Biblioteka Arkanii
Advertisement
Biblioteka Arkanii
Autorstwa Cblb
Przeglądasz wariant tego artykułu w Fairverse

Wieczerza imperiów — powieść autorstwa Cblb, opowiadająca o Tynekaidzie, rozgrywającej się w latach 360 ABY - 363 ABY. Duchowy następca Wojny totalnej i jej edycji rozszerzonej.

Treść[]

Tionikos[]

A więc to prawda, pomyślał, tynekawia, odkryta tuż w sercu przestrzeni Imperium. Spoglądał na nią z wizjera w swojej personalnej kwaterze na pokładzie Złotego Słońca. Smukły okręt wlatywał właśnie do układu Rekkiad; jeszcze tydzień temu zostałby on uznany za kolejną z wielu niewyróżniających się posiadłości Tionu na Rubieżach, która ostatnie karty swojej historii zapisała jeszcze za czasów Starej Republiki, dziś jednak to w tym układzie biło serce znanego wszechświata.

Dopiero teraz dziedzic tronu na Radamie miał okazję przyjrzeć się bramie, którą jak dotąd widział raz, na rozmazanej fotografii gwiezdnej wykonanej przez monitorującą rzadki w tym układzie ruch gwiezdny sondę kosmiczną. Tynekawia wydała mu się być rozmiaru księżyca, z zewnątrz prezentowała się jakoby wir, którego epicentrum mieniło się na złoto i pomarańczowo, z odchodzącymi od niego granatowymi i szarymi obłokami, które wziąć można by było na pierwszy rzut oka za mgławicę gwiezdną.

Tionikos czuł się w obecności wyrwy nieswojo, wydawało mu się, że gdy się na nią patrzy, to co znajduje się po drugiej stronie spoglądało na niego. Karcił się za to w myślach, wierzył bowiem, że jego ojciec nie przyjąłby za dobrze do wiadomości, że następca jego tronu boi się zjawisk kosmicznych. Słyszał niejednokrotnie opowieści o istotach, które od spoglądania w kosmos zwariowały i wymordowały załogi swoich okrętów, pamiętał nawet, kiedy za młodu straszył nimi siostrę. Teraz nie był pewien czy w jego dziecinnych bojaźniach nie było ukrytej prawdy.

Wyłączył wizjer, który zgasł z elektronicznym piskiem. W czarnym zwierciadle chwilę temu uwieczniającym największy cud Skyriver Tionikos ujrzał siebie – był średniego wzrostu, na głowie miał niezadbaną kruczoczarną czuprynę, spadającą mu nieco na szare oczy, starannie wygolona twarz sprawiała, że zawsze wyglądał na co najmniej dwa lata młodszego niż był w rzeczywistości, a podkrążone oczy dawały wrażenie jakby również od dwóch lat nie spał. Miał na sobie prostą szarą tunikę, gdzieniegdzie zdobioną złotymi szwami. Ubrał ją jeszcze w pałacu na Radamie i jak dotąd nie widział potrzeby by się przebrać.

Dziedzic wziął kilka kroków na monocotowej posadzce, amortyzowała ona jego stąpnięcia tak, że każde kolejne było prawie bezszelestne. Gdy w końcu dotarł do znajdującej się w rogu pomieszczenia konsoli, wybrał na niej opcję łączącą go z mostkiem, po kilku sekundach czekania połączył się z Arthronem Anikanotitą, kapitanem Złotego Słońca. Na owym stanowisku służył tak długo, że ojciec Tionikosa wspominał czasami o tym, że za młodu nie darzył go zbytnią sympatią. Potwierdzenie długości stażu znaleźć było można w wyglądzie oficera, który właśnie ze zniecierpliwieniem spoglądał w holokamerę. – Jaki mamy status? – zapytał kapitana.
– Jesteśmy dwadzieścia trzy parseki od wyrwy, wydaje się być stabilna, ale konieczne będą kolejne badania.
– Jakieś wieści z powierzchni?
– Nasi założyli małą bazę operacyjną, ale jest tylko tyle pomiarów, które wykonać można z planety. Za dwie minuty rozpoczynamy rozstawianie sond badawczych, by dowiedzieć się więcej. Włącz wizjer jeśli nie chcesz ominąć fajerwerków – wtrącił.
Tionikos skinął głową i zakończył rozmowę. Nie podzielał wcale entuzjazmu kapitana Arthrona. Mimo, że nie miał ku temu żadnych rozsądnych przesłanek, nie spodziewał się, że w Rekkiad spotka go cokolwiek dobrego. Był tam wcześniej tylko raz, jako chłopiec. Odwiedził wówczas powierzchnię jedynej zdatnej do zamieszkania planety w układzie. Niewiele pamiętał z tej wizyty, za wyjątkiem wszechobecnego, przeraźliwego chłodu.

