogą ciszę.

👤 Racto, zdruzgotany, zapytał z resztką sił:

— I co teraz…? Co zrobicie?

🧓🏼 Dooku (chłodno):

— Zabierzemy cię. Przed Radę. Przed Cień. Przed światło i noc.

— Ale najpierw...

(patrzy na Xanousa)

— ...mój dziedzicu… czas, byś zadecydował, gdzie zaczyna się twój szlak.

🌀 Xanous (cicho, ale stanowczo):

— Tam, gdzie płonął mój dom.

Na Serenno.

To tam przeszłość spotka przyszłość.

I tam ci, którzy to rozpoczęli… poznają swój koniec.


🔚 *Racto zostaje zakuty w kajdany z pola siłowego. Dooku i Xanous odwracają się – razem.

🔻 Scena: „Zdrada i Cień Kontrataku” – Bitwa o Biuro Racto (Akt II)

🔥 Biuro Racto znów stanęło w ogniu – tym razem nie metaforycznym, a dosłownym. Blaski eksplozji odbijały się od szklanych tafli, światła alarmowe pulsowały jak szalone serce umierającego budynku. Wszystko drżało – od fundamentów po powietrze przesycone gniewem i Mocą.

🔊 Alarm ryczał. Głosy z korytarzy – wściekłe, zdezorientowane. Kiedy Racto, wyrywając się w ostatniej chwili z kajdan Mocy, pchnął Xanousa, ten upadł ciężko na fragment zniszczonego stołu, rozbijając holograficzny projektor.

🌀 Xanous, przez ułamek sekundy oszołomiony, zobaczył, jak Racto z krzykiem ucieka, zwołując posiłki przez osobisty komunikator w swoim pierścieniu.

🚨 Nagle – drzwi runęły. Kolejna fala sił Kartelu Cienia: droidy, ludzie, cybernetyczne bestie z Gildii Technokratów. Było ich dziesiątki.


⚔️ Dooku, już bez maski dyplomaty, bez płaszcza pozorów – stanął niczym posąg gniewu i precyzji.

Jego niebieski miecz tańczył w powietrzu, a błyskawice Mocy rozświetlały pomieszczenie.

🧓🏼 Dooku (groźnym, niemal lodowatym tonem):

Przyszliście po śmierć. Zostanie wam tylko cisza.

💥 Cała kolumna przeciwników eksplodowała, gdy fala Mocy z jego dłoni rzuciła ich o ściany jak zabawki.

🌀 Xanous już się podniósł. Jego zielone ostrze włączyło się z sykiem, niczym odpowiedź samej galaktyki na zdradę. Poruszał się z furia i elegancją, jakby każdy cios był pytaniem, a każde cięcie – odpowiedzią.

Był już nie tylko Jedi. Nie tylko hrabią.

Był dziedzicem zapowiedzi, który walczył nie o honor, ale o przyszłość.


🟥 Ale tłum gęstniał. I wtedy...

👤 Z cienia, za plecami Racto, wyłonił się znajomy, zimny jak stal kształt.

Kael.

Blaster – wymierzony w kark Racto.

W drugiej ręce – Czarny Miecz, błyszczący głębokością nocy, jakby pochłaniał światło wokół niego.

🎯 Kael (głosem cichym, ale niepodważalnym):

Gra skończona, Racto. Na Serenno kończy się twoje kłamstwo.

👤 Racto zatrzymał się jak zamrożony. Jego strach był jak parujący pot na skórze bestii, która poczuła ostrze na karku.

🛡️ Za Kaelem – elita.

Straż Serenno – czarne zbroje, herb Xanousów na naramiennikach. Krocząc cicho, ale z nieuchronnością wyroku. Ich pojawienie się było jak uderzenie w dzwon historii.

🔻 Scena: Sprawiedliwość Mandaloriańskim Ostrzem – Epilog Zemsty

🌌 Wnętrze apartamentu Racto zmieniło się w pogorzelisko epoki. Ściany, kiedyś gładkie i lśniące, teraz pokrywały ślady ognia, blasterowych wypaleń i krwi. W miejscu, gdzie stał tron przestępczej władzy Nar Shaddaa, leżało ciało bez głowy – pozbawione godności, pychy i tytułów.

Cisza była niemal święta.

🛡️ Kael stał z pochylonym Czarnym Mieczem – legendarną klingą, która jak cień przeszłości przecinała teraźniejszość. Jego twarz nie zdradzała triumfu. Tylko spokój – chłodny, bezkompromisowy, mandaloriański spokój sprawiedliwości.

🧓🏼 Dooku zbliżył się powoli, stawiając kroki z dostojeństwem sędziego, który właśnie zamknął sprawę z kategorii tych, które nie zostają zapisane w archiwach – ale w duszach.

🔹 Dooku:

— Nie było w nim cienia skruchy.

(spojrzał na Kaela, jakby sprawdzał, czy coś jeszcze tli się w jego sumieniu)

— Nie był godzien drugiej szansy.

— I przynajmniej raz… galaktyka osądziła sprawiedliwie.

🌀 Xanous podszedł powoli. Nie powiedział nic.

Patrzył.

Na ciało.

Na Kaela.

Na Czarny Miecz – symbol siły, która nie błaga, nie negocjuje, tylko kończy.

Było w jego oczach coś więcej niż satysfakcja.

To był żal, ale nie dla zmarłego.

To był żal dla świata, który musi zbudować na ruinach zdrady.

🔊 Echo ostatnich słów Racto – „syn świata, który Jedi zdradzili” – odbiło się w jego pamięci.

🌀 Xanous (w końcu, cicho):

— Czasem, by ocalić pokój, trzeba go przełamać.

(spojrzał na Kaela z wdzięcznością bez słów)

— Dziękuję ci. Nie tylko za cios…

— ...ale za to, że zrobiłeś to wtedy, kiedy ja jeszcze miałem ochotę słuchać sumienia.

👤 Kael (z ironicznym półuśmiechem):

— Wiesz, hrabio… w takich chwilach nie słucham sumienia.

Słucham… twojego milczenia.

I wiedziałem, co ono oznaczało.


⚱️ Ciało Racto zostaje zabezpieczone przez Straż Serenno – bez słów, z żelazną precyzją.

Jego głowa – zawinięta w czarny materiał – trafi do krypty dowodów, nie jako trofeum, ale ostrzeżenie.

🔺 Kael deaktywuje Czarny Miecz, przekręca go, jakby zamykał stary rozdział.

Jego wzrok spotyka się z Dooku. Mistrz Jedi skinął głową. Nie pochwalał egzekucji. Ale rozumiał ją. I – co rzadkie u Jedi – zaakceptował.


📜 Wpis w kronice Serenno, tajny, zakodowany:

Racto Ven’dar Kruss, narzędzie ciemnych układów i kluczowy gracz w zbrodni na rodzie Skywalkerów, został stracony z rąk lojalnego Kaela. Bez sądu. Bez ceremonii. Ale w imieniu prawdy. To nie był koniec wojny. Ale był to koniec ciszy.

🟦 Scena: Holograficzna Prawda – Echo w popiołach

🪦 Powietrze w biurze Racto było ciężkie – nie od dymu, lecz od przełomowej ciszy, która zapada tylko po odkryciu zbyt wielkiej prawdy.

Wszystko zamarło, gdy hologram się aktywował – jakby sam wszechświat, nie chcąc, by to, co miało być pogrzebane, zostało zapomniane.

🔷 Wiadomość prywatna / Szyfrowana / Oznaczenie: tylko dla Racto

„Raport: Operacja ‘Cisza nad Serenno’ – przeprowadzona z sukcesem częściowym.

Potwierdzono zniszczenie 37% pałacowej infrastruktury.

Brak potwierdzenia śmierci członków rodziny Skywalker/Dooku.

Brak ciał Hrabiego Jerzego, Lady Ewy oraz piątki dzieci – status: ZAGINIENI.

Podejrzenie: ewakuacja przez siły neutralne lub sprzymierzone.

Doniesienia o obecności nieznanej jednostki – oznaczenia: X-70B Phantom – klasyfikowana jako zagrożenie.

Zalecenia: anulowanie dalszych operacji bez nowego przywództwa. Bez rozkazu – nie podejmować ofensywy. Lokalne frakcje się wycofały.”

🟢 Xanous, stojący w blasku hologramu, czuł jak coś w jego wnętrzu… pęka. Ale nie była to rana. To było zmartwychwstanie nadziei.

Dziadku... oni mogą żyć, – wyszeptał.

W jego głosie nie było już chłodu hrabiego. Była tam drżąca, odrodzona dusza dziecka, które straciło wszystko… i właśnie usłyszało, że to było kłamstwo.

🧓🏼 Dooku, stojąc w blasku projekcji, tylko westchnął.

Wiedziałem, że to było zbyt czyste, zbyt wyreżyserowane. Jak inscenizacja. Jak... teatr przemocy.

🧠 Kael, do tej pory cichy, patrzył na ciało Racto.

Jego głos był jak klinga: zimny, logiczny, pozbawiony iluzji.

Ktoś ich wyciągnął. Ktoś potężny. Ale czemu milczą?

Czemu zostawili cię sam, Xanousie?

🌀 Xanous, wpatrzony w resztki hologramu, szeptał:

A może to ja miałem zostać sam… by stać się tym, kim muszę być.


🔊 I wtedy... zapadły brawa.

🎭 Powolne, eleganckie, wręcz teatralne.

Z ciemnego przejścia między dymiącymi kolumnami, przy dźwięku kroków jak z opery politycznej, wszedł ON.

👑 Książę Xizor – książę zbyt piękny, by ufać, zbyt wpływowy, by go ignorować.

Ubrany w wieczorną tunikę z fioletowego jedwabiu i ciemnego obsydianu, z uśmiechem na ustach i błyskiem w oczach jak u kogoś, kto właśnie przyszedł na własne przedstawienie.

Xizor (klaszcząc, głos jak jedwab ścinający gardło):

Brawo, brawo…

(śmiech lekki, wyrafinowany)

Lord Vel Astari. A może... Xanous Skywalker?

(patrzy na Kaela)

I ty, piękny Mandalorianinie z lojalnością ostrzejszą niż ostrze twojego miecza. Cóż za teatr. Cóż za dramat.

🟦 Scena: Holograficzna Prawda – Echo w popiołach

🪦 Powietrze w biurze Racto było ciężkie – nie od dymu, lecz od przełomowej ciszy, która zapada tylko po odkryciu zbyt wielkiej prawdy.

Wszystko zamarło, gdy hologram się aktywował – jakby sam wszechświat, nie chcąc, by to, co miało być pogrzebane, zostało zapomniane.

🔷 Wiadomość prywatna / Szyfrowana / Oznaczenie: tylko dla Racto

„Raport: Operacja ‘Cisza nad Serenno’ – przeprowadzona z sukcesem częściowym.

Potwierdzono zniszczenie 37% pałacowej infrastruktury.

Brak potwierdzenia śmierci członków rodziny Skywalker/Dooku.

Brak ciał Hrabiego Jerzego, Lady Ewy oraz piątki dzieci – status: ZAGINIENI.

Podejrzenie: ewakuacja przez siły neutralne lub sprzymierzone.

Doniesienia o obecności nieznanej jednostki – oznaczenia: X-70B Phantom – klasyfikowana jako zagrożenie.

Zalecenia: anulowanie dalszych operacji bez nowego przywództwa. Bez rozkazu – nie podejmować ofensywy. Lokalne frakcje się wycofały.”

🟢 Xanous, stojący w blasku hologramu, czuł jak coś w jego wnętrzu… pęka. Ale nie była to rana. To było zmartwychwstanie nadziei.

Dziadku... oni mogą żyć, – wyszeptał.

W jego głosie nie było już chłodu hrabiego. Była tam drżąca, odrodzona dusza dziecka, które straciło wszystko… i właśnie usłyszało, że to było kłamstwo.

🧓🏼 Dooku, stojąc w blasku projekcji, tylko westchnął.

Wiedziałem, że to było zbyt czyste, zbyt wyreżyserowane. Jak inscenizacja. Jak... teatr przemocy.

🧠 Kael, do tej pory cichy, patrzył na ciało Racto.

Jego głos był jak klinga: zimny, logiczny, pozbawiony iluzji.

Ktoś ich wyciągnął. Ktoś potężny. Ale czemu milczą?

Czemu zostawili cię sam, Xanousie?

🌀 Xanous, wpatrzony w resztki hologramu, szeptał:

A może to ja miałem zostać sam… by stać się tym, kim muszę być.


🔊 I wtedy... zapadły brawa.

🎭 Powolne, eleganckie, wręcz teatralne.

Z ciemnego przejścia między dymiącymi kolumnami, przy dźwięku kroków jak z opery politycznej, wszedł ON.

👑 Książę Xizor – książę zbyt piękny, by ufać, zbyt wpływowy, by go ignorować.

Ubrany w wieczorną tunikę z fioletowego jedwabiu i ciemnego obsydianu, z uśmiechem na ustach i błyskiem w oczach jak u kogoś, kto właśnie przyszedł na własne przedstawienie.

Xizor (klaszcząc, głos jak jedwab ścinający gardło):

Brawo, brawo…

(śmiech lekki, wyrafinowany)

Lord Vel Astari. A może... Xanous Skywalker?

(patrzy na Kaela)

I ty, piękny Mandalorianinie z lojalnością ostrzejszą niż ostrze twojego miecza. Cóż za teatr. Cóż za dramat.

🧓🏼 Dooku nie sięgnął po broń. Jeszcze.

🌀 Xanous wbił spojrzenie w Xizora. W jego oczach błyszczało pytanie:

„Co ty wiesz?”

👑 Xizor, jakby czytał mu w myślach:

Och, moi drodzy… są rzeczy, które nawet Racto nie wiedział. Ale ja – ja mam dar słuchania cieni. I cienie mówią, że wasza rodzina… wcale nie zniknęła.

Została ukryta. I nie przez byle kogo.

🟣 Scena: Książę wśród zgliszcz – Xizor nad ciałem Racto

Biuro Racto spowite było blaskiem dogasających iskier i pulsujących świateł awaryjnych. Wciąż pachniało ozonem, spaloną elektroniką i krwią. Tam, gdzie przed chwilą rozgrywała się brutalna batalia, teraz rozbrzmiewał tylko jeden dźwięk – krok za krokiem, jak echo dekad intryg – zbliżający się Xizor.

👑 Książę Xizor, z nienagannie ułożonymi fałdami szaty i dłońmi splecionymi za plecami, przystanął nad ciałem Racto Ven’dar Krussa.

🟪 Patrzył na niego długo. Nie z pogardą. Nie z litością. Z chłodną kalkulacją istoty, która już zaczęła przesuwać figury na planszy, zanim pierwsza z nich upadła.

🔊 Xizor (spokojnie, prawie filozoficznie):

Wiesz, Racto... byłeś liderem tylko z nazwy.

Rządziłeś przez strach, ale nie umiałeś go podtrzymać.

Przesadziłeś. Za szybko, za brutalnie... za głupio.

(kuca obok ciała, zsuwa rękawiczkę z dłoni i dotyka zakrwawionej zbroi)

Widzicie, panowie – ten człowiek był jak granat rzucony w stado banth. Chaos, hałas… ale zero strategii. I właśnie przez to… naruszył balans, który wielu z nas próbowało utrzymać.

🧓🏼 Dooku, z chłodną powagą, odpowiedział:

Balans oparty na handlu niewolnikami i przekupstwie? Ciekawe pojęcie porządku, książę.

👑 Xizor (z subtelnym uśmiechem, bez urażenia):

Och, nie udawaj, Hrabio. Każda galaktyczna równowaga oparta jest na kompromisie z moralnością.

Ale Racto… on nie chciał równowagi. On chciał rzezi. I nie z powodu siły – z powodu lęku.

(wstaje, otrzepuje rękaw)

Teraz, gdy jego trup stygnie, wreszcie jest miejsce na coś innego. Może nawet na... pokój. Oczywiście, w wersji Nar Shaddaa – czyli pokój wynegocjowany przy ostrzu noża i butelce Coreliańskiej brandy.

🟥 Xanous, z twarzą w cieniu, w końcu wtrąca:

A Kartel Huttów?

👑 Xizor (przenosząc wzrok na Xanousa, z błyskiem w oku):

Kartel… to inna bestia. Starsza. Ostrożniejsza.

Racto chciał być jak oni, ale był tylko błyskawicą w burzy.

Huttowie patrzą teraz. I liczą zyski. Zawsze liczą.

(podchodzi jeszcze bliżej, niemal konspiracyjnie)

Ale ja wiem coś, czego oni nie wiedzą.

Wiem, że masz powód, by z nimi rozmawiać.

Albo... z kimś, kto przy nich stoi.

I wiem też, gdzie można zacząć szukać.

🟣 Scena: Koronacja w Cieniach – Książę Xizor i Tron Nar Shaddaa

🪟 Noc rozciągała się nad miastem jak aksamitne płótno przeszyte milionami świateł. Nar Shaddaa – planeta, która nigdy nie spała, ale często krwawiła – wyła cicho pod ciężarem tajemnic. Na balkonach rezydencji nad dawnym biurem Racto stał teraz nowy cień. Cień, który się nie ukrywał, lecz ogłaszał.

👑 Książę Xizor, z rękoma opartymi o barierkę wykonaną z ciemnego durastali, spojrzał na panoramę metropolii grzechu. Jego twarz oświetlały reklamy neonowe, blask ruchu powietrznego i... światło aktywowanego droida nagrywającego.

📹 Srebrny droid reporterski typu V-RX, z soczewką jak oko boga, unosił się tuż przed księciem. Przez chwilę nikt nie mówił. A potem... Xizor przemówił.


🎙️ Xizor (głosem aksamitnym, hipnotycznym, niemal intymnym):

Mieszkańcy Nar Shaddaa. Mordercy, uciekiniery, dyplomaci, złodzieje, królowie ruin i księżniczki dymu.

Dziś... jeden tyran upadł.

(zatrzymuje spojrzenie)

Racto nie był panem, tylko pasożytem. Jego imperium przeszłości... rozpadło się w ogniu i wstydzie.

(robi krok w stronę światła kamery)

Ale Nar Shaddaa nie zginie. Potrzebuje kogoś, kto zna jej rany. Kto zna jej ulice. Kto umie zatańczyć z ogniem, a nie tylko się w nim spalić.

🟣 Xizor unosi rękę. W tle słychać wiwaty z niższych poziomów – tłum już wie. Plotki w Nar Shaddaa podróżują szybciej niż światło.

Dlatego ja, Książę Xizor z Domu Falleen, ogłaszam: od dziś... to ja jestem zarządcą tej planety.

Nie przez prawo. Nie przez dziedziczenie.

Ale przez czyny.

(droid przelatuje bliżej – zbliżenie. Oczy Xizora błyszczą.)

A tym, którzy pytają: "Dlaczego on?" – odpowiem: "Bo wy już wiecie, że nikt inny nie przetrwa w tym ogniu."

📡 Przekaz zostaje wysłany. Całe Nar Shaddaa, od najniższych studni gruzu po wieże bogaczy, widzi nowego pretendenta do tytułu „Władcy Cienia”.


🤝 Chwilę wcześniej, zanim Xizor wszedł na balkon, podszedł do Xanousa. Tłum jeszcze krążył wokół ruin biura, ale oni stali w cieniu jednej z kolumn.

🟩 Xanous, z popiołem na pelerynie i mieczem świetlnym jeszcze ciepłym od walki, spojrzał na Xizora z ostrożnym respektem.

👑 Xizor, bez słowa, po prostu podszedł... i przytulił go. Nie jak polityk. Jak ktoś, kto właśnie widzi w drugim człowieku brata w ranach.

🗨️ Xizor (cicho, do ucha Xanousa):

Nie jesteś sam. I już nigdy nie będziesz.

🟢 Xanous chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył. Książę już odchodził, by stanąć przed kamerą.

🟦 Scena: Odlot z Nar Shaddaa – Xizor, Dooku i Xanous na lądowisku

⛴️ Wysokie lądowisko na krawędzi sektora Sulloc, osnute mgłą, światłami i pyłem deszczowym, drżało od silników lądujących i startujących statków. Pośród tej choreografii chaosu, błyszczący jak czarna łza transportowiec klasy X-70B Phantom – jednostka rzadko widywana poza Imperium Sithów – oczekiwał z otwartą rampą. Jego smukłe linie, lustrzane panele i krucze wykończenia sprawiały, że wyglądał bardziej jak zagadka niż maszyna.

🟢 Xanous Skywalker, w płaszczu z wysp Sullustańskich, z mieczem przypiętym do biodra i łańcuchem hrabiowskim zarzuconym na ramię, stał obok swego dziadka. Obaj otrzymali zakodowaną wiadomość z Rady Jedi. Krótka. Bezdyskusyjna.

🔵 Dooku, chłodny jak zawsze, bez słowa spojrzał na zegar na rękawie. Wiedział, że gra się zmienia. Rada nie była zadowolona – a on również nie był zadowolony z Rady.

🟣 Książę Xizor podszedł do nich przez hangar, którego podłoga odbijała purpurowe światła jak powierzchnia ciemnego jeziora. Miał na sobie długi, bordowy płaszcz ze złotymi zdobieniami Falleen, a jego dłonie spoczywały za plecami – jakby ukrywał broń lub ofertę.

🔊 Xizor (lekko, z uśmiechem, ale z tonem, który zdradzał coś więcej):

I tak odchodzicie, panowie? Bez toastu? Bez melodramatycznego pożegnania?

🧓🏼 Dooku (sucho):

Nie jesteśmy aktorami, Książę. Galaktyka płonie. My jesteśmy z tych, którzy gaszą pożary, nie tańczą w ich blasku.

👑 Xizor (kiwając głową, po czym podchodzi do Xanousa):

A Ty... Lordzie Vel Astari. A raczej... Hrabio Serenno.

(patrzy mu prosto w oczy, bez uśmiechu. Mówi szczerze)

Mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Śmierć Racto stworzyła pustkę. Ty wypełniłeś ją czynem. Ja – słowem. Jeśli chcemy przetrwać... potrzebujemy się nawzajem.

🗨️ Podchodzi bliżej, ścisza głos. Do Xanousa, niemal prywatnie:

Mam nadzieję, że będziemy w sojuszu, panie.

(nacisk na ostatnie słowo – jakby testował, czy Xanous dojrzał do swego tytułu)

🟢 Xanous nie odwrócił wzroku. Odpowiedział równie cicho:

Sojusze są zbudowane na zaufaniu... i wspólnej krwi przelanej przeciw wrogowi. Pierwsza część została zainicjowana. Zobaczymy, co przyniesie druga.

🤝 Obaj uścisnęli dłonie. Krótko. Mocno. Symbolicznie.

🛫 Rampę X-70B Phantom zaczęto zamykać. Dooku już był na pokładzie, rozmawiając przez hologram z Mistrzem Windu.

🌌 Statek oderwał się od lądowiska, a Nar Shaddaa, z jej wieżami, mgłami i cieniem świeżo zabitego tyrana, zaczęła zostawać za nimi.

👁️‍🗨️ Xizor, stojąc sam, patrzył za nimi długo. A potem, gdy statek zniknął w hipernaprężeniu, powiedział do siebie:

No to zatańczyliśmy, Hrabio. Następnym razem... może zatańczymy razem.

🟦 Scena: Przestrzeń Nadprzestrzeni – Wiadomość od Xizora

🚀 Wnętrze statku X-70B Phantom – surowe, eleganckie, zaprojektowane do misji wywiadowczych i szybkich ucieczek – było jak pływający cień między światami. W kokpicie, oświetlonym blaskiem nadświetlnych wirów, Dooku i Xanous siedzieli w ciszy. Oboje patrzyli na ekran z kursem na Coruscant.

🌌 Właśnie rozpoczęły się procedury skoku nadprzestrzennego, kiedy rozległo się znajome, niskie brzęczenie transmisji.

📡 Holograficzny projektor aktywował się automatycznie.

Pośrodku kajuty wyłoniła się znajoma postać: wysoka, dystyngowana sylwetka z założonymi rękami, szata powiewająca na wirtualnym wietrze. Oczy błyszczące jak nefryt.

👑 Książę Xizor.

🟣 Xizor (z lekkim uśmiechem, głos spokojny, niemal kpiący):

Wybaczcie mi tę... niespodziewaną obecność, panowie. Ale zanim zanurzycie się w świetlistym błękicie hiperprzestrzeni, chciałem pozostawić coś więcej niż tylko grzecznościowy pożegnalny uścisk.

ChatGPT Image 9 cze 2025, 23 38 10

(zawiesza głos, zbliżając się do obrazu kamery, jego oczy błyskają z rozbawieniem i... powagą)

Po pierwsze: za waszym statkiem ruszyły już oczy tych, którzy nie potrafią przegrywać. Racto może być martwy, ale jego kręgi nie rozpadły się całkowicie. Ostrzegam – nie wszyscy będą czekać, aż wrócicie z Coruscant żywi.

🧓🏼 Dooku spojrzał na Xanousa, unosząc lekko brew.

🌀 Xanous odpowiedział cicho:

Oczywiście. Zawsze jest plan B. Lub Miecz B.

🟣 Xizor (kontynuując):

Po drugie...

(jego głos się zmienia, staje się niższy, bardziej osobisty)

Jeśli to, co mówiłeś o rodzinie, jest prawdą – jeśli ci, których uznano za martwych, naprawdę żyją – to musisz zrozumieć jedno, Xanousie: oni nie ukryli się bez powodu.

(pauza. Xizor patrzy prosto w oczy hologramu, jakby przez czas i przestrzeń)

Ktoś, lub coś, ich chroni. Albo przetrzymuje.

A jeśli zechcesz odnaleźć ich szybciej niż Zakon pozwoli... być może znów nasze ścieżki się skrzyżują.

🔚 Hologram zaniknął, pozostawiając po sobie tylko ciszę, miękkie drżenie nadświetlnej trajektorii… i jedną, cichą myśl:

🌀 Xanous (półgłosem):

Zawsze wie więcej, niż mówi. I zawsze mówi mniej, niż powinien.

🧓🏼 Dooku (spokojnie, ale z cieniem uznania):

Dlatego żyje tak długo. I dlatego… może nam się jeszcze przydać.

🚀 Statek przeszedł w pełen skok. Ślady Nar Shaddaa zniknęły za smugą gwiazd.

🟦 Scena: Powrót na Coruscant – Tajemnice i Spokój Mistrza

🚀 Gdy X-70B Phantom wynurzył się z hiperprzestrzeni, blask Coruscant – planety miasta, stolicy całej znanej galaktyki – zalał kabinę bladozłotym światłem. Morze wież, imperialnych platform i powietrznych szlaków rozciągało się pod nimi niczym nerwowe serce cywilizacji.

🛬 Pilot-droid zgłaszał podejście do zatoki 327, sekcji dla gości wysokiego priorytetu z Zakonu Jedi. Ale tym razem, mimo znajomej procedury, atmosfera była inna. Czuć było, że wracają nie tylko z misji – wracają z przełomu.


🚪 W kabinie głównej, w której po bitwie i holograficznym przekazie Xizora nastała cisza, słychać było jedynie niski szum silników i drgające kroki mechanizmów statku.

🧓🏼 Dooku stał przy panoramicznym oknie, z rękami splecionymi za plecami. Wzrok wbity miał w planetę, którą znał od dziesięcioleci, ale która nigdy nie przestała go... testować.

🌀 Xanous wszedł powoli, czując dziwny spokój bijący od dziadka. W jego twarzy – mimo niedawnych wydarzeń, krwi i blizn Nar Shaddaa – tlił się cień radości.

🗨️ Xanous (cicho, z lekkim uśmiechem):

Wyglądasz na... zadowolonego. A to rzadki widok po rozkazie z Rady.

🧓🏼 Dooku (nie odwracając się):

Zadowolenie nie jest grzechem, o ile wypływa z przeczucia.

(cisza)

A ja mam przeczucie… że wróciliśmy tu we właściwym momencie.

🌀 Xanous (podchodząc bliżej):

Wiesz, dlaczego nas wezwali.

🧓🏼 Dooku (cicho, niemal z nostalgią):

Oczywiście, że wiem.

(wreszcie spogląda mu w oczy)

— Ale jeszcze ci nie powiem. Bo nie chcę, żebyś słyszał rozkaz, zanim nie poczujesz powołania.


🌌 W tle, przez okno widać było zbliżające się wieże Świątyni Jedi – strzeliste, majestatyczne, jakby chcące wbić się w samo serce nieba.

🌀 Xanous odwrócił się, siadając w fotelu. Spojrzał raz jeszcze na dziadka.

Nigdy nie byłeś taki spokojny, kiedy Rada wzywała.

🧓🏼 Dooku (z uśmiechem, ale i cieniem powagi):

Bo być może po raz pierwszy... nie wezwała mnie jako mistrza.


🟦 Scena: Holograficzne Wieści z Domu – Wieża Doku na orbicie Coruscant

🚀 Gdy X-70B Phantom łagodnie opadał w atmosferę Coruscant, jego kadłub przeciął powietrze jak tnąca błyskawica, a pole ochronne świątynnej zatoki rozświetliło się rytmicznym pulsowaniem. W kokpicie i salonie głównym zapanował spokój – krótki moment przed wejściem w gniazdo polityki, intryg i starego Zakonu.

📡 Wtem – sygnał z komunikatora zaczął pulsować bursztynowym światłem.

🎥 Hologram się uruchomił automatycznie.

Nad konsolą wyświetliły się dwie znajome sylwetki – jedna smukła, zielonoskóra, z lekku owiniętym wokół szyi jak szal bojownika o stylu; druga – pewna siebie, oparta o framugę, z błyskiem w oku i Czarnym Mieczem przy pasie.


👤 Kael (z szelmowskim uśmiechem, głos spokojny, ale stanowczy):

Wiedziałem, że zaraz skoczycie w atmosferę – więc krótko.

Wróciliśmy na Serenno. W całości. Bez alarmów. Bez ognia. Z dowodami.

🟢 Kai’n Virek (Twi’lek, głos melodyjny, trochę poważniejszy):

Zostaliśmy jeszcze chwilę na Nar Shaddaa po tym, jak opuściliście hangar z Xizorem.

Musieliśmy zabezpieczyć sektor... i upewnić się, że książę naprawdę przejął kontrolę.

Nie wiesz, ile trupów jeszcze wyskakuje spod stołu po śmierci takiego jak Racto.

👤 Kael (półgłosem, z nutą zadowolenia):

Xizor poradził sobie... w swoim stylu.

Ale nie zrobiłby tego bez waszego rozmachu. Pamiętają was tam.

Niektórzy z lękiem, inni z szacunkiem. Kilku – z miłością.

(mrugnięcie do Xanousa)

🟢 Kai’n Virek (lekko szturchając Kaela ramieniem, z przekąsem i półuśmiechem):

Spokojnie, Kael. To nie czas na flirt... chociaż, fakt, nasza trójka miała kiedyś namiętny moment razem. — (spogląda na Xanousa z rozbawieniem i subtelną nostalgią) — Ale teraz... teraz to głównie obowiązki. Polityka, wojna, cienie i zdrada – romans musi chwilę poczekać.

👤 Kael (wybucha śmiechem, rzucając szybkie spojrzenie na Kai’na i potem na Xanousa, jakby właśnie przypomniał sobie coś wyjątkowo pikanternego):

Życzę szczęścia, wam każdemu z osobna... i razem, jeśli znów się zdarzy.

(podchodzi krok do przodu, unosi dłoń z zaciśniętą pięścią)

LOJALNOŚĆ SERENNO! — krzyczy donośnie, z wojskową pasją, a echo odbija się od ścian zatłoczonego sektora Nar Shaddaa.

💫 Xanous (milczący przez chwilę, ale jego oczy zdradzają, że wspomnienie tej namiętnej nocy właśnie przemknęło przez jego umysł, jakby ktoś przesunął palcem po gorącym kielichu wina):

— I niech ta lojalność kiedyś ocali nas wszystkich... zanim pochłoną nas ich kłamstwa.

Kai’n i Kael spojrzeli po sobie, jak żołnierze gotowi na bitwę... i jak mężczyźni, którzy znali się też z innego frontu — tego, gdzie walczy się nie mieczem, a namiętnością.

🟢 Kai’n (już poważniej):

Odzyskaliśmy część archiwum rodzinnego. Działa jeszcze jeden stary kanał łączności z podziemi.

Coś o planie „Zeroth”. Ostatnia linia ewakuacyjna.

Nie wiemy jeszcze, co to znaczy… ale wygląda na to, że ktoś przygotował się na upadek znacznie wcześniej.


💠 Hologram przygasł, kończąc transmisję. Dooku milczał.

Xanous patrzył w przestrzeń przez iluminator – tam, gdzie światła Coruscant spotykały się z ciemnością nieba. W jego oczach była już tylko jedna myśl.

🌀 Xanous (cicho):

Jeśli „Zeroth” to plan na wypadek końca… to znaczy, że ktoś z mojej rodziny wierzył, że przetrwamy.

🧓🏼 Dooku (z lekkim uśmiechem):

A teraz ty jesteś ich kontynuacją.

Nie dziedzic. Nie mściciel.

Klamra. Brama. I pytanie, na które sama galaktyka zaczyna szukać odpowiedzi.


✈️ Phantom wylądował. Rampa się opuściła. A Świątynia Jedi już czekała.

🟩 Scena: Akademia Jedi – Światło, Wspomnienia i Uśmiech Xanousa

🏛️ Po lądowaniu X-70B Phantom, powietrze Coruscant uderzyło jak fala – czyste, ale ciężkie od oczekiwań. Świątynia Jedi stała majestatyczna jak zawsze, lecz dla Xanousa było to wejście już nie jako ucznia… lecz jako ktoś, kto wraca z prawdy, której nikt się nie spodziewał.


🟢 Dooku nie zwlekał – jego krok był szybki, pełen napięcia, niemal wojenny. Przemierzył znajome korytarze, mijając młodych Jedi, którzy z szacunkiem schodzili mu z drogi. Wiedział, że czeka go Rada Jedi. I że to, co powie, może zachwiać podstawami ich wiary.

✳️ Nie powiedział nic do Xanousa przed rozdzieleniem – tylko uścisk dłoni na ramię i jedno zdanie szeptem:

Zobacz, co warto ocalić. I przypomnij sobie, co w tym miejscu naprawdę kiedyś znaczyło światło.


👦🏼🧒🏽🧝‍♂️ Tymczasem Xanous został przy wewnętrznym dziedzińcu Akademii, gdzie młodsi padawani kończyli trening z form podstawowych. Drewniane miecze, śmiechy, odrobina potu. Mistrz ich nadzorujący – stary Togruta – odszedł na chwilę, zostawiając młodzież pod opieką... przypadkowego gościa.

🎭 A ten gość miał na sobie jedwabną szatę z Serenno, ułożone włosy, spojrzenie szlachcica i uśmiech jak z Coruscant Fashion Week.


🌀 Xanous, choć przepełniony myślami o rodzinie i przepowiedniach, nagle poczuł się... lżej. Może przez zapach oliwionego drewna, może przez dziecięcą ciekawość w oczach młodych Jedi, a może przez to, że jedna z padawanek, nieco starsza, z twi’lekańskimi mackami na ramionach, uśmiechnęła się do niego bardzo szczerze.

💬 Padawanka (z figlarnym błyskiem):

Nie widziałam cię tu wcześniej. Nowy mistrz, czy tylko przystanek w drodze do Rady?

🌀 Xanous (z teatralnym ukłonem, tonem uwodziciela):

Lord Vel Astari. haha śmieje się ahh wspomnienia z misji

(uśmiecha się)

A ty? Czy w tych oczach czai się więcej niż tylko zwinność miecza?


🤣 Reszta padawanów wybuchnęła śmiechem. Niektórzy przerywali sparingi, przyglądając się temu jak doświadczony flirtujący Jedi rozbraja ich starszą koleżankę samym głosem.

🧑🏽‍🦱 Padawan (szeptem do drugiego):

To on? Ten z Serenno? Ten z Nar Shaddaa?

👦🏼 Drugi (półgłosem):

Nie wiem… ale chyba chcę być taki jak on.


🌸 Xanous, przez chwilę, poczuł młodość. I wspomnienie lat, gdy jego miecz nie musiał jeszcze rozcinać kłamstw galaktyki.

Wiedział, że to tylko chwila… ale właśnie takich chwil warto strzec. I do takich warto wracać.


🟦 Scena: Wielka Komnata Światła – Narada Rady Jedi na Coruscant

Czas akcji: Kilka chwil po powrocie Dooku i Xanousa ze zwycięskiej misji na Nar Shaddaa


🏛️ Wielka Komnata Rady Jedi, otoczona szklanymi kolumnami i widokiem na złote szczyty Coruscant, pulsowała cichym napięciem. Słońce padało przez okna w smukłych smugach, jakby nawet światło samo czekało na decyzję.

Wszyscy Mistrzowie Jedi zasiadali na swoich miejscach. Komplet. Pełna Rada.

🔵 Mistrz Yoda,

🟤 Mistrz Mace Windu,

🟣 Mistrzyni Depa Billaba,

⚪ Mistrz Ki-Adi-Mundi,

🟢 Mistrzyni Adi Gallia,

🟣 Mistrz Plo Koon,

🟤 Mistrzyni Shaak Ti,

🟠 Mistrz Even Piell,

🟩 Mistrzyni Jocasta Nu,

🟡 Mistrz Oppo Rancisis,

⚫ Mistrz Yaddle,

🔴 I nieobecny od lat – teraz powracający z cienistego szlaku – Mistrz Jerec.

🟠 Oraz najstarszy z obecnych: Dooku z Serenno, który stał dziś nie tylko jako Jedi… ale jako opiekun przyszłości.


🎙️ Mace Windu (ton niskiego basu, poważny):

– Zatem wracasz z prawdą, której wolelibyśmy nie słyszeć, Mistrzu Dooku.

– Twierdzisz, że Kartel Cienia – z błogosławieństwem frakcji Huttów – próbował zgładzić cały ród Skywalker-Dooku. Że była to... egzekucja przepowiedni?

🧓🏼 Dooku (zimno, sucho):

– Nie twierdzę. Przedstawiam dowody. Racto nie żyje. Jego holozapisy są tu.

– Ich plan miał dwa cele: zniszczyć nas... i powstrzymać pojawienie się „tego, który przełamie układ”.

👤 Yoda (cicho, oczy zamknięte):

– Przepowiednie... nie zawsze są tym, czym się wydają. Ale... ich echo... wyczułem.

📚 Jocasta Nu (głos pełen wzruszenia):

– Przez dekady śledziłam zapisy linii Skywalkerów.

– W Xanousie – jeśli pozwolicie – jest nie tylko Moc. Jest również historia. Równowaga. I... decyzja.

🟤 Mistrz Ki-Adi-Mundi (wzrusza brwiami):

– Ale czy jest gotów? W jego oczach wciąż widać gniew. Ogień. Zemstę.

🟣 Depa Billaba:

– I również miłość. Pytanie nie brzmi „czy gotów”, lecz: „czy pozwolimy mu stać się Rycerzem zanim zrobi to ktoś inny?”

– On już działa jak Jedi. Ale czy Galaktyka pozwoli mu nim zostać?

Yaddle (łagodnie):

– Decyzję tę... podjąć musimy. Ale nie bez niego. Znać jego serce musimy.

🟠 Jerec (z cienia, mocnym tonem):

– Byłem z nim na misji. Widziałem jak się uczy. Jak wątpi. Jak ufa.

– Nie znam innego młodego, który flirtuje podczas walki i wygłasza filozofię, odwracając uwagę blasterowcowi.

(kilku Mistrzów parsknęło rozbawieniem)

– Ale wiem jedno: nie widzę w nim ciemności. Widzę wybór. I światło, które jeszcze nie zapłonęło w pełni.


🧓🏼 Dooku (patrząc na wszystkich):

– To moja odpowiedzialność. Ale nie moja decyzja.

– Jeśli uznacie, że Xanous nie jest gotów… odejdę razem z nim.

– Bo ten Zakon potrzebuje kogoś, kto nie zginie pod ciężarem własnej przeszłości. I ktoś taki właśnie wrócił z Nar Shaddaa.


🟩 Plo Koon (cicho, spokojnie):

– Niech przyjdzie. I niech usłyszy naszą decyzję twarzą w twarz.


🌅 Komnata zamilkła. Decyzja wisiała w powietrzu jak ostrze Mocy.

Na zewnątrz, Xanous śmiał się właśnie z młodszymi padawanami.

Ale wezwany zostanie do sali, w której zmieni się wszystko.

:[]

🟨 Scena: Narada Mistrzów – Wniosek o pasowanie Xanousa Skywalkera na Rycerza Jedi

📍Miejsce: Wieża Rad Jedi na Coruscant

📆Czas: Tego samego dnia, w którym Xanous powrócił z Nar Shaddaa


🧓 Mistrz Yoda spogląda w ciszy na okrągły stół. Po kolei, wokół zgromadzili się Mistrzowie, którzy znali Xanousa nie tylko z plotek i kronik… ale z działań, które zmieniały światy.

Na środku holograficzny wyświetlacz – każdy Mistrz raz jeszcze przegląda dane z misji I–VI.

W sali unosi się cisza – gęsta, pełna znaczeń. Wreszcie zaczynają mówić.


🔶 Plo Koon (głos głęboki, spokojny):

– Na Bodhar... nie było wojny. Było milczenie i złość. I Xanuen, który je usłyszał.

Nie przemawiał – słuchał. Gdy oczyszczaliśmy wodę Mocą, wiedziałem, że obok mnie nie stoi padawan. Stoi człowiek, który zrozumiał cierpienie.

Nie potrzebował ostrza. Potrzebował empatii.


🔷 Shaak Ti (ton melodyjny, spokojny, lecz pełen siły):

– Na Felucii był chaos. Sekta, toksyczna roślinność, piraci.

A on? Medytował z przywódcą sekty – nie po to, by go złamać, lecz by go ocalić.

Kiedy Rule się poddał… to nie był efekt taktyki. To było… światło.

To on nauczył mnie, że nawet trucizna może być źródłem leku.


🟣 Mace Windu (ton surowy, jak klinga ostrza, ale nie zimny):

– Xanuen był uparty. Sprzeciwił mi się. I miał rację.

Znalazł wpływ sithańskiego technowirusa… ale nie poszedł za zemstą.

Uratował generała, nie wyciągając broni.

To Jedi, który rozumie granicę pomiędzy prawdą a odpowiedzialnością.

Nie zgadzam się z nim zawsze – ale wiem, że zawsze szuka dobra.


🟡 Ki-Adi-Mundi (zamglony wzrok, głos łagodny, niemal rozmyty przez wspomnienie):

– Artefakt na Celsarii IV... był jak cień wspomnienia sprzed podziału Mocy.

Chciałem go zniszczyć.

Xanuen... pokazał mi jego wartość.

Nie przez słowa – przez wizję.

Zobaczyłem tam nie Ciemność, lecz uczucia, które nie miały jeszcze stron.

On nie dzieli Mocy – on ją jednoczy.


🔴 Luminara Unduli (spokojna, elegancka):

– Naboo nauczyło mnie, że sztuka może być mocą.

Xanuen zjednoczył ludzi przez mozaikę – stworzył świątynię, która mówiła o równowadze.

Nie szukał zwycięstwa. Szukał harmonii.

Jest jak most – między porządkiem a pasją.


🟣 Jerec (milczy długo, zanim przemówi – jego głos głęboki, surowy jak echo z ruin):

– Kordath II… to nie była misja. To było zwierciadło.

Zobaczył wybory – mrok i światło, prawdę i iluzję.

Nie przestraszył się.

Nie wybrał jednej drogi.

Zrozumiał, że Moc nie jest drogą – jest wyborem, który trzeba podejmować codziennie.

On nie idzie ścieżką Jedi. On idzie własną. Ale to właśnie czyni go Jedi.


🌌 Yoda unosi wzrok. Spogląda kolejno na Mistrzów. Potem mówi:

Przeszedł próbę. Nie próbę walki, lecz próbę serca. Nie uciekł od Cienia. I w nim, światło przyniósł. Widzicie… gotów jest, młody Skywalker?

Wszyscy Mistrzowie w milczeniu pochylają głowy. Nie jako znak zgody.

Jako uznanie, że to już się dokonało.


🟨 Zakończenie Sceny:

Za zasłoniętymi drzwiami Xanous siedzi sam. W dłoniach obraca sygnet rodowy – stary, pęknięty.

Nie wie jeszcze, że decyzja już zapadła.

Nie wie, że nie tylko zostanie Rycerzem.

Ale że może być kimś więcej.

🟩 Scena: Dziedziniec Prawdy – Pasowanie Rycerza 📍 Akademia Jedi, Coruscant – Dziedziniec Prawdy

📆 Kilka godzin po naradzie Rady Jedi

🌞 Złote popołudnie przemykające między filarami Świątyni


🔔 Zaskoczenie od samego rana

Nikt nie zapowiedział tego wydarzenia.

Żadnych oficjalnych komunikatów, żadnych holograficznych zaproszeń.

Jedynie lakoniczne polecenie od Mistrza Yody:

Na dziedziniec. Wszyscy.

Mistrzowie. Rycerze. Padawani. Strażnicy Archiwów.

Wszyscy ruszyli – zdziwieni, ale posłuszni. Nawet Jocasta Nu zamknęła holokrony wcześniej niż zwykle. Plo Koon uniósł brwi. Shaak Ti uśmiechnęła się lekko.

Ale Xanous Skywalker… nic nie wiedział.


🟨 Na Dziedzińcu

Xanous siedział na marmurowym podium, w cieniu olbrzymiej statuy Wielkiego Jedi Tor Valuma.

Wokół niego kilku młodszych padawanów – chłopak z Ando, dziewczyna z Lothalu, trójka dzieci z Serenno…

Rozmawiali. Flirtował trochę, żartował, ale było w tym coś głębszego.

Jakby wiedział, że to ostatni raz, gdy będzie mówił „my” – zanim zacznie mówić „ja”.

W pewnym momencie zamknął oczy.

Medytaował.

Nie zauważył, że zaczynają się schodzić Mistrzowie.


🎺 Nagły dźwięk trąb ceremonialnych

Ciszę przeciął dźwięk instrumentów ceremonialnych Jedi, granych przez Zakonną Orkiestrę Muzycznych Droidów z Galaktycznej Opery.

Niektóre miały formę fletów z lodu z Mygeeto, inne – bębny z kryształów Ilumu.

Xanous otworzył oczy.

Zamarł.

Wokół niego zebrało się ponad stu Jedi.

Każdy z nich stał w kręgu. W ciszy. Z mieczami przy pasach, ale niezapalonymi.

Mistrz Yoda stał w samym środku, z uniesionym kijem i zamyśleniem w oczach.


🟢 Mistrz Yoda:

Wielu młodych przychodzi. Wielu, uczy się. Ale nie każdy… dziedzictwo niesie. Nie każdy... własną ścieżkę znajduje.Dziś, Jedi nie tworzymy. Dziś, Jedi… uznajemy.

Yoda skinął głową w stronę Dooku, który wyszedł z tłumu.

W dłoniach trzymał miecz świetlny Xanousa – nie zapalony. Symboliczny. Ciężki nie od metalu, lecz od przeznaczenia.


🔔 Rytualny gong rozbrzmiewa, kiedy młody Xanous Skywalker – odziany w ceremonialną szatę Jedi, z łańcuchem rodowym Serenno na ramionach – klęka na jednym kolanie. Przed nim: Mistrz Yoda i Hrabia Dooku. Obaj stoją w absolutnej ciszy. Ich twarze – tak różne – emanują tą samą powagą.

🌿 Wokół – zgromadzeni Mistrzowie Zakonu. Plo Koon, Shaak Ti, Windu, Luminara, nawet Jerec – przybyli, by być świadkami. W tle: młodsi padawani obserwują ceremonię z mieszaniną podziwu i niepokoju. Niektórym z nich kiedyś przypadnie ta sama chwila.


🗡️ Dooku (spokojnym głosem, z elegancją starego arystokraty):

Przysięgasz, że służyć będziesz nie Republice, lecz jej harmonii. Nie Radzie, lecz Mocy. Nie sławie, lecz prawdzie.

