Biblioteka Arkanii
Advertisement
Biblioteka Arkanii
Autorstwa IwanRoslin
MroczneCzasy

Czasy niepokoju na kontynencie. W samym centrum Kontynentu, Cesarstwo Caelum i Królestwo Lusii, toczą od setek lat mniejsze lub większe potyczki przygraniczne, pozostające bez zwycięzcy, jednakże od pewnego czasu szala zwycięstwa przechyla się na stronę Lusii, dzięki tajemniczemu dowódcy, Wielkiemu Generałowi Valionowi, otoczonym przez elitarne Niebieskie Ostrza. Na zachodniej granicy Cesarstwa szerzy się bezprawie oraz napięcie, a w dodatku Państwo-Cytadela szykuje się do ataku na Warownię Zakonu Carre, jedynej przeszkodzie stojącej na ich drodze do Cesarstwa. Na dalekim wschodzie natomiast, w odległym państwie Iearees, rasa Catwe po stuleciach niewoli postanawia przeprowadzić zbrojny bunt.

Prolog[]

- G-generale Aviera - zdyszany mężczyzna odparł, jąkając się. Generał w jednym momencie odwrócił się, porzucając czynność patrzenia się na szybę, i opadające po niej krople burzowego deszczu. Wychwycił natychmiast że posłaniec który zakłócił mu jego melancholię, posiada insygnia porucznika. - P-przynoszę wie-ści od Pułkownika Tha-aerysa, z-złe wieści, Sir - odparł a dokładniej wyjąkał Porucznik.

Nie zajęła nawet sekunda a przypomniał sobie postać Podpułkownika, a od miesiąca Pułkownika Thaerysa, nazywanego przez Visesa, pieszczotliwym imieniem Neuro. Thaerys, był jedną z najbardziej kontrowersyjnych osobistości w całej Cesarskiej Armii, czym zaskarbił sobie jego szacunek. Mianowicie był kotem, ale nie takim zwykłym domowym futrzakiem, ale humanoidalnym kotem, z rasy Catwe która na zachodzie Cesarstwa była "służącymi", a dokładniej niewolnikami co bogatszych person, ale arystokracja nie lubiła ich tak nazywać. Thaerys nie podzielił losu innych przedstawicieli swojej rasy, z jednego powodu, został zakupiony, a następnie protegowanym, ówczesnego Generała Visesa, którego ten zaciekawił podczas jednej z wielu podróży po świecie. Był bodajże jedynym oficerem, a może nawet żołnierzem Catwe w całej armii Cesarskiej Mości. Jego pochodzenie nie utrudniało mu natomiast bycia wyśmienitym strategiem któremu nie raz udało się kompletnie przewidzieć i skontrować wrogi atak, dawno byłby już Generałem, gdyby nie po pierwsze jego młody wiek, a po drugie, w szczególności, inni Oficerowie ograniczający młodego Pułkownika, nie wierząc w umiejętności przedstawiciela rasy "Sług". Jego zamyślenia przerwał mu posłaniec.

- Puł-k-kownik prosi o posiłki, w z-związku z rozb-biciem Armii Marszał-k-ka Polnego Visesa, k-każe też przekaz-zać wieść o śmierci Marszałka Polnego, p-podczas odwrotu, z-z rąk Niebieskich Ostrzy - Aviere zaczynało już irytować jąkanie się, Porucznika.

Aviera oniemiał, od lat nie doszło do tak decydującej bitwy na granicy z Lusią, jednocześnie nie miał pojęcia jakim cudem najpotężniejszy Obdarowany na całym kontynencie, mógł zostać pokonany przez oddział wroga, może i był to elitarny oddział weteranów, ale dalej czuł niepokój. Może to wiek zawiódł Visesa, nie był już młody jak kiedyś, przeżył już 80 Jesieni, a już dawno udowodniono że Obdarowanego można zabić. Gestem ręki kazał opuścić ogromny gabinet posłańcowi, i po chwili był sam z swoimi myślami, w kompletnej ciszy zakłócanej uderzeniami dużych kropel deszczu o szyby Cesarskiej Twierdzy. Podszedł do ogromnego owalnego stołu, pokrytego mapą całego Kontynentu i figurkami symbolizującymi wiele armii, oddziałów i ważnych oficerów, zwykła osoba uznała by to za chaotyczne ułożenie, nie mające sensu, lub porównało do zabawy drewnianymi żołnierzykami, ale dla Generała był to porządek i swoisty rodzaj hobby, większość figurek sam wystrugał, w czym był naprawdę dobry. Spojrzał się na wschodnią granicę Cesarstwa i odnalazł to czego szukał. Szybkim ruchem ręki pochwycił figurki symbolizujące Marszałka Polnego oraz podległą mu III Armię Graniczną Cesarskiej Mości, dbale jakby z bólem odłożył je do obszernej szafy, z tabliczką "Ku chwale poległych", szafa wypełniona była innymi figurkami które kiedyś znajdowały się na mapie. Był to swoisty sposób Aviery by uczcić ofiarę tych wszystkich ludzi, w tym wielu swoich przyjaciół. Każda półka mieściła innego rodzaju figurki, najwyższa mieściła wyższych oficerów oraz osoby które niestety były dla niego autorytetem albo przyjaciółmi, tam postawił figurkę Visesa, przy której większość obrazów przedstawiających Marszałka Polnego, wydawała się nabazgrana od niechcenia. Półka poniżej mieściła niższych oficerów, tam swoje miejsce znalazło parę figurek pomalowanych w barwy III Granicznej, a poniżej figurki przedstawiające elitarne siły, na szczęście dla Cesarstwa, nie interesowała go w tym momencie. Na najniższej półce w jego gablocie mieściły się figury przedstawiające Armię, tuż obok I Armii Granicznej, rozgromionej przeszło 3 miesiące temu, postawił przepiękną figurkę Piechura pomalowaną w barwy III Granicznej, i zamknął szafkę.