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk nadchodzącego połączenia z mostka, Tionikos pospiesznie je przyjął.
Ton Dochon, jedna z naszych sond podleciała za blisko tunelu. Straciliśmy z nią właśnie kontakt, próbujemy wzmocnić sygnał. Kopros!
– Co się dzieje, kapitanie?
– Nie możemy z tego punktu wzmocnić sygnału. Spróbujemy podlecieć bliżej…
– Chcesz żebyśmy skończyli jak ona?
– To inna sytuacja, nasze repulsory będą w stanie utrzymać nas w wystarczająco stabilnej pozycji by nie zostać wessanym do wyrwy.
Tionikos bez słów odpalił wizjer, jego oczom ukazała się tynekawia, kolory, które pierwszy raz w niej zobaczył stały się intensywniejsze, mgławica ją otaczająca zaczęła się rozszerzać, a na jej krańcach powstawały wiązki elektryczne. Poczuł się, jakby imperialna ekspedycja rozbudziła właśnie starożytne bóstwo, które swoim gniewem ukarać miało galaktykę. Sonda, wysłana do zbadania tunelu, z ledwie zauważalnego białego punktu na tle wyrwy, stała się niewidoczna. Odwrócił się do konsoli, oczekując od kapitana Arthrona wyjaśnień tego, co właśnie miało miejsce. Zanim mógł wykrzesać z siebie pytanie statkiem coś wstrząsnęło, kilka z wykwintnych elementów dekoracji pokoju runęło na podłogę, sam Tionikos stracił równowagę, podniósł się jednak szybko i zdążył wykrzyczeć:
– Na wszystkich bogów tej przeklętej galaktyki, wynośmy się stąd!

Oficer nie odpowiedział, wraz z resztą załogi mostka szukając sposobu na ustabilizowanie sytuacji. Wtem statkiem targnął kolejny wstrząs, po którym nastąpiła seria mniejszych drgań. Książę poczuł kolejne szarpnięcie, tym razem jednak w przeciwną stronę niż te poprzednie. domyślił się zatem, że albo tynekawia rozrywa statek na strzępy, albo oficerowie na mostku próbują zawrócić. – Ton Dochon, radzę się czegoś trzymać!
W tej chwili statkiem wstrząsnęło ponownie, było to na tyle gwałtowne, że Tionikos przeleciał pół pokoju, lądując pod wizjerem, rzut okiem na ów ukazał jednak, że Złote Słońce oddalało się od tynekawi. Aktywność, którą przejawiała jeszcze chwilę temu, przycichła.
– Raport – powiedział wstając.
– Jesteśmy w bezpiecznej odległości, niewielkie zniszczenia na statku, konieczne będzie wylądowanie na powierzchni w celu napraw, dwóch rannych, obydwoje udali się do…
– Kapitanie, mamy nowe odczyty – rzekł jeden z młodszych oficerów na mostku.
– Skąd?! – zdziwił się Anikanotita.
– Z sondy, która właśnie zniknęła w wyrwie.
– Czyli to znaczy, że…
– Tak, kapitanie, na to wygląda, tunel jest stabilny.
Wzrok Tionikosa dalej skupiony był na tynekawii, z wnętrza której właśnie wyleciał niewielki biały obiekt, zbliżając się w kierunku Złotego Słońca'.

Zawartość[]

[Pokaż/Ukryj]
Postacie Stworzenia Modele droidów Wydarzenia Miejsca
Organizacje i tytuły Rasy rozumne Pojazdy i statki Broń i technologia Różne

Postacie

Postacie główne

  • Tionikos pierwsze wystąpienie

Postacie poboczne

Wydarzenia

  • Tynekeida pierwsze wystąpienie

Miejsca

      • Rekkiad pierwsze wystąpienie
        • IV tynekawia pierwsze wystąpienie

Organizacje i tytuły

  • Galaar'tsad pierwsze wystąpienie

Rasy rozumne

Pojazdy i statki

  • prom typu Doxa pierwsze wystąpienie
    • Złote Słońce pierwsze wystąpienie
Advertisement