Xanous (z głową pochyloną):

– Przysięgam.

☄️ Yoda (dotyka jego ramienia końcem laski):

ChatGPT Image 10 cze 2025, 01 06 56

Próby przeszedłeś. Ciało, umysł i duszę poświęciłeś. Rycerzem Jedi jesteś od dziś… Xanousie Skywalkerze, synu Serenno.


🔥 Dooku sięga po swój miecz świetlny – ceremonialnie, wolno, włącza ostrze. Niebieska poświata rozlewa się na oblicze klęczącego Xanousa. W geście tradycji lekko muskają ostrzem jego oba ramiona, niczym w rytuale rycerskim.

🎇 Chwila absolutnej ciszy. Potem – błysk Mocy. Wszyscy zebrani jednocześnie skłaniają głowy. Z oddali dochodzi śpiew Mocy, jakby sama Świątynia odpowiadała.


👁️ Plo Koon (do stojącego obok Ki-Adi-Mundiego):

– On widział więcej, niż jego wiek pozwala. I przetrwał. Nie miecz, lecz serce uczyniło go Jedi.

👤 Mistrzyni Luminara (z uśmiechem):

– A jednak to dopiero początek.


🎇 Huczna KULMINACJA

W tym momencie, z każdej kolumny dziedzińca uniosły się światła świetlne – niewielkie drony emitujące smugi błękitnego blasku, które zaczęły tańczyć w powietrzu niczym spirale galaktyk.

Nad nimi pojawiła się projekcja gwiazd z Serenno – dar od Kai’na Vireka, złożony potajemnie przez Kaela.


🎤 Plo Koon (głośno):

Niech galaktyka wie, że Rycerz powstał!Nie z blizn. Nie z krwi. Ale z wyboru.


🟦 Finał

Xanous wstał, spojrzał w górę na niebo Coruscant, w którym właśnie przelatywały dwa statki Republiki.

Jeden z padawanów zapytał go nieśmiało:

Panie Skywalker… czy teraz będzie pan uczył innych?

Xanous uśmiechnął się. Znowu ten flirt w kąciku ust. Ale i powaga.

Może. Ale najpierw… muszę odnaleźć tych, którzy mnie uczyli. I tych, których straciłem.

Xanous zamilkł.

Mały padawan z Serenno – chłopiec z brązowymi oczami i śladami pyłu treningowego na tunice – spojrzał na niego z mieszaniną szacunku i dziecięcej ciekawości. To pytanie brzmiało niewinnie, ale ugodziło prosto w serce.

Panie Skywalker… czy teraz będzie pan uczył innych?

Xanous uśmiechnął się, jak zawsze. Ale tym razem jego uśmiech był jak miecz – ostry na zewnątrz, łamliwy w środku. Otworzył usta, lecz słowa nie chciały wypłynąć.

Zamiast odpowiedzi – łza. Jedna.

Spłynęła powoli po jego policzku, w świetle popołudniowego słońca, które rozlało się po dziedzińcu jak złoty welon.

Wokół – cisza.

Yoda zauważył to z oddali. Kiwnął lekko głową, z zamkniętymi oczami. Zrozumiał.

Dooku – po raz pierwszy tego dnia – spuścił wzrok.

Xanous otarł łzę dłonią. Odetchnął.

Nie wiem, młody przyjacielu.Może… dopiero muszę nauczyć się odnaleźć tych, których sam straciłem.

Padawan skinął głową, choć nie rozumiał wszystkiego. Ale zrozumiał wystarczająco.

I wtedy – w tym jednym geście, tej jednej łzie – Xanous naprawdę stał się Rycerzem Jedi. Nie przez miecz. Nie przez tytuł. Przez serce, które mimo wszystkiego wciąż potrafiło czuć.

🌍 Misja I: Prandril – Ochrona kolonii Rodian przed bandytami[]

Cel: Wznowienie zbiorów i ochrona życia kolonistów po ataku Nihil.

Charakter świata: Mały księżyc w systemie Prandril, dotknięty przez piratów Nihil, przy granicy hiperprzestrzennej tzw. Occlusion Zone myswrpg.com.

Przebieg:

  • Xanous negocjuje dostawy żywności z Republiką, wykorzystuje Mobyland jako mediatora między Rodianami i administracją republikową.
  • Prowadzi dialogi z lokalnymi liderami, słucha ich obaw, potem osobiście towarzyszy ochronie spichlerzy.
  • Ostatecznie dzięki jego interwencji flota Nihil zostaje odciągnięta, a mieszkańcom oddano zniszczony spichlerz w celu jego odbudowy.

Efekt polityczny: Odbudowa zaufania do Republiki, wzrost lojalności kolonii – przykład pokojowej interwencji Jedi.


🏛️ Misja II: Karideph – Mediacje między Wielkimi Domami i Uniwersytetem[]

Cel: Ugasić napięcia polityczne między wpływowymi domami rządzącymi a rosnącymi wpływami intelektualnego Uniwersytetu.

Charakter świata: Przeludniona planeta-miasto, z feudami politycznymi i ascetycznym uniwersytetem filozoficznym starwars.fandom.com.

Przebieg:

  • Xanous zbiera przedstawicieli wszystkich stron przy okrągłym stole w Sali Rady.
  • Inspirując się metodą SUCŻ (Słuchaj, Ucz się, Czyść, Zjednocz), podobną do przećwiczonej podczas misji z Shaak Ti, organizuje serię publicznych debat.
  • W efekcie ustanowiono wspólną Radę Ogrodową, która zarządzała całym miejskim ekosystemem – środowiskową platformą współpracy między politykami a studentami.

Efekt polityczny: Zamiast konfliktu – nowy model współrządzenia, wykorzystujący Mocy jako źródło harmonii, nie opresji.


⛏️ Misja III: Mestra – Rozjemstwo wśród korporacyjnego górnictwa asteroid[]

Cel: Uregulować wyczerpujące eksploatacje rud i nierówności między korporacjami a górnikami.

Charakter świata: Mestra to ogromne asteroidy kontrolowane przez jedną korporację – dominacja ekonomiczna, trudno dostępna i z dala od prawa Imperium .

Przebieg:

  • Xanous wraz z lokalnym radykalnym liderem górników dokonują ceremonii odnawiającej kontrakt na eksploatację, oficjalnie rozpoczynających „sezon równych udziałów”.
  • W medytacyjnych sesjach użył Mocy, by pokazać korporacyjnym właścicielom i robotnikom wzajemną zależność – wodząc ich przez wspólną Wizję siły i pracy.
  • W efekcie podpisano porozumienie: 30% zysków przeznaczane było na lepsze warunki pracy i ochronę środowiska.

Efekt polityczny: Nowy precedens – zrównoważony rozwój gospodarczy w ramach korporacyjnej eksploatacji.


🔎 Podsumowanie i reakcje[]

  • Dyplomacja ponad konfliktem: Xanous użył metody słuchania i empatii, a nie miecza – co potwierdziło jego niekonwencjonalne podejście u Mistrzów Jedi.
  • Różnorodność wyzwań: Kolonia wiejska, planeta-miasto, górnictwo kosmiczne – wszystkie wymagają różnych stylów rozwiązywania sporów.
  • Wzmocnienie Republiki: Działania Xanousa umiędzynarodowiły wpływ Jedi jako budowniczych pokojowego porządku.

📌 Końcowa ocena Rady Jedi:

Xanous wykazał się nie tylko mądrością, odwagą i równowagą Mocy – ale i umiejętnością polityczną. Te trzy misje uczyniły go naturalnym kandydatem do pełnego tytułu Rycerza, gotowego nie tylko bronić światła, ale i budować je poprzez dialog, wizję i czyn.

🛡️ Rycerz Jedi Xanous – Cztery Misje Polityczne w Sektorze Farlax (Koornacht Cluster)

Minos Cluster za Xanousem? To było tylko rozgrzewka. Teraz czas na Farlax, sektor leżący w sercu Core Worlds, na granicy Deep Core, pełen starożytnych kultur i mniej odkrytych światów myswrpg.com+9starwars.fandom.com+9starwars.fandom.com+9. Oto cztery misje, które umocniły jego pozycję jako dyplomaty i obrońcy sprawiedliwości.


1️⃣ Doornik‑207 – Skarga Yevetha[]

Cel: Rozdźwięk między wyzwolonymi Yevethami a lokalnymi kolonistami po niedawnej liberacji planety spod cienia Imperium .

Świat: Nękany wspomnieniami niewolnictwa, planetarni skład etniczny – Yevetha kontra kolonizatorzy.

Przebieg: Xanous sprowadził obie strony do wspólnych rytuałów pojednania – używając potęgi Mocy, by umożliwić empatyczną wymianę i historię, której obie strony pragnęły wysłuchać.

Efekt: Starożytne grobowce Yevethy stały się miejscem przełomu – podpisano nową Kartę Współistnienia, a skany planetarne przekazano Republice jako dowód nowej stabilności.


2️⃣ Elcorth – Partytury na Gruncie Polityki[]

Cel: Zmediatyzować konflikt między korporacyjną elitą a artystami-promotorami tradycji – botanicznymi ogrodami i operą klimatyczno‑muzyczną.

Świat: Elcorth – mówiąca planeta, gdzie suffragetki kultury ścierały się z megakorporacyjnymi zespołami technokratów.

Przebieg: Xanous zainicjował cyfrową Kampanię Wspólnoty, emitu­jąc koncerty powstałe z tłumu – ludowe symfonie i orkiestry hydrofoniczne. Został uznany przez radę korporacji za „ławnika kultury”.

Efekt: Środki na kulturę wzrosły o 50%, korporacje zaczęły finansować programy edukacyjne, a Jedi uzyskali status mediatorów w kluczowych układach infrastrukturalnych.


3️⃣ Faz – Straż przy Źródle[]

Cel: Rozwikłać korupcję wokół kartele wodne, dopływać do źródła kontroli nad wodą i zbadać historię monopolizacji przez jeden dom rządzący.

Świat: Faz – pustynny świat z oazami, kontrolowany przez rodowe klany krótkoskrzydeł.

Przebieg: Xanous jako „Strażnik Wody” wszedł do rytuału zasiewów pod okiem całej społeczności, wykorzystując Mocy, by przywrócić naturalny cykl opadów. Zagroził blokadą hiperszlaków, jeśli nie podpiszą traktatów wodnych z mniejszymi klanami.

Efekt: Nowa federacja wodna powstała, cła za wodę ujednolicone, Republika wyznaczyła Faz jako modelowy program zarządzania zasobami.


4️⃣ N’zoth – Gildia Drogowa i Labirynt Decyzji[]

Cel: Rozwiązać kryzys wokół utajnienia Końców Przestrzeni – trasy handlowej na rubieży Deep Core, strzeżonej przez przedimperialną Gildię.

Świat: Mroczne tunele N’zoth – przerwane hiperszlaki i plecionka frakcji estradowych.

Przebieg: Xanous negocjował osobiste z Gildii, rozmawiając z ich przywódcami w komorze ciśnieniowej – tam, gdzie przesmyki szepczą tajemnice. Przeprowadził w sali mistycznej sesję, w której członkowie Gildii przysięgli chronić trasę „niczyją i każdą”.

Efekt: Szlaki ponownie otwarte z neutralnością gildii, Republika dostarczyła środki na obsługę traktu, Gildia stała się honorowym strażnikiem Mocy przy chorale drogowym.


🏁 Podsumowanie politycznej kariery[]

Misja Wyzwanie Metoda Rezultat
Doornik‑207 traumatyczne wyzwolenie empatia + rytuał układ pokojowy
Elcorth konflikty kulturowe kampanie oddolne fundusze + mediacja
Faz monopol wody dyplomacja + Moc federacja klanowa
N’zoth kontrola handlu tajne przysięgi bezpieczne szlaki

Wszystkie te misje pokazały – zanurzenie w politykę nie degraduje Rycerza Jedi. Wręcz przeciwnie – współczesność wybiera tych, którzy potrafią wyważać miecz i dialog.

🟦 Rozdział VII: Powrót na Serenno – Trzech Strażników Rodu

🟪 Scena: „Echo z Serenno” – Hologramy na Hangarze N’zoth

📍 Planeta N’zoth, Sektor Farlax – późny zmierzch, platforma lądowiska przy korytarzach hiperszlakowych Gildii.

Statek X-70B Phantom, lśniący niczym czarny klejnot pośród mroku labiryntu N’zoth, stał gotów do odlotu. Wokół – subtelny taniec świateł awaryjnych i mgły parującej z podziemnych szczelin. Xanous wszedł po rampie statku powoli, ale z umysłem pełnym pulsujących myśli.

🟦 Cisza zostaje przerwana.

Z głównego terminala odezwał się sygnał komunikacyjny klasy Alpha-Jedi.

📡 – „Nadawca: Kael / Lokacja: Serenno – Główny dziedziniec odbudowy”

📡 – „Dołączony: Kai’n Virek / Status: Współkoordynator cywilny”

🔷 Hologram rozbłyskuje. Pojawia się Kael, w nowym mundurze z herbem Serenno na piersi, stojący pośród półzbudowanej kolumnady. Jego twarz, choć zmęczona, promienieje determinacją.

🗣️ Kael:

— Xanous… nie chciałem czekać na oficjalny kanał. To… wygląda jak dom. Kamienie są te same, ale duch? Musi dopiero powrócić.

📹 Obok pojawia się Kai’n Virek, zielonoskóry Twi’lek w stroju cywilno-logistycznym, z tabletem i wyraźnym spojrzeniem pełnym dumy.

🗣️ Kai’n:

— Ustawiliśmy posterunki, zapory ochronne i zakładamy ogrody jak twoja matka marzyła… Ale bez was to nie Serenno – to tylko cień.

💠 I wtedy – trzeci hologram rozbłyskuje z centrum łączności.

🧓 Dooku. Jego sylwetka pochodzi z wnętrza Wielkiej Sali Rady Jedi na Coruscant. Ma powagę, ale i… błysk nadziei w oczach, jakiego Xanous nie widział od czasów dzieciństwa.

🗣️ Dooku:

— To czas, mój wnuku, by zobaczyć... co przetrwało z naszej spuścizny. I co możesz stworzyć z ruin. Wracamy na Serenno. Obaj.

✈️ Kamera wraca do Xanousa, który stoi samotnie na rampie X-70B Phantom. Jego płaszcz drży na lekkim wietrze. Przez chwilę milczy. Potem aktywuje silniki.

🟩 Xanous (cicho):

— Czas wrócić do domu.

🛰️ Statek podrywa się z platformy, a jego sylwetka znika w czerni przestrzeni. Przyszłość Serenno właśnie zaczyna się rysować – i nikt już nie będzie pisał jej bez niego.

🟫 Scena: „Powrót Hrabiowskiej Krwi” – Otwarta Droga dla Nowego Dziedzica

🌅 Wiatry Serenno, niosące zapach rozgrzanych kamieni i dzikiego jałowca, przywitały X-70B Phantom jak starzy strażnicy pałacu witający prawowitego dziedzica. Statek Dooku, smukły i elegancki jak sam właściciel, zszedł z orbity chwilę później, towarzysząc powrotowi jak cicha obietnica ładu i odwetu.

Lądowisko – Symboliczne zejście po rampie

Dooku i Xanous, w otoczeniu Kaela i wiernych oficerów, zeszli powoli po trapach. W tym jednym momencie cała panorama zamarła: wyprostowani strażnicy, architekci w szatach ze złotą lamówką, inżynierowie z narzędziami w dłoniach, chłopcy na posyłki, starcy z orderami przodków – wszyscy patrzyli na młodego Hrabiego jak na widmo nadziei.

💬 Kael (z półuśmiechem do Xanousa):

— Wracamy jak królowie z wyprawy. Teraz czas odbudować nie tylko mury… ale też legendę.


🟩 Sala Tronowa – Raport i Decyzje

Odnowiona sala tronowa była połączeniem przeszłości i przyszłości – część filarów nadal miała ślady spalenizny, ale wiszące sztandary z herbem rodu Xanousów lśniły nowym złotem.

📊 Holograficzne raporty:

🛠️ Inżynieria:

  • 67% struktur odbudowanych
  • 41% wnętrz wymaga jeszcze renowacji
  • Ogród zachodni – "naturalna rekultywacja", jak nazwał to Kai’n Virek, który podjął się opieki nad nim

⚙️ Obrona:

  • Nowe pole tarczowe z detektorem biometrycznym
  • Droidy bojowe Dooku zainstalowane w korytarzach
  • Prowizoryczna sieć komunikacji szyfrowanej – dzięki Kaelowi

🧭 Społeczeństwo i Dyplomacja:

  • 74% populacji deklaruje lojalność wobec Xanousa
  • Arystokracja: neutralna, ale czujna – szykuje się uczta dyplomatyczna
  • Dochodzenie: kilka domów podejrzanych o współudział w zamachu (m.in. Gaelthorn, Ul Ossic)

🟦 Osobna rozmowa – wieczorne światło, balkon południowej wieży

💬 Dooku (do Xanousa):

— Odbudowaliśmy fundamenty. Ale to ty jesteś ich duszą. Pamiętaj: tytuł to tylko dźwięk. Serce tej planety bije w tobie. I to ono uczyni cię nie Hrabią… lecz latarnią.

💬 Kael (uśmiechając się bezczelnie, rzucając spojrzenie w niebo):

— A ja? Ja zostanę przy tobie. Nawet jeśli trzeba będzie znowu skakać na blaster w samej bieliźnie. W końcu ktoś musi prowadzić nocne patrole…

Xanous uśmiechnął się, ale pod tą twarzą kryło się coś więcej: decyzja. Od tej chwili nie był już tylko Jedi, dziedzicem czy bohaterem.

👑 Był Hrabią Serenno.

I w jego oczach błyszczało pytanie:

"Czy moja rodzina żyje? Bo jeśli tak… ich powrót będzie większym zwycięstwem niż zemsta."


🟪 Rozdział VIII: Narada Rodu i Prawda na Światło Dzienne 🏛️ Wielka Sala Tronowa Pałacu Xanousów, odbudowana z gruzów po inwazji, znów zajaśniała blaskiem kryształowych żyrandoli i herbów rodowych zawieszonych nad kolumnadą. Atmosfera była napięta, ale pełna wyczekiwania. Po raz pierwszy od pokoleń, cała arystokracja Serenno zebrała się pod jednym dachem.

👑 Dwaj Hrabowie Serenno – Mistrz Dooku i jego wnuk Xanous – wspólnie zwołali Naradę Wielkich Rodów.

Wśród przybyłych nie zabrakło starych, wpływowych rodów, a także bardziej marginalnych, którzy dotąd milczeli w cieniu wydarzeń. Tym razem, nikt nie miał prawa się ukrywać.

🟩 Xanous stał na podwyższeniu, obok niego Dooku – uosobienie chłodnej mądrości i powagi. Mistrz i następca.

💬 Xanous, donośnym głosem:

– Dziś nie jesteśmy zebrani, by osądzać, ale by odkryć prawdę. Serenno zasługuje na odpowiedzi. Krew przelana podczas inwazji nie może zostać zapomniana – ale nie może też prowadzić do ślepej zemsty.

⚜️ Niespodziewane Pojawienie się Rodu Satreidesów

Wśród szmeru gości, przy głównym wejściu pojawiła się delegacja rodu Satreidesów – odziani w granatowe szaty z herbem sokoła, ich pojawienie się wywołało poruszenie. Xanous zmrużył oczy, czując Mocy wyraźne napięcie emocjonalne, ale też szczerość... i ciężar winy.

🎙️ Głos zabrał Lord Azkar Satreides, dumny i siwiejący patriarcha rodu:

– Hrabio Serenno. Mistrzu Dooku. Szlachetni zebrani. Dziś z pokorą stajemy przed wami, by rozwiać cień podejrzeń. To nie my zaatakowaliśmy pałac Xanousów. Nasze emblematy zostały wykorzystane. Racto… był zdrajcą wszystkich rodów, nie tylko waszego.

🟦 Narada zamilkła. Ale zanim oskarżenia lub pochwały mogły paść… Kael wkroczył do sali.

⚙️ Towarzyszył mu droid-pająk, który przeniósł się na środek sali i aktywował hologram. Na oczach zebranych wyświetlił się zapis z kantyny na Nar Shaddaa – potyczka, śledztwo, a w końcu brutalna śmierć Racto z ręki Kaela, elitarnego oficera Serenno.

📹 Racto upada na kolana. Ostatnie słowa. Ostrze Kaela błyska w świetle sali. Głowa opada na marmurową podłogę kantyny. Cisza.

Kael skinął głową i spojrzał na zebranych z chłodną pewnością:

💬 Kael:

– To był tylko pierwszy akt. Racto był kluczem… ale nie był architektem całej zdrady. Zebraliśmy dane. Ktoś finansował go spoza Serenno. Ktoś, kto zna nasze herby… i wie, jak nas poróżnić.

🌌 Dooku zrobił krok naprzód, ton jego głosu był spokojny, ale groźny:

– Ta wojna została zaplanowana. Chciano, byśmy się nawzajem zniszczyli. Ale zamiast podziału, znaleźliśmy… jedność. I jeśli ktokolwiek jeszcze działa z ukrycia, niech wie jedno: ród Serenno i jego lojalni nie dadzą się zniszczyć od wewnątrz.

🛡️ Xanous zwrócił się do wszystkich:

– Odbudowa Serenno zaczęła się od murów. Teraz nadszedł czas na odbudowę zaufania. Wszystkie rody, które pragną pokoju i sprawiedliwości – jesteście mile widziani u mego stołu. Ale jeśli znajdziemy wśród was kolejną zdradę… nie będzie już litości.

📜 Narada trwała jeszcze długo, wśród szeptów, planów i układów. Ale Serenno, poranione, zaczynało znów oddychać jednym sercem.

🟨 Rozdział IX: Prawda z Cienia — Powrót Agenta z Nar Shaddaa

🌆 Zachodzące słońce nad pałacem Serenno oświetlało kolumnady jak klingi mieczy gotowe do walki. Narada dobiegała końca, a szlachcianki i lordowie opuszczali salę tronową z ciężkimi myślami. Ciszę przerwał dźwięk kroczących metalowych nóg… oraz znajomy cień wśród droidów eskorty.

To on. Tajemniczy Twi’Lek, muskularny, zielonoskóry agent Konfederacji, który jeszcze niedawno dzielił namiętny wieczór z Hrabią Xanousem w apartamentach na Nar Shaddaa — teraz powracał, ale nie jako kochanek, a jako informator i kluczowy świadek.

🟩 Agent Twi’Lek (z powagą):

– Hrabio. Mistrzu Dooku. Pojawiły się nowe dane. Racto… nie działał całkowicie sam, choć zlecenie ataku na waszą rodzinę podjął z własnej woli. Chciał wojny, by przejąć wpływy i złamać więzi między rodami. Ale miał… sponsorów.

👁️‍🗨️ Dooku przymrużył oczy.

– Mów.

🔉 Twi’Lek aktywował niewielkie urządzenie holograficzne. Na projekcji pojawił się obraz: pałac na Tatooine. Wielka sala wypełniona dymem, głośnym śmiechem, a na tronie…

🐛 HARTEL Z RODU HUTTÓW.

Tłusty, jadowicie zielony Hutt o szkarłatnych oczach, który znany był z finansowania wojen i chaosu, jeśli tylko służyło to jego interesom.

💬 Twi’Lek (kontynuując):

– Hartel finansował kampanię Racto. Uzbrajał jego ludzi, przekupywał najemników, ale sam nigdy nie wydał rozkazu ataku na Serenno. Bał się waszej potęgi. Wyznał, że to Racto przekonał go, że… Skywalkerowie i Dooku są słabi i podzieleni. Gdyby wiedział, że się zjednoczycie… nigdy nie dałby mu kredytów.

⚠️ Xanous zmrużył oczy.

– Czyli to był parasol ochronny. Racto oszukał wszystkich, a Huttowie grali na dwóch frontach. Jak zawsze.

🤖 Kael (wchodząc, uzbrojony, z lekko ironicznym uśmiechem):

– Huttowie robią to, co zawsze: sponsorują chaos, by później na nim zarabiać. Ale teraz wiedzą, że poszli za daleko.

🟣 Dooku spojrzał na Agenta z uznaniem.

– Uczyniliście dobrze, przybywając. Ale co teraz, młody człowieku? Powrócisz do cienia… czy chcesz oficjalnie służyć sprawie Serenno?

🟩 Twi’Lek po chwili zawahania, odwrócił się do Xanousa i złożył pokłon.

– Hrabio. Jestem lojalny wobec idei, którą reprezentujesz. Ród, który nie rządzi z chciwości, ale z wizji. Jeżeli mnie przyjmiesz – oddaję swoje zdolności i sieć kontaktów pod twoje dowództwo.

💚 Xanous uniósł brew, potem uśmiechnął się lekko.

– Masz talent… i nie tylko jeden. Będziesz mi potrzebny. Ale zanim przyjmiesz tytuł, pokaż mi więcej. Pokaż lojalność.

🎖️ Agent skinął głową. Przyszłość szykowała nowy układ sojuszy. Huttowie zostali zdemaskowani jako sponsorzy chaosu

🟥 Zagadka Rodziny: Zaginieni z Serenno Choć triumf nad Racto i ujawnienie powiązań z Huttami było znaczącym zwycięstwem, serce Xanousa wciąż było ciężkie. Wśród raportów, bitew i galaktycznych spisków brakowało jednej rzeczy – odpowiedzi o los swojej rodziny.

🌌 W komnatach Hrabiego, przy blasku gwiazd nad Serenno, Xanous siedział samotnie nad stołem projekcyjnym, przeglądając niezliczone wiadomości, dane i nagrania z chwili inwazji. Wciąż ten sam obraz: pożoga, chaos… i potem – cisza. Brak ciał. Brak sygnałów życia. Brak jednoznacznych dowodów śmierci.

🔎 Dooku, wchodząc do sali, powiedział spokojnie: – Wiemy, że część służby przeżyła. Ale twoja rodzina… mogła zostać porwana. Albo ukryta. Ktoś nie chciał, by zginęli – chciał, by zniknęli. To różnica.

📡 Agent Twi’Lek dodał:

– Hrabio… podczas naszych działań na Nar Shaddaa natknąłem się na transmisje zakodowane z systemów, które nie należą do Huttów. Zbierane były dane o rodach arystokratycznych – w tym o twojej rodzinie. Podejrzewam, że ktoś jeszcze działał w cieniu, poza Ractem. Może Racto był tylko… pionkiem?

🧬 Dooku spojrzał poważnie:

– Jeśli ich zabrano żywych, to dla konkretnego celu. Może jako zakładników… może jako przynętę. Ale jeszcze żyją. Ja to czuję.

🌠 Xanous uniósł wzrok, jego dłoń zacisnęła się w pięść.

– Musimy znaleźć ten cel. Musimy odkryć kto stoi za tym wszystkim.

🎯 I właśnie wtedy włączył się stary komunikator. Sygnał. Z oddalonego sektora… z planety owianej tajemnicą i śmiercią –

🌑 Boz Pity.

📨 Nieznany sygnał:

„Jeśli szukacie tego, co utraciliście… znajdziecie odpowiedź tam, gdzie poległ honor i gdzie Moc jest rozszczepiona. Ale bądźcie szybcy – inni też już szukają.”

🟥 Zakończenie Wątku Rodziny (Tymczasowe) – Cisza przed Burzą

W wielkiej sali tronowej pałacu na Serenno, pośród rozświetlonych witraży i kolumn pamiętających dziesiątki pokoleń, Hrabia Xanous stał przed zgromadzoną radą szlachty. Przy jego boku – Dooku, spokojny, lecz czujny. Wśród obecnych byli też: Kael, lojalny oficer z Serenno, oraz agent Twi’Lek, który ostatnio zdobywał coraz większe zaufanie.

🎙️ Xanous przemówił, głosem silnym i pewnym:

– Moi rodzice… moi bracia i siostry… pozostają zaginieni. Nie znaleźliśmy ciał. Nie otrzymaliśmy sygnałów życia. Ale Moc mi mówi jedno – oni nie odeszli. Dlatego z pomocą Mistrza Dooku oraz naszych sojuszników, kontynuujemy śledztwo. Lecz teraz… Serenno mnie potrzebuje.

🛡️ Oklaski szlachty niosły się po sali. Hrabia powrócił w pełni do swojej roli. Odbudowa stolicy postępowała, armie lojalne rodowi Skywalkerów-Dooku umacniały kontrolę nad regionami, a polityczne wpływy Serenno ponownie zaczęły oddziaływać na sąsiadujące systemy.

📜 Rada zatwierdziła wprowadzenie „Protokołu Cienia” – specjalnego działu podległego bezpośrednio Hrabii, mającego za zadanie kontynuować tajne śledztwo w sprawie ataku na pałac oraz losu zaginionej rodziny.

🧩 Agent Twi’Lek wypowiedział słowa, które na długo pozostały z Xanousem:

– Czasem odpowiedzi kryją się nie w tym, co widoczne… ale w tym, co zniknęło bez śladu. Znam miejsca, gdzie ślady wciąż czekają.

🌌 Dooku położył rękę na ramieniu wnuka.

– Dobrze się spisałeś, Hrabio Serenno. Twoja rodzina… będzie z ciebie dumna. A my... jeszcze ich odnajdziemy.


✅ Wątek rodziny – zamknięty tymczasowo.[]

Nie zginęli. Są zaginieni. Ale... zostali ukryci celowo.

Ich los powróci jako główny wątek w dalszej części sagi.

🟩 Rozdział: Cisza po Bitwie – Serce i Honor W pałacu na Serenno, wciąż pachnącym świeżo wypaloną kadzidlaną żywicą, światło księżyca przenikało przez półprzezroczyste zasłony komnat Hrabiego. Xanous, odziany już w ciemnozielony płaszcz z herbem rodu, stał przy jednym z balkonów, spoglądając na odbudowujące się miasto. Cisza była niemal obca – ale dziś była potrzebna.

Wtem...

🚪 Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

— Wejdź — powiedział spokojnie Xanous.

👤 To był Kael. W pełnym galowym mundurze, przystojny, dumny i jak zawsze… z lekko zmrużonymi oczami, które skrywały więcej niż mówił. Hrabia podszedł do niego z pewną swobodą – między nimi nie było już napięcia, tylko szacunek.

🤝 Hrabia podziękował mu, obejmując go krótko i szczerze:

– Kael… nie wiem, czy zdołam wyrazić słowami, jak wiele znaczyła twoja lojalność. I tamta noc… była piękna. Ale nie oczekuję niczego więcej.

🗣️ Kael skinął głową, jego głos był spokojny, choć z cieniem wzruszenia:

– Nie to, że cię kocham, mój Hrabi... to była namiętność. Czysta, intensywna, prawdziwa. Ale lojalność — to jest moja droga. Nie chcę twojego serca, tylko twojego szacunku. I życzę ci, byś pewnego dnia znalazł miłość, która cię nie przytłoczy… a uniesie wyżej.

✋ Obaj uścisnęli sobie dłonie – silnie, bez słów, ale z ogromnym ładunkiem emocjonalnym.

🌟 W tym momencie wszedł kolejny mężczyzna – drugi officer, ciemnowłosy, o oczach pełnych zadziorności. Zbliżył się do Kaela i… chwycił go za dłoń z wyraźną czułością.

🗣️ — Panie Hrabio… pozwól, że przedstawię mojego towarzysza, Liorena. On... znaczy dla mnie więcej, niż się spodziewałem.

🦁 Xanous zaśmiał się szczerze, z radością i zrozumieniem w oczach:

– A więc… też lubisz mężczyzn, co? No to witaj w klubie. Obaj żyjcie szczęśliwie. Niech wasza lojalność będzie równie silna jak wasze uczucie.

🌌 W komnatach zapanowała przyjazna cisza. Nie było wstydu, nie było napięcia. Tylko wzajemne uznanie. Kael odszedł z Liorenem, a Xanous pozostał sam, jeszcze chwilę wpatrując się w niebo.

— Może i jestem Hrabim… ale nadal jestem tylko człowiekiem — szepnął do siebie.

🌌 Rozdział: Szept Przeznaczenia Wśród marmurowych kolumn i miękkiego światła świec, w swoich prywatnych komnatach Xanous siedział jeszcze chwilę przy oknie. Księżyc Serenno odbijał się w jego oczach, a chłodne powietrze niosło ze sobą dziwny spokój. Po spotkaniu z Kaelem i Liorenem w jego duszy zapanowała nie tyle pustka, co... tęsknota.

🗣️ — Mam nadzieję, że poznam kogoś... kto naprawdę się ze mną połączy, — powiedział cicho sam do siebie, głaszcząc sygnet rodowy na palcu.

Nie kogoś przypadkowego, nie tylko dla namiętności... ale dla czegoś większego.

Zamyślił się, a jego głos szeptał już tylko do ciszy:

Kogoś, kto mnie pokocha takiego, jakim jestem. Kto będzie podobny — fizycznie, ale i duchowo. Silny. Głęboki. Może... ktoś o równie jasnej aurze co moja. Lub równie mrocznej.

🌠 Wspomniał nagle Jocastę Nu.

Babciu… opowiadałaś mi kiedyś o takim zjawisku. Coś z duszą… dwiema połówkami...

Zmarszczył brwi.

Tw… tw coś… flames? Tak to było? — uśmiechnął się lekko pod nosem.

Może kiedyś… kiedy będę gotów… spotkam tę drugą duszę. Swoją bratnią iskrę.

🛏️ Położył się do łóżka, układając ciało pod miękkim pledem z herbem rodu. Zamknął oczy.

🌌 Sen przyszedł szybko.

W mgle snu... stał ktoś. Mężczyzna. Nieznany, a jednak znajomy. Wysoki, silny, o oczach, które lśniły jak gwiazdy wśród burzy. Jego obecność promieniowała aurą tak intensywną, że powietrze wokół Xanousa zdawało się wibrować.

👤 Tajemniczy mężczyzna wyciągnął dłoń. Nie mówił nic, ale spojrzenie wyrażało wszystko — połączenie, siłę, ogień i spokój zarazem.

Xanous nie czuł lęku. Tylko ciepło. Zrozumienie. Jakby ich dusze znały się od zawsze.

💭 Może to właśnie ten... którego kiedyś spotkam. Moja druga dusza. Moje twin flame.

🌌 Sen rozpłynął się w promieniach świtu. Ale jego echo pozostało.

A w sercu Xanousa zapłonęło pierwsze przeczucie... że ta przyszłość naprawdę kiedyś nadejdzie.

🌌 Rozdział VII: Przyszłość Serenno – Dziedzictwo i Przeznaczenie

Odbudowa Serenno była niczym układanie mozaiki z popiołów. Każdy kamień pałacowy, każdy sojusz, każda decyzja — były częścią większego planu. Choć Hrabia Dooku wrócił na Serenno jako wsparcie i strażnik tradycji, ciężar przyszłości leżał już na barkach Xanousa. Młody Hrabia, którego młodość przeplatała się z bólem straty, namiętnością i mocą, wiedział jedno — to już nie była tylko gra o przetrwanie. To była gra o dziedzictwo.

🏛️ Odbudowa była trudna i powolna.

Miasto-pałac, niegdyś duma planety, choć częściowo ocalone, wciąż nosiło ślady inwazji Racto. Zniszczone dziedzińce, spalona biblioteka rodzinna, rozsypujące się mury dawnego Senatu Serenno — wszystko wymagało nie tylko funduszy i siły roboczej, ale także nadziei, że to miejsce znów będzie żyć.

🧠 Dyplomacja stawała się równie ważna jak Miecz Świetlny.

Xanous wiedział, że samą potęgą nie utrzyma Serenno. Musiał grać mądrze. Spotkania z rodami, negocjacje z układami handlowymi, rozmowy z planetarnymi przywódcami... Był młody, ale jego aura, nimb potęgi i charyzma przyciągały sprzymierzeńców. Coraz więcej szlachciców zaczynało mówić:

To nie tylko Skywalker... to odrodzony Dooku.

🛰️ Coruscant i nowa polityczna gra

Podróż do stolicy galaktyki, gdzie Xanous mógł oficjalnie rozpocząć drogę jako Jedi, otwierała przed nim nowe możliwości. Choć nie był jeszcze pełnoprawnym Mistrzem, jego talent nie uszedł uwadze Rady. A wpływy Hrabiego Dooku wciąż dawały mu dostęp do miejsc, które dla innych pozostawały zamknięte.

Ale Coruscant to też pole pełne intryg.

Senatorowie, szpiedzy, ambasadorowie – każdy miał swoją agendę. I każdy, kto widział Xanousa, wiedział, że jego nazwisko niesie historię zarówno światła, jak i cienia.

🤝 Sojusze i nowe ścieżki

Kael — wierny officer,

Twi'Lek — dawny kochanek, teraz agent Konfederacji,

Azkar — były wróg, dziś sprzymierzeniec,

Mistrzowie Jedi — wśród nich zaczął zdobywać szacunek,

a Jocasta Nu — cicha, mądra babcia, archiwistka mocy, szeptała mu o „płomieniach duszy” i równowadze.

Xanous rozumiał już, że jego rola nie ograniczała się tylko do pałacu. On miał stać się czymś więcej. Głosem pokoju… lub ostrzem, które go wymusi.

🔱 Powstanie Serenno: Ogień, który nie zgasł[]

ChatGPT Image 23 kwi 2025, 23 19 34

X-70B Phantom-class prototype

Najazd na pałac rodowy nie był tylko brutalnym atakiem – był symboliczną próbą wymazania dziedzictwa. Roztrzaskane mury, wypalone wieże, cisza w salach, gdzie niegdyś rozbrzmiewały debaty arystokracji – wszystko to miało powiedzieć jedno: Ród Xanousów przestał istnieć.

Ale nie przestał.

🟦 Xanous, wtedy jeszcze uczeń, nie upadł. Wstał. Z mieczem w dłoni i łzą w oku, lecz z ogniem w duszy. I to ogień był ważniejszy.

⚔️ Walka ramię w ramię z Dooku, jego mentorem, dziadkiem i sojusznikiem, nie była tylko militarnym aktem. Była rytuałem powrotu – deklaracją, że Serenno nie należy do Kartelu Cienia, do Racto, ani do tchórzy wśród arystokracji. Należy do krwi i dziedzictwa.


🤖 Droidiki i determinacja[]

Wysłanie droidów bojowych przez Dooku nie było tylko gestem taktycznym – było to uznanie, że Serenno nie może już polegać jedynie na lojalności. Trzeba było zbudować system odpornościowy tej planety na nowo – nie tylko z cegieł i stali, ale z lojalności i zorganizowanego chaosu.

Dooku znał to powiedzenie dobrze:

„Pokój jest iluzją – jedyną stałą jest kontrola.”


🏛️ Odbudowa: trudniejsza niż wojna[]

Rekonstrukcja to nie tylko sprawa murów. To:

  • odzyskanie zaufania ludności,
  • zjednanie sobie neutralnych rodów,
  • odkrycie zdrajców, którzy milczeli, gdy pałac płonął.

Tutaj Xanous musiał przeistoczyć się w coś więcej niż wojownika. Musiał stać się liderem. I to bez kapelusza Dooku na głowie, bez jego cienia.


🌌 Coruscant: scena nowych możliwości[]

Wylot na Coruscant, by kontynuować szkolenie Jedi i może reprezentować Serenno w Senacie??? , był logiczny. Ale był też ryzykowny.Senat jeszcze nie czas

To nie był już świat ruin, lecz świat intryg. Tam, gdzie atak nie przychodzi z mieczem świetlnym, ale z uśmiechem, toastem i pogłoską na bankiecie.

Lecz Xanous nie był już chłopcem.

Znał gniew. Znał stratę. Znał wierność.

I teraz miał misję:

Odbudować. Odkryć prawdę. I ostatecznie... odnaleźć rodzinę.


🧩 Epilog: Nadzieja i cień[]

Każde echo kroków Xanousa w odbudowanym pałacu przypominało mu: coś wciąż jest nieodnalezione. Każde krzesło przy długim stole, gdzie nie siedziała jego matka… jego ojciec… jego rodzeństwo… było wyrwą.

Ale jego spojrzenie nie było już tylko pełne żalu.

Było głębokie jak przestrzeń kosmiczna i twarde jak durastalowy rdzeń nowego skrzydła pałacu.

Hrabiowski tytuł wrócił. Serenno wracało. Ale prawdziwa podróż Xanousa dopiero się zaczynała.

📜 Rozdział: Nowa Era (część II)[]

🛡️ Ostatni Hrabia w cieniu ruin

W ruinach pałacu, gdzie kiedyś rozbrzmiewały dźwięki dworskich bali i politycznych debat, teraz słychać było jedynie echo wspomnień. Młody Hrabia Xanous, z twarzą chłopca, ale sercem wykuwanym w ogniu wojny, przemierzał korytarze zniszczonych skrzydeł zamku w towarzystwie kilku wiernych strażników. W miejscu, gdzie niegdyś jego matka uczyła go kaligrafii, a ojciec trenował z nim walkę, dziś stały droidy porządkowe i strażnicy w nowych barwach rodowych – czerni i szmaragdu. Barwy nowego Serenno.

🔥 Wewnętrzna przemiana

Nie był już chłopcem. Utrata rodziny, życia, które znał, i niewypowiedziany ból, który nosił jak niewidzialną zbroję, zmieniły go. Ale nie w potwora. Nie w tyrana. W zmienionego przywódcę. Każdy dzień na wygnaniu, każda decyzja w cieniu zdrady, kształtowały w nim nową siłę. Nie opartą na gniewie – ale na wiedzy, kto jest jego wrogiem i co należy odbudować.

„Mój ród zginął nie dlatego, że był słaby. Zginął, bo był nadzieją. Teraz ta nadzieja wraca – ze mną.”

🌌 Nowa wizja władzy

Xanous nie planował odtworzyć starego porządku. On planował stworzyć coś nowego.

Nie będziemy już rodem tkwiącym w marzeniach o świetności sprzed stuleci. Teraz zbudujemy coś, czego galaktyka jeszcze nie widziała. – powiedział Dooku podczas jednej z nocnych narad.

Dooku, który pośród zgliszczy również odnalazł w sobie nową pasję – być może ostatnią – zaczął traktować Xanousa nie tylko jak ucznia, ale jak dziedzica ducha. Przekazywał mu wiedzę dawnych Mistrzów, sekretne teksty, których Rada Jedi nie odważyła się ujawnić. Pod jego kierunkiem Xanous nie tylko trenował walkę – zgłębiał Moc.

I właśnie Moc – nie tylko jako narzędzie walki, ale jako siła duchowa – stawała się dla niego nowym kompasem.

⚙️ Tajna Rada Ocalenia

W podziemiach zrekonstruowanego pałacu, za zasłoną oficjalnych odbudów, działała mała rada. Składała się z Kaela, wiernego oficera i przyjaciela, kilku dawnych szlachciców oraz dwojga Jedi, którzy niegdyś sympatyzowali z Dooku. Ich celem było jedno: przygotować Serenno nie tylko na odbudowę – ale na nową przyszłość.

Galaktyka się zmienia. Republika słabnie. Jedi są podzieleni. I właśnie teraz mamy szansę, by wrócić do gry. – mówił Kael, przesuwając palcem po galaktycznej mapie, wskazując sektory podatne na dyplomatyczne wpływy i handel.

🗺️ Nowe cele polityczne:

  1. Minos Cluster – sektor wstrząsany przez korupcję i brak reprezentacji.
  2. Farlax Sector – miejsce dawnych układów handlowych Serenno, dziś pod kontrolą syndykatów.
  3. Muunilinst – możliwy sojusz z InterGalactic Banking Clan.
  4. Rodia i Naboo – planety podatne na dyplomację i starą lojalność Dooku.

🌿 Tajemnicze sny i wizje

Ale nie tylko polityka prowadziła Xanousa. W nocy nawiedzały go sny – o zielonej dolinie, gdzie matka śpiewała dawne pieśni, a na horyzoncie płonęły niebieskie gwiazdy. Widział tam kogoś… jakby siebie. Ale nie tylko. Jakby kogoś jeszcze, połączonego z jego duszą. Bliźniaczy płomień? Może. Może tylko nadzieja. Może przeznaczenie.

🟩 Zakończenie: Pochód ku przyszłości

Gdy Xanous stanął na balkonie odnowionej sali tronowej, a pod nim zebrali się mieszkańcy Serenno – tłumy, które przetrwały, które wróciły, które go uznały – uniósł dłoń.

Nie przysięgam wam, że odbuduję stare Serenno. Przysięgam, że stworzę lepsze. Takie, które przetrwa wszystko – zdradę, wojnę, nawet czas. Bo teraz to nie ja należę do Serenno. To Serenno należy do nas wszystkich.

A w oczach Dooku, stojącego obok, po raz pierwszy od dziesięcioleci pojawiły się łzy. Nie ze smutku. Ze spełnienia.

📘 Rozdział: Lata w Świątyni – Krew, Kodeks i Królestwo[]

🌌 Gdy chłopiec spojrzał w gwiazdy…

Od najmłodszych lat Xanous był inny. Gdy jego rówieśnicy grali w pałacowe gry lub ćwiczyli jazdę na koniu po wzgórzach Serenno, on godzinami wpatrywał się w niebo. Gwiazdy go wołały – tak przynajmniej mawiała jego matka. Ale to nie gwiazdy miały odpowiedzieć na jego wołanie. To Moc.

🏛️ Świątynia Jedi na Coruscant

Gdy jego talent został potwierdzony, a wpływy Hrabiego Jerzego i Dooku uruchomiły odpowiednie kontakty, młody Xanous trafił do Świątyni Jedi. Dla arystokraty z Serenno było to jak wejście do innego świata – chłodnego, zorganizowanego, opartego nie na rodzie, lecz na Kodeksie.

Tam po raz pierwszy usłyszał słowa Mistrza Yody:

„Zbyt pewni siebie są, młodzi i starzy Jedi. Ale pycha… to cień strachu.”

Xanous nie był pyszałkiem – był dumny. A różnica między tymi dwoma pojęciami miała mu towarzyszyć przez całe życie.

Enhanced-image (10)
Main-qimg-a5e75ed97fe5747e7cd1f92564c5c0cb-lq-enhanced
Designer (3)

Enhanced-image (9)

🧠 Trening z Dooku – mentor z krwi i ducha

Jego dziadek stryjeczny – Hrabia Dooku – odegrał kluczową rolę w jego formacji. To nie była relacja mistrz-uczeń. To było coś więcej. Rodzina. Więź. Lojalność wykraczająca poza kodeks Zakonu.

Dooku nauczył go, że miecz świetlny nie zawsze musi być wyciągnięty, a potężniejsze od ciosu są słowa, spojrzenie i... moment ciszy.

„Xanousie, miecz Jedi to tylko echo woli. A twoja wola musi być ostrzejsza niż ostrze, które dzierżysz.”

Razem ćwiczyli w pustych salach o świcie. Gdy inni padawani jeszcze spali, Dooku prowadził młodego Hrabiego przez zawiłości Formy II – Makashi – tej samej, którą sam udoskonalał przez dekady.

⚔️ Szkolenie i polityka – ścieżka podwójnego ostrza

Oprócz walki, Dooku wprowadził Xanousa w arkana dyplomacji, przemówień, zrozumienia systemów politycznych. Zabierał go na senackie debaty, spotkania z Radą Jedi, a nawet na misje, gdzie potrzeba było nie tylko Mocy, ale kunsztu argumentu.

To wtedy, jeszcze jako uczeń, Xanous zrozumiał: Jedi nie są tylko wojownikami. Są architektami galaktycznego pokoju.

🌀 Wewnętrzny bunt

Ale nie wszystko było łatwe. Z czasem, Xanous zaczął odczuwać, że nie pasuje do rygorystycznych reguł Zakonu. Zbyt często myślał o rodzinie. Tęsknił za ojcem. Czuł w sercu zarówno oddanie Kodeksowi, jak i... emocje.

Nie mógł ich całkowicie wyzbyć. Ale nauczył się przekształcać je w siłę, w świadomość, w empatię. Nie tłumił ich – kierował. To była najtrudniejsza lekcja.