Usiadł na miękkim fotelu, czując się starszym o dwadzieścia lat, był zbyt zmęczony dzisiejszymi wieściami by zająć się dzisiaj czymś wymagającym pracy jego umysłu, sięgnął ręką po książkę pod książkę, o dość propagandowym tytule w jego opinii, "Historia Krucjat Wspaniałego Cesarstwa Caelum". Zaczął czytać, a jednocześnie zastanawiać co teraz będzie, skoro zabito najwspanialszego stratega i obdarowanego w całym Cesarstwie. Krople deszczu obijały się o szybę, zakłócając idealną ciszę w pokoju, jednakże nie irytowały one Aviery, były dla niego uspokajające. Po paru minutach, a może kilkudziesięciu poczuł że zaschło mu w gardle, pomimo tego że nawet nie odezwał się słowem. Odłożył książkę, i chwycił zimną już filiżankę swego ulubionego napoju. Wyśmienicie słodkiej mieszance ziół, będącej dla niego zamiennikiem wina, popularniejszego napoju oficerów jego stopnia, jednakże Generał cenił sobie szczególnie jasność umysłu, a herbata go tylko koncentrowała w przeciwieństwie do alkoholu. Skrzywił się, czując kwaskowy i gorzki smak, zupełnie inaczej smakujący niż herbata jaką pił na co dzień, momentalnie zrozumiał dlaczego. Filiżanka wypadła mu z rąk, rozbijając się na parę fragmentów, a on sam powoli tracił czucie w całym ciele, próbował się poruszyć ale nie miał siły, z każdą sekundą przestawał czuć każdy kawałek ciała, po chwili mógł już tylko mrugać.

Kątem oka zauważył na filiżance, malunek znanej mu, jak i większości osób które kiedykolwiek zaangażowały się w politykę. Mianowicie była to żmija na czerwonej tarczy, dość znany herb... rodu Wielkiego Generała Valiona, głównodowodzącego Lusiańskiej Armii. Nic jednak nie mógł zrobić, jedynie mrugać.

---

Wystarczył jeden rzut oka na niedojedzonych, wychudzonych, potężnie zbudowanych mężczyzn, by dowiedzieć się że z każdym dniem słabną. To był ich los, zawiedli jako przyjaciele, jako żołnierze, i jako powiernicy życia. Miesiąc temu, nie udało im się powstrzymać sił Valiona, i obronić Visesa własnym ciałem, przed morderczym mieczem Valiona. Mieli dwa wyjścia, jednym z nich było popełnienie samobójstwa by zjednoczyć się z Bogami i Visesem. Drugą opcją, zaproponowaną przez Pułkownika Thaerysa, była bohaterska śmierć, jak na Boski Legion przystało. Wybrali tą drugą opcję, ich misją stała się partyzantka aż do śmierci, i opóźnianie przemarszu wojsk Lusii. W miesiąc stracili dwieście siedemdziesiąt trzech ludzi z liczącego pięćset mieczy oddziału, zabierając ze sobą pięć razy tyle wojsk nieprzyjaciela. Mieli jednak w tym poświęceniu własny cel. Udało im się namierzyć kolumnę z samym Valionen. Dwieście ludzi wiedziało na co się piszę, atakując kolumnę Valiona. Reszta, dwudziestu siedmiu, najmłodszych ludzi którzy ocaleli, miesiąc bezustannych partyzanckich walk, została puszczona wolno. Mieli całe życie przed sobą, i nie byli połączeni taką Boską więzią z Visesem, jak większość Legionu.

