Przed Burzą (ang. Before the Storm) to opowiadanie autorstwa użytkownika Fargothena. Odbywa się ono w środku drugiej wojny międzygalaktycznej, w czasie gdy Imperium Konstantyńskie wraz z Państwem Mandaloriańskim prowadzą ofensywę na Sojusz Międzygalaktyczny, jednak w pewnym momencie coś przerywa ten brutalny blitzkrieg....
Treść[]
Prolog[]
Jesień, 513 ABY, nad Hypori
- ....Wasza Wysokość, z relacji zwiadowców wychodzi, iż 23 Flota Peralijska wraz z wsparciem 5 Wydzielonej i 1 Ryloth stacjonują na pograniczu, gotowi uderzyć w każdej chwili na Hypori, zalecałbym-
- Nie interesuje mnie, co byś zalecał, Imperator jest od dowodzenia, nie krycia się w stolicy. Jeśli to już wszystko.... - Konstantyn odpowiedział, widocznie poirytowany.
- Tak, Wasza Wysokość... - Mężczyzna w szarym uniformie odmaszerował.
Konstantyn westchnął, wojna już zaczynała powoli wszystkich męczyć, a arystokracja już od roku spiskuje przeciw Imperatorowi. Jednak nie mógł pozostawić swoich sojuszników na pastwę losu silnego trójprzymierza Sithów, Południowców i Imperialnych. Wstał ze swojego fotelu i wyjrzał przez okno swojego okrętu, KENS Arx Tempestus, i zaczął obserwować leniwie sunący przez przestrzeń Niszczyciel typu Dominus II. Nagle z jego pomieszczenia wydobył się sygnał komunikatora.
- Słucham? - Konstantyn włączył holokomunikator
- Wasza Wysokość. - Przed nim ukazała się kobieta o brązowych włosach i równie ciemnych oczach. To była Shani, jego żona.
- Shani. Witaj. Konstantyn się uśmiechnął Z czym do mnie przychodzisz?
- Mam do ciebie prośbę. Musisz wrócić, na Etrenum. Teraz.
- Shani, wiesz dobrze że nie mogę, jesteśmy w środku-
- Wiem, wiem, jesteście w środku wojny. Ale ta....sytuacja wymaga ciebie tutaj, na miejscu. Teraz.
- Co się stało?
- Twój ojciec... Zmarł.
Konstantyn nic nie powiedział
- Nie miałeś prawa wiedzieć, ale za to miałeś prawo się na mnie zdenerwować. Mogłam ci powiedzieć wcześniej. Przepraszam że w ogóle zawracam ci głowę.
- Nie, czekaj.... - Konstantyn westchnął - Będę tam jutro.
- Nie musisz...
- Muszę. Trzeba odprawić mojego ojca z honorami. Będę jutro.
- Konstantyn.
- Tak?
- Dziękuje. - Shani się rozłączyła.
Imperator usiadł spowrotem na swoje krzesło, i zamknął oczy, oddychając powoli. Wkrótce potem złapał za komunikator.
- Tak, Wasza Wysokość? - zapytał męski głos.
- Poinformujcie Królową Faith oraz Prezydenta Republiki iż przez następny tydzień nad flotą Imperium przejmie kontrolę Legat Septim. Ja udaję się na Etrenum, Lord Bazyleusz zmarł.
- Tak jest, Wasza Wysokość.
Rozdział I[]
Wahadłowiec ląduje na deszczowej platformie. Rampa opada, a z niej wyłaniają się trzy figury, dwie z nich stojące po bokach niższej osoby. Trójka zaczyna schodzić po rampie, a na dole wita ich mężczyzna w czarnym, bogato zdobionym stroju.
- Ave Imperator. - mężczyzna powiedział, klękając.
- Wstań, nie brudź sobie ubrania. Wygląda na to że Bogowie również opłakują śmierć mojego ojca. Chodźmy.
Czwórka udała się do Katedry, największej na całym Etrenum, wysokiej na ponad sto pięćdziesiąt metrów Przenajświętszej Katedry im. Liusetié Autokratori Imperium Konstantineosi. Przed nią stały setki ludzi, a w środku już było słychać dzwony. Konstantyn udał się do środka, mijając dziesiątki osób, które przed nim klękały. Wszedł do środka, gdzie atmosfera wręcz uderzyła go w twarz. Wszechobecny smutek, żal i ból był silny w katedrze. Machnął ręką do swoich strażników i podszedł do leżącego na ołtarzu ojca. Ubrany był w czarne szaty i miał na oczach dwie złote monety. Imperator westchnął, zamknął oczy i przyłączył się do grupowej modlitwy, którą właśnie rozpoczął kapłan.
- Niech jego podróż na drugą stronę lekką będzie. Bogowie patrzą na nas wszystkich przychylnie, gdy przychodzi czas naszego końca, gdyż czas na nasz osąd przychodzi dopiero w Chwili ostatecznej naszego świata..... - kapłan kontynuował.
Konstantyn przełknął ślinę twardo i spojrzał się teścia raz jeszcze. Wkrótce po tym ceremonia została zakończona, a Konstantyn wraz z zaproszonymi udał się na ucztę na cześć swojego teścia. Wychodząc z Katedry napotkał na swoją wybrankę.
- Dobrze że jesteś. - Nikola powiedziała, uśmiechając się słabo. Chwilę po tym jej mina nabrała smutku, i zaczęła płakać, przytulając Konstantyna.
- Cśś...Mój ojciec jest teraz pod opieką Bogów. Chodź, uczcimy jego pamięć.
Nikola kiwnęła głową na tak, i razem udali się do osobistego pojazdu, który zabrał ich do Willi Diuka Grakosa.