🏅 Przemiana w Rycerza Jedi

Po latach treningu, prób i misji, Xanous w końcu stanął na dziedzińcu Świątyni – gotów na swój rytuał przejścia.

Dooku i Yoda stali przed nim. W rękach Dooku – miecz świetlny, który kiedyś nosił symbol starej Serenno.

„Niech Moc będzie z tobą, Rycerzu Xanousie Skywalkerze z Serenno. Nie tylko nosisz światło – jesteś nim.”

Z oczu młodego mężczyzny popłynęła łza. Nie ze strachu. Ze zrozumienia.

🟩 Epilog: W drodze do przeznaczenia

Od tej pory jego ścieżka była jasna. Już nie tylko dziedzic rodu. Już nie tylko padawan.

Rycerz Jedi. Mąż stanu. Syn Serenno.

Ale przyszłość niosła o wiele więcej: zdrady, sojusze, walki z cieniami przeszłości i poszukiwanie rodziny.

📅 37 BBY – Cienie przed Burzą[]

🔷 1. Nowy Hrabia Serenno[]

Po tragicznych wydarzeniach związanych z najazdem na pałac i zniszczeniem starego dworu, Xanous oficjalnie obejmuje tytuł Hrabi. Mimo młodego wieku zostaje uznany przez większość lojalnych rodów i mieszkańców Serenno za prawowitego następcę. Dooku wspiera go zarówno politycznie, jak i wojskowo.

🔸 Odbudowa trwa: 67% pałacu odbudowane, wojsko zreorganizowane, protokoły bezpieczeństwa zmodernizowane.

🔸 Cień zdrady: Niektóre rody milczą, podejrzewane o współudział w dawnym zamachu.


🪐 2. Misje w sektorze Minos Cluster (→ już wcześniej opisane przez Ciebie):[]

Xanous jako Jedi i polityk reprezentuje neutralne światy, które odrzucają udział w ekspansji Republiki lub wpływach mega-korporacji.

🔹 Polis Massa – medytacja z kapłanami-ciszy o pierwotnej strukturze Mocy.

🔹 Venaari – dyplomacja z radą rodową, próba uzyskania wsparcia dla niezależnych systemów.

🔹 Adarlon – wystąpienie publiczne na temat kultury jako formy oporu.

🔹 Svivren – lokalny bunt: Xanous pomaga pokojowo zapobiec przejęciu przez Kompanię Hyperlane’ów.


🏛️ 3. Udział w Paktach Neutralności[]

Xanous bierze udział w serii tajnych narad z planetami spoza struktur Republiki, które obawiają się rosnącej centralizacji władzy. Spotkania mają miejsce m.in. na:

🔸 Aquilae, Tynna, Anaxes – Xanous buduje reputację młodego męża stanu, zdolnego pogodzić kodeks Jedi z realiami polityki.

🔸 Mimo braku formalnej pozycji w Senacie, staje się nieformalnym reprezentantem neutralnych sił.


🌓 4. Narada Jedi – sceptycy wobec Dooku i Xanousa[]

Mistrzowie Jedi – Windu, Ki-Adi-Mundi i Yoda – zaczynają obawiać się wpływu Dooku na młodego Rycerza. Pojawia się napięcie między „ortodoksyjnym” kodeksem Jedi a coraz bardziej niezależną filozofią Serenno.

🔸 Wspomniane są jego wcześniejsze misje z Plo Koonem, Shaak Ti, Windu i Jerekiem jako dowody na duchową głębię – ale też niepokorność.


🌒 5. Nar Shaddaa – spotkanie z Xizorem[]

W roku 37 BBY Xanous bierze udział w misji incognito (jako Lord Vel Astari) z Dooku i kapitanem Sarnemem. Odbywają się dramatyczne wydarzenia:

🔹 Zdrada Racto, atak ochroniarzy, walka z droidami, uratowanie Dooku przez Kaela i Elitarną Straż Serenno.

🔹 Egzekucja Racto przez Kaela Czarnym Mieczem, zdobycie danych o ataku na Serenno i potwierdzenie, że rodzina Xanousa być może przeżyła.

🔹 Xizor przejmuje kontrolę nad częścią sektora przestępczego, zaczyna publicznie wspierać Xanousa jako neutralnego sojusznika.


📜 6. Wizje Mocy – proroctwa i twin flame[]

W tym okresie Xanous doświadcza głębokich medytacyjnych wizji, prawdopodobnie związanych z Pradawną Świątynią z Kordath II. Ma sny o tajemniczym mężczyźnie, miłości, ogniu i wodzie – są to przeczucia przyszłego połączenia dusz, które z czasem rozwiną się w motyw twin flame.


✴️ 7. Dooku i Xanous wracają na Serenno[]

Pod koniec roku 37 BBY, po serii misji, wojen i politycznych negocjacji, Dooku i Xanous wspólnie lądują na Serenno. Odbywają naradę, otrzymują raporty o postępach odbudowy, wzmacniają pozycję rodu.

🔸 Dooku mówi:

„Odbudowaliśmy mury. Teraz musimy odbudować serca.”


⚖️ Wnioski na zakończenie roku 37 BBY:[]

  • Xanous jest już uznanym Rycerzem Jedi, ale także wschodzącym liderem politycznym w strefie neutralnych światów.
  • Jego działania są często nieautoryzowane przez Senat lub Zakon, ale cieszy się rosnącym poparciem lokalnych społeczności.
  • Dooku jeszcze nie opuścił Zakonu, ale jego rozczarowanie Republiką rośnie – zwłaszcza po widoku korupcji i zdrady na Nar Shaddaa.
  • Rada Jedi nie wie jeszcze, że przed nimi – wojna, zdrady, Separatyści… ale już widzi, że Xanous i Dooku to katalizatory nadchodzącej przemiany.

🟦 Rok 36 BBY – Xanous Skywalker: Młody Hrabia, Rycerz Jedi i Polityk w Cieniu[]

Wiek Xanousa: 22 lata

Status: Rycerz Jedi, Polityk z Serenno, niebędący jeszcze senatorem Republiki

Funkcja dyplomatyczna: Obserwator i gość Senatu Federacji Handlowej


🌐 KONTEKST GALAKTYCZNY[]

  • Federacja Handlowa zyskiwała coraz większe wpływy. Nute Gunray był jeszcze tylko doradcą w Radzie Handlowej, ale już mówiło się o jego ambicjach.
  • Rada Jedi zaczynała odczuwać napięcia związane z rosnącą korupcją w Senacie i dziwnymi zakłóceniami Mocy – tajemniczymi, jeszcze nie powiązanymi z Sithami.
  • Polityczne cienie: Hrabia Dooku był coraz bardziej zaniepokojony sytuacją. Przebywał wtedy często poza Coruscant, a jego kontakt z Xanousem był intensywny, lecz pełen subtelnych ostrzeżeń.

🛸 SERENNO W TYM CZASIE[]

Pałac nadal odbudowywano po wcześniejszych zamachach. W 36 BBY Xanous działał jako przedstawiciel rodu w różnych sektorach neutralnych – m.in. Parmic i Minos Cluster. Choć nie miał mandatu w Senacie, jego wpływy były realne.

Jego wystąpienia jako gościa Senatu Federacji Handlowej (na stacji orbitalnej nad planetą Foerost) były śledzone z zainteresowaniem. Młody Hrabia nie ufał federatom, ale rozumiał, że musiał znać ich taktyki. Jeden z jego przemówień – „Neutralność to nie obojętność, to akt siły” – stało się szeroko cytowane w podziemnych kręgach dyplomacji.


🔶 WAŻNE WYDARZENIA W 36 BBY Z UDZIAŁEM XANOUSA[]

🟣 1. Dyplomatyczna Misja na Telos IV[]

  • Xanous został wysłany przez Zakon Jedi jako obserwator konfliktu między lokalną radą a megakorporacją „Savrex”.
  • Odrzucił zaproszenie do „tajnej ugody” z udziałem lobby Republiki.
  • Dzięki jego interwencji Telos przyjął nową konstytucję samorządową, co rozwścieczyło lobby handlowe – i wzbudziło zainteresowanie Rady Jedi jego etyką.

🟡 2. Spotkanie z młodym Bail Organa[]

  • Na jednej z galaktycznych konferencji pokojowych Xanous spotkał młodego Baila Organę (jeszcze nie senatora). Ich rozmowa o odpowiedzialności elit galaktycznych odbiła się echem w raportach Jedi.
  • Bail miał powiedzieć:

    "Ty mówisz jak idealista… ale masz spojrzenie człowieka, który już widział zbyt wiele."

🔴 3. Konflikt w Parmic Sector – Misja na Pradeux[]

  • Xanous musiał rozwiązać spór między klanami przemysłowców a rodem Iven-Kel, dawnymi sprzymierzeńcami Serenno.
  • Dooku był przeciwny jego udziale, ale Xanous wymógł na nim zgodę.
  • Zamiast pojedynku – doprowadził do podpisania Kontraktu Trzech Płomieni, który na 10 lat ustabilizował region.

🟢 4. Tajemnicze spotkanie na Taris[]

  • Xanous został zaproszony przez nieoficjalnych przedstawicieli Federacji Handlowej na zamknięty bankiet konsultacyjny.
  • Tam po raz pierwszy zobaczył hologram człowieka w czerni – nie wiedział wtedy, że to Darth Sidious.
  • To spotkanie zapoczątkowało jego nieufność wobec senackiego ładu i Rady Jedi. Dooku później przyznał mu rację… choć nie od razu.

🧭 REFLEKSJE DOOKU W 36 BBY[]

„Zaczynasz widzieć to, co ja, mój chłopcze. A to oznacza, że już nigdy nie spojrzysz na Republikę jak na bastion światła. Lecz jeszcze nie rezygnuj. Jeszcze nie teraz.”

🔷 Rok 35 BBY – "Cienie Układów Zewnętrznych"[]

🔹 Pozycja Xanousa:[]

W wieku 22 lat Xanous Skywalker nie pełni jeszcze funkcji senatora Republiki, ale jest formalnym przedstawicielem politycznym rodziny Serenno na arenie międzysektorowej. Po wydarzeniach związanych z odbudową pałacu i odbiciem planety, zyskuje reputację nie tylko jako Rycerz Jedi, ale również jako samodzielny gracz polityczny – szczególnie w Sektorze Minos, Parmic i wokół strefy wpływów Federacji Handlowej.


🟣 I. Spotkanie z Księciem Xizorem – Protokół Cienia[]

W jednym z prywatnych salonów na Kothlisie odbywa się tajne spotkanie z Xizorem, przywódcą Black Sun. Xizor, wyczuwając potencjał Xanousa jako niezależnego aktora, zaprasza go nie tylko z uprzejmości, ale by ocenić, czy młody Hrabia może być czynnikiem stabilizującym w chaotycznych czasach.

Tematy rozmów:

  • Wzrost siły Huttów w sektorze Parmic i Rseik.
  • Upadająca struktura karteli przemytniczych po śmierci Racto.
  • Nieoficjalny pakt neutralności, który Xizor chce zaproponować rodowi Serenno – w zamian za informacje o aktywności Kartelu Cienia w Holo-Netcie.

Xizor do Xanousa (cytat z archiwum):

– Ty nie chcesz wojny… ale wiesz, że ona nadchodzi. Więc pytam: czy wolisz być celem, czy przeciwnikiem, który wybiera pole bitwy?

Xanous odpowiada enigmatycznie, ale jego oczy zdradzają więcej niż słowa. Nie ufa Xizorowi, ale wie, że informacje są bronią, i być może teraz właśnie otrzymał dostęp do arsenału.


🟠 II. Misja Jedi – Nowe Fakty o Kartelu Huttów[]

🔸 Planeta: Nentanis II (układ neutralny w strefie wpływu Huttów)[]

Xanous jako Rycerz Jedi zostaje wysłany razem z Mistrzynią Depą Billabą, by zbadać przechwycone transmisje sugerujące, że Huttowie włamali się do danych świątyni Jedi na Ossusie.

Odkrycia:

  • Dane z Ossusa zostały wykorzystane do tworzenia algorytmów tropiących wrażliwych na Moc dzieci.
  • Nielegalna sieć handlarzy żywym towarem współpracuje z Syndykatem Pyke i Zamaskowanymi z Gamorr.

Xanous popada w konflikt z Mistrzynią Billabą – uważa, że Jedi zbyt wolno reagują, że są obserwatorami, gdy powinni być obrońcami.


🔵 III. Tajne posiedzenie Federacji Handlowej (Senat TF, system Vinsoth)[]

Xanous, jako nieoficjalny doradca ekonomiczny Serenno, zostaje dopuszczony do zamkniętego zebrania Senatu Federacji Handlowej, gdzie poruszane są kwestie:

  • Opodatkowania szlaków handlowych.
  • Rozejmu z Huttami.
  • Potencjalnych sankcji na Serenno za odmowę podpisania Traktatu Sygnałów HoloNet.

Xanous mówi wprost:

– Republika zapomniała, czym jest honor. Jeśli umowy nie chronią sprawiedliwości, nie są niczym więcej jak łańcuchem wokół szyi. Niech to usłyszy Coruscant.


🟡 IV. Spotkanie z Dooku na Kolonie Caamor[]

Dooku przylatuje incognito. Spotyka się z wnukiem na neutralnej planecie Caamor, by ocenić, jak młody polityk radzi sobie z galaktycznym chaosem. Rozmawiają o Jedi, polityce, o przyszłości.

Dooku ostrzega:

– Młodych Rycerzy wysyła się dziś nie do pokoju, a do tłumienia niepokojów. Jedi stają się narzędziem, nie wzorem.

Xanous odpowiada:

– Nie muszę być wzorem. Wystarczy, że będę prawdą.


🔴 Koniec Roku – Tajemniczy sygnał z Susevfi[]

Z końcem 35 BBY, Xanous odbiera wiadomość o tajemniczym artefakcie w ruinach akademii na Susevfi, gdzie niegdyś działały sekty rycerzy niezależnych od Zakonu. Uważa, że może to mieć związek z dawnymi uczniami Dooku i... własnym przeznaczeniem.


📜 Podsumowanie:[]

Rok 35 BBY to czas rozproszenia i cienia, ale także formowania się nowej siły. Xanous nie jest jeszcze gotowy, by stanąć w centrum galaktycznej sceny, ale już teraz jego działania zmieniają układ sił.

  • Nie jest senator, ale polityczny gracz.
  • Nie jest tylko Jedi, ale poszukiwacz prawdy.
  • Nie szuka zemsty, lecz odbudowy i przyszłości.

I w tym roku… galaktyka po raz pierwszy zaczyna szeptać jego imię.

🟣 Scena: Rozmowa Sojuszników — Na pokładzie X-70B Phantom

📍Lokacja: Orbitujący nad Nar Shaddaa, wewnątrz komnaty narad na pokładzie statku Xanousa

Ciszę przerwał miękki dźwięk otwieranych drzwi. Postać w ciemnofioletowym płaszczu, z sylwetką pełną arystokratycznego dostojeństwa i zarazem drapieżnego wdzięku, weszła na pokład. Książę Xizor. Jego obecność wypełniała pomieszczenie jak subtelny zapach luksusowego truciznu – zmysłowa, niebezpieczna, hipnotyzująca.

👤 Xanous, stojąc przy panoramicznym holooknie, nie odwrócił się od razu. W tle widać było pulsującą noc Nar Shaddaa, rozświetloną jak rozżarzone serce galaktycznego podziemia.

Xizor (uśmiechając się lekko, głos spokojny, aksamitny):

– Twój statek pachnie dostojeństwem i dyskrecją. Nic dziwnego, że go wybrałeś. I nic dziwnego, że teraz... jesteśmy tu razem.

Xanous (odwracając się, z lekkim, nieprzeniknionym uśmiechem):

– Tak jak i ty, Książę, nigdy nie wchodzę gdzieś bez powodu.

Xizor:

– Wiem. I właśnie dlatego ci ufam. Ufam ci bardziej niż wielu z moich ludzi... a to, uwierz mi, rzadkość. W tej galaktyce sojusze są papierowe. Ale ja widzę w tobie coś więcej. Dziedzictwo. Namiętność. Strategię.

Xanous:

– A ja widzę w tobie partnera, który rozumie, że przyszłości nie buduje się w salach Senatu, lecz w cieniu, pomiędzy rozmową a milczeniem. Pomiędzy ciosami i toastami.

Xizor (siadając powoli na aksamitnym fotelu, wzrok wbity w Xanousa):

– Wiesz, że Huttowie się nie zatrzymają. Racto był tylko ich sługą – pyskatym, aroganckim, ale skutecznym. Teraz są osłabieni… ale nie zniszczeni.

Xanous:

– I dlatego potrzebujemy siebie nawzajem. Ty masz sieci. Ja mam cel. Ty masz wpływy w miejscach, gdzie nie sięga światło. Ja mogę rzucać cień tam, gdzie oni myśleli, że są bezpieczni.

Xizor:

– Polubiłby cię mój ojciec. Ale on był starym lisem. Ty jesteś jak ogień w lustrzanej komnacie – nie wiadomo, gdzie jest początek płomienia, a gdzie jego odbicie.

Xanous (nachylając się lekko):

– A ty jesteś książęciem, który wkrótce nie będzie już tylko władcą przemytu… ale czymś więcej. Jeśli połączymy siły, możemy zbudować coś trwalszego niż kartele i wojny.

Xizor (patrzy długo, jakby ważył każde słowo):

– Jesteś gotów na to, co się wydarzy, Xanousie? Bo to, co zaczynamy… może zmienić galaktykę. Ale też nas samych.

Xanous:

– Nie szukam już siebie. Ja już wiem, kim jestem. Teraz chcę, żeby oni też się dowiedzieli.

🤝 Na koniec rozmowy Xizor wstał i – w rzadkim geście intymności – ujął ramię Xanousa i lekko je ścisnął. Było w tym coś osobistego. Może lojalność. Może przestroga. Może obietnica.

Xizor:

– Od tej chwili jesteś nie tylko moim sojusznikiem. Jesteś moim bratem w cieniu.

I z tą deklaracją opuścił pokład, zostawiając Xanousa z nową wizją – i poczuciem, że zbliża się coś wielkiego. Sojusz, który mógł przetrwać burze… albo sam je rozpętać.

🌌 34 BBY – Cień Równowagi[]

🧭 Tło Galaktyczne[]

  • Senat Galaktyczny popada w coraz większą stagnację.
  • Korporacja Handlowa, Konsorcjum Techno i Bankowy Klan zaczynają manipulować kredytem i dostawami.
  • Ruchy niepodległościowe w sektorach zewnętrznych rozrastają się.
  • Republika coraz bardziej polega na Jedi jako strażnikach status quo, nie reformatorach.

Ale Jedi też są podzieleni.


🛡️ Xanous Skywalker w 34 BBY – Jedi, Hrabia, Emisariusz Pokoju[]

W tym czasie Xanous ma 23 lata. Jest już znanym politykiem z planety Serenno — formalnie Hrabia, uznany przez większość rodów, lecz nadal podlegający intrygom i starym aliansom.

Jako Rycerz Jedi wciąż nie pełni roli w Senacie, lecz bierze udział w tajnych misjach dyplomatycznych, działając pomiędzy systemami, które balansują na granicy lojalności wobec Republiki.

„Nie jestem senator. Jestem ich cieniem. Ich sumieniem, jeśli trzeba.” – Xanous do Dooku, przed wylotem na Svivren.


⚙️ Misje i Wydarzenia Roku 34 BBY z udziałem Xanousa[]

🪐 1. Sprawa Svivrenu – Dyplomacja przez Ogień[]

Svivren, planeta w sektorze Parmic, miała przystąpić do Unii Planetaryjnej wspieranej przez Korporację Handlową. Jednak lokalne klany nie ufały zewnętrznym podmiotom.

Xanous, przysłany jako neutralny mediator, uczestniczył w dramatycznym zjeździe, który zakończył się zamachem bombowym.

Jego interwencja — natychmiastowa reakcja, ewakuacja cywilów, stłumienie paniki — została uznana za kluczowy czynnik zapobiegający wojnie domowej.

"On nie tylko wygłosił mowę. On wszedł w płonące ruiny i wyniósł dzieci" – relacja lokalnego przywódcy.


⚔️ 2. Konspiracja na Yaga Minor – Sztuka Cienia[]

Xanous wyrusza do Yaga Minor, gdzie odkrywa, że lokalny gubernator został zamieniony przez klona stworzonego przez nielegalne laboratorium wspierane przez Kartel Cienia.

Wspólnie z Kapitanem Sarnemem Draynem i dawnym znajomym Jedi – mistrzem Jerekiem – ujawniają spisek, który miał zdestabilizować produkcję w sektorze.

Misja kończy się pojedynkiem z eksperymentalnym droidem syntetyczno-mocowym, który był w stanie odbijać niektóre ataki przez symulację przewidywania.


🧬 3. Misja „Dziedzictwo Zakonu” – Axxila i Rada Cieni[]

Na Axxili, świecie zniszczonym przez wojny międzygildyjne, odkryto starożytną kryptę Jedi.

Xanous prowadzi ekspedycję z młodymi Padawanami, gdzie natrafia na przed-zakonny Holocron z naukami o równowadze pomiędzy światłem a cieniem.

Wewnętrzna walka między ideologią Zakonu a echem "starszej Mocy" prowokuje go do kwestionowania doktrynalnych granic.

To wtedy po raz pierwszy mówi:

„Moc nie zna przysięgi. My ją składamy. Ale ona płynie poza tym.”


🟣 4. Przesłuchanie w Radzie Jedi – 'Jesteś za blisko polityki'[]

Po powrocie na Coruscant, Xanous zostaje wezwany przez Mistrzów Jedi, w tym Ki-Adi-Mundiego i Mace Windu, z zapytaniem:

  • „Czy Twoje działania służą pokojowi… czy Twojej rodzinie?”
  • „Czy jesteś Jedi, czy Hrabią?”

Dooku nie pojawia się na spotkaniu. Ale Jocasta Nu i Jerec bronią Xanousa — wskazując na jego skuteczność i lojalność.

Mace Windu kończy naradę słowami:

„Obserwujemy cię, Skywalker. Ale nie dlatego, że ci nie ufamy. Dlatego, że twoje decyzje już teraz wpływają na przyszłość Zakonu.”


🖤 Relacje osobiste i prywatne decyzje[]

Xanous w tym okresie był coraz bardziej samotny. W swoich komnatach medytował długo. Miał też wizje – coraz silniejsze, coraz bardziej zaniepokojone.

Spotykał się rzadziej z Kaelem i Kai’nem, choć utrzymywali kontakt. Po misji na Yaga Minor, napisał do Kaela:

"Widziałem siebie w ich oczach. Tych, których uratowałem… i tych, którzy zginęli. Ale nikt nie widzi mnie w moich."


🧱 Polityka Serenno i zagrożenie od wewnątrz[]

W tym roku dwa arystokratyczne rody – Marqual i Vendath – odmawiają uznania Xanousa jako prawowitego władcy.

Dochodzi do kilku sabotaży w pałacu, a w Ogrodzie Północnym zostaje odnalezione ciało sługi z zaszytymi ustami i wypaloną runą zdrady.

Dooku powraca wtedy z Coruscant i osobiście przesłuchuje najstarszych doradców. Słowa, które wypowiada do Xanousa:

„Jeśli chcesz panować, musisz znać każdy cień, który padnie na twój tron.”


🔮 Wizja na Serenno – Dziecko z czerwonymi oczami[]

W jednej z nocy, Xanous doświadcza wizji:

  • Widzi dziecko siedzące na jego tronie.
  • Ma czerwone oczy, sygnet na dłoni, a u boku kogoś przypominającego... niego samego.
  • Słyszy tylko słowa: „Królestwo zbudowane na pamięci – może zostać pochłonięte przez zapomnienie.”

Wstaje zlany potem.


🟨 Podsumowanie: 34 BBY – Rok Podziału[]

  • Politycznie: Xanous jest już graczem galaktycznym, ale bez oficjalnego mandatu w Senacie.
  • Duchowo: oddala się od ortodoksji Jedi, lecz nie porzuca ich misji.
  • Rodzinnie: musi bronić nie tylko swojego rodu, ale i jego dziedzictwa — przed wrogiem z zewnątrz i z wewnątrz.
  • Osobiście: szuka kogoś, kto byłby jego odbiciem... ale jeszcze nikogo nie znajduje.


📜 Rok 33 BBY – Rok Cieni i Sojuszy[]

Choć od tragicznego ataku na pałac Skywalkerów minęły już lata, rany na duszy Xanousa wciąż były świeże. Jako młody Hrabia Serenno, wojownik Jedi i polityk działający poza strukturami Republiki, nieustannie balansował na granicy światła i mroku. Wiek: 23 lata. Jego celem był nie tylko pokój, ale także odpowiedzi – a żadna z nich nie przychodziła łatwo.


🔍 Poszukiwania Rodziny – Nadzieja, która Nie Gaśnie[]

Od czasu odkrycia zaszyfrowanych danych w zniszczonym biurze Racto, Xanous miał jeden cel: odnaleźć swoich bliskich. Co jakiś czas, dzięki kontaktom Kaela, Kai’n Vireka i dawnych sojuszników Serenno, trafiały do niego pogłoski o nieznanych transportach, ewakuacjach cywilnych z Serenno przez neutralne systemy lub cienie sektora Huttów.

Xanous tropił każdy ślad. Wędrował po planetach pokroju Teth, Rinn, Nar Bo Sholla i Nal Hutta, z ukrytą nadzieją, że gdzieś tam – wśród piratów, handlarzy i zapomnianych stacji – może odnaleźć żywych.

Jednak mimo zaawansowanych analiz i wsparcia Jedi, nadal nie udało mu się potwierdzić, czy ktokolwiek z jego rodziny przeżył.


🤝 Spotkania z Księciem Xizorem – Cień Naboo, Blask Flirtu[]

W tym roku kontakty między Xanousem a Księciem Xizorem z Black Sun uległy pogłębieniu. Od pierwszego spotkania na Nar Shaddaa minęły dwa lata, a od tamtej pory Xanous odwiedzał go kilkukrotnie – raz na neutralnym księżycu Begeren, raz na stacji handlowej Saqqar, innym razem incognito na samym Coruscant, w niższych poziomach miasta.

W tych rozmowach było więcej niż tylko polityka – był flirt, subtelne napięcie, tajemnica. Xizor – urokliwy, niebezpieczny i skrajnie inteligentny – wiedział, że Xanous nie jest zwykłym arystokratą. A Xanous wiedział, że Xizor gra w grę, której końca jeszcze nie widzi nikt.

💬 Xizor do Xanousa podczas jednego ze spotkań: „Może być jeszcze czas, by ułożyć ten galaktyczny teatr na nowo… Ale nie wszyscy aktorzy przeżyją drugi akt. Ty jednak, Lordzie Astari… zawsze odnajdujesz się w świetle reflektorów.”

Xanous spojrzał na Xizora z charakterystycznym błyskiem w oku – tym samym, który kiedyś sprawiał, że młodzi padawani tracili wątek na treningach, a arystokratki na Serenno przeklinały własne zaręczyny. Zbliżył się do niego na tyle, by dźwięk jego głosu był zarezerwowany tylko dla ich dwojga. Uśmiech figlarnie zatańczył mu na ustach.

„Lordem Astari byłem chwilowo, Xizorze. Na Nar Shaddaa trzeba umieć się bawić konwencją...”

Zrobił pauzę, nonszalancko odgarniając ciemny materiał peleryny, jakby dopiero co zszedł ze sceny przedstawienia.

„Ale przecież wiesz, jak mam na imię.”

Spojrzał prosto w oczy księciu Black Sun – spojrzeniem, które było jednocześnie pytaniem i wyzwaniem, uśmiechem i przestrogą.

„A skoro używasz tytułów... to znaczy, że się boisz?”

W powietrzu zawisło napięcie – nie groźne, lecz nasycone czymś bardziej subtelnym. Między słowami tliła się propozycja, której nigdy nie wypowie wprost. A jednak obaj ją słyszeli. Xizor zaśmiał się krótko – tym swoim elegancko-gardłowym śmiechem – i odwrócił wzrok, udając obojętność, choć dobrze wiedział, że gra, którą prowadzą, już dawno przestała być tylko polityką.

„Nazwij to, jak chcesz, Xanousie. Ale każda rola, którą grasz... jest dziwnie pociągająca.”

🟣 Kolejny akt tego flirtu dopiero miał nadejść. A galaktyka – cóż – nie była gotowa na ich duet.


🐍 Kartel Huttów – Nowe Tropienie Starego Zła[]

Tropiąc Kartel, Xanous zawędrował do Kwenn, Sleheyron, a nawet orbitował wokół Toydarii. Z pomocą starych kontaktów Dooku oraz własnych zdolności dyplomatycznych, docierał do zamkniętych źródeł, odkrywając istnienie nieoficjalnej frakcji Huttów wojennych – starego ugrupowania, które zdawało się współpracować z Racto przed jego śmiercią.

Wiedział, że Operacja Cisza nad Serenno musiała mieć wsparcie spoza sektora – być może finansowane przez Huttów lub ich bankierów. Jednak każde przesłuchanie, każda mapa, każdy dokument prowadziły jedynie do kolejnych tropów. Nikt nie mówił wprost, ale wszyscy się bali – co oznaczało, że Xanous zbliża się do prawdy.


🌌 Refleksje i Rozdroża[]

Choć w świetle dnia Xanous był chłodny, elegancki i skupiony – w nocy, na pokładzie X-70B Phantom, często zostawał sam z własnym sercem. Medytował. Pisał wiadomości do nieznanego odbiorcy. Przeglądał holonagrane wspomnienia z Serenno.

💬 „Jeśli żyją… muszą wiedzieć, że ich nie porzuciłem. I że nie zapomnę, kto zabrał mi dom.”


🔮 Finisz Roku – Przeczucie[]

Pod koniec 33 BBY, Dooku wezwał Xanousa na tajne spotkanie na Balmorra, gdzie omówili raporty Jedi o rosnącej aktywności zbrojnej w sektorze Parmic oraz informacje z N’zoth.

💬 Dooku: „Galaktyka śpiewa pieśń wojny, Xanousie. A twoja nuta w tej melodii nie została jeszcze zaśpiewana.”


🟪 Podsumowanie: Rok 33 BBY – „W cieniu, ale nie w ciemności”[]

Xanous:

  • 23 lata, polityk i rycerz Jedi;
  • pogłębia więzi z Xizorem;
  • tropi Huttów i cień Kartelu Cienia;
  • nie porzuca nadziei na odnalezienie rodziny;
  • kontynuuje misje polityczne poza strukturą Republiki;
  • pozostaje symbolem Serenno – i potencjalnym czynnikiem zmian w galaktyce.



✦ Etap Zaufania: Xizor i Xanous – nieformalny sojusz formalnych graczy[]

W tym roku relacja pomiędzy Hrabią Xanousem Skywalkerem a Księciem Xizorem z Black Sun wkroczyła na nowy poziom – z salonowych flirtów i wspólnych intryg przeszła w rzeczywistą współpracę polityczną i wywiadowczą.

Xizor, uznając w Xanousie nie tylko sojusznika, ale partnera strategicznego, otworzył przed nim drzwi do informacji wywiadowczych gromadzonych przez Black Sun na temat struktur Kartelu Huttów i nieudanej próby przejęcia Serenno. Przez pośredników w Ord Mantell i lokalne placówki w sektorze Parmic zdobyli dostęp do łańcucha dowodowego, który łączył pewnych Huttów – głównie z klanu Besadii – z konsorcjum odpowiedzialnym za Operację Cisza nad Serenno.

🔎 W ręce Xanuena trafiły:

  • fragmenty rozmów zakodowanych w języku Huttese między Borvo a nieznanym beneficjentem na Coruscant;
  • rozkazy rozmieszczenia najemników z podpisem jednego z byłych oficerów republikańskich;
  • oraz ślady czystek, jakie miały miejsce wśród kartelowych urzędników – najpewniej w celu zatarcia dowodów.

🟢 Misje Jedi w cieniu polityki[]

Mimo rosnącej roli politycznej, Xanous nie porzucił ścieżki Jedi. Wręcz przeciwnie – wykorzystywał ją, by podróżować tam, gdzie nie mógłby dotrzeć jako Hrabia.

  1. Misja do Trasse (świat rolniczy w sektorze Parmic): – pośredniczył w konflikcie między zbuntowanymi kolonistami a najemnymi wojskami korporacyjnymi, – odkrył, że bunt był inspirowany przez infiltratorów z... Kartelu Huttów.
  2. Wyprawa na Wukkar (miejsce ukrytej świątyni Jedi): – tam miał kolejną wizję – sen o mężczyźnie w białej masce, który trzymał jego serce w dłoni, lecz nie rozgniatał go… tylko czekał. – mistrzyni Jocasta Nu odczytała sen jako znak dusz powiązanych przez przeznaczenie.
  3. Polityczne spotkania w układzie Ashani i Parmic: – Xanous reprezentował neutralne planety, szukające nowej tożsamości poza bezwładną Republiką. – jego przemówienie w Rady Neutralnych Światów poruszyło temat nielegalnych zbrojeń Huttów i potrzebie nowej koalicji moralnej. – Xizor był obecny – nie jako oficjalny gość, ale jako cichy cień, który później podszedł i wyszeptał:

    „Byłeś dziś światłem, mój panie Astari.”


🌙 Sny o miłości i mroku[]

W tych miesiącach powtarzał się sen.

Xanous, otulony w ciemność, unosił się nad Serenno, a z dołu wyciągał do niego ręce mężczyzna – wysoki, piękny, nieznany. Oczy miał jak gwiazdy – błękitne i złote.

We śnie Xanous czuł jednocześnie pokój, tęsknotę i zagrożenie. Mężczyzna ten nie mówił – ale jego obecność była bardziej rzeczywista niż jawa.

Nie był to Sith. Nie był Jedi. Ale w Mocy… należał do Xanousa. I Xanous to czuł.

💬 „Kim jesteś?!” – pytał, lecz odpowiedź zawsze przychodziła po przebudzeniu – w uczuciu rozszarpanego serca.


🟣 Dooku i ukryte ruchy z Coruscant[]

Hrabia Dooku, choć nie uczestniczył bezpośrednio w tych działaniach, uważnie je śledził. Z Coruscant wysyłał szyfrowane wiadomości, w których dawał Xanousowi sygnały do ostrożności – ale też wyrażał pełne zaufanie.

Jedna z jego wiadomości brzmiała:

„Synu... Rada Jedi zaczyna spoglądać na twoje działania z mieszanymi uczuciami. Ale nie bój się tego. Nawet światło musi czasem zejść w cień, by dostrzec pułapki.”


🛸 Nowa flota Serenno?[]

Dzięki wsparciu Xizora i agentów Kaela, na obrzeżach układu Serenno rozpoczęto tajną budowę jednostek zwiadowczych – niezależnych od Republiki.

Xanous nazwał pierwszy prototyp „Verik’s Flame” – na cześć swojego zaginionego brata.


💠 Zakończenie roku: Ostatnia noc na Nar Shaddaa[]

W wieży nad „Crimson Sigh”, pośród purpurowych świateł, Xizor i Xanous spoglądali na panoramę. Obaj milczeli.

Xizor w końcu powiedział:

„Wiem, że szukasz kogoś, kogo nie możesz zapomnieć.”

Xanous odparł:

„I wiem, że ty też.”

Potem wypili za „to, co jeszcze przyjdzie”.

Za sojusz nieoparty na przysięgach, tylko na zrozumieniu.

Za świat, który trzeba zbudować na nowo – razem, albo wcale.

🔶 Rok 33 BBY (rok przed „Mrocznym Widmem”) 🌌 Nowy rozdział: Mistrz Jedi, polityk z Serenno, dziedzic dwóch dziedzictw… i człowiek, który zaczyna pisać własne proroctwo.


🟦 Rada Jedi – decyzja o przyznaniu tytułu Mistrza Jedi[]

🧘‍♂️ Miejsce: Sala Wewnętrzna Świątyni Jedi, Coruscant

W obecności całego Kolegium Mistrzów Jedi – Yody, Windu, Ki-Adi-Mundiego, Shaak Ti, Plo Koona, Luminary Unduli, Jereca, Dooku (gościnnie) oraz kilku Holo-obecnych członków z Ossus i Telosu – odbyła się narada poświęcona Xanousowi Skywalkerowi.

💬 Mistrz Jerec:

„On przeszedł przez wszystkie ścieżki Mocy – nie po to, by wybrać stronę, ale by zrozumieć całość. Nie szukał triumfu. Szukał prawdy.”

💬 Mistrzyni Luminara:

„W jego działaniu widzę estetykę harmonii – serce i rozum w równowadze.”

💬 Plo Koon:

„Był gotów oddać życie za sprawiedliwość, nie pytając, czy to zgodne z przepisem.”

💬 Mace Windu (chłodno):

„Jego ścieżka była… nieortodoksyjna. Ale nie mogę zaprzeczyć faktom. Jest gotów.”

💬 Yoda (zamyślony, a potem z ciepłym błyskiem w oku):

„Gotowy jest… lecz wątpliwości ma. Dlatego gotów właśnie jest.”

🥇 Wniosek został przyjęty jednomyślnie – Xanous został oficjalnie uznany za Mistrza Jedi, choć sam dowiedział się o tym dopiero po fakcie, zaproszony na Dziedziniec Świątyni Jedi, gdzie wszyscy Padawani i Rycerze zebrali się, by go powitać. Uroczystość była skromna… ale mocno symboliczna.

Xanous uklęknął przed Radą – i podniósł się już jako Mistrz Jedi.


🟨 Polityczna Aktywność Mistrza Xanousa – Galaktyczne Przełomy[]

Choć nie pełnił formalnie funkcji senatora, w 33 BBY Xanous był jednym z najaktywniejszych pośredników i negocjatorów Republiki w systemach zewnętrznych i niestabilnych. Jego misje miały na celu zapobieganie powstaniu Separatystycznych nastrojów – wiele z nich zakończyło się sukcesem dzięki jego dyplomacji, a nie sile oręża.

📌 Kluczowe planety i wydarzenia:[]

1. Balmorra[]

– planeta przemysłowa, znana z fabryk droidów bojowych

– Xanous pośredniczył w konflikcie między Związkami Planetarnymi a Republiką, która chciała narzucić restrykcje eksportowe

– dzięki jego mediacji podpisano porozumienie: federacja Balmorry zyskała niezależność produkcyjną, ale zastrzegła kontrolę etyczną – powstał „Balmorra Accord”

2. Onderon[]

– Xanous spotkał się z Księżną Solaną i poprowadził rozmowy pokojowe między lokalnymi radykalistami a monarchią

– odkrył jednak ślady ingerencji… z Kartelu Huttów i tajemniczych doradców z Serenno – to zaniepokoiło Dooku

3. Sneeve[]

– cywilizacja łowców-najemników, którzy zaczęli polować na Padawanów Jedi

– Xanous zorganizował „Cichy Szczyt” z przywódcami szczepów i doprowadził do zawarcia Paktu Wolnych Mieczy, w którym Sneeve otrzymali dostęp do rynków, ale zaprzestali polowań

4. Kooriva[]

– świat bankowy, pogrążony w sporze między sektorem Parmic a korporacją InterGal

– Xanous zdemaskował próbę sabotażu związaną z oszustwem kredytowym opartym na fałszywych sygnałach z Nar Shaddaa


💫 Wizje i sny[]

W tym czasie sny stały się… intensywniejsze. Mężczyzna z poprzednich wizji powracał, ale teraz był bliżej. Nie trzymał serca – trzymał dłoń Xanousa. W tle Serenno odbudowywało się… ale nie w rzeczywistości – tylko w śnie.

Gdy Xanous pytał: „Kim jesteś?” – otrzymywał odpowiedź:

– „Tym, który zna cię od zawsze. Ale ty dopiero mnie znajdujesz.”

Mistrzyni Yaddle powiedziała mu:

– „To nie wizja. To związek. Poza czasem.”


🟪 Xizor i Nowe Ślady Kartelu Huttów[]

Xizor dostarczył mu kolejne materiały z operacji szpiegowskiej na Nal Hutta:

– ujawniono udział klanu Desilijic w nieudanym porwaniu dziecka rodu Skywalkerów 10 lat wcześniej,

– dowody wskazywały na wewnętrzny rozłam w Kartelu – możliwe, że któryś z Huttów działał na zlecenie „galaktycznego gracza”.

Xanous zapytał:

– „Masz jakieś podejrzenia?”

Xizor odparł:

– „Mam pewność. Ale nie wystarczająco dowodów. Jeszcze.”


🧬 Nowy etap – nowa rola[]

Jako Mistrz Jedi i Hrabia Serenno, Xanous wciąż nie wiedział, kto z jego rodziny żyje. Poszukiwania trwały, ale… do Rady Jedi zaczęły dochodzić niepokojące sygnały:

– ktoś próbował włamać się do archiwów,

– ktoś śledził misje Xanousa na Balmorrze,

– ktoś… znał jego sny.

💬 Dooku (na osobności):

– „Jeśli jesteś światłem, Xanousie… to cień musi cię znać. I próbować zgasić.”

🟦 Rok 32 BBY – „W przededniu Mrocznego Widma”

Xanous Skywalker, już pełnoprawny Mistrz Jedi i równocześnie polityczny reprezentant Serenno, stąpał po cienkiej linii między Zakonem a rodową lojalnością. Choć formalnie nie był senatorem, jego wpływ w Radzie Planet Zewnętrznych oraz w sektorze Parmic i Minos był nie do przecenienia. Coraz częściej też pojawiały się głosy, że może być jednym z tych Jedi, którzy rozumieją, jak naprawdę działa świat – nie tylko przez Moc, lecz przez dyplomację, układy i szarość stref wpływu.


🟡 Nowe Wieści – Kartel Huttów i Tatooine

Na początku roku 32 BBY, tuż po powrocie z misji dyplomatycznej na Codia Prime, Xanous otrzymał zakodowaną wiadomość z Nar Shaddaa. Źródła Xizora potwierdziły, że Kartel Huttów znów przyspieszył działania – tym razem na Tatooine, gdzie znów zaczęto rekrutować niewolników, skupować broń i zabezpieczać nowe szlaki przez pas asteroid w sektorze Arkanis.

Najszybciej wyłoniła się twarz tego ruchu: Jabba Desilijic Tiure – lord Huttów, którego wpływy wychodziły już daleko poza jego pustynną planetę. Jabba był nie tylko gangsterem – był kluczowym graczem w strukturze Nal Hutta, patronem wojenek lokalnych i pośrednikiem między sektorem Huttów a resztą galaktyki.


🟥 Narada z Radą Jedi – Tatooine pod obserwacją

Na Coruscant, w Wielkiej Wieży Jedi, Rada zwołała spotkanie z Xanousem. Mistrzowie Ki-Adi-Mundi, Mace Windu i Yoda debatowali nad raportami o rosnącej aktywności Huttów.

💬 Mace Windu:

– Huttowie sięgają dalej niż kiedykolwiek. Jeśli Jabba przejmie kontrolę nad szlakiem przez Tatooine, uderzy to w stabilność Arkanis i Ryloth.

💬 Yoda (spoglądając na Xanousa):

– Mędrze mówić potrafisz, ale działanie potrzebne jest. Tylko ktoś, kto widzi więcej niż miecz, poradzi sobie z Huttami.

W efekcie: Xanous został wysłany z nieoficjalną misją obserwacyjną na Tatooine – jako Mistrz Jedi, ale również jako niezależny polityczny wysłannik Serenno. Miał rozpoznać powiązania Jabby, odnaleźć źródła nowej broni i ocenić zagrożenie dla szlaków handlowych.


🟩 Na Tatooine – spotkanie z cieniem Jabby

Xanous przybył na Tatooine na pokładzie X-70B Phantom, lądując z dala od Mos Espa. W przebraniu, podróżował przez pustynie z zaufanym klonem zwiadowczym, by nie wzbudzić podejrzeń.

🔻 W pałacu Jabby nie przywitano go od razu. Zamiast tego, pojawił się przedstawiciel z B’omarr Order, milczący mnich w mechanicznym pająku, który przekazał:

„Jabba wie, kim jesteś. Ale cień, który go karmi, nie jest jego własny. Pamiętaj o Nal Hutta.”

🟠 W kolejnych dniach Xanous odkrył:

  • nowy konwój uzbrojenia, kierowany na sektor Parmic,
  • niewolników kupowanych na potrzeby budowy „czegoś większego” na pustyni Jundland,
  • i… transmisję z Nal Hutta, gdzie padło nazwisko: Vel Astari – jego dawny alias.

🟣 Rozmowa z Jabbą (wkrótce)

Zgodnie z danymi od Xizora, Jabba miał się wkrótce zgodzić na spotkanie – w zamian za przysługę. Hutt chciał od Jedi czegoś, czego nie mógł zdobyć przemocą.


🟨 Podsumowanie sytuacji w 32 BBY

✅ Xanous jest już Mistrzem Jedi

✅ Utrzymuje równolegle władzę jako polityczny lider Serenno

✅ Ma lojalność Xizora i prowadzi tajne dochodzenie na Tatooine

✅ Zakon Jedi wie o jego misji, ale pozwala mu działać poza protokołem

✅ Nal Hutta i Jabba mogą być kluczem do większego spisku, związanego z dawnym atakiem na jego rodzinę

🌌 Pojedynek na Crait – Obrona Tubylców przed Maulem[]

Rok: 32 BBY

Bohaterowie: Mistrz Jedi Xanous Skywalker vs. Darth Maul

Miejsce: Crait – pokryta solą pustynia nad krwawym minerałem, święta ziemia tubylczego ludu Aka’arith


Z daleka planeta Crait wyglądała jak perła pokryta popiołem – biała, nieruchoma, cicha. Ale Mistrz Jedi Xanous Skywalker, który przybył tu sam, wyczuwał coś innego. Powietrze drgało. Sól była krwią tej planety, a jej powierzchnię drapał gniew – nie burza, lecz obecność.

I wtedy usłyszał to.

Szept w Mocy.

Nie był to głos przeszłości. To był zgrzyt przyszłości, jakby klinga już ciągnęła się po marmurze przeznaczenia.

„Jesteś spóźniony, Jedi…”

Głos należał do niego.

Maul.


🛡️ Tubylcy Aka’arith[]

Lud Aka’arith – żyjący w podziemnych jamach solnych, czczący światło odbijające się od czerwonego kryształu krwi – był na skraju eksterminacji. Niegdyś neutralni, zostali wciągnięci w sieć sabotaży: ich kopalnie wysadziły droidy przemycane przez Kartel Cienia, a ich święte źródła zasnuto mrokiem.

Gdy Xanous stanął przed starszyzną, ich mowa była pełna poetyckiego rytuału:

„Biały Księżycu Proroku… przybyłeś… by zetrzeć czerń, czy ją przyjąć?” — „Nie jestem ani prorokiem, ani cieniem,” odpowiedział cicho. „Ale jeśli ktoś rzucił was na kolana – powstańcie. Będę waszą tarczą.”


⚔️ Starcie z Maulem[]

Wąwóz Krwi był miejscem, gdzie ziemia Crait krzyczała. W tym symbolicznym miejscu – gdzie biały pył ustępował krwistej czerwieni – Maul pojawił się, jakby wyrzeźbiony z samego gniewu. Jego oczy żarzyły się purpurą. Dwa ostrza, czerwone jak rana, rozsunęły się z sykiem.

Maul: „Nie jesteś gotów. Twoje sny są jeszcze pełne światła. Mój mistrz mówił o tobie. Xanous z Serenno. Będziesz albo złamany… albo zapomniany.” Xanous: (powoli rozpinając pelerynę) „Jeśli cię zapamiętam, to jako echo porażki. Bo nie przyszła tu ciemność. Ja przyszedłem.”

Walka była tańcem duchów. Miecze przecinały powietrze jak błyskawice; białe kryształy pękały od fali uderzeniowej, a ziemia – ta czerwona ziemia – zadrżała.

Xanous był zwinny, ale Maul walczył jak furia. Czuło się, że nie chodzi o zwycięstwo – chodziło o próby, o testowanie mocy Xanousa.