- Majorze Reedus, kolumna na horyzoncie, żołnierze na pozycjach, wszystko idzie zgodnie z planem - Wyrwany z rozmyśleń, natychmiast wyciągnął miecz i przyłożył go do gardła, jak się okazało, Podporucznikowi Jarretowi, jednego z tych osób, które przeżyły więcej niż przeciętny żołnierz. Po pojęciu pomyłki, odsunął miecz od jego gardła, jednym zgrabnym ruchem chowając go do pochwy.

- Wspaniale, przygotować się do uderzenia - Odparł, lekko zmodyfikowanym głosem, przez nietypowy hełm wyróżniający się od tych normalnie noszonych przez dowódców Boskich Legionów. Jednocześnie odpowiadając wyciągnął cały worek kryształów, jaki mu został, do napędzania broni, i wsadził go pod hełm, by zębami mógł w każdej chwili chwycić go i umieścić w swojej twarzy. Była to ostateczność, ponieważ spożywanie kryształów, najczęściej powodowało chwilowego kopa energii, a następnie szybko niszczyło ciało, by zabić swojego żywiciela.

Po 30 minutach, które dla nich wydawały się miesiącami, przed nimi pojawił się sam Wielki Generał Valion, będący 50 letnim, mężczyzną o długich jasnoblond włosach, nosił piękną złotą zbroję, i dosiadał równie pięknego rumaka. W Caelańskiej Armii, jak i Lusiiańskiej, było dużo plotek o tym co Valion robi z chłopcami wchodzącymi w dorosłość. Gdy Reedus, dał znak do ataku, momentalnie Wielki Generał, także dał własny znak, odpychając pierwszą linię napastników. Gwardia Valiona ruszyła do ataku na lekko oszołomionych napastników, szczelnie zasłaniając swojego Dowódcę. Lecz prawdziwa rzeź zaczęła się gdy od tyłu wkroczyły siły, które wręcz czekały tylko na ich atak. Reedus w jednym momencie siekał mieczem, by w drugim wyciągnąć kuszę i eliminować siły biorące ich od tyłu. Po godzinie walk, zostało ich już około trzydziestka i zostali okrążeni. Reedus nie widział już innej opcji. Pochłonął woreczek kryształów, momentalnie uwalniając potężny wybuch mocy, dezintegrując ostatnich żołnierzy IX Batalionu Boskiego Legionu, oraz wszystkich otaczających Valiona wrogów. Zdziwiony Generał, zdołał ochronić się kopułą za pomocą mocy podarowanej przez Bogów. W ułamku sekundy, Valion podniósł się z prochów swojego pięknego zdezintegrowanego konia, i wyciągnął smukły dwuręczny miecz. Czas zahamował, i żołnierze biegnący od strony lasu, gdzie niedawno to oni czekali na Valiona, wydawali się odlegli, jak wspomnienia z dzieciństwa. Liczyli się tylko oni...

Pełny gniewu w oczach Reedus, ruszył na Valiona, wyprowadzając chaotyczne kombinacje swoim ciężkim jednoręcznym mieczem, które jednakże były z wielkim trudem blokowane przez Wielkiego Generała. Obaj zaczęli grać do jednej melodii, piosenki granej przez samą śmierć. Szli łeb w łeb, ale wyraźnie było widać że Valion słabnie, wreszcie Reedusowi, udało się przezwyciężyć obronną aurę Generała, podcinając mu mięśnie nogi. Valion padł ranny, i wystawił przed siebie ręce. Reedus ruszył ku niemu, by wymierzyć sprawiedliwość miecza, poddającemu się przeciwnikowi, gdy w ułamku sekundy, zauważył przenikliwy ból, gdy dosięgły go pierwsze boskie, purpurowe błyskawice. Napełniony determinacją, i siłą kryształów, poruszał się jednak dalej, prosto na Valiona, strzelającego w niego błyskawicami. Powoli ciężka żelazna zbroja i ciało Reedusa, zlewały się w jedną masę, jednakże ten dalej ruszał przed siebie, ignorując ból, paraliżujący cały mózg, czy może papkę która z niego została. Miał tylko jeden cel, uśmiercić Valiona, nie wiedział już kim jest, ani dlaczego to robi, ale w pustej głowie miał tylko ten cel. Udało mu się podejść do Valiona, by móc zadać cios... Jednym zgrabnym ciosem, uciął Generałowi rękę, jednakże druga, w tym momencie uwolniła potężniejszą serię błyskawic, które wręcz sprawiły że coś co było w zbroi, nie mogło być nazwane człowiekiem. Błyskawice były tak potężne że odrzuciły Reedusa, kilometr dalej, i jego ciało wpadło do rzeki. Ostatnim uczuciem które towarzyszyło istocie która niegdyś dzierżyła imię Reedus, była bezgraniczna chęć zemsty, niezależnie od wszystkiego...

Advertisement