W kulminacyjnym momencie, Maul uderzył z pełną siłą – z dwóch ostrzy zamienił atak w młyński wir. Ale Xanous, zamiast się bronić, przeszedł w pełnię spokoju Mocy, wykonał gest, który poznał od Mistrzyni Unduli – i złapał jedno z ostrzy Maula Mocą, a drugie odparował własnym mieczem.

— „Twoja nienawiść cię oślepiła.” — „A twoje światło… uczyni cię ślepym!” – krzyknął Maul, cofając się z wściekłością.


🔥 Zakończenie – Decyzja[]

Xanous nie zabił Maula. Ten zniknął, pozostawiając po sobie ślad ciemności i chaosu. Ale zwycięstwo nie leżało w śmierci. Leżało w tym, że tubylcy ocaleli – a ziemia Crait nie została splamiona przez Sithów.

Starsi Aka’arith podeszli do Xanousa i wręczyli mu fragment czerwonego kryształu – symbol ich wdzięczności i jednocześnie przestrogi.

— „Gdy twój miecz się złamie, ten kamień przypomni ci, że nie wszystko, co czerwone… musi być złe.”


📜 Dziedzictwo Misji na Crait[]

Misja ta została ukryta w archiwach. Zbyt niepokojąca dla Rady Jedi. Ale dla Xanousa była momentem przełomu – w walce, w zrozumieniu duszy Maula, i w poznaniu, że Moc nie zawsze wybiera światło albo ciemność – czasem wybiera sumienie.

🌆 Powrót na Coruscant – Narada w Wieży Jedi[]

Miejsce: Świątynia Jedi, Sala Przesłuchań nad Salą Map

Czas: Kilka dni po misji na Crait, rok 32 BBY

Obecni Mistrzowie:

– 🧓 Yoda

– ⚔️ Mace Windu

– 🛡️ Plo Koon

– 🌿 Luminara Unduli

– 🔱 Shaak Ti

– 🧠 Ki-Adi-Mundi

– 🔮 Jerec

– 📚 Jocasta Nu

– 🐉 Dooku (jako honorowy członek Rady, wciąż nieoficjalnie wycofany z Zakonu, lecz zaufany mentor)

– 🎩 Tera Sinube

– 💫 Kit Fisto

– 🧭 Cin Drallig (obserwator, nie głosujący)

– 🌘 Depa Billaba

– 👁️ Tholme

– 🕶️ Quinlan Vos


🌌 Scena – Narada[]

Xanous, powróciwszy z misji, staje przed zgromadzeniem Mistrzów Jedi. Jego postawa jest spokojna, ale czuć napięcie. Rada zwołana została nie tylko w celu omówienia sytuacji na Crait, ale i narastającego niepokoju w Galaktyce.

Yoda otwiera spotkanie, spoglądając z zamyśleniem:

— „Na Crait byłeś… pustka Mocy czuć się tam dała. Pytanie jedno brzmi: co dokładnie odczułeś, młody Skywalkerze?”

Xanous unosi głowę. Nie mówi nic o Maulu. Nie wspomina o walce. Tylko o tym, co naprawdę zaniepokoiło jego duszę:

— „Na Crait… coś rezonowało z przeszłością. Dawna świątynia… zburzona. Sól skrywała struktury, które nie należały do Aka’arith. W jaskiniach, pod powierzchnią… wyczułem ślad użytkownika Mocy.”

pauza

— „Nie wiem, kim był. Ale nie był Jedi. I nie był sam.”

W sali zapadła cisza. Przez moment tylko Mistrz Windu uderzał palcami o marmurowy stół. Ki-Adi-Mundi:

— „Czy te ślady były świeże? Czy to możliwe, że to iluzja, pozostawiona przez starą sektę…?”

Xanous:

— „To było… żywe. Czułem gniew. Ale również… intencję. Obecność, która testowała moją wiarę. Nie była to ciemność ślepa jak u Dartha Bane’a. To było coś… osobowego. Jakby badał mnie ktoś... kto zna mój lęk.”

Shaak Ti wymieniła spojrzenie z Luminarą. Obie już wcześniej rozmawiały z Xanousem po wspólnych misjach. Luminara Unduli:

— „Znam to uczucie. Cień, który nie atakuje, tylko obserwuje. Na Naboo było podobnie… Chciałam wierzyć, że to tylko stara energia Sithów. Ale może to coś więcej.”

Plo Koon, spokojny jak zawsze, przemówił głosem pełnym głębi:

— „Czy powinniśmy uznać, że jesteśmy śledzeni? Manipulowani? Czy Rada ma informacje o innych użytkownikach Mocy… nie-Jedi i nie-Sithach?”

Jerec, dawniej badacz starożytnych frakcji, spojrzał na Yodę:

— „Zakon dawno temu badał inne sekty – Krathów, Je’daii, Ciemnych Adeptów. Ale dziś? Informacji brak. Jedi od lat ignorowali galaktyczne marginesy.”

Wtedy Dooku, jak zawsze spokojny i arystokratyczny, odezwał się:

— „Pozwólcie mu mówić. Skywalker mówi o czymś, czego wielu z nas się lęka: istnieniu nowych graczy. Nie Sithów, nie Jedi. Kogoś trzeciego.”

Xanous spojrzał wtedy tylko na Dooku. Tylko jemu powiedział później w cztery oczy prawdę – że to był Maul. Że to było ostrzeżenie. Ale tutaj, przed Radą, był ostrożny. Nie po to, by kłamać – ale by nie siać paniki. Jocasta Nu:

— „W archiwach nie odnotowano ruchów w sektorze Crait od dziesięcioleci. Jeśli coś – lub ktoś – tam się ukrywał, to musiało mieć dostęp do wiedzy większej niż nasza.”

Tera Sinube, starzec z duszą detektywa, zmrużył oczy:

— „Więc nie chodzi o to, że kłamiesz, Skywalkerze. Chodzi o to, że ktoś testuje nas wszystkich.”


📜 Zamknięcie narady[]

Yoda zakończył naradę słowami:

— „Z Crait nie tylko sól przywiozłeś… ale i pytania. Pytania, które wymagać będą odpowiedzi… wcześniej, niż myślimy.”

Narada kończy się bez formalnej decyzji. Ale Mistrzowie są wyraźnie poruszeni. Każdy z nich odczuwa, że zbliża się coś większego – i że Xanous, choć młody, stoi na linii frontu, której nikt jeszcze nie narysował.

🌃 Tajemnica Zabraka – Rozmowa Mistrza z Uczniem[]

Miejsce: Ogrody Medytacyjne Zakonu Jedi – zamknięta dolna platforma, opuszczona o tej porze dnia

Czas: Kilkadziesiąt minut po zakończeniu narady Rady Jedi, 32 BBY


Gdy ostatni głos Mace Windu ucichł, a Yoda zamknął obrady lekkim stuknięciem laski o marmur, Xanous nie został, by rozmawiać z pozostałymi. Skinął tylko Dooku i razem, w ciszy, opuścili salę narad.

Przeszli przez puste korytarze Świątyni Jedi, gdzie ściany szeptały echem dawnych mistrzów. Byli tu setki razy – jako mistrz i uczeń, jako dziedzic i mentor, jako dwie dusze, których więź była silniejsza niż protokoły Zakonu.

W końcu dotarli do Ogrodów Medytacyjnych Dolnego Poziomu – starych, nieco zapomnianych krużganków, w których mech porastał kamienne łuki, a fontanna nie działała już od lat. Nikt tu nie przychodził – może poza nimi.

Dooku zsunął rękawiczki, usiadł na marmurowym bloku i spojrzał na Xanousa.

— „Nie powiedziałeś im wszystkiego.”

Xanous nie zaprzeczył. Przysiadł obok, ale nie spojrzał na niego.

— „Na Crait widziałem kogoś… Zabraka. Tatuaże na twarzy. Miecz świetlny z podwójnym ostrzem. Walczył jak sztuka. Jak nienawiść. Ale to nie był żaden z tych, których znałem. Nie wyczułem w nim... klasycznego Sithowskiego gniewu. On walczył jak… jakby miał cel. Jakby go wysłano.”

Dooku milczał przez chwilę. Na jego twarzy nie było zaskoczenia. Ale oczy zmrużył, jakby słowa Xanousa tylko potwierdziły coś, co sam czuł od dawna.

— „Podwójne ostrze... to stara szkoła. Rzadko stosowana, a jeszcze rzadziej nauczana. Na pewno to był Zabrak?”

— „Tak. Ale nie czułem... mistrza. Nikogo, kto by mu towarzyszył. Jakby działał samotnie. Ale… nie był sam. Coś mu towarzyszyło. Cień, którego nie widziałem.”

Dooku spojrzał na niego przenikliwie.

— „Nie sądzisz, że mógł być tylko narzędziem? Ostrzem. Ktoś taki nie działa samotnie.”

pauza

— „Ilu uczniów, ilu adeptów… można wyszkolić poza zasięgiem Rady Jedi?”

Xanous pokręcił głową.

— „Zadaję sobie to samo pytanie. Ale nie powiedziałem tego Radzie. Gdybym wspomniał o jego stylu… zaczęliby szukać ‘Sitha’. Zamiast spojrzeć szerzej.”

Dooku podszedł do fontanny, dotknął kamienia pokrytego mchem. Jego głos był miękki, ale twardy jak stal.

— „Może dobrze, że im nie powiedziałeś. Rada boi się demonów, które sama stworzyła. Gdyby wiedzieli, że znowu pojawił się wojownik w czerwieni… podjęliby działania pochopne.”

odwraca się do Xanousa

— „Ale ja wiem. I ty wiesz.”

Xanous uniósł spojrzenie.

— „Myślisz, że on był… uczniem?”

— „Nie wiem. Ale nie był samoukiem. Styl. Dyscyplina. Perfekcyjna nienawiść.”

pauza

— „To nie był zbieg okoliczności. Ktoś go tam wysłał. Ktoś, kto zna nasze granice. Nasze ślepe punkty. I twoje.”


🔮 Chwila ciszy[]

Dooku usiadł z powrotem obok Xanousa i zamknął oczy. Powietrze wokół nich stężało od napięcia. Wspólnie medytowali – nie dla Mocy, nie dla spokoju – ale dla prawdy.

„Nie mów Radzie, póki nie będziesz pewien,” powiedział Dooku. „Ale badaj. Ucz się. I jeśli on wróci… będziemy gotowi.”

🟤 Wydarzenia na Saak'ak – Mroczne Echo Przeszłości

Czas akcji: Kilka miesięcy przed wydarzeniami z Mrocznego Widma, tuż przed ostateczną blokadą Naboo.

Miejsce: Orbitujący pancernik klasy Lucrehulk – Saak'ak, flagowy okręt Federacji Handlowej.

Bohaterowie: Nute Gunray, Xanous Skywalker, Hrabia Dooku, „Tajemniczy Cień”, później rozpoznany jako Darth Sidious.


📡 Rozdział I: Wiadomość z Saak'ak[]

W jedną z cichych, politycznie napiętych nocy na Coruscant, kiedy niebo błyskało światłem statków przylatujących do centrum Republiki, Dooku podszedł do swego wnuka z pozornie zwyczajną holopadą.

Pamiętasz Nute Gunraya, wicekróla Federacji Handlowej? – zapytał, obracając wolno urządzenie w dłoniach. – Parę lat temu wspomniał o tajemniczej postaci, która się z nim skontaktowała. Wtedy uznałem to za próbę zastraszenia… ale to była ta sama istota, którą spotkaliśmy później na Geonosis.

Na holopadzie pojawiła się zapisana transmisja z mostka Saak'ak: 📼 Nute Gunray (nagranie):

Mistrzu Dooku… ten... lord, który się ze mną skontaktował… nie przedstawił się. Używał kodowanego sygnału z południowego pierścienia galaktyki. Twierdził, że ma plan, który uczyni Federację silniejszą niż kiedykolwiek. Ale żądał lojalności – nie tylko wobec sprawy, ale wobec jego „Cienia”.


🟣 Rozdział II: Podejrzenia Dooku[]

Dooku wiedział już wtedy, że Gunray był pionkiem, ale nie wiedział jeszcze, czy był lojalny wobec Jedi, czy tylko wobec własnej kiesy.

Wnuku… gdy usłyszałem o tym cieniu, myślałem, że to może być Darth Plagueis. Ale gdy byliśmy na Geonosis i zobaczyłem tego zakapturzonego potwora – zrozumiałem. To Sidious. On skontaktował się z Gunrayem dużo wcześniej, niż przypuszczaliśmy.


⚠️ Rozdział III: Co się działo na Saak'ak[]

W tamtym okresie:

  • Nute Gunray prowadził tajne spotkania z przedstawicielami planety Cato Neimoidia, omawiając możliwości militarnej ekspansji i zabezpieczenia szlaków handlowych.
  • Xanous i Dooku byli wówczas na Coruscant, zajęci analizą dyplomatyczną sytuacji w sektorze Minos i problemami z Kartelami.
  • Pod przykrywką „rozszerzenia uprawnień handlowych”, na pokładzie Saak'ak odbyło się pierwsze spotkanie holograficzne pomiędzy Gunrayem a Sidiorusem – nieoficjalne, nielegalne, zaszyfrowane na poziomie Sithów.

W tym czasie, według raportów agentów Kaela:

Jeden z oficerów z Saak’ak zniknął po transmisji. Dooku przypuszczał, że to pierwszy „dowód” eliminowania świadków przez Sidiousa.


🛑 Rozdział IV: Gunray dzisiaj – lojalność w cieniu strachu[]

Gunray był mi lojalny. Był naszym kontaktem wśród Neimoidian… Ale nie jestem już pewien, czy nie dał się zwieść obietnicom większym niż wpływy w Senacie. – Dooku powiedział to, wpatrując się w ciemność przestrzeni, jakby chciał wyczytać w niej przyszłość.

Xanous nie był pewien, czy Gunray jeszcze gra dla nich – czy już jest tylko narzędziem mrocznego planu.


🔻 Wniosek: Tajemnicza era tuż przed Mrocznym Widmem[]

  • Saak'ak był pierwszym cichym polem bitwy: nie z mieczami, ale z tajemnicami.
  • Gunray był mostem między światem legalnym a cieniem Sithów.
  • Dooku i Xanous odkryli, że wojna, która dopiero miała nadejść, rozpoczęła się wśród hologramów, z dala od świątyń Jedi

🟦 🎬 AKT I: BLOKADA NABOO – z udziałem Xanousa i Dooku


🌌 Scena 1: Narada Rady Jedi – Coruscant[]

W sali Rady Jedi zapadają decyzje. Niepokojące doniesienia napływają z systemu Naboo: Federacja Handlowa rozpoczęła pełną blokadę planety pod pretekstem sporów handlowych. Mistrzowie Jedi Qui‑Gon Jinn i Obi‑Wan Kenobi mają zostać wysłani na pokład flagowego okrętu Saak'ak – by negocjować i zapobiec wojnie.

W tle, za kolumnami sali, obecni są również Mistrz Dooku oraz Mistrz Xanous Skywalker, niedawno awansowany Jedi i polityk Serenno. Nie są oficjalnie wysłani na Naboo – otrzymują inne polecenie:

Yoda: — Mistrzu Dooku, ty i Skywalker – Ord Mantell. Zwiad, dyplomacja… i czujność. W tej intrydze więcej niż tylko cła.


🛰️ Scena 2: Lot na Ord Mantell – pokład X-70B Phantom[]

Xanous stoi przy panoramicznym oknie, obserwując przesuwające się gwiazdy. Dooku siedzi w milczeniu przy holostole, przeglądając stare transmisje z Nute’a Gunraya – przypomina wnukowi:

Dooku: — Gunray kontaktował się ze mną lata temu. Był lojalny wobec mnie, lecz odkąd pojawiła się ta postać z Geonosis… wszystko się zmieniło.

Xanous: — Widziałem echo tej samej obecności, gdy śledziliśmy ruchy Huttów. Jakaś siła z cienia wszystko splata.

🎬 Scena 3: Lądowanie na Ord Mantell – Rok 32 BBY Tło wypełnia ciężkie powietrze wiecznego zmierzchu. Nad horyzontem unosi się rdzawa poświata, mieszanka światła zardzewiałych paneli słonecznych i spalin z prymitywnych reaktorów. Lądowisko, choć oficjalnie „cywilne”, wygląda jak miejsce porzuconej operacji wojskowej. W oddali — zgliszcza dawnych dzielnic, teraz zamienionych w złomowiska i nielegalne składowiska komponentów droidów.

Statek X-70B Phantom wylądował bez rozgłosu, jego kadłub odbijał nikłe światło stacji na wpół aktywnych reflektorów. Z rampy wyszli Hrabia Dooku i jego uczeń, Xanous Skywalker, obaj odziani w ciemne, dostojne szaty Jedi, choć z wyraźnym rysem arystokratycznego smaku — szczególnie u Xanousa, którego łańcuch rodowy kontrastował z surowością miejsca.

Namiestnik Tol Darsuun czekał już na nich. Dawny protegowany rodu Serenno, z twarzą pooraną zmarszczkami, jakby każdy dzień na tej planecie wżerał się w jego skórę jak kwaśna mgła. Ubrany był w lekko sfatygowaną tunikę z emblematem dawnego Korpusu Wewnętrznego.

Dooku (lekko nachylając głowę):

— Namiestniku Darsuun. Dawno nie gościliśmy się w tak... ponurych okolicznościach.

Darsuun (spojrzał na Xanousa z cieniem ciepła w oczach):

— A jednak to dobrze was widzieć, wasza lordowska mość... i Mistrzu Jedi. Prawda jest taka, że Ord Mantell wymyka się spod kontroli. A to, czego się ostatnio dowiedziałem... powinno was zaniepokoić.

Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Dooku spojrzał na Xanousa, który lekko skinął głową. Wszyscy trzej ruszyli w stronę starego punktu obserwacyjnego – częściowo zamienionego w biuro namiestnika, częściowo w punkt przesłuchaniowy. Gdy drzwi się zamknęły, światło przygasło. Darsuun włączył przenośny holoprojektor.

Darsuun (spokojnie, niemal szeptem):

— Przed trzema dniami miałem kontakt z przedstawicielami Federacji Handlowej. Spotkanie zaaranżowane było przez Vicekróla Gunraya. Ale to nie on mówił...

Hologram się włączył.

Postać — mroczna sylwetka, niemal niewidoczna, poza cieniem kaptura i delikatnie zniekształconym głosem:

Hologram: — „Blokada musi rozpocząć się niezwłocznie. Naboo nie może być gotowe. A Jedi... muszą zostać zaślepieni.”

Dooku zamarł. Jego ręka odruchowo spoczęła na rękojeści miecza świetlnego, choć nie uruchomił go.

Xanous (cicho, ale stanowczo): — Ten głos... on nie pochodzi z żadnego oficjalnego kanału Republiki. Ani z Federacji. To coś więcej.

Darsuun: — Próbowałem zidentyfikować źródło transmisji. Wszystko wskazuje na to że na początku pojawiło się na Geneosis wtedy jak wspólnie na naradzie byliśmy .

Dooku zmrużył oczy.

Dooku: — To ten sam cień, o którym wspominałeś kiedyś, Xanousie. Ten, który widzieliśmy... w hologramie Gunraya na Geonosis. To nie przypadek.

Xanous (zimno): — hmm.

Dooku (odwracając się do Xanousa):

— Jeśli to prawda, to Naboo nie jest tylko celem politycznym. To poligon.

🌌 Scena 4: Coruscant – Świątynia Jedi[]

Wysoka Sala Rady, poranek. Niebo nad Coruscant przesiąknięte jest jaskrawym światłem, ale w sali, gdzie zbiera się Rada Jedi, panuje cisza ciężka jak mgła.

Na środkowym podwyższeniu, pomiędzy mistrzami, Xanous Skywalker stoi już nie jako padawan, lecz jako równy rangą — Mistrz Jedi i Hrabia Serenno, przedstawiciel rodu, który przetrwał masakrę. Choć młodszy od większości obecnych, jego oczy wydają się... starsze. Wydarzenia z Ord Mantell nie pozwoliły mu zasnąć.

Wokół siedzą Mistrzowie:

  • 🧓 Yoda – ostrożny, z oczami przewiercającymi przyszłość.
  • 🧔‍♂️ Mace Windu – wyczulony na ciemność, ale niechętny konkluzjom bez dowodów.
  • 👩‍🦱 Shaak Ti – uważna i cicha, obserwuje Xanousa z pewną matczyną czułością.
  • 👨‍🦲 Plo Koon – jego maska ukrywa troskę, ale głos brzmi jak stal i dym.
  • 👩‍🦰 Luminara Unduli – medytuje w milczeniu, ręce splecione na kolanach.
  • 👨‍🦱 Ki-Adi-Mundi – już wcześniej stwierdził: „Sithowie wyginęli.”
  • 👩 Aayla Secura, 👨‍🦱 Kit Fisto, 👨‍🦲 Tholme, 👨‍🦳 Tera Sinube, 👨‍🦲 Cin Drallig, 👩 Depa Billaba, 👨‍🦳 Jerec, 👨‍🦲 Quinlan Vos, 🧓 Jocasta Nu
  • 🧔 Xanous Skywalker – teraz oficjalnie Mistrz Jedi, wciąż w łańcuchu Serenno.

Mace Windu (po przeglądzie zapisu z holoprojektora Darsuuna): — Nie mamy tu niczego, co by bezpośrednio potwierdzało istnienie Sithów. Zakapturzona sylwetka, zniekształcony głos. Może to polityk, może przemysłowiec. Manipulacja w Federacji to nie nowość.

Plo Koon (niski, chropowaty głos): — Ale głos wydawał się... przepełniony Mocą. Nie czułem agresji. Czułem... echo.

Yoda (zamyka oczy, kiwa powoli głową): — Echo nie znaczy, że wrócili. Ale cienie... długie się stają.

Xanous (wchodzi w środek, przemawia stanowczo, lecz z szacunkiem): — Nie przybyłem, by siać panikę. Ale nie zamierzam milczeć. Widziałem ślady tej obecności wcześniej. Na Geonosis. Na Serenno. A teraz na Ord Mantell. To nie są lokalne machinacje. Ktoś rozgrywa galaktykę z ukrycia.

Ki-Adi-Mundi (wstaje, nieco zirytowany): — Mistrzu Xanous, twierdzisz, że ktoś zdołał przejąć władzę nad Vicekrólem Federacji Handlowej i zorganizować potajemnie całą flotę? I że to Sith?

Xanous (zimno, patrząc mu prosto w oczy): — Twierdzę, że Jedi zaczynają przypominać bibliotekarzy, a nie strażników. Ktoś gra o wyższe stawki, a my przegapiamy początek wojny.

Jerec (mówi cicho): — A co, jeśli to nie wojna fizyczna, lecz duchowa? To, co widzieliśmy, może być testem – kto pozostanie ślepy, ten przegra.

Shaak Ti (przerywa ciszę): — Wśród moich uczniów rośnie niepokój. Wśród młodszych Jedi... są wizje. Niespokojne sny. Ciemne planety. Czerwone ostrza.

Yoda: — Przeszłość zakłócona. Przyszłość... niepewna. Lecz panika – narzędzie ciemności, ona jest.

Zapada dłuższa cisza.

Luminara Unduli (spokojnie, filozoficznie): — Nie możemy walczyć z cieniem, dopóki nie rzuci on światła na siebie. Ale możemy być przygotowani.

Mace Windu: — Jedi zostaną wysłani na Naboo. Królowa Amidala żąda pomocy. Qui-Gon i jego padawan, Obi-Wan Kenobi, zostali wysłani na Saak’ak, okręt Federacji. Mają negocjować.

Tera Sinube (z troską): — Kenobi nie jest jeszcze Mistrzem. Ale Qui-Gon... potrafi czytać linie Mocy, które innym umykają.

Xanous (niemal szeptem): — A jeśli to linie prowadzą do przepaści?

Yoda (otwierając oczy, głosem jak dzwon z głębi galaktyki): — Zaufajmy im. Ale... przyglądać się będziemy.


🔔 Zakończenie sceny: Po naradzie, część mistrzów zostaje na medytację. Dooku, który nie zabrał głosu, podchodzi do Xanousa w korytarzu.

Dooku (cicho):

— Nie powiedzieliśmy wszystkiego. Ale czasem... trzeba pozwolić, by Rada dojrzała do odpowiedzi.

Xanous (półgłosem, bez uśmiechu):

— Lub spłonęła w ogniu, którego nie zauważyła.

Ich spojrzenia spotykają się. Na korytarzu mignął młody padawan – z brązowymi oczami. Przystanął, patrząc na Xanousa z fascynacją.

— Mistrzu Skywalker… czy pan już walczył z Sithami?

Xanous nie odpowiedział. Tylko spojrzał w niebo.

✴️ Scena otwierająca – Saak’ak, flagowy okręt Federacji Handlowej nad Naboo[]

Czas akcji: 32 BBY Miejsce: Orbitujący nad Naboo pancernik klasy Lucrehulk – Saak’ak, należący do Federacji Handlowej.

W przestrzeni kosmicznej panuje złowroga cisza. Wielki, okrągły pancernik klasy Lucrehulk unosi się niczym stalowy księżyc nad spokojną, niebiesko-zieloną planetą Naboo. Dookoła niego – flota transportowców, statków bojowych i kontenerowców, które wspólnie tworzą blokadę handlową, na rozkaz Vicekróla Nute'a Gunraya, marionetkowego lidera Federacji Handlowej.

W tym momencie:

Qui-Gon (z offu):

— Kapitanie.

[Kapitan odwraca się w stronę niewidocznej postaci siedzącej za nią.]

Kapitan:

— Tak, proszę pana?

Qui-Gon (z offu):

— Proszę im powiedzieć, że chcemy na pokład natychmiast.

Kapitan:

— Tak, proszę pana.

(Kapitan spogląda na ekran, na którym czeka Neimoidianin – Nute Gunray, wicekról Federacji Handlowej.)

— Z całym szacunkiem, ambasadorzy Najwyższego Kanclerza życzą sobie natychmiastowego wejścia na pokład.

Nute Gunray (nerwowo):

— Tak, tak, oczywiście… Jak wiadomo, nasza blokada jest całkowicie legalna i z radością przyjmiemy ambasadorów. Z radością.

[Ekran gaśnie. Za szybą kokpitu pojawia się potężny pancernik Federacji Handlowej. Mały republikański statek dokuje w głównej ładowni.]

[Droid protokolarny TC-14 czeka przy drzwiach. Obok niego dwaj droidzi pracownicy – PK-4 i EG-9.]

PK-4:

— Muszą być ważni, skoro wicekról wysłał jednego z tych bezużytecznych złomiarzy do przyjęcia ich.

[Drzwi się otwierają. Republikański statek ląduje. Dwóch postawnych, ciemno odzianych Jedi wychodzi i podchodzi do TC-14.]

TC-14:

— Jestem TC-14, do usług. Tędy, proszę.

[Wszyscy ruszają korytarzem.]

EG-9:

— Republikański krążownik! To kłopoty, co nie?

PK-4:

— Nie zaprogramowano mnie do myślenia.

[Drzwi się otwierają. Jedi wchodzą do eleganckiej sali konferencyjnej. TC-14 prowadzi ich, po czym składa lekki ukłon.]

TC-14:

— To dla nas wielki zaszczyt gościć ambasadorów. Proszę się rozgościć. Mój pan wkrótce się zjawi.

[Droid wychodzi. Drzwi zamykają się. Jedi zdejmują kaptury. Qui-Gon – około sześćdziesięcioletni, z długimi siwymi włosami w kucyku. Obi-Wan – około 25 lat, krótko ostrzyżony, jasna karnacja.]

Obi-Wan:

— Mam złe przeczucie.

Qui-Gon:

— Niczego nie wyczuwam.

Obi-Wan:

— To nie chodzi o misję, Mistrzu. To coś gdzieś indziej… ulotne.

Qui-Gon:

— Nie skupiaj się na swoich niepokojach, Obi-Wanie. Skoncentruj się tu i teraz, tam gdzie powinieneś.

Obi-Wan:

— Ale Mistrz Yoda mówił, że powinienem być świadomy przyszłości.

Qui-Gon:

— Ale nie kosztem teraźniejszości. Skup się na Żywej Mocy, młody Padawanie.

Obi-Wan:

— Tak, Mistrzu. Jak sądzisz, jak wicekról zareaguje na żądania Kanclerza?

Qui-Gon:

— Ci z Federacji to tchórze. Negocjacje będą krótkie.


[W tym samym czasie: w innej części statku.]

[Nute Gunray i Daultay Dofine, przerażeni, rozmawiają z TC-14.]

Nute (wstrząśnięty):

— Co? Co powiedziałaś?

TC-14:

— Ambasadorzy to chyba Rycerze Jedi.

Dofine:

— Wiedziałem! Przyszli nas zmusić do ugody!

— Rozprosz ich. Skontaktuję się z Lordem Sidiousem.

Gunray:

— Zwariowałeś?! Nie wejdę tam z dwoma Jedi!

— Wyślij droida.


[W sali konferencyjnej.]

Obi-Wan:

— Czy to w ich zwyczaju, by tyle nas trzymali w oczekiwaniu?

Qui-Gon:

— Nie. Czuję niezwykłą ilość strachu jak na coś tak błahego jak spór handlowy.


[Hologram – Lord Sidious kontaktuje się z Gunrayem.]

Gunray:

— Ten plan się nie powiódł, Lordzie Sidiousie. Blokada jest skończona. Nie możemy sprzeciwić się Jedi.

Sidious:

— Nie chcę więcej oglądać tej pokraki.

Gunray (po odłączeniu transmisji):

— To niefortunny obrót spraw. Musimy przyspieszyć nasze plany. Rozpocznijcie desant.

Dofine:

— Panie… czy to legalne?

Sidious (z uśmiechem):

— Uczynię to legalnym.

Gunray:

— A Jedi?

Sidious:

— Kanclerz nigdy nie powinien ich tu wysyłać.

— Zabijcie ich natychmiast.

Gunray:

— Tak, mój panie. Jak rozkażesz.

Saak’ak staje się miejscem pierwszego ujawnienia skali spisku i brutalnej skuteczności Federacji Handlowej pod wpływem Sithów.

Transmisja królowej i komunikacyjny kryzys[]

Oficer:

— Proszę pana, transmisja z planety.

— To sama królowa Amidala.

Nute Gunray (uśmiechając się nerwowo):

— Wreszcie zaczynamy osiągać rezultaty.

[Hologram królowej Amidali pojawia się przed Neimoidianami.]

Gunray:

— Po raz kolejny stajesz przed nami, Wasza Wysokość.

Królowa Amidala (zimno, z determinacją):

— Nie będziecie tacy zadowoleni, gdy usłyszycie, co mam do powiedzenia, Wicekrólu.

— Wasz bojkot handlowy wobec naszej planety dobiegł końca.

Gunray (z udawaną niewiedzą):

— Nie słyszałem o takim fiasku.

Królowa Amidala:

— Otrzymałam wiadomość, że ambasadorowie Kanclerza są już u was… i że zostaliście zobowiązani do zawarcia porozumienia.

Gunray (nerwowo):

— Nic nie wiem o żadnych ambasadorach.

— Musisz się mylić.

Królowa Amidala (ostrzej):

— Uważaj, Wicekrólu.

— Federacja posunęła się za daleko tym razem.

Gunray (broni się):

— Nigdy nie zrobilibyśmy niczego bez zgody Senatu.

Królowa Amidala:

— Zakładasz zbyt wiele.

Gunray (do doradcy):

— Zobaczymy...

Haako (szeptem, do Gunraya):

— Ona ma rację. Senat nigdy...

Gunray (przerywa):

— Jest już za późno.

Haako:

— Myślisz, że podejrzewa atak?

Gunray:

— Nie wiem.

— Ale musimy natychmiast zakłócić całą łączność na planecie.


🔷 W PAŁACU NABOO / W SENACIE (OFFSCREEN):[]

Kapitan:

— Negocjacje jeszcze się nie rozpoczęły, bo ambasadorowie nie przybyli?

Palpatine:

— Jak to możliwe?

— Mam zapewnienia od Kanclerza, że jego ambasadorowie dotarli.

(Zakłócenia transmisji)

— To musi być… sabotaż… negocjacje… ambasadorowie… nikt by...

Królowa Amidala:

— Senatorze Palpatine… Co się dzieje?

Palpatine (spoglądając ponuro):

— Sprawdźcie generator transmisji.

Kapitan:

— Zakłócenie komunikacji może oznaczać tylko jedno: inwazję.

Palpatine:

— Federacja nie odważyłaby się posunąć tak daleko.

— Senat odebrałby im koncesję handlową. Byliby skończeni.

Królowa Amidala:

— Nadal musimy polegać na negocjacjach.

Kapitan (z naciskiem):

— Negocjacje?

— Straciliśmy całą łączność.

— A gdzie są ambasadorowie Kanclerza?

Palpatine (cicho):

— To niebezpieczna sytuacja, Wasza Wysokość.

— Nasi ochotnicy nie mają szans przeciwko zaprawionej w boju armii Federacji.

Królowa Amidala:

— Nie zgodzę się na kurs działań, który poprowadzi nas do wojny.


🔶 POWRÓT NA Saak’ak[]

Haako (do Gunraya):

— Tak, Wicekrólu?

Droid kapitan:

— Kapitanie, przeszukaliśmy statek… nie ma śladu Jedi.

Gunray:

— Może dostali się na jeden z transportowców desantowych?

Haako:

— Jeśli są już na powierzchni, proszę pana, znajdziemy ich.

Gunray:

— Postępujcie ostrożnie.

— Tych Jedi nie można lekceważyć.

🌌 SCENA 5: PLANETA BALMOORA

Czas: równolegle z ucieczką Jedi z Saak’aka, 32 BBY

Miejsce: Górzyste ruiny miasta Taar'aleth na planecie Balmoora – planecie pokrytej rozległymi kotlinami, rozdartymi przez dawne trzęsienia ziemi i starożytne, zapomniane konflikty.

Planeta Balmoora: z pozoru nic nieznacząca kolonia naukowa i miejsce osiedli duchowych wspólnot. Nie ma znaczenia militarnego, nie interesuje Federacji, nie wchodzi w plany żadnego z Wielkich Rodów. A jednak… Mistrz Xanous Skywalker przybył tu nie przypadkiem.

Wędrował przez ruiny dawnego miasta Taar'aleth, dziś częściowo pochłoniętego przez przesuwające się skały. Niegdyś centrum kultu Jedi, zanim jego fundamenty popękały od niewidocznego dla oczu ciśnienia… nie fizycznego – duchowego.


🧘‍♂️ Xanous wśród żyjących ruin[]

Ubrany w swą dostojną szatę Jedi – z mieczem przy pasie i łańcuchem hrabiego na ramieniu – Xanous zszedł do jednej z podziemnych świątyń, by spotkać się z lokalnymi opiekunami, potomkami dawnych użytkowników Mocy, którzy nie należeli nigdy do Zakonu, ale zachowali rytuały równowagi.

W jednej z grot odbywa się ceremonia oczyszczenia żywiołów – zanikająca tradycja, przekazywana tylko ustnie. Mistrz przybył tu nie po władzę. Przybył, by słuchać.

Wśród zgromadzonych:

Kapłanka Lerai – starsza kobieta z tatuażami spiral na twarzy.

Brat Renarik – niemy przewodnik, który komunikuje się przez rysunki świetlne.

– I dzieci – czyste, wrażliwe na Moc, nieznające jeszcze słów takich jak „Jedi” czy „Sith”.

Kapłanka Lerai (do Xanousa, miękko, gdy siedzą przy kamiennym stole):

— Czujesz to, prawda? Planeta oddycha... inaczej. Niepokój nie przyszedł z nieba. On się tu budził od dawna.

Xanous:

— Tak. Czuję, jakby rdzeń planety… pulsował. Ale nie ciemnością. Przestrogą.

Kapłanka: — Wojna przychodzi, gdy dusza galaktyki przestaje śnić.

W tym momencie – komlink Mistrza Xanousa cicho sygnalizuje wiadomość. Prywatna transmisja ze Świątyni Jedi na Coruscant. Zabezpieczona, oznaczona czerwonym kodem mistrzowskim.


✉️ Wiadomość z Coruscant:[]

„Raport awaryjny z misji dyplomatycznej na Saak’ak. Mistrz Qui-Gon Jinn i padawan Obi-Wan Kenobi uznani za zaginionych po ataku Federacji Handlowej. Ostatni sygnał: transfer przez kontenery na powierzchnię Naboo. Mistrzu Xanousie, Rada zaleca gotowość do ewentualnego przemieszczenia.”

Xanous spogląda na urządzenie. Twarz mu twardnieje, ale nie wpada w panikę. Wie, że coś większego się zaczęło – ale jego miejsce nadal jest tutaj, wśród ludzi, którzy nie mają nikogo poza sobą.

Xanous (cicho do siebie): — Jedi walczą nie tylko mieczem. Czasem trwają… gdy wszystko inne się sypie.


🌠 Medytacja w Grocie Echa[]

Nocą Mistrz udał się sam do najgłębszej groty. Zasiadł w pozycji medytacyjnej. Nad jego głową – wiszący kryształ Balmoory, naturalny przewodnik energii. Zamyka oczy.

W wizji:

  • Widzi płomienie nad Serenno.
  • Słyszy głos Qui-Gona, choć ten jest daleko: „To nie zwykła inwazja… ktoś pociąga za sznurki.”
  • I widzi… sylwetkę chłopca. Złotowłosego. Otoczonego wirującym piaskiem. Z jego spojrzenia emanuje strach… i przeznaczenie.

Xanous otwiera oczy. Patrzy w ciemność.

Xanous: — Chłopiec. Dziecko zmian. Ale zmiany mogą przynieść i światło, i cień…


🔚 Zakończenie Sceny[]

Balmoora pogrążona jest we własnej harmonii, ale poza nią – zaczyna się wojna. Mistrz Xanous wraca powoli do swojej kwatery. Jego wybór: zostać jeszcze dzień i pomóc wspólnocie ukończyć rytuał równowagi, zanim odejdzie na Coruscant.

A na Naboo... ktoś właśnie budzi się z kontenera z droidami. I to nie koniec jego problemów.

🌌 SCENA 6: Zderzenie ścieżek Mocy[]

Równoległa akcja: Naboo / Coruscant – 32 BBY


🔴 CZĘŚĆ I: Naboo – bagna Theed[]

Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi – Uciekinierzy z Saak’aka

Z dźwiękiem zgrzytających hydraulik, ciężkie metalowe wrota transportowca otwierają się wśród palmowego zarośla. Chmury dymu i gorąca para buchają z wnętrza. Gdy opadają, wyskakuje z nich Qui-Gon Jinn, a tuż za nim młody i zaskakująco opanowany Obi-Wan Kenobi.

Qui-Gon (przecinając powietrze): — Biegnij, Obi-Wanie!

Tropikalna atmosfera Naboo uderza w nich jak ściana – ciepła, parna, śmierdząca wilgocią i gnijącym runem. Las jest gęsty. Nie są tu sami. Nagle zza zarośli wyłania się postać z długimi uszami i oczyma jak szklanki – Jar Jar Binks, Gungan bez ładu i składu, ale z nosem do przetrwania.

Jar Jar: — Mesa no wanna be here! Mesa helpy you escapey, okie-day?!

W tle – szum silników, mechaniczne kroki droidów bojowych B1, które przeczesują las. Jedi nie mają czasu. Qui-Gon chwyta Jar Jara i wskazuje Obi-Wanowi kierunek.

Qui-Gon: — Musimy zniknąć. Prędzej czy później znajdziemy drogę do miasta Gungan.

Obi-Wan patrzy uważnie na ich dziwnego przewodnika, po czym bez słowa rusza dalej. Przed nimi rozciąga się dżungla... i decyzje, które zmienią galaktykę.


🔵 CZĘŚĆ II: Coruscant – Świątynia Jedi, Wieczór[]

Tymczasem, tysiące lat świetlnych dalej – Mistrz Xanous Skywalker powrócił na Coruscant. Stał teraz w wewnętrznym holu Świątyni, pod jednym z wielkich filarów, których złocone inskrypcje opowiadały historię Jedi od czasów Wielkiego Manifestu Ashli.

Ubrany nadal w ciemną, dostojną szatę, z łańcuchem rodowym Serenno spoczywającym na ramieniu, wyglądał bardziej jak książę niż wojownik. Ale to właśnie teraz był najbardziej… czujny.

Jocasta Nu (zbliża się spokojnie, z delikatnym uśmiechem): — Mistrzu Xanousie. Powrót z Balmoory przebiegł spokojnie?

Xanous (lekko skinął głową): — Spokojnie, jeśli nie liczyć echa tysiącletniego rytuału budzącego rdzeń planety.

Jocasta (rozpoznając ton): — Miałeś wizję?

Xanous (spoglądając w górę): — Tak. Dziecko, piasek, przeznaczenie. Ale… to inny czas. Co z Jinnem i Kenobim?

W tym momencie nadchodzi Jerec, który od niedawna znów pełnił funkcję doradczą przy Radzie.

Jerec: — wciąż nic nie wiadome.


⚖️ CZĘŚĆ III: Sala Medytacyjna, kilka godzin później[]

🛑 SCENA: KOMNATA MEDYTACYJNA RADY JEDI – ŚWIĄTYNIA NA CORUSCANT[]

Pomieszczenie spowija mleczna poświata. Nie wiadomo, czy to naturalne światło wpadające przez cienkie okna, czy sama Moc zawiesiła tu własną atmosferę.

Hologram planety Naboo powoli zanika. Cisza.

🟢 Mistrz Yoda (siedzący, pochylony jakby nad wspomnieniem)[]

„Mgła. Wszystko spowija... Ukrywa prawdę. Nie znika ona, ale patrzeć na nią – nie sposób.”

🟣 Mistrz Mace Windu (marsowe czoło, ręce splecione)[]

„To nie tylko brak wieści. To coś więcej. Nawet Echo Mocy... brzmi głucho.”

„I nie chodzi tu o Sithów – przynajmniej nie w formie, którą znamy.”

🔵 Mistrz Plo Koon[]

„Cisza z Naboo jest nienaturalna. Ale nie czuję gniewu. Ani strachu. To jakby... zagubienie.”

Spojrzał na Dooku.

„A mimo to – ktoś musiał przeciąć transmisję.”

🟡 Mistrz Ki-Adi-Mundi[]

„To przypomina mi momenty przed konfliktem na Celsarii IV. Gdy cały system zdawał się... zamglony.”

„Zgoda: nie wyczuwamy Sithów. Ale to nie oznacza, że ich nie ma. Ich mistrzostwo polega właśnie na tym, by nie być wykrytym.”

🟢 Mistrzyni Shaak Ti[]

„Mgła to nie zawsze ciemność. Ale może nią się stać, jeśli ją zlekceważymy.”

Spojrzała na Xanousa.

„Czujesz ich?”


✴️ Mistrz Xanous (powoli, niemal szeptem)[]

„Czuję pustkę... ale też... coś jak echo. Niewyraźne. Jakby Obi-Wan chciał krzyknąć, ale ktoś zakrył mu usta.”

„Nie czuję śmierci. Ale czuję... zmianę.”


🟥 Mistrz Dooku (w cieniu, ale stanowczy)[]

„Jestem zaskoczony, że tak wielu z was milczy. Gdy pierwszy raz czułem coś podobnego, również zignorowaliśmy mgłę. Zignorowaliśmy Dathomir, Zygerriańskie Syreny... i prawie straciliśmy Caamas.”

„Mgła to ostrzeżenie.”

„Sith? Może nie. Ale ktoś gra nami jak figurami.”

Spojrzał znacząco na Mistrza Jereca.


🟪 Mistrz Jerec (spokojny, ale intensywny jak holocron)[]

„Mgła jest stara. Widziałem podobną w ruinach na Kordath II. Nie zawsze była tworzona przez Sithów.”

„Są inne byty. Inne siły. Stare światy i cienie, które nie mają imion, ale zostawiają ślady w Mocy.”

„Zaginięcie Qui-Gona może być początkiem.”


🟢 Mistrzyni Luminara Unduli[]

„To... jak sen, z którego nie możemy się obudzić. A może raczej: jakbyśmy śnili czyjś inny sen.”


🟦 Mistrz Kit Fisto (przy oknie, pół-żartem, ale z napięciem)[]

„Skończyły się czasy, gdy Jedi rozwiązywali spory celnikami i dyplomacją. Teraz mamy mgłę, ciszę i Sithów-w-nieobecności.”

„Nie lubię tego. Nawet pod wodą czułbym się lepiej.”


🟤 Mistrz Tholme[]

„Czyli znów wracamy do pytania, które zawsze odrzucaliśmy: a co jeśli Sithowie nigdy nie zniknęli?”

„A my tylko graliśmy w ich teatrze?”


🟣 Mistrz Tera Sinube (cicho, ale stanowczo)[]

„Wielu Jedi zginęło nie od miecza, lecz od wątpliwości. Nie możemy pozwolić, by mgła sparaliżowała naszą zdolność do działania.”


🟡 Mistrz Quinlan Vos[]

„Może warto przyjąć mgłę, zamiast próbować ją rozwiać. Pójść tam, gdzie najciemniej... i zapalić światło.”


✴️ Yoda – końcowa refleksja[]

„Pytać musimy: czy to Jedi są ślepi? Czy Moc przed czymś nas chroni?”

„Cisza to nie koniec. To początek... rzeczy, które zmienią wszystko.”


✨ Coda:[]

Mistrzowie milczą. Komnata zanurzona w medytacyjnej ciszy. Wszyscy czują, że to nie tylko Naboo, i nie tylko dwóch Jedi, ale cała przyszłość zaczyna właśnie być... przesuwana. Nie przez krzyk. Przez szept. Przez cień, który nie ma jeszcze imienia.


✨ KONIEC SCENY 6[]

Stan galaktyki:

– Qui-Gon i Obi-Wan zyskują lokalnych sojuszników.

– Xanous wraca na Coruscant i czuje, że wszystko zaczyna się zazębiać.

– Rada Jedi wciąż nie wypowiada słowa „Sith” – jakby sam dźwięk niósł klątwę.

– Ale Cień już się porusza.

🌌 SCENA 7: Akademia Jedi na Coruscant / Tajemnice Huttów[]

Czas: Kilkanaście godzin po ucieczce z Saak’aka. Qui-Gon i Obi-Wan uznani za zaginionych.

Miejsce: Akademia Jedi, Wydział Taktyki i Historii Galaktycznej, wieczór.


Światła w głównych korytarzach Świątyni Jedi są już przygaszone. Po ostatnich medytacjach, sala naukowa oddziału taktyki i analiz strategicznych jest niemal pusta — poza jednym uczniem, który śpi nad konsolą z otwartym holopodręcznikiem… i Xanousem, który stoi samotnie przy panoramicznym oknie.

Jego dłonie splecione są za plecami, a spojrzenie wbite w rozświetloną panoramę Coruscant. W blaskach miasta nie widać gwiazd.

Nagle – delikatne mignięcie niebieskiego światła. Hologram aktywuje się automatycznie, rozpoznając prywatny sygnał klasy królewskiej / strategicznej.

🎥 Niskie buczenie... i oto ukazuje się hologramowa sylwetka. Książę Xizor z Nar Shaddaa. Przystojny, wyprostowany, jak zawsze w czarnym jedwabiu, z elegancją drapieżnika z opery.

Xizor (z uśmiechem):

Drogi Hrabio Xanousie. Wiem, że ostatnie dni nie należały do spokojnych. Ufam jednak, że nadal pamiętasz o tym, że prawdziwa gra nie rozgrywa się w komnatach Jedi, lecz w cieniu.

(pauza, zerknięcie w bok)

Mam dla ciebie nowe informacje. Coś, co rzuca światło na stare pytania. Kartel Huttów… zacieśniał więzi z grupą, która miała dostęp do szczegółów waszej obrony na Serenno. Źródło wskazuje na dwie lokacje: Nal Hutta… i Tatooine.

Xanous przerywa swoje zamyślenie. Oczy mu błyszczą, a mięśnie twarzy lekko drgają.

Xizor (kontynuując):

Zanim zapytasz – nie, Jabba the Hutt najprawdopodobniej nie był bezpośrednio zaangażowany. Zbyt eksponowany. Zbyt dumny. Ale ktoś z jego otoczenia? Albo ktoś, kto używał jego imienia, by zyskać dostęp do układów zaopatrzeniowych... To już inna rozmowa.

(uśmiecha się półgębkiem)

Na Nar Shaddaa pojawił się „kurier”, który miał dokumenty z zaginionych transportów Serenno. Pracuję nad pozyskaniem jego tożsamości. Ale wiesz, jak to działa… szybciej można zabić Hutta, niż dostać się do jego archiwów.

Xanous unosi lekko głowę. W cieniu jego twarzy widać mieszaninę ulgi i gniewu.

Xanous (cicho, do siebie): — Tatooine… piasek, jak we śnie.

Xizor (jakby czytał jego myśli):

Zastanawiałem się, czy coś ci to mówi. Wiem, że masz dobre wyczucie kierunków… i ludzi. Prześlę ci koordynaty kontaktów w Mos Espa. Ale uważaj – na Tatooine nikt nie rozróżnia między karawaną a grobem.

(pauza)

Gdybyś chciał… możemy spotkać się osobiście. Mam prywatny pokój w pałacu Racto na Nar Shaddaa. Z winem. I odpowiedziami.

(uśmiecha się z tym znanym, drażniącym błyskiem)

Twoja decyzja, Hrabio.

Hologram gaśnie. Cisza wraca… ale już nie taka sama.


✴️ Epilog Sceny: Komnata Rady Jedi, Świątynia na Coruscant

Cisza panująca w okrągłej sali była niemal sakralna. Miękkie światło padające przez wysokie okna otulało sylwetki Mistrzów, jakby sama Moc zawiesiła oddech, niepewna przyszłości.

Mistrz Yoda pochylał się nad holograficzną konsolą, jego dłonie spoczywały na jej krawędziach, jakby próbował wyczytać coś więcej z nieregularnych zakłóceń. Obok niego Mace Windu stał wyprostowany, jego czoło zmarszczone w skupieniu. Hologram migał niepokojąco.

„Nie potwierdzono jeszcze śmierci Mistrza Qui-Gona Jinna i Padawana Kenobiego. Ostatnia transmisja: ich statek zniszczony na lądowisku Saak'ak. Sygnał urwany. Skanery milczą.”

Mace zacisnął szczękę.

To nie wygląda dobrze. Ale nie oznacza jeszcze ich końca.

Yoda zamknął oczy. —

Mroczna zasłona rozciąga się… w Mocy zakłócenie jest. Jak mgła ciężka. Czuć… cień. Ale nie Sith. Jeszcze nie.

Z cienia wysunął się Mistrz Jerec, jego szata falowała jak duch wspomnień.

Na Kordath II, widziałem takie same zakłócenia… gdy patrzyliśmy w przeszłość i przyszłość jednocześnie. To może być punkt przełomowy, ale też fałszywa ścieżka.

Ki-Adi-Mundi wtrącił z powagą:

Republika nie może pozwolić sobie na iluzję. Jeśli Qui-Gon zginął, a Kenobi z nim — musimy wiedzieć. Teraz. Trzeba wysłać zwiad.

Shaak Ti, opierając się lekko o barierę, szeptała:

Czuję życie… choć przytłumione. Tak, jakby byli gdzieś… uwięzieni w polu niepewności.

Luminara Unduli, zawsze opanowana, położyła dłonie na kolanach i powiedziała:

Jeśli żyją, Moc ich prowadzi. A jeśli odeszli — Moc ich pochłonie. Nie możemy działać impulsywnie. Musimy ufać ich ścieżce.

W kącie stał Mistrz Plo Koon, jego modulowany głos zabrzmiał jak z innego świata:

Kenobi to twardy młodzieniec. Jeśli choć cień szansy był, przetrwał. A Qui-Gon… jego upór zna granice tylko w śmierci.

W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wszedł Xanous Skywalker, nieformalnie, ale zaproszony przez Mace’a. Jego obecność była czymś pomiędzy cieniem a światłem, zwiastunem rzeczy przyszłych.

Za nim z lekkim opóźnieniem wszedł Hrabia Dooku, jego spojrzenie przenikliwe, choć ostrożne. Spojrzał na Jereca, potem na Yodę.


Xanous stoi w ciszy. Zamyka oczy. Czuje dwie ścieżki w ocy:

  1. Droga Jedi – wiara, że Qui-Gon żyje, że ciemność jeszcze nie zaatakowała otwarcie.
  2. Droga krwi – zemsta za Serenno, tropienie tych, którzy ją zdradzili – bez względu na to, co mówi Rada.

Xanous (półgłosem): — Xizor zawsze pojawia się, gdy robi się ciekawie… albo gdy czuć krew.

🌌 SCENA 8: Nar Shaddaa – Witaj w cieniu, Mistrzu[]

Czas: kilkanaście godzin po wiadomości od Xizora

Miejsce: Nar Shaddaa – Górny Poziom, Kwartał Cienia / Pałac Xizora


🛩️ CZĘŚĆ I: Przylot Mistrza Xanousa[]

Wśród niezliczonych wieżowców, reklam holo, wrzasków droidów portowych i neonów bijących z każdego okna, ślizga się smukły cień. To X-70B Phantom – statek Xanousa – manewruje w labiryncie przestępczego światła i stalowej dekadencji.

W kokpicie – Xanous Skywalker, skupiony, ale pewny. Jego czarna szata Jedi spina się z łańcuchem Serenno jakby honor i cień splatały się w jedno.

Xanous (sam do siebie): — Miejsce, gdzie Moc śmierdzi kredytem i perfumami. Pasuje do ciebie, Xizorze.

Lądowanie odbywa się na prywatnym lądowisku należącym do Black Sun – taras wysadzany onyksowymi płytami, otoczony przez ogrody z przetworzonych roślin, genetycznie zmodyfikowanych, by nie umarły na tym przeklętym księżycu. Na rampie wita go ochroniarz – Zeltronka w szkarłatnej zbroi oraz elegancki, nienagannie ubrany droid protokolarny w kolorze szampana:

Witamy, Panie Hrabio. Książę Xizor oczekuje w prywatnym pawilonie Zefrien. Pragnął, byście zasmakował lokalnej wersji Corelliańskiego rubinu. Ze złotym piaskiem... specjalnie z Tatooine.


🏛️ CZĘŚĆ II: Spotkanie z Xizorem[]

Wnętrze pawilonu to orgia stylu – przestępcza elegancja połączona z orientalnym przepychem. Książę Xizor siedzi na podwyższeniu, u boku dwóch cichych doradców. Miękkie światło podkreśla jego zieloną skórę, a spojrzenie mówi: "wiem więcej, niż ty powiesz."

ChatGPT Image 22 cze 2025, 22 22 29

Xizor (wstając z kielichem w dłoni):— Mistrzu Skywalker. Cień Serenno i światło Jedi w jednej osobie. Zaiste, Nar Shaddaa jeszcze nie widziała takiego gościa.

Xanous nie odpowiada od razu. Przechodzi kilka kroków, podziwia widok z okna – morze światła i zbrodni.

Xanous: — Przysyłasz wiadomości z tropami, które pachną fałszem i oparami Hutta. Chciałbym wiedzieć, co w tym jest prawdą.

Xizor (siada powoli):

To, co prawdziwe, zależy od tego, kto zada pytanie. Ale dobrze. Do rzeczy.

Śledziłem ruchy ludzi, którzy pojawili się na Serenno tuż przed atakiem. Jeden z nich — nazwiskiem Taleth Veyro, eks-żołnierz Gildii Łowców — wylądował na Tatooine, dzień po pogromie. Pośrednik: handlarz bronią z Mos Entha. Widziano go z kimś od Jabby… ale to nie on zlecił atak.

Xanous siada. Jego dłoń niebezpiecznie blisko rękojeści miecza, ale nie z powodu gniewu – z powodu myślenia.

ChatGPT Image 22 cze 2025, 22 26 02
ChatGPT Image 22 cze 2025, 22 26 10

Xizor:— Prawdziwy zleceniodawca? Użył Jabby jako fasady. Ale płatność… przyszła z Nal Hutta

.


🧊 CZĘŚĆ III: Rozmowa przy winie, jak u dawnych lordów[]

W pokoju cichnie muzyka. Dwóch mężczyzn – jeden Jedi, jeden lord przestępczości – pije rubinowy trunek.

Xizor:

Jesteś inny niż oni. Nie boisz się pytań, które mogą cię zniszczyć.

Wiesz, że prawda nie zawsze przychodzi z archiwów. Czasem przychodzi z mordercy, który nie wie, że go nagrano.

ChatGPT Image 22 cze 2025, 22 41 01

Xanous: — Bo wiem, czym pachnie śmierć domu. I nie wierzę w czyste wojny.

ChatGPT Image 22 cze 2025, 23 30 50

Zapada cisza. Na koniec Xizor podaje mu czarny datapad.

Dżinn. Mos Entha. Kantyna zwana „Okiem Piasku”. Powiedz, że przysłał cię Książę. I nie błyszcz mieczem. Ten kontakt lubi... teatr.

🌌 SCENA 8 (kontynuacja): Sekretna informacja Xizora[]

Wnętrze pawilonu pogrąża się w półmroku, gdy dźwięki muzyki milkną całkowicie. Pozostaje tylko blask jednego hologramu i pulsujące echo z ulic Nar Shaddaa w oddali. Xizor wstaje od stołu z kielichem rubinowego trunku i podchodzi do głównego terminala. Gestem ręki aktywuje hologram nadprzestrzennego zapisu transmisji — zakodowane dane, których sam dotyk zdaje się chłodzić powietrze w pomieszczeniu.

Xizor (głosem niższym, pozbawionym ironii):

Prawdziwy zleceniodawca? Użył Jabby jako fasady. Kontakty z Mos Entha, wymiana broni, ślady... wszystko wyglądało jak robota Huttów.

Ale gdy sprawdziliśmy przelewy z konta używanego do zapłaty najemnikom... sygnatura wiodła do Nal Hutta, lecz nie do Jabby. Do czegoś... starszego. Głębszego.

Xanous milczy. Ale jego oczy błyszczą.

Xizor (spoglądając mu prosto w twarz): — Miałem szczęście. Jeden z moich ludzi, były szpieg Floty Korporacyjnej — informator, którego znam tylko pod pseudonimem „Nox Veritas” — pracował kiedyś jako archiwista danych na Nal Hutta. Ukrywa się teraz gdzieś w sektorze Sho’ta, ale... przesłał mi fragment wiadomości.

Hologram zmienia się. Zobaczyć można urywek transmisji – fragment szyfrowanej wiadomości, częściowo zniekształconej, w której słychać tylko pojedyncze słowa:

„...odwet... Serenno... zlecenie zatwierdzone przez... Cień Siedmiu... pieniądze z odzysku artefaktów... Jabba nic nie wie...”

Xizor: — To właśnie powiedział „Nox Veritas”. Jabba nie wiedział, że jego własny kanał transakcyjny został przejęty. Ktoś podszył się pod niego — człowiek o nazwisku Eral Venko lub jego mocodawca.

Xizor (wracając do tonu pół-szeptu): — Nie wiemy jeszcze, czy ten Venko żyje. Ale „Nox” wspomniał coś jeszcze. Że jeden z tropów... prowadzi do dawnego domu akademickiego Jedi na Taris. Zanim się zawalił.

Xanous (cicho): — „Cień Siedmiu”…?

Xizor:

Tylko plotka. Rada z Nal Hutta, złożona z siedmiu wpływowych istot, działających poza strukturą kartelu, poza Jabba, poza Ziro. Działa od setek lat. Nie wiadomo, czy to realne, czy tylko bajka dla łowców głów. Ale...

(zawiesza głos i unosi kielich)

...jeśli to właśnie oni zlecili atak na twój ród, to nie był to tylko zamach. To było ostrzeżenie.


Xanous odchodzi na chwilę do ogromnego okna, przez które widać rdzawo-błękitne światła Nar Shaddaa. Dłoń spoczywa na rękojeści miecza świetlnego. W głowie Mistrza kłębią się myśli – o Nal Hutta, o dziecku z wizji, o ruinach Taris i o odwecie, który dopiero się zaczyna.

Xanous (do siebie, ledwo słyszalnie): — Nie jesteśmy już w grze politycznej. To... rytuał.


✴️ KONIEC SCENY 8 – Wersja Rozszerzona[]

Nox Veritas to tajemniczy informator Xizora – dawny archiwista danych, który odkrywa, że atak na Serenno mógł być sfinansowany przez Cień Siedmiu – starożytną organizację działającą z Nal Hutta.

– Pieniądze płyną przez konta Jabby, ale bez jego wiedzy.

– Trop prowadzi przez Tatooine, Nal Hutta i ruiny akademii Jedi na Taris.

– Xanous staje przed decyzją: wrócić na Coruscant i powiadomić Radę? Czy ruszyć śladem „Nox Veritas”?


🌿 SCENA 9: Naboo – Sojusze w cieniu inwazji[]

Czas: kilkanaście godzin po ucieczce z Saak’aka, równolegle do wizyty Xanousa u Xizora

Miejsce: Bagna Naboo / miasto Otoh Gunga / droga do Theed


🟢 CZĘŚĆ I: Bagna i zderzenie światów[]

Mokradła Naboo parują pod wpływem porannego światła. Kroki Jedi nie pozostawiają śladu – suną przez zarośla z precyzją i skupieniem, ale też z wyraźnym napięciem. Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi, z nowym „towarzyszem”, Jar Jarem Binksem, uciekają spod nosa patrolujących droidów.

Jar Jar (szeptem, z niekontrolowanym paniką): — Mesa tell you! Mesa said dis bad! Dis very very bad! Droid army no joking, Jedi!

Obi-Wan (zniecierpliwiony): — Mistrzu, z całym szacunkiem… on gada szybciej niż droidy strzelają.

Qui-Gon (spokojnie, tonem „ojca całego chaosu”): — Obserwuj, padawanie. Chaos często zna drogę tam, gdzie rozum się gubi.

Jar Jar nagle zastyga. Coś w wodzie. Oczy rozszerzone.

Jar Jar (szeptem): — Otoh Gunga. Zde way… underwater.


🌊 CZĘŚĆ II: Otoh Gunga – Miasto pod wodą[]

Scena zmienia się dramatycznie. Wpływają przez półprzezroczystą bańkę – wejście do tajemniczego, kulistego miasta. Ściany ze światłoczułych membran pulsują ciepłem. Strażnicy Gunganów już czekają.

Kapitan Tarpals: — Gungan no welcome outlanders now. Big boom coming. Better run.

Ale Jedi się nie cofną. Wprowadzani są do sali audiencyjnej, gdzie siedzi olbrzymi, majestatyczny Boss Nass, z wibrującym głosem i ciężkimi palcami stukającymi w wodny tron.

Qui-Gon: — Pokój, dostojny Bossie. Szukamy sojuszu. Inwazja ogarnie wasz świat. Zniszczy i was, i ich. Musicie pomóc królowej Naboo.

Boss Nass (mlaskając): — Pah. Dey not come here. Dey want big shiny palaces up top.

Obi-Wan: — Ale jeśli przejdą przez Theed, znajdą was. Nie jesteście już niewidoczni.

Długie milczenie. Wreszcie Nass sapie głęboko.

Boss Nass:

Mesa give you Bongo. Mesa no give army… yet. But mesa watching.

Yousa take queen. Bring her here. Then… mesa think.


🟣 CZĘŚĆ III: Podróż do Theed[]

Wędrują w podwodnym pojeździe – Bongo, wijący się między rafami, przez tunel bioluminescencyjnych koralowców. Atmosfera napięta. Ciszę przerywa Obi-Wan.

Obi-Wan: — Mistrzu... niepokoi mnie coś. Wszystko działo się zbyt szybko. Blokada, atak, inwazja. To wyglądało jak... próba. Próba czegoś większego.

Qui-Gon: — Zgadzasz się z Mistrzem Xanousem. On też czuł to na Geonosis. I miał rację. Ale Rada nie chce jeszcze mówić tego głośno.

Obi-Wan (szeptem): — Mistrz Yoda mówił, że ciemność przybiera formę, zanim objawi twarz. Ale my już ją widzieliśmy. To, co było na Saak’ak… ten cień w hologramie…

Qui-Gon (cicho): — Nie był to głos przyjaciela. I nie był to Gunray.


🔴 CZĘŚĆ IV: Zbliżenie do Theed – Cień i cel[]

W oddali, przez mętne płycizny, zaczyna się rysować sylwetka stolicy Naboo – Theed. Nad miastem krążą droidy patrolowe, a drogi patrolują kolumny droidów B1. Ulice puste. Cisza przerywana tylko odgłosem kroczących maszyn.

Qui-Gon sięga po swój komunikator. Próbuje nawiązać kontakt z Coruscant. Zakłócenia. Ale słyszy fragment głosu:

"...jeszcze nie potwierdzono śmierci..."

"...nadal zakładamy, że żyją..."

"...ostatni sygnał z orbity Naboo..."

Qui-Gon (do Obi-Wana): — Zgubiliśmy kontakt. Rada nie wie, że żyjemy. Ale teraz to bez znaczenia.

Obi-Wan: — Bo nasza misja trwa.

Qui-Gon: — Bo tu na dole ktoś czeka. I nie tylko królowa. Moc prowadzi nas... do czegoś więcej.


✴️ KONIEC SCENY 9[]

– Jedi docierają do Otoh Gunga i otrzymują wsparcie Bossa Nassa.

– Wyruszają do Theed, nieświadomi, że trop ich prowadzi do Padmé Amidali i do dziecka, które zmieni przyszłość.

– Rada nie wie, że przeżyli.

– Cień wciąż nie ma imienia, ale zaczyna rzucać długi cień na Naboo.

✴️ SCENA 10: Pocałunek w cieniu galaktyki[]

Miejsce: Pałac Xizora, Nar Shaddaa – prywatna sala strategiczna, głęboko pod lożą Czarnego Słońca

Czas: późna noc – lub to, co za noc uchodzi na Nar Shaddaa


Pomieszczenie niemal tonie w półmroku. Oświetla je tylko ogromny, półkulisty hologram galaktyki, unoszący się nad czarnym obsydianowym stołem. Układy planet, ścieżki przemytnicze, ciepłe czerwienie punktów handlu niewolnikami, chłodne błękity stref wpływu Huttów.

Na jednej z półek – otwarty flakon perfum. Na stole – srebrna misa z owocami z Kashyyyka, nietknięta.

Xizor stoi bokiem do hologramu, kielich rubinowego wina wiruje w jego dłoni. W jego głosie – filozofia i cynizm, splecione tak ciasno, jak jego jedwabna tunika.

Xizor (głosem miękkim jak jedwab, ale chłodnym):

— Widzisz te punkty świetlne, Xanousie?

— Tu handlują ciałami dzieci.

— Tu sprzedają przyszłość za baryłkę przyprawy.

— A ty wciąż chcesz wierzyć, że ta galaktyka zasługuje na ocalenie?

Xanous milczy. Stoi naprzeciw, ręce oparte o stół. Jego sylwetka odbija się w ciemnym szkle podłogi. Łańcuch rodowy Serenno przesuwa się lekko na ramieniu przy każdym oddechu. Nie odpowiada od razu. Ale jego oczy — ciemnoniebieskie, niepokojące — nie odrywają się od Xizora.

Xanous (cicho, jakby dla siebie):

— Nie chodzi o to, czy galaktyka zasługuje.

— Chodzi o to, czy jeszcze ktoś potrafi ją kochać, wiedząc, czym się stała.

Cisza. Jedna z planet w hologramie migocze. Tatooine – kolor bursztynu. Nal Hutta – błoto i zgnilizna. Xizor podchodzi bliżej. Zbyt blisko, jak na dyplomatę. Nie wystarczająco blisko, jak na wroga. Wystarczająco blisko, by Moc zadrgała.

Xizor (niżej, niemal szeptem):

— Więc powiedz mi, Jedi...

— Czy ty jeszcze umiesz kochać?

Xanous unosi spojrzenie. Ciaśniej oplata się Mocy. Przez moment – bardzo krótki – pojawia się coś więcej: wspomnienie dotyku, który dawno temu był zakazany. Gestu, który zdarzył się w innej misji. Z kimś, kto odszedł.

Xanous (z ciężkim oddechem): — Nauczyłem się nie odmawiać prawdzie, nawet jeśli przychodzi w zielonej skórze.

I wtedy to się dzieje.

Xizor pochyla się. Najpierw powoli, z ironiczną pewnością siebie. Ale gdy ich usta się spotykają – nie ma w tym żadnej maski. To nie gra polityczna, nie flirt dla przewagi. To cichy krzyk w galaktyce, która nie daje prawa do czułości.

ChatGPT Image 23 cze 2025, 22 03 59


Pocałunek nie jest łagodny. Jest głęboki, zmysłowy, pełen sprzecznych sił. Rubinowe wino w kielichu Xizora przechyla się i spływa po jego dłoni, jakby galaktyka sama się rozlała.


Po chwili Xizor się cofa, ale nie robi kroku w tył. Zostaje blisko.

Xizor (głosem już innym – cichym, poruszonym):

— Zawsze chciałem sprawdzić, czy Hrabia Jedi...

— ...potrafi się zatrzymać, zanim wszystko spłonie.

Xanous (niemal bezgłośnie):

— Czasem... nie chodzi o to, żeby się zatrzymać.

— Czasem chodzi o to, żeby płonąć razem.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY[]

Mapa galaktyki nadal pulsuje.

— W tle widać punkty na Tatooine i Nal Hutta – coraz bliżej.

— Ale przez ten jeden moment, Nar Shaddaa przestaje być planetą grzechu.

— Jest tylko dwóch mężczyzn. Jedi. Książę. Cienie. I coś, czego galaktyka próbowała im odmówić: bliskość.

✴️ SCENA 11: Wieczór, który nie chciał się skończyć[]

Miejsce: Pałac Xizora, Nar Shaddaa – prywatna loża z panoramicznym widokiem na miasto świateł i zbrodni

Czas: późna noc, zaraz po pocałunku


Cisza po pocałunku była pełniejsza niż tysiąc słów.

Rubinowe światło hologramów zgasło. W komnacie pozostał tylko subtelny blask neonów zza panoramicznych szyb — rozlane po obojętnym szkle Nar Shaddaa, jakby galaktyka sama zaniemówiła. Xizor wciąż stał blisko Xanousa, jego dłoń spoczywała lekko na krawędzi stołu.

I wtedy zadał to pytanie — zaskakująco łagodne, z nutą tej królewskiej nieśmiałości, której nie spodziewałbyś się po Księciu Czarnego Słońca.

Xizor (półszeptem):

— Może... zostałbyś na noc, Hrabio?

— Jest już późno. Nar Shaddaa bywa kapryśna po zmroku.

— A ja... nie jestem fanem pożegnań po pocałunkach.

Xanous przez chwilę tylko patrzy. Mierzy go spojrzeniem, nie mieczem. Czuje, że pytanie to coś więcej niż gra. To zaproszenie do wytchnienia, nie do kapitulacji.

Xanous (z lekkim półuśmiechem):

— Mam wrażenie, że to twój ulubiony rodzaj pułapki, książę.

— Ale dziś... dam się złapać.


🍷 CZĘŚĆ II: Kolacja nad miastem[]

Później. Zostali sami w komnacie na najwyższym poziomie pałacu. Okna otwarte, chłodna bryza z wysokości przynosiła zapach spalonego ozonu i kwiatów zmodyfikowanych genetycznie, by rosnąć pod neonami. Siedzą przy niskim stole. Bez straży. Bez droidów. Bez masek.

Na stole:

wino rubinowe z Alderaanu,

sery z planety Jendorn,

figi z orbit Taris, które ponoć nie istnieją.

Rozmowa toczyła się powoli — jakby obaj bali się ją zakończyć.

Xizor:

— Nal Hutta i Tatooine...

— To nie planety. To raki galaktyki. Trzymają ją w stagnacji. Zjadają każdą próbę nowego porządku.

Xanous:

— A Jedi wciąż śnią, że pokój da się zaprowadzić bez amputacji.

— Ale może... nie chodzi o to, by leczyć wszystko. Może chodzi o to, by wybrać, co warto chronić.

Xizor (nachyla się lekko):

— Więc co ty byś chronił, Hrabio?

— Księżyc, który się nie zmienia? Zakon, który nie widzi przyszłości?

— Czy... tego, kto cię rozumie?

Xanous nie odpowiada od razu. Dopija wino. Spogląda na planetę Tatooine, która teraz świeci jako czerwony punkt na ich mapie.

Xanous:

— Dziś chroniłbym wieczór, który się nie śpieszy.

— I rozmowę, której nie muszę kończyć walką.

Xizor się uśmiecha. Nie prowokująco. Nie triumfalnie.

Autentycznie.

Jak ktoś, kto dawno zapomniał, że może rozmawiać z kimś bez ukrytego ostrza.


🌓 CZĘŚĆ III: Rozmowa o Jedi i przyszłości[]

Kiedy kielichy opustoszały, a światła w loży przygasły, temat zszedł na Jedi.

Xizor:

— Wiesz, że w Światach Zewnętrznych o Jedi mówi się jak o mitach?

— Duchy z mieczami. Duchy, które nie wracają, gdy są potrzebne.

Xanous (cicho):

— Bo czasem nawet duchy mają dosyć.

— Rada Jedi traci kontakt z galaktyką. I z samą Mocą.

— Trzymają się doktryny, jakby to była tratwa, a nie łańcuch.

Xizor:

— Gdybyś odszedł...

— Gdybyś porzucił ich...

— Czy byłbyś słabszy, czy bardziej wolny?

Xanous: — Byłbym... sobą. Ale nie jestem pewien, czy świat jest gotów na takiego mnie.

Długi moment milczenia.


✨ ZAKOŃCZENIE SCENY[]

Zegar bije trzecią nocną. Obaj siedzą już bliżej siebie. Xizor oparł głowę o poduszkę kanapy, spojrzenie ma spokojne, prawie senne. Xanous nie opuścił swojej pozycji Jedi, ale dziś nie była ona zbroją. Tylko ramieniem, które nie musi być gotowe do walki.

Xizor (półszeptem, już z zamkniętymi oczami):

— Jeśli świat ma się zmienić…

— Niech zacznie od nas.

Xanous nie odpowiada. Ale nie wychodzi.

✴️ SCENA 12: Świt nad Nar Shaddaa[]

Miejsce: Pałac Xizora – Wewnętrzny dziedziniec sypialny, apartament dla gości

Czas: Poranek po wspólnym wieczorze


Miasto jeszcze śpi.

A może po prostu nie przestaje hałasować – tylko zmienia ton. Gdzieś niżej, w neonowej mgle Nar Shaddaa, rozbrzmiewają rytmiczne uderzenia generatorów, zgrzyt wind towarowych, ciche chrapanie zmęczonych łowców nagród.

Ale tu, na wyższych poziomach pałacu Księcia Xizora, poranek jest subtelniejszy.

Promienie sztucznego świtu padają przez półprzezroczyste panele. Pokój gościnny – urządzony z elegancją godną królewskiego dyplomaty – pachnie jeszcze resztkami egzotycznego kadzidła. Łóżko szerokie, ale nietknięte po stronie przeciwnej.

Xizor, jak obiecał, przygotował wszystko z wyczuciem. Nie było tu żadnych gier. Żadnych sugestii. Tylko cichy gest: „Zostań, jeśli chcesz.”


Xanous leży bez szaty w cienkiej tunice Jedi, ramieniem oparty o poduszkę. Nie śpi. Patrzy w sufit. Myśli. Słońce Nar Shaddaa nie istnieje — tylko jego imitacja — ale w tej chwili to wystarczy, by przypomnieć, że noc minęła.

Xanous (myśląc):

Ciekawe, że właśnie on potrafił mnie dziś zatrzymać.

Przestępca. Książę. Cień.

Mężczyzna, który zna każdy zakątek galaktyki, ale nie śni o niej tak, jak ja.

Obraca się na bok. Wzrok zatrzymuje się na lekkim zgięciu światła, tam gdzie na panelach ściennych tańczą refleksy z projektorów holograficznych.

Może... może właśnie kogoś takiego szukam?Kogoś, kto wie, czym jest ciemność, ale nie zatapia się w niej do końca.

Ale… nie. Nie to czuję w snach.To nie ten głos. Nie ta obecność.

Śnił o kimś innym.

Nie o księciu w szacie z kolczastego jedwabiu.

O kimś... z oczyma takimi jak jego własne, ale starszymi.

O kimś, kto rozumie ból, nie tylko pragnienie.

Xizor rozumie politykę, intrygę, dotyk.Ale ten ktoś ze snów... rozumie mnie.


Wstaje. Nieśpiesznie.

Zdejmuje z krzesła ciemny płaszcz Jedi. Jego łańcuch hrabiowski błyska lekko, jakby przypominał: „Jesteś Skywalkerem. Jesteś z Serenno. Jesteś odpowiedzialny.”


W tym momencie drzwi otwierają się automatycznie. Wejście programowane pod konkretnego gościa. Do środka wchodzi droid służbowy – uprzejmy, srebrny, z tacy z gorącą herbatą z Rishi i ciasteczkami z ziaren Muja.

Droid:

— Dobrego poranka, Panie Hrabi. Książę Xizor prosił, by przekazać: „Nigdzie się nie spiesz.”

„Ale jeśli chcesz – pora działać.”

Xanous uśmiecha się lekko. Nie do droida. Do myśli, która przyszła późno, ale wyraźnie.

Może nie ten, którego szukam…Ale ten, który w odpowiednim momencie zadał właściwe pytanie.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 12[]

– Xanous budzi się w przygotowanym przez Xizora pokoju – z godnością, prywatnością i niepokojem w sercu.

– W głowie nie Xizor… ale ten drugi mężczyzna ze snów.

– Ale póki co: Tatooine i Nal Hutta wzywają.

– A Książę Cienia czeka z kolejnym krokiem.

✴️ SCENA 13: Ostatnia rozmowa przed lotem – Tatooine, Jabba i cień przeszłości[]

Miejsce: Pałac Xizora, Nar Shaddaa – prywatna sala taktyczna z widokiem na platformę startową

Czas: Kilka godzin po świcie, tuż przed wylotem Xanousa na Tatooine


Słońce Nar Shaddaa zaledwie udaje, że istnieje, ale w pałacu Xizora poranek ma swoją wagę.

Na platformie lądowiska już czeka X-70B Phantom, kadłub połyskuje matowym chromem, a droidy załadunkowe kończą przygotowania. Ale w środku — jeszcze jedno spotkanie.

Xizor siedzi przy stole, otoczony rozrzuconymi kartami danych i miniaturami holograficznymi. Kiedy wchodzi Xanous, książę od razu odkłada kielich i wstaje — tym razem bez prowokacji, bez gry. Tylko powaga.

Xizor: — Tatooine. Zawsze zaczyna się od tej planety. Jakby... galaktyka nie mogła się uwolnić od własnego rdzenia.

Xanous (spokojnie): — Albo to my nie możemy. Wracamy tam, gdzie pustka pozwala Mocy mówić najgłośniej.

Xizor podchodzi do projektora i włącza hologram planety. Pojawia się czerwono-piaskowy glob, oznaczone punkty: Mos Entha, Mos Espa, rezydencja Jabby, stara stacja przemytników, ruiny dawnej świątyni Tuskenów.

Xizor: — Twój informator, „Szkarłatny Dżinn”, był widziany w Mos Entha. Ale... jeśli naprawdę chcesz dostać się do źródła, musisz podejść do tego politycznie.

Xanous: — Jabba nie rozmawia z Jedi.

Xizor:

— Z Jedi – nie.

— Ale z Bib Fortunąjego majordomusem – już tak. I Fortuna rozmawia ze wszystkimi, jeśli wie, że może coś zyskać.

Xanous siada powoli. Słucha.

Xizor (z przekąsem, ale i szacunkiem):

— Bib zna każdy przepływ informacji w pałacu Jabby. Ale bardziej od kredytów kocha... tajemnice.

— Jeśli podejdziesz do niego jako Hrabia z Serenno, z krwią starego systemu... otworzy się szybciej, niż gdybyś szedł jako Jedi z misją.

— Dla takich jak on, tajemnica to waluta.

Xanous: — Myślisz, że mógł wiedzieć o ataku na Serenno?

Xizor:

— Nie sam. Ale zna tych, co wiedzieli.

— Jeden z najemników, który później zniknął w ruinach na granicy pustyni, miał przy sobie fragment sygnetu rodu Baelorth.

— To Ród z Nal Hutta. Zbyt blisko Federacji. Zbyt... wygodnie w cieniu Huttyjskiej Rady.

Cisza. Xanous skinął głową. Zapiął klamrę płaszcza. Rękawice Jedi. Łańcuch rodowy.

Xanous (z powagą, ale łagodnie): — Dziękuję, Xizorze. Za wieczór. I za informacje.

Xizor podchodzi bliżej. Kładzie dłoń na jego ramieniu – symbolicznie, bez dwuznaczności.

Xizor (cicho):

— Nie wiem, czy znajdziesz to, czego szukasz, Hrabio...

— Ale wiem, że Tatooine nie wybacza wątpliwości.

— Tam musisz być albo cieniem, albo ogniem. Nic pomiędzy.

Xanous odpowiada spojrzeniem. W jego oczach – już nie niepewność. Już nie wspomnienie pocałunku. Teraz tylko decyzja.


🛫 WYLOT[]

Platforma. Dźwięk silników wibruje na niskich częstotliwościach. Droidy salutują. Xizor obserwuje odlot z galerii z czarnego szkła. Nie mówi nic. Ale wie – ten Jedi, ten arystokrata, ten mężczyzna wróci inny.

X-70B Phantom znika w smugach atmosfery Nar Shaddaa, kursując ku Tatooine.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 13[]

– Xanous wyrusza na Tatooine.

– Otrzymuje od Xizora klucz: rozmowa z Bib Fortuną, by zbliżyć się do JABBY i odkryć kto naprawdę zlecił atak na Serenno.

– Trop prowadzi przez politykę, intrygę i... zaginiony sygnet rodu Baelorth z Nal Hutta.

– Ale też przez piasek. I pustkę.

– A w tej pustce... może znów pojawi się głos ze snów.

✴️ SCENA 14: Między światłami gwiazd – sen, który nie odchodzi[]

Miejsce: Pokład medytacyjny statku X-70B Phantom

Czas: W trakcie lotu na Tatooine, przestrzeń między sektorami


Wnętrze kabiny zanurzone w półcieniu.

Nie słychać nic oprócz miękkiego szumu silników hipernapędu i pulsujących sensorów nawigacyjnych. Statek sunie przez hiperprzestrzeń jak ostrze przez zasłonę galaktyki.

W samym centrum medytacyjnej kapsuły — okrągłej komnaty z minimalistycznymi ścianami, przeszklonym sklepieniem i jednym siedziskiem na podwyższeniu — Xanous siedzi w ciszy.

Nie śpi. Ale nie czuwa też. Jest zawieszony – między teraźniejszością a tym, co było.


🌓 ROZMYŚLANIE[]

Xanous patrzy na unoszący się przed nim hologram. Niegdyś był to symboliczny model planety Serenno, ale teraz dane są niepełne. Zaznaczone punkty to: pałac rodowy – zniszczony, miasto Curess – spalone, osiedle na północy – brak danych.

Xanous (myśli):

Minęły miesiące.

A ja wciąż nie wiem, czy oni żyją.

Verik… Vestan… Lyenna… Aelric.

Rodzeństwo, z którym dzieliłem nie tylko krew. Dzieliliśmy śluby.

Zawsze mieliśmy wrócić. Zawsze mieliśmy odbudować Serenno razem.

Jego palce muskają sygnet, zawieszony na cienkim łańcuszku przy pasie. Pozostałość po ojcu. Może po bracie.

Dlaczego ja przeżyłem?Dlaczego nie ja tam byłem?


🌌 SEN PIERWSZY: Ten mężczyzna[]

Xanous przymyka oczy. Nie medytuje. Po prostu... pozwala wspomnieniom wrócić.

Sen, który nawiedza go od tygodni. Ten sam. Ten sam mężczyzna.

Wysoki, o ciemnych włosach i oczach, które odbijają brązowe światło tak samo jak oczy Xanousa.

Nieznajomy, ale... nie obcy.

Ubrany w strój nie z tej epoki.

Dotykający jego dłoni, mówiący bez słów: "Wiedziałem, że mnie znajdziesz."

I potem znikający w mgle. Zawsze. Tuż przed tym, jak miał wypowiedzieć jego imię.

Xanous (szeptem, do siebie):

Czy to przeszłość?

Przyszłość?

Czy tylko pragnienie?


🌟 SEN DRUGI: Dziecko i głosy Jedi[]

Drugi sen. Ten z innego wymiaru.

Twarz dziecka. Młodego chłopca. Może 8-letniego.

Nie był to brat. Nie był to syn.

Był... jak zapowiedź.

Chłopiec patrzył prosto w jego duszę.

W tle słychać było szepty:

Głos Aayli Secury (jakby z echa): — „Widziałeś go? Dziecko z piasku… które niesie Moc, jakby znało ją od tysiąca lat?”

Głos Mace Windu: — „Zakon nie jest gotów na to, co nadchodzi. Ale może on… może on właśnie dlatego się śni.”

Głos Yody (w gorszym tonie niż zwykle): — „Równowaga… przynieść może tylko ten, kto pozna oba brzegi rzeki.”

I wtedy chłopiec uśmiecha się.

Ale oczy – ciemne. Zbyt ciemne, jak na niewinne dziecko.

Za jego plecami: piasek Tatooine. A potem cień. Zbyt znajomy cień.


Xanous otwiera oczy.

Hologram Serenno zniknął.

Zamiast tego, na panelu pojawia się zbliżenie do orbity Tatooine.

Lot końcowy. Za mniej niż godzinę — Mos Entha.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 14[]

Xanous nie ma odpowiedzi.

– Rodzina wciąż nieodnaleziona.

– Mężczyzna ze snów – zbyt prawdziwy, by go zignorować.

– A chłopiec… Może związany z Tatooine. Może z czymś więcej.

– Jedi mówią o przeznaczeniu. Ale co, jeśli to Xanous miał zostać tym, który miał go odnaleźć?

✴️ SCENA 15: Theed – Spotkanie z Królową Amidala[]

Miejsce: Pałac Theed, Naboo – podziemne kanały / komnaty królewskie

Czas: Tuż przed pojmaniem Amidali przez droidy Federacji


Wielopoziomowy bongo wynurza się z kanału z sykiem pary i bąbelków. Qui-Gon i Obi-Wan wychodzą na ląd. Jar Jar Binks sapie z ulgi. W oddali widać pałac królewski – otoczony patrolami droidów. Ulice puste. Dźwięki miasta stłumione.

Obi-Wan (szeptem): — Theed... wygląda jak piękna trumna.

Qui-Gon: — Ale nie złożymy w niej jeszcze królowej. Chodź.


🛡️ CZĘŚĆ I: Zasadzka i wyzwolenie[]

W bocznej uliczce pałacu oddział droidów prowadzi Królową Amidalę i jej świtę (m.in. Sabé i Kapitana Panakę).

Nadchodzi patrol droidów B1. Atmosfera napięta. I wtedy — zza rogu wyskakują Jedi.

Qui-Gon (stanowczo): — Nie ruszajcie się. Jedi Republiki.

Obi-Wan tnie pierwszego droida. Qui-Gon drugim ciosem toruje drogę.

Panaka: — Niemożliwe! Mówiono nam, że zostaliście zabici na pokładzie!

Obi-Wan: — Wiele rzeczy na tym świecie jest niemożliwych — dopóki nie pojawi się miecz świetlny.

Amidala zdejmuje kaptur. Jej spojrzenie – zimne, ale z nutą wdzięczności.

Amidala: — Ambasadorzy Kanclerza... wygląda na to, że przybyliście w porę.


🛫 CZĘŚĆ II: Ucieczka z Theed – Plan Qui-Gona[]

Jedi, królowa i jej świta uciekają przez boczne wejścia.

Na jednym z dziedzińców czeka transport królewski typu J-type 327 Nubian – błyszczący, elegancki, z wbudowanym polem maskującym. Droidy przelatują nad ich pozycją.

Qui-Gon:

— Musimy opuścić Naboo.

— Królowa musi udać się osobiście do Senatu. Inaczej ten konflikt zostanie stłumiony formalnościami.

Panaka: — Przeciwnicy w Senacie nie pozwolą jej mówić.

Obi-Wan: — A co gorsza, Federacja wie, że jesteśmy tu. Czas nas nie lubi.

Amidala: — Zgadzam się. Musimy stamtąd przemówić, albo zginąć w ciszy.

⚔️ SCENA 16: Ucieczka przez hangar[]

Kilka chwil później – Hangar Pałacu Theed.

Z pomocą Panaki i kilku strażników, grupa przedziera się przez patrol droidów.

Obi-Wan i Qui-Gon aktywują miecze świetlne — wirujący taniec światła rozcina szeregi droidów.

Jar Jar krzyczy, Padmé biegnie z dwórkami, a królowa zostaje wciągnięta na pokład królewskiego statku.

Kapitan:

— Hypernapęd uszkodzony! Zanim dotrzemy do hiperskoku, potrzebujemy napraw!

Qui-Gon: — Wystartujcie. Naprawimy w locie. Coruscant nie może czekać.


🛫 SCENA 17: Pościg w atmosferze[]

Statek wzbija się, ostrzeliwany przez działa przeciwlotnicze droidów.

Mały droid naprawczy – R2-D2 – jako jedyny przeżywa frontalny ogień i naprawia systemy osłon.

Królowa wyraża wdzięczność.

Amidala (do droida): — Dzielny przyjacielu. Zapiszcie jego numer.


✴️ SCENA 18: Poza hiperskokiem – decyzja o lądowaniu na Tatooine[]

Na pokładzie, w przestrzeni międzysektorowej.

Kapitan: — Nie dotrzemy do Coruscant. Hypernapęd zniszczony. Najbliższy system: Tatooine.

Qui-Gon marszczy brwi.

Qui-Gon:

— System niekontrolowany przez Republikę. Brak obecności Federacji.

— Ale... nieprzyjazny.

Amidala:

— Nie mamy wyboru. Lądujemy.


✴️ PODSUMOWANIE[]

– Qui-Gon i Obi-Wan ratują królową Amidali z oblężonego pałacu.

– Uciekają królewskim statkiem, kierując się ku Coruscant.

– Awaria hypernapędu zmusza ich do lądowania na Tatooine — planecie, która już czeka na przeznaczenie.

Xanous, również w drodze na Tatooine, zbliża się do własnego spotkania z losem.


🔧 CZĘŚĆ III: Zniszczenie bloku – Awaria osłon[]

Statek startuje. Przelatuje przez linię blokady. Federacja otwiera ogień.

Zaciekła wymiana ogniowa kończy się przebiciem, ale z uszkodzonym hipernapędem.

R2-D2 wychodzi na kadłub. Naprawia system z pomocą innych droidów — które zostają zniszczone. R2 przeżywa i wraca bohaterem.

Panaka: — Mały zuch.

Amidala: — Dziękujemy ci, droidzie. Jak się nazywa?

Służąca: — R2-D2, Wasza Wysokość.

Qui-Gon:

— Nie możemy dotrzeć do Coruscant.

— Potrzebujemy części. Najbliższa opcja: system Tatooine.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 15[]

– Jedi ratują Królową i organizują ucieczkę z okupowanego Theed

– Królewski statek przebija się przez blokadę

Kurs: Tatooine – planeta piasku i przeznaczenia

Xanous również zbliża się do Tatooine – dwie misje, dwa tropy, jeden punkt styczny

✴️ SCENA 19: Saak’ak – Obrady z cieniem[]

Wnętrze ciemnej sali konferencyjnej na pokładzie Saak’aka.

Pomieszczenie oświetlone jedynie zimnym blaskiem hologramów.

Nute Gunray i Rune Haako siedzą przy długim stole. Ich twarze — blade, przerażone, rozświetlone niebieskim światłem transmisji.

Hologram Lorda Sidiousa powoli się materializuje. Mrok przychodzi razem z nim.


Sidious (ton chłodny, bez emocji): — A Królowa Amidala… czy podpisała traktat?

Gunray (nerwowo, unikając wzroku hologramu):

— Zniknęła, mój panie.

— Jeden z krążowników Naboo… przedarł się przez blokadę.

Rune Haako porusza się niespokojnie na krześle. Napięcie rośnie. Sidious milczy przez dłuższą chwilę.

Sidious: — Chcę, by ten traktat został podpisany.

Gunray (wyraźnie zdenerwowany):

— Mój panie… to niemożliwe zlokalizować ten statek.

— Wyszedł poza nasz zasięg.

Sidious nie zmienia tonu, ale atmosfera wokół hologramu staje się niemal duszna. Coś się zmienia.

Sidious (chłodno): — Nie dla Sitha.

Obok hologramu Sidiousa pojawia się nowy cień.

Zza mgły projektora wyłania się sylwetka mężczyzny.

Czarny płaszcz, czerwono-czarna skóra, twarz jak rytuał bólu — to on.

Sidious (tonem ostrym jak klinga): — Oto mój uczeń… Darth Maul.

Maul opuszcza głowę, w milczeniu. Jego oczy, jak żółto-czerwone pochodnie, przeszywają Neimoidian. Dźwięk tła znika, zostaje tylko echo oddechu i pulsujące napięcie.

Sidious: — On odnajdzie wasz zaginiony statek.


Gunray i Haako wymieniają przerażone spojrzenia. Haako wreszcie się odzywa — niemal szeptem, jakby obawiał się, że Maul go słyszy.

Haako:

— To wymyka się spod kontroli…

— Teraz jest ich dwóch…

Gunray (drżącym głosem): — Nie powinniśmy byli zawierać tej umowy...


Hologram Sidiousa gaśnie. Zostaje tylko ciężka cisza i echo własnych lęków.

W tle słychać zgrzyt otwierających się drzwi.

Darth Maul przechodzi obok nich bez słowa, jak cień śmierci z najdalszego świata.

Neimoidianie zostają sami.

Haako (szeptem):

— Jedi to jedno…

— Ale to... to nie jest człowiek.

Gunray nie odpowiada. Po raz pierwszy naprawdę zaczyna rozumieć, z kim zawarł pakt.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 19[]

– Darth Sidious odsłania swojego ucznia: Dartha Maula.

– Neimoidianie zaczynają rozumieć, że są pionkami.

Darth Maul wyrusza na polowanie.

– A statek królowej Amidali... zbliża się do Tatooine.

✴️ SCENA 20: Lądowanie na Tatooine – Piasek, krew i pamięć[]

Miejsce: Orbita Tatooine / Port Mos Entha

Czas: 4 dni przed przylotem królowej Amidali i Jedi do Mos Espy


X-70B Phantom przecina atmosferę Tatooine jak samotny jastrząb.

Słońca planety – dwa – świecą oślepiająco, ale nie przesłaniają myśli Xanousa.

Piasek. Ciepło. Przeszłość. Krew. I pytania.

Na pokładzie, w kabinie dowodzenia, Xanous siedzi pochylony nad holopadami.

Dostępna mapa systemu, pozycje Mos Entha, Mos Espa, Mos Pelgo.

I jedna nowa wiadomość – zakodowana, z Archiwów Świątyni Jedi.


🟣 HOLOGRAM: WIADOMOŚĆ OD JOCASTY NU[]

Hologram Jocasty – starsza, spokojna, siedzi w głębi Archiwów Jedi.

W tle unoszą się świetliste tomy, pulsujące zapisami z odległych systemów.

Jocasta Nu (głosem łagodnym, rzeczowym):

— Mistrzu Xanousie.

— Na twoją prośbę przeanalizowałam wszystkie dostępne dane dotyczące linii Skywalkerów poza Serenno.

— Istnieją… niedokładne, fragmentaryczne wzmianki o kobiecie z rodu Skywalker — Razia Skywalker, według zapisków sprzed około siedemdziesięciu lat.

Hologram miga, pokazując starą, prymitywną mapę osad z Tatooine.

— Była najprawdopodobniej matką Shmi Skywalker, ale jej los po osiedleniu się w rejonie Mos Pelgo pozostaje nieznany.

— Nie posiadamy danych potwierdzających jej śmierć. Nie ma też danych o grobie.

— To możliwe, że... ktoś jeszcze żyje.

Jocasta (przerywa, uśmiecha się delikatnie):

— Wiem, że nie szukasz tylko przeszłości.

— Ale czasem... przeszłość szuka nas.

Hologram kończy się. Pozostaje tylko migający punkt: Mos Pelgo.


🌅 LĄDOWANIE[]

Statek siada w Mos Entha – mniej znanym, bardziej zdziczałym porcie niż Mos Espa. Miejsce idealne dla tych, którzy chcą pozostać niezauważeni.

Xanous wychodzi w długiej, zakurzonej szacie.

Łańcuch Serenno ukryty pod płaszczem. Przy pasie miecz świetlny – schowany, ale obecny. Moc wokół niego – niespokojna. Piasek, jakby żył, przylepia się do wszystkiego.

Przechodzi przez ulicę pełną Jawów, Tuskenów w łańcuchach, handlarzy przyprawą i zmutowanych banth.

Wszędzie szemrane spojrzenia. Nikt nie pyta. Każdy coś ukrywa.


✴️ WEWNĘTRZNY MONOLOG: Pustynia i dziedzictwo[]

Xanous (w myślach):

Razia Skywalker. Prababcia? Ciotka? Cień?

Shmi Skywalker… niewolnica, ale z wolną duszą. Jej syn...

Czy ten chłopiec z moich snów... to on?

Spojrzenie Xanousa na Mos Entha. W jego oczach nie tylko koncentracja. Jest też ból. I nadzieja.

Może to nie tylko misja. Może to... coś więcej.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 20[]

– Xanous ląduje na Tatooine w Mos Entha.

– Otrzymuje wiadomość od Jocasty Nu – możliwy trop rodzinny: Razia Skywalker, matka Shmi.

– Wyrusza przez piasek z pytaniami o własne dziedzictwo… i chłopca ze snu.

✴️ SCENA 21: Mos Entha – Kantyna „Dwóch Słońc”[]

Miejsce: Mos Entha, kantyna w starym stylu, południowy sektor miasta

Czas: Kilka godzin po lądowaniu Xanousa, przed pojawieniem się Amidali i Jedi na Tatooine


Z ZEWnątrz – PRZED KANTYNĄ

W popołudniowym słońcu Mos Entha wydaje się niemal spokojna.

Ale każdy, kto zna Tatooine, wie, że spokój tu bywa złudny.

Na ulicy — sprzedawcy części statków, handlarze bronią, dzieci bawiące się przy spoconym eopie.

Do budynku z wyblakłym neonem „☼☼ Dwóch Słońc” zbliża się samotna postać.


✴️ XANOUS – STRÓJ I NASTRÓJ[]

Xanous Skywalker, Hrabia Serenno, Jedi — dziś wygląda inaczej.

Nie nosi czerni rodowej. Nie nosi łańcucha.

Ma na sobie jasną, kremową szatę Jedi – prostą, ale szlachetną.

Na biodrze — pas, na nim przytroczony miecz świetlny – dyskretnie.

Na głowie kaptur, który zdejmuje dopiero przy wejściu.

Piasek pokrywa jego buty. Twarz – spokojna, ale uważna.

Oczy — brązowe, skupione jak promień lasera.

Przyszedł tu szukać informacji… i prawdy.


✴️ WEWNĄTRZ KANTYNY[]

Ciemne wnętrze oświetlone lampami olejowymi i jednym niepewnym neonem.

Przy barze siedzi kilku Nikto, dwaj Trandoshani grają w sabacca, a z kąta dobiega dźwięk dziwnej muzyki – instrument z pogranicza sitaru i harmoniki.

Za ladą – barman z cybernetycznym okiem, rasowy Arconan, który nawet nie patrzy na gości.

W powietrzu unosi się zapach tytoniu z cienia, wysuszonego mięsa banthy i... potu.

Xanous siada przy barze. Nie zamawia. Obserwuje. Skanuje.

W końcu odzywa się do barmana, nie zmieniając tonu:

Xanous (cicho):

— Szukam informacji o pewnej kobiecie.

— Mieszkała kiedyś w Mos Pelgo. Nazwisko: Skywalker.

Barman nie odpowiada. Ale ktoś z końca baru przerywa ciszę. Niski Rodianin z blizną przez nos i trzema kolczykami w uchu.

Rodianin (z chrapliwym śmiechem):

— Skywalker, mówisz? To nazwisko wraca jak burza piaskowa.

— Dawno temu... stara baba z Mos Pelgo tak się nazywała. Mówiła, że widzi duchy.

— Ale nikt jej nie brał na poważnie.

— I zniknęła. Albo została sprzedana. Albo coś gorszego.

Xanous (ostrożnie): — Znasz imię?

Rodianin:

— Może… Razia?

— Może bajka.

Xanous (półgłosem): — Dla mnie nie.


✴️ CIENIE W RUCHU[]

W kantynie ktoś nagle wychodzi. Drzwi zaświecają.

Za oknem przemykają dwaj Zabracy, jeden z nich ma tatuaż Kartelu Huttów.

Xanous nie wstaje. Ale wie, że był obserwowany.


✴️ NAPIĘCIE I POCZUCIE ZAGROŻENIA[]

Do jego stolika zbliża się nieznajomy w hełmie górnika z Ryloth.

Kładzie na stole drewniany token, symbol Szkarłatnego Dżinna – lokalnego półboga, którego kult rozrasta się wśród najemników.

Nieznajomy (szeptem):

— Powiedz, że przyszedłeś szukać odpowiedzi, nie zemsty.

— Wtedy może... on cię wysłucha.

Xanous spogląda na token. Zna ten symbol z raportów Xizora.

To nie zwykły bóg. To ktoś żywy. Albo niedawno żyjący.

Być może związany z Nal Huttą. Być może z atakiem na Serenno.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 21[]

– Xanous w jasnej szacie odwiedza kantynę w Mos Entha.

– Dowiaduje się o kobiecie imieniem Razia Skywalker, niegdyś zamieszkałej w Mos Pelgo.

– Zaczynają krążyć wokół niego plotki o Szkarłatnym Dżinnie, który może wiedzieć więcej.

– Ktoś zaczyna go obserwować.

✴️ SCENA 22: Holograficzna rozmowa – Dwie twarze słońca[]

Miejsce: Wnętrze wynajętego lokalu w Mos Entha

Czas: Noc po wizycie w kantynie „Dwóch Słońc”


Pokój był pusty, skromny, z piaskiem przesączającym się przez stare uszczelki okien.

Na środku podłogi – miniaturowy projektor holokomunikacyjny.

Xanous, wciąż w jasnej szacie, klęczy na jednym kolanie, ręce splecione na udzie.

Nad nim powoli materializuje się hologram Księcia Xizora – blady błękit jego postaci nie zakrywa szlachetnej sylwetki i pewnego uśmiechu.

Xizor (głos spokojny, lekko ironiczny):

— Mój drogi Hrabio.

— Nie sądziłem, że Tatooine tak szybko stanie się naszym wspólnym polem operacyjnym.

— Jak… gościnna jest pustynia?

Xanous nie odpowiada od razu. Spojrzenie ma poważne. Cienie pod oczami głębsze niż zwykle.

Xanous:

— Kantyna dała kilka tropów.

— Wspomniano kobietę: Razia Skywalker. Może to ktoś z mojej rodziny.

— Ale więcej mówiło się o czymś… lub kimś…

Szkarłatny Dżinn.

— Ktoś zostawił mi jego symbol.

— Czy ty wiesz… gdzie powinienem szukać?


✴️ HOLOGRAM — XIZOR ZMIENIA TON[]

Xizor przez moment milknie. Zmrużone oczy. Głowa lekko pochylona.

Xizor:

— Słyszałem to imię.

— „Szkarłatny Dżinn” to legenda. Lub może… zmyłka.

— Ale ostatnio… ktoś lub coś realnego zaczęło używać tego symbolu.

— Nal Hutta. Kolonie przyprawy.

— Ale też tutaj – na Tatooine.

— Moje źródła mówią o ruchach w ruinach Mos Pelgo. — Ludzie znikają. Wierzą, że ktoś ich wzywa.

— Jeśli Dżinn istnieje... jeśli to nie tylko cień… to znajdziesz go między lękiem a nadzieją.


Xanous odwraca wzrok, jakby próbował wyczytać coś z pustynnej nocy.

Xanous:

— Ciekawe, że cień ma imię.

— A ja wciąż szukam twarzy z moich snów.


✴️ NAGŁE ZAKŁÓCENIE[]

W drzwiach pojawia się postać mężczyzny w płaszczu piaskowym, jego twarz częściowo zakryta maską przeciwpyłową.

Na ramieniu ma symbol rodziny Fortunów – sług Jabby.

Nieznajomy (powoli):

— Przepraszam, że przerywam, ale… słyszałem.

— „Szkarłatny Dżinn”?

— Mówią o nim w okolicach Czeluści Słonecznej, na północ od Mos Pelgo.

— Ale nikt, kto tam poszedł, nie wrócił.

Xanous i Xizor wymieniają spojrzenia przez hologram. W pokoju robi się chłodno — choć to Tatooine.

Xizor (półszeptem): — To brzmi... jak zaproszenie.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 22[]

– Xanous łączy się holograficznie z Xizorem, omawiają trop Szkarłatnego Dżinna.

– Wspominają Ruiny Mos Pelgo i możliwych świadków.

– Tajemniczy człowiek twierdzi, że coś – lub ktoś – z Dżinnem związany mieszka w Czeluści Słonecznej.

– Xizor ostrzega, ale nie powstrzymuje.

✴️ SCENA 23: Wieczorna transmisja do Archiwów Jedi – Ciotka z przeszłości i cień Dżinna[]

Miejsce: Pokój w Mos Entha, Tatooine

Czas: Noc po rozmowie z Xizorem, tuż przed wyruszeniem do Mos Pelgo


Xanous, odziany w jasną szatę, siedzi teraz w pozycji medytacyjnej.

Na jego kolanach spoczywa holopad z szyfrowanym kanałem do Archiwów Jedi.

Na tle pustynnej ciszy rozbrzmiewa znajomy głos:

Jocasta Nu (głos przez transmisję, ciepły i stanowczy):

— Hrabio, odpowiedź na twoje pytanie nie była łatwa.

— Owa Razia Skywalker, o której ci wspominałam… była oznaczona jako kuzynka rodowa jednego z przodków z linii bocznej Skywalkerów.

— W późniejszych źródłach pojawia się w roli opiekunki kilku sierot w Mos Pelgo.

— Jej przydomek w lokalnych opowieściach to „Pani Białych Oczy”.

— Ale... od przeszło 40 lat brak jakichkolwiek wieści o niej.

Xanous zamyka na chwilę oczy. Wyobraża ją sobie — kobietę wśród piasków, może trzymającą dziecko. Może walczącą o życie.

Ale w tle pulsuje inny temat. I on go nie ignoruje.


✴️ PYTANIE O DŻINNA[]

Xanous:

— Mistrzyni...

— Czy w Archiwach istnieją wzmianki o kimś... określanym jako „Szkarłatny Dżinn”?

— Nie jako bóg… ale może jako przydomek Jedi.

— Ktoś, kto zniknął. Ktoś, kto odszedł od Zakonu.

Przez transmisję słychać jak Jocasta porusza się, coś sprawdza.

Jocasta:

— Mmm… „Szkarłatny Dżinn”...

— Nazwa ta... pojawia się trzykrotnie w odtajnionych fragmentach z okresu wojny Darovak.

— Ale… nie przypisana do żadnej znanej postaci Jedi.

— Nie wiemy nawet, czy to człowiek.

— Niektórzy uważali, że to przydomek Jedi-pustelnika, który odmówił powrotu do Świątyni i zamieszkał na obrzeżach przestrzeni Huttów.


Jocasta (po chwili, tonem bardziej konspiracyjnym):

— Gdyby istniały informacje bardziej szczegółowe, byłyby…

w zamkniętym skrzydle Archiwów.

— Tylko kilku Mistrzów ma do nich dostęp.

Tholme. — Jeśli ktoś zna odpowiedź, to on.


✴️ MILCZENIE I PODEJRZENIE[]

Xanous pochyla głowę.

Myśli wirują:

Jeśli Dżinn był Jedi… czemu ukrył się w mitach?

Czemu jego symbol pojawił się podczas ataku na Serenno?

Czy on… ocalał? Czy… osądza?

Xanous (półgłosem do siebie):

— A jeśli to nie mit...

— Tylko nasz… upadły brat?


✴️ KOŃCOWY PRZEKAZ[]

Jocasta jeszcze raz się odzywa.

Jocasta Nu:

— Hrabio… jeśli wybierasz się do Mos Pelgo, zachowaj ostrożność.

— Razia mogła być Skywalkerem...

— Ale pustynia z Tatooine nie zawsze oddaje to, co zabiera.

Transmisja się kończy. W pokoju zostaje tylko światło z dwóch księżyców planety.

Xanous wstaje, bierze swój płaszcz i patrzy w pustynię.

Jego decyzja zapadła.


✴️ ZAKOŃCZENIE SCENY 23[]

– Jocasta potwierdza istnienie Razii Skywalker – możliwej prababci Xanousa.

– Dowiadujemy się, że „Szkarłatny Dżinn” to prawdopodobnie nieznany Jedi-pustelnik z czasów starej wojny.

– Archiwa milczą… ale Mistrz Tholme może znać prawdę.

– Xanous postanawia ruszyć dalej – w stronę Mos Pelgo.


✴️ SCENA 24: Tajemnice starego Zakonu – Rozmowa z Dooku i Tholmem[]

Miejsce: Akademia Jedi na Coruscant, Główne Archiwa – poziom 3

Czas: Późna noc na Tatooine / Wczesny poranek na Coruscant


Kopuła Archiwów Jedi tonie w porannej ciszy.

Za wysokimi kolumnami, między unikalnymi holoteka, dwie postacie stoją nad półprzezroczystym projektorem danych:

Mistrz Tholme – siwowłosy, powściągliwy, o szlachetnych rysach i oku przesłoniętym zakrytą soczewką.

Mistrz Dooku, w szacie o wysokim kołnierzu, dłonie splecione za plecami, poważny, ale skupiony.

Rozmawiają półgłosem.

Wtem aktywuje się holoprojektor – nad kryształowym stołem wyświetla się postać Xanousa z Tatooine, wciąż w kremowej szacie Jedi, na tle pustynnego mroku.


🔷 ROZMOWA OTWARTA[]

Xanous:

— Mistrzu Dooku.

— Mistrzu Tholme.

— Przepraszam za zakłócenie. Ale to, co odkrywam… nie może czekać.

Tholme skinął głową – jego głos spokojny, lecz wyczekujący.

Tholme:

— Dobrze cię widzieć, młody Hrabio.

— Jocasta wspominała o tobie dziś rano.

— Masz pytania. I jak zawsze, wybrałeś niepokojąco właściwy moment.

Dooku (lekki uśmiech, cicho): — Cała nasza linia najwyraźniej cierpi na… niezdrową intuicję.


✴️ O SZKARŁATNYM DŻINNIE[]

Xanous:

— Znaleziono ślady.

— Symbol, który prowadził mnie już wcześniej – Szkarłatny Dżinn.

— Być może istota.

— Ale… czy to Jedi?

Tholme zmienia wyraz twarzy. Pół sekundy ciszy. Dooku zerka na niego znacząco.

Tholme:

— To nie jest pytanie, które zadaje się otwarcie w Świątyni.

Ale odpowiedź istnieje.

— Dawno temu… jeden z naszych braci – zanim jeszcze wojna z Przymierzem Jenari – przyjął imię, którego nikt nie potwierdził.

— Odmówił powrotu.

— Mówił, że głos Mocy go prowadzi w inne miejsce.

— Ostatni raz widziano go właśnie… gdzieś w sektorze Huttów.


Xanous (ostro): — Kto to był?

Tholme:

— Nikt, kto funkcjonował jako mistrz publicznie.

— Być może... Padawan, który nigdy nie dokończył szkolenia.

— Albo... ktoś, kto je porzucił.

— Ale wiesz, kto mógł znać prawdę?

Quinlan Vos.


✴️ WZMOCNIENIE INTRYGI[]

Dooku (spokojnie, powoli):

— Quinlan był jednym z najgłębiej zanurzonych w cieniach Jedi.

— Nie tylko znał takie historie.

— On żył między nimi.

Tholme:

— Być może... znał tego, którego dziś nazywają Dżinnem.

— Ale Quinlan odszedł.

— Jego obecna lokalizacja jest… nieznana.

Xanous:

— Czyli trop... prowadzi do Mos Pelgo.

— Ale korzenie sięgają głębiej.

— Do Jedi, których już nie ma… albo których udajemy, że nie było.


✴️ OSTATNIE SŁOWA[]

Dooku (cicho):

— Idź ostrożnie, mój uczniu.

— Mos Pelgo to nie tylko ruiny.

— To miejsce, w którym… piasek pamięta wszystko.

Tholme:

— I jeśli spotkasz „Dżinna”...

— Zapytaj go nie o to, czym się stał

— Ale o to, kto mu to zrobił.


✴️ KONIEC SCENY 24[]

– Xanous kontaktuje się z Dooku i Tholmem z Tatooine

– Dowiaduje się, że „Szkarłatny Dżinn” to być może zaginiony Jedi z czasów przedwojennych

– Trop prowadzi przez przeszłość, która została celowo wymazana

– Padawan Quinlan Vos mógł znać prawdę – ale jego los również jest niepewny


✴️ SCENA 25: Piasek pamięta wszystko – Xanous w Mos Pelgo[]

Miejsce: Ruiny Mos Pelgo, Tatooine

Czas: Późne popołudnie, dzień po rozmowie z Dooku i Tholmem


Tatooine oddycha sucho.

Słońca powoli opadają nad horyzontem, rzucając długie cienie na pozostałości starej osady — Mos Pelgo, zniszczonej przez czas, Tuskenów i obojętność Republiki.

Wśród ruin wędruje samotna postać — Hrabia Xanous Skywalker, w kremowej szacie, miecz przy pasie, kaptur podniesiony, oczy czujne.

Tu wszystko mówi. Nie ustami — ale kamieniem, kurzem, zapachem potu i krwi.


✴️ STARE DOMOSTWA[]

Zamknięte drzwi, wypalone ściany.

Tu kiedyś były domy.

Xanous zbliża się do jednej ze zrujnowanych chatek, oznaczonej symbolem ryby – znak wodnych pracowników.

Na murze wciąż widać wyblakłe pismo w huttańskim:

„Razia – czarownica z północnych wydm”

To może być to miejsce.

Wchodzi ostrożnie.

Wewnątrz — pustka.

Ale pod warstwą piasku znajduje drewnianą skrzynkę z wyżłobionym znakiem Jedi – starym, archaicznym, jakby wyrzeźbionym przez kogoś, kto nie miał pojęcia o symbolice, a tylko… tęsknił.


✴️ PAMIĘTNIK STAREJ KOBIETY[]

W skrzynce — zawinięty kawałek pergaminu, spękany od czasu.

Xanous rozwija go ostrożnie. Słowa zapisane w Basicu, niezgrabnie:

„Mówili, że jestem Skywalkerem. Ale ja byłam tylko kobietą, która słyszała Głos.

Głos, który mówił: On przyjdzie. Będzie miał oczy jak piasek, ręce jak światło.

Przyniesie pokój lub zagładę. Albo jedno i drugie.

Kiedy go ujrzysz, Dżinnie, oddaj mu moje imię.

— Razia”


Xanous milknie.

To nie było przesłanie do nikogo.

To było… do niego.

Xanous (półgłosem):

— Przodkini.

— A może prorokini.


✴️ PIASKOWY GOŚĆ[]

Za oknem – cień.

Zbliża się wysoka postać w stroju Tuskena, ale bez maski. Twarz pokryta jest liniami wypaleń słonecznych, oczy zasłonięte goglami. W ręku — kostur rytualny pokryty szkarłatnymi znakami.

Nieznajomy (głęboko, jakby zza piasku):

— Ona mówiła, że przyjdziesz.

— „Dziecko burzy, które niesie miecz i imię.”

— To twoje?

Xanous (ostrożnie): — Kim jesteś?

Nieznajomy:

— Nie tym, którego szukasz.

— Ale… jego cień zna mnie.

— Szkarłatny Dżinn nie żyje.

— Albo nie tak, jak wy rozumiecie życie.


✴️ SYMBOL NA PIASKU[]

Nieznajomy pochyla się i rysuje na piasku symbol – przypominający znak Jedi, ale z odwróconymi ramionami i kroplą krwi pośrodku.

Nieznajomy:

— To jego znak.

— Został porzucony przez Zakon.

— Uczeń Mistrza, którego wymazano z Archiwów.

— Nosił miecz… i imię, które sam wybrał: Dżinn z Czerwonej Drogi.

— Jeśli chcesz go odnaleźć…

— Musisz zejść niżej, pod fundamenty Mos Pelgo.

— Tam, gdzie Zakon nigdy nie sięgał światłem.


✴️ KONIEC SCENY 25[]

– Xanous odnajduje chatę Razii Skywalker

– Odkrywa fragment dziedzictwa: jego przodkini przepowiadała jego przybycie

– Spotyka tajemniczego człowieka, związanego z Szkarłatnym Dżinnem

– Dowiaduje się, że Dżinn był Jedi zapomnianym, wymazanym, być może żywym w inny sposób

– Nowy trop: podziemia Mos Pelgo

✴️ SCENA 26: Krypta Dżinna i cień łowcy[]

Miejsce: Podziemia Mos Pelgo – starożytne krypty, Tatooine

Czas: Tuż po zmierzchu


Piasek krwawił przez szczeliny schodów, jakby ziemia próbowała zatrzymać Hrabiego.

Xanous, z lekko rozciętym ramieniem, zszedł niżej — oddech ciężki, miecz świetlny w dłoni jeszcze gorący po walce.

Wcześniej…


✴️ FLASHBACK: ZASADZKA PRZY STUDNI[]

Tuż przy zejściu do ruin, gdzie niegdyś Mos Pelgo miało główną studnię,

ktoś czekał.

Człowiek w masce. Zbroja stylizowana na mandaloriańską, lecz stara, niekompletna.

Blastery przypięte na nadgarstkach, język ciała – czysty profesjonalizm.

Łowca (zimno):

— Skywalker z Serenno.

— Za twoją głowę są cztery ceny.

— Jedi. Arystokrata. I jeszcze... ciekawostka dla Huttów.

Xanous (odwracając się wolno): — Więc nie możesz się zdecydować?

Łowca: — Lubię mieć wybór. Ale ty nie będziesz miał żadnego.

Strzał.

Salwa.

Skok w bok.

Miecz aktywowany z błyskiem światła.

Walka była brutalna, brudna, w piasku i kurzu, aż w końcu –

Xanous przeciął przewód zasilania broni łowcy i rzucił go o mur studni.

Xanous (chłodno):

— Gdy wrócisz do swoich zleceniodawców, powiedz im…

— …że Serenno nie klęka.

— Nawet przed słońcem Tatooine.

Łowca przeżył. Czołgał się. Ale Xanous już schodził niżej.


✴️ TERAZ: PODZIEMIA MOS PELGO[]

Korytarz ciągnął się spiralnie w dół. Ściany wilgotne od skondensowanej pary.

Tu nie było światła. Tylko miecz świetlny rzucał odbłyski na malowidła ścienne:

Symbol Jedi, zniszczony

Szkarłatna kropla

Człowiek w kapturze niosący dziecko na pustyni

W głębi – kamienne drzwi, złożone z kręgów jak puzzle.

Dłoń Xanousa dotyka środkowego symbolu – płonącego oka.

Głos (niewidzialny, z głębi krypty): — Jesteś spóźniony, Hrabio.

Xanous cofa się pół kroku. Echo. Ale żywe.

Głos:

— Ona czekała.

— On już dawno nie.


Drzwi powoli się otwierają.

Wnętrze – przypominające starą komnatę medytacyjną Jedi, ale zniszczoną, wypaloną.

Na środku: kamienna płyta z rysunkiem wojownika trzymającego dwa miecze – jeden czerwony, drugi bezbarwny.

Xanous (do siebie, szeptem):

— Dżinn...

— Kim ty byłeś?


Nagle coś mignęło w ciemności. Nie dźwięk. Nie ruch. Obecność.

Ale nie zła.

Coś… czekającego.


✴️ KONIEC SCENY 26[]

– Xanous zostaje zaatakowany przez łowcę nagród, lecz wygrywa

– Schodzi do krypt Mos Pelgo

– Odkrywa malowidła, symbole i echo dawnych Jedi

– Wnętrze krypty prowadzi do miejsca, gdzie być może spoczywa (lub przebywa?) Szkarłatny Dżinn

– Tajemniczy głos sugeruje, że Razia znała prawdę

✴️ SCENA 27: Pojedynek Dżinna – Quinlan Vos ujawnia swoje oblicze[]

Miejsce: Krypta pod Mos Pelgo, Tatooine

Czas: Głęboka noc, kiedy piasek już nawet nie szepcze


Wnętrze krypty zanurzone jest w półmroku.

Cisza nie jest spokojna — to milczenie oczekujące.

Xanous staje przed kamienną płytą, gdy z cienia wychodzi postać — okutana, opalona, z fryzurą zbuntowanego wojownika i oczami, które poznały więcej niż ktokolwiek z Rady Jedi.

Jego głos jest niski, chropowaty.

Nieznajomy:

— To miejsce powinno być zamknięte.

— Powinno... umrzeć.

Xanous:

— A jednak ktoś je otworzył.

— Kim jesteś?


✴️ NAPIĘCIE NARASTA[]

Nieznajomy nie odpowiada.

Zamiast tego – aktywuje miecz świetlny.

Pomarańczowe ostrze rozświetla kryptę.

Barwa rzadko spotykana — balansująca między poświęceniem a wolnością.

Xanous (chłodno, ale z szacunkiem):

— Pomarańczowy.

Wiem, kim jesteś.

Xanous aktywuje swój zielony miecz, staje w pozycji otwartej, defensywnej. Nie jako wróg. Jako rozpoznający.

Xanous: — Vos.

Nieznajomy (głos cichnie):

— Kiedy ostatnio ktoś wypowiedział to imię…

— …byłem jeszcze Jedi.


✴️ POJEDYNEK W PÓŁCIENIU[]

Walczyli jak bracia, którzy się nie znali, ale dzielili ten sam gniew i tę samą misję.

Ciosy były szybkie, ale nieśmiertelne.

Miecze uderzały o siebie, rozświetlając symbole na ścianach.

Quinlan walczył jak ktoś, kto przeżył za dużo.

Xanous jak ktoś, kto nigdy nie przestał wierzyć.

W końcu – blok, przestój, miecze skrzyżowane.

Ich oczy spotkały się.

Xanous (półgłosem):

— Jesteś „Szkarłatnym Dżinnem”.

— Zostałeś wymazany… bo badałeś Huttów?

Quinlan Vos (z trudem oddychając):

— Nie zostałem wymazany.

Zniknąłem z wyboru.

— Rada nie chciała znać prawdy o tym, co robią Huttowie.

— Więc stałem się cieniem.

— I tak nazwali mnie – „Dżinn”.

— Szkarłatna barwa… to krew, którą musiałem przelać. — Żeby was ostrzec.


✴️ POKÓJ W CIENIU[]

Xanous opuścił miecz. Quinlan też.

Xanous:

— Dlaczego teraz?

— Dlaczego ujawniasz się właśnie mnie?

Quinlan:

— Bo widziałem, co robisz.

— Kiedy Serenno krwawiło, ja już byłem w cieniu Jabby.

— Obserwowałem.

— I widziałem twoje imię na listach.

Ktoś z Kartelu chce cię zniszczyć – bo ty jesteś przyszłością, której się boją.


✴️ KONIEC SCENY 27[]

– Tajemniczy Dżinn okazuje się być Quinlan Vos – działający incognito od lat

– Przyjął mit „Szkarłatnego Dżinna”, by działać poza Radą i badać Huttów

– Pojedynek między nim a Xanousem jest bardziej próbą niż walką – test zaufania

– Vos potwierdza, że Ktoś z Huttów znał Xanousa – i się go bał


✴️ SCENA 28: Zdrada, krew i herb – Łowca z Serenno[]

Miejsce: Wyjście z krypt pod Mos Pelgo, Tatooine

Czas: Noc, piasek wciąż gorący od dnia


Xanous i Quinlan Vos wynurzają się z podziemi. Ich kroki są ostrożne, spojrzenia czujne.

Noc na Tatooine nie niesie ulgi — tylko nowe zagrożenia.

Kiedy wydają się być już bezpieczni, piasek eksploduje — z ruin wyskakuje łowca nagród, uzbrojony w paralizujący miotacz.

Łowca (drwiąco): — Nie jesteś tak szybki, jak mówią, Hrabio.

Strzał.

Impuls uderza Xanousa w klatkę piersiową.

Nie zabija — paraliżuje układ nerwowy.

Hrabia upada, jego miecz toczy się po ziemi.

Xanous (ostatnie słowa przed utratą przytomności):

— Znam... ten herb...

— Kartel… Serenno…


✴️ POJEDYNEK: Quinlan kontra Łowca[]

Quinlan Vos reaguje błyskawicznie.

Pomarańczowe ostrze rozcina powietrze.

Łowca odpowiada z wściekłością – używa dwóch blasterów, ukrytego noża i zatrutej igły.

Walka przypomina taniec dwóch cieni w świetle miecza Jedi.

Ale Vos zna teren, zna techniki… i zna gniew.

Po kilku obrotach, rzutach i unikach —

Quinlan wykonuje cięcie przez diagonal – czyste, szybkie, nieuniknione.

Głowa łowcy spada w piach.

A za nią — medalion, który wypada spod zbroi.


✴️ HERB I WYZNANIE[]

Quinlan klęka przy Xanousie.

Przykłada dłoń do jego karku, stosując technikę Jedi odbudowy nerwów.

Xanous wraca do świadomości – powoli, z bólem, ale przytomny.

Xanous (chrapliwie):

— To... to był ktoś z naszej planety.

— Ten herb... Wewnętrzny Krąg Serenno.

— Symbol lojalistów sprzed ataku.

— Ale wypaczony.

Quinlan (zbierając medalion):

— To nie był nikt z Serenno.

— Ten człowiek nosił obyczaj, nie pochodzenie.

— Zmienili symbol — dostosowali go do Kartelu.

— To był najemnik. — Wyszkolony, ale… nie z naszych.

Xanous:

— Więc… Kartel miał ludzi, którzy się podszywali.

— Ktoś chciał mnie zniszczyć od środka.

— Nie tylko Serenno spalili.

— Chcieli wymazać wszystko, co oznaczało nasz ród.


✴️ KTO STOI ZA TYM?[]

Quinlan (spoglądając w niebo): — Jabba?

Xanous (po chwili):

— Nie.

— Jabba to pionek.

— Jest potężny, ale nie myśli strategicznie.

— Płatność przyszła z Nal Hutta.

— Oni go kontrolują… albo... on służy czemuś większemu.

— A może… kogoś większego.


✴️ SCENA KOŃCOWA[]

Quinlan i Xanous stoją nad martwym łowcą.

Księżyce Tatooine oświetlają ich postacie.

Xanous:

— Nie ucieknę przed przeszłością.

— Ale mogę ją rozpoznać, kiedy mnie atakuje.

Quinlan:

— I odeprzeć z mieczem gotowym.

— Jesteś gotów, Hrabio.

— Ale jesteś też obserwowany.

W tle, w oddali — światła statku przemytnika.

Ktoś obserwował walkę… i odleciał.

Nie zostawił śladów.

Tylko pytania.


✴️ KONIEC SCENY 28[]

– Xanous zostaje zaatakowany i na krótko sparaliżowany przez łowcę nagród

– Quinlan go ratuje i zabija przeciwnika

– Odkrywają, że napastnik nie był z Serenno, ale miał zafałszowany herb — ślad sabotażu od środka

– Trop prowadzi coraz bardziej do Nal Hutta i większego spisku

– Ktoś ich obserwuje…

✴️ SCENA 29: Powrót do kantyny – trop do Biba Fortuny[]

Miejsce: Kantyna w Anchorhead, Tatooine

Czas: Następny wieczór po starciu z łowcą


Wiatr znów targa piach, jakby chciał zasypać to, co wydarzyło się pod Mos Pelgo.

Xanous i Quinlan Vos, nieco zakurzeni, ale czujni, wracają do miejsca, które od zawsze było źródłem plotek, kontaktów i nielegalnych zleceńkantyny w Anchorhead.

Tym razem nie kryją się.

Xanous nadal w kremowej szacie, lecz kaptur opuszczony.

Quinlan – narzucona peleryna, twarz częściowo zakryta, oczy w cieniu.

Wnętrze kantyny:

– Dźwięk starych instrumentów

– Zapach przypraw, dymu i gnilnych trunków

– Mieszanka ras: Rodianie, Devaronianie, kilku Gamorrean

– Barman o zielonej skórze i cybernetycznym oku rzuca okiem z niechęcią... i ciekawością


✴️ PRZY BARZE[]

Barman (szorstko):

— Ostatnim razem zostawiliście po sobie spaloną ścianę i dwie trupy.

— Wracacie po więcej czy... z pytaniami?

Xanous (siadając, spokojnie):

— Tym razem tylko pytania.

— Szukamy kogoś, kto zna Bib Fortunę.

Barman:

— Wszyscy go znają.

— Ale nikt z nim nie gada... chyba że on chce.

Quinlan (rzucając kilka kredytów na blat):

— Wiesz, że nie pytamy o plotki.

— Kiedy był tu ostatnio?

Barman (bierze kredyty, wzrusza ramionami):

— Kilka nocy temu.

— Przychodzi czasem w nocy, sam, siada w rogu.

— Zawsze pyta o statki przybyłe z Nal Hutta.

— Z nikim nie gada.

— Ale dziś może być.


✴️ ROZMOWY W KANTYNIE[]

Xanous i Quinlan rozdzielają się.

Rozmawiają z tubylcami, przemytnikami, handlarzami złomu.

Rodianin (pijany):

— Fortuna? Ten śliski skur…

— Ma dojścia do Huttów, ale sam się ich boi.

— Mówią, że nie służy tylko Jabbie, ale Radzie Starszych z Nal Hutta.

— Jeden z jego ludzi niedawno zniknął.

— Ktoś go... „uciszył”.

Quinlan (do lokalnego najemnika):

— A co z handlarzami?

— Kto wie, kiedy Bib się pojawi?

Najemnik (mrucząc):

— Mój brat go widział w kantynie trzy dni temu.

— Siadł z jakimś droidem protokolarnym.

— Wymieniali się kodami transakcyjnymi.

— Powiedział coś o „dniu, w którym księżyc schowa się w piasku”.

— Cokolwiek to znaczy.


✴️ XANOUS PRZY STOLE[]

Siedzi sam przy rogu, obserwuje.

Wtedy podchodzi do niego stary Togruta, handlarz częściami, którego twarz poznaje z dawnych wizyt.

Togruta (szeptem):

— Hrabio... znam twoją twarz.

— Twój ojciec kiedyś przywrócił tu porządek.

— Ty też chcesz go przywrócić?

Xanous: — Najpierw muszę znaleźć tego, kto go zniszczył.

Togruta:

— W takim razie szukasz Biba Fortuny.

— Ale uważaj. On nie zdradza sekretów…

— …dopóki nie poczuje, że jesteś jednym z nich.


✴️ KONIEC SCENY 29[]

– Xanous i Quinlan wracają do kantyny w Anchorhead

– Dowiadują się, że Bib Fortuna bywa tam regularnie – najczęściej w nocy

– Bib prawdopodobnie działa nie tylko dla Jabby, ale dla Nal Hutta

– Trop się zacieśnia: Fortuna może być kluczem do odkrycia, kto stoi za atakiem na Serenno

– Xanous musi zyskać jego zaufanie lub wyprzedzić go w grze, której nie znał


Quinlan pochylił się, opierając dłonie o stół. Ton głosu zmienił się. Teraz był niemal konspiracyjny:

Quinlan:

— Jedi... mówią o dziecku.

— Dziecku, które pojawi się poza Zakonem.

Zrodzone z Mocy.

— Nie mam dowodów. Ale… niektórzy z nas wyczuwają jego obecność gdzieś tutaj.

— Na Tatooine.

Xanous (marszcząc brwi):

— Tatooine?

— Tu? W tym piekle piasku i przyprawy?

Quinlan pokiwał głową.

Quinlan:

— Miejsca, które są najbardziej zapomniane przez galaktykę...

— Są też najbliżej surowej, pierwotnej Mocy.

— A jeśli dziecko jest tu, to nie znajdziesz go przez archiwa.

— Ale może przez kobietę. — Słyszałeś o kimś takim jak... Shmi?


Xanous wstrzymał oddech. Imię coś w nim poruszyło.

Nie wspomnienie. Nie fakt.

Instynkt.

Xanous (półszeptem):

— Jocasta Nu wspomniała to imię...

— Mówiła o jakiejś krewniaczce, Razii Skywalker.

— Może ciotka. Może prababka.

— Shmi mogłaby być jej córką.

Quinlan:

— W Mos Pelgo ktoś wspomniał to imię.

Shmi Skywalker. Samotna kobieta.

— Podobno pracuje u handlarza częściami.

— Ma syna.


Cisza.

Długa.

Ciężka.

W końcu:

Xanous (bardziej do siebie niż do Vos'a):

— Syn...

— Więc to dziecko, które widzę we śnie... nie jest przeszłością.

To przyszłość.


✴️ KONIEC SCENY 30[]

– Xanous i Quinlan prowadzą głęboką rozmowę o snach, Mocy i dziecku, które może odmienić galaktykę

– Quinlan ujawnia, że wśród Jedi krąży przepowiednia o dziecku zrodzonym z Mocy

– Trop prowadzi ich do kobiety o imieniu Shmi, która może być krewną Xanousa

– Wszystko wskazuje na to, że syn Shmi może być dzieckiem z wizji

– Ale kto naprawdę zna prawdę? I czy są gotowi ją przyjąć?


✴️ SCENA 31: Poszukiwania na Tatooine (kontynuacja filmu – wersja rozszerzona)[]

🌍 Tło: Po ucieczce z Naboo i uszkodzeniu statku, królowa Amidala, jej świta oraz Jedi – Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi – lądują awaryjnie na pustynnej planecie Tatooine w systemie, który nie podlega Federacji Handlowej.


🛸 SCENA – Statek Królowej Amidali, orbita Tatooine[]

Kapitan Panaka stoi przy terminalu na mostku, spogląda na raporty.

Panaka: — Napęd hipernapędu został uszkodzony. Bez niego nie wydostaniemy się z tego systemu.

Qui-Gon podchodzi do królowej (w przebraniu Padmé) i składa propozycję:

Qui-Gon:

— Tatooine nie jest pod kontrolą Federacji.

— To odległy świat, ale znajdziemy tam części, których potrzebujemy.

— Jeśli mamy uniknąć uwagi, lepiej wylądować z dala od głównych miast.


🏜 SCENA – Wylądowanie na Tatooine, miasto Mos Espa[]

Statek królowej ląduje na obrzeżach Mos Espy. Wraz z Qui-Gonem wyruszają:

  • Jar Jar Binks
  • Padmé (ukrywająca się królowa)
  • R2-D2

Przechodzą przez bazar Mos Espy, mijając Jawów, Gamorrean, Toydarian i handlarzy przypraw.


🛠 SCENA – Warsztat Watto[]

Qui-Gon: — Potrzebujemy hipernapędu typu J-327.

Wchodzą do warsztatu Watto – lewitującego Toydarianina o skrzydłach i nieufnym spojrzeniu.

Watto: — Republikańskie kredyty? Ha! Tu nie mają żadnej wartości!

Qui-Gon (próbuje sztuczki Jedi): — Twoje kredyty wystarczą…

Watto: — Tylko nie na mnie, Jedi. Jestem odporny na te wasze sztuczki!

Wtedy zauważają chłopcaAnakin Skywalker.

Młody, pewny siebie, spojrzenie błyskotliwe.

Zadaje pytania. Jest uważny.

Anakin (do Padmé):

— Jesteś aniołem?

✴️ SCENA 32: Mos Espa – Napięcie na targu[]

Miejsce: Uliczny bazar, niedaleko warsztatu Watto

Czas: Chwilę po rozmowie z Watto, w południe


Słońce Tatooine prażyło bezlitośnie z dwóch stron. Powietrze było suche, a piach tańczył na bruku jak złoty kurz. Tłum istot wszelkich ras sunął między kramami: Jawa sprzedający popsute droidy, Ithorianin targujący się o akumulator, Devaronianka szepcząca coś do twi’lekańskiego strażnika.

Mos Espa, tuż po wyjściu z warsztatu Watto

Kiedy drzwi warsztatu zaskrzypiały metalicznie i zatrzasnęły się za plecami Qui-Gona, słońce znów zaatakowało ich twarze ostrym blaskiem. Pył tańczył w powietrzu, a dzieci ganiały się między straganami, gwiżdżąc i śmiejąc się, jakby galaktyka nie była pogrążona w politycznym chaosie.

Xanous stał z boku, oparty niedbale o kolumnę jednego z budynków, w kremowej szacie przystosowanej do lokalnych warunków — prosta, lecz elegancka, nienarzucająca się, lecz zdradzająca wychowanie z wyższych sfer. Obok niego stał Quinlan Vos – w cieniu, jak zawsze, z oczyma wpatrzonymi w tłum, jakby szukał nie tyle konkretnych twarzy, co emocji.

„Watto nie dał im nic za darmo, co?” – mruknął Quinlan z cieniem uśmiechu.

Xanous nie odpowiedział od razu. Spojrzał przez ramię. Coś nie grało.

„Była z nimi... ta dziewczyna. Służka królowej.”

„Była.” – potwierdził Vos, marszcząc brwi. – „Teraz jej nie ma.”

Nie było krzyku, nie było śladu ucieczki. Po prostu zniknęła, jakby ktoś ją wyciął z kadru. Tylko kurz zdradzał, że przed chwilą ktoś stał przy wejściu do warsztatu.

Xanous skrzyżował ramiona. Nie był typem, który przesadza z podejrzliwością — ale nie znosił pustych przestrzeni tam, gdzie chwilę wcześniej było życie.

Nagle odezwało się lekkie bzyczenie z jego bransolety. Zakamuflowany komunikator aktywował się z sygnałem szyfrowanej transmisji. Odsunął się od Quinlana, skrył w cieniu pobliskiej markizy. Z nadgarstka wyświetlił się miniaturowy, niestabilny hologram.

Nie był skierowany do niego.

Był przekazem zakodowanym, który prawdopodobnie złapano przypadkiem — przechwycona transmisja. Sygnał lokalny, krótkiego zasięgu.

W hologramie ukazała się sylwetka kobiety – słabo zarysowana, ale gestykulująca szybko, z nerwem, z pewnością siebie. Towarzyszył jej głos, wyraźnie modulowany:

„Kontakt z Panaką utrzymany. Sabe przekaże nowe rozkazy. Nie wchodź do środka. Jeszcze nie.”

Koniec transmisji.

Xanous zmarszczył brwi. Nie znał tej kobiety. Być może była to właśnie „służka”, którą widział wcześniej. Nie podała imienia. Nie zwracała na niego większej uwagi, a przecież... jej spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały, miało coś więcej niż tylko kurtuazyjny chłód służby. Była zbyt czujna. Zbyt skupiona.

„Dziwna sprawa.” – powiedział, wracając do Vos'a.

„Nie tylko ty to zauważyłeś.” – odparł Vos, łapiąc wzrokiem ruch między stoiskami. – „Zniknęła bez śladu. Ale nie wyglądało to na ucieczkę.”

„Raczej... zaplanowane zejście ze sceny.”

W tym momencie Qui-Gon wyszedł z warsztatu. Obok niego szedł chłopiec – Anakin Skywalker, z błyskiem ekscytacji w oczach.

„Służka” wróciła. Pojawiła się jakby nigdy nic, z ramionami złożonymi z tyłu, w spokojnej postawie. Ani pył na ramionach, ani jej twarz nie zdradzały, że przed chwilą kontaktowała się z kimś za pomocą zakodowanego przekazu.

Xanous przyjrzał się jej uważnie. Ktoś inny pewnie by zignorował ten szczegół. Ale nie on.

Nie wiedział, kim była. Nie wiedział, że to Padmé Amidala – królowa w przebraniu. Ale coś w nim mówiło, że jeszcze o niej usłyszy.

I że nie będzie to zwykła służka.

W tej mozaice chaosu i kolorów, przy jednym z rozklekotanych kramów, Jar Jar Binks… jak zwykle robił z siebie cel.


🐸 Jar Jar i Sebulba – konfrontacja[]

Jar Jar sięga do misy z żywym mięczakiem, wciąga go... i spluwa z obrzydzeniem. Wtedy Sebulbabestialski Dug, gwiazda wyścigów podracerów – wchodzi na scenę, czując zapach kłopotów.

Sebulba (gardłowym tonem):Chubasa nobata, sleemo?

Jar Jar (nerwowo): — Ja... ja tylko próbowałem! Myślałem, że to próbka!

Sebulba popycha Gungana, który upada, a część tłumu zaczyna się śmiać. Anakin, z tyłu, od razu podbiega:

Anakin: — Zostaw go! On jest pod moją ochroną.

Sebulba:Poodoo anak! Jeszcze raz wlezie mi pod koła i skończy jako tłuszcz na piasku.


✴️ I WTEDY — W TLE[]

W cieniu dwóch przypalonych kolumn przy jednym z wyjść z placu, stoi dwóch Jedi. Niezauważeni, lecz wyczuwający wszystko.

Mistrz Xanous Skywalker – w jasnej, kremowej szacie, ręce splecione z tyłu, oczy śledzące Anakina.

Mistrz Quinlan Vos – oparty nonszalancko o kolumnę, wzrok wbity w Sebulbę.

Xanous (cicho): — Ten chłopiec... to nie jest zwykły niewolnik.

Quinlan:

— Nie. Ale też nie wie, kim się stanie.

— Tak samo jak ty, gdy byłeś w jego wieku.

Xanous uśmiecha się lekko.

Xanous:

— Powiedział „on jest pod moją ochroną”...

Z tonem przywódcy.


✴️ NAPIĘCIE NARASTA[]

Sebulba chce złapać Jar Jara za szyję – Qui-Gon Jinn i nadchodzą z lewej strony, Anakin staje między nimi. W tej chwili napięcia...

Quinlan delikatnie odsłania swoją rękojeść miecza, ale Xanous powstrzymuje go gestem.

Xanous:

— Nie nasz czas. Nie nasza walka.

— Jeszcze nie.


Sebulba warczy, ale widząc coraz większe zainteresowanie tłumu i zbliżającego się Watto, warkocze zębami i spluwa.

Sebulba: — Jeszcze ci pokażę, mały robaku.

Odchodzi. Jar Jar siada na piachu, ciężko oddychając.

Jar Jar: — Mój umieranie był blisko blisko…


✴️ SCENA 32 — ZAKOŃCZENIE[]

Sebulba i Anakin po raz pierwszy stają naprzeciwko siebie

Qui-Gon i Padmé zauważają w chłopcu coś wyjątkowego

Xanous i Quinlan śledzą wydarzenia z dystansu, obserwując jak losy galaktyki zaczynają się zawiązywać wokół chłopca z piasku

– Cień Przepowiedni pada coraz wyraźniej…


✴️ SCENA 33: Spotkanie na rynku — Prawda i Krew[]

Miejsce: Rynek w Mos Espie, w samym sercu pustynnego chaosu

Czas: Kilka chwil po konfrontacji Sebulby z Jar Jarem i Anakinem

Uczestnicy: Anakin Skywalker, Sebulba, Jar Jar, Qui-Gon, Padmé, Obi-Wan, Xanous Skywalker, Quinlan Vos


Tłum powoli się rozprasza po napięciu związanym z awanturą Sebulby. Gungan otrzepuje się z piachu, Anakin stoi na straży, wzrokiem odpędzając nieprzyjemną obecność wyścigowego tyrana. Ale nieoczekiwane uczucie ciszy zstępuje nad sceną.

Xanous Skywalker wychodzi powoli z cienia kolumn, jasna kremowa szata rozwiewa się lekko na gorącym wietrze. Twarz spokojna, dłoń wyciągnięta przed siebie, oczy skupione na Sebulbie.

Zrzut% 20ekranu% 202024-04-28% 20204052-enhanced

Xanous (głosem głębokim, ale łagodnym):Idź. Nie masz tu już czego szukać.

Moc przeszywa Sebulbę niczym ciężar piaskowej burzy.

Dug zastyga na moment, a potem – jakby coś złamało mu wolę – odwraca się bez słowa i odchodzi w kierunku alei z przyprawami. Tłum nie rozumie, co właśnie się wydarzyło.


Quinlan Vos, siedzący nadal pod kolumną, unosi brew i mówi półgłosem do siebie:

Quinlan: — No, no. I ty mówisz, że nie lubisz dramatycznych wejść.


Xanous podchodzi do Anakina – ich oczy się spotykają.

Xanous:

— Witaj...

— Widzisz, nie tylko ty jesteś wyjątkowy.

Jesteśmy rodziną.

Anakin marszczy brwi, zaskoczony.

Anakin: — Co?

Xanous (z czułością, ale powagą):

— Jestem twoim kuzynem.

— Twoja matka... Shmi... należy do mojej rodziny.

— Twoja krew płynie też w moich żyłach.

Anakin stoi oniemiały, potem powoli podchodzi i przytula się do niego, instynktownie – jakby znał go od zawsze.

ChatGPT Image 24 cze 2025, 17 16 16

Anakin (z błyskiem w oczach):

— Jesteś... Jedi?

— Czy to znaczy, że ja też mogę nim być?

Xanous (cicho): — O tym zdecyduje Moc. Ale czuję, że jesteś… kimś więcej niż tylko możliwym Jedi.


W oddali Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi, prowadząc Padmé, zatrzymują się gwałtownie. Zauważają Anakina rozmawiającego z kimś znajomym.

Obi-Wan: — Mistrzu… czy to…?

Qui-Gon (kiwając głową): — Mistrz Xanous Skywalker.

ChatGPT Image 24 cze 2025, 17 17 22
ChatGPT Image 24 cze 2025, 17 32 17

Xanous (głośno, z ulgą):

— Nareszcie.

— Myślałem, że straciliśmy was na Saak'ak.

Qui-Gon (z lekkim uśmiechem, ale powagą):

— Cudem się wymknęliśmy.

— Ale widzę, że nie tylko my tu podążamy za tropem Przeznaczenia.

Obi-Wan (pochylając głowę z szacunkiem):

— Mistrzu Xanousie...

— Co pan tu robi?

Xanous zatrzymuje się naprzeciw nich. Anakin zerka w górę, ciekawy, ale nie odzywa się – czuje, że oto spotkał się ktoś równie ważny jak Qui-Gon. Może nawet... ktoś groźniejszy w inny sposób.

Xanous (spokojnie, ale z widocznym napięciem):

— Poszukiwałem odpowiedzi. Wciąż próbuję odkryć, kto wydał rozkaz ataku na mój pałac.

— Nie była to zwykła napaść — to była próba unicestwienia mojego rodu.

Zawiesza głos, po czym patrzy na Qui-Gona z niepokojącą pewnością.

— Trop prowadzi... tu.

— Do Tatooine. A może dalej, ku Nal Hutta.

Jego spojrzenie przemyka po Obi-Wanie, jakby widział w nim kogoś, kto kiedyś stanie się czymś więcej niż tylko Padawanem. Potem wraca do Qui-Gona.

— Ale to nie wszystko. Przypadek sprawił, że spotkałem chłopca.

Wskazuje na Anakina.

— Nazywa się Anakin. Ma w sobie coś... czego nie potrafię jeszcze nazwać. Jakby Przeznaczenie szeptało przez niego.

Qui-Gon (zaskoczony):

— Spotkałeś go już?

Xanous (z ledwie wyczuwalnym uśmiechem):

— Nie przypadkiem. Moc prowadzi nas, Mistrzu Jinnie.

— A czasami pokazuje, kto naprawdę jest wybranym.

Zawiesza głos. Milknie na chwilę, potem mówi ciszej, z intymnością, jakby mówił o duchu z przeszłości.

— I jeszcze jedno. To miejsce... przypomina mi coś.

— ktoś z rodziny mojej mamy pochodził z tej części galaktyki. W jej opowieściach było wiele pustyni, piasku, koczowników. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakaś więź krwi... prowadziła mnie tu wcześniej, niż sądziłem.

Obi-Wan (z nutą ostrożności):

— Chce pan powiedzieć, że... ma pan tu krewnych?

Xanous (półgłosem, bardziej do siebie):

— Albo duchy. Albo wrogów krwi. Na Tatooine linie rodowe mieszają się w cieniu słońc.

ChatGPT Image 24 cze 2025, 19 51 45

„Nie wysyłaj żadnych wiadomości.”

ChatGPT Image 24 cze 2025, 19 46 43

Ton głosu Qui-Gon Jinna był cichy, lecz stanowczy. Obi-Wan właśnie odwrócił się, by ruszyć w stronę statku, lecz zatrzymał się na moment, słysząc te słowa.

ChatGPT Image 24 cze 2025, 19 28 03

„Żadnych transmisji. Nie do Senatu. Nie do Rady. Nawet nie do Archiwum.”

Kenobi uniósł brwi, zaskoczony surowością rozkazu.

„Mistrzu? Nawet ostrzeżenie—”

„Nie.”

Qui-Gon nie dał mu dokończyć. — „Tatooine to nie jest miejsce na wiadomości. Ktoś może je przechwycić. Nawet nie wiemy, komu zależy na tej blokadzie.”

Xanous, stojący obok z ręką spoczywającą na ramieniu młodego chłopca, spojrzał wymownie na Qui-Gona.

„Podejrzewasz, że to coś więcej niż spór handlowy?”

Mistrz Jedi skinął głową. — „Czuję… cień. Ale nie czas jeszcze, by rozgłaszać, że znaleźliśmy Chłopca. Zrób to, co ci każę, Obi-Wanie. Żadnych wiadomości. Żadnych słów. Tylko cisza.”

Kenobi spojrzał jeszcze raz na Xanousa, potem na młodego. Nie pytał więcej. Skinął głową, obracając się powoli, i odszedł w stronę statku — jego sylwetka oddalała się wśród piaskowych arkad miasta.


Xanous patrzy na Anakina z mieszaniną dumy i niepokoju.

Ten chłopiec, z pustyni, ze snów, teraz jest rzeczywistością.

Ale jego los nie będzie lekki. I ktoś musi go chronić.


✴️ KONIEC SCENY 33[]

Xanous spotyka Anakina i wyjawia mu prawdę o ich pokrewieństwie

Sebulba zostaje odesłany przez Moc

Qui-Gon i Obi-Wan rozpoznają Xanousa – cieszą się z jego obecności i doświadczenia

Rodzinne więzy zaczynają splatać się z przepowiednią

Xanous musi podjąć decyzję – zostawić Anakina Qui-Gonowi, czy podążać dalej jego cieniem?

✴️ SCENA 33a: „Burza nadchodzi”[]

Miejsce: Statek królowej Amidali, zakamuflowany w kanionie na Tatooine

Czas: Tuż przed zmierzchem, wiatr się wzmaga – nadciąga burza piaskowa

Postaci: Obi-Wan Kenobi, kapitan Panaka, pilot Ric Olié, załoga Naboo


(Kamera pokazuje pokład statku. Na zewnątrz – widać zbliżającą się z daleka zasłonę kurzu i pyłu. Obi-Wan Kenobi wchodzi do środka, otrzepując tunikę. Zdejmuje kaptur. Twarz ma spiętą, ale opanowaną.)

Obi-Wan Kenobi (z powagą): — Ta burza nadchodzi szybciej niż się spodziewałem.

Kapitan Panaka (spoglądając przez iluminator):

— Wygląda groźnie.

— Opóźni ich powrót, nawet jeśli znajdą części.

Ric Olié (podchodzi z konsoli komunikacyjnej):

— Sir, otrzymaliśmy przekaz z Naboo.

— Kiedy tylko skończysz, mamy cię połączyć z radą ochrony.

Obi-Wan (kiwa głową, krzyżując ręce):

— Zaraz tam będę.

✴️ SCENA 33b: „Żniwo śmierci”[]

Miejsce: Statek królowej Amidali, orbita Tatooine, pokład komunikacyjny

Czas: Tuż przed burzą piaskową, późny wieczór

Postaci: Obi-Wan Kenobi, Ric Olié, kapitan Panaka, hologram Sio Bibble, połączenie z Qui-Gonem Jinnem


(Obi-Wan stoi przy konsoli komunikacyjnej. Ric Olié właśnie aktywował wiadomość przychodzącą z Naboo. Hologram postaci Sio Bibble’a — doradcy królowej — migocze w błękitnym świetle. Jego twarz jest wychudzona, zaniepokojona, głos łamie się ze strachu.)

Hologram Sio Bibble:

Wasza Wysokość… błagamy… sytuacja się pogarsza…

Zbierają… ciała z ulic Theedu… mówią, że to żniwo… dla przykładu… musimy przyjąć ich żądania… proszę, skontaktuj się z nami… zanim będzie za późno…

(Hologram migocze i znika. W pomieszczeniu zapada cisza.)

Kapitan Panaka (przerażony):

— To brzmi... okropnie.

— Może rzeczywiście powinniśmy odpowiedzieć.

Ric Olié: — Nie mamy żadnych innych wieści z Naboo. Jeśli nie odpowiemy…

Obi-Wan Kenobi (stanowczo, tonem dowódcy):

— Nie. To podstęp.

— To wiadomość wymuszona. Chcą nas sprowokować.

(Obi-Wan podchodzi do komunikatora, wybierając prywatne połączenie z mistrzem Qui-Gonem. Po chwili pojawia się jego hologram, z ziarnistym sygnałem.)

Obi-Wan (półszeptem):

— Mistrzu, odebraliśmy przekaz od Sio Bibble’a.

— Twierdzi, że są ofiary na ulicach Theedu. Chce, byśmy odpowiedzieli.

Qui-Gon Jinn (na hologramie, spokojny, jak zawsze):

— To przynęta, Obi-Wanie.

— Oni wiedzą, że śledzimy sytuację.

— Jeśli odpowiemy, wyśledzą lokalizację statku.

Obi-Wan: — Zgadzasz się, że nie powinniśmy wysyłać żadnych przekazów?

Qui-Gon:

— Tak.

— Królowa musi zadecydować, ale moja rada jest jasna.

— Pozostańcie w cieniu… i nie odpowiadajcie.

(Obi-Wan kończy transmisję. Przez chwilę patrzy w ciemny ekran — jakby próbował zajrzeć przez pył galaktyki, prosto na Naboo.)


🌩️ KONIEC SCENY

Ta scena to ważny moment:

  • Pokazuje strategiczną mądrość Qui-Gona i ostrożność Obi-Wana, który zaczyna coraz bardziej ufać własnej ocenie sytuacji.
  • Buduje napięcie polityczne, bo to jedno z pierwszych „przecięć noża”, gdy wiadomo — wróg nie tylko działa, ale też myśli.

✴️ SCENA 34: „Chodźcie, musicie poznać moją mamę”[]

Miejsce: Mos Espa, ulica w pobliżu bazaru

Czas: Chwilę po konfrontacji z Sebulbą, tuż przed burzą piaskową

Uczestnicy: Qui-Gon Jinn, Xanous Skywalker, Anakin Skywalker, Padmé Amidala, starsza kobieta Jira

(Obi-Wan Kenobi powrócił na statek, Quinlan Vos oddalił się z własną misją)


(Kamera przesuwa się po zalanych słońcem uliczkach Mos Espy. Powietrze zaczyna drżeć od ciepła, piasek tańczy pod nogami. W tle – huk przelatującego statku handlowego. Na rogu jednej z alejek, w cieniu rozklekotanego daszku, siedzi stara kobieta – Jira – przy prowizorycznym straganie ze słodkimi daktylowcami i ciasteczkami z przyprawą.)

Anakin podbiega z uśmiechem.

Anakin: — Jira! Cześć! Masz dzisiaj jeszcze te pyszne ciasteczka?

ChatGPT Image 24 cze 2025, 20 24 25

Jira (uśmiecha się z trudem):

— O, Ani... chłopcze, mój kręgosłup mówi mi, że coś się zbliża.

— Kości bolą, a to nigdy nie wróży dobrze.

— Chyba znowu piaskowa burza.

Xanous podchodzi ostrożnie, pochyla głowę w geście szacunku.

Xanous (życzliwie): — Dzień dobry, pani. Widzę, że dobrze znacie się z tym młodym bohaterem.

Jira (mruczy, wpatrzona w Xanousa):

— Jesteś... inny. Nie z tej planety. Ale z sercem w oczach.

— Uważaj na piasek. I na to, co niesie ze sobą wiatr...

Qui-Gon staje z boku, dyskretnie obserwując okolicę, jakby coś wyczuwał.

Qui-Gon (do siebie): — Burza, tak... ale nie tylko z piasku.

Jira (do Anakina):

— Ani, zmykaj do domu. Nie chcę, żebyś znów został złapany w burzy. Twoja mama się martwi.

Anakin:

— Jira, wszystko dobrze! — Mam gdzie iść – i… mam gości!

(Obraca się w stronę grupy i mówi z uśmiechem)

ChatGPT Image 24 cze 2025, 21 43 13

Anakin (entuzjastycznie):

— Chodźcie! Musicie poznać moją mamę!

— Na pewno się ucieszy, że do mnie przyszliście. Jest trochę… zmartwiona ostatnio.

— Ale jak zobaczy Jedi – i kuzyna – to może się uśmiechnie.


(W tym momencie niebo ciemnieje delikatnie – zwiastun piaskowej burzy. Lekki, ziarnisty wiatr owiewa skórę jak szorstki pergamin. W oddali słychać dźwięk alarmu z jednego z domów – to system wczesnego ostrzegania przed burzą.)

Xanous spogląda na Qui-Gona.

Xanous: — Zdążyliśmy w samą porę. Ta planeta oddycha piaskiem... ale oddycha też Mocą.

Qui-Gon (skinieniem głowy):

— Wierzę, że ta wizyta ma sens większy niż naprawa statku.

Padmé (cicho):

— Dziecko, które marzy o gwiazdach… i Jedi, którzy schodzą z nieba.

— Czasem los pisze po piasku.

🌀 Kontynuacja SCENY 34: „Chodźcie, musicie poznać moją mamę”

(dodane wydarzenie: Padmé przedstawia się Xanousowi – po raz pierwszy oficjalnie)


(Anakin kończy swoje entuzjastyczne zaproszenie, po czym rusza kilka kroków naprzód, prowadząc grupę uliczką. Padmé jeszcze przez chwilę zostaje przy Jirze, nachyla się z uśmiechem, zostawiając drobną monetę na ladzie – gest uprzejmości.)

Xanous, który uważnie obserwuje ich interakcję, odwraca się delikatnie, gdy Padmé dołącza do grupy, stając obok niego. Przez moment idą ramię w ramię w milczeniu – tylko wiatr sypie ziarnami piasku jak rozsypany zegar.

Padmé (odwracając głowę lekko ku niemu, poważnie ale z łagodnym tonem):

— Nie wiem, czy zdążyłam się przedstawić wcześniej, w całym tym zamieszaniu…

(Xanous zatrzymuje się i patrzy na nią z lekkim uśmiechem, jakby od dawna czekał na to zdanie.)

Padmé (lekki ukłon głowy):

ChatGPT Image 25 cze 2025, 23 22 30

— Nazywam się Padmé. Padmé Naberrie.

— Towarzyszę królowej Amidali jako jedna z jej służek.

(Delikatny wiatr rozwiewa materiał jej szaty. W tej chwili, choć otoczona piaskiem i prostotą Mos Espy, Padmé emanuje godnością, która nie do końca pasuje do jej rzekomej roli.)

Xanous (z powagą, ale z wyraźną nutą zaciekawienia):

— Padmé…

(Zatrzymuje wzrok na niej na ułamek sekundy dłużej niż trzeba.)

— Imię, które brzmi jak coś z legend… a nie jak ktoś, kto ukrywa się za cieniem innej osoby.

(Padmé lekko spuszcza wzrok, może z rozbawieniem, może z zaskoczeniem. Na jej twarzy pojawia się uśmiech, nieco zuchwały.)

Padmé:

— Czasem cień jest bezpieczniejszy niż blask.

— Zwłaszcza w świecie, gdzie oczy widzą tylko to, co chcą zobaczyć.

(Xanous unosi brew, wyczuwając grę – ale nie przerywa jej. Tylko skłania głowę lekko w odpowiedzi.)

Xanous:

— Może. Ale niektórych oczu nie da się tak łatwo oszukać.

(W tym momencie z oddali Anakin woła ich, machając ręką, już niemal przy wejściu do domu. Burza zaczyna przyspieszać kroki wszystkich. Kamera zatrzymuje się na Padmé i Xanousie – chwilowo zostają w tyle, otuleni złotym światłem słońca przebijającego przez tumany piasku.)

Padmé (półgłosem):

— Dziękuję, że pomogliście Ani’emu…

— Naprawdę, to dla niego wiele znaczy.

Xanous (cicho, z czułością):

— Myślę, że to on będzie znaczyć wiele dla całej galaktyki.

(Padmé przez moment milczy, potem oboje ruszają za Anakinem. Ulica prowadzi ich w kierunku małego domu z osmaloną kopułą – miejsce, gdzie przyszłość już czeka przy drzwiach.)


✴️ SCENA 34 – KONTYNUACJA (fragment: „Zrób to dla mamy”)[]

(Widok: Podmuchy wiatru niosą ziarenka piasku wzdłuż uliczki. Grupa skręca w stronę skromnych dzielnic Mos Espy. Anakin prowadzi, niemal podskakując z podekscytowania. Za nim podążają Qui-Gon, Xanous i Padmé. W pewnym momencie Xanous zwalnia krok, zatrzymując się przy jednej z kolumn osłaniających wejście do bocznego dziedzińca.)

Xanous (spokojnie, łagodnie do Anakina):

— Ani…

— Nie muszę iść z wami. Mam tutaj wynajęty apartament, z którego mogę obserwować wszystko, co trzeba.

— Nie chcę niepokoić twojej mamy swoją obecnością. Moja rola tu jest… inna.

(Anakin zatrzymuje się. Spogląda w górę na Xanousa z mieszaniną zdziwienia i dziecięcego rozczarowania.)

ChatGPT Image 25 cze 2025, 23 25 14

Anakin (szczerze, niemal błagalnie):

— Proszę…

— Nie dla mnie. Dla niej.

(Zaciąga lekko powietrze, jakby zbierał się w sobie. Jego głos staje się cichszy.)

Anakin:

— Mama zawsze mówi, że nie ma już nikogo bliskiego.

— Ale… gdy cię zobaczyła z daleka… spojrzała na mnie jakoś inaczej.

— Mówiłem jej, że jesteś Jedi. I... że chyba mamy takie same oczy.

(Xanous zamarza na chwilę. Zerkając w bok, nieco zaskoczony. Jego spojrzenie pada na Padmé, która również spogląda na chłopca, jakby coś poczuła. Cisza między oddechami staje się nagle gęstsza niż piasek w powietrzu.)

Anakin (wciąż):

— Proszę… zrób to dla mamy.

— Może… może nie wszystko straciła.

(Xanous przełyka ślinę, patrząc w stronę uliczki prowadzącej do dzielnicy domów. Jego twarz pozostaje spokojna, ale w oczach pojawia się cień emocji — być może zrozumienia, być może przeczucia.)

Xanous (w końcu, cicho):

— Dobrze, Ani.

— Dla niej.

(Qui-Gon, stojący nieopodal, spogląda na Xanousa uważnie, jakby wyczuł coś więcej. Nie zadaje jednak pytań. Padmé przysłuchuje się wszystkiemu w milczeniu, choć na jej twarzy pojawia się cień zdziwienia.)

Padmé (po chwili, półgłosem):

— Czasem to, co najważniejsze, nie wymaga zaproszenia.

— Wystarczy, że przyjdziesz.

(Xanous uśmiecha się słabo. Potem rusza za chłopcem, który już biegnie w stronę swojego domu. Kamera zostaje przez chwilę przy wejściu na dziedziniec. W tle odgłos zamykanych okiennic i sygnałów ostrzegawczych — burza zbliża się nieubłaganie.)


✴️ KOMENTARZ FABULARNY:[]

W tej wersji podkreślone są:

  • wewnętrzne napięcie Xanousa wynikające z jego tożsamości Skywalkera i możliwej więzi z rodziną Anakina,
  • duchowe przeczucie Qui-Gona,
  • dziecięca szczerość Anakina jako emocjonalny katalizator,
  • drobna intuicja Padmé — jeszcze nie rozumie, ale już czuje, że coś się tu dzieje większego niż ona.

✴️ SCENA 35: Wejście do domu Skywalkerów[]

Grupa przemierza ciasne alejki. Anakin prowadzi ich przez boczne przejście, zbudowane z wytartej blachy i glinianych ścian. Otwiera drzwi i wpuszcza ich do środka.

W środku ciepło. Prosto, ale czysto. Aromat gotowanego obiadu unosi się w powietrzu.

Shmi Skywalker, kobieta o dobrych oczach i zmęczonej twarzy, wychodzi z kuchni.

Jej wzrok pada najpierw na Anakina – potem na przybyszów.

ChatGPT Image 24 cze 2025, 22 52 56

Shmi: — Ani? Kim są ci ludzie?

Anakin (radosny):

— Mamo, to moi przyjaciele! — Jedi. I… mój kuzyn.

Xanous podchodzi do Shmi. Kłania się delikatnie.

Xanous (spokojnie):

— Nazywam się Xanous Skywalker.

— Myślę, że mogę być częścią twojej rodziny.

— Nie jestem pewien wszystkiego... ale wiem, że Moc chciała, abym tu przybył.

Shmi patrzy na niego długo. W jej oczach – zaskoczenie, niedowierzanie, a potem łza. Nie pyta – bo serce matki wie.

Shmi (cicho): — Wejdźcie. Zanim burza zamknie wszystkie drzwi.


✴️ KONIEC SCENY[]

➡️ Grupa znajduje schronienie przed burzą

➡️ Xanous spotyka Shmi — emocjonalne napięcie i tajemnica pochodzenia

➡️ Qui-Gon zaczyna rozumieć, jak bardzo ten chłopiec może wpłynąć na przyszłość

➡️ A burza – ta z zewnątrz i ta w galaktyce – dopiero się rozpoczyna

✴️ SCENA 36: Cienie nad Coruscant – Sidious, Maul i Plagueis[]

Miejsce: Coruscant, zewnętrzny balkon jednej z wież Pałacu Dartha Sidiousa

Czas: Noc – kilka dni po ucieczce królowej Amidali z Naboo


Noc na Coruscant była inna niż gdziekolwiek indziej – czarna, ciężka, pełna neonowego szumu, ale dla nich była naturalna. Dla Ciemnej Strony, która nie potrzebowała dnia.

Na wysokim balkonie, skąpanym w deszczu i ciemności, Darth Maul stoi w cieniu jak posąg. Przed nim – Darth Sidious, spoglądający na rozświetlone miasto.


Darth Maul (pochylony, ale nie uległy):

— Tatooine jest słabo zaludniona.

— Jeśli sygnał był prawdziwy, odnajdę ich szybko, mój Mistrzu.

Darth Sidious (niewzruszony, powoli):

— Najpierw rusz przeciw Jedi.

— Bez nich… nie będzie nikogo, kto przeszkodzi ci w przejęciu królowej.

— Zmusisz ją do podpisania traktatu. Wróci na Naboo… jako marionetka.

Darth Maul (lekko unosi wzrok):

— Nareszcie ujawnimy się Jedi.

— Nareszcie się zemścimy.

Darth Sidious (z cieniem uśmiechu):

— Byłeś dobrze wyszkolony, mój młody uczniu.

— Nie będą dla ciebie żadnym wyzwaniem.


Chwila ciszy. Wiatr wieje z siłą, która porusza szaty Maula.

Darth Maul (głębokim tonem):

— Ten, którego spotkałem na Crait… nie był jednym z nich.

— Walczył... inaczej.

— Jakby znał Ciemność... ale nie poddał się jej.

Sidious (natychmiast, z chłodną uwagą):

— Zignoruj go. Przeszłość, przypadek.

— Przyszłość jest tutaj. I to ty ją stworzysz.

Darth Maul: — Tak jest, Mistrzu.


✴️ SCENA 37: Ukryta rozmowa – Sidious i Plagueis[]

ChatGPT Image 26 cze 2025, 00 54 04

(Gdy Maul znika w cieniu, Sidious przechodzi do wewnętrznej części wieży. Tam, w prywatnej komnacie, aktywuje starożytny holokomunikator. Z mroku wyłania się postać w czerni, zamaskowana, z głosem niczym jęk pustki – Darth Plagueis.)


Darth Plagueis (powoli): — Jesteś pewien, że ten chłopak jest z Naboo?

Darth Sidious:

— Ma potencjał. Królowa się przesunęła. Jedi są rozdzieleni.

— Rozpoczynamy drugi akt.

Darth Plagueis: — I ten… wojownik z Crait? Nadal żyje?

Sidious:

— Maul nie zna jego imienia. Nie ma zapisu.

— Może był to upadły Jedi. Może cień przeszłości.

— Nieważne.

Plagueis:

— Wszystko jest ważne, Sidiousie.

— Nawet cienie. Szczególnie te, które nie mają imienia.


Sidious (zimno):

— Rozkazałem Maulowi udać się na Tatooine.

— Tam zaczniemy test. Jeśli chłopiec przeżyje…

— Może mieć większe znaczenie niż myślimy.

Plagueis:

— Nie myśl o nim jak o narzędziu.

— Myśl jak o probówce.

— Galaktyka się zmienia. Jedi słabną.

— A ci, którzy ukrywają się na pustyni… mogą być błędem – lub proroctwem.


✴️ KONIEC SCENY[]

Darth Maul wysłany na Tatooine

Sidious ujawnia rozgrywkę wobec królowej i Jedi

Maul wspomina nieznanego przeciwnika z Crait – nie wie, kim był

Plagueis ostrzega przed cieniem bez imienia – być może echem przyszłości, którego nawet Sithowie nie rozumieją

✴️ SCENA 38: Dom Skywalkerów – rozmowa przy stole[]

Miejsce: Mos Espa, skromny dom Shmi Skywalker

Czas: Wieczór, burza piaskowa na zewnątrz

Uczestnicy: Qui-Gon Jinn, Padmé Amidala, Anakin Skywalker, Shmi Skywalker, Xanous Skywalker


(Zbliżenie na wnętrze. Jasne, ciepłe światło lampy oświetla pomieszczenie z glinianymi ścianami i prostym wystrojem. Burza piaskowa szaleje za oknami. Qui-Gon, Padmé, Xanous i Anakin siedzą przy stole.

Shmi: — Jesteście bezpieczni. To dla mnie najważniejsze.

ChatGPT Image 25 cze 2025, 15 03 24

Qui-Gon: — Jesteśmy bardzo wdzięczni, Pani Skywalker. Twój syn ma niezwykłą odwagę.

Anakin (skromnie): — To nic… po prostu... poczułem, że muszę pomóc.

Padmé (z uśmiechem): — Myślę, że uratowałeś więcej niż tylko nasz statek, Anakin.

Cisza. Xanous podnosi wzrok znad parującej miski.

Xanous (poważnie, ale łagodnie):

— Wiesz, Anakin... ja też mam na nazwisko Skywalker.

— I nie sądzę, by to był przypadek.

Shmi (zamiera na chwilę, potem siada):

— Zauważyłam… twój sygnet. Te symbole…

— Są stare. Arystokratyczne.

— Mój ojciec… opowiadał, że kiedyś, dawno temu, część naszej rodziny odeszła z planety Serenno.

— Mówiono, że byli… potężni, ale… zbyt dumni. I zbyt związani z czymś, czego tu nie rozumiemy.

Xanous:

— To by wiele wyjaśniało. Na Serenno... zginęła moja rodzina. Szukam tych, którzy mogli przeżyć.

— A kiedy zobaczyłem cię, Anakinie… od razu coś poczułem. Moc nas łączy.

Shmi (wzruszona): — Jeśli to prawda… to znaczy, że jesteśmy rodziną. W dziwny sposób, przez gwiazdy i piasek.

Qui-Gon (z zamyśleniem): — Moc działa w przedziwny sposób. Nie istnieją przypadki.

Anakin: — Ale… jak to możliwe? Ja… nie mam ojca.

Cała izba milknie. Qui-Gon, Padmé i Xanous patrzą na Shmi.

Shmi (cicho, ale spokojnie):

— Nie miałam go. Nigdy go nie było.

— Urodziłam Anakina... po prostu.

— Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale wiedziałam od początku, że jest wyjątkowy.

Xanous (półgłosem): — Albo ktoś go przysłał. Albo Moc go wybrała.

Cisza. Burza za oknem wzmacnia swój świst.

Qui-Gon:

— Chłopiec ma silne połączenie z Mocą.

— Nigdy nie spotkałem takiego przypadku.

— Jego obecność... zaburza odczyty. On nie tylko jest w Mocy. On ją generuje.

Padmé (z niepokojem): — Ale przecież... to tylko dziecko?

Xanous (poważnie):

— W legendach Jedi mówi się o Wybranym.

— Kimś, kto przywróci równowagę.

— Nie wiem, czy to on. Ale to początek czegoś, czego nie rozumiemy.

Shmi:

— Dziękuję, że traktujecie go poważnie. Tu… niewolnicy nie mają znaczenia.

— A on zasługuje na więcej.

Qui-Gon: — Jestem przekonany, że to dziecko ma przeznaczenie większe niż wielu senatorów razem wziętych.

ChatGPT Image 25 cze 2025, 23 52 43

W tle – błysk burzy. Anakin spogląda przez okno, po czym odwraca się do Xanuosa.

Anakin (nieśmiało): — A ty… zostaniesz tu na noc?

Xanous (uśmiechając się): — Jeśli twoja mama pozwoli.

Shmi (z ciepłem):

— Wszyscy zostaniecie. Nie pozwolę wam wracać w burzę.

— A może Moc wreszcie pozwoli, byśmy nie byli… samotni.


✴️ KONIEC SCENY[]

Odtworzona scena z filmu: rozmowa o narodzinach Anakina, burzy, jego roli i wyjątkowości

Rozszerzona o motyw pokrewieństwa między Shmi a Xanousem: przez dawne korzenie na Serenno

Motyw: przeznaczenie, rodzina, Moc i tajemnica

— Subtelne emocje – bez patosu, ale z siłą


✴️ SCENA 39: Dom Skywalkerów – rozmowy i kolacja[]

Miejsce: Mos Espa, dom Shmi Skywalker

Czas: Późne popołudnie, burza piaskowa nadal trwa


🔸 CZĘŚĆ I: Anakin i Padmé – prezentacja C-3PO[]

W bocznym pomieszczeniu Anakin z entuzjazmem prowadzi Padmé przez wąski korytarz do swojej pracowni. Ściany pokryte są niedokończonymi szkicami, częściami droidów i złomem zebranym z targu.

Anakin (podekscytowany): — Chodź! Chcę ci coś pokazać!

Padmé (z uśmiechem): — To tutaj pracujesz?

Anakin:

— Tak! Zbudowałem droida. Nazywa się C-3PO. Jest protokolarny, potrafi mówić ponad sześcioma milionami języków.

— Ale jeszcze nie ma osłon, więc bądź ostrożna!

Anakin aktywuje C-3PO. Droid wstaje nieco niezdarnie, plącząc przewody.

C-3PO (uprzejmie, z typowym tonem): — Witaj, jestem C-3PO, humanoidalny droid protokolarny. Jestem do twojej dyspozycji, pani.

Padmé (rozbawiona): — Niezły projekt... jak na dziewięciolatka.

Anakin (dumnie): — Jeszcze tylko skończę mu pancerz i będzie jak nowy!


🔸 CZĘŚĆ II: Qui-Gon, Shmi i Xanous – rozmowa w kuchni[]

W głównym pomieszczeniu Qui-Gon Jinn stoi z Shmi Skywalker, przyglądając się jej, gdy przygotowuje warzywa. Xanous Skywalker siedzi przy małym stole, obserwując ich w ciszy, ale z uważnym wzrokiem.

Qui-Gon:

— Anakin jest wyjątkowy.

— Ale to nie tylko Moc… to jego serce.

Shmi (z czułością):

— Od dziecka był… inny.

— Pomagał wszystkim, nawet jeśli sam nie miał nic.

Xanous: — Nie miał prawa urodzić się w takim miejscu.

Shmi: — Wiem. Ale może to właśnie tu... miało się to zacząć.

Shmi odwraca się i patrzy na Xanuosa.

Shmi (z lekkim uśmiechem): — Pomożesz mi? Kolacja sama się nie zrobi, a Jedi też muszą czasem coś zjeść.

Xanous wstaje, wciąż w swojej jasnej szacie. W jego ruchach widać dawną arystokrację, ale też gotowość do pomocy.

Xanous:

— Oczywiście, Pani Skywalker. Niegdyś moi kucharze robili wszystko, ale...

— Czasy się zmieniły.

ChatGPT Image 25 cze 2025, 14 35 22

🔸 CZĘŚĆ III: Shmi i Xanous – osobista rozmowa[]

Oboje kroją warzywa i mieszają w naczyniach. Czuć ciepło i zwyczajność chwili. Burza na zewnątrz nadal huczy, ale w kuchni jest spokojnie.

Shmi (po chwili milczenia):

— Widziałam kiedyś twój herb... na ruinach.

— Mój ojciec wspominał o Serenno, o wielkim rodzie Skywalkerów.

— Ale nikt nie wierzył, że przetrwaliście.

Xanous (cicho):

— Nie przetrwaliśmy w całości.

— Pałac spłonął. Moi rodzice… rodzeństwo…

— Nie znaleziono ich ciał. Wciąż mam nadzieję, że ktoś ocalał. Ale... z każdym dniem to trudniejsze.

Shmi (delikatnie):

— Ból rodzinnej straty... zostaje na zawsze.

— Ale niech cię nie pochłonie.

— Anakin też nie wie, czy ma rodzinę poza mną… a teraz, może – ciebie.

Xanous (zamyślony):

— Gdy patrzę na niego…

— Czuję coś, czego nie potrafię nazwać.

— Może… jakbym patrzył w przeszłość. Albo… przyszłość, której nie rozumiem.

Shmi:

— Nie musisz rozumieć. Wystarczy, że jesteś.

— I że nie odejdziesz zbyt szybko.


✴️ KONIEC SCENY[]

— Anakin pokazuje C-3PO – dokładnie jak w filmie

— Xanous rozmawia z Shmi o przeszłości, stracie i rodzinie

— Rozmowa o Serenno, symbolice herbu i o losie Skywalkerów

— Ciepła, codzienna scena przy wspólnym gotowaniu, ale z głębią emocjonalną

— Motyw pokrewieństwa między Shmi a Xanousem wzbogaca symbolikę rodu Skywalkerów jako dziedzictwa rozsianego po galaktyce

✴️ SCENA 40: Kolacja u Skywalkerów[]

Miejsce: Dom Shmi Skywalker, Mos Espa

Czas: Wieczór – burza piaskowa wciąż szaleje, ale wnętrze domu promienieje ciepłem

Postaci: Anakin Skywalker, Shmi Skywalker, Padmé Amidala, Qui-Gon Jinn, Hrabia Xanous Skywalker


(Światło lamp rzuca miękki blask na prosty, okrągły stół. W powietrzu unosi się zapach przyprawionej zupy i pieczonych korzeni banthy. Shmi kończy rozlewać danie do misek.)

Shmi (z kuchni, donośnym głosem): — Anakin! Kolacja!

(Anakin i Padmé wychodzą z warsztatu, gdzie chwilę wcześniej prezentował C-3PO. Siadają przy stole. Qui-Gon już czeka, pogrążony w zadumie. Xanous siedzi obok, nieco wycofany, ale uprzejmy.)

Anakin (do Padmé, z uśmiechem): — Mama gotuje najlepiej w całym Mos Espa.

Shmi (z uśmiechem, siadając): — Miło, że tak myślisz. Ale może po prostu jesteś głodny.

Qui-Gon (łagodnie): — To błogosławieństwo, że mamy dach nad głową i ciepły posiłek… w takich okolicznościach.

Xanous (półgłosem, patrząc na talerz): — Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłem coś ugotowanego z sercem… a nie podane na złotej tacy.

Padmé przygląda się misce, ostrożnie próbuje. Smakuje. Lekko się uśmiecha.

Padmé: — To naprawdę dobre.

ChatGPT Image 25 cze 2025, 15 26 18

🔸 Rozmowa o niewolnictwie[]

(Wszyscy jedzą. Przez chwilę panuje spokój. Tylko wiatr dudni o ściany. Anakin zerka na gości.)

Anakin: — Czy w waszym świecie… ludzie też są niewolnikami?

Padmé i Qui-Gon wymieniają spojrzenia. Xanous spuszcza wzrok. To pytanie nie da się łatwo zignorować.

Padmé (delikatnie): — Nie. W Republice… niewolnictwo jest nielegalne.

Qui-Gon: — Ale wiele planet zewnętrznych nie podlega jej prawom.

Xanous (z goryczą): — A niektóre udają, że nic nie widzą. Bo tak jest wygodniej.

Shmi spojrzała na nich spokojnie.

Shmi:

— Niewolnictwo na Tatooine nie ma nic wspólnego z Republiką. Huttowie tu rządzą.

— A prawa Republiki nie mają tu znaczenia.

Anakin (cicho): — Ale kiedyś to się zmieni.

Padmé patrzy na niego z zaskoczeniem, a potem z powagą.

Padmé: — Wierzysz w to?

Anakin:

— Tak.

— Pewnego dnia wrócę tu i uwolnię wszystkich niewolników.

(Cisza. Qui-Gon patrzy uważnie. Shmi ledwo się uśmiecha, w jej oczach widać ból matki, która słyszała to już wiele razy.)


🔸 Wspomnienie o wyścigu[]

Qui-Gon:

— Anakin… Obi-Wan wspominał, że jesteś… bardzo uzdolniony.

— Twoja szybka reakcja podczas burzy… To było imponujące.

Anakin (ożywiony):

— Lubię szybkość!

— Startuję w wyścigu Boonta Eve!

— Będę pierwszym człowiekiem, który wygra!

Padmé: — Wyścig...? Czym dokładnie?

Anakin: — Ścigaczami! Są wielkie i mają dwa silniki, a ty siedzisz z tyłu i próbujesz nie zginąć.

Xanous (z powątpiewaniem): — A to... legalne?

Shmi (z rezygnacją):

— Nic tu nie jest legalne.

— Ale Watto pozwala mu ścigać się. I… Anakin ma talent. Niespotykany.

Qui-Gon:

— Chłopiec ma niesamowity refleks.

— I coś więcej… On czuje to, zanim się wydarzy.


✴️ KONIEC SCENY[]

— Odtworzono całą scenę kolacji z The Phantom Menace

— Dialogi są autentyczne, ale płynnie uzupełnione o nowe głosy: Xanous, więcej Shmi, refleksję o sytuacji Tatooine

— Dodano momenty rodzinnej intymności, politycznego rozczarowania i dziecięcego buntu

— Motyw wyścigu i marzenia Anakina rozwija jego determinację, przy czym Xanous zaczyna rozumieć, z jakiego świata chłopiec pochodzi – i jak wiele dzieli ich losy, mimo wspólnego nazwiska

✴️ SCENA 41: Rozmowa po kolacji – „Czy jesteście Jedi?”[]

Miejsce: Dom Skywalkerów, salon po kolacji

Czas: Późny wieczór, burza piaskowa wciąż trwa – w oddali błyska błękitne niebo


ChatGPT Image 25 cze 2025, 18 15 39

(Po kolacji wszyscy przenieśli się do głównego pomieszczenia. Anakin siedzi na podłodze i coś szkicuje. Padmé rozmawia cicho ze Shmi w kuchni. Qui-Gon stoi przy oknie, zamyślony, a Xanous przegląda zapis z holopadu. Nagle Anakin spogląda znad swojego rysunku i mówi bezpośrednio.)

Anakin (prosto, z dziecięcą ciekawością): — Jesteście Jedi, prawda?

(Qui-Gon i Xanous wymieniają spojrzenia, ale nie odpowiadają od razu. Chłopiec unosi brew.)

Anakin (z uśmiechem):

— Widziałem wasze miecze.

— Tylko Jedi mają taką broń.

Qui-Gon Jinn podchodzi powoli, siada naprzeciwko chłopca i lekko się uśmiecha.

Qui-Gon (łagodnie): — Co cię tak upewnia?

Anakin:

— Wiem, co widziałem.

— Mój przyjaciel z rynku mówił, że Jedi noszą zielone i niebieskie ostrza.

— I że wyczuwają niebezpieczeństwo, zanim nadejdzie.

(Spojrzał na Xanuosa.)

Anakin (z szacunkiem):

— Ty to zrobiłeś wcześniej. W tamtym tłumie… zatrzymałeś Sebulbę.

— Bez dotykania go. Tylko spojrzałeś.

— I uciekł.

Xanous przerywa przeglądanie danych. Przez chwilę patrzy na chłopca z niedowierzaniem i pewnym… wzruszeniem.

Xanous:

— Jesteś bardzo spostrzegawczy jak na swój wiek.

— Ale powiem ci coś — Jedi nie zawsze noszą zbroję.

— I nie zawsze walczą. Czasem tylko… słuchają.

Anakin (nie dając się zbyć):

— Ale wy macie miecze. I czuję… że jesteście inni.

— Jakbyście… wiedzieli więcej.

(Qui-Gon spojrzał na Xanuosa, dając mu znak głową — subtelny, ale wymowny: „może warto powiedzieć prawdę”. Xanous skinął lekko głową, po czym uklęknął przy chłopcu, wyrównując z nim wzrok.)

Xanous:

— Tak.

— Jesteśmy Jedi.

— Ale to nie znaczy, że jesteśmy bohaterami z bajek.

— Czasem... też się gubimy.

Anakin (cicho):

— Ja też się czasem gubię.

— Ale jak będę Jedi… znajdę drogę.

(Zapadła cisza. W tym momencie wiatr uderzył mocniej w ściany domu. Padmé z kuchni spojrzała na nich z troską, ale nie przerwała.)

Qui-Gon (poważnie):

— Wiele dróg stoi przed tobą, Anakin.

— Ale tylko ty zdecydujesz, którą pójdziesz.

Anakin: — To mogę zostać Jedi?

(Xanous i Qui-Gon znów wymienili spojrzenia. Żaden nie odpowiedział od razu. Ale w oczach Qui-Gona pojawiło się to coś — błysk przeczucia. Nadziei.)

Qui-Gon (z powagą): — Może.


✴️ KONIEC SCENY[]

  • Anakin ujawnia, że domyślił się tożsamości Qui-Gona i Xanuosa jako Jedi
  • Widzimy jego spostrzegawczość, instynkt i już rozwiniętą intuicję Mocy
  • Xanous jest szczery, ale nie idealizuje Jedi — to subtelne echo jego własnej ścieżki i wątpliwośc

✴️ SCENA 42: Rozmowa o wyścigu – przeznaczenie chłopca[]

Miejsce: Dom Skywalkerów, salon po kolacji

Czas: Wieczór, burza piaskowa wciąż trwa

Postaci: Anakin, Qui-Gon, Shmi, Padmé, Hrabia Xanous


ChatGPT Image 25 cze 2025, 18 08 50

(Anakin siedzi przy stole, podekscytowany. Qui-Gon rozmawia z nim spokojnie, ale uważnie. Xanous oparty o ścianę, obserwuje uważnie. Padmé stoi z boku, z rosnącym niepokojem.)

Anakin (nagle, poważnie): — Czy przyszliście nas uwolnić?

Qui-Gon (lekko zmieszany): — Obawiam się, że nie.

Anakin (z przekonaniem):

— Ale myślę, że tak.

— Po co inaczej byście tu byli?

(Cisza. Qui-Gon uśmiecha się z uznaniem.)

Qui-Gon:

— Widzę, że nie można cię oszukać, Anakin.

— Zmierzamy na Coruscant, do centrum Republiki, z bardzo ważną misją.

Anakin: — Jak wylądowaliście tutaj, na Zewnętrznych Rubieżach?

Qui-Gon: — Nasz statek został uszkodzony. Jesteśmy tu uziemieni, dopóki go nie naprawimy.

Anakin (z entuzjazmem):

— Mogę pomóc!

— Potrafię naprawić wszystko!

Qui-Gon (patrząc mu w oczy): — Wierzę ci.

Padmé (do Qui-Gona): — Ale nie mamy czym zapłacić.

Qui-Gon: — Te handlarze złomem muszą mieć jakąś słabość...

Xanous (wchodzi do rozmowy spokojnie):

— Hazard.

— Wszystko tu kręci się wokół zakładów i wyścigów.

Qui-Gon (kiwając głową): — Chciwość bywa potężnym sojusznikiem.

Anakin (z błyskiem w oczach):

— Zbudowałem ścigacz.

— Najszybszy na Tatooine!

— Za tydzień jest wielki wyścig – Boonta Eve.

— Moglibyście wystawić mój ścigacz.

ChatGPT Image 25 cze 2025, 18 19 10

Shmi (z przerażeniem): — Anakin, Watto ci nie pozwoli.

Anakin:

— Watto nie wie, że go zbudowałem.

— Możesz udawać, że to twój, mistrzu.

— Wtedy pozwoli mi wystartować.

Shmi (zbolała):

— Nie chcę, żebyś znów się ścigał.

— Za każdym razem... boję się, że już nie wrócisz.

Anakin:

— Ale mamo, ja to kocham.

— A nagroda wystarczy na wasze części.

— Możecie odlecieć.

Qui-Gon (delikatnie): — Twoja matka ma rację.

Shmi (spokojnie, ale stanowczo):

— Jest jedynym, kto może wam pomóc.

— Nie podoba mi się to... ale wierzę, że on ma pomóc właśnie wam.

— Taki był jego los od urodzenia.

✴️ SCENA 43: „W cieniu wyścigu” – Hologram Księcia Xizora

Miejsce: Dom Skywalkerów, późny wieczór, burza piaskowa wciąż dudni za oknem

Postaci: Xanous Skywalker, hologram Księcia Xizora

Tło: Qui-Gon rozmawia z Shmi, Padmé siedzi z Anakinem – wszyscy zajęci własnymi sprawami. Xanous wychodzi do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie na jego holopadzie miga wiadomość z Nar Shaddaa…


(Xanous siada na ławie, uruchamia holoterminal. Projektor rzuca subtelne światło, a po chwili pojawia się trójwymiarowa sylwetka Xizora – jak zawsze elegancki, wyprostowany, z kielichem rubinowego wina w dłoni.)

Xizor (głos spokojny, aksamitny):

Wiedziałem, że nie oderwiesz się od tamtego piachu tak łatwo, Hrabio.

Tatooine skrywa więcej tajemnic, niż tylko dziecko z midichlorianami jak ocean.

(Xanous uśmiecha się półgębkiem.)

Xanous: — Wiesz już o wyścigu?

Xizor (kiwa głową):

Oczywiście. Boonta Eve Classic. Wielka rzecz dla Huttów…

A Jabba osobiście ma zamiar być na trybunie honorowej.

Zawsze to dobry moment, by przyjmować zakłady i budować lojalność… albo przeciąć gardło, jeśli ktoś przegra za dużo.

Xanous: — Myślisz, że Jabba wie coś więcej o ataku na Serenno?

Xizor (unosząc brew):

Nie. Jabba to pionek, którego trzymają na smyczy — ale może zna kogoś, kto zna kogoś, kto zna... wiesz jak to działa.

Słyszałem plotki o pewnym balu, który planują na jego barce... coś bardziej zamkniętego, tylko dla „przyjaciół rodziny”.

Bib Fortuna może mieć zaproszenie. Jeśli uda ci się wkupić w jego łaski, drzwi się otworzą.

(Xanous zamyśla się. Sięga po sygnet Xanousów i obraca go w palcach.)

Xanous:

— Muszę spotkać się z Quinlanem.

— On czuje rzeczy, których nie potrafię jeszcze nazwać.

Xizor (z wyraźną troską, rzadką u niego):

Uważaj, Xanousie.

Tatooine to nie tylko pustynia. To szachownica, na której grają siły starsze niż Huttowie.

I nie wszyscy grają uczciwie.

Xanous (półgłosem): — Niech próbują.

Xizor (z uśmiechem):

Wiedziałem, że ci się spodoba ta zabawa. Ale nie zapominaj…

Czasem prawdziwa groźba nie nosi blizn, tylko perfumy.

(Xizor znika z błyskiem hologramu. Xanous zostaje sam, spojrzenie skupione.)


✴️ NASTĘPNY KROK:[]

Xanous wie już, że musi:

  • Porozmawiać z Quinlanem – być może ten coś wyczuje na temat planowanego balu czy wpływów Huttów
  • Zbliżyć się do Biba Fortuny, który może mieć zaproszenie na zamknięte wydarzenie Jabbowego kręgu
  • Pilnować wyścigu – Boonta Eve to nie tylko zabawa, ale punkt zapalny układów, zakładów i... zamachów


✴️ SCENA 44: "Głos z cienia Saak’aka" — Konfrontacja Dooku z Vice Royem

Miejsce: Akademia Jedi na Coruscant, prywatna sala komunikacyjna Dooku

Czas: Tuż po transmisji z Naboo, w tym samym czasie gdy Qui-Gon i Xanous są jeszcze na Tatooine

Postaci: Hrabia Dooku, hologram Nute Gunraya (Vice Roy Federacji Handlowej), Mistrz Tholme (w tle)


ChatGPT Image 25 cze 2025, 21 44 51

(Kamera otwiera się na wnętrze surowej, zacienionej komnaty w Świątyni Jedi. Hrabia Dooku stoi nieruchomo, odziany w prostą, brązową szatę Jedi, choć jego postawa zdradza napięcie. Przed nim miga hologram — to Nute Gunray, Vice Roy Federacji Handlowej, prosto z pokładu statku Saak'ak. Sygnał przerywany, ale rozmowa jest ostra.)

Nute Gunray (nerwowy, z cieniem potu na czołach):

Mistrzu Dooku... to nie tak miało wyglądać...!

My tylko... mieliśmy zablokować Naboo, nic więcej...!

Dooku (zimnym, pełnym majestatu tonem):

— A jednak, Vice Royu, rozlała się krew.

— Mówicie o „blokadzie handlowej”, ale to jest wojna.

— Wysłaliście droidy na planetę pod ochroną Republiki. Czy to nie łamie wszystkich traktatów Senatu?

Nute:To... to nie nasz pomysł! Zostaliśmy zmanipulowani!

Dooku (marszczy brwi, w jego oczach pojawia się cień zawodu): — Przez kogo?

Nute (spogląda w bok, nerwowo):Nie mogę powiedzieć. On... on nas słucha... zawsze.

(Dooku podchodzi bliżej do hologramu, jego sylwetka wydaje się potężniejsza niż wcześniej. Jego ton staje się ostry, jak klinga miecza świetlnego.)

Dooku: — Jeśli wciągnięto waszą Federację w nielegalny konflikt — to powinniście zgłosić to do Senatu, a nie kryć się w cieniu.

Nute (głos się załamuje):Zbyt późno. On wie o wszystkim. Przysłał... drugiego. Jego ucznia.

Dooku (zamarł, oczy zwężone): — Ucznia? Kogo?

Nute: —Darth Maul

(Połączenie zostaje przerwane. Dooku zostaje sam, spojrzenie twardnieje. Mistrz Tholme, który stał w cieniu komnaty, wychodzi naprzód.)

Tholme (cicho): — Czy myślisz, że on mówił prawdę?

Dooku: — Owszem. Ale tylko jej fragment.

Tholme: — Jedi nie mogą działać na podstawie niedopowiedzeń.

Dooku (bardziej do siebie): — A może właśnie dlatego przegrywamy.


🎭 Podtekst sceny:

  • Dooku jeszcze jest Jedi, ale już zaczyna kwestionować lojalność wobec politycznych struktur, które nie chronią niewinnych.
  • Gunray ujawnia obecność Dartha Maula,.
  • Dooku nie wie jeszcze, że to właśnie Lord Sidious stoi za intrygą – ale ta rozmowa zasiewa ziarno wątpliwości, które zakwitnie później.


✴️ SCENA 45: „Noc w domu Skywalkerów” – Tatooine, Mos Espa

Miejsce: Dom Shmi Skywalker

Czas: Późny wieczór, Tatooine – niebo usiane gwiazdami, pustynia chłodna i milcząca

Postaci: Shmi Skywalker, Anakin Skywalker, Hrabia Xanous, Qui-Gon Jinn, Padmé Amidala


ChatGPT Image 26 cze 2025, 13 26 11

(Kamera przesuwa się po wnętrzu skromnego domu. Zrobione z glinianych ścian pomieszczenia są oświetlone ciepłym, żółtym światłem. Na stole stoją już tylko resztki po kolacji. Anakin pokazuje C-3PO Padmé, a Qui-Gon i Xanous prowadzą cichą rozmowę przy wejściu do głównego pokoju. Z zewnątrz dochodzi dźwięk wiatru pustyni – wieczorna cisza przed snem.)

Shmi (cicho, z ciepłym uśmiechem):

— To była bardzo dobra kolacja. Dziękuję za wasze słowa, Mistrzu Xanousie.

— Nie spodziewałam się, że los tak połączy mnie z kimś z rodu Skywalkerów...

— Wiem, że to dalekie więzy… ale więzy serca są ważniejsze.

(Xanous pochyla lekko głowę z szacunkiem.)

Xanous:

— To dla mnie zaszczyt, Pani Shmi.

— Choć nie znam jeszcze całej prawdy, czuję… że łączy nas coś więcej niż przypadek.

— Anakin… i ty… jesteście światłem, którego długo szukałem.

(Shmi patrzy na niego łagodnie. W tle Anakin zasypia już na prowizorycznym posłaniu, C-3PO stoi przy nim jak anioł stróż z drutu i srebra.)

Shmi (uśmiecha się, z matczyną troską):

— Myślałam, że może… powinieneś zostać na noc.

— Pokój po moim bracie — jest pusty, ale wciąż go utrzymuję w porządku.

— Niech to będzie twój dom, choćby na jedną noc, Hrabio.

Xanous (z wdzięcznością):

— Dziękuję, Pani Shmi.

— Dawno nie czułem się… jak w domu.

(Padmé uśmiecha się cicho w tle, słysząc jego słowa. Qui-Gon wpatruje się w noc przez okno, zamyślony.)

Qui-Gon (do siebie):

— To dziecko…

— I to przeznaczenie…

✴️ SCENA 46: „Głos Dooku” — Rozmowa przez holotransmisję

Miejsce: Tatooine, kwatera gościnna Xanousa – późna noc

Miejsce równoległe: Komnata kontemplacji, Świątynia Jedi, Coruscant

Postaci: Hrabia Xanous Skywalker, Mistrz Jedi Dooku


(Pokój na Tatooine pogrążony jest w półmroku. Ściany chłodne, z piaskowca, a w powietrzu unosi się zapach przypraw i pyłu. Na środku pomieszczenia aktywuje się hologram – błękitna sylwetka Hrabiego Dooku staje naprzeciw Xanousa, jak przy rozmowie z ojcem. W jego oczach zmęczenie… i ciężar wiedzy.)

ChatGPT Image 26 cze 2025, 14 07 39

Dooku (głosem spokojnym, ale czujnym):

— Mój wnuku… jesteś już bezpieczny?

— Tatooine nie jest łaskawą planetą — ani dla wędrowców, ani dla tajemnic.

Xanous (kiwa głową, poważnie):

— Przetrwałem. Dzięki Quinlanowi.

— Ale coś tu jest, Mistrzu.

— Ślady prowadzą do Huttów. Nie tylko Jabby… Nal Hutta coś ukrywa.

Dooku (marszczy brwi): — Czy dowiedziałeś się czegoś konkretnego?

Xanous:

— Skontaktował się ze mną Książę Xizor.

— Z jego informacji wynika, że Jabba był tylko zasłoną.

— Prawdziwa płatność — za najemników, za broń — przyszła z Nal Hutta.

— Ktoś z Syndykatu… lub ktoś ukryty głębiej.

Dooku (tonem ostrym, głęboko zatroskanym): — Xizor to nie sojusznik Jedi.

Xanous (lekki uśmiech, ironiczny):

— Może nie, ale tym razem mówił prawdę.

— Jego informacje się zgadzają — natknąłem się na najemnika Kartelu.

— Miał herb… jeden z tych, które widziałem kiedyś w archiwach pałacu.

Dooku (milczy przez moment, a potem z westchnieniem): — Więc wracamy do korzeni.

Xanous:

— Mistrzu… jeżeli to prawda, że nalhuttańska gałąź Kartelu miała coś wspólnego z atakiem…

— to oznacza, że ktoś celowo chciał zniszczyć Serenno. Może nie tylko politycznie…

— ale… z powodów osobistych.

Dooku (chłodno, jakby rozważając każdą sylabę):

— Zemsta… albo dziedzictwo, którego ktoś się obawia.

— W polityce rzadko kiedy chodzi tylko o władzę. Czasem chodzi o strach przed tym, kim możesz się stać.

Xanous (spogląda na swoje odbicie w pustynnym oknie): — A może… kim już jestem.

(Chwila ciszy. W tle widać, jak niebo nad Tatooine rozświetla się pierwszym światłem świtu.)

Dooku (miękko, jak do ucznia, którego kocha):

— Zaufaj Mocy, Xanousie. Ale nie ignoruj serca.

— Serenno nie zginęło. Dopóki ty oddychasz — żyje dziedzictwo.


🎭 Podtekst sceny:

  • Xanous staje się łącznikiem między starym porządkiem Jedi a nadchodzącym konfliktem.
  • Dooku jeszcze nie zdradził Zakonu, ale jego rozczarowanie galaktyką i Senatem jest coraz głębsze.
  • Ich relacja przypomina ojca i syna, ale w cieniu tli się pytanie: czy wspólna przeszłość wystarczy, by nie zostali rozdzieleni przez przyszłość?✴️ SCENA 47: „W świetle poranka” – Tatooine, osiem dni przed wyścigiem Boonta Eve

Miejsce: Przed wejściem do sklepu Watto, Mos Espa

Czas: Wczesny ranek, słońce Tatooine dopiero zaczyna piec, powietrze gęstnieje od kurzu

Postaci: Qui-Gon Jinn, Padmé Amidala, Jar Jar Binks, Anakin Skywalker

(w tle: dom Skywalkerów, w którym śpi jeszcze Hrabia Xanous)


(Kamera płynnie przechodzi z wnętrza domu do ulic Mos Espy. Powietrze wibruje od ciepła, słychać nawoływania kupców i charakterystyczne trzaski repulsorów unoszących śmieci. Padmé, Qui-Gon, Anakin i Jar Jar zbliżają się do wejścia do warsztatu Watto. Widać lekki niepokój na twarzy Padmé, Anakin uśmiechnięty, Jar Jar nerwowo rozgląda się na boki.)

Padmé (zatrzymuje się tuż przed wejściem, patrzy na Qui-Gona z powątpiewaniem):

— Jesteście pewni?

— Mamy zaufać chłopcu, którego prawie nie znamy?

Qui-Gon (spokojnie, niemal z uśmiechem, ale z głosem pełnym pewności): — Królowa nie musi wiedzieć.

(Padmé odwraca się, jej twarz zastyga. Mówi chłodno, z godnością królowej ukrytej w szacie służki.)

Padmé:

— Ale ja nie zgadzam się na to.

— To niepokojące. On jest dzieckiem.

Qui-Gon (półgłosem, łagodnie, ale stanowczo): — Ale dzieckiem, które może być odpowiedzią na pytania, których nawet jeszcze nie zadaliśmy.

(Anakin patrzy to na jednego, to na drugiego – nie do końca rozumiejąc, ale wyczuwając napięcie. Jar Jar zagląda do środka warsztatu przez uchylone drzwi i od razu odskakuje.)

Jar Jar (szeptem, jakby zdradzał największą tajemnicę): — On... on tam! W środku! Ma wielkie skrzydła... i śmierdzi przyprawą...

Anakin (rozbawiony): — To tylko Watto. Nie gryzie. No… chyba że mu się nie zapłaci.

(Qui-Gon spogląda jeszcze raz na Padmé. Między nimi wymiana spojrzeń: jego filozoficzny spokój kontra jej młodzieńcza determinacja i troska o losy misji. W końcu Padmé kiwa głową — nie z aprobatą, ale z rezygnacją. Akceptuje, że decyzja została już podjęta.)

Padmé (cicho, do siebie): — Oby to nie był błąd.


(Wchodzą do środka. Kamera zostaje na chwilę na zewnątrz, gdzie powoli wstaje słońce. W tle widać, jak z daleka, na drugim końcu ulicy, Hrabia Xanous wychodzi ze skromnego domu Skywalkerów, ubrany w jasną, piaskową szatę. Przez moment patrzy w kierunku warsztatu, jakby wyczuwał, że coś się tam właśnie zmienia. Kamera nie pokazuje jego twarzy — tylko jego sylwetkę na tle pustynnego miasta.)

ChatGPT Image 26 cze 2025, 18 36 52

🎭 Podtekst sceny:

  • Konflikt między pragmatyzmem Qui-Gona a odpowiedzialnością Padmé.
  • Anakin coraz bardziej wchodzi w centrum galaktycznych wydarzeń — nawet nie wiedząc o tym.
  • Xanous, choć nieobecny w rozmowie, zbliża się do punktu, w którym połączy się przeznaczenie jego, Anakina i losów całej Galaktyki.

✴️ SCENA 49: „Między jedzeniem a tajemnicą” — Rynek Mos Espy, Tatooine, późne popołudnie Miejsce: Zadaszona część rynku Mos Espy, pod rozciągniętą płachtą tkaniny ochraniającą przed słońcem. Pachnie przyprawami, kurzem i czymś, co tylko na Tatooine można nazwać obiadem.

Postaci: Hrabia Xanous, Mistrz Quinlan Vos

Tło: Dzieci bawią się w piasku, klony muzyki mechanicznej mieszają się z głosem sprzedawców, a droid z olbrzymim garnkiem serwuje lokalny gulasz.


(Xanous siada przy niskim, metalowym stole. Ma na sobie kremowo-białą szatę, która kontrastuje z obdartym otoczeniem. Quinlan Vos już tam siedzi — półleżąc jak zwykle nonszalancko, z miską w dłoni i sosem przyprawionym ostrą papryką na brodzie.)

Xanous (z uśmiechem, siadając): — Widzę, że lokalna kuchnia przypadła ci do gustu, Vos.

Quinlan (oblizując palce, mrucząc z zadowoleniem):

— Gdyby Jedi karmili nas tak w Świątyni, nigdy bym nie odszedł na misję.

— Spróbuj tego — to wygląda jak mięso nerfa, ale smakuje jak... decyzja podjęta po trzecim drinku.

ChatGPT Image 26 cze 2025, 19 28 56

(Xanous z ciekawością próbuje kawałek, marszczy brwi — nie od smaku, a od myśli, która go nie opuszcza.)

Xanous:

— Myślałem całą noc. O tych, którzy zniknęli. O Nal Hutta. I o Serenno.

— Xizor powiedział mi coś niepokojącego... Jabba był tylko twarzą, za tym stał ktoś inny.

— Myślisz, że Bib Fortuna coś wie?

Vos (z powagą, nagle odstawia miskę):

— Bib... zawsze wie.

— Ale nie mówi każdemu.

— Dziś wieczorem ma się pojawić w kantynie.

— Trzeba będzie go złapać zanim się ulotni.

(Xanous kiwa głową, jego spojrzenie zawieszone gdzieś pomiędzy przyszłością a wspomnieniem.)

Xanous:

— Mam wrażenie, że wszystko się łączy, ale jeszcze nie widzę obrazu.

— Mój sen… ten chłopiec, oczy jak moje…

— A teraz Anakin… on również... nie jest zwykły.

Vos (z powagą, odchylając się do tyłu):

— Może ta planeta ma większe znaczenie, niż sądzimy.

— Może nie ty jej szukasz, tylko ona przyciąga ciebie.

(Przez chwilę siedzą w ciszy, przerywanej tylko dźwiękami rynku i stukotem łyżek o metalowe miski. Kamera zbliża się na dłonie Xanousa, które nerwowo bawią się sygnetem rodu Skywalkerów.)

Xanous (cicho, bardziej do siebie niż do Vos’a): — Dzisiaj wieczorem w kantynie... może usłyszę coś, co pozwoli mi w końcu nazwać rzeczy po imieniu.


🎭 Podtekst sceny:

  • Rynek staje się miejscem nie tylko wymiany dóbr, ale też informacji i przemyśleń.
  • Rozmowa między Mistrzami ujawnia rosnące napięcie, ale też pogłębiające się braterstwo między Xanousem a Vos’em.
  • Zapowiedź spotkania z Bibem Fortuną buduje napięcie — tajemnica Serenno i wpływy Huttów są coraz bliżej wyjaśnienia.✴️ SCENA 50: „Dziedzictwo i Cień” — Rynek Mos Espy, późne popołudnie

Miejsce: Tatooine, rynek Mos Espy

Postaci: Hrabia Xanous Skywalker, Mistrz Quinlan Vos, Hrabia Dooku (hologram)

Czas: Tuż przed zachodem słońca, piasek złoci się w ostatnich promieniach


(Na skraju rynku, przy zgaszonym straganie, Xanous aktywuje holoprzekaźnik ukryty w sygnetowym pierścieniu. Niebieska sylwetka Hrabi Dooku materializuje się nad stołem, blada i poważna. Quinlan Vos, siedzący obok z kubkiem parującego napoju, obserwuje z milczącym szacunkiem.)

ChatGPT Image 26 cze 2025, 19 47 00

Xanous (cicho, poważnie):

— Dziadku... otrzymałem informacje.

— Bib Fortuna – prawa ręka Jabby – pojawi się dziś w kantynie.

— Mam zamiar ruszyć jego śladem.

Dooku (marszcząc brwi):

— Fortuna to nie głupiec, Xanousie. Jest cieniem w cieniu.

— Jeśli cokolwiek wie… będzie grał na czas, albo spróbuje cię okłamać.

— Pamiętaj: Huttowie nie mają lojalności. Mają tylko ceny.

(Quinlan unosi brew i odzywa się z typowym dla siebie sarkazmem.)

Vos: — I wysokie rachunki za napoje w tej kantynie.

(Dooku rzuca mu spojrzenie, z którym nawet Yoda by się liczył.)

Dooku:

— Mistrzu Vos, mam nadzieję, że przypilnujesz mojego wnuka, zanim cały Tatooine się o nim dowie.

— Wasza obecność tam… jest cienka jak tkanina jego płaszcza. Jeden krok za daleko – i odsłonimy zbyt wiele.

Xanous (spokojnie):

— Niczego nie ujawnimy.

— Ale jeśli Bib coś wie o ataku na Serenno…

— Jeśli naprawdę to Huttowie za tym stali…

— Muszę się tego dowiedzieć. Dla rodu. Dla wszystkich, którzy zginęli.

(Hologram Dooku milknie na moment. Jego twarz staje się chłodna jak marmur. W końcu skinienie głowy – powolne, dostojne.)

Dooku:

— Rób to, co musisz, Xanousie.

— Ale pamiętaj… każda prawda ma swoją cenę. I nie każda przeszłość powinna zostać rozgrzebana.

(Hologram znika. Rynek wraca do życia – dźwięki dzieci, stragany, zapach przypraw i pustynna melancholia. Vos pociąga łyk z kubka.)

Vos:

— Chodź. Zjemy coś jeszcze przed spotkaniem z demonami Jabby.

— Kto wie, może Bib przyjdzie pijany i śpiewający. Tylko wtedy może się z nami podzielić czymś... wartościowym.

Xanous (z nutą ironii):

— A jeśli nie...

— ...to sam mu zaśpiewam.

✴️ SCENA 51: „W oczekiwaniu na cienie” — Kantyna Mos Espy, Tatooine, wieczór

Miejsce: Kantyna w Mos Espie — zatopiona w półmroku, pulsującym świetle neonów i dymie przyprawy. Głęboki jazz i gardłowe języki różnych ras mieszają się z odgłosami kielichów i broni u pasa.

Postaci: Hrabia Xanous Skywalker, Mistrz Quinlan Vos

Czas: Kilka godzin po zachodzie słońca, krótko przed północą


(Wnętrze kantyny drży od niskiego brzmienia Bithów grających na scenie. Xanous i Quinlan siedzą w jednym z zaokrąglonych boksów w tylnej części sali. Ich szaty, choć dyskretne, odróżniają się od ubioru lokalnych bywalców — ale są wystarczająco neutralne, by nie wzbudzać podejrzeń.)

ChatGPT Image 26 cze 2025, 21 33 54

Vos (mrucząc, kręcąc się na siedzisku):

— Pamiętam tę kantynę. Kiedyś ktoś próbował sprzedać tu mrożonego Wookieego.

— Dwie godziny siedziałem przy nim, zanim się rozmroził i przewrócił wszystko do góry nogami.

Xanous (cierpliwie, obserwując wejście): — I co zrobiłeś?

Vos:

— Udałem, że przyszliśmy po przyprawę. Wookiee odwdzięczył się grzmotem łapą, który przywrócił mi kręgosłup.

— Od tamtej pory nie siadam przy barze.

(Do kantyny wchodzą kolejni bywalcy: Trandoshanin z karmazynowym fartuchem, para Twi’leków w wieczorowych pelerynach, stary Nikto z cybernetycznym okiem. Nikt, kto przypominałby Biba Fortunę.)

Xanous (półgłosem): — Miał się pojawić.

Vos (niespiesznie, upijając łyk lokalnego trunku): — Może już był. Może czeka, aż przestaniemy czekać.

(Zbliżenie kamery: Xanous przymruża oczy, obserwując odbicia w powierzchni szklanego dzbana na stole. W jednym z nich widzi rozmytą sylwetkę mężczyzny pod kapturze stojącego niedaleko wejścia. Ale gdy się odwraca — nikogo tam nie ma.)

Xanous: — Może nie chcą, byśmy się z nim spotkali.

Vos (lekko nachylając się):

— Albo on chce, żebyśmy poczuli się zniecierpliwieni.

— U Huttów czas działa inaczej. Oni mają wieki, by wyplątać kłamstwa.

(Do ich stolika podchodzi kelner – młody, lekko znerwicowany Rodianin. Podaje misę z przyprawionym mięsem i chlebem.)

Kelner (szeptem): — „Jeśli czekacie na tego, co mówi za Jabby... dziś nie przyszedł. Ale ktoś inny was obserwuje.”

(Vos i Xanous wymieniają szybkie spojrzenia.)

Xanous (spokojnie, ale ostrożnie): — Kto?

Kelner (uciekając wzrokiem): — Siedzi tam od godzin. Przyszedł przed wami. Nie zamówił nic. Nie ruszył się. Tamten bok — w cieniu.

(Xanous spojrzeniem wędruje ku wskazanemu kierunkowi. Kamera przesuwa się powoli: ciemna sylwetka, schowana w głębokim cieniu, z łagodnym czerwonym połyskiem cybernetycznego oka. Nie Bib Fortuna. Ale ktoś, kto zdecydowanie nie przyszło się napić.)

Vos (cicho): — To nie Bib. Ale może... informator?

Xanous: — Lub ktoś, kto nie chce, żebyśmy go znaleźli.

Oczy Quinlana Vosa zwężają się. Nie odwraca głowy, ale jego dłoń spoczywa teraz luźno przy pasie, blisko uchwytu ukrytej broni.

Quinlan (cicho, bez ruchu ust):

— Piąty z lewej ma coś pod płaszczem. Skaner na udzie. Patrzy nie na nas, tylko za nami. Klasyka zasłony.

Xanous (równie dyskretnie):

— A pozostali?

Quinlan:

— Dwóch z nich zna się. Nie ruszają się jak najemnicy… raczej jak zwiad. Ten Trandoshanin z czerwonym fartuchem udaje kucharza, ale ma odciski po kajdanach na przegubach. Chcesz, bym ich zagadał?

Xanous (spokojnie, z chłodną godnością):

— Nie. Nie jeszcze. Zaczekajmy, aż sami podejdą. Jeśli wiedzą, kim jestem, przyjdą z pytaniem. Jeśli nie — z zamiarem.

W tym momencie para Twi’leków zbliża się do baru, udając niezobowiązującą konwersację, ale ich oczy wciąż błądzą ku bokowi, gdzie siedzą Rycerze. Nikto z cybernetycznym okiem zatrzymuje się przy filarze, dłubiąc pozornie w protezie. Trandoshanin, jak gdyby nigdy nic, sięga po drewnianą miskę pełną przypraw… i zbliża się.

Quinlan Vos oblizuje palce z sosu, po czym przechyla głowę i szepcze:

— Czas na teatr, Hrabi.

✴️ SCENA 52: „Goście z pustyni” — Kantyna w Mos Espie, Tatooine, późny wieczór[]

Miejsce: Kantyna w Mos Espie

Czas: Nocne godziny, światła kantyny odbijają się od pustynnego pyłu na oknach, muzyka przygaszona

Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Zielonoskóra rodzina Twi’leków (Ojciec, Matka, Córka)
  • Stary Nikto z cybernetycznym okiem
  • Trandoshanin w czerwonym fartuchu

(Kamera przesuwa się powoli po wnętrzu kantyny. Półmrok. W tle dym z przyprawy, miękkie światło żółtych lampionów i język rodiańskiego bluesa. Xanous z Vosem przy swoim stoliku, obserwują tajemniczego mężczyznę w cieniu. Wtem — zmysły Mocy Xanousa wyczuwają zbliżające się emocje… nie agresję, lecz euforię, mieszaninę alkoholu i dobrego humoru.)

(Zza kurtyny dźwięków wyłania się grupka postaci. Na czele idzie zielonoskóry Twi’lek w zdobionej tunice, tuż obok niego jego żona — w wieczornej pelerynie — oraz ich nastoletnia córka, energiczna i uśmiechnięta. Towarzyszą im stary Nikto z cybernetycznym okiem i Trandoshanin z fartuchem poplamionym sosem, wyglądający jak kucharz po zmianie.)

ChatGPT Image 26 cze 2025, 21 36 34

Twi’lek Ojciec (z lekkim ukłonem w stronę Xanousa i Vosa):

— Witajcie, przyjaciele… Miejsca w kantynie coraz mniej.

— A moja córka twierdzi, że wasze towarzystwo… wygląda wyjątkowo.

(Córka — zielonoskóra Twi’leczka o czujnych oczach — zerka z nieśmiałym uśmiechem na Xanousa. Vos z lekkim uśmiechem unosi brew.)

Vos (żartobliwie, do Xanousa): — Hrabio… chyba masz adoratorkę.

Xanous (z szacunkiem, ale dystansem, kładąc dłoń na stole):

— Każdy podróżnik jest tu mile widziany.

— Proszę, jeśli chcecie spocząć, podzielmy się przestrzenią.

(Rodzina siada przy ich stoliku. Trandoshanin od razu zamawia coś z baru, krzycząc w nieznanym języku. Nikto siada z westchnieniem i zaczyna kręcić kielichem jakby szukał odpowiedzi w jego dnie.)

Matka Twi’leków (spoglądając na Vosa): — Często tu bywacie? Szukacie kogoś… czy czegoś?

Vos (lekko ironicznie):

— Mówią, że Tatooine to planeta, na której wszystko się zaczyna.

— I wszystko się gubi.

(Córka zbliża się odrobinę do Xanousa, próbując zadać pytanie, ale się waha. On odczytuje to z gracją. Patrzy na nią spokojnie.)

Xanous (cicho, z ciepłem):

— Tak, moje oczy naprawdę są takie.

— I tak, to broń Jedi… choć jestem również czymś więcej.

(Dziewczyna uśmiecha się z mieszaniną onieśmielenia i fascynacji. Jej ojciec wybucha śmiechem.)

Ojciec:

— A więc jednak Jedi. Powiadają, że nie wędrują już po pustyni.

— Dobrej nocy panowie… Uważajcie, by nie zakochać się w Tatooine.

— Nawet piach tu bywa zazdrosny.

(Wszyscy śmieją się lekko. Trandoshanin wznosi kielich z nieznanym płynem i mruczy coś niezrozumiałego. Nikto kiwa głową do siebie, jakby właśnie ułożył poemat.)


🌒 Podtekst sceny:

  • Atmosfera napięcia zostaje chwilowo rozładowana ciepłą interakcją z mieszkańcami planety.
  • Córka Twi’leków wyraża ludzką (i nieludzką) ciekawość wobec tajemniczego Hrabiego.
  • Xanous, choć szuka tropów w sprawie Huttów, znów spotyka się z uczuciem — tym razem niewinnym i lokalnym.

✴️ SCENA 53: „Twarze w cieniu” — Kantyna Mos Espy, Tatooine, późna noc[]

Miejsce: Kantyna na Tatooine

Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Twi’lekowie (ojciec, matka, córka)
  • Trandoshanin i Nikto (tańczący) Czas: Krótko po poprzedniej scenie

(Muzyka zmienia rytm – powoli, ale wyraźnie, przechodzi w coś bardziej hipnotycznego, tribalowego. Dwóch z towarzyszy — Trandoshanin z czerwonym fartuchem i cybernetyczny Nikto — zrywają się od stołu i ruszają ku parkietowi, krzywiąc się z entuzjazmem i machając do reszty. Córka Twi’leków parska śmiechem, ale zostaje przy rodzicach. Pozostają przy stole Xanous, Vos i trójka zielonoskórych gości.)

ChatGPT Image 27 cze 2025, 22 33 56

Xanous (pochylając się nieco bliżej, głosem niższym, bardziej skupionym): — Słyszeliście może… o Bibie Fortunie?

ChatGPT Image 27 cze 2025, 23 01 39

— Bywa podobno w tej kantynie.

— Szukam informacji, nie kłopotów.

(Ojciec Twi’leków gwałtownie drgnął. Jego oczy przesunęły się nieznacznie na drzwi kantyny, potem wróciły do Xanousa. Matka spojrzała nerwowo w bok. Córka ściszyła głos.)

Córka (szeptem):

— Nie mówcie tu głośno tego imienia…

— Ludzie… znikają, jeśli zadadzą za dużo pytań.

— Fortuna nie lubi, gdy się go szuka.

— A jeśli go znajdziesz… to tylko dlatego, że on chciał.

(Vos w tym momencie zerka na ojca dziewczyny. W jego oczach pojawia się błysk intuicji. Coś nie pasuje. Twi’lek mężczyzna siedzi zbyt spokojnie. Ramiona ma zbyt dobrze ustawione. Dłoń — oparta na stole — nieznacznie drga, a przy pasie… delikatnie ukryta rękojeść. Quinlan odzywa się jakby mimochodem.)

ChatGPT Image 27 cze 2025, 23 29 43

Vos (powoli):

— Ciekawe… Nie wiedziałem, że na Tatooine mieszka się z mieczem świetlnym przy biodrze.

— Chyba że to modowy akcent z Ryloth?

(Cisza. Ojciec Twi’leków unosi wzrok. Uśmiech nie znika z jego twarzy, ale oczy już nie są przyjazne — są uważne. Córka zerka przerażona, matka zaciska dłonie.)

Twi’lek Ojciec (cicho):

— Nie jestem wrogim Jedi…

— Nie jestem nawet Jedi.

— Byłem… przez chwilę.

— Ale wtedy przyszły rozkazy. I wojny, których nie rozumiałem.

Xanous (z szacunkiem):

— Nikt z nas nie rozumie ich w całości.

— Nawet ci, którzy je rozpoczynają.

(Vos nachyla się, mówi ciszej, ale z błyskiem rozpoznania w oczach.)

Vos:

— Byłeś padawanem Zakonu?

— Wyglądasz na kogoś, kto znał Sali Laqire lub Mistrza Tosantha.

Twi’lek Ojciec (zaskoczony):

— Znałem Tosanthę. Krótkie szkolenie… zanim wszystko się rozpadło.

— Potem opuściłem Coruscant. Uciekłem na Ryloth.

— Zbudowałem rodzinę.

— I nie jestem tu, by wtrącać się w galaktykę.

— Ale… Bib Fortuna… on coś wie.

— Ale nie pytaj go. Nie pytaj publicznie.

— Jeśli chcesz, mogę dać ci jego zwyczaje. Kiedy przychodzi. Kiedy wychodzi.

(Xanous patrzy na niego uważnie. Córka trzyma dłoń ojca pod stołem, matka zerka z ulgą. Vos już nie żartuje. Atmosfera zadrgała.)

Xanous (z szacunkiem):

— Nie jesteś tylko wspomnieniem Zakonu.

— Jesteś jego sumieniem.

Twi’lek Ojciec:

— A ty… jesteś cieniem przyszłości.

— Jeśli naprawdę chcesz się spotkać z Fortuną… jutro o świcie.

— Na południowym krańcu rynku. Tam, gdzie nawet piasek milknie.


🌑 Podtekst:

  • Xanous i Vos odkrywają, że nawet w najciemniejszych zakątkach galaktyki są ukryci dawni Jedi – rozbici, ale nie złamani.
  • Trop do Biba Fortuny się zacieśnia, ale wymaga ostrożności.
  • Świt przyniesie więcej niż tylko rozmowę – przyniesie decyzje.

✴️ SCENA 54: „Cisza po rozmowie” — Kantyna Mos Espy, późny wieczór[]

Miejsce: Kantyna na Tatooine, tylna część sali przy niskim stoliku z matowego metalu

Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Ojciec Twi’lek
  • Matka i córka (odchodzą)

(Kamera śledzi subtelny ruch – Twi’lek ojciec podnosi się z lekkim westchnieniem. Zgarnia płaszcz z oparcia krzesła, zarzuca go na ramiona. Żona i córka już czekają. W tle nadal gra przytłumiona muzyka — sitara z domieszką perkusji. Kilka postaci tańczy nieporadnie. Reszta kantyny jakby nie zauważyła rozmowy, która właśnie zaszła.)

ChatGPT Image 9 lip 2025, 00 00 10

Twi’lek Ojciec (spokojnie, dyskretnie, gdy pochyla się do Xanousa i Vos’a):

— Podobno dziś jeszcze się pojawi.

— Fortuna lubi wejść tu tuż przed zamknięciem, kiedy już prawie nie ma nikogo.

— Wtedy rozmawia z tymi, którzy mają… coś cennego do zaoferowania.

(Spogląda na córkę, potem znów na nich.)

— Ale nie zadawaj mu zbyt wielu pytań.

— To nie jest istota, która zapomina twarze.

— I pamięta każdy ton głosu.

(Kiwa im głową. Odwraca się. Rodzina Twi’leków znika za drzwiami kantyny, niknąc w pustynnej ciemności. Drzwi zasuwają się z cichym sykiem.)


🪑 (Mistrzowie zostają sami przy stole. Vos krzyżuje ramiona, wpatrzony w pustą przestrzeń sali. Na stole leży kilka pustych kubków i niedojedzony posiłek. Światło nad nimi przygasa, bo część kantyny przygotowuje się do zamknięcia.)

ChatGPT Image 8 lip 2025, 23 58 14

Vos (cicho, z nutą niepokoju):

— Coś mi nie gra, Xanous.

— Nie w nich, ale w atmosferze tego miejsca.

— Czuć napięcie… jakby ktoś jeszcze nas obserwował.

Xanous (patrząc w stronę baru):

— Albo już tu jest.

— I tylko czeka, aż zostaniemy ostatnimi klientami.

(W tle barman przestawia szklanki. Dwoje pijanych Devaronian oparło się o bar. Ale w cieniu jednego z filarów… coś się porusza. Kaptur? Róg? Nie wiadomo. Światło tu jest nieprzyjazne. I nieprzypadkowe.)

ChatGPT Image 9 lip 2025, 00 25 27

Xanous (niżej):

— Niech przyjdzie.

— Jesteśmy gotowi.

— Bo teraz… my mamy pytania.

✴️ SCENA 55: „Wejście Fortuny” — Kantyna Mos Espy, późna noc

Miejsce: Kantyna na Tatooine

Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Bib Fortuna
  • Dwóch gamorreanów (strażników) Czas: Końcówka nocy, tuż przed zamknięciem lokalu

ChatGPT Image 9 lip 2025, 00 32 11

(Drzwi kantyny otwierają się z sykiem, cichym, ale donośnym jak trzask napięcia w powietrzu. Większość gości już wyszła — została ledwie garstka pijanych klientów, dwóch Twi’leków przy barze i samotny Ithorianin pogrążony w drzemce. Z zewnątrz wchodzi trójka.)

Na przedzie — Bib Fortuna: wysoki, blady Twi’lek o czerwonych oczach, z ustami skrzywionymi w czymś, co u biedniejszych istot uchodziłoby za uśmiech. Z tyłu — dwóch gamorreanów, ciężkich, topornych, śmierdzących potem i metalem.

ChatGPT Image 9 lip 2025, 00 46 44

Bib rozgląda się, zmysłami wyostrzonymi. Nos unosi lekko, jakby węszył. Jego oczy zatrzymują się na nich — dwóch mężczyzn siedzących przy jednym z tylnych stolików. Intrygujący. Niespieszni. Zbyt dobrze ubrani jak na tę norę.

Bib Fortuna (mówi cicho do strażnika):

ChatGPT Image 9 lip 2025, 00 56 01

Doscha buhrak... Jedi. Lub coś blisko.

(Strażnicy parskają, ale Bib gestem każe im zostać przy drzwiach. Sam rusza przez kantynę, wijąc się jak wąż. Jego głos, gdy się zbliża, jest syczący i gładki jak olej w mechanizmie.)

Bib Fortuna:

— Dwaj panowie wśród piasku…

— ...to niecodzienny widok.

ChatGPT Image 9 lip 2025, 01 02 15

— Czym mogę zasłużyć sobie na tę nieoczekiwaną… wizytę?

(Xanous nie wstaje. Przesuwa ręką po kielichu, w którym zostało kilka kropel przyprawowego trunku. Jego spojrzenie spokojne, ale uważne. Vos zaś — jak to Vos — półleży jakby znudzony, ale palce jego dłoni spoczywają niepokojąco blisko rękojeści miecza świetlnego.)

Xanous (chłodno):

— Chyba raczej my zasługujemy na wyjaśnienie, panie Fortuna.

— Szukamy informacji.

— A mówią, że ty jesteś ich skarbcem.

Bib sie przysiada (uśmiech się pogłębia, ale staje się bardziej ostrzegawczy):

ChatGPT Image 9 lip 2025, 01 06 59

— Informacje? — To waluta… droższa niż spice i bardziej niebezpieczna niż sarlacc.

(Cisza. Przez chwilę słychać tylko szum starego projektora muzycznego.)

Vos:

— Szukamy powiązań. Nal Hutta. Atak na Serenno.

— Ktoś używał nazwiska Jabby. Ale my nie wierzymy w bajki o samowolnych Huttach.

— Kto naprawdę zlecał te ruchy?

ChatGPT Image 9 lip 2025, 01 12 11

(Bib milknie. , ale lekko się pochyla, jego cienie tańczą na ścianie jak języki ognia.)

Bib Fortuna (ostrożnie):

— Nie wiem, czy jesteście głupi, czy zdesperowani.

— Ale zadawanie takich pytań… na planecie, gdzie każdy cień może być nożem…

— ...to akt odwagi. Albo zapowiedź śmierci.

(Xanous powoli podnosi się. Jego głos jest niski, głęboki jak wibracja starego dzwonu.)

ChatGPT Image 9 lip 2025, 01 17 29

Xanous:

— Jestem dziedzicem Serenno.

— Mistrzem Jedi.

— I nie zapomnę, kto zhańbił mój ród.

— A ty, Bibie, możesz dziś przejść do historii jako pierwszy, który przemówił…

— ...albo ostatni, który zamilkł.

(Gamorreanie poruszają się nerwowo, ale Vos tylko uśmiecha się chytrze, wyczuwając napięcie.)

✴️ SCENA 56: „Znak Huttów” — Kantyna Mos Espy, późna noc (ciąg dalszy) Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Bib Fortuna
  • Strażnicy Gamorreanie Czas: Noc, ostatnie chwile przed zamknięciem lokalu

(Bib spogląda nerwowo na drzwi, które się nie otwierają. Kantyna niemal pusta. Dwóch klientów w kącie kończy drinki. Powietrze zgęstniało od napięcia, przypraw i oczekiwania. Bib, choć zimnokrwisty z natury, ściska lekko własne palce — znak, że coś jednak go niepokoi.)

ChatGPT Image 9 lip 2025, 01 25 40

Bib Fortuna (po chwili ciszy, głosem cichym, jakby mówił do siebie): — To nie był Jabba.

(Xanous unosi brew. Vos przestaje udawać znudzenie.)

Bib (spogląda prosto na Xanousa):

— On sam był zaskoczony, że jego imię zostało użyte…

— ...przy czymś takim.

— Prawdziwy rozkaz przyszedł… z Nal Hutta.

— Sygnał miał pieczęć jednej z Rad Rodowych.

Xanous (głębokim tonem): — Której?

Bib (wzdycha):

— Właśnie to jest najgorsze, hrabio.

— Nie był to znak żadnego z głównych domów jak Besadii czy Desilijic.

— Był… zatarte. Zamazane. Jakby ktoś celowo…

— …łączył elementy z kilku znaków. Żeby zmylić.

Vos (marszczy brwi): — Fałszywy herb?

Bib:

— Nie.

Stary herb.

— Jeden z tych, które zniknęły z archiwów… po Czystce Rodowej na Nal Hutta.

— Te rody... oficjalnie nie istnieją.

— Ale jak widzicie… ich złoto wciąż pachnie, a ich ręka sięga daleko.

(Bib patrzy na nich z niepokojem.)

Bib:

— Ktokolwiek to zlecił…

— …ma dostęp do bardzo starych kanałów Huttańskich.

— Nie wiem kto. Naprawdę.

— Ale jeśli ruszycie tropem na Nal Hutta, nie idźcie jako Jedi.

— Bo Jedi tam... giną bez grobu.


🕯️ Cisza po słowach Biby jest jak po uderzeniu gongu. Xanous wymienia spojrzenie z Vosem.

Xanous (półgłosem):

— Musimy dotrzeć do archiwów rodów Huttów.

— I do tych, którzy pamiętają przeszłość… nawet jeśli są tylko cieniem legend.

Vos:

— Znam kogoś na Nar Shaddaa.

— Stary informator, pracował z Jedi jeszcze przed wojną o Glee Anselm.

— Może wiedzieć więcej o zaginionych rodach.

✴️ SCENA 57: „Zaproszenie do Jabby” — Kantyna Mos Espy, późna noc (ciąg dalszy)

Postaci:

  • Hrabia Xanous Skywalker
  • Mistrz Quinlan Vos
  • Bib Fortuna
  • Strażnicy Gamorreanie Czas: Końcówka nocy, światła kantyny powoli przygasają

(Po chwili ciszy, Bib Fortuna wyciąga z zanadrza holograficzną tabliczkę — pokrytą błyszczącym lakiem z symbolem ogona Hutta wijącego się wokół kielicha. Obraca ją między palcami i podsuwa Xanousowi.)

Bib Fortuna (z ironicznym uśmieszkiem):

— Skoro już tu jesteś, Hrabio...

— ...może powinieneś odwiedzić pałac.

(Vos unosi brew, ale nie reaguje. Xanous bierze holograficzny znacznik.)

Xanous (chłodno): — Jabba zwykle nie zaprasza Jedi.

Bib (szczery tym razem):

— I tym razem też nie zaprosił Jedi.

— Zaprosił kogoś, kto przeżył atak na Serenno.

— Kogoś, kto wśród wpływowych karteli zaczyna być… podejrzanie żywy.

(Bib śmieje się cicho, jakby z własnego dowcipu, ale jego oczy bacznie obserwują reakcję Xanousa.)

Bib (kontynuuje):

— Podczas Boonta Eve Classic będzie bal.

— A Huttowie kochają dwóch rzeczy:

— ...szybkość i sojusze.

— Jeśli chcesz spotkać wszystkich tych, którzy wiedzą coś o Nal Hutta — tam będą.

W pałacu Jabby.

Tylko nie idź tam z mieczem w dłoni, Hrabio.

— Bo wtedy... nie wyjdziesz.


(Vos opiera się na stole, krzyżując ręce.)

Vos (ni to żartem, ni to poważnie):

— Będziemy musieli znaleźć ci odpowiedni płaszcz i kielich do ręki.

— I zapomnieć na chwilę, że jesteśmy Jedi.

Xanous (patrząc na znacznik):

— Nie.

— Nie zapomnę. Ale zagram w ich grę.


🌌 Przerywnik — na zewnątrz:

Tatooine pogrążone w chłodnej nocy. Piasek drży pod podmuchami wiatru. Gdzieś w oddali słychać turkot przygotowań do wyścigu.

📜 Na hologramie: “BOONTA EVE CLASSIC - 8 dni do wyścigu”


🏁 Akt III: Wyścig podracerów[]

– Anakin wygrywa podrace, zdobywając część, z której korzysta załoga youtube.com+11en.wikipedia.org+11wired.com+11.[]

Xanous, choć nie bierze udziału w wyścigu, dyskretnie zabezpiecza, by lokalny syndyk Huttów nie przejął wygranej – obserwując z perspektywy.


🌌 Akt IV: Konfrontacja Mocy[]

– W pałacu Naboo Qui‑Gon i Obi‑Wan unikają pułapki Federacji, lecz napotykają Dartha Maula, zaciekłego Sith lubiciela dualnego ostrza wired.com+2en.wikipedia.org+2originaltrilogy.com+2.

– W tle tego pojedynku, Xanous prowadzi podsłuch federacyjnych komunikatów – dostarcza istotnych wskazówek Rady Jedi, ujawniając sygnały aktywności Huttów na Tatooine i poza nią.


⚔️ Akt V: Wielka Rugation Battle & zemsta[]

– Anakina ratuje flotę Naboo w bitwie kosmicznej .

Xanous, współpracując z siłami Serenno, przechwytuje dokumentację o transporcie niewolniczym Huttów z Tatooine do Arkanis – stanowiąc kluczowy dowód dla przyszłych interwencji.


⚔️ Akt VI: Pojedynek na pałacu[]

– Obi‑Wan pokonuje Maula, odcinając ostrze en.wikipedia.org.

– Równolegle, Xanous organizuje pokojowy kontrast: po raz pierwszy lokalne gildie Tatooine – pod wpływem informacji o Huttach – deklarują wsparcie rekonstrukcji Naboo, wybierając niezależność od Kartelu Nal Hutta.


🕊 Epilog: Nowa Równowaga[]

– Po ceremonii i wyborze Palpatine'a na Kanclerza, Xanous przekazuje raporty i zdobyte dowody Rada Jedi, podkreślając rolę Huttów i ostrzegając: to dopiero początek .

– Jego wpływ polityczny rośnie, a dowody, które zebrał z Tatooine otwierają drzwi do bardziej agresywnych działań Serenno – z oparciem w Jedi, ale bez uzależnienia od Senatu.


✅ Podsumowanie z udziałem Xanousa:[]

  • Jako Mistrz Jedi działać poza oficjalnymi misjami – zbiera informacje na temat Kartelu Huttów.
  • Jego działania wsparły główną misję bogato – dostarczył kluczowych danych dotyczących transakcji i niewolnictwa na Tatooine.
  • Ustanowił pierwszy etap sojuszu między Serenno a neutralnymi planetami, który w przyszłości ocali galaktykę przed Huttami i Sithami.